Strony

środa, 26 stycznia 2022

Zapomniana rocznica.

Wkroczenie wojsk polskich do Cieszyna w lutym 1919 r.

23 stycznia 1919 roku wojska czechosłowackie, korzystając z zaabsorbowania odradzającej się Polski na wschodzie (walki z Ukraińcami o Lwów i odpieranie regularnych najazdów bolszewików) wtargnęły na tereny Śląska Cieszyńskiego a następnie ruszyły w kierunku Katowic. Pomimo braków, oddziały polskie dowodzone przez pułkownika Franciszka Latinika zdołały zatrzymać nacierających napastników, rozbić ich w bitwie pod Skoczowem i zmusić do wycofania się. Oddziały czechosłowackie wycofały się wprawdzie, ale tylko na linię Olzy. W ten sposób Polska utraciła Zaolzie, które udało się odzyskać dopiero w roku 1938.

W 1938 r. Polska skorzystała z idealnie nadarzającej się okazji. Otóż III Rzesza Niemiecka najechała na Czechosłowację, zajmując kotliny Sudeckie, zamieszkiwane w większości przez Niemców. Korzystając z okazji, Polska "dołączyła się" i również odebrała, co nasze, ziemie rdzennie Polskie (Śląsk Cieszyński) i zamieszkiwane w zdecydowanej większości przez Polaków. Ziemie które 18 lat wcześniej zostały nam bezprawnie zrabowane przez Czechów. 2 października 1938 roku, oddziały Wojska Polskiego dowodzone przez gen. Władysława Bortnowskiego, witane owacyjnie przez ludność polską, wkroczyły do należącej do Czechosłowacji części Śląska Cieszyńskiego zwanej Zaolziem. W rozkazie wydanym 2 października, marszałek Edward Śmigły-Rydz zwracał się do żołnierzy z Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Śląsk” gen. Bortnowskiego: „Za chwilę przekroczycie Olzę, skazaną w ciągu długich lat na upokarzającą służbę rzeki, oznaczającej granicę nie istniejącą ani w sercach tych, co oba jej brzegi zamieszkują, ani w sercach całego narodu polskiego”.

Co dziś powinna zrobić Polska (gdyby założyć, że jesteśmy niepodległym Krajem i możemy sami o sobie decydować) w przypadku zbrojnej inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę? Dokładnie to samo, co zrobiliśmy w 1938 r. Nie mieliśmy wówczas, jak sugerują co niektórzy, żadnego oficjalnego paktu czy sojuszu z Hitlerem. Po prostu skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, aby odzyskać nasze ziemie, wcześniej nam zrabowane. Niemcom to wówczas nie przeszkadzało, i dobrze. Można powiedzieć, że był to pewien "manewr taktyczny" lub "taktyczne porozumienie". Aczkolwiek nie wynikało to przecież z żadnej miłości Polaków do Hitlera. Tak samo dziś, nie z powodu jakiejkolwiek sympatii do Putina, lecz przez wzgląd na polski interes narodowy, powinniśmy dążyć do odzyskania naszych, rdzennie polskich ziem na wschodzie, nawet jeśli oznaczało by to tymczasowe "taktyczne porozumienie" z Putinem, i wspólny rozbiór Ukrainy. Jeśli Rosja będzie chciała dokonać inwazji na Ukrainę, to i tak tego dokona, z naszym udziałem, lub bez niego. Jakiekolwiek działania "polskiego" rządu w tej sprawie niczego nie zmienią. Tak samo działania Unii Europejskiej czy NATO nie powstrzymają Putina, który już pokazał, że jeśli coś chce, to to otrzyma (vide Krym), a zdanie zachodu go nie interesuje. On chce odbudować po prostu swoje imperium, i z jego punktu widzenia, jest to jak najbardziej logiczne. Polska może albo na tym skorzystać, tak jak na rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r., albo znów udawać "Chrystusa Narodów" i martwić się bardziej o obcy interes, niż o własny... Obawiam się, że PiSiacki nierząd, zapatrzony w neobanderowską Ukrainę, wybierze to drugie, i zmarnuje dziejową szansę na odzyskanie naszych Kresów Wschodnich (zresztą, nie pierwszą taką szansę...). Co jednak powinna zrobić Polska (gdyby była niepodległym Krajem) w przypadku rosyjskiej inwazji na UPAdline, pardon, Ukraine? Tylko jedno...


Jerzy Bergoglio ogłosił dzisiejszy dzień dniem "modlitwy i postu w intencji pokoju na Ukrainie i na świecie." pt. „Uchroń Ukrainę od tragedii”... Akcję z wielkim entuzjazmem podchwycił i rozpropagował polski "episkopat". Przewodniczący "episkopatu" "abp" Stanisław Gądecki poprosił, by 26 stycznia stał się dniem modlitwy i postu w intencji naszego wschodniego sąsiada. My katolicy módlmy się dzisiaj raczej o pomyślność naszej własnej, umiłowanej Ojczyzny. Prawowity porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nakazuje nam w pierwszej kolejności dbać o własny dom, troszczyć się o swoją Ojczyznę, a nie obce interesy. Niech młodzi Ukraińcy mieszkający w Polsce wrócą do siebie i niech sobie tam walczą z Putinem o „Samostijna Ukrajina”... My natomiast módlmy się, aby nasze ziemie, miasta i wioski, ukradzione nam przez Stalina w 1945 r., powróciły do Macierzy!

Ojczyznę wolną, ze Lwowem i Wilnem, racz nam wrócić, Panie!

Polski Lwów, Polskie Wilno, odzyskane być powinno!

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

6 komentarzy:

  1. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
    Mam parę krytycznych uwag to tego tekstu. Od razu zaznaczam, że nie chcę obrażać idei narodowych i patriotycznych, lecz wyłożyć swój pogląd na ten temat.
    1. Wydaje mi się, że nawet gdyby Polska zdecydowała się zrobić powtórkę z 1938r. tyle, że na Ukrainie to nie odzyskalibyśmy wszystkich terenów, które mielibyśmy odzyskać wedle obrazka powyżej. Dlaczego? Ponieważ Białoruś trzyma z Putin. Zakładając, że Polska nie uderzy jednocześnie z Ruskimi i ich sojusznikami co jest prawdopodobne to już po 3,5 godzinach wojska z Pińska na Białorusi przejmą Łuck na Wołyniu (sprawdziłem na Google Maps). Tak więć najprawdopodbniej odzyskamy tylko Lwów (o dawnych terenach Polski na Białorusi i na Litwie można na czas obecny pomarzyć) i zdobędziemy Zakarpacie.
    2. Załóżmy, że Polska przejmuje Lwów i okolice - co potem. Tam jest przytłaczająca większość ukraińska. Trzeba by było zrobić im jakąś autonomię, bo inaczej nie wyobrażam sobie tego. By to Panu zobrazować posłużę się przykładem: w Polsce wybucha kryzys, Niemcy wykorzystują to, atakują Polskę, zajmują Śląsk, Pomorze i Mazury. Zmieniają oni nazwy polskie na niemieckie i włączają tereny polskie do landu brandenburskiego. Czy nie czuł by się Pan zdenerwowany, że musiałby Pan załatwiać sprawy urzędowe po niemiecku? Ja bym się czuł. Tak więc potrzebna by była jakaś autonomia.
    3. Ewentualny udział Polski w rozbiorze Ukrainy mógłby być ponadto źle odczytany na arenie międzynarodowej. Między zajęciem Zaolzia przez Czechów, a jego odzyskaniem minęło jedno pokolenie, a między Paktem Ribbentrop-Mołotow, a dniem dzisiejszym już kilka. Może lepiej dogadać się z Ukrainą - zrobić z dawnych terenów Polski na Ukrainie kondominium albo niech Ukraina Polsce wypłaci odszkodowanie od każdego metra kwadratowego dawnej IIRP.
    4. Zwracam także uwagę, że odzyskanie terenów wschodnich mogło by posłużyć wrogom ojczyzny jako pretekst do wojny. Odpowiednie propagandówki lewicy zaczęły by mówić o "faszystach", którzy atakują Ukrainę. USA ruszyło by z "bratnią" "pomocą" "ciemiężonym" obywatelom Polski. Wtedy będziemy skazani na sojusz z Putinem albo na przyjęciem "pomocy" USA i brak realnej suwerenności.
    5.Zganił Pan ponadto polski episkopat za to, że modli się o Ukraine. Przecież modlenie się o brak wojny to nie jest grzech. Wojna powoduje to, że ojcowie rodzin umierają, a dzieci i matki pozostają bez pieniędzy. Czy modlenie się o brak wojny, a konsekwencji o brak wielu tragedii ludzkich jest czymś niegodziwym? Zwłaszcza, że owa wojna na pewno nie będzie sprawiedliwą wojną, lecz wojną niesprawiedliwą.
    Na koniec chciałbym przekazać, że celem tego komentarza nie być atak na Pana, lecz zwrócenie uwagi na ryzyko radykalizmu.
    Z Panem Bogiem!
    Czytelnik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadając, zacznę od końca. Mówi Czytelnik że zwraca mi uwagę na "ryzyko radykalizmu". Dla mnie to jednak nie jest "ryzyko" tylko integralna część mojej idei politycznej, jest nią idea Narodowo - Radykalna, tak było zawsze, jest i będzie. To jest właściwy trzon, do tego dochodzą elementy takie jak katolicki monarchizm narodowy, legitymizm, tradycjonalizm polityczny, nacjonalizm integralny itp., ale fundamentem jest polska idea NR, a reszta to tylko dodatki, które mają charakter drugorzędny, i w celu osiągnięcia wyższego celu (np w walce o niepodległość Polski) mogłyby zostać pominięte. Tak więc dla mnie radykalizm nie jest żadnym zarzutem, wręcz przeciwnie. Reszta pańskiej wypowiedzi to różne dywagacje i gdybanie, nie wiemy co by się stało, to co jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się nie możliwe, dziś się dzieje. 20 lat temu większość ludzi myślała że granice w Europie są wyryte ze stali i są wieczne, niezmienne, nikt ich nie ruszy. Okazało się to oczywistym mitem i bzdurą. Pisze Pan coś o jakiejś "konieczności" stworzenia dla Ukraińców autonomii czy czegoś takiego, ale niby dlaczego miałoby to być konieczne? Czy Polacy na Zaolziu mają dziś autonomię? Przypomnę, że tam nie było żadnych przesiedleń ludności, nawet PRL chciała te ziemie zatrzymać, ale Stalin uparł się i wymusił przywrócenie granicy z 1920 r., natomiast "polskie" władze odmówiły przesiedlenia Polaków z Zaolzia, i ci ludzie tam zostali, do dziś żyje tam ponad 30 tys. Polaków. To samo na Wileńszczyźnie. Czy mamy tam jakąkolwiek autonomię? Więc niby dlaczego Ukraińcy mieliby otrzymać? Pyta Pan co bym zrobił gdyby Niemcy zdobyli Śląsk, Wrocław, Gliwice, które były przecież przed wojną niemieckie? Nie, nie prosiłbym ich o żadną autonomię, to byłoby dla mnie upokarzające. Po prostu sam, dobrowolnie bym stąd wyjechał, najchętniej do Lwowa, miasta moich przodków. Nikt by mnie nie musiał deportować ani przesiedlać. Jeśliby chcieli mnie zatrzymać, podjął bym próbę ucieczki. Chciałbym żyć w Polsce, a nie żadnej niemieckiej autonomi! Myślę że w orzypadku zdobycia Lwowa, Stanisławowa i przynajmniej części naszych Kresów, wielu Ukraińców zrobiło by to samo. Mam taką nadzieję. O żadnym kondominium czy zadośćuczynieniu nie może być mowy, bo Ojczystą ziemią się nie handluje, nie sprzedaje się jej... Natomiast reakcja zagranicy? A co nas to obchodzi? Reakcja była by taka jak na zajęcie przez Rosję Krymu. Wyrazili by "wielkie oburzenie" i stwierdzili że "oni tego nie uznają". No i co z tego? A Niemcy najprawdopodobniej dużo szybciej dogadają się z Putinem. Niemcom szczególnie zależy na cofnięciu Jałty i powrotu do granic Europy sprzed II wojny światowej. I myślę że Niemcy nie będą się przejmować opinią USA czy Brukseli, bo im zależy na własnym interesie. Nam też powinno zależeć na swoim, a nie ciągle patrzeć na innych, lub co ci inni powiedzą i co sobie o nas pomyślą. Co do modlitwy o pokój, owszem o pokój zawsze można się pomodlić (zwłaszcza aby nie ucierpieli cywile, niewinni, aby nie było zbrodni wojennych, ludobójstwa etc), ale żeby to się nie przerodziło w herezję pacyfizmu, i myślenie rodzaju że lepszy najgorszy, zgniły pokój, od wojny, nawet wojny sprawiedliwej (a taką jest również wojna  o odzyskanie bezprawnie skradzionych nam ziem, i to nie ważne czy minęło jedno pokolenie czy kilka, bo tu nie ma przedawnienia, od rozbiorów do odzyskania niepodległości minęło 123 lata, teraz dopiero 77)... 

      Usuń
    2. Proszę o wybaczenie za niedoprecyzowanie - pisząc radykalizm miałem na myśli bardziej bezmyślny pęd po sukces jaki miał miejsce podczas Powstania Listopadowego, a nie radykalność w sensie narodowo-radykalnym. Co do Zzaolzia to zgadzam się, że podjęto niewłaściwe decyzje i powinno się dogadać z Czechami i zorganizować tam plebiscyt (wynik będzie do przewidzenia, bo wiadomo, że Polacy wolą mieszkać w ojczyźnie). Co do przewidywanej migracji Ukraińców z Lwowa to nie wiem czy zechce im się opuszczać tamte strony. Jeśli chodzi o autonomię to bardziej chodziło mi by postąpić z nimi jak z innymi mniejszościami (w tym z niemiecką), czyli dać, a raczej pozostawić ukraińskie nazwy ulic (zmienić jedynie te gloryfikujące zbrodniarzy jeśli takowe będą na terenach przejętych) i zwolnić Komitet Wyborczy Mniejszości Ukraińskiej (który pewnie by powstał) z progu wyborczego. Co do możliwości odzyskania bezprawnie przejętych ziem to myślę, że powinno się mierzyć siły na zamiary i przeanalizować czy walka o dany teren jest warta krwi żołnierzy i łez ich żon i dzieci bowiem jeśli dany teren należący dawniej do Polski nie jest wartościowy pod względem kulturowym, strategicznym, politycznym lub gospodarczym i nie mieszkają tam polacy to nie warto o niego walczyć - co do Lwowa to myślę, że ma jakieś znaczenie.

      Usuń
    3. Oczywiście jeśli Ukraińcy tam zostaną to należy tam wspierać grekokatolickich duchownych i ustanowić prawa na tamtym terenie, które ułatwią pracę misjonarzom. Jeśli ludność zajętej części Ukrainy przyjmie katolicką wiarę to dawne urazy się zmniejszą (wspólna wiara sprawia, że narody mają więcej ze sobą wspólnego i jest mniejsza przepaść między nimi).

      Usuń
    4. W przypadku tzw. Powstania Listopadowego (tak samo zresztą jak i innych naszych ruchawek narodowych, zwłaszcza Powstawania Warszawskiego 1944 r.) nie należy nazywać tego radykalizmem, lecz zwykłą romantyczną bezmyślnością i głupotą, bezsensownym wylewaniem polskiej krwi, inspirowanym zresztą najczęsciej przez obce, zewnętrzne czynniki. Nie ma to nic wspólnego z radykalizmem jako takim, ani też ideą Narodowo - Radykalną w szczególności. To naprawdę dziwne, że do dzisiejszego dnia panuje w naszym narodzie kult tych w istocie antypolskich powstań (choć oczywiście faktem jest, że walczyli w nich patrioci, ale wywołane zostały przez zdrajców!), natomiast mało się mówi i niewiele jest kultu wobec prawdziwych, udanych i zwycięskich powstań narodowych, jak Powstanie Wielkopolskie czy Obrona Lwowa (zwana również Powstaniem Lwowskim) w 1918/19 r. Mieliśmy też chwalebne Powstania Śląskie, nie do końca zwieńczone sukcesem, ale w podobnym, racjonalnym duchu. I w końcu mieliśmy chwalebne czyny zbrojne, jak słynny "Bunt Żeligowskiego", czyli wkroczenie polskich wojsk do Wilna w październiku 1920 r., oraz wspominane wyżej wkroczenie wojsk polskich na Zaolzie w październiku 1938 r. To powinna być nasza pamięć narodowa, te wydarzenia powinniśmy czcić, i do nich się odwoływać. Nie wiem o czym Pan mówi, o jakim "dogadywaniu się" z Czechami i jakim plebiscycie (kiedy, w którym roku). W 1919 r. Czesi wykorzystali fakt że byliśmy zajęci zmaganiami militarnymi z Ukraińcami i bolszewikami na wschodzie, i okradli nas z naszych ziem, a w 1938 r. my zbrojnie odzyskaliśmy co nasze. W żadnej z tych sytuacji nie było czasu ani miejsca na żadne "dogadywanie się" i plebiscyty... Co do Kresów Wschodnich, myślę że najbardziej radykalna część banderowców by się buntowała, ale większość zwykłych obywateli, normalnych Ukraińców, albo by wyjechała na wschód, do swojego państwa, albo by się powoli asymilowała. Jednak nie powinniśmy dawać im żadnej autonomii, lecz powoli, stopniowo polonizować. Nie mogą poczuć się zbyt pewnie. Co do nazw ulic i miejscowości, należało by bezwzględnie przywrócić nazwy polskie, sprzed 1939 r. Natomiast można tłumaczyć te nazwy na język ukraiński i zamieszczać dwujęzyczne tablice, przynajmniej tam gdzie Ukraińcy początkowo stanowili by większość ludności. Można też zgodzić się na tego posła w sejmie (w państwie Narodowo - Radykalnym i tak nie było by żadnej demokracji, a parlament byłby ciałem doradczym, a nie decyzyjnym, przy Głowie Państwa). Co do sensu walki o Polskie Kresy, taka walka ma sens tylko wówczas, gdy będzie elementem szerszej akcji, czyli właśnie wowczas, gdyby doszło do inwazji np. Rosji i Białorusi na Ukrainę, i gdyby do tego dołączyły np. Węgrzy (zajmując Zakarpacie), i Rumunia (zajmując Bezarabię). Wówczas nasze straty w ludziach byłyby minimalne, bo Ukraińcy nie mieliby szans na tylu frontach jednocześnie. Co zaś się tyczy Lwowa, to z całym szacunkiem, ale napisać że "ma jakieś znaczenie" to tak jakby nic nie napisać. To wręcz profanacja. Lwów to miasto które było stolicą polskiej kultury, sztuki, nauki, tradycji, które było najbardziej żywotnym centrum polskości przez całe 123 lata rozbiorów. To jest najbardziej polskie, ze wszystkich polskich miast!

      Usuń
    5. Co do duchownych, trzeba wspierać wszystkich katolickich duchownych, tak samo rzymskokatolickich, łacinników, jak i greckokatolickich. Trzeba odbudować struktury Kościoła łacińskiego we Lwowie i na Kresach, trzeba odzyskać nasze kościoły (dziś zajmowane przez modernistycznych grekokatolików), przywracając je do kultu łacińskiego, do Mszy Rzymskiej, natomiast grekokatolicy powinni mieć te obiekty, które mieli przed rokiem 1939, nic ponadto. Kościoły wybudowane jako łacińskie muszą bezwzględnie wrócić do rytu rzymskiego (oczywiście, w początkowym okresie, mogłyby się w nich odbywać Msze św. w obydwu obrządkach, poza tym można dać grekokatolikom także obiekty należące wcześniej do schizmatyków wschodnich). Trzeba również postarać się odbudować struktury ormiańsko-katolickie (przywrócić katedrę ormiańską jako katolicką), oraz neounickie, zniszczone przez komunistów.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.