Strony

środa, 24 stycznia 2024

Episkopat katolicki vs. episkopat ważnie wyświęcony.

  Dwa tygodnie temu, 10 stycznia opublikowałem na stronie (link tutaj) niepełny spis biskupów katolickich obecnie żyjących na świecie. Spis jest z pewnością niepełny, gdyż za pewne żyją gdzieś jeszcze jacyś inni biskupi, o których niewiele wiadomo. Jest za to pewny, a więc można mieć pewność, że wymienieni biskupi są ważnie wyświęconymi, katolickimi biskupami, deklarującymi uznawanie obecnie trwającego wakatu na Stolicy Apostolskiej. Nie oznacza to oczywiście że wymienieni tam biskupi są we wszystkim doskonali i godni naśladowania. Np. biskupi Kongregacji św. Piusa V (dawniej FSSPV), konsekrowani przez zmarłego niedawno śp. bp'a Kellego, nie uznają pozostałych biskupów za ważnie konsekrowanych, gdyż nie uznają oni ważności sakr udzielonych przez śp. bp'a Thuca. Nie jest to poważne, ale nie jest to też herezja, a więc nie można im odmówić miana katolików.

  Niektórzy jednak z pewnością zastanawiają się, dlaczego na tej liście nie ma np. biskupów FSSPX, czy też tzw. Ruchu Oporu. Otóż odpowiedź jest prosta, dlatego że o tych biskupach nie można powiedzieć z całą pewnością, że są katolickimi biskupami, mimo iż są bez wątpienia ważnie konsekrowanymi biskupami (oczywiście dotyczy to tylko i wyłącznie biskupów z linii śp. abp'a Lefebvre'a, „biskupi” Novus Ordo, którzy przyłączyli się w ostatnim czasie czy to do FSSPX [pan Vitus Huonder] czy do tzw. Ruchu Oporu [xiądz Karol Viganò] nie są ważnie konsekrowanymi biskupami, chyba że otrzymaliby oni ważną sakrę biskupią sub conditione z rąk któregoś z biskupów z linii śp. abp'a Lefebvre'a [oczywiście, musiałoby to być oficjalnie publicznie ogłoszone, aby można było mieć pewność]).

  Jeślibyśmy patrzyli tylko na to, że dany biskup jest ważnie wyświęcony, to przecież mielibyśmy obecnie na świecie co najmniej kilkaset, jak nie kilka tysięcy ważnie konsekrowanych biskupów. Są przecież ważnie wyświęceni biskupi prawosławni (wszędzie poza patriarchatem moskiewskim, gdzie sukcesja bywa wątpliwa, ze względu na mordowanie prawdziwych biskupów w czasie terroru bolszewickiego, i zastępowanie ich świeckimi funkcjonariuszami państwowego aparatu służb bezpieczeństwa, którzy co prawda ubierali się w szaty duchowne i udawali biskupów, ale byli takimi samymi „biskupami” jak niedawno „ordynowana” protestancka pastorka z Cieszyna), są biskupi starokatoliccy, polskokatoliccy czy mariawiccy (w tych wszystkich odłamach tych sekt, w których nie zaczęto „wyświęcać” kobiet i nie zmieniono formy konsekracji biskupiej), są w końcu żyjący jeszcze, choć coraz bardziej nieliczni (w Polsce został już tylko jeden) starsi biskupi posoborowego Neokościoła, wyświęceni na biskupów do ok 1968 r. (bp. Julian Wojtkowski [ur. 31 stycznia 1927 r., 97 lat] przyjął sakrę 22 sierpnia 1969 r., ale najprawdopodobniej polskie tłumaczenie nowej sakry mogło jeszcze nie być gotowe, było to jeszcze przed oficjalnym wejściem do użytku NOM [I Niedziela Adwentu 1969 r.], więc na 99.99 % jest on ważnie konsekrowanym biskupem).

  Oczywiście wielu mogłoby tu odpowiedzieć, że oczywistym jest, że prawosławni, starokatolicy czy moderniści nie są katolikami, a więc ich biskupi, nawet jeśli są ważnie wyświęceni, nie są katolickimi biskupami. Ale przecież biskupi FSSPX czy tzw. Ruchu Oporu odprawiają tradycyjną, łacińską Mszę św. (tzw. trydencką) i głoszą w większości katolicką naukę; dlaczego więc nie zaliczyć ich do tego grona? Otóż nie wystarczy odprawiać tradycyjnej, katolickiej liturgii czy głosić w większości katolickiej nauki, aby być katolikiem. Prawosławni i inni schizmatycy wschodni też odprawiają tradycyjną, katolicką liturgię (tyle, że bizantyjską, ormiańską, koptyjską etc., te wszystkie obrządki są zresztą starsze od rzymskiego). Głoszą oni również, w zdecydowanej większości zdrową naukę, ukorzenioną w tradycji. Ale nie wystarczy być w 50, 75 czy 99 % katolikiem. Albo jest się katolikiem w całości, czyli integralnie, albo się nim nie jest wcale. Tymczasem biskupi FSSPX oraz tzw. Ruchu Oporu nie głoszą w 100 % katolickiej nauki, np. ws. Prymatu i Nieomylności Papieskiej, niezniszczalności i nieomylności Kościoła etc. W dużej mierze głoszą oni te same błędy, co wcześniej głosili gallikanie i starokatolicy, którzy ostatecznie odrzucili dogmatyczne postanowienia Soboru Watykańskiego i opuścili Kościół katolicki w II poł. XIX wieku. Niestety śp. abp. Lefebvre pochodził ze szkoły francuskiej, w której nauczano w dużej mierze tych samych błędów. Gallikanizm był nurtem czysto francuskim, i trzeba o tym pamiętać, że podobnie jak austriacki józefinizm, wcale nie zniknął on nagle w 1870 r., tylko częściowo zszedł do podziemia, mieszając się później z modernizmem, liberalizmem i innymi błędami, i w takiej dość zakamuflowanej postaci był on nauczany w seminariach na długo przed Vaticanum II, moderniści musieli dobrze przygotować się na przejęcie struktur Kościoła katolickiego, dlatego zatruwali w ten sposób dusze młodych kleryków i kapłanów już w latach 20'tych ubiegłego wieku, zwłaszcza po śmierci św. Piusa X, kiedy dostali niestety wolną rękę (późniejsi Papieże niestety nie walczyli już tak zawzięcie z herezją modernizmu i innymi herezjami jak ostatni do tej pory kanonizowany Papież, św. Pius X). W takim właśnie duchu został ukształtowany abp. Lefebvre (który nie ukrywał tego że jego profesorowie w seminarium głosili gallikanizm i inne błędy), który sam później niestety te błędy rozpowszechniał dalej. Tak powstało Bractwo św. Piusa X, którego założyciel podziwiał tego świętego Papieża za walkę z modernizmem, sam jednak głosząc błędy co do papiestwa. 

  Te błędy są obecnie kontynuowane przez wszystkich biskupów pochodzących z linii abp. Lefebvra. Biskupi obecnego [neo]FSSPX zdradzili testament swojego założyciela i poszli na układy z modernistycznym Rzymem, mimo że żadnych układów miało nie być, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego arcybiskupa, dopóki Rzym się nie nawróci. Dziś są już całkowicie zakneblowani i nie krytykują praktycznie w ogóle wybryków heretyka Bergoglio, np. jego ostatnich wypowiedzi nt. „błogosławieństwa” dla par sodomitów, czy tych w których negował piekło. Widać więc że bractwo to kontynuuje dorobek abp'a Lefebvra z tych lat, gdy on sam chciał się na siłę pojednać z Rzymem, gdy prosił o „eksperyment Tradycji”, gdy pisał listy wiernopoddańcze do Pawła VI czy JPII i wyrzucał z bractwa zbyt radykalnych kapłanów, przejawiających „tendencje sedewakantystyczne”. Musimy jednak pamiętać że ten etap u abp'a Lefebvra skończył się ostatecznie w chwili konsekracji biskupich w 1988 r., od tego czasu stanowisko było jasne, przeciwko jakimkolwiek układom, bez wcześniejszego spełnienia przez Watykan jasno określonych warunków wstępnych, które byłyby znakiem nawrócenia (żaden z tych warunków nie został nigdy spełniony, np. Msza tradycyjna nie została prawdziwie przywrócona w Neokościele, a jedynie nazwana hańbiącym określeniem „formy nadzwyczajnej”, ekskomuniki z biskupów FSSPX nie zostały unieważnione jak chciało tego bractwo, tylko zdjęte etc.). Drugim skrajnym przykładem jest tzw. Ruch Oporu, który kontynuuje anty-pojednawcze, bardziej radykalne stanowisko abp'a Lefebvra, w którym zresztą dopuszczał on sedewakantyzm jako możliwą opcję, dopuszczalną opinię czy też hipotezę, twierdząc jednak, że być może jeszcze za wcześnie (ciekawe czy dziś abp. Lefebvre wciąż uważał by, że „jeszcze za wcześnie”?). Zarówno stanowisko pro-pojednawcze, jak też anty-pojednawcze, mimo skrajności i pozornych różnic, teologicznie możemy zaliczyć do jednego nurtu, tzw. R&R, czyli „Uznawania i Oporu”. Można znaleźć dziesiątki artykułów i wykładów m.in śp. x. Antoniego Cekady czy bp'a Donalda Sanborna, w którym wyjaśniają oni te błędy na podstawie katolickiej teologii (np. ten link). Biskupi tzw. Ruchu Oporu powielają dokładnie te same błędy swojego założyciela. Jako przykład można podać niedawne wypowiedzi bp'a Ryszarda Williamsona w którym popiera on x. Karola Viganò.

  W swoim Komentarzu Eleison nr DCCCLX (860) z dnia 6 stycznia 2024 r. (VIGANO SEDEWAKANTYSTĄ? – I) streszcza on poglądy nt. Bergoglio które prezentuje x. Viganò. Jest to streszczenie konferencji x. Viganò z dnia 9 XII 2023 r.:

 3 Żaden Doktor Kościoła nigdy nie rozważał przypadku papieża apostaty takiego jak Bergoglio. Tak wielki dramat mógłby się wydarzyć tylko w wyjątkowych i nadzwyczajnych okolicznościach, takich jak ostateczne prześladowanie przepowiedziane przez proroka Daniela i opisane przez św. Pawła. Ta „operacja nieprawości” (2 Tes 2) jest tak skuteczna i dobrze zorganizowana, że wyraźnie wskazuje na działanie lucyferiańskiej inteligencji. To dlatego „problem Bergoglio” nie może być rozwiązany w żaden zwykły sposób: żadne społeczeństwo nie może bowiem przetrwać całkowitego zepsucia władzy, która rządzi, i nie inaczej jest z Kościołem.

 4 Ta „operacja nieprawości” nie jest też jedynie kwestią papieża trwającego przy konkretnej herezji (co zresztą Bergoglio czynił wielokrotnie). Mamy do czynienia z osobistością wysłaną na konklawe z rozkazem zrewolucjonizowania Kościoła ze szczytu Katedry Piotrowej. To właśnie ta perfidna intencja nadużycia autorytetu i uprawnień papiestwa, uzyskanych w wyniku zwiedzenia, czyni Bergoglio uzurpatorem Tronu Piotrowego. Nie możemy też zachowywać się tak, jakbyśmy li tylko rozwiązywali jakąś kwestię na gruncie prawa kanonicznego: Bóg jest obrażany, Kościół upokarzany, a dusze giną, ponieważ ten, kto zasiada na Tronie Piotrowym, jest uzurpatorem. Niezmienne zachowanie Bergoglio – przed, w trakcie i po wyborze – jest wystarczającym dowodem jego wewnętrznej niegodziwości. Czy możemy być moralnie pewni, że jest on fałszywym prorokiem? Tak. Czy jesteśmy zatem upoważnieni w sumieniu do odwołania naszego posłuszeństwa wobec tego, który podając się za papieża, zachowuje się jak biblijny dzik w Winnicy Pańskiej? Tak.

 5 Jednakże nie możemy wydać oficjalnej deklaracji, że Bergoglio nie jest papieżem, ponieważ nie mamy do tego autorytetu. Ten straszny impas, w którym się znaleźliśmy, uniemożliwia jakiekolwiek czysto ludzkie rozwiązanie. Naszym zadaniem dziś nie powinno być wdawanie się w abstrakcyjne kanonistyczne spekulacje, ale przeciwstawienie się ze wszystkich sił – i z pomocą łaski Bożej – jawnie destrukcyjnym działaniom argentyńskiego jezuity, odrzucając z odwagą i determinacją jakąkolwiek, nawet pośrednią, współpracę z nim lub jego wspólnikami.

  Warto zwrócić uwagę, że pierwsze zdanie w punkcie 3. jest nieprawdą. Jest to albo wynikiem ignorancji autora (pytanie czy wyszło ono od x. Viganò, czy też od bp'a Williamsona?), albo celowym zakłamaniem i oszukiwaniem odbiorców. Wielu świętych, teologów, w tym również Doktorów Kościoła (np. Św Robert kard. Bellarmine) rozważało kwestię papieża heretyka, apostaty etc. Być może autor celowo nie chce powoływać się i próbuje przemilczeć kard. Bellarmina, gdyż ten Doktor Kościoła obala całą ich tezę z punktu 5. Św. Robert doskonale wyjaśnia Co by było, gdyby papież został heretykiem? Polecam poczytać Bellarmina!

   Warto również zwrócić uwagę, że bp. Williamson co chwilę zmienia poglądy. Najpierw twierdził, że Franciszek jest papieżem, ale trzeba mu stawiać opór. Potem wymyślił mentewakantyzm, który niewiadomo jak dokładnie zdefiniować. Potem mówił o dwóch kościołach z unią personalną i akceptował wybieranie kiedy być Franciszkowi posłusznym, a kiedy nie. Teraz mówi, że nie wiadomo, czy Bergoglio jest papieżem (a właściwie to tym tekstem sugeruje, że nim nie jest, tylko on nie ma autorytetu, aby to oficjalnie zadeklarować). Strasznie to skomplikowane, i przede wszystkim, brak w tym elementarnej logiki, oraz teologicznego porządku i ładu. 

   W następnym Komentarzu Eleison nr DCCCLXI (861) z dnia 13 stycznia 2024 r. tak jakby próbuje zrobić krok wstecz i jakoś wyjść z twarzą z sytuacji, w praktyce wracając do swoich starych błędów, rozdzielania wiary od autorytetu i krytyki sedewakantyzmu nie podpartej jak zwykle żadnymi merytorycznymi, teologicznymi argumentami, tylko standardowym, powtarzanym jak mantra od blisko pół wieku twierdzeniem że ich stanowisko ma być rzekomo „zdroworozsądkowe”: 

 Oto zaledwie szkielet bogatej argumentacji arcybiskupa Vigano – zapoznajcie się z oryginałem, aby pozwolić mu mówić za siebie – ale wystarczy, aby stwierdzić, że odżegnuje się on od publicznego „sedewakantyzmu”. Po tym jak przez znaczną część swojego dyskursu (1-4) przedstawił argumenty przeciwko temu, którego nazywa „Bergoglio”, kiedy dochodzi do punktu kulminacyjnego, w którym proponuje swoje własne rozwiązanie (5), może on sam podzielać przekonanie wielu poważnych katolików, że ten czy inny soborowy papież, poczynając gdzieś od Jana XXIII, a kończąc na Franciszku, nie był prawdziwym papieżem. Jednak to przekonanie, niezależnie od tego, jak wielu katolików je podziela, nie może stanowić oficjalnej deklaracji Kościoła, a taka deklaracja będzie musiała zostać ogłoszona, gdy tylko Matka Kościół otrząśnie się z obecnego śmiertelnego ataku modernizmu, tej trudno uleczalnej choroby umysłu.

 W międzyczasie to wyraźne zatrzymanie się arcybiskupa Vigano na drodze ku totalnemu sedewakantyzmowi jest bardzo rozsądne, ponieważ zabezpiecza w katolickim umyśle i sercu konieczną dozę szacunku dla katolickiego Autorytetu, który w przeciwnym razie mógłby całkowicie zaniknąć. Biada katolickiej Tradycji czy też Ruchowi Oporu, który straciłby cały szacunek dla katolickiego Autorytetu jako takiego, ponieważ ten Autorytet jest boski, musi powrócić i powróci z pełną mocą pewnego dnia, tak jak słońce po zaćmieniu i przed końcem świata.

   Wynika więc z tego wprost, że wg. „zdroworozsądkowego” stanowiska x. Vigano / bp. Williamsona, „katolicki Autorytet oddzielił się od katolickiej Prawdy”. Powtarza on więc po raz kolejny swoją herezję, którą głosił już wielokrotnie, i która jest kwintesencją ruchu „Uznawania i Oporu”. W oficjalnym komunikacie Stowarzyszenia z 16 lipca odpowiedziałem już na to w kilku słowach:

   W samym Komentarzu bp. Willimasona widzimy, powtórzone po raz kolejny, poważne błędy teologiczne będące bezpośrednią kontynuacją błędów abp. Lefebvra i jego fałszywej teologii. W tym tekście czytamy o "wiarołomnym Autorytecie" który występuje przeciwko Wierze, ale wg. "logiki" tzw.  "Ruchu Oporu" wciąż pozostaje "Autorytetem". Czyli, jak z tego wynika, i jak wprost pisze autor tekstu, można przeciwstawiać autorytet przeciwko wierze... Jak pisze bp. Williamson "Neo-Bractwo przedkłada Autorytet nad Prawdę (bez całkowitego porzucenia Prawdy), podczas gdy „Ruch Oporu” przedkłada Prawdę nad Autorytet (bez całkowitego porzucenia Autorytetu).". A więc, rzekomy Autorytet może głosić herezje, i wtedy MY wybieramy prawdę, bez całkowitego porzucenia "Autorytetu" (czyli, ma się rozumieć, modernistów). To nie jest teza z Cassiciacum! To jest herezja lefebryzmu w czystej postaci. To takie FSSPX - bis. Ta sama szkoła teologiczna, te same błędy... 

   Widać więc, że od tego czasu nic się nie zmieniło. Wg. bp. Williamsona można prywatnie mieć przekonanie, „że ten czy inny soborowy papież, poczynając gdzieś od Jana XXIII, a kończąc na Franciszku, nie był prawdziwym papieżem”, ale jednocześnie trzeba mieć w „sercu konieczną dozę szacunku dla katolickiego Autorytetu, który w przeciwnym razie mógłby całkowicie zaniknąć”. Tym rzekomym Autorytetem jest oczywiście ten sam papież, którego prywatnie można nie uznawać za papieża, a więc za obdarzonego autorytetem Chrystusa [sic!]. Jeśli to ma być „bardzo rozsądne” , to strach pomyśleć, co jeszcze może tkwić w umysłach bp'a Williamsona czy jemu podobnych ludzi... To nie ma nic wspólnego z logiką ani zdrowym rozsądkiem, jest to całkowicie niespójne i wewnętrznie sprzeczne stanowisko, które na poważnie może traktować tylko ktoś chory na umyśle, to jest schizofrenia duchowa level hard. Nie spodziewałem się po nim takiego odlotu...

   Dlatego dziś i jutro, w ostatni dzień Oktawy Modłów o Jedność Kościoła, módlmy się o powrót do integralnej Wiary katolickiej wszystkich błądzących, zwłaszcza zwolenników ruchu „Uznawania i Oporu”, czy to w wydaniu liberalnym, jak [neo]FSSPX , czy też radykalnym, jak tzw. Ruch Oporu z bp'em Williamsonem na czele. Prawdziwa jedność jest jednak oparta na jedności jednej Wiary, jednego, katolickiego Autorytetu, i tych samych sakramentów. Z lefebrystami obu obediencji nie łączy nas ani wspólna Wiara (bo oni nie uznają de facto prymatu i nieomylności Papieskiej) ani wspólny Autorytet, bo dla nich „autorytetem” są wciąż moderniści, nawet jeśli czysto iluzorycznym, którego jednocześnie można wg. nich prywatnie nie uznawać, wciąż będąc katolikiem... Módlmy się więc za nich, aby się nawrócili, i powrócili do prawdziwej Wiary katolickiej, katolickiego Autorytetu i Jedności katolickiego Kościoła, aby nastała jedna Owczarnia, i jeden Pasterz! Nie uprawiajmy natomiast z nimi żadnego fałszywego ekumenizmu, nie chodźmy do nich na msze, nawet jeśli są one „non una cum”, bo tak naprawdę nie możemy wiedzieć co tkwi w ich głowach, jakie mają intencje, natomiast ich publiczne stanowisko ws. obecnych pseudopapieży, Papiestwa i Autorytetu jest błędne!

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

1 komentarz:

  1. 1. Czy hierarchia Novus Ordo obrządków wschodnich (bizantyńskiego, koptyjskiego, chaldejskiego, ormiańskiego i zachodniosyryjskiego) jest ważnie wyświęcona?
    2. Czy hierarchia tzw. Asyryjskiego Kościoła Wschodu i Starożytnego Kościoła Wschodu jest ważnie wyświęcona?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.