Strony

poniedziałek, 7 czerwca 2021

O. Stefan Komorowski T.J: Pogląd na początek reformacji XVI wieku.

ROZDZIAŁ I.

Pogląd na początek reformacji XVI wieku.


 Wiek szesnasty zapowiadał się groźnie. Widnokrąg życia narodów, zwłaszcza zachodniej Europy, zasępiły czarne chmury; nurtujące w społeczeństwie nowe prądy nasyciły atmosferę moralną świata elektrycznością, która każdej chwili groziła wyładowaniem.

 Burza nie przyszła nagle; wiek piętnasty przygotowywał ją zwolna, ale na przełomie obu wieków poczęła się zbliżać w szybkiem bardzo tempie. I rzecz dziwna; największe zdobycze ludzkiego ducha, do których dorósł, wychowany przez Kościół, przeszło tysiącleciem chrześcijańskiej kultury, nadużyte przez niesforne umysły, zwracają się nagle przeciw katolicyzmowi i przynosząc ludzkości z jednej strony ogromny postęp, z drugiej strony pozbawiają ją najwyższych skarbów, bo wiodą do odchrześcijanienia.

 Odkrycie Ameryki otworzyło zdobywcom dostęp do nieprzebranych bogactw nowego świata, ale też rozbudziło większą chciwość, żądzę złota, chęć użycia, skierowało wszystkie wysiłki ku zdobyciu materjalnych dóbr, bez względu na godziwość środków, a czyniąc pieniądz wykładnikiem znaczenia, potęgi i władzy, zbliżyło do siebie dwa światy, ale rozdwoiło społeczne  klasy, budząc w bogaczach pychę i pogardę dla mniej mających, a w ubogich rozgoryczenie i zawiść.

 Epokowy dla cywilizacji wynalazek druku służy zarówno złym jak dobrym celom. Roznosi światło, ale równocześnie ułatwia rozszerzanie jadu fałszywych i bezbożnych zasad, posługując się przytem w walce bronią nie tylko przesady, ale wprost oszczerstwa i kłamstwa. Humanizm wskrzesza piękno starego, klasycznego świata, ale przesadny w swoim dla niego zachwycie nasiąka pogańską ideologją i duchem, apoteozuje w pogańskim stylu indywidualność człowieka, dąży do wyzwolenia go od wszelkiej zależności, z pod normy objektywnej prawdy, dla rozumu, z pod zobowiązań krępującego prawa, dla woli. Obniżenie zasady autorytetu, zwłaszcza intelektualnego i moralnego musiało być następstwem tego ruchu.

 Nowe prądy wciskały się do wszystkich dziedzin społecznego życia, ale z natury rzeczy zwracały się przedewszystkiem przeciw Kościołowi. Wszak on to jeden, obleczony najwyższą powagą swego Boskiego posłannictwa, przeciwstawiał nieugięcie wszelkim zakusom proklamowanej niezależności rozumu dogmat objawionej wiary, a wyuzdanej swobodzie działania nieprzekraczalne granice Chrystusowego prawa. Tylko o ileby udało się obalić powagę Kościoła, można było liczyć na pełne zwycięstwo nowych kierunków myśli. Stąd też myliłby się bardzo, ktoby sądził, że nowatorstwo szesnastego wieku, choćby z początku tylko, stawiało sobie za cel umniejszenie czy też obalenie materjalnego tylko stanowiska i zewnętrznych wpływów Papiestwa w społeczeństwie chrześcijańskiem. Nie. Reformacja godziła świadomie i zasadniczo w cały ustrój duchowy, w sam dogmat katolickiego Kościoła. Inna rzecz pozory, jakie z początku nadawała swoim dążnościom. Wysuwano potrzebę naprawy rzekomych lub rzeczywistych, ale w każdym razie przesadnie przedstawionych błędów i nadużyć hierarchji, rozbudzano nęcącą nadzieję zdobycia posiadanych przez Kościół a rzekomo niepotrzebnych mu bogactw; to było pokrywką, pod którą krył się atak na najistotniejsze wierzenia i skarby chrystjanizmu.

 A niestety przyznać trzeba, że ówczesna hierarchja kościelna nie stała tak wysoko, żeby być zdolną do odparcia zamachów. Olbrzymie dobra, częścią oddane Kościołowi przez świeckich panów i książąt, częścią zdobyte przez usilną i wytrwałą pracę zakonów, nie zawsze już służyły tym wzniosłym celom, dla jakich były nadane, t. j. szerzeniu chrześcijańskiej kultury wśród wiernych ludów, oraz podtrzymaniu świetności kościelnego kultu. Wysokie stanowiska hierarchji kościelnej rozdawane często przez wpływy świeckie osobom, których życie nie licowało z świętością ich powołania, stawały się źródłem wielu nadużyć i obniżały przez to powagę Kościoła. Biskupi nieraz nie przyjmowali wcale święceń, skupiali w jednem ręku po kilka stolic i wiele intratnych posad kościelnych, a złoto, które z posiadanych w ten sposób dóbr wzbogacało ich szkatuły, służyło im do zdobywania i utrwalania czysto świeckich wpływów, ze szkodą kościelnego życia. Owszem przez wprowadzenie dziesięcin i innych rozlicznych opłat, zaciężył Kościół nawet nad dobrami, które nie były Jego własnością, ściągając z nich w różnych postaciach daninę nieraz nadmierną i posługując się przy jej egzekucji naciskiem środków, które władza jego duchowna dawała mu w rękę. Kler niższy pozostawiał wiele do życzenia. Biskupi, zajęci innemi sprawami, nie dbali wiele o jego dobór, wykształcenie i sposób życia. Więc też utrzymywany na niskim stopniu kultury, nie przejęty wielkością swego posłannictwa, nie znający nieraz dokładnie zasad tej wiary, którą miał drugim głosić, nie tylko tracił niejeden kapłan mir i szacunek należny, nie tylko gorszył swem postępowaniem prostaczków, ale i sam łatwo skłaniał się do nowej nauki, która miała mu przywrócić resztę tej swobody, jakiej dobrowolnie wyrzekł się, przyjmując stan duchowny i połączone z nim zobowiązania.

 Chętny więc posłuch znajdywały nowatorskie podszepty u ludu i u części niższego zwłaszcza kleru, a jeszcze chętniejsze poparcie u wielu świeckich książąt i panów. Ci w popieraniu odstępstwa od Kościoła widzieli podwójną dla siebie korzyść. Dobra kościelne obiecywały wzbogacić ich skarb i wzmocnić ich potęgę, przechodząc bezpośrednio na ich własność, albo przynajmniej zmieniając charakter dóbr kościelnych na lenna świeckie, znacznie silniej związane z państwem, niżeli duchowne, a powtóre miała przejść na panujących wielka część tej olbrzymiej siły moralnej, jaką posiadał Kościół w swym wpływie na sumienia ludzkie. Rozumieli bowiem dobrze politycy dworscy, że skoro raz uda się rząd dusz, z ustanowienia Chrystusowego przysługujący Kościołowi, z rąk Jego wyrwać, nietrudno już będzie, jak doświadczenie wieków okazuje, poddać sferę religijnego życia ludzi pod władzę tych, którzy dzierżą panowanie świeckie.

 W tych warunkach znalazł jeden z najzacieklejszych herezjarchów, jakich kiedykolwiek widziały dzieje, dobrze przygotowany grunt do burzycielskie] roboty. Herezjarchą tym był Marcin Luter.

 Obdarzony niemałą bystrością wyszkolonego, ale chorobliwie nastrojonego umysłu i niespożytą energją, brutalny i przebiegły, urodzony agitator, umiejący przemawiać do mas ich językiem i porywać je za sobą, w pełnej mierze wyzyskał sprzyjające rewolucji warunki. Nie upłynęły 4 lata od pierwszego otwartego jego wystąpienia, przez przybicie na drzwiach kościoła w Wittenberdze 95 tez przeciw odpustom (31 paźdz. 1517 r.), a już na zwołanym w roku 1521 przez cesarza Karola V sejmie w Wormacji okazało się, że całe Niemcy podzielone są na dwa obozy religijne, wrogo przeciw sobie powstające. Udało się wprawdzie jeszcze pozyskać większość dla dekretu, którym Marcin Luter, jako głoszący herezję, wyjęty został z pod prawa; polecono również każdemu ujęcie go i odstawienie przed trybunał cesarski podobnie, jak wszystkich jego zwolenników i obrońców, nakazano wreszcie zniszczenie wszystkich jego pism i nałożono surowe kary na wydawców, ale niestety wszystkie te wyroki już nie znalazły chętnych wykonawców, a Marcin Luter wzięty w opiekę przez największego swego zwolennika Fryderyka Saskiego, mógł na zamku w Wartburgu, wolny od wszelkiego niebezpieczeństwa, gotować się swobodnie do zwycięskiego pochodu niewiary przez całe Niemcy, a bodaj przez całą Europę.

 Istotnie zdało się, że niema ratunku ani siły, któraby pochód ten powstrzymać mogła.

 Gdy jednak wszystkie wysiłki ludzkie wydały się już daremne, Opatrzność, która w niezbadanych wyrokach Swoich dopuściła ten płomień buntu i pozwoliła mu się rozszerzyć, równocześnie poczęła gotować zapory, które z czasem miały się oprzeć niszczącej pożodze i zlokalizować jej postępy. Kto śledził dzieje Reformacji Lutra i ciężkie zmagania się Kościoła z zalewem niewiary, ten przyznać musi, że widoczny jest w zbiegu pewnych wypadków palec Boży. Rok bowiem, w którym Marcin Luter otwarcie zrzucił przyłbicę i stanął po wyroku wormackim do zażartej walki z Kościołem, ten rok 1521, jest też chwilą, w której nieznacznie, ale skutecznie zaczyna się ucieleśniać wielki plan Opatrzności niosącej Kościołowi ratunek i odrodzenie.

 Pierwszym niewątpliwie warunkiem trwałego zwycięstwa było wytrącenie z rąk przeciwników broni, którą z niejakim pozorem słuszności posługiwać się mogli, a więc naprawa wewnętrzna, usunięcie tych niedomagań o jakich wspomnieliśmy wyżej, niedomagań, które choć w wysokim stopniu przesadzone przez kacerzy, mogły przemawiać za ich żądaniem reformy Kościoła in capite et in membris. Na tę drogę wejść   usiała hierarchja, jeśli chciała uratować ginącą swą powagę, ale żeby na nią wejść, trzeba było jasno zrozumieć jej konieczność. Zasługa pierwszego oświadczenia się za tą koniecznością i stwierdzenia jej czynem przypadła Hadrjanowi VI.

 Już poprzednik jego Leon X oceniał niedomagania hierarchji i jeszcze przed wystąpieniem Lutra poczynił pewne kroki do jej uzdrowienia. Na Soborze lateraneńskim piątym (1512—1517), ogłosił nawet dekrety dotyczące reformy kardynałów, biskupów i duchowieństwa; ale zamiłowany w przepychu, hojny mecenas artystów i uczonych a przytem zajęty polityką i świeckiemi sprawami, nie zdał sobie sprawy typowy ten papież Odrodzenia, że reformę trzeba było rozpocząć od samego papieskiego dworu.

 Leon X zmarł właśnie u schyłku 1521 roku, a następcą jego został uczony i świątobliwy biskup Tortozy, dawny nauczyciel Karola V, Hadrjan VI. Natychmiast po wyborze przystąpił nowy Papież do reformy kurji rzymskiej i postanowił dołożyć wszelkich starań do stłumienia szerzącej się w Niemczech herezji. Korzystając ze zwołanego w r. 1522 do Norymbergi Sejmu Cesarstwa wysyła tam legata swego Franciszka Chieregati z brevem do niemieckich książąt, a w ustnej instrukcji poleca legatowi złożyć w imieniu Papieża oświadczenie: „że obecne smutne stosunki uważa jako karę bożą za grzechy chrześcijan, a zwłaszcza pasterzy i rządców; że uznaje, iż i w samym Rzymie popełniają się grube nadużycia, to też przystępuje do reformy kurji i przyrzeka użyć wszystkich środków, aby stosunki uzdrowić".

 Wprawdzie na Sejmie oświadczenie papieskie i wezwanie stanów do jedności wiary zostało zimno przyjęte, a Luter i jego zwolennicy użyli go nawet jako broni przeciw katolikom, dowodząc niem słuszności swych reformatorskich poczynań; wprawdzie Hadrjanowi nie było danem powzięte postanowienia w czyn wprowadzić, gdyż już 14 września 1523 r. rozstał się z tym światem, ale słowo raz wypowiedziane z wyżyn Piotrowej stolicy nie przebrzmiało bez echa. To też już Klemens VII chociaż na mniejszą skalę, zaczął wprowadzać wiele pożytecznych reform; a jego następcy Paweł III, Juljusz III, Paweł IV i Pius IV usilną troską o dobro Kościoła, a zwłaszcza osobistą prawością i gorliwością, przywiedli wielkie dzieło naprawy do końca. Wielcy ci papieże-reformatorzy, doprowadziwszy do zwołania wiekopomnego Soboru w Trydencie, położyli podwalinę pod nową świetność Kościoła i wzmocnili powagę apostolskiej stolicy.

 To wewnętrzne odrodzenie, jak było pierwszym i najpotężniejszym warunkiem skutecznego zmagania się z buntem religijnym, tak też było doskonałem przygotowaniem ludzi, którzy jako armja Chrystusa mieli stanąć do walki przeciw nauce Lutra i jego towarzyszy. Armją Chrystusową miał być cały Kościół. Nikt nie mógł się uchylać od spełnienia tego obowiązku. Rozumieli to biskupi i kapłani, rozumiały zwłaszcza wszystkie zakony i każdy też brał udział we wspólnej potrzebie. Ale jak niegdyś przeciw wielkim herezjom i odszczepieństwom wskrzeszał Bóg poszczególne zakony, osobliwie powołane do tej walki, tak i teraz Lutrowi i wszystkim burzycielom wiary w XVI stuleciu przeciwstawiła Opatrzność nową siłę, której narodziny przypadają na sam czas wybuchu wielkiego sporu. 

 W tym samym miesiącu maju 1521 r., w którym Luter dekretem Sejmu w Wormacji wyjętym został z pod prawa i schronił się na zamek w Wartburgu, by gotować plan dalszej walki z Kościołem, wrzała na południu gorąca wojna między Hiszpanją a Francją. Gdy w oblężonej przez Francuzów Pampelunie bronił się dzielnie nieustraszony rycerz hiszpański Inigo z Loyoli, nieprzyjacielski pocisk strzaskał mu kolano i uczynił go niezdolnym do dalszego boju. Zwycięscy Francuzi, by uczcić jego waleczność, zamiast uczynić go, jak innych, więźniem wojennym, puścili go wolno do rodzinnego zamku. Tu z czytania żywotów Chrystusa i Świętych i z wyraźnego natchnienia Bożego poznał ranny rycerz inny wznioślejszy rodzaj bohaterstwa w świętym boju o wiarę i dusze, pod sztandarem Chrystusa, niebieskiego wodza i Króla. Ogarnął go zapał Boży. Czemu i on nie miałby stać się takim bohaterem Czemu nie miałby odznaczać się odtąd, nie na polu ziemskich bitew, ale w świętej armji Chrystusowej Więc zaczyna nowe życie, gotuje się do nowego zawodu. Zbiera około siebie garstkę podobnym duchem przejętych towarzyszy i łączy ich w ścisły związek, a że to dzieło Boże, więc Bóg błogosławi mu i daje wzrost. Wnet garstka zmienia się w falangę, w armję całą, gotową oddać się zupełnie na służbę Chrystusa Króla, walczyć, umierać, ale też zwyciężać dla Niego. Tak powstał nowy zakon, powołany przez Boga do walki z rosnącym buntem herezji — Towarzystwo Jezusowe.

 Równocześnie zaś, jakby dla zaznaczenia, że wszystkiemi temi zdarzeniami kierowała wyraźnie ręka Boża, w tym samym nie tylko miesiącu, ale dniu 8 maja, w którym przeciw Lutrowi zapadła w Wormacji uchwała, na północnem pograniczu ziem niemieckich w mieście Nymwedze przychodzi na świat dziecię, które miało kiedyś nie tylko w kraju i mieście rodzinnem, ale w całym świecie chrześcijańskim zabłysnąć chwałą nauki i świętości. Dziecięciem tem był pierwszy z narodu swego syn duchowny Ignacego Loyoli i członek założonego przezeń Towarzystwa, prawdziwy młot druzgocący heretyków i drugi po świętym Bonifacym apostoł Niemiec, a dzisiaj Święty i Doktor powszechnego Kościoła — Piotr Kanizy.


O. Stefan Komorowski T.J ,,Św. Piotr Kanizy T.J, Wyznawca i Doktor Kościoła", str. 7-16

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.