W marcu 2021 roku obchodzimy setną rocznicę śmierci ojca Wenantego Katarzyńca, franciszkanina konwentualnego, zmarłego w opinii świętości. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął papież Pius XII. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe pisał o swoim znajomym, że nie czynił rzeczy nadzwyczajnych, ale zwyczajne robił nadzwyczajnie. Urodzony 7 października 1889 roku w Obydowie na północ od Lwowa (niedaleko Kamionki Strumiłowej), odznaczał się od dzieciństwa powagą i skupieniem. Jego ulubioną zabawą było uczenie innych dzieci zasad wiary. Naśmiewano się z Niego, ale Jego cierpliwość i gotowość do pomocy jednała Mu prześmiewców. Gdy zaczął chodzić do szkoły w Kamionce, pozwolono Mu służyć do mszy świętej (w Obydowie nie było kościoła, jedynie kaplica franciszkańska), pomimo że pochodził z innej miejscowości (bycie ministrantem było wielkim honorem i „obcych” nie dopuszczano do służby przy ołtarzu w „swoim” kościele). Po rozpoczęciu studium nauczycielskiego przeniósł się do Lwowa, gdzie miał możliwość codziennego pielgrzymowania po tamtejszych kościołach. Szczególnie upodobał sobie kościół klarysek od Wieczystej Adoracji na Łyczakowie, gdzie niemal codziennie spędzał sporo czasu na czczeniu Eucharystycznego Króla Miłości.
Zanim skończył studium, zapukał do furty klasztornej franciszkanów i poprosił o przyjęcie. Spotkał się z… odmową i radą, by najpierw zdał maturę i nauczył się łaciny. Uczynił to pomimo kłopotów z utrzymaniem. Zdołał w tym czasie przekonać swoich ubogich rodziców, żeby mu pobłogosławili na drogę zakonną. Gdy po roku znowu się pojawił u franciszkanów, zdał śpiewająco egzamin z łaciny, wprawiając w zdumienie egzaminatorów. Tak rozpoczął życie w klasztorze. Był zawsze wzorowym zakonnikiem, miłującym Boga, Maryję, zakon i bliźnich. W czasie krakowskich studiów dał się poznać jako pilny student, niemający lęku przed podejmowaniem trudnych tematów teologicznych, a zarazem pomocny kolega, temperujący innych współbraci – z reguły młodszych od siebie.
Po święceniach kapłańskich przybył w rodzinne strony, by odprawić prymicję. Akurat zaczęła się pierwsza wojna światowa i Rosjanie zajęli Małopolskę Wschodnią. Ludność ogarnęła panika, którą ojcu Wenantemu udało się opanować. Okazało się, że w rosyjskim wojsku służyło wielu Polaków, którzy bardzo chętnie korzystali z możliwości spowiedzi świętej i uczestniczyli w nabożeństwach z mszą świętą na czele. Nie mogąc powrócić do Krakowa, który pozostał pod panowaniem Austro-Węgier, ojciec Wenanty pozostał na miejscu. Tam też, we lwowskim klasztorze, służył jako wykładowca, a wcześniej dał się poznać jako zawołany duszpasterz we franciszkańskiej parafii w Czyszkach.
Praca ponad siły spowodowała rozwinięcie się u Niego gruźlicy i wysłanie na rekonwalescencję do Kalwarii Pacławskiej pod Przemyślem. Właśnie tam wcześniej poznał innego sławnego gruźlika – ojca Maksymiliana Marię Kolbego. Gdy ten ostatni zakładał „Rycerza Niepokalanej”, ojciec Wenanty obiecał pomoc i napisanie „czegoś” dla pisma. Ojciec Katarzyniec nie zdążył. Zmarł w marcu 1921 roku, w miesiącu poświęconym św. Józefowi, na którego cześć otrzymał swoje imię chrzcielne. Miał trochę ponad 31 lat.
Przez całe życie o. Wenanty był bardzo solidny w wypełnianiu obowiązków. Dlatego też po śmierci wypełniał zobowiązania wobec ojca Kolbego. To Jego wstawiennictwu w Niebie ojciec Maksymilian przypisywał sukces „swojego” wydawnictwa, Rycerstwa Niepokalanej, powstanie Niepokalanowa oraz powodzenie misji w Japonii. Rodzony brat ojca Maksymiliana – o. Alfons Kolbe – napisał krótką biografię ojca Wenantego, a do jednego z pierwszych „Rycerzy” dołączono wizerunek ojca Katarzyńca z biogramem.
Skoro w tym miesiącu mija sto lat od śmierci tego świętego kapłana (nie uprzedzam wyroku Kościoła w tej sprawie – tylko papież orzeka nieomylnie o czyjejś świętości przez kanonizację – tylko daję wyraz powszechnemu przekonaniu wśród znawców Ojca, z braćmi Kolbe na czele; ojciec Alfons miał Wenantego za mistrza nowicjatu), warto jest Go poprosić o wiele łask, a przede wszystkim byśmy tak jak On potrafili wypełniać heroicznie nasze obowiązki.
x. Rafał Trytek ICR
Pierwodruk: „Biuletyn Czcicieli św. Marii Goretti” nr 3/2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.