Za niespełna 2 godziny, 1 lutego 2020 r. dokładnie o północy czasu środkowoeuropejskiego (czyli o godz. 23:00 czasu londyńskiego, więc jeszcze 31 stycznia), Brexit, czyli wyjście Wielkiej Brytanii z eurokouchozu - tzw. unii europejskiej stanie się faktem, a tym samym Wielka Brytania stanie się, przynajmniej de jure, po 47 latach, państwem w mocy prawa niepodległym i suwerennym.
Czy to oznacza że będzie to państwo wolne, w pełnym tego słowa znaczeniu? Otóż nie. Państwo to zarówno gospodarczo jak i politycznie jest bardzo uzależnione od wpływów masońskich i żydowskich (zwłaszcza słynnej rodziny Rothschild, które jak wiadomo ma silne powiązania z "rodziną królewską"). Od XVIII wieku rządzone przez nieprawowitych i nielegalnych uzurpatorów w koronach, spadkobierców i pogrobowców morderców króla Jakuba II Stuarta, ostatniego prawowitego Króla Anglii i Szkocji (przy tym ostatniego katolickiego króla Anglii i ostatniego króla, który rządził w sposób absolutny), zamordowanego 16 września 1701 r.
Uzurpacja tronu nie oznacza jednak automatycznie utraty niepodległości. Anglia cały czas pozostała krajem zasadniczo suwerennym, pomimo iż nie rządził nią prawowity monarcha (podobnie jak np. Hiszpania w latach dyktatury gen. Miguela Primo de River'y oraz gen. Francisco Franco). Tzw. Wielka Brytania (jest to w rzeczywistości sztuczny twór, tak naprawdę są to trzy odrębne państwa - królestwa. Anglia i Szkocja były od czasów Stuartów połączone jedynie unią personalną) nie utraciła również niepodległości w czasach I ani II wojny światowej. Tak więc w przeciwieństwie do Polski, Anglia była po 1945 r. w sensie prawnym krajem niepodległym, podobnie jak np. Stany Zjednoczone, i w tej chwili, występując z "związku socjalistycznych republik europejskich" ponownie się nim staje.
Nie jest to jednak dla nas żaden powód to radości czy nadmiernego entuzjazmu. Być może jest to początek dłuższej drogi, procesu który trwać może nawet wiele dziesięcioleci. Nadzieją na normalność jest jednak rozpad tego sztucznego tworu, jakim jest "Wielka Brytania", na trzy historyczne państwa-królestwa narodowe - Irlandię (jedną, zjednoczoną!), Anglię (i Walię), oraz Szkocję. Jako że aktualny prawowity spadkobierca i pretendent do tronu Anglii, J.K.M. Franciszek II Bawarski, nie jest w ogóle zainteresowany tym królestwem, Anglicy powinni w przyszłości pomyśleć (podobnie jak Polacy) o całkowicie nowej linii dynastycznej, nie skompromitowanej w żaden sposób układem z demoliberalnym systemem.
Jest to jednak mało prawdopodobne z obecnej perspektywy, i wydawać się może, że w rzeczywsitości nic się nie zmieni. W Polsce sytuacja ma się jeszcze znacznie gorzej, więc wszelkie entuzjastyczne mrzonki o "wyjściu Polski z UE" możemy włożyć między bajki. Po I. dlatego, iż jest to nierealne, a po II. dlatego, iż absolutnie NIC by nam to teraz, w obecnej sytuacji nie dało. Polska przed wstąpieniem do UE, NIE BYŁA bowiem niepodległym państwem. Było to ten sam marionetkowy twór - tzw. "III RP", czyli PRL'bis. Polska nie odzyskała nigdy utraconej w 1939 r. niepodległości. Powstały w 1945 r. okupacyjny twór państwowy na ziemiach polskich był tak samo "suwerennym państwem" jak Generalne Gubernatorstwo za okupacji niemieckiej... Również w 1989 r. nie było żadnego "odzyskania niepodległości", a jedynie kolejna zmiana okupacji, tzw. "III RP" ma w pełni ciągłość formalno-prawną z PRL'em, a nie z suwerenną (chociaż nieudolną) II RP. Zwłaszcza teraz, przy obecnym PiSiackim "polskim" [nie]rządzie, można się spodziewać, że wyjście z UE oznaczać by mogło pchnięcie tego tworu w jeszcze głębsze "uściski" z USA (a więc powtórkę z lat 1945 - 1989, z tą różnicą że zamiast Moskwy będziemy mieć teraz Waszyngton), oraz praktyczną, coraz szybszą i brutalniejszą budowę na ziemiach polskich Polin w miejsce tzw. "III RP".