Niefortunnie, ta zewnętrzna, entuzjastyczna spontaniczność Katolików, ze względu na komunistyczną infiltrację buddystów, obróci się przeciw Diemowi. Vietcong Ho Chi Minha znał obronę Prawdziwej Wiary prowadzoną przez Diema i próbował zapędzić go do rogu z którego nie będzie mógł uciec. Minh właśnie wyeliminował jednego z braci Ngo - Khoi. Okazja nadarzyła się podczas buddyjskiego święta, gdy buddyjskie flagi nie mogły być wywieszane - kilka osób oblało się benzyną. Zamiast uznać za szaleńców, zachodnia prasa przedstawiła ich jako ofiary. Autorytet Diema zaczął się rozpadać. Władza prasy - masońsko-syjonistycznej czwartej władzy. Amerykańskie interesy, jak zawsze dwulicowe. Za plecami Diema, spiskowano z jego generałami planując przewrót. Istotną rolę odegrał Henry Cabot Lodge. JFK poinstruował Lodge'a, by Diem oraz jego rodzina nie ucierpieli, lecz zostali wywiezieni z kraju. Nie takie jednak były plany Wietnamskiego Sanhedrynu i CIA. W ówczesnym czasie operacjami CIA dowodził Lou Conein, zadeklarowany wróg Katolicyzmu. Zamach został przeprowadzony pomimo zastrzeżeń starszych oficerów CIA, takich jak Sherman Kent, William Colby, Szef Działu Dalekiego Wschodu, Huntington Sheldon, R. Jack Smith, czy DCI (Dyrektor Centralnego Wywiadu) John McCone. Obawiali się oni reperkusji oraz niestabilności, która zostanie wywołana. Mądra rada, której nie posłuchano.
Zdjęcie powyżej zostało wykonane pięć dni przed śmiercią Diema. Podczas świętowania rocznicy Republiki Wietnamu uśmiecha się złowieszczo, wiedząc, że dni Diema są policzone.
Poniżej generałowie, którym zapłacono umoczone w krwi pieniądze.
Od lewej do prawej: generał Duong Van Minh, który dowodził coup d'tat (fr. zamach stanu). Po zamachu zdradził własnych ludzi, stojącego obok niego generała Le Van Kim oraz generała Tran Van Don (najbardziej po prawo). Morderstwa zlecił generał Mai Huu Xuan. Wybrano dzień zmarłych - 2 listopada. Brat Diema, Nhu, w ostatniej chwili został zaalarmowany napisem na murze i razem z bratem schronili się w kościele Św Franciszka Ksawerego, gdzie pojednali się z Bogiem. Zapewniony przez wybitnego parafianina, chińskiego biznesmena, że ten może go wydostać z kraju, wezwał limuzynę by odeskortowała ich na lotniska. Zamiast tego podjechał wojskowy van i zabrał braci. Wg odtajnionych niedawno dokumentów Pentagonu, jeden z wrogów Diema, kapitan Nhung, rozkazał zatrzymać vana obok mostu kolejowego. Gdy pociąg przejeżdżał, Diem oraz Nhu zostali zastrzeleni. Krótko potem bezpieczna podróż została obiecana również ich bratu Can, jeżeli tylko się podda. On również został zdradzony i zginął naprzeciw strzelającego oddziału z różańcem w dłoni, instruując strzelców by mierzyli wysoko, wskazując na swoje serce.
Po obaleniu rządów Ngo-dinh-Diem, Ameryka ledwie trzy tygodnie później również będzie w żałobie - Kennedy ginie w Dallas. Podobnie stało się na Kubie. Pozbyto się Baptisty, pojawił się Castro.
Co więcej, Lyndon Baines Johnson (doskonały odpowiednik Giovanni Montiniego, jeżeli chodzi o brak spójności i zaufania) poprowadzi USA w wojnę, która będzie kosztować Amerykę życie ponad 60 000 obywateli. Dziesięć lat później Wietnam został sprzedany Komunistom - w, (gdzieżby indziej) Paryżu. Zarówno Ameryka jak i moderniści wewnątrz struktur Kościoła sprzedawali ludzi. O, tak, chwała aggiornamento i demokracji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.