Strony

niedziela, 23 stycznia 2022

Starszy kapłan wyrzucony z warszawskiego przeoratu FSSPX na ulicę. Co się stało z x. Zygmuntem Głąbałą?

 Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem napisania tekstu nt. sprawy x. Zygmunta. O smutnym końcu tej sprawy dowiedziałem się jakiś czas temu (około dwa miesiące). Przez dłuższy czas zastanawiałem się, co się z nim właściwie stało. Wiedziałem, że już dawno temu został on usunięty z warszawskiego przeoratu FSSPX, z racji tego, że był po prostu "nie przydatny", był już starszy, schorowany, nie mógł już tak aktywnie jeździć po kaplicach, prowadzić pracy duszpasterskiej. Było to już kilka lat temu, niedługo po moim rozstaniu z bractwem. Z informacji które wówczas do mnie dochodziły, słyszałem że x. Zygmunt wrócił w swoje rodzinne strony, i tam gdzieś sobie spokojnie mieszka, ale nikt nie miał z nim bezpośredniego kontaktu, nie dało się również znaleźć do niego żadnego namiaru, ani stwierdzić dokładnie, gdzie on przebywa. X. Zygmunt nie był kapłanem-członkiem FSSPX, a jedynie "współpracującym" z bractwem. Był to podobno również jeden z oficjalnych powodów, dla których nie mógł pozostać w przeoracie. 

Zacznijmy jednak od początku. X. Zygmunt Głąbała, zwany pieszczotliwie Zygą, był człowiekiem, którego nie dało się nie lubić. Osobiście poznałem x. Zygmunta w 2010 r., kiedy pierwszy raz pojawiłem się w kaplicy FSSPX w Chorzowie (była to bodajże ostatnia niedziela czerwca – 27 VI. AD 2010). To właśnie tego dnia byłem po raz pierwszy w życiu na ważnie odprawionej Mszy Św. w Rycie Rzymskim (wcześniej byłem kilka razy na "indulcie" w Bytomiu, ale tam "Mszy" nie odprawiał ważnie wyświęcony kapłan, tylko duchowny Novus Ordo – "x." Jarosław Steczkowski). X. Zygmunt miał bowiem święcenia kapłańskie w 1969 r., i jak sam mi kiedyś mówił: "on jeszcze załapał się na stary ryt".  Był więc bez wątpienia ważnym xiędzem. Później wielokrotnie jeszcze spotykałem się z nim, rozmawiałem, spowiadałem się u niego, służyłem mu do Mszy św., zapraszałem go również do mojego domu na wizytę duszpasterską (tzw. "Kolędę"). Był to człowiek miły i otwarty, zawsze ciepły, uśmiechnięty, z dobrym słowem, umiał też sobie pożartować, porozmawiać na różne tematy. Był on niewątpliwie jedynym kapłanem związanym z FSSPX z którym miałem naprawdę bardzo dobry i serdeczny kontakt, bo on był po prostu normalny.

X. Zygmunt Głąbała, na nielicznych zachowanych do dzisiaj fotografiach.
Grafika pochodzi z pisma "Katolik - Głos katolickiej tradycji", nr 1 (31), styczeń AD 2012

Był to wyjątkowo dobry człowiek, i kapłan, choć trzeba przyznać, że ogólnie był prostym człowiekiem, nie był wybitnym intelektualistą, głosił proste kazania, był takim typowym "wiejskim proboszczem", wręcz stereotypowym obrazkiem znanym z różnych polskich filmów czy seriali. Taka zresztą była jego historia. W warszawskim przeoracie FSSPX pojawił się ok 2002 r., a okoliczności jego przejścia z Novus Ordo do bractwa są bardzo ciekawe. W Internecie do dziś krążą barwne opisy tej historii, pozwolę więc sobie przytoczyć pierwszą lepszą z brzegu:

Proboszcz non grata

Była sobie wieś spokojna i miły ludziom ksiądz dobrodziej, co to i słowo pocieszenia miał dla człowieka, i ślub, a nawet pogrzeb czasem za darmo odprawił. Taka zaś sytuacja jest wstrętna dla kościelnych dostojników, więc ścierpieć jej nie mogli.

Bomba w wiosce Kowale wybuchła 21 lipca tego roku. Niespodziewanie podczas odpustu pojawił się dziekan Zygmunt Chromiński. Na schodach świątyni zdumionym parafianom oznajmił, że dotychczasowy proboszcz dekretem biskupa przeniesiony zostaje do innej parafii. Ludzie oniemieli. Fatalnie poczuł się też sam zainteresowany, czyli proboszcz ks. Zygmunt Głąbała.

– Po ponad trzydziestu latach pracy kapłańskiej nie potrafiono tego załatwić elegancko – mówi proboszcz. – To niesprawiedliwa i krzywdząca dla mnie decyzja.

„Gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi zapewne o pieniądze” – tak rzeczowo wypowiadają się mieszkańcy na temat konfliktu, jaki zaistniał w Kowalach.

– Nasz proboszcz nie zdziera z ludzi pieniędzy. Przeciwnie – pogrzeby są za 200–300 złotych, a nawet darmo, gdy rodzina jest biedna, podobnie śluby – opowiada pani Alina z Kowal. – Sam żyje bardzo skromnie i oszczędnie. Niejednokrotnie mówił o potrzebie remontu kościoła, ale nie przystępował do robót, bo czasy teraz ciężkie i ludzie nie mają pieniędzy. Nowej plebanii nie budował, bo stara jest zadbana i w zupełności wystarcza na jego potrzeby. Gdyby postępował tak jak wielu innych księży, musielibyśmy wciąż dawać i dawać pieniądze na jego fanaberie, ale on jest inny.

Gdy po odpuście ksiądz Głąbała nie opuścił plebanii i stwierdził, że prędzej wyniosą go w trumnie, niż sam wyjedzie z parafii, nastało kilka dni spokoju. Tymczasem ludzie zawiązali komitet obrony dotychczasowego proboszcza i czekali na rozwój wypadków. Wkrótce z nakazu biskupa pojawił się nowy proboszcz, ale po zorientowaniu się w sytuacji, zwinął żagle i tyle go widziano. Biskup jednak nie odpuścił.

Po kilku dniach pojawił się kolejny kandydat na proboszcza. Ponieważ klucze od świątyni cały czas posiadał Głąbała, jego następca modlił się z nielicznymi i zastraszonymi ludziskami na schodach przy wejściu do kościoła.

Tymczasem opór księdza Głąbały wnerwił mocno kurialnych urzędników. Któregoś dnia we wsi pojawiło się kilka samochodów osobowych. Wysiedli z nich przedstawiciele kurii, a także dziekani z Dobrej i Konina. Nie zabrakło też ochroniarzy. Gdy po wsi poszła wieść o tym dziwnym najeździe, ludziska skrzyknęli się i gromadnie przybyli pod plebanię. W tym czasie księża Chromiński i Łassa przy pomocy ochroniarzy usiłowali dostać się do plebanijnego budynku i zdobyć klucze od kościoła. Szturm się nie udał, bo w ruch poszły widły i niewiele brakowało, by intruzi wyglądali jak durszlak. Wobec takiego obrotu sprawy wysłannikom biskupa wypadało już tylko salwować się ucieczką.

Po tej wizycie ludziska opowiadali o dziwnych zarzutach kurialnych urzędników kierowanych pod adresem ich proboszcza. Ksiądz Głąbała miał rzekomo otrzymać z gminy 200 tys. zł na remont kościoła i zagarnąć te pieniądze dla siebie.

– To bzdura wyssana z palca – mówi proboszcz i na dowód pokazuje pismo, jakie podpisał mu sam wójt Jan Nowak. Z dokumentu tego wynika, że podczas trzyletniego pobytu w parafii Głąbała ani nie występował do gminy po jakiekolwiek pieniądze, ani nie otrzymał nawet jednej złotówki.

– Być może w plotce tej jest trochę prawdy – mówi Edward Patera, jeden z mieszkańców parafii. – Sąsiednia parafia Goszczanów dostała 280 tys. złotych. Być może i u nas jakieś pieniądze – zamiast na remont świątyni – trafiły do czyjejś kieszeni i teraz szuka się kozła ofiarnego. Na razie nie wiemy, gdzie ewentualnie forsa mogła się podziać.

– Ksiądz żalił się wielokrotnie, że kurialni urzędnicy wypytują go, co robi z pieniążkami – opowiada pani Barbara. – Nie mogą bowiem uwierzyć, że nasz proboszcz jest inny i nie strzyże swoich owieczek. Dlatego jest niewygodny i musi odejść. Kowale to spokojna, a jednocześnie nietypowa wieś leżąca przy trasie z Sieradza do Konina. Sporo tu inteligencji, ludzi pracujących w pobliskim Turku. Dotąd nie było we wsi takich konfliktów jak ten ostatni, choć parafia licząca dziś ok. 1500 wiernych istnieje od połowy XV w.

Tak wójt, jak i przewodniczący Rady Gminy Kawęczyn, Edward Michalak, nie chcą wypowiadać się na temat konfliktu. Obydwaj znani są ze swoich przykościółkowych przekonań, a ten ostatni, jak mawiają mieszkańcy, tylko z powodu komplikacji osobistych nie został księdzem. Sam wójt potwierdza, że proboszcz nie otrzymał żadnych pieniędzy, ale nie znaczy to, że ich nie było. – Jak to rozumieć? – zapytaliśmy.

– Za dużo chce pan wiedzieć, zresztą to zbyt skomplikowana sprawa – usłyszeliśmy. W poniedziałek (5 bm.) następca księdza Głąbały  z kilkoma parafianami wyważył drzwi i wszedł do kościoła. O północy odbyła się msza w intencji pogodzenia się wszystkich parafian.

Atmosfera nieco uspokoiła się, choć nadal widoczne jest oczekiwanie na rozwój wypadków. Gdy opuszczaliśmy Kowale, ksiądz Głąbała wciąż trwał na swojej plebanii. Gdy zamykaliśmy do druku numer naszego tygodnika, niespodziewanie ksiądz proboszcz zniknął. Nikt nie wie, gdzie wyjechał i co się z nim stało.

[2002] FaktyiMity.pl Nr 34(129)/2002

Lecz co tak naprawdę spotkało po wielu latach x. Zygmunta w bractwie, do którego poszedł, mając nadzieję, że tam znajdzie na stare lata spokój i będzie mógł godnie pełnić do ostatnich dni swą kapłańską posługę? Przez wiele lat pracował dla bractwa, jeździł po całej Polsce, robił setki tysięcy kilometrów, pociągami, gdyż nie miał samochodu. Odwiedzał kaplice w Krakowie, w Chorzowie, i za pewne w innych miastach. Zawsze był otwarty na wiernych, na ich problemy, często był zapraszany, był powszechnie lubiany przez ludzi, ze względu na swój dobry charakter, którym wszystkich sobie zjednywał. Przede wszystkim znał dobrze nasze ludzkie problemy, był taki swój, "swojski", a nie to co zamknięci w sobie, odcięci od rzeczywistości, zwłaszcza od naszych, polskich realiów kapłani FSSPX pochodzący z krajów zachodu, głównie z Niemiec. X. Zyga był znany również z tego, że miał poglądy narodowe, pochodził z rodziny o takich wieloletnich tradycjach, i z tego co mi wiadomo miał w rodzinie jakiegoś znanego już przed wojną narodowca, sam również za młodu miał ponoć działać w konspiracji. Nie wiem ile w tym wszystkim prawdy, sam x. Zyga niechętnie chwalił się swoją przeszłością, nie należał do ludzi przechwalających się swoimi dokonaniami, był raczej skromny i pokorny, choć nie była to nigdy fałszywa, obłudna, sztuczna, udawana skromność i pokora...

Nie był on z tego powodu lubiany w przeoracie, wręcz przeciwnie. Był on bowiem ich całkowitym przeciwieństwem, był z zupełnie innego świata. Dotyczy to niestety również Polaków którzy ukończyli seminaria FSSPX, polskich księży bractwa, którzy przesiąknęli tym obcym, germańskim duchem. Są oni tak samo, intelektualnie i moralnie wypaczeni. Początkowo, kiedy jeszcze chodziłem do liceum FSSPX w Józefowie, x. Zygmunt został odesłany z Warszawy na "zesłanie" do Bajerza, do "domu rekolekcyjnego" (wówczas był to przeorat) "x." Wesołka. W sumie, było to o tyle dobre dla x. Zygmunta, że przebywał tam  z drugim Polakiem, który nie przeszedł lefebvrystycznej indoktrynacji, a więc myślał i czuł jeszcze po polsku i po katolicku. Miał tam ciszę i spokój, sielskie, wiejskie warunki, w tym starym, zapuszczonym pałacyku, otoczonym polami, lasami i wioskami. Niestety, nie trwało to długo. X. Zygmunt po krótkim czasie musiał powrócić do Warszawy, aby przejść tam istną drogę krzyżową. Her Karl Stehlin, najprawdopodobniej z zemsty za narodowe i siłą rzeczy antyniemieckie poglądy x. Zygmunta zgotował mu tam istną drogę krzyżową. X. Zygmunt miał być dosłownie prześladowany. Był szykanowany i obrażany, przez "xiędza przełożonego" za swą narodowość i bezkompromisowe poglądy. Dochodziło do szykan podczas wspólnych posiłków, podczas których x. Stehlin w obrzydliwy sposób miał odzywać się do x. Zygmunta. Stehlin miał mówić do x. Zygmunta, ze swoim charakterystycznym germańskim akcentem, tonem obozowego kapo : "niech xiądz tyle nie je, bo xiądz jeszcze bardziej zgrubnie, i nie będzie się xiądz tu mieścił", przy czym cała sala jadalna warszawskiego przeoratu, z wyjątkiem biednego x. Zygi, wybuchała śmiechem... 

Jak może "katolicki" kapłan w taki ohydny, chamski i ordynarny sposób, odzywać się do drugiego kapłana, tym bardziej będąc jego "przełożonym". Jak może odzywać się w ten sposób do kapłana znacznie od siebie starszego, schorowanego, bardziej doświadczonego i zasłużonego. Gdy x. Zygmunt przyjmował święcenie kapłańskie, her Stehlin był małym chłopcem, ledwo oderwanym od cyca swej mamusi... Jest to po prostu obrzydliwe. Wiemy o tym od zaufanej osoby, niegdyś blisko związanej z FSSPX, która była nauczanym świadkiem takich sytuacji, które niestety powtarzały się wielokrotnie. Nie możemy ujawniać danych tej osoby, ale wiemy że była to osoba blisko związana z bractwem, która pragnie pozostać anonimowa. Są to więc pewne informacje, mamy bowiem zaufanie do tej osoby, i nie mamy podstaw aby wątpić w jej świadectwo. Osoba ta powiedziała nam również, że x. Zyga nie wytrzymał długo tych obrzydliwych ataków, i postanowił ostatecznie opuścić przeorat, co zostało na nim praktycznie wymuszone. X. Zyga miał wybór, albo wstąpić do FSSPX (co wcale nie musiało oznaczać końca tych ohydnych "uwag" x. Stehlina, natomiast oznaczało by ostateczne związanie się z tymi, którzy go prześladowali), albo opuścić bractwo. Wybrał to drugie. Był to człowiek który miał swój honor i poczucie godności osobistej, który nie dał sobą w tak obrzydliwy sposób pomiatać. Od tej osoby wiemy również, że jakiś czas po swoim odejściu z FSSPX, x. Zygmunt trafił do domu opieki dla starszych emerytowanych duchownych, gdzie przez pewien czas przebywał i odprawiał tam Mszę św. w Rycie Rzymskim. Niestety, po jakimś czasie zarząd tego domu dowiedział się, że x. Zygmunt został "suspendowany" przez "biskupa miejsca" w związku z okolicznościami jego odejścia z parafii (co zamieściliśmy powyżej) oraz późniejszej jego współpracy z FSSPX. W związku z tym, x. Zygmunt jako "suspendowany" kapłan, nie mógł dalej pozostać i sprawować posługi ani odprawiać Mszy św. w tym ośrodku. Być może dostał on wówczas propozycję, że jeśli "pojedna się" z modernistami, to będzie mógł tam pozostać, ale on nie chciał iść na żadne ustępstwa (pamiętając o tym, jak potraktowali go wcześniej moderniści). Dlatego, wg. świadectwa osoby, która przekazała nam te informacje, x. Zygmunt skończył ostatecznie jako bezdomny na warszawskich ulicach. Osoba ta osobiście widziała x. Zygę żebrającego na warszawskim dworcu. Początkowo nie poznała go, tak bardzo był zmieniony, wychudzony i postarzały. Kiedy go rozpoznała, było już za późno, pociąg odjechał. Gdy na następnej stacji przesiadła się, aby wrócić w to miejsce, x. Zygmunta już tam nie było... To było kilka lat temu. Wierni od tego czasu nieskutecznie próbowali odnaleźć x. Zygmunta aby zaopiekować się nim, pomóc mu, przygarnąć go i zapewnić godne warunki na te ostatnie lata życia. Niestety, bez rezultatu. Jakikolwiek ślad po x. Zygmuncie zaginął. X. Zygmunt był już stary i schorowany. Nie wiadomo czy jeszcze żyje. Bardzo prawdopodobne jest, że zmarł gdzieś na dworcu lub pod mostem, i został pochowany przez miejskie służby jako N.N., nieznany, bez imienia... Człowiek tak bardzo zasłużony dla idei narodowej i Tradycji Katolickiej w Polsce, dobry człowiek, kapłan. Zmarł, być może, jako bezdomny, i został pochowany w bezimiennym grobie. Do tego właśnie doprowadziło FSSPX z "xiędzem przełożonym" her Karlem Stehlinem na czele...

Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu, dla mnie ta sprawa ma poniekąd osobisty charakter, gdyż x. Zygmuntowi bardzo wiele zawdzięczam. Jeśli x. Zygmunt żyje zrobiłbym wszystko, aby go odnaleźć i pomóc mu, jeśli nie, pozostaje mi modlitwa za jego duszę, oraz sprawiedliwa "zapłata" wobec tych, którzy w ten sposób go potraktowali. Stehlin, nigdy Ci tego nie zapomnę, ani nie wybaczę. Jesteś w Polsce persona non grata, i mam nadzieję że kiedyś osobiście za to zapłacisz.  

Niech dobry Bóg ci wybaczy, bo ja nie zamierzam... Idź precz, skąd przyszedłeś!

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

33 komentarze:

  1. Głąbała Zygmunt, imię ojca: Józef, ur. 15-06-1945 r.

    https://inwentarz.ipn.gov.pl/showDetails?id=1574216&q=&page=36&url=[grupaAktotworcyId=16|aktotworcaId=3733|typ=2]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego inwentarza wynika tylko, że ks. Zygmunt Głąbała, tak jak każdy duchowny w PRL było kontrolowany i obserwowany przez komunistyczne państwo. Już na alumnów zakładano tzw. teczko operacyjne. Urząd do Spraw Wyznań ściśle współpracował w tym celu z UB a potem z SB.

      Usuń
    2. Tak też myślałem, czyli nic nadzwyczajnego.

      Usuń
    3. Kim jest her Stehlin (celowo używam tego zwrotu, podobnie jak użyłem w tym tekście polskiego zwrotu "pan", a nawet per "ty". Oczywiście nie wynika to z negowania święceń kapłańskich Karla Stehlina, które na 100% są ważne, udzielił mu ich w tradycyjnym rycie sam abp. Lefebvre, ale ten człowiek po prostu nie zachowuje się jak kapłan, on hańbi kapłaństwo...). O Karl'u Thomas'ie Stehlin'ie napisano i powiedziano już bardzo wiele. Polecam tekst autorstwa mojego znajomego, sprzed wielu już lat, który być może przybliży niektórym pewne fakty: https://tenetetraditiones.blogspot.com/2014/02/mumer-letiewum-czyli-historia-pewnego.html

      Co zaś się tyczy tzw. Indultu, to muszę uczciwie przyznać, że również jestem mu zdecydowanie przeciwny. I nie chodzi tu o jakąkolwiek niechęć wobec kapłanów czy wiernych, uczęszczających na tzw. Msze indultowe. Chodzi o to, że sama ta inicjatywa jest błędna. Indult jest częścią "Kościoła Soborowego", tego nowego "kościoła" który małpuje Kościół katolicki, który podszywa się pod Kościół katolicki, ale który NIE JEST Kościołem katolickim, właśnie dlatego, że Kościół katolicki jest nieomylny i niezniszczalny, i BRAMY PIEKIELNE NIE PRZEMOGĄ GO. Dlatego też niemożliwe jest, aby ten nowy, fałszywy "kościół", z panem Bergoglio (jawnym heretykiem i apostatą) na czele, był prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa, naszą Matką i Nauczycielką. To jest fałszywy "kościół", czyli heretycka sekta. Z tego powodu nie można pozostawać w tym "kościele" w jego oficjalnych strukturach, korzystać z jego pozwoleń (indultów), ani deklarować jedności z jego hierarchią, z neo-biskupami, a zwłaszcza z fałszywym "papieżem" (aktualnie Jerzym Bergoglio).

      Jednak krytyka indultu ze strony bractwa jest pełna obłudy i hipokryzji, bo bractwo tak naprawdę jest bardzo podobne do indultu. Bractwo, tak samo jak indult, uznaje "Kościół Soborowy" (który ich śp. założyciel, abp. Lefebvre nazywał heretyckim i schizmatyckim) za Kościół katolicki, a Jerzego Bergoglio uznają oni za "papieża". Tak samo jak indult, uznają Mszał Roncalliego (Jana XXIII) z 1962 r., ze zmienionymi słowami Kanonu Mszy (dodane imię św. Józefa), uznają nowy "kodeks prawa kanonicznego" Wojtyły etc., poza tym przyjmują do bractwa kapłanów z Novus Ordo (mających nowe, posoborowe święcenia) czyli takich samych, jak księża Indultowi, i nie wymagają od nich, aby przyjęli ważne, katolickie święcenia... Największym pragnieniem bractwa (FSSPX) jest pojednanie z modernistycznym Watykanem (który abp. Lefebvre nazywał siedzibą Antychrysta), na zasadach bezwarunkowego uznania. Oni chcą, aby obecny, modernistyczny Rzym po prostu uznał ich, takimi jakimi są, bez stawiania im żadnych warunków. Ale oni też nie chcą stawiać obecnemu, modernistycznemu Rzymowi żadnych warunków. Nie żądają oni od modernistów, aby ci nawrócili się na Wiarę katolicką i porzucili swoje herezje. Nie jest to bezwzględny warunek porozumienia. Warunkiem jest tylko to, że bractwo zostanie uznane takim, jakim jest, i będzie miało wolną rękę, nic więcej... Chcą więc pojednać się z heretykami, i być niczym innym, jak właśnie indultem (mieć indult, czyli pozwolenie, aprobatę, od okupowanego przez heretyków Rzymu)...

      Usuń
    4. Czy ci ludzie to sekta? Tak właśnie się zachowują. Oni de facto niczym nie różnią się od indultu, ale mają się za lepszych, jedynych, wybranych, gardzą wszystkimi innymi, wszystkimi "z poza bractwa", które dla nich jest jedyną drogą zbawienia. Dla nich po prostu bractwo = Kościół, i "poza bractwem nie ma zbawienia". Traktują to wręcz jak "superdogmat", tak samo jak moderniści traktują Vaticanum II. Ja natomiast, wydaje mi się, mam prawo do merytorycznej krytyki indultu (ale nikogo z ludzi chodzących na indult nigdy bym nie wyzywał od "śmieci indultowych" ani w żaden inny sposób... Możemy dyskutować merytorycznie, możemy się nie zgadzać, ale nie możemy w taki sposób obrażać się wzajemnie, bo to nie jest katolickie), ponieważ mnie z "Soborowym Kościołem" nic nie łączy, ja nie uznaję pana Bergoglio za papieża, nie należę do "kościoła" którego ten człowiek jest "głową", i nie chodzę na msze, w czasie których jego imię jest wymieniane w Kanonie jako jednego z "prawowiernych wyznawców apostolskiej i katolickiej Wiary" (a takie msze są zarówno na indulcie, jak i w bractwie, więc to bez różnicy). Ja nie chcę "pojednać się" z modernistycznym Rzymem, bo jako katolik wiem, że każdy, kto pojedna się z modernistami (heretykami) zagraża swojej wierze, i naraża się na wieczne potępienie, jak uczył m.in. św. Pius X, którego bractwo uznaje za swojego patrona, ale nie zgadza się tak naprawdę z nauką tego Wielkiego, świętego Papieża... Heretyków musimy unikać, i modlić się o ich nawrócenie, a nie jednoczyć się z nimi, dialogować, ani prosić o indulty...

      Usuń
    5. To gdzie słuchać Mszy? Ani indult, ani bractwo?

      Usuń
    6. To proste, tam gdzie jest to katolicka Msza. Ani na indulcie, ani w bractwie, nie jest to msza katolicka, ponieważ jest w jedności ("una cum") z heretykiem i apostatą Bergoglio, który jest wymieniany jako "nasz papież, [...] wyznawca katolickiej i apostolskiej wiary" co jest oczywistym kłamstwem. Taka msza, nawet jeśli jest ważna, to jest niegodziwa, gdyż jest schizmatycka i świętokradcza. Poza tym, na indulcie zwykle nie jest ważna, gdyż jest "odprawiana" przez duchownych Novus Ordo, którzy mają nowe "święcenia" od "biskupów" Novus Ordo, "konsekrowanych" w nowym, nieważnym rycie sakr biskupich z 1968 r. W bractwie też już niestety są tacy duchowni, i sprawują, a raczej symulują msze, sakramenty (w tym spowiedź!) i inne obrzędy w kościołach i kaplicach FSSPX.

      Dlatego Mszy św. należy słuchać tylko i wyłącznie u tych kapłanów, którzy nie są w żadnej jedności z fałszywym "kościołem", wyznają integralnie katolicką Wiarę, oraz nie wymieniają imienia heretyka Bergoglio (ani x. Ratzingera, ani nikogo innego) w Kanonie swej Mszy. Obecnie takim kapłanem jest w Polsce x. Rafał Trytek ICR, który sprawuje Msze św. w kaplicach w Krakowie, w Warszawie i we Wrocławiu, a także, okazjonalnie, w innych miejscach. Strona http://sedevacante.pl/ jest oficjalną stroną tego kapłana, i jest tam podany kontakt do niego. Poza tym xiędzem, jest w Polsce jeszcze ok 2/3 duchownych, którzy również nie wymieniają w modlitwie Kanonu imienia heretyka Bergoglio, ale nie ujawniają się z tym publicznie (w ogóle nie ujawniają swojego apostolatu). Jest również w chwili obecnej dwóch Polaków w katolickich seminariach duchownych, w USA (jeden u bp. Marka Pivarunasa CMRI, a jeden u bp. Donalda Sanborna ICR). Jeden z nich otrzyma najprawdopodobniej w tym roku święcenia subdiakonatu, i jeśli wszystko pójdzie dobrze, jak Bóg da, to już za rok / dwa rozpocznie posługę duszpasterską w naszym Kraju. Tak więc istnieje katolicka alternatywa dla sekciarskiego FSSPX.

      Usuń
  2. Laudetur Iesus Christus! To bardzo smutna historia... Ale niemniej smutna jest też Pana konkluzja: "Niech dobry Bóg ci wybaczy, bo ja nie zamierzam... Idź precz, skąd przyszedłeś!". A przecież nasz Pan Jezus Chrystus powiedział: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Wielką przykrość sprawiła mi konsternacja, jaką wywołała we mnie Pana wypowiedź...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy

      przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie"

      (Przesłanie Pana Cogito. Z. Herbert).

      Gdyby chodziło o jakieś winy prywatne wobec mnie, wtedy mógłbym Stehlinowi wybaczyć, i zrobiłbym to. Ale w tym przypadku to nie ja jestem poszkodowanym. Nie wiem czy x. Zygmunt zdążył wybaczyć Stehlinowi. Ale nie w mojej mocy jest go w tym wyręczać... Mógłbym też wybaczyć Stehlinowi gdyby publicznie się do wszystkiego przyznał, przeprosił i zachował się choć raz w życiu w sposób honorowy, a więc zrzekł się pełnionej funkcji i wyjechał z Polski (a wcześniej zadośćuczynił w jakiś sposób za to co zrobił). Ale do tego raczej nigdy nie dojdzie, bo on jest na to zbyt pyszny i wyniosły. Ten człowiek nigdy do niczego się nie przyzna ani nie przeprosi. Więc ciężko oczekiwać, że jako Polacy, wybaczymy mu. To trochę tak jak ze zbrodniami wojennymi, moglibyśmy wybaczyć np. Ukraińcom (jako całemu narodowi) zbrodnie ludobójstwa na Wołyniu, gdyby przyznali się (że było to ludobójstwo, a nie jak oni twierdzą "wojna polsko-ukraińska"), przeprosili i zadośćuczynili, oraz przestali honorować zbrodniarzy i ludobójców jako swoich narodowych "bohaterów".

      Co do Stehlina, to naprawdę musiałem ogromnie tonować się, i "gryźć się w palec", aby nie przelać na "papier" tego co naprawdę myślę o tym człowieku (i chyba nie tylko ja tak myślę), musiałem ogromnie powstrzymać się od użycia w tym tekście jakichkolwiek epitetów, słów powszechnie uznawanych za obraźliwe lub wulgarne, albo też gróźb karalnych... Mogę tylko na końcu przytoczyć cytat ze znanego polskiego filmu (C.K. Dezerterzy), który doskonale pasuje do opisania tego co myślę o Stehlinie: "Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie", ...panie Stehlin! (ciąg dalszy tych słów każdy Polak chyba dobrze pamięta, jeśli nie, można sobie je bez problemu znaleźć w Internecie, lub obejrzeć film).

      Usuń
  3. To straszne.... jakie jeszcze rzeczy robił x Stehlin x Zygmuntowi? A co z innymi starszymi kapłanami w FSSPX? Czy oni również są tak traktowani?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy poza x. Zygmuntem byli / są w Polsce jacyś inni, starsi xięża, związani z FSSPX / mieszkający w ich domach. Jedynym starszym i schorowanych (po wylewie) jest chyba jeszcze tylko "x." Wesołek ("święcenia" w 1976 r.), ale on jest o tyle w dobrej sytuacji, że po pierwsze jest członkiem FSSPX (po odejściu od modernistycznych "jezuitów" oficjalnie wstąpił do bractwa, w przeciwieństwie do x. Zygmunta), a pod drugie, wniósł on wraz z sobą do bractwa ogromny "posag" w postaci zabytkowego pałacu w Bajerzu (wraz z dość sporym kawałkiem ziemi na której znajduje się obecnie park pałacowy i jakieś nieużytki, ale w przyszłości może to być dobry teren inwestycyjny dla FSSPX, np. pod seminarium duchowne...). Być może obecnie, po Bergoliańskim "mottu proprio", w związku z rugowaniem "starej mszy" z kościołów Novus Ordo, bractwo przygarnęło / przygarnie znowu jakiś samotnych staruszków... Daj Boże, żeby tylko nie skończyli tak tragicznie, jak x. Zygmunt.

      Usuń
  4. Chciałbym Pana zapytać - o ile Pan może to powiedzieć - jakie są przyczyny Pańskiej antypatii wobec ks. Stehlina? Pomijając tę skandaliczną sytuację z ks. Zygmuntem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy mój stosunek do x. Stehlina określił bym "antypatią". Z słownikowej definicji czytamy, że "Antypatia to niechęć do czegoś lub kogoś, przeciwieństwo współczucia". O ile z pierwszą częścią tej definicji mogę się zgodzić, to nie zgadzam się z drugą. Oczywiście że mam niechęć do tej osoby, a niechęć ta jest spowodowana po 1. tym, że jest to duchowny niekatolicki, podobnie jak wszyscy duchowni FSSPX, tkwiący de facto w schizmie, uznając modernistycznych "papieży", nie chcący nawrócić się, przeciwnie, wielokrotnie publicznie atakujący nas, katolików integralnych ("sedewakantystów"), przypisujący nam rzeczy złe, a często nieprawdziwe (oszczerstwo, obmowa), poza tym wynika to z mojego osobistego, wieloletniego doświadczenia z tym człowiekiem, jego manipulacjami, kłamstwami, nieprzyjemnymi sytuacjami, których doświadczyłem ja osobiście, lub moi znajomi. Oczywiście to co mnie spotkało to nic, wobec tego co spotkało niektórych wiernych, którzy poświęcili bractwu nie 2/3 lata jak ja, a kilkanaście lat, i nie mało pieniędzy, a którzy nagle z dnia na dzień zostali przez x. Stehlina potraktowani jak śmieci, wyrzucani z kaplic, ogłoszeni "persona non grata", lub po prostu odsuwano się od nich, pod byle pretekstem, odmawiano im posługi, nie dopuszczano do sakramentów... Jednak ja wybaczam x. Stehlinowi to wszystko, co mnie osobiście, prywatnie z jego strony spotkało (na szczęście nie było tego dużo...), oraz szczerze mu współczuję i pragnę aby się nawrócił, aby zrozumiał i porzucił swoje błędy, zarówno doktrynalne, jak i moralne.

      Usuń
  5. Witam, można jakoś z Panem nawiązać ko takt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w zakładce "Kontakt" na tej stronie, jest podany mój adres e-mail.

      Usuń
  6. Dwie próby opowiadań związane z poruszanymi tematami:

    http://wiwopowiwo.blogspot.com/2021/12/fox-1-to-mia-byc-fox.html

    http://wiwopowiwo.blogspot.com/2022/01/fox-3-brat-raus.html

    Próba interpretacji:

    http://wiwopowiwo.blogspot.com/2022/01/fox-5-notata-porazka-czy-totalna.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo ciekawe teksty, pozwoliłem sobie jeden z nich zamieścić na stronie... Myślę że nie trzeba tu dużej inteligencji i znajomości tematu, aby domyśleć się, o jakie realne postacie tutaj chodzi, ale tak jak podkreślił autor (?) w ostatnim, podsumowującym tekście, nie jest to tak naprawdę istotne, bowiem chodzi o pewien ogólny wzór postępowania i myślenia...

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie! Doskonale rozumiem to co Pan czuje, bo sam miałem tak samo. Na początku, gdy o tym usłyszałem, to był szok i niedowierzanie. Później wielki smutek i żal, też mi się chciało płakać, jeszcze teraz, po prawie dwóch miesiącach, gdy pisałem ten tekst, dlatego ma on nieco emocjonalny charakter, jest tu trochę "prywaty", trochę wspomnień. Mam bardzo podobne wspomnienia związane z x. Zygmuntem, jak Pan. Pierwsza wizyta w kaplicy FSSPX (tylko że w Chorzowie) bała spotkaniem właśnie z x. Zygmuntem, pamiętam również że zawsze przywoził ze sobą coś do jedzenia, i zawsze nas częstował, były to jakieś owoce, jabłka czy banany, albo mandarynki, ale cokolwiek miał, to się dzielił. Nie było tam odrębnej plebanii bo kaplica FSSPX w Chorzowie jest na parterze kamienicy, xiądz miał dla siebie tylko mały pokoik przy zakrystii, w którym również spowiadał. Pamiętam jak po Pasterce (tej, z której są zdjęcia) wróciliśmy do domu (byliśmy samochodem ze znajomym), a ja wcześnie rano wstałem i pojechałem autobusem (który z Gliwic do Chorzowa jechał prawie półtora godziny) na Mszę św. o godz. 8:00, i zostałem jeszcze na Mszy św. o 10:00, bo po prostu chciałem dotrzymać towarzystwa x. Zygmuntowi, nie wiedziałem też czy będzie ktoś żeby służyć do Mszy, w tamtym czasie zdarzało się, zwłaszcza w taki dzień jak Boże Narodzenie, kiedy ludzie rozjeżdżają się do rodzin, że nie było nikogo (w sumie służyłem tego dnia do wszystkich trzech Mszy bożonarodzeniowych). Kłamstwa lefebvrystów są naprawdę obrzydliwe. Nie wiem co oni mają w głowach... Czy mają w ogóle jakieś wyrzuty sumienia, za to co zrobili. Jak Stehlin może spać po nocach, z tą świadomością? A taki x. Szydłowski, czy teraz jak siedzi w areszcie, w ciemnej celi, ale suchej i ciepłej, ma żarcie pod nos podane, nic nie musi robić, żadnych obowiązków, czy sumienie go nie gryzie, że tak ohydnie kłamał ludziom podczas kazania, z ambony! Nie dręczy go to, że jest współodpowiedzialny za to, co spotkało x. Zygmunta, że przez brak reakcji, albo co gorsza, uczestnictwo w tych szykanach, przyczynił się do tego że starszy, schorowany człowiek, kapłan, bardzo dobry kapłan, możliwe że zmarł gdzieś z zimna lub głodu na ulicy, jak pies... To jest straszne, naprawdę straszne, nie wiem jak oni są w stanie w ogóle spojrzeć w lustro. A tym bardziej jak są w stanie rano ubrać sutannę, iść do kościoła, słuchać spowiedzi, a potem ubrać się w szaty liturgiczne i iść do ołtarza, aby tam sprawować Najświętszą Ofiarę Mszy! Faryzeusze...

      Usuń
    2. PS. Ja uważam że wciąż możemy, a nawet powinniśmy to zrobić, powinniśmy poszukać go, spróbować odnaleźć i pomóc. Nie wiemy bowiem tak na 100 % czy x. Zygmunt nie żyje. Jeśli nawet, to trzeba przynajmniej spróbować odnaleźć jego grób, żeby miał mu chociaż kto znicz zapalić i pomodlić się... On dla mnie był jak prawdziwy ojciec duchowny. Te jego pytania, czy wszystko u mnie w porządku, jak się miewam itp., (chyba do wszystkich je kierował) były autentyczne, to nie była jakaś tam sztuczna kurtuazja, tylko prawdziwa i szczera troska duszpasterska, troska o drugiego człowieka, o wiernego. Był Duszpasterzem z prawdziwego zdarzenia, z naprawdę dobrym podejściem. Był chyba jedynym kapłanem, od którego czegoś takiego doświadczyłem, ani wcześniej ani później to się już nigdy nie powtórzyło... Czuję że jestem mu to winny, wszyscy jesteśmy, może jeszcze nie jest za późno! Abyśmy później nie żałowali, że nie zrobiliśmy nic... Z Bogiem!

      Usuń
  8. Co się stało z x. Janem Jenkinsem? Szukając w Internecie jakby zniknął w 2015 roku. Pisano coś może o tym i o innych księżach z FSSPX, którzy "zniknęli"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Bractwo nie ujawnia oficjalnie, jak dawniej, na swojej stronie internetowej, ilu jest kapłanów w Polsce, ich nazwisk i danych kontaktowych. Nie wiem czy wynika to z przepisów "RODO" czy (jak podejrzewam) z wewnętrznej polityki FSSPX, które chce ukryć tego typu dane. Wiem jednak, z pewnego źródła (tego samego, od którego miałem informacje nt. X. Zygmunta) że w FSSPX w Polsce jest na chwilę obecną już WIĘCEJ duchownych Novus Ordo (nieważnie wyświęconych), niż kapłanów po formacji seminaryjnej w seminarium bractwa i święceniach od biskupów FSSPX. Bractwo przyjmuje każdego jak leci, a po ostatnim "mottu proprio" pana Bergoglio mieli bardzo wielu chętnych. Przez ostatnie pół roku zostało ich przyjętych ok. 10 (jak do tego dodamy wcześniej przyjętych, "x". Najmowicza, czy "o." Witolda czy Wojciecha [nie pamiętam już imienia, to był czas kiedy jeszcze chodziłem do bractwa] no i oczywiście "x." Wesołka, to robi się ponad połowa)... Co do x. Jenkinsa, to akurat nie wiem co się z nim dzieje... Ale myślę, że mogę się dowiedzieć. Bractwo chyba nie zdaje sobie w pełni sprawy, jak wiele rzeczy może jeszcze wyjść, i wkrótce wyjdzie, na światło dzienne... :)

      Usuń
    2. Ks Jenkins jest w RPA. Swoją drogą prośba o trzy artykuły: 1). Zastrzeżenia do święceń abp Thuca. Jakie są i dlaczego się pojawiły? 2). SSPV vs pozostałe instytuty. O co chodzi w tej wojence? 3). Prośba o krótki opis wszystkich instytutów sedewakantystycznych na świecie w raz z biskupami i ich stanowiskiem (teza lub sedewakantyzm oparty na Bulli Ex Cum Apostolatus).

      Usuń
    3. Tak wiem że x. Jenkins jest obecnie w RPA. O artykułach pomyślę, aczkolwiek są tu ciężkie tematy, a informacji (zwłaszcza w języku Polskim) jest bardzo nie wiele. Ja też nie jestem jakąś Alfą i Omegą, nie wiem wszystkiego, wręcz mam świadomość, że wiem bardzo niewiele, niestety spora część osób, która wie więcej, zachowuje się jakby to była jakaś wiedza tajemna, i nie za bardzo chce się nią dzielić, a szkoda... Ad 1). co się tyczy święceń od abp. Thuca, to zarzuty jakie się najczęściej pojawiają (ze strony FSSPV) to że był rzekomo niepoczytalny, bo często zmieniał zdanie i kilkakrotnie próbował pojednać się z modernistami. Ale jeśli to ma być "argument" to tak samo można go zastosować wobec abp. Lefebvre'a, bo on robił dokładnie to samo... Ad 2). wojenka między SSPV a innymi grupami dotyczy głównie ważności święceń od abp. Thuca które oni podważają. To jedyny problem. Ad 3). Mogę opisać tak naprawdę tylko te główne instytuty, bo o tych pomniejszych grupach ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje. Ogólnie tych grupek jest kilkanaście jak nie kilkadziesiąt i ciężko się w tym połapać. Trochę szkoda że nie ma jednej, silnej struktury, jak FSSPX. Z drugiej strony, taką jedną strukturę łatwiej jest modernistom zmanipulować, przejąć i kontrolować, co widać w przypadku oficjalnego FSSPX, które jest kontrolowaną opozycją...

      Usuń
  9. Jakie jeszcze tajemnice skrywa FSSPX w Polsce? Kradzieże, a może morderstwa?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mi o tym nie wiadomo, aczkolwiek musimy pamiętać, że zbrodnie popełnione wobec duszy są gorsze od tych, popełnionych przeciw ciału. "A nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a dusze zabić nie mogą: ale raczej bójcie się tego, który i duszę, i ciało może zatracić do piekła." FSSPX przez swą schizmę i de facto herezję które głoszą, wiele dusz zwodzi na wieczne potępienie. Okradają te dusze z nieomylnej, Boskiej Prawdy, okradają je z ważnych sakramentów i Mszy św., dopuszczając do ich "udzielania" nieważnie wyświęconych "księży" z novus ordo, okradają z owoców nawet tych ważnych Mszy św., sprawując je w jedności z heretykiem i apostatą Bergoglio, co powoduje że są one świętokradcze i grzeszne... W ten sposób mordują oni te biedne dusze, które im zaufały, pozbawiając je życia nadprzyrodzonego w łasce Bożej, pozbawiając je najcenniejszego daru - zbawienia dzięki odkupieniu dokonanemu przez Chrystusa na Kalwarii...

      Usuń
  10. Jest tez przykra sprawa z br Stanisławem Sawickim który kiedyś został wyrzucony z przeoratu bez środków do życia , czy Pan może coś wie o nim ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam żadnych innych informacji poza tymi które są ogólnie dostępne w Internecie, a więc że br. Sawicki po tym jak opuścił przeorat (wg. FSSPX zapewne opuścił z własnej woli, zwykle taka jest ich wersja... Wg. niektórych źródeł wiem, że br. Stanisław chciał iść do seminarium i zostać xiędzem, jednak chciał iść do Écône, natomiast x. Stehlin uparł się, że ma pójść do Zaitzkofen [bo Polacy mogą studiować TYLKO tam], br. Sawicki nie znał jednak tak dobrze niemieckiego, aby studiować w tym języku), to błąkał się tu i ówdzie, aż w końcu trafił do starokatolików, którzy się nim "zaopiekowali" (zresztą ich "teologia" niewiele różni się od lefebrystycznej, łączy ich gallikanizm i odrzucenie w praktyce Nieomylności Papieskiej i Prymatu Papieskiego, różnica jest taka że starokatolicy odrzucają go także w teorii, a więc oficjalnie, zaś lefebryści nie mówią tego wprost, ale tak się zachowują, jakby również odrzucali). Starokatolicy szybko go wyświęcili, na kapłana i biskupa, on natomiast później odłączył się od nich i założył własną sektę („Kościół słowiańskokatolicki w Polsce”), w której funkcjonowały obok siebie trzy obrządki (rzymski, bizantyjski, i NOM), wyświęcił kilku księży (zazwyczaj w rycie rzymskim, więc ważnie) a ostatecznie dążył (chyba bez rezultatu) do pojednania z modernistami.

      Usuń
  11. A może x Zygmunt jest po prostu przetrzymywany w Warszawskim przeoracie? Wiadomo że pod tym kompleksem budynków na garncarskiej jest siatka piwnic, więc nie jest to wykluczone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie jest wykluczone. Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne. Pytanie brzmi bowiem "po co?". Co do owych piwnic, to będąc kilka razy w przeoracie, miałem okazję się tam przejść, i nie widziałem tam niczego nadzwyczajnego, poza typowymi pomieszczaniami typu kotłownia, pralnia, magazyn, siłownia, przejście do szkoły i kościoła itp.

      Usuń
  12. Pamiętam lata temu wykłady ks. Stehlina w Przemyślu m.i.n o Świętym Maksymilianie. Po wykładzie miałem możliwość krótkiej rozmowy z nim.
    Uwagę przykuła jakaś teatralna pokora w postaci dziwnego unikania kontaktu wzrokowego. to było tak nienaturalne, że aż śmieszyło. Podobnie rzecz miała się w czasie kazań w bractwie w zaczerniu. Również ta inscenizowana podniosłość i ciągłe jakby szukanie niebiańskiej inspiracji i uciekanie wzrokiem w niebiesia. aktorstwo.To mieli Święci. Jaki sens ma takie pozoranctwo?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.