Strony

niedziela, 24 października 2021

Wyszyński – Wojtyła: tandem tysiąclecia.

Modernistyczny tandem tysiąclecia... 

 Przedwczoraj, 22 października moderniści z neokościoła obchodzili "wspomnienie św. Jana Pawła II". Z tej okazji warto podkreślić, że [bp.] Wojtyła i [kard.] Wyszyński byli bardzo zgranym tandemem. Wyszyński – prymas Polski – starszy o pokolenie – miał już doświadczenie w kierowaniu akcją powolnego niszczenia Kościoła katolickiego od wewnątrz (jeszcze przed Vaticanum II). Wojtyła – młody biskup krakowski – uczył się szybko i był lojalny. A miał się od kogo uczyć...

Wyszyński przygotował Wojtyle grunt, przygotował mu drogę, czego obydwoje nie ukrywali. Wojtyła doskonale zdawał sobie sprawę z tego, komu zawdzięczał swoją "posadę", i komu winien wyrażać wdzięczność, co wiele razy robił. Ich wielka przyjaźń była jawna i wyrażała się w wielu publicznych gestach oraz słowach. W dzień "inauguracji pontyfikatu" Wojtyły (czyli modernistycznego obrzędu który zastąpił tradycyjną koronację papieską), 22 października 1978 r., w czasie homagium, czyli oddania czci nowemu "Ojcu Świętemu" (moderniści pozostawili tylko jeden z trzech takich uroczystych hołdów, usuwając większość obrzędów związanych z koronacją papieską, przy czym usunęli m.in. całowanie Papieża w stopę, a dokładnie w krzyżyk wyhaftowany na jego czerwonym papieskim bucie. Może i dobrze, gdyż nie są oni prawdziwymi Papieżami...) –  Wyszyński pada na kolana, ale Wojtyła podnosi go i całuje go w rękę (słynny gest znany z bardzo wielu dostępnych publicznie zdjęć i nagrań, oraz filmów o Wojtyle). Dzień później, już w węższym gronie, w trakcie audiencji dla Polaków, wypowiada słynną dziś kwestię: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”. I nie było w tych słowach najmniejszej przesady...

W 1983 r., w czasie drugiej "pielgrzymki" do Polski, Wojtyła dziękował Opatrzności ("Najwyższej Opatrzności"?) „za to, że w trudnym okresie naszych dziejów, po drugiej wojnie światowej, na przełomie pierwszego i drugiego Tysiąclecia – dała nam tego Prymasa, tego Męża Bożego, tego Miłośnika Jasnogórskiej Bogurodzicy, tego nieustraszonego Sługę Kościoła i Ojczyzny”. Nieprawdą jest, że mieli oni zupełnie inną wizję Kościoła, że Wojtyła był bardziej nowoczesny, a Wyszyński zachowawczy, konserwatywny etc. Obydwoje byli takimi samymi modernistami, odpowiedzialnymi bezpośrednio za rewolucję doktrynalną Vaticanum II i zmiany posoborowe, w tym rewolucję liturgiczną, obydwoje wprowadzali i utrwalali wszystkie te zmiany, Wojtyła w skali globalnej, a Wyszyński lokalnej, w Polsce. Jedyne różnice między nimi, jeśli już w ogóle były, to były czysto kosmetyczne i zewnętrzne, w stylu i ubiorze, tak samo jak między Wojtyłą i Ratzingerem, i wynikały z różnicy pokoleniowej, a nie z jakiejkolwiek różnicy poglądów czy wiary.

Pozostali wiernymi przyjaciółmi także po "wyborze" Wojtyły na okupanta Stolicy Apostolskiej. Gdy dni Wyszyńskiego były policzone, 13 maja 1981 r. Wojtyła został ranny w zamachu. Wówczas Wyszyński prosił rodaków, żeby nie modlili za niego, a za rannego "Papieża", który wówczas przebywał w poliklinice Gemelli. Ostatnia rozmowa tych dwóch wielkich modernistów odbyła się 25 maja. Wyszyński był już pewny, że Jan Paweł przeżyje, powiedział mu, że całuje jego ręce, a Wojtyła odparł, że całuje stopy kardynała... Wyszyński zmarł trzy dni później, 28 maja 1981 r. Nie wiadomo nic aby przed śmiercią miał się nawrócić na Wiarę katolicką i zerwać z herezją modernizmu oraz żałować za swoje winy, za destrukcję Kościoła w Polsce, za doprowadzenie do "wyboru" Wojtyły, i za współpracę z komunistycznym reżimem...

Mimo to, warto modlić się za jego duszę, bo nie możemy z całą pewnością stwierdzić, co stało się z nimi po śmierci. Ten sąd zostawmy miłosiernemu Bogu... Niedługo wspominać będziemy zmarłych, warto więc zmówić, za obu tych publicznych heretyków, chociaż jedno Requiem aeternam, i Ave Maria...

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

2 komentarze:

  1. Jaka jest Pana opinia na temat konstytucji "Gaudium et spes" Vaticanum II? Czy zawiera ona herezje czy błędy? Jak dla mnie to w większości "lanie wody" (tak pisał często Wojtyła - choćby jego encyklika "Veritatis splendor" ma aż 120 paragrafów). W ogóle wiele oświadczeń Vaticanum II i jego "papieży" brzmi niczym dokumenty ONZ, a nie Kościoła katolickiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ona w zasadzie tym samym, co obecnie "naucza" pan Bergoglio, a więc prowadzi wprost do stwierdzenia, że każda religia w zasadzie jest dobra i prawdziwa (bo w każdej są jakieś "ziarna prawdy", każda pochodzi z "szukania Boga" i w każdej może działać "Duch Święty").

      Bp. Donald Sanborn pisał przed dwoma laty: "4 lutego Bergoglio podpisał wraz z wielkim imamem z kairskiego Uniwersytetu Al-Azhar dokument zatytułowany Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia. Większość tego usłyszeliśmy już ponad pięćdziesiąt lat temu od Pawła VI i nazywane jest bom-fog. Jest to skrót od "brotherhood of man; fatherhood of God" (braterstwo ludzi; ojcostwo Boga). Mówiąc prościej, chodzi o to, że naturalistycznego (i masońskiego) braterstwa ludzi nie można osiągnąć bez pomocy religii. Jest to ukryte zanegowanie królewskiej godności Chrystusa i konieczności poddania się Jego panowaniu, po to, aby dostąpić zbawienia oraz osiągnąć pokój na świecie. Jest to przyznanie, że braterstwo ludzi może się dokonać na czysto naturalistycznych zasadach, ale że potrzebuje ono wymiaru duchowego, który może mu nadać tylko religia – każda religia. Dokument Gaudium et spes wydany przez Vaticanum II jest przepełniony tą ideą. Wyznacza on Kościołowi rolę służebną wobec naturalistycznego świata próbującego zbawić się bez Chrystusa, wobec upadłej ludzkości pokładającej nadzieję we własną zdolność do wyrwania się z głębin grzechu i jego skutków. Jest to ateistyczna myśl, jako że uznaje jedynie czysto doczesny cel życia człowieka: międzynarodowy pokój, dobrobyt dla wszystkich, prawa człowieka, itd. To dlatego Paweł VI w 1965 roku nazwał ONZ "ostatnią nadzieją świata". (źródło: http://www.ultramontes.pl/sanborn_herezja_i_bluznierstwo_bergoglio.htm)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.