ROZDZIAŁ II.
Zadanie Reformy św. Teresy: Zbawienie dusz i wywyższenie
Kościoła św. Pobudki do życia doskonałego.
Na początku XVI. wieku Luter zaczął rozszerzać w Niemczech swoje błędy i głosić reformę, której celem było wytępienie życia zakonnego i obalenie Kościoła katolickiego.
W tym samym czasie i prawie w tym samym roku przyszła na świat w Hiszpanii św. Teresa, przeznaczona od Boga do zwalczenia herezyi luterskiej i do wywyższenia Kościoła św. przez odnowienie życia apostolskiego w Zakonie Najśw. P. Maryi z góry Karmelu.
Aby zachęcić św. Teresę do tego wzniosłego dzieła, objawił jej Pan Bóg straszne i wieczne męki piekła i smutny stan Kościoła św. w XVI. wieku.
„Jednego dnia w czasie modlitwy znalazłam się cała z duszą i ciałem w jednej chwili, sam a nie wiem jak, w duchu przeniesioną do piekła. Trwało to bardzo krótko; ale choćbym jeszcze wiele lat żyć miała, nie podobna, zdaje mi się by mi ta chwila wyszła kiedy z pamięci. Wejście przedstawiało mi się na kształt długiej i wązkiej uliczki, albo raczej na kształt bardzo nizko sklepionego, ciemnego i ciasnego lochu. Na spodzie rozpościerało się błoto wstrętnie plugawe, wydające z siebie woń zaraźliwą i pełną gadów jad o witych. Na końcu tego wejścia wznosiła się ściana z zagłębieniem w środku, podobnem do szafy ściennej; w tę ciasnotę ujrzałam się nagle wtłoczoną. Wszystkie okropności, które wchodząc widziałam, choć opis mój ani z daleka im nie dorównywa, były jeszcze rozkoszą w porównaniu z tern, co uczułam w tern zamknięciu.
Była to męka, o której daremnie kusiłabym się dać dokładne pojęcie; żadne słowa najsilniejsze nie wypowiedzą, żaden rozum nie ogarnie całej jej grozy. Czułam w duszy mojej ogień, na określenie którego, jakim jest i jak na duszę działa, nie staje mi ani wyrazów, ani pojęcia; a przytem w ciele cierpiałam boleści nie do zniesienia.
Bardzo ciężkie w mem życiu przebywałam cierpienia, zdaniem lekarzy najcięższe, jakie człowiek przebyć może, ale wszystko to jest niczem w porównaniu z męką, jakiej tam doznałam, spotęgowaną jeszcze do nieskończoności tą jasną i niewątpliwą świadomością, że jest to męka wieczna i że nigdy się nie skończy. Lecz wszystka ta okropna męka ciała niczem jest znowu w porównaniu z męką duszy: jest to takie konanie, taki ucisk i takie jakby duszenie się, takie dojmujące strapienie i takie gorzkie, rozpaczliwe znękanie, że nie wiem, jakiemi słowy to wszystko określić. Nie mam wyrazów na oznaczenie, jak niewypowiedzianie ta męka duszy, ten ogień wewnętrzny i ta nękająca rozpacz przewyższa wszelkie inne, choć tak okropne katusze i boleści. Nie widziałam ręki, która mi te katusze zadawała, ale czułam , że się palę, że jestem jakby targana i sieczona na sztuki; tak jest, powtarzam, ten
ogień wewnętrzny, ta rozpacz duszy, ta jest męka nad wszelkie męki najsroższa. Niem asz pociechy, ani nadziei pociechy w tern okropnem , wonią zaraźliwą przesiąkłem więzieniu. Nie masz tam światła. Wszędy dokoła ciemności nieprzeniknione. A jednak oko widzi wszystko, co może być przykrego ku widzeniu i przerażającego dla wzroku. Cokolwiek kiedy słyszałam i co czytałam kiedy o różnych katuszach, jakie czarci zadają potępionym, wszystko to jest niczem wobec tej męki, na którą patrzałam i której sam a w duchu d o świadczyłam; jest między tern a tam tem taka różnica, jak' między malowidłem a rzeczywistością i zgorzeć w tym ogniu ziemskim jest to bagatelka w porównaniu z onym ogniem , który pali w wieczności.
Byłam tak przerażoną tern widzeniem, owszem i dziś, choć od tego czasu upłynęło już sześć lat, tak jestem, szczerze mówię, niem przerażoną, że w tej chwili, kiedy to piszę, zdaje mi się, że ze strachu krew ścina się w żyłach moich. Widzenie to było jedną z największych łask, jakie Pan mi uczynił. D o pomogło mi o n o najskuteczniej i do pozbycia się bojaźni utrapień i przeciwieństw tego życia i do odważnego wedle sił moich znoszenia ich. Z tego źródła poczęła się także we mnie ta boleść niewypowiedziana, jakiej doznaję na widok tylu dusz, idących na potępienie i te zapały i żarliwe żądze poświęcenia siebie dla zbawienia dusz, bo czuję to w sobie z pewnością niewątpliwą, że dla zbawienia choćby jednej duszy od tak strasznych mąk, tysiąc razy ochotnie ofiarowałabym się na śmierć. Po owem widzeniu o karaniu, jakie czeka złych, nosiłam się ciągle z myślą i z pragnieniem znalezienia sobie sposobu i nowego rodzaju życia, abym pokutą uchroniła się onego strasznego nieszczęścia. Pragnęłam uciec od ludzi i dojść do zupełnego odłączenia od świata. Zastanawiając się więc, cobym mogła uczynić dla Boga, przyszłam do uznania, że na sam przód potrzeba mi jak najwierniej odpowiedzieć powołaniu, którem najświętsza wola Jego wezwała mnie do Zakonu i z jak największą, o ile zdołam , doskonałością zachowywać Regułę zakonną“.
Św. Teresa założyła w roku 1562 w Awili pierwszy klasztor Karmelitanek bosych. Niedługo potem, na żądanie sióstr tego klasztoru, napisała księgę duchowną, której dano później tytuł: „Droga doskonałości". Na samym początku tego dzieła św. Teresa wykłada znowu zadanie swojej Reformy i pobudki, które ją skłoniły do jej przedsięwzięcia:
„Kiedym powzięła pierwszą myśl założenia naszego klasztoru, nie było zadaniem mojem, aby w nim zachowywano tak ostrą surowość. Lecz doszła mię natenczas wiadomość o nieszczęśliwym stanie Kościoła św., jak coraz bardziej szerzyła się sekta luterska. Ta wiadomość napełniła me serce ciężkim smutkiem i jakbym co mogła i znaczyła przed Bogiem, modliłam się ze łzami i błagałam Go, ażeby raczył zapobiedz takowemu złemu. Zdawało mi się, że byłam gotową poświęcić tysiąc razy życie swoje dla zbawienia choć jednej duszy. Lecz będąc kobietą i widząc się niesposobną do ratowania chwały Bożej, a pragnąc całem sercem , co i teraz pragnę, ażeby przyjaciele Boga wśród tylu nieprzyjaciół prowadzili życie nieskazitelne, postanowiłam sobie wykonywać przynajmniej to wszystko, co ode mnie zależało, a mianowicie zachowywać z wszelką ścisłością, według sił moich, rady ewangeliczne i starać się, ażeby zakonnice tego klasztoru to sam o czyniły, ufając dobroci Pana Boga, który nie przestaje pomagać tym, którzy dla Niego wszystko opuszczają“.
„Kiedym powzięła pierwszą myśl założenia naszego klasztoru, nie było zadaniem mojem, aby w nim zachowywano tak ostrą surowość. Lecz doszła mię natenczas wiadomość o nieszczęśliwym stanie Kościoła św., jak coraz bardziej szerzyła się sekta luterska. Ta wiadomość napełniła me serce ciężkim smutkiem i jakbym co mogła i znaczyła przed Bogiem, modliłam się ze łzami i błagałam Go, ażeby raczył zapobiedz takowemu złemu. Zdawało mi się, że byłam gotową poświęcić tysiąc razy życie swoje dla zbawienia choć jednej duszy. Lecz będąc kobietą i widząc się niesposobną do ratowania chwały Bożej, a pragnąc całem sercem , co i teraz pragnę, ażeby przyjaciele Boga wśród tylu nieprzyjaciół prowadzili życie nieskazitelne, postanowiłam sobie wykonywać przynajmniej to wszystko, co ode mnie zależało, a mianowicie zachowywać z wszelką ścisłością, według sił moich, rady ewangeliczne i starać się, ażeby zakonnice tego klasztoru to sam o czyniły, ufając dobroci Pana Boga, który nie przestaje pomagać tym, którzy dla Niego wszystko opuszczają“.
„Pragnęłam , aby wszystkie ustawicznie modliły się za obrońców Kościoła św., za kaznodziejów i innych uczonych mężów, walczących o chwałę Bożą, pomagając im wedle możności naszej i ujmując się za Pana naszego Jezusa Chrystusa, tak prześladowanego od tych, na których nieskończone zlał dobrodziejstw a, iż zdaje się, ze ci zdrajcy chcą na nowo przybić Go do krzyża i zostawić mu miejsca, gdzieby skłonił swą głowę. Powinnyśmy modlić się, aby katolicy zostali wiernymi Jezusowi Chrystusowi, aby Pan Bóg dał im mężnych i dobrych przewodników , nie jest bowiem teraz czas po temu, aby miała pokazać się jaka niedoskonałość w tych, którzy drugich nauczają. Przeto proszę was, abyście takiemi były, żebyście dwie rzeczy mogły uprosić u Pana Boga: Pierwszą, żeby dał Kościołow i św. dużo obrońców uczonych i zdolnych; drugą zaś, aby którzy się już w boju potykają, tych Pan wszechmocną ręką swoją w spierał, aby zdołali uchronić się grożących im niebezpieczeństw i mieli zamknięte uszy na zdradziecko nęcący śpiew syren, w środ nawałności tego morza na ich zgubę czyhających. Jeżeli coś w tej mierze sprawimy u Pana Boga, będziemy uczestnikami ich pracy i przez to zapłacą się trudy, które podjęłam w załozemu tego klasztoru, w którym starałam się, aby zachowywaną była pierwotna reguła Najśw. Panny Maryi z Góry Karmelu, Pani i Królowej naszej. Nasze modlitwy za Kościół św. będą i nam pożyteczne; a zresztą, gdybym miała zostać w czyścu aż o końca świata, mniejsza o to, jeżeli tym sposobem potrafię zbawić choć jedną duszę. Nie zważajcie na cierpienia, które się kończą, kiedy chodzi o chwałę Tego, który dla nas tyle cierpiał i o zbawienie dusz, ginących na wieki. Tegoż ja pragnę, o toż ze łzami proszę Pana Boga. Nie zalecam wam teraz modlić się za króla i za przełożonych Kościoła św., osobliwie za Biskupa naszego, bo wiem, żeście same do tego skłonne, ale pamiętajcie o tern, abyście zawsze prosiły o te łaski, które wam wskazuję. Jeżeli wasze pragnienia, wasze modlitwy, wasze dyscypliny, wasze posty nie będą ku temu celowi skierowane, bądźcie pewne, że nie osiągniecie celu, do którego Pan Bóg was tu sprowadził".
„Już rozumiecie, jak wzniosłem jest zadanie, któregośmy się podjęły i jakiemi być powinnyśmy, ażebyśmy się nie zdawały przed Bogiem i przed ludźmi zbyt śmiałemi. Trzeba nam niezmordowanie pracować, do czego bardzo pomocne są myśli wzniosłe, wiodące do chwalebnych czynów. Jeżeli będziemy zachowywały z wszelką pilnością naszą Regułę i Ustawy zakonne, mam nadzieję, że Pan Bóg wysłucha prośby nasze“.
W pierwszym rozdziale księgi Fundacyi św. Matka nasza dokładniej jeszcze opisuje nam ducha, który ożywiał szlachetną jej duszę i powinien ożywiać duchowne jej dzieci. „Z każdym dniem rosły we mnie gorące pożądania przyczynienia się w czemkolwiek do zbawienia jakiej duszy. Nie mogąc uczynić nic więcej, służyłam Panu ustawicznie ubogiemi modlitwami mojemi i siostry moje pobudzałam, aby czyniły podobnież i żarliwe w sobie utrzymywały pragnienia zbawienia dusz i w zrostu Kościoła św. Wówczas przybył do mnie w odwiedziny pewien zakonnik Franciszkanin, imieniem Brat Alfons Maldonado. Żarliwy ten sługa Boży takiemiż, jak i ja, pałał żądzami zbawienia dusz, a mógł je wypełnić czynem, czego mu bardzo zazdrościłam. Niedawno przedtem był powrócił z Indyi; począł mi opowiadać o tych milionach dusz, które tam giną, bo nie masz, ktoby je uczył wiary prawdziwej; miał do nas, sposobem poufnej nauki, kazanie, pobudzając nas do pokuty; potem nas pożegnał. Taka mi po tern widzeniu się z nim pozostała żałość nad zgubą tylu dusz, że prawie odchodziłam od siebie; udałam się do pustelni i tam zalewając się łzami, wołałam do Pana, błagając Go, by mi dał sposób i możność pozyskania jakiej duszy dla służby Jego, kiedy mu czart tyle ich wydziera, by przynajmniej modlitwa moja, kiedy nic więcej uczynić nie mogę, miała przed Nim jaką ku temu skuteczność. Serdecznie zazdrościłam tym, którym dano jest dla miłości Pana naszego poświęcać się tej wielkiej sprawie, chociażby tysiąc razy na śmierć narazić się mieli. Bywa tak ze mną, że gdy czytamy Żywoty Świętych, to co oni uczynili dla nawrócenia dusz, daleko większą wzbudza we m nie pobożność i rozrzewnienie i zazdrość, niż wszelkie męki, jakie wycierpieli. Ten jest szczególny pociąg i skłonność, jaką mam od Pana; i mam to przekonanie, że więcej w oczach Jego waży jedna dusza, którą byśmy pracą i modlitwą
naszą Jem u pozyskali, niż wszelkie inne, jakiebyśmy mogli oddać Mu usługi".
NOWA WOJNA CZYLI PODRĘCZNIK DLA NOWICYUSZÓW I BRACI ZAKONU NAJŚW. P. MARYI Z GÓRY KARMELU I ŚW. TERESY. str.21-29
NOWA WOJNA CZYLI PODRĘCZNIK DLA NOWICYUSZÓW I BRACI ZAKONU NAJŚW. P. MARYI Z GÓRY KARMELU I ŚW. TERESY. str.21-29
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.