Strony

piątek, 21 stycznia 2022

W dniu Objawienia Pańskiego Bergoglio wykorzystuje Trzech Króli, aby uderzyć w Tradycyjną Mszę i przepchnąć Teologię Niespodzianek.

W dniu Objawienia Pańskiego Bergoglio wykorzystuje Trzech Króli, aby uderzyć w Tradycyjną Mszę i przepchnąć Teologię Niespodzianek

6 stycznia 2022
 

Tłumaczenie polskie za:


Cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięte z Biblii Wujka (1962)


Niespodzianka: bez niespodzianki!
 

Dzisiaj Kościół Katolicki obchodzi Święto Objawienia Pańskiego (Teofania), które upamiętnia objawienie się Jezusa Chrystusa poganom wraz z przybyciem Trzech Króli (Mędrców) do żłobka Dzieciątka-Zbawiciela.
Dla Jorge Bergoglio SJ („Papież Franciszek”) była to kolejna okazja do wpojenia niczego niepodejrzewającym duszom swoich ideologicznych punktów i dokładnie to widzieliśmy w kazaniu, które wygłosił dzisiaj podczas nabożeństwa Novus Ordo w Bazylice św. Piotra:
W następstwie kontrowersji wokół Traditionis Custodes i późniejszego Responsa ad Dubia, które znacznie ograniczają celebrację tradycyjnej łacińskiej Mszy (znanej również jako „Msza Trydencka”), fałszywy papież Franciszek nie mógł oprzeć się pokusie wykorzystania wielkiego Święta Objawienia Pańskiego, które w rzeczywistości plasuje się wyżej niż samo Boże Narodzenie, aby uderzyć w starożytny Rzymski Ryt Mszy. Zrobił to oczywiście w typowy pośredni, między-wierszami, tajemniczo-ukryty, pasywno-agresywny sposób, do którego już się przyzwyczailiśmy:
Bracia i siostry, jak było dla Mędrców, tak jest dla nas. Droga życia i wiary wymaga głębokiego pragnienia i wewnętrznej gorliwości. Czasami żyjemy w duchu „parkingu”; pozostajemy zaparkowani, bez impulsu pożądania, który popycha nas do przodu. Warto zapytać: gdzie jesteśmy w naszej podróży wiary? Czy nie utknęliśmy zbyt długo, zagnieżdżeni w konwencjonalnej, zewnętrznej i formalnej religijności, która już nie rozgrzewa naszych serc i nie zmienia naszego życia? Czy nasze słowa i nasze liturgie rozpalają w sercach ludzi pragnienie zbliżenia się do Boga, czy też są „martwym językiem”, który mówi tylko o sobie i do siebie? To smutne, gdy wspólnota wierzących traci swoje pragnienie i zadowala się „utrzymaniem”, zamiast dać się zaskoczyć Jezusowi oraz wybuchowej i niepokojącej radości Ewangelii. To smutne, gdy ksiądz zamknął drzwi pożądania, to smutne popaść w klerykalny funkcjonalizm, bardzo smutne.

(kursywa w oryginale; dodano podkreślenie)


Wszyscy wiedzą, że łacina jest znana jako „martwy język”, prawdopodobnie ten martwy język par excellence. Jest więc całkiem jasne, co Franciszek ma na myśli, kiedy narzeka na „liturgie”, które używają „martwego języka”.

Nieważne, że łacina szczególnie sprzyja świętej liturgii właśnie dlatego, że jest „martwa”, to znaczy stała i nie podlega ciągłym zmianom. To najbardziej pasuje do uroczystego uwielbienia Boga, który mówi o sobie: „Bo ja Pan i nie odmieniam się, …” (Ml 3:6); który jest „Jezus Chrystus wczoraj i dziś: ten sam i na wieki” (Hbr 13:8).

Stąd Sobór Trydencki zagrzmiał:
Gdyby ktoś mówił, że obrządek Kościoła rzymskiego, w którym część kanonu i słowa konsekracji wymawia się po cichu48, należy potępić; albo że mszę należy odprawiać wyłącznie w języku rodzimym49 ; albo że nie należy dodawać wody do wina w ofiarowaniu kielicha, ponieważ jest to przeciwne ustanowieniu Chrystusa50 – niech będzie wyklęty.

(Sobór Trydencki, sesja 22, kanon 9; Denz. 956)

https://wydawnictwowam.pl/prod.dokumenty-soborow-powszechnych-tom-iv1-1511-1870-broszura.1362.htm?sku=44523
Nawet pierwszy z uzurpatorów Stolicy Apostolskiej po śmierci papieża Piusa XII, Angelo Roncalli („Papież Jan XXIII”), którego „kanonizował” (ogłosił świętym) sam Franciszek, zauważa korzyści z „martwej” łaciny dla Kościoła:
Wypada, aby Kościół posługiwał się nie tylko językiem powszechnym, ale także językiem odznaczającym się przymiotem niezmienności. Gdyby bowiem prawdy Kościoła katolickiego były podawane czy to w nielicznych, czy we wielu spośród zmieniających się współczesnych języków, które by pozostałych nie przewyższały swoją powagą, to staje się jasne, że treść tych prawd nie byłaby dostępna dla wszystkich ani w sposób dość ścisły, ani dość jasny, ze względu na różnorodność tych języków. Brak bowiem byłoby jakiejś stałej i wspólnej miary, z którą można by porównywać znaczenie wszystkich innych języków.

Przecież w rzeczy samej, język łaciński przez długi czas chronił się przed różnymi naleciałościami, które życie codzienne zwykło było wprowadzać do słownictwa. Z tego względu trzeba ten język uznać za stały i niezmienny, gdyż nowe pojęcia, których domaga się postęp, tłumaczenie i obrona nauki chrześcijańskiej, już od dawna były ustalone i ugruntowane.

(Antypapież Jan XXIII, „Konstytucja Apostolska” Veterum Sapientia)




Kilka miesięcy temu Franciszek już wyraził swoją całkowitą pogardę dla Mszy Trydenckiej, zauważając, że „to jak śmianie się ze Słowa Bożego” by czytać Epistołę i Ewangelię podczas Mszy po łacinie. Nasz komentarz na ten temat można znaleźć poniżej.

W każdym razie jak szczególnie chora jest dusza, aby wykorzystać gorliwość Mędrców dla nowonarodzonego Króla Żydowskiego, aby uderzać w starożytny Rzymski Ryt Mszy. Jego twierdzenie, że łacina „mówi tylko o sobie i do siebie” jest zarówno fałszywe, jak i głupie, ale widać, że po raz kolejny szukał sposobu, by rzucić w przeciwników jedną ze swoich ulubionych krytyk, a mianowicie, że zwolennicy tradycyjnej Mszy są „zamknięci w sobie”.

Mówiąc o byciu zamkniętym w sobie: jak na ironię, to Novus Ordo Missae z 1969 r., „Nowa Msza” „Papieża Świętego” Pawła VI, tworzy zamknięty, często kolisty układ, w którym ludzie i duchowni stają naprzeciw siebie, ponieważ jest zwykle sprawowana versus populum, czyli w stronę ludu. Natomiast tradycyjna Msza łacińska stawia kapłana wraz ze wiernymi przed Bogiem w Tabernakulum, ponieważ Msza Święta jest Ofiarą składaną Trójcy Przenajświętszej, a nie posiłkiem między przyjaciółmi. Ukierunkowanie na Boga jako jeden lud, z kapłanem działającym in Persona Christi jako pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem (por. 1 Tm 2:5), oznacza transcendencję, otwartość na to, co przekracza ten świat stworzony. Tradycyjna Msza skierowana jest w stronę Nieba, Novus Ordo Missae… cóż, powiedzmy, nie jest.
Ponieważ zdjęcia mówią więcej niż tysiąc słów, na końcu tego wpisu zamieszczamy kilka obrazów kontrastujących te dwa rodzaje liturgii.

Wróćmy jednak do kazania Franciszka. Modernistyczny pseudo-papież mówi:
Kryzys wiary w naszym życiu i w naszych społeczeństwach wiąże się również z zaćmieniem pragnienia Boga. Wiąże się to z rodzajem drzemki ducha, z nawykiem zadowalania się życiem z dnia na dzień, bez pytania, czego Bóg naprawdę od nas chce. Przyglądamy się ziemskim mapom, ale zapominamy spojrzeć w niebo. Jesteśmy nasyceni mnóstwem rzeczy, ale nie łakniemy naszego nieobecnego pragnienia Boga. Jesteśmy skupieni na własnych potrzebach, na tym, co będziemy jeść i co ubrać (por. Mt 6:25), tak jak pozwalamy wyparować tęsknocie za rzeczami większymi. I żyjemy we wspólnotach, które pragną wszystkiego, wszystko mają, a jednak zbyt często nie odczuwają nic poza pustką w sercu: zamknięte wspólnoty osób, biskupów, księży czy osób konsekrowanych. Faktycznie brak pragnienia prowadzi tylko do smutku i obojętności, do smutnych wspólnot, smutnych księży czy biskupów.
To z pewnością słuszna krytyka, ale jest to kłujące oskarżenie społeczności Novus Ordo, które są chore i umierają po głębokim hauście z toksycznej fontanny Vaticanum II (doskonały przykład: Seminarium św. Piotra w Cardross w Szkocji). Te wspólnoty religijne rozpadają się, w tym także zakon Franciszka, jezuitów.
W rzeczy samej, to Franciszek ostatnio zauważył ten drastyczny spadek, ale nie sądził, żeby wymagało to zmiany kursu lub podjęcia jakichkolwiek działań. Wręcz przeciwnie, zachęcał współ-jezuitów, aby w zasadzie „przyzwyczaili się” do tego:
Jedną rzeczą, która wymaga uwagi, jest rozdrobnienie Towarzystwa [Jezusowego]. Kiedy wstąpiłem do nowicjatu, było nas 33 000 jezuitów. Ilu jest teraz? Mniej więcej połowa. I nadal będziemy się zmniejszać. Taka sytuacja jest powszechna w wielu zakonach i zgromadzeniach zakonnych. Ma to znaczenie i musimy zadać sobie pytanie, jakie ono jest. Krótko mówiąc, ten spadek nie zależy od nas. Pan posyła powołania. Jeśli nie przyjdą, to nie zależy od nas. Wierzę, że Pan daje nam naukę odnośnie życia zakonnego. Dla nas ma to znaczenie w sensie upokorzenia. W Ćwiczeniach Duchownych Ignacy zawsze wskazuje na to: na upokorzenie. Jeśli chodzi o kryzys powołaniowy, jezuita nie może pozostać na poziomie wyjaśnienia socjologicznego. To co najwyżej półprawda. Głębsza prawda jest taka, że ​​Pan prowadzi nas do tego upokorzenia liczebnie, aby każdemu otworzyć drogę do „trzeciego stopnia pokory”, która jest jedyną płodnością jezuitów, która się liczy. Trzeci stopień pokory jest celem Ćwiczeń. Wielkie czasopismo naukowe dziś już nie istnieje. Co Pan przez to chce pokazać? Ukorz się, ukorz się! Nie wiem, czy się wytłumaczyłem. Musimy przyzwyczaić się do upokorzenia.

(Antypapież Franciszek; cytowany w Antonio Spadaro, „The Logic of the Inexplicable’: Pope Francis in conversation with the Jesuits of Greece”, La Civiltà Cattolica, 16 grudnia 2021 r.)

Innymi słowy, drastyczny spadek powołań oznacza, że ​​Bóg otwiera drogę do większej pokory. Możemy sobie tylko wyobrazić, do czego musiałby wtedy doprowadzić ogromny wzrost powołań!

Och, i czy nie wiecie: powołania przeżywają boom w kilku quasi-tradycyjnych zakonach/wspólnotach, jakie Kościół Vaticanum II posiada. Czy jest więc zaskoczeniem, że Franciszek robi wszystko, co w jego mocy, aby je zamknąć lub spowodować ich stopniowe wyginięcie w inny sposób? Narzeka na „wspólnoty zamknięte”, gdy sam zamyka te, które rozkwitają! Poświęca niezliczoną ilość czasu i wysiłku na wszelkiego rodzaju peryferyjne i całkowicie przyziemne sprawy — a potem narzeka, że ​​ludzie „spoglądają na ziemskie mapy, ale zapominają spojrzeć w niebo”! Kiedy Franciszek mówi o Niebie poza zniekształceniem jego koncepcji i uczynieniem z niego ziemskiego raju?!




Następnie fałszywy papież zaczyna wykorzystywać Trzech Mędrców dla własnych celów ideologicznych. Zaczyna nieco skromnie: „Mędrcy uczą nas, że każdego dnia musimy wyruszać na nowo, zarówno w życiu, jak i w wierze, ponieważ wiara nie jest zbroją, która nas otacza; zamiast tego jest to fascynująca podróż, ciągły i niespokojny ruch, zawsze w poszukiwaniu Boga, zawsze rozeznając naszą drogę naprzód”.

Ach, ale św. Paweł mówi do Tesaloniczan o „pancerzu wiary i miłości i przyłbicy nadziei zbawienia” (1 Tes 5:8) i mówi do Efezjan:
Dlatego weźcie zbroję bożą, abyście się mogli sprzeciwić w dzień zły i być we wszystkim doskonali. Stójcie więc, przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi w gotowość ewangelii pokoju; we wszystkim biorąc tarczę wiary, którą moglibyście zgasić wszystkie strzały ogniste najniegodziwszego; i weźcie przyłbicę zbawienia i miecz ducha (którym jest słowo boże).

(Efezjan 6:13-17)
Nie ma sprzeczności między Wiarą jako podróżą do Boga, a jednocześnie jako „zbroją, która nas otacza”. To Franciszek przeciwstawia sobie te dwa obrazy, nie dlatego, że są one rzeczywiście sprzeczne, ale dlatego, że chce wymazać z ludzkich umysłów pojęcie Wiary jako ochrony duszy. A jednak właśnie to czyni Wiara, bo nawet gdy człowiek jest w wielkim grzechu, tylko Wiara pozwala mu skorzystać z danych przez Boga środków, aby wyleczyć się z duchowego trądu i powrócić do Boga przez łaskę (por. Rz 10:13-14). Bez tej Wiary przebaczenie nie jest możliwe i wszystko jest stracone (zob. Hbr 11:6).

W dalszej części kazania Franciszek powołuje Trzech Króli do bezbożnej służby, którą nazwaliśmy jego „teologią niespodzianek”:
Wreszcie Mędrcy powracają „inną drogą” (Mt 2:12). Wzywają nas do pójścia nowymi ścieżkami. Tutaj widzimy kreatywność Ducha, który zawsze wydobywa nowe rzeczy. Jest to również jedno z zadań Synodu, które obecnie podejmujemy: iść razem i słuchać siebie nawzajem, aby Duch mógł nam zasugerować nowe drogi i ścieżki niesienia Ewangelii do serc tych, którzy są daleko, są obojętni lub bez nadziei, ale nadal szukają tego, co znaleźli Mędrcy: „wielkiej radości” (Mt 2:10). Musimy zawsze iść do przodu.
To właśnie nazywamy odczytaniem z góry przyjętych pomysłów w tekście biblijnym. Trzej Królowie nie „wyzywają nas do pójścia nowymi ścieżkami”, uczą nas wierności Bogu i wypełniania Jego poleceń, bez względu na wszystko.

Franciszek korzysta jednak z okazji, by gadać na temat „nowych rzeczy”, ponieważ od 2013 roku wprowadza jedną nowość za drugą, a w tym roku ma zamiar wyładować jeszcze kilka dużych stosów „nowości” a zwłaszcza w przyszłym roku na „synodzie o synodalności”. Ale to oczywiście nie ma nic wspólnego z Mędrcami. Franciszek po prostu zamienia fakt, że Bóg objawił im we śnie, że nie mają wracać do Heroda (por. Mt 2:12) w chwyt sprzedaży „nowości”, aby mógł zachęcić więcej ludzi do przyjęcia wszelkich nowości, które on ma zamiar wprowadzić. To nie jest dla niego nowa taktyka — robi to cały czas.
To, czego Bergoglio nie zareklamuje, to oczywiście wezwanie św. Pawła do Tesaloniczan – podane w kontekście ostrzeżenia o Wielkiej Apostazji na końcu świata, możemy dodać – „stójcie, a trzymajcie się podań, których się nauczyliście, czy to przez mowę, czy przez list nasz” (2 Tes 2:14). Chyba że znajdzie sposób, aby postawić to na głowie i obrócić w reklamę nowinek, jak to zrobił z Listem św. Pawła do Galatów.


Wcześniej w swoim kazaniu Franciszek sprzeniewierzył Mędrców i uczynił z nich handlarzy dla swojej tezy, że zwątpienie jest dobre dla Wiary:
Następnie w Jerozolimie Mędrcy zadają pytania: pytają, gdzie znajduje się Dzieciątko. Uczą nas, że musimy kwestionować. Musimy uważnie wsłuchiwać się w pytania naszego serca i naszego sumienia, bo właśnie tam często przemawia do nas Bóg. Zwraca się do nas bardziej z pytaniami niż z odpowiedziami. Musimy się tego dobrze nauczyć: Bóg zwraca się do nas bardziej z pytaniami niż z odpowiedziami. Jednak przejmujmy się także pytaniami naszych dzieci oraz wątpliwościami, nadziejami i pragnieniami mężczyzn i kobiet naszych czasów. Musimy odpowiadać na pytania.
To trochę zagadkowe, ale dla tych, którzy zwrócili uwagę na to, co mówi Franciszek i na sposób, w jaki się komunikuje, jest to wyraźnie zaproszenie do zachwiania waszą Wiarą. On chce, żebyście kwestionowali, dysputowali, wątpili! Pozbądźcie się wreszcie tych „sztywnych pewników”! To właśnie powiedział kiedyś młodym ludziom w Grecji, pamiętacie?


Bergoglio wywraca wszystko do góry nogami i na lewą stronę: Dobro jest złe, pycha jest pokorą, zwątpienie jest Wiarą, ziemia jest niebem, dobro jest złem! Ten człowiek jest demonem!

Fałszywy papież kończy swoje kazanie z 6 stycznia tymi słowami:
W ten sposób, podobnie jak Trzech Króli, będziemy mieć codzienną pewność, że nawet w najciemniejsze noce gwiazda nadal świeci. To gwiazda Pana, która przychodzi troszczyć się o naszą kruchą ludzkość. Ruszajmy w drogę do Niego. Nie dajmy apatii i rezygnacji mocy, która wpędza nas w ponurą i banalną egzystencję. Niech nasze niespokojne serca przyjmą niepokój Ducha. Świat oczekuje od wierzących nowego przypływu entuzjazmu dla spraw nieba. Jak Mędrcy, podnieśmy oczy, wsłuchajmy się w pragnienie tkwiące w naszych sercach i podążajmy za gwiazdą, którą Bóg rozświetla nad nami. Jako niespokojni poszukiwacze pozostańmy otwarci na Boże niespodzianki. Bracia i siostry, śnijmy, szukajmy i adorujmy.
A to ci dopiero, nagle Franciszek chce, abyś miał „codzienną pewność”! Wygląda na to, że sztywne trzymanie się pewników czasami się przydaje, choć oczywiście tylko wtedy, gdy są one zgodne z agendą bergogliańską, co chyba najlepiej wyrażają słowa fałszywego papieża: „…pozostańmy otwarci na Boże niespodzianki”. Przez „Boże niespodzianki” ma na myśli ideologiczny nonsens, który ma zamiar wypuścić na nieszczęsne dusze, które wciąż rozpoznają w nim tego, kim w oczywisty sposób nie jest, a mianowicie Namiestnika Chrystusa.

Poniżej znajdują się obrazy, które obiecaliśmy wcześniej. Kontrastują Novus Ordo Missae („Nowy Porządek Mszy”) „Papieża” Pawła VI, wprowadzoną po raz pierwszy w 1969 roku, z ponadczasowym Rytem Rzymskim skodyfikowanym przez św. czasy św. Piusa V w 1570, ale który w istocie istniał przynajmniej od czasów Grzegorza Wielkiego (VI wiek). Przyjrzyj się im uważnie i zadaj sobie pytanie, który obrzęd odzwierciedla „ponurą i banalną egzystencję”, a który „nowy przypływ entuzjazmu dla spraw niebieskich”:

„Nowa Msza” „Papieża Świętego” Pawła VI


Tradycyjna łacińska Msza św. Papieża Piusa V


Te dwa rodzaje liturgii Benedykt XVI nazwał „dwoma wyrazami jednego Rytu Rzymskiego” („List apostolski” Summorum Pontificum, art. 1), które rzekomo wyrażają tę samą Wiarę, tę samą zasadę wiary.
Oczywiście jest to kompletna bzdura, a wraz z Traditionis Custodes Franciszek położył kres temu głupstwu i wyjaśnił, że religia Vaticanum II jest wyrażona tylko w Novus Ordo Missae (to akurat prawda), a zatem Tradycyjna Msza ma zostać zniesiona, poprzez znaczne ograniczenie od razu i stopniowe wycofywanie z czasem.

Po prostu ona, według niego, nie „rozpala w sercach ludzi pragnienia zbliżenia się do Boga…”.

9 komentarzy:

  1. Laudetur Iesus Christus

    Jeśli w Polsce tylko jedynie wąska grupka kapłanów (sedewakantyści, fsspx, starzy księża wyświęceni przed zmianą rytu święceń) ma ważne święcenia, to jak Pan wytłumaczy fakt, że istnieje w naszym kraju wielu egzorcystów, którzy mają duże doświadczenie w tych sprawach, i ogólnie w ostatnich latach wzrasta ich zapotrzebowanie. A przecież zgodnie z tęzą o święceniach "ich święcenia powinny być nieważne"). Sam osobiście jak byłem jeszcze "modernistą", uczestniczyłem w rekolekcjach prowadzonych przez jednego z najbardziej cenionych egzorcystów w Polsce i nie był on jakiś stary. Więc, do dziś nurtuje mnie pytanie, skoro zakładane jest, że "ich święcenia są nieważne", a jednak niby mają oni moc do wypędzania złych duchów, to czy rzeczywiście można ich nazywać "świeckimi ludźmi"? Czy może ich święcenia są ważne, ale niepełne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. In saecula saeculorum. Amen.
      Podobny "argument" bardzo często stosują protestanci różnych denominacji, zwłaszcza zielonoświątkowcy itp., przeciwko katolikom i w ogóle sakramentalnemu kapłaństwu, twierdząc że oni również mogą dokonywać skutecznych "egzorcyzmów" w imię Jezusa Chrystusa, i nie potrzeba do tego żadnych święceń. Często podobnie uważają nawet ludzie którzy nominalnie mają się za "katolików" (skrajni moderniści, charyzmatycy, ludzie związani z neokatechumenatem etc., czyli de facto protestanci). Często podają oni bardzo konkretne przykłady i sytuacje, i wydawać by się mogło, że również mają w tych sprawach duże doświadczenie, i że niby mają oni moc do wypędzania złych duchów, choć bez wątpienia są to osoby świeckie. Jeśli próbuje się wejść z nimi w polemikę, to najczęściej opierają się na fragmencie Ewangelii, w której Chrystus Pan odpowiada na zarzuty faryzeuszów, którzy mówili że "Ten nie wygania czartów, jedno przez Beelzebuba, książęcia czartowskiego. Ale Jezus, wiedząc myśli ich, rzekł im: Wszelkie królestwo rozdzielone przeciwko sobie będzie spustoszonemi wszelkie miasto abo dom rozdzielony przeciwko sobie, nie ostoi się. A jeśli szatan szatana wyrzuca, przeciwko sobie jest rozdzielon. Jakoż tedy ostoi się królestwo jego?" (Mt 12, 24-26). Nie wiem więc, jaką mocą ci świeccy protestanci "wyrzucają złe duchy". Tak samo nie wiem jaką mocą robią to świeccy panowie moderniści w sutannach, udający katolickich kapłanów. Jeśli Bóg z jakiegoś powodu dopuszcza to, aby ci ludzie rzeczywiście wyrzucali złe duchy, tzn. że musi być w tym jakieś większe dobro. Nie wiemy tego... Wiemy jednak, ze zgodnie z nauczaniem i praktyką Kościoła, nowe "sakry biskupie" są nieważne, a nowe "święcenia" są co najmniej wątpliwe, i nie zmienią tego żadne niepotwierdzone przez Kościół "cuda", "objawienia" czy "egzorcyzmy", bo nasza Wiara (w przeciwieństwie do wierzeń charyzmatyków etc.) nie opiera się na odczuciach, uczuciach, przeżyciach duchowych i różnych bodźcach zmysłowych, lecz na rozumowym przyjęciu obiektywnej Prawdy, która wynika z jednego, publicznego, Bożego Objawienia i jest niezmiennie nauczana przez Kościół. Jeśli czegoś nie wiemy, to opieramy się na tym co Kościół w tym względzie nauczał, opieramy się na teologii, liturgii, prawie kanonicznym etc., a nie szukamy jakiś nadprzyrodzonych zjawisk, mających potwierdzić lub zaprzeczyć jakiejś tezie czy założeniu... W Kościele katolickim nie ma czegoś takiego jak "święcenia ważne, ale niepełne". To jakaś nowomowa. Sakrament albo jest, albo go nie ma. Nie można być "niepełnym księdzem", "pół-księdzem", tak samo jak niewiasta nie może być w "pół-ciąży". Może być owszem sakrament wątpliwy (kiedy nie ma pewności), ale wówczas należy w praktyce podejść tak, jakby był nieważny - czyli od wątpliwego kapłana nie wolno przyjmować sakramentów, a wątpliwy kapłan musi przyjąć sub conditione święcenia kapłańskie.

      Usuń
    2. Czyli w hipotetycznej sytuacji, gdyby rzeczywiście jakaś osoba była pod wpływem diabła, to byłoby bardzo ciężko, skoro uprawnienia egzorcysty mają tylko niektórzy księża (w Polsce nawet chyba tacy w ogóle nie istnieją), a żyjemy w czasach gdzie diabeł jest bardzo aktywny.

      Usuń
    3. LJCH! Jaką mamy pewność, że moderniści naprawdę wyrzucają złe duchy? Przecież nawet u muzułmanów są egzorcyzmy, u heretyków są egzorcyzmy, u charyzmatyków są "wyrzucane złe duchy" - to naprawdę oznacza, że wyrzucają złe duchy? Zły duch może udawać wszystko (poza pokorą i posłuszeństwem), więc co to dla niego za problem udawać, że wychodzi? Albo naprawdę wyjdzie żeby utrzymać ludzi w fałszywej religii, by po jakimś czasie wrócić?

      Usuń
    4. Ad. Catholic
      Każdy ważnie wyświęcony kapłan może, na mocy święceń kapłańskich, ważnie egzorcyzmować. Święcenia egzorcystatu są jednym z siedmiu stopni święceń kapłańskich, który każdy kapłan musi otrzymać, aby móc otrzymać kolejne stopnie, aż do diakonatu i prezbiteratu (które to dopiero mają charakter sakramentalny). Ks. Górski (we wstępie do święceń egzorcystatu) napisał: ,,w pierwszych wiekach wszyscy chrześcijanie byli egzorcystami, bo musieli staczać ustawiczny bój z szatanem. Nie można jednak z tego świadectwa [była to opinia Tertuliana oraz Justyna] wnioskować, że w owym czasie nie było znane święcenie egzorcysty”. Wręcz przeciwnie, było znane. Dlatego też każdy młody lektor, po osiągnięciu dwudziestego roku życia, mógł liczyć na to, że biskup pozwoli mu przyjąć kolejne święcenie – urząd egzorcystów. Niewątpliwie jest to dość ciekawy temat (więcej informacji np. tu: https://zpasjidoliturgii.pl/swiecenia-egzorcystatu/). Wiem że x. Rafał Trytek ICR kilka razy sprawował egzorcyzmy, sam nawet raz miałem okazję osobiście uczestniczyć w egzorcyzmowaniu miejsca (domu). To samo, z tego co mi wiadomo, robili również kapłani FSSPX.

      Ad. Jagoda
      Owszem, dlatego jak pisałem wyżej, nie wiemy czy moderniści NA PRAWDĘ to robią, a nawet jeśli tak, to JAK (czyją mocą) to robią. Diabeł jest ojcem kłamstwa. Owszem, diabeł nie będzie raczej "sam siebie wyrzucał", ale może grać, udawać, może zwodzić, może na chwilę wyjść, aby po chwili wrócić do człowieka jak do "uprzątanego domu", biorąc ze sobą siedmiu innych diabłów, tak że stan człowieka będzie gorszy, niźli przedtem... O tym też mówi przecież Chrystus Pan w Ewangelii.

      Usuń
    5. A to przepraszam, nie przeczytałam że zrozumieniem. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Niech chcę na nikogo źle mówić, bo każdy ma szansę nawrócić się i nie chce by mię zrozumiano źle. Tylko co poznałam za parę lat to praktiky modernistycznych egzorcystów czy ludzi niby posługujący w wyrzucaniu duchów praktykują praktyki można powiedzieć pogańskie a zazwyczaj mają "namaszczenia" od heretyków zielonoświątkowych etc. i gonią za mocami mocami bych ich nabyć jakimś magicznym sposobem....(nie wierzę, że to moc Pana Boga).
    Lepiej być ostrożnym bo z takimi praktykami człowiek może mieć jeszcze większe problemy niż ma. Tak wiem, że ludzie szukają pomocy i idą w dobrej wierze.

    Musimy się modlić o katolickich kapłanów, o dostęp do sakramentów katolickich, modlić się pokornie i starać się poprawiać swoję życie.

    MK

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam pare pytań, jeżeli msze święte odprawiane w nowym posoborowym rycie są nieważne to czy przeistoczenie także nie zachodzi? Nie ma tam Boga żywego? To jak traktować wydarzenie z Sokółki z 2008 roku. Czy w takim razie przyjmowanie komuni na takiej mszy może szkodzić naszej nieśmiertelnej duszy? Michał J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wieki wieków, amen. Tak, zasadniczo NIEWAŻNOŚĆ sakramentu polega na tym, że sakrament nie następuje, a więc nieważność "nowej mszy" (prosiłbym o nie używanie wobec NOM określenia "msza święta", bo to tak jakby wieczerzę Lutra nazywać "mszą świętą") polega właśnie na tym, że nie zachodzi tam przeistoczenie, tak samo jak na obrzędach protestanckich, na których zresztą była wzorowana. Zasadniczo wynika to z faktu nieważnych "sakr biskupich" z 1968 r. i wątpliwości w przypadku obrzędu nowych "święceń kapłańskich". Jeśli nie ma już w zdecydowanej większości ważnie wyświęconych księży, to nie sprawują oni żadnej mszy, niezależnie od tego, jakiego rytu by nie użyli (jeśli "odprawiają" wg. Mszału z 1962 r., czy nawet wcześniejszych wydań, to również jest to nieważne i przeistoczenie nie następuje, nie ma tam realnej obecności, nie ma żywego Chrystusa, dlatego też mówimy o nich jako o "rekonstrukcji historycznej", czy "teatrzyku tradycji", bo w istocie to jest tylko teatr. To samo tyczy się kapłanów Novus Ordo, którzy przeszli do FSSPX, ale nie przyjęli święceń sub contitione. To wciąż są tacy sami świeccy, a ich "msze" czy inne obrzędy to są symulacje). Można się zastanawiać natomiast, czy nowa "msza" jest nieważna sama w sobie, co do formy, jeśli wszystkie obrzędy byłyby wykonane poprawnie, przez ważnie wyświęconego kapłana, który ma poprawną, katolicką intencję. I tutaj część teologów jest zdania, że NOM jest per se nieważny (sam w sobie) a więc zawsze jest nieważny, niezależnie od okoliczności, a część teologów uważa, że sam w sobie może być ważny, o ile jest zachowana forma, materia i intencja, o ile tłumaczenie słów konsekracji jest prawidłowe, o ile kapłan jest ważnie wyświęcony i ma katolicką intencję. Wówczas, wg. tych teologów, NOM może być ważny, a więc mam miejsce przeistoczenie (choć oczywiście wciąż taka msza jest niegodna, heretycka i świętokradcza). Więc wg. opinii niektórych, NOM odprawiony przez starszego kapłana (wyświęconego do 1969 r.), zachowującego wszystkie warunki i mającego odpowiednią intencję, może być ważny, a więc może nastąpić przeistoczenie (co mogłoby ewentualnie tłumaczyć zjawiska takie jak Sokółka, choć domniemane "cuda", niepotwierdzone przez Kościół, nie są żadnym dowodem, jak już pisałem wcześniej wielokrotnie). Przyjmowanie Komunii na takiej mszy, nawet gdyby była ona ważna, jest natomiast ZAWSZE niedopuszczalne i grzeszne, gdyż jak napisałem, taka msza, nawet jeśli byłaby ważna, jest nieprawowita, niegodna, heretycka i świętokradcza. Katolik nie może przyjmować Komunii św. nawet u schizmatyków, a co dopiero na niekatolickim obrzędzie. Stanowi to niewątpliwe zagrożenie dla zbawienia duszy i jest grzechem śmiertelnym.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.