Strony

wtorek, 13 listopada 2018

Ronald Lasecki: Komentarz po Marszu Niepodległości 2018


Marsz Niepodległości zakończył się w tym roku politycznym remisem – by nie powiedzieć że politycznym patem. Sanacja zagarnęła nad nim kontrolę polityczną, endecja natomiast kontrolę ideową. 

Marsz miałby jednak sens jedynie wówczas, gdyby był krokiem ku zbudowaniu alternatywy politycznej dla oligarchii PiS-PO, a nawet – alternatywy dla systemu demoliberalnego. Od kilku już jednak lat – w tym również w roku obecnym – mieści się on w formule radykalnego hejtu wyłącznie wobec PO, natomiast nie uderza w ogóle w PiS – pomimo nawet drobnych i akcydentalnych akcentów krytycznych. W efekcie PiS wygrał w cuglach poprzednie wybory do sejmu, zaś alternatywy dla systemu jak nie było, tak nie ma. 

W tym roku podobnie: internet zalały memy w stylu „Hanka, przejdziemy!” ale narodowcy jakoś dziwnie nie zauważyli, że Gronkiewicz-Waltz jedynie uprzedziła decyzję wojewody mazowieckiego z nadania PiS Zdzisława Sipery, który miał zdelegalizować Marsz za wyraźną sugestią premiera Morawieckiego. Obiektywnie też, polityczne przejęcie Marszu przez PiS nie różni się przecież co do istoty od próby jego zakazania przez PO. 

O ile jednak przeciw PO narodowcy gotowi byliby wszcząć uliczne zamieszki, to w tym roku grzecznie pomaszerowali na pasku PiS. Wyobraźmy sobie tymczasem, co by się stało, gdyby na czele marszu chciał stanąć Komorowski? Byłaby pewnie uliczna bitwa. A gdy stanął Dudeł? Trochę barierek i kilka słów delikatnej krytyki w przemówieniu Winnickiego. Jednostronny hejt wobec PO przy równoczesnym nieruszaniu PiS to obiektywne wzmacnianie reżymu w jego wersji „prawicowej”. Dzięki temu PiS będzie wygrywało z PO, a na prawo od PiS nic nie powstanie.

A warto pamiętać, że PiS ustąpił USA w sprawie ustawy o IPN, ustąpił w sprawie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, wprowadził Pracownicze Plany Kapitałowe, sprowadził Goldman Sachs i JP Morgan, ściągnął do Polski amerykańskie wojska i zadeklarował się za nie płacić, na niespotykaną skalę szczuje przeciwko naszym naturalnym partnerom – Niemcom, Rosji i Chinom, sprowadził rekordową liczbę imigrantów, zezwolił na „tęczowe piątki” w podstawówkach i parady dewiantów na ulicach, odmówił Rusinom i Kaszubom praw językowych w zamieszkanych przez nich powiatach.

PiS nie jest wobec PO żadnym „mniejszym złem”. Jest dokładnie tym samym, podawanym w sosie bardziej patriotycznej retoryki. Złe nie jest PO i Soros, tylko zły jest cały system i cała post-okrągłostołowa oligarchia demoliberalna. Wybory samorządowe pokazały, jak partyjny wirus zniszczył polski samorząd – w wyborach liczyli się w zasadzie wyłącznie kandydaci partyjni i identyfikacje partyjne, dla których formalnie samorządne społeczności ze swoimi problemami były tylko odskocznią. Co to za samorząd, gdy do jego organów kierowniczych dostęp mają tylko partyjniacy? 

Dla naszego kraju bez znaczenia są rozgrywki PiS z PO, ani to kto w nich weźmie górę. Trzeba wywrócić stolik przy którym oligarchia urządza sobie swoje gierki. Ale do tego kierownictwo MN nie jest gotowe; nie prowadzi wśród swoich kadr organizacyjnych ani uczestników swoich inicjatyw pracy formacyjnej w tym kierunku, nie formułuje programowej alternatywy (vide: miałki program RN) etc. Jedyne co oferuje, to radykalna krytyka PO i „Sorosa” - czyli typowy prawicowy populizm. 

Antysystemową alternatywą mógłby teoretycznie być marsz we Wrocławiu i może nawet wybrałbym się w tym roku na niego gdybym wiedział wcześniej że pomimo zakazu się odbędzie. Ale też – doprawianie jarmułki prezydentowi Dutkiewiczowi to jest dosyć prymitywna forma walki z systemem. Zamiast palić kukły (anonimowego) Żyda, trzeba by spalić kukłę Morawieckiego. Albo powiesić na szubienicy kukły (np. takie jakich używa Klaudia Jachira) Dudla, Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dutkiewicza,  Tuska. Albo spalić okoliczne lokale PiS i PO. Albo chociaż zrobić „noc kryształową” miejscowym McDonaldom i zachodnim bankom. W przeciwnym razie to będzie tylko zabawa w piaskownicy. Zamiast prymitywnego antysemityzmu i rasizmu potrzeba nam realnej antysystemowości.

I jeszcze słówko o tzw. „białym bloku”. Wielu moich e-znajomych konserwatystów uczestniczyło w marszu warszawskim w ramach bloku konserwatywnego, gdzie śpiewali sobie katolickie przyśpiewki i wznosili monarchistyczne okrzyki. Ot, folklor polityczny i kolejna grupa ekscentryków bez znaczenia. Może nawet jakaś gazeta by o nich napisała, gdyby zostali zauważeni. 

Konserwatyzm jako taki w XXI w. jest już kierunkiem zużytym i pozbawionym twórczego potencjału. W Polsce dodatkowo jego potencjał obniża fakt, że zredukował się do „katolicyzmu politycznego”. Trawestując nieco posła Niesiołowskiego można by powiedzieć, że dla zwolenników tego kierunku „nie ważne, czy w Polsce będą obce wojska, nie ważne, czy nasze oszczędności będą drenować zachodnie banki i fundusze, nie ważne, czy życie publiczne dusić będą partie polityczne, ważne jest tylko żeby Polska była katolicka – najlepiej jeszcze pod jakimiś „królewskimi” sztandarami”. Brak tu jakichkolwiek postulatów politycznych – w tej dziedzinie katoliccy konserwatyści wręcz na ogół są atlantystami i neoliberałami, tak więc mamy tu do czynienia z politycznym „folklorem” w najbardziej literalnym znaczeniu: ot, ktoś nosi sobie góralską czapkę z piórem, a ktoś inny nosi flagę Burbonów. 

To już więcej sensu miałoby przekształcenie 7. października w realne uroczystości antyreżymowe: ale nie tylko z jakimś ględzeniem o królach, tylko z realnym domaganiem się usunięcia obcych wojsk, solidaryzmu społecznego, reindustrializacji, ochrony tożsamości, pogonienia zachodnich fundacji i banków, ustawy chroniącej prawdę o roli Polaków w II wojnie światowej itp. Ale do czegoś takiego konserwatyści mentalnie nie są zdolni i nigdy takich postulatów nie postawią. Dlatego są bezużyteczni. 

Wreszcie na koniec: nie mam pretensji do tzw. „przeciętnych Polaków” którzy poszli na Marsz, że nie wszczynają jakiegoś tożsamościowego powstania. Ot, ludzie ci chcieli wyrazić swój patriotyzm i świętować niepodległość – pomimo że realnej niepodległości jesteśmy pozbawieni,  będąc de facto kolonią USA i finansowej międzynarodówki, a naszą rdzenną tożsamość systematycznie się wypiera. Tacy ludzie w latach 70-tych chodzili na pochody pierwszomajowe, w latach 90-tych chodzili na parady Schumana, w latach 2000-nych chodzili na pochody smoleńskie albo papieskie, w tej chwili chodzą na Marsze Niepodległości. Lud nigdy nie był podmiotem polityki i nigdy nim nie będzie. Zawsze był i będzie co najwyżej tłem. Warto jednak, by na tym tle przedsiębrano coś faktycznie sensownego, a nie coraz to nowe igrzyska z pokazami sztucznych ogni i flarami.

Ronald Lasecki

Źródło: Facebook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.