Obchodzimy dziś Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. Deklaracja o ustanowieniu 23 marca Dniem Przyjaźni obu narodów została przyjęta 12 marca 2007 r. na mocy jednomyślnej decyzji wszystkich członków Parlamentu Węgier. Cztery dni później, 16 marca 2007 r. taką uchwałę przez aklamację podjął Sejm RP.
Taki drobiażdżek. „Wielkie Węgry” obejmują także fragment terytorium Polski.
OdpowiedzUsuńOczywiście że tak, i wprawne oko zauważy to nawet na powyższej mapie (to wcięcie nad koroną św. Stefana w Godle Węgierskim to Tatry, które obecnie nie są aż tak wcięte, bo niewielki fragment Spiszu i Orawy, które historycznie były krainami węgierskimi - np. zamek w Niedzicy nad Dunajcem był zamkiem Węgierskim - dziś znajdują się w Polsce). Jednocześnie za granicę Wielkiej Polski uznaję konsekwentnie granicę wschodnią i południową z 30 sierpnia 1939 r., a więc z małymi fragmentami Tatr które przejęliśmy w 1938 r. (wraz z Zaolziem), a więc wydawać by się mogło, że mamy z Węgrami konflikt interesów jeśli chodzi o granicę. Myślę jednak, że jest to konflikt na tyle niewielki, że dałoby się osiągnąć na tym polu kompromis, np. zostając przy aktualnym przebiegu tej granicy (Węgrzy zrzekli by się praw do fragmentów Spiszu i Orawy które mieli prze Traktatem w Trianon, a my zrzeklibyśmy się - na rzecz Węgier, a nie Słowacji, oczywiście - fragmentów górskich które przejęliśmy w 1938 r.). Chociaż z drugiej strony, można rozwiązać ten problem jeszcze inaczej. Jestem zwolennikiem (co jest zapisane w Deklaracji Ideowo-Politycznej tej strony) zwolennikiem docelowo utworzenia wspólnego państwa polsko - węgierskiego (np. jako "Zjednoczone Królestwo Polsko-Węgierskie"), tak jak kiedyś istniało państwo polsko-litewskie. Granica wewnętrzna między dwoma członami takiego federacyjnego państwa nie miałaby rangi granicy państwowej, więc jej układ mógłby być właściwie dowolny, i wówczas dla oby stron było by to chyba obojętne, czy wracamy do wersji sprzed Trainon, czy sprzed Jałty, czy zostawiamy "kompromisową" wersję obecną).
UsuńJakie są podstawy do odrzucenia Traktatu z Trianon? Bo postanowienia Jałty to rozumiem, że podjęte zostały bez udziału władz polskich, a co więcej dotyczyły państwa formalnie zwycięskiego (a jest całkowicie nienaturalne, by państwo zwyciężające, i to w sprawiedliwej walce, traciło jakieś tereny).
OdpowiedzUsuńNatomiast Węgry przecież podpisały traktat z Trianon i były państwem przegranym w I wojnie, więc naturalne jest, że poniosły pewne straty. Nie widzę powodów do odrzucenia tego faktu.
W przypadku Trianon powinna być mowa dokładniej o rewizji postanowień tego traktatu, a nie o jego odrzuceniu sensu stricto, tak jak odrzucić można Jałtę która była po prostu całkowicie nieprawowita i nielegalna, a więc nieważna i pozbawiona znaczenia. Trzeba po prostu "ogłosić nieważność" i przywrócić status quo. Natomiast traktat w Trianon był legalny i prawomocny, lecz bardzo niesprawiedliwy, więc można by go częściowo albo i całkowicie znieść, zmienić, obalić, unieważnić etc.
UsuńAle wątpliwe czy ludność terytoriów utraconych przez Węgry chciałyby do nich powrócić. Własne państwa założyli na nich Słowacy, Chorwaci, w Transylwanii większość jest rumuńska. Historycznie te ziemie były węgierskie, ale to nie jest kazus podobny do sztucznego NRD, które samo ciążyło od RFNu.
UsuńAkurat w Transylwanii Węgrzy stanowią znaczny procent, Siedmiogród jest praktycznie węgierski, są wioski i miasteczka gdzie większość ludzi mówi po węgiersku. Poza tym, to że "większość ludności terytoriów nie chciałaby powrotu do Węgier" to jeszcze nie jest żaden argument. Większość obecnej ludności województwa lwowskiego, stanisławowskiego czy tarnopolskiego pewnie również nie chciałaby powrotu do Polski, ale to nie znaczy, że należy się tym przejmować. Polaków bez pytania brutalnie przesiedlono, więc albo ta ludność zachce, albo ją również się przesiedli (lub zmusi do opuszczenia tych ziem "dobrowolnie"). To samo dotyczy ziem (dawniej) węgierskich, zresztą Słowacy itp. przez wieki żyli w państwie Węgierskim (podobnie jak Rusini w Polsce) i dopóki im ktoś w ubiegłym wieku nie wmówił, że są "narodem" i mają prawo do "samostanowienia", to wszystko było w porządku. Zarówno "niepodległa" Słowacja, jak też "niepodległa" Ukraina powstały dopiero w latach 90'tych, więc nie mają żadnej historii państwowości, są to nowotwory które tak samo szybko jak powstały mogą przestać istnieć, widzimy dziś doskonale że historia się nie skończyła, granice mogą się zmienić bo nie są wyryte z marmuru, i zmieniać się będą... Rosja pokazała, że się da...
UsuńNo ja bym liczył się z miejscową ludnością, bo to w obecnych czasach poważny czynnik. Dopóki narody nie miały rozbudzonej świadomości łatwiej było o takie przesunięcia granic, teraz jest to zaś ryzyko nie tylko wojennych cierpień (to akurat w historii nic nowego, ale warto się zastanowić czy w ogóle warto), jak i późniejszych niepokojów w państwach o takich granicach.
UsuńZresztą takie Polska i Litwa pokazały, że nawet w dawnych czasach można było zbudować złożone z niejednego narodu państwo bez płacenia takiej ceny.
Rosja mi akurat w ogóle nie imponuje, pokazała owszem, że się granicę przesunąć da, ale metodami znanymi i z naszych Kresów, tj. wkroczenie, jakieś dęte głosowanie i aneksja. Nie winszowałbym Węgrom podobnego „sukcesu”.
No ale ja właśnie wcześniej odniosłem się przecież do historii i przykładu państwa polsko-litewskiego, mówiąc że dla mnie ideałem będzie ostateczne powołanie państwa polsko-węgierskiego. Żeby takie państwo mogło istnieć musimy mieć najpierw granicę z Węgrami, a więc trzeba wrócić przynajmniej do stanu z sierpnia 1939 r., gdy taka granica istniała. Oczywiście, w tym państwie będzie miejsce także dla innych, pomniejszych ludów i etnosów (których ja jednak nie określam mianem "Narodów"; jak Rusini, Słowacy, Żmudzini [zwani błędnie "Litwinami"] etc., o ile nie będą się buntować przeciwko Państwu, to będą mogli żyć w pokoju, będą nawet mogli liczyć na szeroką autonomię, możliwość mówienia i nauki w swoich dialektach, zachowania tradycji lokalnych etc.
UsuńGdyby stworzenie takiego państwa (które jako takie wydaje się skądinąd sympatyczne) wymagało siłowego podbijania tych narodów (czy „etnosów”, choć sądzę, że one się już „unarodowiły”), to trudno, ale nie byłbym zwolennikiem takiej drogi. Zresztą i do samych Węgrów nie mam żadnej pewności, że chcieliby z nami budować taką unię.
UsuńWidać Anonimowy nie rozumie zasad geopolityki i żyje w naiwności. Prawda jest taka że wygrywa zawsze silniejszy, tak było od wieków, jest i zawsze będzie. Nie zawsze natomiast trzeba używać siły materialnej i przymusu bezpośredniego, dziś jesteśmy zniewoleni i de facto pod okupacją mimo że nikt siłą nas nie okupuje, ale suwerenności też nie mamy. Gdybyśmy ją jednak kiedyś odzyskali, to tylko pokaz siły i stworzenie lokalnego imperium (najlepiej wspólnie z Węgrami bo nikogo innego na tą chwilę nie widzę, aczkolwiek sytuacja geopolityczna zawsze może się zmienić) pozwoli nam ją utrzymać. Nie musimy tych „etnosów” wcale podbijać militarnie, można je uzależnić również ekonomicznie i politycznie, tak jak obecne "państwo polskie" jest uzależnione od zachodu, UE, USA i NATO. Oczywiście konsekwencją tego jest armia suwerena na terenie tak podbitego kraju (wojska USA stacjonują już na terenie Polski) oraz ostatecznie jedno państwo federacyjne (do tego dąży przecież UE).
Usuń