Strony

wtorek, 24 listopada 2015

Michał Mikłaszewski: Msza Trydencka a reformy posoborowe


Na początku należałoby odpowiedzieć na pytanie, czym w ogóle jest tzw. Msza trydencka? Muszę przyznać, że to określenie jest dość niefortunne, gdyż „stygmatyzuje” ono tak naprawdę tę Mszę, sugerując, że powstała ona na Soborze Trydenckim w XVI wieku, co, jak za chwilę postaram się wykazać, jest nieprawdą. Podobnie niezbyt udanym i prawidłowym jest współcześnie wymyślone określenie „nadzwyczajna forma rytu rzymskiego”. Otóż ta Msza w rzeczywistości nie jest niczym nadzwyczajnym, wręcz przeciwnie. Jest to Msza Święta w tradycyjnym (klasycznym) rycie rzymskim. Można dla ułatwienia mówić po prostu, że jest to „stara Msza”, w przeciwieństwie do tzw. nowej mszy – czyli Novus Ordo Missae (Nowego Porządku Mszy) z 1969 r. Co wiemy o tej Mszy? Wielu być może słyszy o niej pierwszy raz, niektórzy może słyszeli coś od swoich rodziców czy też dziadków albo widzieli na starych zdjęciach lub filmach Mszę św., sprawowaną – jak to się dziś często mówi – „tyłem do ludzi” i po łacinie. Taka Msza była jednak powszechna w całym Kościele aż do końca lat 60. XX w. Znali ją dobrze nasi rodzice czy dziadowie, znały ją całe pokolenia naszych przodków, w tym większość świętych i wielkich ludzi, jakich znamy… Wypada więc powiedzieć trochę o jej historii, która jest w końcu również naszą historią.

Tradycyjny ryt rzymski powstawał na drodze organicznego rozwoju od czasów apostolskich. To samo tyczy się zresztą wszystkich tradycji liturgicznych, nie tylko łacińskiej, ale także rytów wschodnich, które również rozwinęły się już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa i do dziś pozostają praktycznie niezmienione. Doskonałym tego przykładem jest choćby Boska Liturgia św. Jana Złotoustego – główny ryt używany przez większość grekokatolików i prawosławnych. Serce Mszy św. w rycie rzymskim, słowa, które otaczają Konsekrację – czyli Kanon Rzymski – istniał w postaci zbliżonej do obecnej już w IV w., a nie podlegał właściwie żadnym zmianom od czasów św. Grzegorza Wielkiego, czyli od VI w. Dlatego tradycyjną Mszę św. nazywano często „Mszą Gregoriańską” czy też „Mszą św. Grzegorza Wielkiego” i trzeba przyznać, że to określenie jest dużo bardziej trafne niż „Msza Trydencka”. W następnych wiekach zachodziły bowiem już tylko bardzo niewielkie, wręcz kosmetyczne zmiany. M.in. w XIII wieku dodano psalm 42 (zaczynający się od słów „Przystąpię do Ołtarza Bożego”) na samym początku Mszy św., w czasie odmawianych przez kapłana wraz z ministrantem Modlitw u stopni ołtarza, oraz Ostatnią Ewangelię, którą kapłan czyta na końcu Mszy, już po udzieleniu błogosławieństwa (zazwyczaj jest to początek Ewangelii wg św. Jana). Były to więc już niewielkie zmiany, a sam Sobór Trydencki w rycie Mszy św. nie zmienił praktycznie nic. Intencją Soboru nie było bowiem zmienianie czy reforma Mszy św., a jej ochrona przed luterańską rewolucją. Jak zapewne wielu wie z historii, Sobór Trydencki został zwołany w XVI wieku jako odpowiedź na wystąpienie Marcina Lutra i ogłoszenie przez niego 95 heretyckich, antykatolickich tez na drzwiach katedry w Wittenberdze 31 października roku 1517. Wśród wielu wygłoszonych tam herezji Luter zanegował m.in. katolickie nauczanie na temat Mszy św. I właśnie temu jasno przeciwstawił się zwołany w 1545 roku Sobór Trydencki, który możemy określić początkiem Kontrreformacji – czyli walki w obronie Katolickiej Wiary.

Odpowiedzmy więc sobie na pytanie – czym tak naprawdę jest Msza św.? Otóż zgodnie z niezmiennym nauczaniem Kościoła, wyrażonym dogmatycznie na 22 sesji Soboru Trydenckiego, Msza święta jest tą samą Najświętszą Ofiarą, którą złożył Chrystus na Kalwarii. Jedyna różnica tkwi w tym, że Ofiara na Kalwarii była Ofiarą krwawą, a Ofiara Mszy jest Ofiarą bezkrwawą. Jeśli więc uczestniczymy w Najświętszej Ofierze Mszy, możemy dostąpić takich samych łask, jak byśmy stali u stóp Krzyża podczas Męki Pańskiej. Jak naucza Sobór: Jeśli ktoś twierdzi, że we Mszy św. nie składa się Bogu prawdziwej i właściwej ofiary albo że składanie ofiary nie jest niczym innym, jak podawaniem nam Chrystusa do spożycia – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych. Co to oznacza? Oznacza to, że Msza św. nie jest, jak to się dziś często powtarza, „ucztą” czy też „ucztą ofiarną”, tylko jest ona prawdziwie Ofiarą. Tą samą, którą Chrystus złożył za nas na Krzyżu. Jest ona uobecnieniem tej samej Ofiary. To właśnie zanegował Marcin Luter, który twierdził, że Msza jest jedynie pamiątką Ostatniej Wieczerzy, że jest posiłkiem i wspólnotową modlitwą, nie zaś Najświętszą Ofiarą Chrystusa, jak zawsze nauczał Kościół. To spowodowało, że koniecznością stało się nie tylko wykazanie całej katolickiej Prawdy na temat Mszy św. podczas Soboru, ale także kroki praktyczne, mające na celu ochronę rytu rzymskiego przed ewentualnymi wpływami protestantyzmu. Tym krokiem było nakazanie przez Sobór skodyfikowania i ujednolicenia jednego obrządku w całym Kościele Łacińskim. Wcześniej bowiem, przed Soborem Trydenckim, nie istniał jeden, uniwersalny ryt łaciński z jednym uniwersalnym mszałem, a było to zależne raczej od miejscowych biskupów i zwyczajów panujących w lokalnych diecezjach. Było więc na zachodzie podobnie jak w kościołach wschodnich, gdzie istnieje łącznie kilkadziesiąt różnych tradycji liturgicznych. Najczęściej są one do siebie bardzo podobne i zwykłemu laikowi ciężko je w ogóle rozróżnić. Tak też było i w Kościele Zachodnim. Istniały liczne lokalne wersje rytu łacińskiego, nieznacznie się od siebie różniące. Teraz jednak, w obliczu zagrożenia protestancką herezją, musiała zajść w tym obszarze zmiana, musiał powstać jeden uniwersalny ryt dla całego Kościoła, którego nikomu nie będzie wolno zmieniać. I tak też się stało. Na polecenie Soboru Trydenckiego skodyfikowany został ryt dotychczas obowiązujący w diecezji rzymskiej i dany całemu Kościołowi jako jedyny obowiązujący (z zastrzeżeniem, że mogą zostać zachowane także inne ryty, pod warunkiem, że mają one więcej niż 200 lat, dotyczy to więc przede wszystkim rytów wschodnich, ale i kilku innych rytów zachodnich – jak np. Rytu Dominikańskiego, czyli własnego obrządku Zakonu Dominikanów).

Tak więc Rzymski Ryt Najświętszej Ofiary Mszy – owoc wielowiekowego rozwoju – został zatwierdzony jako obowiązujący na zawsze przez Papieża św. Piusa V bullą Quo Primum w 1570 r. Bulla ta, która obowiązuje „po wsze czasy” i nigdy nie może być przez nikogo zniesiona, zezwala każdemu kapłanowi rzymskokatolickiemu na odprawianie Mszy w tradycyjnym rycie rzymskim (tzw. trydenckim), bez narażania się na jakiekolwiek kary kościelne. Święty Pius V nie opracował jednak wówczas żadnego nowego obrządku Mszy, a jedynie skodyfikował i ujednolicił obrządek istniejący od wieków.

Ponieważ św. Pius V zezwolił na odprawianie Mszy św. w tradycyjnym rycie rzymskim po wsze czasy, dlatego nazywa się ją niekiedy Mszą Świętą Wszechczasów. Określenie „Msza trydencka” lub „ryt trydencki” pochodzi więc jedynie stąd, że Papież św. Pius V wprowadził jednolity obrzęd Mszy dla całego Kościoła rzymskiego na polecenie Soboru Trydenckiego (1545-1563). Jest to określenie stosowane dopiero od lat 70. XX w., wcześniej było ono praktycznie w ogóle nie znane, gdyż mówiło się po prostu „Msza Święta” czy też „Msza w Rycie Rzymskim”, bo innej Mszy zwyczajnie nie było… Inne znane obecnie określenia stosowane na Mszę Trydencką to m.in.: Msza według rytu św. Piusa V, Msza w klasycznym rycie rzymskim, Tradycyjna Msza Łacińska itp.

Po 1570 roku kolejni papieże wprowadzali jeszcze oczywiście drobne poprawki do Mszału św. Piusa V. Polegały one głównie na tworzeniu nowych świąt (np. święto Chrystusa Króla, wprowadzone przez Papieża Piusa XI w 1925 roku), reformie kalendarza kościelnego itp. Ostatniej dużej reformy kalendarza oraz brewiarza dokonał św. Papież Pius X, a ostatnie poprawki wprowadził Papież Pius XII w 1955 r. (dotyczyły one m.in. reformy obrzędów Wielkiego Tygodnia). W 1962 pierwszą reformę mszału i kalendarza w duchu reformy soborowej przeprowadził Jan XXIII (zachowując jeszcze wtedy układ Mszy św. praktycznie niezmieniony). Tym właśnie mszałem posługuje się większość kapłanów, odprawiających współcześnie starą Mszę (m.in. tego właśnie Mszału używa Bractwo Św. Piusa X czy posiadające pełną aprobatę Watykanu Bractwo Św. Piotra). Część księży używa jednak starszej edycji mszału, która nie ma w sobie żadnych zmian od czasów reformy św. Piusa X.

Jakie są różnice pomiędzy rytem przedsoborowym (trydenckim) a rytem posoborowym (novus ordo)?

W 1969 Paweł VI wprowadził tzw. nowy obrzęd mszy (po łacinie zwany Novus Ordo Missae). W tym samym roku dwaj kardynałowie, Ottaviani i Bacci, wraz z grupą wybitnych rzymskich teologów, napisali do niego list, do którego dołączono Krótką analizę krytyczną Novus Ordo Missae”. W „Krótkiej analizie…” wskazywano na szereg wad Nowego Obrzędu Mszy, wśród których na pierwszy plan wysuwa się zaciemnianie ofiarnego charakteru Mszy św. i podkreślanie aspektu uczty i uświęcenia, co zbliża Novus Ordo Missae do nabożeństw protestanckich.

Również Alfons Maria Stickler, mianowany przez Jana Pawła II kardynałem i prefektem biblioteki watykańskiej, obecnie na emeryturze, wygłosił w 1995 w Nowym Jorku referat pt. „Atrakcyjność Mszy trydenckiej”. Kardynał Stickler w swoim referacie wskazał m.in. na szereg zalet Mszy św. w rycie tradycyjnym (trydenckim) w porównaniu z nowym rytem posoborowym:
Msza św. Piusa V, w myśl definicji dogmatycznej dotyczącej istoty Mszy św., akcentuje jej charakter ofiarny. Nowa msza natomiast podkreśla liturgię słowa i Komunię oraz wprowadza nowe tzw. modlitwy eucharystyczne, choć Kościół rzymski miał zawsze tylko jeden Kanon. Tzw. druga modlitwa eucharystyczna („Zaprawdę święty jesteś, Boże, źródło wszelkiej świętości…”), która dla swej krótkości praktycznie wyparła Kanon rzymski, nie wspomina ani razu ofiarnego charakteru Mszy św. Podczas gdy w Mszy św. Piusa V kapłan odmawia Kanon i niektóre inne modlitwy po cichu, Nowa Msza niemal cała odprawiana jest na głos.



Wiąże się z tym także nowa pozycja celebransa wobec wiernych, tzn. przodem do nich, która jest czymś zupełnie nowym w Kościele (wykazują to badania naukowe) i była dotychczas zabroniona. Zwrócenie pastora twarzą do wiernych stosuje oczywiście większość protestantów.

Tzw. Kanon Rzymski, stanowiący centrum Mszy św., w formie, jaką ma w Mszale św. Piusa V, pochodzi, według świadectwa Soboru Trydenckiego, z Tradycji apostolskiej i był zasadniczo ustalony już za Papieża św. Grzegorza Wielkiego (ok. A.D. 600), a Kościół rzymski nigdy nie miał innych kanonów. Taka, a nie inna formuła Konsekracji, jaka jest w Mszale Trydenckim, jest poświadczona jako niewymienialna już przez Papieża Innocentego III (1198-1216), św. Tomasz z Akwinu uzasadnił ją w specjalnym artykule, a Sobór Florencki (1437) explicite ją potwierdził. Ta właśnie formuła, której dosłowne i dokładne wypowiedzenie decydowało o ważności Konsekracji, została w nowej liturgii zmieniona.

Zarówno Sobór Trydencki, jak i Watykański II potwierdziły po długich dyskusjach teologiczną zasadę utrzymania języka łacińskiego w obrządku rzymskim (obydwa sobory dopuściły język narodowy jedynie w sensie wyjątku z ogólnej zasady). Zasada ta została natomiast praktycznie odrzucona przez dokonaną reformę, gdyż wyjątek stał się regułą.
To jednak jeszcze nie wszystko. Należy zastanowić się, kto był rzeczywistym autorem posoborowej reformy. Jak wiemy z powszechnie dostępnych źródeł, był nim abp. Hanibal Bugnini, oskarżony później o związki z wolnomularstwem i z tego powodu usunięty z Watykanu przez Pawła VI w 1976 r. Według niepotwierdzonych źródeł Bugnini był masonem 33 (a więc najwyższego w hierarchii) stopnia. To on był jednak w latach 1962-1965 przewodniczącym Komisji Liturgicznej Soboru Watykańskiego II, zajmującej się przygotowaniem reformy liturgicznej, a więc jej właściwym twórcą. Jakby tego było mało, w tej samej komisji, w charakterze ekspertów, znajdowało się sześciu protestanckich pastorów, którzy współpracowali w tworzeniu nowego rytu… W efekcie z „nowej mszy” usunięto wystarczająco wiele teologii katolickiej, aby protestanci, zachowując nadal niechęć dla Prawdziwego Kościoła katolickiego, mogli swobodnie używać jej tekstu. Pastor protestancki Max Thurman (konsultant reformy liturgicznej) powiedział, że owocem Nowej Mszy być może stanie się fakt, że wspólnoty niekatolickie będą mogły celebrować Wieczerzę Pańską, używając tych samych modlitw, co Kościół katolicki. „Nową mszę” przygotowano zgodnie z protestancką definicją Mszy: Wieczerza Pańska albo Msza jest świętą synaksą lub zgromadzeniem Ludu Bożego, który gromadzi się wspólnie pod przewodnictwem kapłana, aby celebrować wspomnienie Pana (Par. 7, Institutio Generalis, definiujące Nową Mszę, 6.04.1969 r.). Poza tym „nowa msza” zawiera także liczne inne błędy, niewspomniane wcześniej, a potępione przez św. Piusa V na Soborze Trydenckim (np. Msza w całości w języku narodowym, słowa Konsekracji wypowiadane na głos etc.) oraz błędy potępione przez Piusa XII (np. ołtarz w kształcie stołu – o czym przeczytać można w encyklice Mediator Dei). „Nowa msza” wiedzie do przekonania, że prawda […] może być zmieniona lub zignorowana bez popełnienia odstępstwa od depozytu doktryny, z którą święta Wiara Katolicka jest związana po wsze czasy. Reprezentuje ona uderzające odejście od katolickiej teologii Mszy, sformułowanej na XXII sesji Soboru Trydenckiego, który, ustanawiając niezmienne „kanony”, ustanowił barierę nie do pokonania dla jakichkolwiek herezji przeciwko integralności Misterium. Te cytaty, które dla niektórych mogą się wydać dość kontrowersyjne, pochodzą właśnie ze wspomnianej wcześniej przeze mnie „Krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo” autorstwa Ich Em. Księży Kard. Ottaviani’ego i Bacci’ego. W późniejszym czasie ten właśnie dokument stał się w dużej mierze podstawą walki śp. Abp. Lefebvre’a o zachowanie tradycyjnego rytu Mszy. Nie sposób jest, mówiąc o starej Mszy, nie wymienić jego nazwiska, bo był on człowiekiem, który poświęcił dla niej niewątpliwie całe swoje życie… Mimo iż Msza w rycie rzymskim nie została nigdy przez nikogo formalnie zakazana, to przez ostatnie 50 lat jej odprawianie było uniemożliwiane przez struktury posoborowego kościoła, a księża, którzy mimo wszystko starali się ją zachowywać, byli najczęściej zwalczani i prześladowani. Nie powinna więc nikogo dziwić stanowcza postawa Abp. Lefebvre’a, który w latach 70. XX w. ostro przeciwstawił się niszczeniu tego wielowiekowego dziedzictwa i rozpoczął stanowczą walkę o zachowanie tradycyjnej liturgii dla przyszłych pokoleń. I mimo iż z perspektywy czasu należy podejść do niektórych jego poglądów sceptycznie, to jednak niewątpliwie należy mu się ogromny szacunek, bo być może gdyby nie on, to dziś nikt by już nawet o tej Mszy nie pamiętał, a przeglądając stare zdjęcia czy filmy, zastanawiałby się, co one w ogóle przedstawiają…

Dziś my również powinniśmy to wielkie dziedzictwo naszej historii, kultury, tradycji oraz przede wszystkim naszej Wiary, jakim jest niewątpliwie tradycyjna Msza św., poznać, zachować i przekazać następnym pokoleniom, gdyż jest ona skarbem, na którym wychowywały się całe pokolenia świętych. Jest ona duchowym bogactwem, z którego powinniśmy czerpać, szczególnie w tych czasach, kiedy tak wiele wartości, w tym katolicka Wiara, są rozmywane i zniekształcane. Dziś bardzo często prezentuje nam się jakąś nową, „ulepszoną” wersję katolicyzmu, „katolicyzmu” otwartego na wszystko i wszystkich, „katolicyzmu”, który wyrzeka się własnej przeszłości, „katolicyzmu”, w którym ponad wszystkim ma być tylko miłosierdzie i przebaczenie, a zapomina się w nim o wierności Ewangelii i niezmiennej nauce Kościoła. Zapomina się o niezmiennych wartościach moralnych, przede wszystkim o Prawie Boskim, naturalnym oraz nadprzyrodzonym.

Ten nowy „katolicyzm” doskonale wpisuje się w nowoczesną wizję świata, w polityczną poprawność, w świat bez zasad, bez moralności, bez żadnego prawa. Niestety, bardzo często dzieje się to za pełnym przyzwoleniem czy wręcz nakazem ze strony współczesnej „hierarchii” kościelnej, która chyba zapomina, jakie jest jej powołanie. Tak było w przypadku nieszczęsnego Soboru Watykańskiego II, tak było w przypadku posoborowych reform i tak jest też dziś, gdy na tzw. Synodzie o Rodzinie, który odbywał się niedawno w Rzymie, otwarto po cichu furtkę dla rozwodników i homoseksualistów…

Niestety, to otwarcie na świat prowadzi raczej tylko do upadku katolicyzmu, a jedynym antidotum może być powrót do tego, co było „zawsze, wszędzie i w ten sam sposób” (św. Wincenty z Lerynu) – czyli do integralnej i niezmiennej Wiary Katolickiej, jaką wyznawali nasi rodzice i dziadkowie, i wszystkie pokolenia chrześcijan przez 2000 lat, do Tradycji i do Mszy Świętej Wszechczasów, o której pisano, że jest to „najpiękniejsza rzecz po tej stronie Nieba” (o. Faber).

Michał Mikłaszewski