Oczywiste jest, że wierni, dla których religia jest niczym więcej niż zbiorem praktyk oczekują od was, podobnie jak od nas, jedynie Mszy, Sakramentów i doktrynalnych pouczeń. Lecz ci katolicy, którzy rozumnie przeżywają swoją wiarę oczekują o wiele więcej. Oczekują także doktrynalnego usprawiedliwienia naszego stanowiska, konsekwentnego postępowania a przede wszystkim wyznania wiary w najbardziej dyskusyjnych kwestiach.
Katolickie doktrynalne usprawiedliwienie naszych praw
Już wcześniej to wyjaśniałem. Bez katolickiego doktrynalnego uzasadnienia, doprowadzicie wiernych, którzy za wami podążą do waszej własnej niemoralności, za co w ostateczności będziecie musieli odpowiedzieć przed Bogiem.
Niezaprzeczalnym jest, że podobnie jak większość wydawców tradycyjnych gazet i biuletynów, celujecie w denuncjowaniu skandali, błędów i herezji papieży i biskupów Vaticanum II. Ale omawiając powtarzające się czyny i skandale przeciwne wierze, ani razu nie ośmieliliście się wyciągnąć wniosku, do jakiego wiara nas prowadzi. Przytaczając tylko jeden typowy przykład waszych publikacji rozważcie książkę "Piotrze, czy Mnie miłujesz?". Jest to absolutnie typowy sposób waszego działania .
Innym nie mniej opłakanym faktem jest to, że pomimo waszych seminariów, waszych klasztorów i waszego Uniwersytetu w Paryżu, mimo setek kapłanów i pięciu biskupów należących do waszej organizacji, nie okazaliście się nigdy zdolni do wydania choćby jednej poważnej pracy doktrynalnej, która mogłaby zmieszać zwolenników nowego kościoła i ich formalne herezje oraz usprawiedliwić nasz opór.
Brak jakiegokolwiek usprawiedliwienia jest bardzo poważną sprawą: symulujecie uznanie Władzy panującego "papieża" i jego biskupów w diecezjach, w których działacie; posuwacie się nawet do tego, aby wykluczać z waszego Bractwa tych, którzy odmawiają ich uznania (Deklaracja z 8.11.1979), a w tym samym czasie, sprawujecie swoją posługę wbrew wyraźnej woli tych biskupów i "papieża". Czy jest to logiczny sposób postępowania?
Co gorsza, podejmując próby usprawiedliwienia swojego nieracjonalnego zachowania stojącego w zasadniczej opozycji do waszych nieustannych deklaracji wierności władzom Vaticanum II, próbujecie przekonywać osoby zgorszone takim zachowaniem, że jest to zgodne z katolicką praktyką. Jeżeli wierzyć waszym wypowiedziom, to Doktorzy i Święci Kościoła w przeszłości działali w ten sposób, a nawet posuwali się do tego, aby zalecać to jako odpowiednie działanie.
Aby uwiarygodnić te twierdzenia, nie wahacie się przed takim prezentowaniem pewnych tekstów, jakie wam najlepiej odpowiada. Powyżej zademonstrowałem przypadek dotyczący incydentu w Antiochii oraz słów św. Piotra.
W numerze 3-4 "Cahiers de Cassiciacum", ks. Bernard Lucien opublikował studium dotyczące ustępu ze św. Roberta Bellarmina De Romano Pontifice (L. II, cap. 29), który jest waszym ulubionym tekstem. Jacques Ogliastro zacytował go ponownie w grudniowym (1991) numerze "Le Chardonnet". Przeczytajcie studium ks. Lucien i zobaczycie jak nieuczciwe jest wasze ciągłe odwoływanie się do autorytetu świętego Roberta Bellarmina przy próbach usprawiedliwienia waszego niekatolickiego postępowania.
Oczywiste jest, że żaden z teologów i świętych, na których autorytet się powołujecie nigdy nie stanął w obliczu takiego problemu. Jak zatem możecie wskazywać ich zachowanie jako źródło wspierające waszą własną postawę?
To niemożliwe! Ani święty Tomasz z Akwinu, ani święty Robert Bellarmin, ani święty Bernard, ani Kajetan, Suarez czy Journet, ani żaden inny katolicki autor, jakiego chcielibyście zacytować, nie może dostarczyć wam choćby jednego tekstu, który upoważniałby wiernych do opierania się formalnym nakazom nieomylnego Magisterium. I dokładnie właśnie ta kwestia znajduje się w samym centrum obecnego kryzysu.
Rozważcie soborowe deklaracje Unitatis redintegratio o ekumenizmie, Dignitatis humanae o wolności religijnej, konstytucję Sacrosanctum concilium o liturgii lub Missale romanum obwieszczającą nową mszę. Ich oficjalne promulgowanie przez Pawła VI (zakładając jego prawowitość) czyni je częścią nieomylnego Magisterium. I w takich sprawach jest niemożliwym dla katolickiej wiary, aby choć wyobrazić sobie możliwość opierania się im, zakładając, że promulgował je prawdziwy papież. Tak więc nieuczciwe jest udawanie, że kilku świętych zalecało takie działanie lub nawet tak postępowało. Jak już wcześniej wyjaśniałem przy okazji rozważań o naturze i prawdziwych celach Kościoła, w granicach ortodoksji Władza Papieża w Kościele jest nieograniczona i absolutnie konieczne jest – od tego zależy nasze Zbawienie – podporządkowanie się Papieżowi.
Jeżeli, wbrew wszystkiemu, nadal wierzycie w dobrej wierze, że możecie nie słuchać formalnych zarządzeń panującego papieża, ponieważ (uważacie), że tak czynili przed wami Święci, chciałbym zwrócić waszą uwagę na:
– kategoryczne rozstrzygnięcie Papieży Bonifacego VIII i Piusa XI w tej sprawie cytowane już wcześniej
– regułę postępowania daną przez Piusa XII abyśmy mogli wiedzieć co czynić w spornych dotychczas kwestiach: "Jeżeli zaś najwyżsi Pasterze w dokumentach swoich o jakiejś kwestii dotychczas dyskutowanej dają rozstrzygające wyjaśnienie, dla wszystkich staje się jasnym, że według myśli i woli papieży nie wolno już uważać tej kwestii za rzecz podlegającą swobodnej dyskusji teologów" (Denzinger nr 2313).
Doprawdy nie wolno! Przeczytajcie ponownie z uwagą te ustępy. Jasne jest, że w sprawach takich jak te, katolikowi nie wolno przeciwstawiać się prawdziwemu papieżowi i nieuczciwe jest twierdzenie, że Święci działali w taki sposób.
Wręcz przeciwnie. Jeżeli, jak to jest w przypadku Vaticanum II, wiara lub raczej słowo Boże, do którego przylgnęliśmy przez cnotę wiary, nakazuje nam przeciwstawiać się panującemu papieżowi, to jednocześnie gwarantuje nam – gdyż Bóg nie może zaprzeczać sam Sobie – że ten "papież", któremu wiara nakazuje się sprzeciwić nie jest prawdziwym papieżem i nie jest obdarzony Władzą Chrystusa. Jednym słowem, on nie jest Wikariuszem Chrystusa na ziemi.
Spójny i konsekwentny sposób postępowania
Wasz sposób postępowania jest nie tylko skandaliczny, ale pogłębia jeszcze stan chaosu. Jak to możliwe, że nie zdajecie sobie sprawy ze wspomagania tych, którzy niszczą Kościół?
Nic z tego, co możecie powiedzieć lub napisać o przywódcach fałszywego kościoła w żaden sposób nie ogranicza ich działalności. Przeciwnie, znając katolicką doktrynę lepiej niż myślicie, przywódcy ci obawiają się tylko jednej rzeczy, którą jest, jak to zauważył ojciec Calmel OP, "odkrycie faktu, że nie mają oni żadnej Władzy".
Oni boją się tego tym bardziej, ponieważ z chwilą, gdy wierzący Kościół stanie się świadomy faktu, że papieże Vaticanum II nie posiadają Władzy Chrystusa, ich "fałszywy kościół", używając ponownie słów ojca Calmela, "rozpadnie się w proch gdyż jego zasadnicza siła zasadza się na jego wewnętrznym błędzie przyjmowanym za prawdę, a który jak dotąd nie został potępiony z wysoka".
Z pośród licznych deklaracji, jakie złożył wasz założyciel, proszę was o przypomnienie sobie ustępu z listu napisanego 6 października 1978 roku, tuż przed konklawe, które nastąpiło po śmierci Jana Pawła I, a który skierował on do około czterdziestu kardynałów w tym do kardynała Wojtyły, ówczesnego arcybiskupa krakowskiego. Wyraźnie obrazuje on skandaliczną niespójność waszego zachowania: "Papież godny tego imienia i prawdziwy następca Piotra nie może oświadczać, że poświęci się upowszechnieniu Soboru i jego reform. Przez takie działanie da on jasno do zrozumienia, że zerwał ze wszystkimi swoimi poprzednikami, a szczególnie z Soborem Trydenckim".
Czy poświęciliście czas na poważne rozważenie tego stwierdzenia? Czy nie widzicie jak głupio wyglądacie od czasu wyboru Wojtyły? On przynajmniej nie robił żadnej tajemnicy ze swoich zamiarów. On przynajmniej działa w sposób zgodny ze swoimi przekonaniami.
Już w swojej pierwszej Encyklice jasno dał do zrozumienia, że zamierza całościowo wprowadzić decyzje Vaticanum II, "nie pozwalając sobie na to, aby być ograniczanym przez te dokumenty".
I od tego czasu nie przestaje niezmordowanie powtarzać swojego przekonania, że ponieważ "podczas Soboru Kościół głębiej uświadomił sobie swoją własną prawdziwą naturę i jego prawdziwą misję" (8.12.1978), ponieważ zobaczyliśmy "nowy etap autorealizacji Kościoła na miarę epoki, w jakiej wypadło nam żyć" (Dives in misericordia, VIII, 15) i jako że Duch Święty przemówił przez usta Ojców, "stawiamy sobie jako naczelne zadanie wprowadzenie w życie nauki tego Wielkiego Soboru" (Op. cit. I, 1).
Oprócz tego, Jan Paweł II oświadczył w swojej encyklice Redemptor hominis, że "Jan XXIII i Paweł VI stanowią etap, do którego bezpośrednio pragnę nawiązywać – próg, od którego wspólnie poniekąd z Janem Pawłem I zamierzam iść ku przyszłości...." (I, 2).
Nie pragnę wzbudzać wątpliwości, co do intencji msgr. Lefebvre. Ale jak można wyjaśnić jego niezdolność do wyciągnięcia oczywistych wniosków, jakie narzucają się po usłyszeniu wielokrotnych deklaracji osoby wybranej na konklawe? Niemniej jednak, pozostaje faktem, że nie wyciągnął on właściwych wniosków. Czy naprawdę był on przekonany o tym, co pisał do kardynałów?
Papież jest nieomylnym organem Tradycji. Zrywając ze wszystkimi jego [sprzed Vaticanum II] poprzednikami, Jan Paweł II jasno zamanifestował arcybiskupowi Lefebvre, że opuścił Kościół i popadł w schizmę. Czy jest zuchwałością podnoszenie wątpliwości, co do szczerości osoby, która znając te fakty, nadal zabiega o względy u schizmatyka materialnie usadowionego na Stolicy Piotrowej?
Jak to możliwe, że wasz założyciel pomimo wszystkich otwartych deklaracji Jana Pawła II nie spostrzegł, że ten "papież", pomimo swojej elekcji, nie był i nie mógłby być "prawdziwym następcą Piotra?".
Faktem jest, że msgr Lefebvre nie wyciągnął wniosków, jakich domagały się od niego honor i wiara. I to wykalkulowane wstrzymanie się z jego strony upoważnia do tego, aby mieć pewne wątpliwości w stosunku do jego osoby.
Nie muszę wam mówić, że arcybiskup nie tylko nie wyciągnął stosownych wniosków, jakich okoliczności wymagały od niego, ale wbrew całej sprawiedliwości, usunął on ze swojego Bractwa te ze swoich dzieci, za które był odpowiedzialny, które wierzyły w szczerość swojego zwierzchnika, a które wywnioskowały z jego listu do kardynałów, że Jan Paweł II nie był prawdziwym papieżem.
Zważywszy na to wszystko, jak to możliwe, że nie jesteście zawstydzeni? Jak to jest, że ci z was, którzy kontynuują działania podkopujące katolicki opór nie rumienią się? Gdybyście mieli chociaż odrobinę zdrowego rozsądku to zrozumielibyście, że jesteście zdrajcami posłannictwa Kościoła, że działacie w sposób przynoszący korzyści tylko tym, którzy otwarcie dążą do jego zniszczenia. Musi wam zupełnie brakować zdolności osądu, jeżeli nie zauważacie, że wasze uznanie i nieustanne podkreślanie prawowitości papieży Vaticanum II czyni z was zabawkę w rękach wroga.
W oczach świata i w oczach chrześcijan, uznajecie fakt, że mają oni Władzę, której w rzeczywistości nie posiadają.
Kompromitujecie prawdziwych członków ruchu katolickiego oporu, tych, których zachowanie jest konsekwentne, tych, którzy podporządkowują się wszystkim zasadom katolickiej wiary, ich to przedstawiacie jako "ekstremistów".
I kto może skorzystać z takiej postawy? Powtórzę to jeszcze raz, aby was zawstydzić. Może to tylko przynieść korzyść osobnikowi, którego wasz założyciel w chwili jasności, zobaczył jasno oczami wiary, rozpoznał i oświadczył, że nie może on być "prawdziwym papieżem", a w innej chwili klarowności bardzo sprawiedliwie określił "antychrystem".
Gdyby śmieszność mogła zabijać, wasze Bractwo znikłoby już dawno temu. Lecz nie, śmieszność nie zabija. W epoce, gdy Książę tego świata panuje, jego słudzy cieszą się długim życiem.
I tak dochodzimy do wyznania wiary oraz strasznej odpowiedzialności msgr. Lefebvre i was wszystkich odnoszącej się do tej kwestii.
Świadectwo Wiary
Winni jesteśmy Bogu wielki dług. Jak to Apostoł powiedział: "Któż bowiem cię rozsądza? I co masz, czegoś nie otrzymał?" (I Kor. IV, 7).
Czy zadaliście sobie pytanie, dlaczego Bóg uchronił nas od przyłączenia się do nowości Vaticanum II, dlaczego Bóg zaprowadził nas do oporu wobec tych "papieży"?
Ostatni raz wasz założyciel przybył do mojej kaplicy w Tours bierzmować dzieci, a było to 21 kwietnia 1979 roku. Przypomniałem mu wtedy, dlaczego Bóg go wybrał. Powiedziałem: "Jesteśmy ci wdzięczni, Monseigneur, za przybycie, aby bierzmować dzieci i za danie nam kapłanów, którzy umożliwią trwanie katolickiej religii po naszym odejściu. Ale Bóg nie wybrał cię tylko z tego powodu. Bóg wybrał cię szczególnie po to, abyś stał się świadkiem wiary".
Ośmieliłem się również powiedzieć mu, że widziałem palec Boży w wyborze jego osoby: On wybrał go, aby Boskie działanie mogło się bardziej zamanifestować w ruchu katolickiego sprzeciwu.
W rzeczywistości, na skutek funkcji, jakie pełnił, wasz założyciel był równie dobrze znany zarówno w Kurii Rzymskiej jak i wśród francuskojęzycznej hierarchii. Każdy był świadom jego przywiązania do Stolicy Apostolskiej oraz jego łagodnej natury. Ci, którzy go obserwowali widząc jak występuje przeciw papieżowi i soborowi zmuszeni byli odkryć w jego działaniach przyczyny, dla których Bóg wezwał go i nie przestawał podtrzymywać.
Przedmiot naszego świadectwa
W czasie wszystkich wielkich kryzysów, jakich Kościół doświadczył Bóg nigdy nie zawodził powołując osoby dające świadectwo wiary wobec innowatorów. Odpowiadając na zaufanie, jakie Bóg w nich złożył, wyznawcy ci głosząc wiarę odpierali wszystkie nowości zawstydzając autorów tych nowinek. Wiedzieli oni, że ta cnota jest tarczą, na której zgasną wszystkie ogniste strzały najgorszych niegodziwców (Efez. VI, 16).
Bóg powołał msgr. Lefebvre, podobnie jak i nas, aby przez jasne wyznanie wiary pokonać dominującą herezję, która ośmieliła się ją zaatakować.
Jaka jest tedy ta dominująca herezja, która jako następstwo Vaticanum II chce nas pogrążyć?
Jean Madiran określił naturę tej herezji już w pierwszych słowach wstępu do swojej książki "Herezja Dwudziestego Wieku" wyrażając się, że "(są) to biskupi". Szybko wyjaśnił to dodając "nie znaczy to, że to oni są jej twórcami, chodzi o to, że są jej agentami".
Na czym polega ta herezja?
Na fakcie, że Rzymski Kościół już nie jest uważany za Matkę i Nauczyciela wszystkich kościołów – "Mater et Magistra omnium ecclesiarum" – ale tylko za jeden z wielu innych kościołów.
"Tak zwana rzymska teologia zaczęła być coraz bardziej i bardziej uważana tylko za jedną spośród wielu innych szkół teologii i w żaden sposób nie za najlepszą, ponieważ była starą szkołą, opartą na scholastyce i nasyconą prawniczym zmysłem. Encykliki zaczęły być uważane za zaściankowy produkt tej szczególnej szkoły teologicznej i jako takie otwarte dla debat. Przez to, biskupi i doktorzy zaparli się siebie, złamali swoje uroczyste przysięgi przyjmując pogląd, że Kościół Rzymski nie jest «Matką i Nauczycielem wszystkich kościołów»" (Op. cit., s. 16).
Nie trzeba było długo czekać na konsekwencje takiej postawy. "Nie było już żadnej wspólnoty między biskupami i Stolicą Apostolską. W ostatnich latach, zwłaszcza po roku 1950, biskupi poczuli, że ta komunia została zerwana przez Stolicę Apostolską – więźnia szkoły teologicznej posiadającej szczególną prawniczą perspektywę, która została odesłana do lamusa historii. Czuli, że do Stolicy Apostolskiej należy ponowne nawiązanie komunii z episkopatem.
Cały Drugi Ekumeniczny Sobór Watykański był prowadzony przez biskupów, którzy podzielali ten punkt widzenia" (Op. cit., s. 19).
Od czasu "Soboru naszego stulecia", sytuacja stała się nawet jeszcze gorsza. Pasterze Vaticanum II także dali jasno do zrozumienia, że nawet co do kwestii, na które Kościół wypowiedział się w sposób nieodwracalny, już dłużej nie pozostają w komunii z "Matką i Nauczycielką", która istniała przed Vaticanum II.
Tak więc, Bóg wybrał nas abyśmy mogli być świadkami prawdy Jego słowa dla pożytku Kościoła Piotrowego i przeciw herezji XX wieku.
Źródło: http://www.ultramontes.pl/list_do_fsspx.htm?fbclid=IwAR3bMOEBlHJ8SOkvs6cfEmpGOUSlrAV9JuPFhSF0bkbyYP_NwUDpCYGyPiM
Źródło: http://www.ultramontes.pl/list_do_fsspx.htm?fbclid=IwAR3bMOEBlHJ8SOkvs6cfEmpGOUSlrAV9JuPFhSF0bkbyYP_NwUDpCYGyPiM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.