OD REDAKCJI TENETE TRADITIONES: Tekst poniższy stanowi doskonałą odpowiedź na błędy i herezje większości współczesnych tradycjonalistów, (głównie [neo]FSSPX i ich wiernych) reprezentujących pozycję R&R (recognize and resist) - uznających i sprzeciwiających się modernistycznym pseudopapieżom. Jasno wynika stąd, że nie są to żadne nowe błędy, a były one już znane od XVII wieku we Francji pod nazwą gallikanizmu (skąd przedostały się do Niemiec gdzie trafiły na grunt bardzo podatny) oraz w Cesarstwie pod nazwą józefinizmu. Z tych błędów wzięło się później jawne odrzucenie Nieomylności Papieskiej i formalna schizma, czyli powstały w krajach niemieckojęzycznych starokatolicyzm. Współczesne błędy lefebrystów (propagowane przez nich w wykładach, kazaniach, książkach i czasopismach) są dokładnym powtórzeniem tych błędów, z czasów Soboru Watykańskiego (1870 r.), które są całkowicie sprzeczne z niezmiennym nauczaniem Kościoła (mimo iż mogą podszywać się i sprawiać pozory "tradycji").
NIEOMYLNOŚĆ PAPIESKA
i
niemiecka teologia
"TYGODNIK SOBOROWY"
––––––––
Kiedy Francja przeszło dwie trzecie swych biskupów, wśród których jaśnieją pierwszorzędne znakomitości, dostarczyła wielkiemu zastępowi zwolenników nieomylności Głowy Kościoła, kiedy Belgia i Hiszpania słynne z wielkich tradycji pod względem umiejętności teologicznych, całym swoim episkopatem większość Soborową potężnie wzmocniły, Niemcy tymczasem z małym wyjątkiem, biskupami swoimi, wzmacniają stronnictwo opozycyjne. Znakomitości nawet takie, jak Ketteler i Hefele omyliły nadzieje katolików. Broszury tych dwóch biskupów, podwójnie smutne zrobiły wrażenie w Rzymie i w świecie gorętszych miłośników majestatu Piotrowego: raz duchem swoim, to jest duchem protestacji tym więcej dającej do myślenia, im więcej mieliby raczej powodów do postawienia się za powagą Rzymu, oni, narodowością swoją przypominający ojczyznę protestacji – drugi raz słabością teologiczną fatalnie w pisemkach wystosowanych do Ojców Soboru kompromitującą famę teologiczną Niemiec, tak zarozumiale przez Döllingera lat temu kilka na zjeździe teologów niemieckich w Monachium, pod niebiosa wynoszoną.
W niniejszej rozprawie, weźniemy pod rozwagę broszurę, przypisywaną powszechnie biskupowi Hefele: O nieomylności osobistej biskupa rzymskiego i będziemy się mogli przekonać, jak dalece w kwestii nieomylności nie ma się co rachować z erudycją niemiecką i z teologią opozycyjną.
Autor nie występuje wcale jako przeciwnik nieomylników, ale tylko jako przeciwnik oportunistów, to jest tych, którzy są dzisiaj za ogłoszeniem dogmatu nieomylności. Owszem zaraz z góry oświadcza on, w czym się zgadza z nieomylnikami, ażeby potem mógł tym śmielej powiedzieć, dlaczego się nie zgadza z nimi pod względem wczesności ogłoszenia.
Najprzód więc zgadza się na to, że Piotrowi i następcom jego udzielony rzeczywiście został prymat honoru i jurysdykcji z prawem rządzenia, sądzenia i nauczania w charakterze najwyższego doktora Kościoła w rzeczy wiary i moralności.
Zgadza się po wtóre i na to, że jakkolwiek biskupom udzieloną także została władza rządzenia i nauczania Kościoła, ale to pod zwierzchnictwem i w zależności od Papieża.
Stąd wyprowadza cztery wnioski, na które by się gallikanie czystej krwi nigdy nie chcieli pisać, a tym mniej schizmatycy, a którym, gdyby autor sam nie był przeciwstawił pewnego ale, ultramontanie gotowi by byli przyklasnąć, jako wnioskom najlogiczniej do nieomylności wiodącym.
"Sprzeciwia się nauce objawionej, powiada on najprzód, apelować od wyroku Papieża do przyszłego najbliższego Soboru powszechnego.
Błędem jest i rzeczą niegodziwą twierdzić, że Sobór powszechny jest wyższy od Papieża, lub od niego niezależnym (supra aut praeter Papam).
Błędem równie i niegodziwością byłoby chcieć tylko zewnętrznym posłuszeństwem przyjmować wyroki papieskie w sprawie wiary i obyczajów, zamiast posłuszeństwem umysłu i serca.
Na koniec, rzeczą jest żadnej nieulegającą wątpliwości, certissima fide, że Kościół rzymski błądzić nie może".
Ale, powiada on, kwestia poruszająca dzisiaj umysłami, nie wchodzi w zakres tych tak pewnych punktów wiary. Dlaczego? kwestia to bowiem, osobistej Papieża nieomylności, zrozumianej w tym sensie, jakoby każdy następca Piotra, aktualnie na stolicy jego zasiadający, miał posiadać tę szczególną prerogatywę, iż wielekroć by razy chciał wyrokować w sprawie wiary i moralności, i w samej rzeczy wyrokowałby uroczyście, wyrok jego tym samym byłby już nieomylnym – i jako na taki wierni obowiązani by byli dać swoją niezłomną zgodę.
W taki sposób zrozumiana nieomylność jest zbyt świeżej daty i nader jeszcze niedostatecznie roztrząsana, aby się mogła stać przedmiotem dogmatycznej decyzji. A nadto, argumenty przeciwko niej nagromadzone zbyt są ważne (gravissima), aby je można uważać za niebyłe. Katolicy więc muszą mieć jeszcze wolność w utrzymywaniu zdania przeciwnego. Stąd wnioskuje, że zwolennicy nieomylności i wczesności co do jej zawyrokowania, grzeszą przeciwko sprawiedliwości, mieszając zdanie tak nowe i nieroztrząśnięte z punktami wiary, nieulegającymi żadnej wątpliwości – traktując przeciwników tego zdania, jako nieprzyjaciół powagi i władzy papieskiej i wystawiając ich na nienawiść wiernych.
Tak oznaczywszy stan kwestii na poparcie zdania swojego, powołuje się najprzód na naukę znakomitej powagi w świecie teologicznym, to jest Turrekrematy, który, mówiąc nawiasowo wtenczas tylko jest dobry dla stających w opozycji z pretensjami Rzymu, kiedy się da coś u niego wytargować przeciwko owym pretensjom, inaczej zaś nazywa się go z hiszpańska Torquemadą i ma się z niego gotowe bobo inkwizycyjne do straszenia nieuków i sentymentalnych kobiecin. Znakomity autor Ximenesa, który właśnie jest autorem w mowie będącej broszury, lepiej wie o tym, niż ktokolwiek inny, że Turrekremata nie jest do użycia przeciw prerogatywom papieskim, chociażby się te prerogatywy nie wiedzieć jak chrzciło mianem przywłaszczenia. Nie do pojęcia też prawdziwie, jakim sposobem mógł się na niego powołać, jako na utrzymującego, że Papież nawet jako Papież może popaść w herezję, a tym samym może być sądzonym przez Sobór. Zobaczymy zaraz jak ta sprawa stoi.
Na Bellarmina mniej jest łaskawy, niż na Torquemadę. Zarzuca mu, że w Papieżu wylicza tylko cztery stany, czyli wypadki. Bellarmin rzeczywiście powiada, że Papież działać może tylko, albo jako osoba prywatna, albo jako Papież sam przez się, albo jako Papież w gronie zwykłej swojej rady, albo jako Papież z Soborem powszechnym. Autor broszury powiada, że jeszcze jest piąty wypadek przeoczony, czy zamilczany przez Bellarmina, to jest Papież w towarzystwie z biskupami rozproszonymi, czyli niezgromadzonymi na Soborze powszechnym, a mimo tego niemniej będącymi sędziami wiary. Notujemy tymczasowo, że piąty ów wypadek stawia ten sam autor, który zdaniu o nieomylności osobistej Papieża zarzuca nowotność.
Po skrytykowaniu Bellarmina idzie nareszcie w broszurze krytyka wymierzona przeciwko dwom wielkim teologicznym znakomitościom naszych czasów, to jest, przeciwko arcybiskupowi Manningowi i przeciw ojcu Franzelinowi, jezuicie, profesorowi w Collegium Romanum. Zgrzeszyli oni podobnie jak Bellarmin, to jest, że gdy nowsi teologowie, dla oznaczenia kiedy Papież mówi ex cathedra, stawiają rozmaite warunki, Manning tymczasem i Franzelin uczą, że na to wystarcza, aby Papież mówił jako nauczyciel Kościoła, i aby sam oświadczył, iż mówiąc, zamierza cały Kościół nauczać stanowczym swoim wyrokiem.
Po tych wstępnych uwagach przystępuje do obalenia argumentów stawianych za nieomylnością papieską. Mowa tutaj o dowodach czerpanych z Pisma i tradycji. Autor broszury twierdzi, że argumenty owe stanowczo dowodzą tylko samego prymatu władzy (jurisdictionis) i nauczycielstwa (Magisterii), ale, że co się tyczy nieomylności w nauczycielstwie, sprawę tę osłabia rozróżnienie między Stolicą i siedzącym na Stolicy. Z tego wnioskuje o niewczesności dogmatyzowania tej sprawy. Niepodobna, abyśmy się wdawali w obszerne sprawdzanie tych wszystkich twierdzeń, oraz ich zbijanie. Wystarczy prosty rzut oka na główniejsze punkty. Zacznijmy więc od zarzutu nowości.
Autor broszury De Infallibilitae nie waha się twierdzić, że zdanie obstające za nieomylnością Papieża jest nowe.
Chyba w tym znaczeniu jest nowe, w jakim Ewangelia zowie się nowym Testamentem – jest ono bowiem zupełnie współczesne Kościołowi i Ewangelii. Zdania tego nikt nie wynalazł w osobistej swojej dla Kościoła gorliwości, ani też przez osobiste swoje rozumowanie, i gdyby go nie było w Ewangelii, nikomu z pewnością przez głowę by nie przeszło.
Próżno by też było dowodzić, że kwestia nieomylności wspiera się na nowym zdań ewangelicznych rozumieniu; tak rozumiano od początku i tak rozumiano zawsze, że słowa Jezusa Chrystusa dające Piotrowi i jego następcom prymat rządu i nauczycielstwa, dają mu nieodłączną od tego prymatu nieomylność. Gallikanie dopiero wymyślili rozróżnienie, na mocy którego przyjmując prymat dla uniknięcia schizmy, zakwestionowali, lub całkiem odrzucili nieomylność. Rozumienie zdań ewangelicznych w systemacie wyznawców nieomylności papieskiej, ma swoją podstawę nie w jakimś rozumowaniu, nie w jakiejś świeżo wynalezionej dedukcji, ale w najoczywistszych tekstach starożytnej tradycji, a nawet w tekstach samego Pisma św. Rozumienie to nie może być nowe, skoro, jak czytamy w Aktach Apostolskich, już na Koncylium Jerozolimskim odprawianym przez Apostołów pod przewodnictwem Piotra, było starym. Szło tam o rzecz niezmiernie ważną, od której zależało stanowcze zerwanie z żydostwem, to jest o to, czy mają być nadal zachowywane, czy nie, przepisy zakonu Mojżeszowego pod względem legaliów. "I zebrali się Apostołowie i starsi wejrzeć w tę sprawę. A gdy wielkie było gadanie (conquisitio), wstawszy Piotr, rzekł do nich: Mężowie bracia wy wiecie, że od dawnych dni (ab antiquis diebus, według tekstu syryjskiego, od samego początku), Bóg obrał między nami, aby przez usta moje poganie słuchali słowa Ewangelii i wierzyli" (XV, 7). Zdaje się, że tu dosyć jasno, wyraźnie i stanowczo sam Piotr św. tłumaczy słowa Zbawcy, mocą których dany mu został prymat. Ależ on tutaj powiada, że jego Bóg obrał między innymi, aby przez jego usta orzeczonego wyroku słuchano i wierzono. A cóż na to odrzekło całe koncylium? Czy protestowali, przeciwko pretensjom Piotra, czy się powoływali na jakąś naukę, mocą której Piotr razem tylko z ich zgromadzeniem mógł być nieomylnym, albo potrzebował ich potwierdzenia, aby wyrok jego miał znaczenie obowiązujące wiarę Kościoła? Bynajmniej, ale po prostu Łukasz święty powiada: i umilknęło wszystko Zgromadzenie (w. 12) i kwestia została stanowczo słowem Piotra zadecydowaną. Apostołowie mogliby byli prędzej, niż ktokolwiek, głos swój podnieść przeciwko stanowczości z jaką tu Piotr zawyrokował; z nich bowiem każdy posiadał przywilej indywidualnej nieomylności – której następcy ich, biskupi nie posiadają – a jednak umilknęli z wszystkim zgromadzeniem, równie jak przedtem milczeli, kiedy Piotr św. odwołując się do postanowienia Zbawcy, był powiedział, że jego Bóg obrał między innymi, aby przez jego usta wypowiedzianej prawdzie wierzono. Powiedzieć w 18-ście wieków potem, że zdanie o nieomylności osobistej następców Piotra jest nowe, napisać to wyraźnie wobec zdania 600 biskupów, powołujących się w swoim postulatum na nieprzerwaną w tym przedmiocie wiarę Kościoła, – to co najmniej zdaje się trącić pewnym w ekonomii kościelnej neofityzmem.