|
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a złe karze.
|
Jak wiemy, moderniści potrafią zanegować wszystko, co stanowi fundament chrześcijaństwa. Niekiedy wprost negują oni Dogmaty Wiary (jak np. Bergoglio, który zanegował już Niepokalane Poczęcie N.M.P.), albo fakty historyczne z życia Chrystusa Pana (nawet samo Zmartwychwstanie Pańskie) czy Świętych, potrafią negować w ogóle historyczność Świętych i usuwać ich z kalendarza liturgicznego (np. Św. Jerzego, czy Św. Mikołaja). Z największą lubością negują oni te wszystkie Prawdy Wiary które nie zostały jeszcze zdefiniowane dogmatycznie (jak np. Wszechpośrednictwo N.M.P.), bądź też Prawdy które co prawda zostały dogmatycznie ogłoszone, ale moderniści są w stanie zmienić ich interpretacje, tak że nie wynika z nich już to, co Kościół zawsze nauczał (np. Dogmat poza Kościołem nie ma zbawienia, całkowicie zdegradowany i zniszczony przez fałszywy ekumenizm w dokumentach Vaticanum II, nie utożsamiających już Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim, podających nową, fałszywą definicję "kościoła" jako ludu bożego, do którego należą tak naprawdę de facto wszyscy ludzie bez wyjątku).
Nie powinno to być dla nas zaskoczeniem, gdyż Św. Pius X jasno wykazał czym jest, i do czego prowadzi modernizm. Jest on ściekiem (kloaką) wszystkich herezji, i prowadzi nieuchronnie do apostazji, czyli całkowitej utraty Wiary. Modernistom przeszkadza wszystko, co w choćby najmniejszym stopniu przypomina im o fundamentach chrześcijańskiej (Rzymskokatolickiej) Św. Wiary. Jednym z takich małych acz bolesnych "cierni w stopie" jest, zwłaszcza dla tych bardziej liberalnych, progresywnych modernistów w Polsce tzw. "Sześć Głównych Prawd Wiary", czyli formuła katechetyczna, której tradycyjnie uczy się małe dzieci przed Pierwszą Komunią Św. Zazwyczaj w starych modlitewnikach i małych katechizmach Sześć Głównych Prawd Wiary jest umieszczane na początku przed Credo, Dekalogiem czy ośmioma błogosławieństwami. Jest to więc bardzo ważna formuła, którą chrześcijanie muszą znać od najmniejszych lat, jest to niejako streszczenie tego, w co trzeba wierzyć, aby się zbawić. Nie są to bynajmniej najważniejsze Dogmaty chrześcijaństwa czy główne tajemnice Wiary. Są to raczej najważniejsze prawidła życia chrześcijańskiego, które należy mieć zawsze przed oczyma, aby być dobrym katolikiem. Można powiedzieć, że to w dużej mierze skrót Krótkiego Zbioru Zasad Życia Chrześcijańskiego ułożonego przez Kardynała Merciera, który również umieszczany bywa na początku wielu modlitewników i mszalików.
Mały katechizm wymienia sześć głównych prawd wiary:
1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze.
3. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł za krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna.
Źródło: Krótki katechizm dla młodzieży, wydany w Wilnie w 1833 roku.
Każdy kto uczył się religii i przygotowywał do I Komunii Św., zna te zdania zapewne na pamięć. Ja również pamiętam, jak uczono mnie tych prawd, jeszcze niespełna 20 lat temu. Czemu te Prawdy Wiary nazywamy Głównymi? Tak jak napisałem powyżej, dlatego, że są one absolutnie konieczne, i najważniejsze do zbawienia. Dawniej, gdy ludzie, zwłaszcza na wsiach i w małych miasteczkach, nie umieli czytać ani pisać, a ludność chłopska czy robotnicza pogrążona była w ciężkiej pracy fizycznej, i zwyczajnie nie miała czasu na zbytnie zgłębianie zagadnień i tajemnic Wiary, kapłani i katecheci starali się przekazać i wpoić w jak najmłodszym wieku ludziom te absolutnie fundamentalne prawdy religijne. Dla wielu ludzi edukacja religijna de facto na tych prawdach się kończyła. Później oczywiście chodzili do kościoła, słuchali kazań, w których kapłani tłumaczyli fragmenty Pisma św. z Lekcji i Ewangelii, odnosząc je do życia codziennego i różnych wydarzeń, jednak to była najczęściej nauka bardziej moralna niż teologiczna (od tego zresztą są kazania dla ludu). Najważniejsze sceny biblijne, z życia Chrystusa, Matki Najświętszej czy Świętych, a także np. scena Sądu Ostatecznego, były często namalowane na ścianach i stropach wielu wiejskich (i nie tylko) kościołów, była to tzw. Biblia pauperum (łac. Biblia ubogich), czyli potocznie – sztuka sakralna, której podstawowym zadaniem było przekazywanie treści religijnych ludziom nieznającym pisma.
Ludzie znali dobrze rok liturgiczny, ponieważ żyli wg. niego chodząc w niedzielę i święta na Msze św., znając na pamięć setki pobożnych, ludowych pieśni i modlitw. Znali więc dobrze wydarzenia z życia Chrystusa i Matki Najświętszej, znali sens historii zbawienia, tajemnicy Wcielenia i Odkupienia. Co rok powtarzające się uroczystości, stały cykl czytań Mszalnych, te same pieśni i modlitwy, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Różne zwyczaje i tradycje ludowe, jak pastorałki, kolędnicy czy jasełka, święcenie palm, pokarmów, zbóż, pól i płodów ziemi, to wszystko powodowało, że ludzie dawniej, nawet nie umiejąc czytać i pisać, znacznie lepiej orientowali w sprawach religijnych niż wielu współczesnych, "oświeconych" "katolików". Mieli ten prawdziwy zmysł Wiary – sensus fidei, którego wielu współczesnym ludziom tak bardzo brakuje. Stare babcie, z których tak bardzo śmieją się "nowocześni katolicy", potrafiły nie tylko "klepać różańce", ale znały też na pamięć wszystkie modlitwy, litanie i nabożeństwa, oraz wszystkie zwrotki wszystkich pieśni kościelnych, jakie były w starych modlitewnikach...
Dlaczego o tym mówię? Bowiem dziś reedukację, rekatechizację neokatolików należy zacząć właśnie od przypomnienia im, i niejako wbicia do głowy, tych Głównych Prawd Wiary, na których opierała się ta prawdziwa, żywa Wiara naszych przodków, rodziców, dziadków i pradziadków. Zwłaszcza teraz, gdy prawdy te zostały przez modernistów wprost zanegowane, o czym można było przeczytać w wielu "katolickich" pismach i portalach w ciągu ostatnich kilku lat. Modernistom nie podoba się oczywiście, że jedną z Głównych Prawd Wiary, umieszczoną na drugim miejscu, jest ta: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a złe karze.”. A gdzie Boże miłosierdzie?! Tak wielu modernistów krzyczy, oskarżając Świętą Matkę Kościół, że "straszy" małe dzieci "złym", "gniewnym" Bogiem-sędzią, nie wspominając nic o Bożym miłosierdziu. Ale zastanówmy się, co bardziej skłania do pobożnego, bogobojnego życia, zgodnego z Dekalogiem, Prawem Bożym, moralnym i naturalnym? Nie łudźmy się! Większość ludzi stara się żyć dobrze, zgodnie z przykazaniami i nauką Kościoła, wyłącznie, lub przede wszystkim z bojaźni Bożej (która jest cnotą i "początkiem mądrości"), ze strachu przed karą wieczną i piekłem! Tylko nieliczni święci cechują się tą wyjątkową, heroiczną cnotą, życia świątobliwego (bądź też żalu doskonałego za grzechy) ze względu na czystą, doskonałą miłość do miłosiernego Boga.
Święta Matka Kościół, znając skażoną grzechem pierworodnym naturę ludzką, po prostu doskonale zna nasze słabości, i podaje nam najprostszy i najbardziej pewny środek zbawienia, przypominając o Boskiej sprawiedliwości, Sądzie szczegółowym i nieuchronnej karze za grzechy, jaka czeka każdego człowieka po jego śmierci. Jest to najlepsze, co prawdziwie kochająca Matka może dać swym dzieciom, aby ochronić je przed zgubą, aby nie zbłądziły i nie popadły w tarapaty, to właśnie przypomnienie o karającej rózdze Ojca. Pamiętamy za pewne z własnego dzieciństwa, jak nie raz usłyszeliśmy od naszej rodzonej matki: "uważaj, bo jak będziesz tak dalej robił to przyjdzie ojciec i dostaniesz lanie". Była to najlepsza przestroga, która w większości przypadków doprowadzała nas do porządku, i unikaliśmy wówczas kary. Matki mówiły to z miłości do dzieci, chcąc ustrzec je przed karą od zagniewanego ojca.
Zresztą, ciężko nie zauważyć, że już czwarta z Głównych Prawd Wiary mówi nam o największym akcie miłosierdzia, jakiego Bóg dokonał, wydając samego siebie za nasze grzechy: „Syn Boży stał się człowiekiem i umarł za krzyżu dla naszego zbawienia.” Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich, jak mówi Chrystus Pan. Ale i tutaj moderniści mają problem, gdyż wg. nich brakuje tutaj wzmianki o Zmartwychwstaniu Chrystusa. I owszem, jest to tutaj całkowicie zbędne. To zdanie mówi nam właśnie o Bożym Miłosierdziu, o nieskończonej Miłości Boga ku nam, dla której wydał się on sam dla nas, dla naszego zbawienia. Chrystus umarł za nas na Krzyżu, i w ten sposób nas odkupił. Odkupienie dokonało się na drzewie Krzyża, w chwili śmierci Syna Bożego. Pięknie pokazuje nam to liturgia, która w całości skupia się na momencie Odkupienia, czyli śmierci Krzyżowej Chrystusa. Kulminacja ma miejsce w Wielki Piątek, gdy nie sprawuje się żadna Msza Św., bowiem Msza jest uobecnieniem tej Ofiary, która dokonała się na Krzyżu. Ecce lignum Crucis in quo salus mundi pependit... Venite adoremus — «Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata. Pójdźmy z pokłonem». Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony, na wieczne czasy bądźże pozdrowiony! Z Ciebie moc płynie i męstwo, w Tobie jest nasze zwycięstwo! Tak, Krzyż Święty jest znakiem zwycięstwa! Chrystus zwyciężył będąc podwyższony na drzewie Krzyża! Zwyciężył grzech, piekło i szatana. Pięknie pokazał to Mel Gibson w filmie Pasja, gdy zasłona rozdarła się, tablice starego przymierza pochłonęło trzęsienie ziemi, a szatan wył z niemocy, przerażenia i rozpaczy.
Zbawienie wykonało się na Krzyżu. Zmartwychwstanie Chrystusa było ostatecznym ukazaniem Jego Bóstwa i udowodnieniem prawdziwości Jego nauki i posłannictwa, było największym cudem jaki Chrystus Pan dokonał, wskrzeszając z martwych samego siebie, ale nie było sensu stricte konieczne dla naszego zbawienia. Owszem, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna była by Wiara nasza, jak mówi Apostoł. Chrystus niejako musiał ostatecznie potwierdzić swoje Bóstwo, i wszystko co wcześniej mówił i robił. Zmartwychwstanie było więc konieczne, aby ludzie uwierzyli w Niego. Jednak zbawienie ludzkości dokonało się na Krzyżu. Chrystus na drzewie Krzyża otworzył nam bramy nieba, i dlatego też do św. Dyzmy – dobrego Łotra, powiedział "DZIŚ jeszcze będziesz ze mną w raju". Następnie Chrystus Pan zszedł do piekieł, aby zaprowadzić do Nieba wszystkich oczekujących go proroków, ojców i sprawiedliwych ze Starego Testamentu. Na końcu z martwych powstał, aby ostatecznie udowodnić, że jest Synem Bożym, i każdy, kto w niego wierzy, ma żywot wieczny. Zmartwychwstanie było tryumfem Chrystusa nad Jego przeciwnikami (zwłaszcza żydami), pohańbieniem ich. Było więc konieczne aby historia zbawienia miała sens, aby wypełniły się wszystkie proroctwa, i aby wszyscy zrozumieli, że Chrystus jest obiecanym Mesjaszem, a także aby również poganie nawrócili się.
Oczywiście katolicy doskonale o tym wiedzą, i nie mają najmniejszego problemu z wiarą w Zmartwychwstanie Chrystusa, które jest Świętem nad Świętami, najważniejszą uroczystością w roku, wokół której "kręci się" niejako cały rok liturgiczny, wszystkie święta ruchome są uzależnione od daty Wielkanocy, każda niedziela w roku jest jej wspomnieniem. To właśnie moderniści mają problem z wiarą w historyczność Zmartwychwstania Chrystusa... Natomiast nachalne wciskanie Zmartwychwstania wszędzie tam, gdzie akurat go być nie powinno, jest typowo modernistycznym wywracaniem pojęć. Otóż moderniści wcisnęli na siłę Zmartwychwstanie Pańskie do teologii Mszy Św., twierdząc że Msza jest (jeśli nie wprost "pamiątką wieczerzy pańskiej", jak było napisane w pierwotnej definicji NOM) pamiątką lub uobecnieniem "misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa". Tak więc w ujęciu modernistów, owszem Msza uobecnia w jakiś sposób Ofiarę Krzyżową, ale również uobecnia Zmartwychwstanie... Jest to całkowity nonsens. Tak samo jak nonsensem są słowa po "przeistoczeniu" w Novus Ordo : "tajemnica Wiary: Chrystus umarł, Chrystus Zmartwychwstał, Chrystus powróci". Jaka to niby jest tajemnica? Jest to wymienienie trzech faktów z historii zbawienia, oczywistych prawd, a nie żadna tajemnica Wiary. Poza tym, umieszczenie słów o Zmartwychwstaniu, chwilę po (rzekomej) konsekracji, ma na celu właśnie ukazanie tego nowego "charakteru" i definicji nowej "Mszy", jako pamiątki męki, śmierci i właśnie Zmartwychwstania, a więc rozmycie jest ofiarniczego charakteru. Jest to całkowita zmiana w stosunku do katolickiej teologii Mszy Św. Soboru Trydenckiego.
Kolejnym tego typu, śmiesznym, wręcz komicznym (a może raczej tragicznym) przykładem jest umieszczanie Zmartwychwstania jako "15 stacji Drogi Krzyżowej" zarówno w nowoczesnych "modlitewnikach", jak też w kościołach novus ordo, wszędzie gdzie się da. Jaki związek ma rzekomo mieć radosne, tryumfalne Zmartwychwstanie Pana Jezusa z bolesną Drogą Krzyżową, która ma charakter stricte pokutny i żałobny, tego nie wiem. Być może chodzi właśnie o to, żeby pozbawić Drogę Krzyżową tego żałobnego, bolesnego, pokutnego charakteru... Modernistom wszelka boleść, pokuta, żal i smutek bardzo przeszkadza, i starają się oni takich elementów pozbyć ze swojego kultu, który jest raczej kultem człowieka, aniżeli Boga. Być może z drugiej strony chodzi też o jakieś umniejszenie tego wyjątkowego tryumfalizmu Zmartwychwstania, sprowadzenie go do bardziej "ludzkiego", przyziemnego wymiaru, ogołocenie z tego całego, nadprzyrodzonego splendoru. No cóż, jednym pociągnięciem można osiągnąć podwójny skutek w niszczeniu Wiary, wywracaniu pojęć i pisaniu od nowa historii zbawienia...
Droga Krzyżowa pokazuje nam bowiem Chrystusa przede wszystkim jako człowieka, cierpiącego, upadającego pod ciężarem Krzyża, zaś Zmartwychwstanie pokazuje tryumf Jego Bóstwa. To dwa niejako skrajne wizerunki naszego Pana. Oczywiście Chrystus ani na moment nie przestaje być prawdziwym Bogiem i człowiekiem, ale nie oddzielając osoby, musimy rozróżniać Jego dwie różne sobie natury. Chrystus umarł na Krzyżu jako Bóg-człowiek i tak samo zmartwychwstał jako Bóg-człowiek, ze swoim Ciałem i Krwią, duszą oraz Bóstwem. Ale pamiętać musimy, że właściwym momentem naszego odkupienia była Ofiara Krzyżowa Chrystusa, która jest realnie uobecniana w każdej Mszy Św. On przez swoją śmierć zniweczył śmierć naszą – jak mówi prefacja Wielkanocna. Dlatego nie trzeba na siłę dodawać wszędzie wzmianki o Zmartwychwstaniu Pańskim, bo może to doprowadzić tylko i wyłącznie do całkowitego rozmycia i błędnego pojmowania faktów z historii zbawienia.
Kolejnym, najmniej poważnym "zarzutem" modernistów wobec Głównych Prawd Wiary jest to, że występują one w tej formie głównie w Polsce, a nie ma ich np. w powszechnym Katechizmie (zarówno przedsoborowych katechizmach katolickich, np. rzymskim [trydenckim], św. Piusa X, czy kard. Gasparriego, jak również w posoborowym "katechizmie" Wojtyły z 1992 r.). Zdumienie budzi fakt, że ludzie zazwyczaj utyskujący na "rzymski centralizm", wskazujący na potrzebę dowartościowania kościołów partykularnych, nagle czynią zarzut, że jakiejś formuły katechetycznej nie ma expressis verbis w rzymskim katechizmie, deprecjonując ją i podkreślając jej lokalność. Moderniści zapominają jednak, że jeżeli coś znajduje się w katechizmach i mszalikach, nawet lokalnych, ale posiadających oficjalne Imprimatur od prawowitej władzy kościelnej, to stanowi część zwyczajnego Magisterium Kościoła, nawet choćby to było jedno imprimatur od jednego biskupa, a tym bardziej, gdy ta formuła obecna jest (w tej konkretnie formie) od blisko dwóch stuleci, w dziesiątkach, jeśli nie setkach, oficjalnych publikacji, mających imprimatur Kościoła, na terenie całego Kraju. Poza tym, w podobnej formie ta formuła była znana także w Niemczech na początku XIX wieku (skąd prawdopodobnie przywędrowała do Polski), a także z całą pewnością, w zbliżonych formach, znana była w wielu innych krajach i regionach katolickiej Europy.
Trzeba nam z wiarą przyjąć wszystko to, co Bóg nam objawia i co przekazuje Święta Matka Kościół. Nawet jeśli jakaś część tego Objawienia wydaje nam się niezrozumiała i trudna. Nasza Matka najlepiej wie co dla nas, jej dzieci, jest najlepsze. Pamiętajmy, że Boże Objawienie, podane przez Apostołów, rozwija się nieustannie w Kościele pod opieką Ducha Świętego, dlatego Kościół jest nieomylny i niezawodny w przekazywaniu nam Prawd Wiary. Dopóki pozostaniemy wierni Kościołowi i Jego nauce, nie zbłądzimy, gdyż tak obiecał nam nasz Pan Jezus Chrystus, który nie może się mylić ani nas w błąd wprowadzić, gdyż jest Synem Bożym, naszym Zbawicielem i Odkupicielem. Z Objawienia Bożego wiemy, że oczywisty następstwem grzechów są kary, nałożone przez Boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe (o ile ktoś umarł w stanie łaski uświęcającej, o czym mówi nam ostatnia z Głównych Prawd Wiary : „Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna.”). Stąd wierni zawsze mieli to przeświadczenie, że na złej drodze jest wiele okazji do upadku i że jest ona wyboista, ciernista i szkodliwa dla tych, którzy nią kroczą. Kary nakładane są przez sprawiedliwy i miłosierny wyrok Boży dla oczyszczenia dusz, dla obrony świętości porządku moralnego i dla przywrócenia chwale Bożej pełnego jej blasku. Każdy bowiem grzech powoduje zakłócenie powszechnego porządku, który ustalił Bóg z niewypowiedzianą mądrością i nieskończoną miłością; przynosi też zniszczenie ogromnych dóbr tak samego grzesznika, jak też całej społeczności ludzkiej.
Obyśmy w tym Wielkim Tygodniu pamiętali o tych Prawdach, i wg. nich żyli..
Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny
We wszytkich sprawach twoich pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz
OdpowiedzUsuńPomocą bedzie dzieło Marcina z Kochem - cztery rzeczy ostateczne
Rozdział po rozdziale pojawiać sie będzie na poniższym blogu
https://novusordo-pl.blogspot.com/2021/03/cztery-rzeczy-ostateczne-smierc-sad.html