Strony

środa, 30 stycznia 2019

Umarł król, niech żyje król! 30'lecie panowania de iure króla Francji i Nawarry, Ludwika XX

J.K.M. król Francji i Nawarry, Ludwik XX

Umarł król, niech żyje król!

Upamiętnienie 30 rocznicy panowania de iure króla Francji i Nawarry, Ludwika XX począć należy od przybliżenia okoliczności, w jakich został on władcą, choć nie dysponującym realną władzą. Życie młodego Ludwika naznaczyły dwie tragedie, które przesądziły o jego późniejszej roli. 7 lutego 1984r. jego ojciec, król Alfons II wracał z synami, Franciszkiem i Ludwikiem, z ferii zimowych spędzonych w Pirenejach. Doszło do zderzenia z ciężarówką, w wyniku którego Franciszek zmarł, a Ludwik, już jako Delfin Francji, spędził miesiąc w szpitalu.

Kolejny cios nadszedł znienacka zaledwie pięć lat później, gdy król Alfons II, narciarski mistrz z czasów studenckich, zginął tragicznie podczas zjazdu w Beaver Creek w amerykańskim stanie Kolorado. Grozę budzi sposób, w jaki prawowity władca pożegnał się
z życiem - stalowa lina odcięła mu głowę. Okoliczności nie zostały wyjaśnione po dziś dzień.

Tak oto dokładnie 30 lat temu królem został JKM Ludwik XX, mający wówczas zaledwie 15 lat. Mężnie przejął obowiązki Głowy Domu Burbonów i trwa na stanowisku, regularnie występując w obronie życia, wiary i tradycji. Jego postawa jest godna podziwu, zwłaszcza, gdy zważymy na jego sytuację – tonąca republika zdaje się go nie zauważać, a legitymizm jest zniesławiany na każdym kroku, jako że nie da się go pogodzić z postępowością.

Nieco ponad tydzień temu JKM udzielił wywiadu, w którym jedno z pytań dotyczyło tego czym dla niego oznacza bycie królem Francji? Oto odpowiedź:

„Być jak Ludwik Święty, sprawiedliwym; jak Henryk IV, zaprowadzający pokój w sercach; niczym Ludwik XIV mający poczucie wielkości kraju; tak jak Ludwik XVI potrafić ponieść ofiarę i pozostać w zgodzie z własną duszą".

Legitymizm także w Polsce spotyka się z niezrozumieniem, czy wręcz zawziętymi atakami jak ten, który niedawno przypuścił prof. A. Wielomski, dlatego też zachęcamy do lektury absorbującego artykułu Adriana Zimnego, który ukazał się na łamach Myśli Konserwatywnej, a który to stanowi skuteczny oręż.

JKM Ludwikowi XX życzymy długiego i owocnego panowania, pozbawionego tragedii na miarę tych, które Ludwik znosił w swych najmłodszych latach. Oby z Boża pomocą zasiadł na tron uciśnionej przez republikę Francji!

TG

Wywiad, z którego pochodzi cytat: https://bit.ly/2B6ojpd
Tekst A. Zimnego: https://bit.ly/2S0tFgv

wtorek, 29 stycznia 2019

100 lat temu Roman Dmowski na konferencji paryskiej zaproponował granice niepodległej Polski.


100 lat temu - 29 I 1919 - Roman Dmowski reprezentując Polskę na konferencji paryskiej, na posiedzeniu Rady Dziesięciu wygłosił 5-godzinne przemówienie (w j. pol., j.ang., j. fr.) dotyczące całości polskich granic. Linia proponowanych granic nazywana jest dzisiaj linią Dmowskiego.


Propozycja ta została niestety odrzucona, a w późniejszym okresie częściowo wycofał się z niej także sam autor, który podczas negocjacji kończących wojnę polsko-bolszewicką opowiedział się przeciwko włączeniu do Polski m.in. Mińska. Tłumaczył to chęcią budowy państwa bez mniejszości narodowych. W konsekwencji w traktacie ryskim granicę polsko-sowiecką wytyczono w odległości ok. 30 km na zachód i północ od Mińska. Obszar Polski według koncepcji Romana Dmowskiego miał wynosić ok. 447 000 km² z 33-milionową populacją.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

225 lat temu zginął Henri de la Rochejaquelein, przywódca Powstania w Wandei.


28 stycznia 1794 roku zginął w Nuaillé, w wieku 22 lat, "Achilles Wandejski" - Henri du Vergier comte de La Rochejaquelein, zw. także "Monsieur Henri". Od 20 października 1793 roku był generalissimusem Armii Katolickiej i Królewskiej. Jego słynny rozkaz wydany po wybuchu powstania w Wandei brzmiał: „Mes amis, si j'avance, suivez-moi! Si je recule, tuez-moi! Si je meurs, vengez-moi!” („Przyjaciele, jeśli pójdę naprzód, podążajcie za mną! Jeśli się wycofam, zabijcie mnie! Jeśli zginę, pomścijcie mnie!”).

R.I.P.

Śmierć Henriego de La Rochejaqueleina,
obraz autorstwa Alexandra Blocha
Vive la Vendée! Vive la France catholique! Vive le Roi!

Ks. dr Stanisław Trzeciak: Jak Żydzi zdradzali Polskę w 1920 roku


„Cud nad Wisłą” jest wielką szkołą dla Narodu i Państwa Polskiego. Wymownie nas uczy, że Polska może się opierać tylko na Polakach zjednoczonych umiłowaniem swojej Ojczyzny i złączonych silnymi węzłami narodowymi. Jest tu zarazem wielkie ostrzeżenie przed żydami, którzy bezprzykładnie, jak w żadnym państwie, łączyli się z naszym wrogiem i działali na szkodę zagrożonego naszego bytu państwowego.

Dezercja, zdrada, sianie defetyzmu wśród ludności cywilnej, w wojsku, łączenie się wprost z wrogiem przez przyłączanie się do niego z bronią na froncie lub tworzenie oddziałów wojskowych z ludności cywilnej i przechodzenie na pomoc do wroga, by walczyć przeciw wojskom naszym — oto obraz zachowania się żydów w Polsce, dźwigającej się z okowów niewoli, która miała przed sobą postawioną kwestię „być albo nie być”. Małe tylko były wyjątki.

Tu znów niech przemówią fakty i suche komunikaty Naczelnego Dowództwa: „Komunikat z dnia 18 kwietnia 1919 r. Front litewsko-białoruski: Wczorajsze walki o Lidę były uporczywe. Nieprzyjaciel zgromadził wielkie siły, starannie przygotował się do obrony i umocnił ważniejsze obiekty. Piechota nasza musiała kilkakrotnie łamać bagnetem opór wroga, zwłaszcza suwalski pułk piechoty, który wśród ciężkich walk ulicznych, biorąc dom za domem, oczyszczał miasto od nieprzyjaciela. Miejscowa ludność żydowska wspomagała bolszewików, strzelając do naszych żołnierzy”. Dodać tu należy, że kiedy wymieniony 41 pp. opuścił ze względów taktycznych czasowo Lidę, to żydzi z okien i z dachów strzelali do żołnierzy naszych, lali wrzątkiem na nich i rzucali kamieniami. Kiedy zaś później wymieniony pułk ponownie zajął miasteczko, ludność polska wskazała na kloaki, do których żydzi wrzucili siedmiu oficerów naszych, których jako ostatnio wycofujących się postrzelili, pojmali, w okrutny sposób zmasakrowali i rzucili do kloaki.

czwartek, 24 stycznia 2019

X. Rafał Trytek o tzw. "mowie nienawiści".

Warto to powiedzieć w czasach walki z tzw. "mową nienawiści", gdy nienawiść jawi się jako taki jeden absolutny grzech i błąd, tymczasem św. Paweł naucza nas, że mamy zło nienawidzić. Miłowanie Pana Boga zawiera w sobie nienawiść do grzechu. Bóg, który jest miłością, nienawidzi grzechu, Najświętsza Maryja Panna, to doskonałe naczynie łaski Bożej, doskonała wszechpośredniczka łask, nienawidzi grzechu, nienawidzi tego grzechu który jest najgorszy, jakim jest herezja, bo herezja jest nie tylko wykroczeniem w rzeczy np. cielesnej, ale jest wykroczeniem bezpośrednio sprzeciwiającym się prawdzie, jest fałszowaniem prawdy o religii, wypatrzeniem nauczania kościelnego, o tym kim jest Pan Bóg, czym są np. sakramenty. To jest najgorszy rodzaj grzechu. Winniśmy herezji jako takiej nienawidzić najbardziej, bo skutki herezji są najbardziej opłakane.”  
x. Rafał Trytek

z kazania na II Niedzielę po Objawieniu Pańskim

Nowy "biskup" FSSPX (poprzednio "biskup" Chur, Szwajcaria) - Vitus Huonder.

Tutaj widzimy nowego "biskupa" FSSPX, rozdającego "komunię św."
na rękę, podczas "światowych dni młodzieży" w Zurychu, 8 lipca 2017 r.

Nowy "biskup" Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, pan Vitus Huonder (został "wyświęcony" na "kapłana" w 1971 r. oraz "konsekrowany" na "biskupa" w 2007 r.) Na powyższym zdjęciu ze Światowych Dni Młodzieży w Zurychu, 8 lipca 2017 r., widać jak rozdaje on wówczas "komunię" na rękę podczas rytuału Pawła VI. Jest "tradycjonalistą" w stylu Ratzingera, który przyjmuje zbójecki [anty]sobór i reformę liturgiczną, od jakiegoś czasu sentymentalny sympatyk "nadzwyczajnego obrzędu".


Kto wie, czy "nowemu biskupowi" FSSPX; Huonderowi zostaną powierzone święcenia kapłańskie, jeżeli tak, to oznacza to definitywny koniec ważnych święceń kapłańskich, a co za tym idzie, innych sakramentów w FSSPX. W 1996 roku diakoni z Ecône poprosili przełożonych, aby nie zostali wyświęceni przez "biskupa" Salvadora Lazo, filipińskiego "biskupa", który wstąpił do bractwa (zmarł w 2000 r.), z powodu wątpliwości co do ważności jego konsekracji biskupiej.

Przyjęcie przez bractwo nowego "biskupa" z Novus Ordo nie powinno jednak dziwić, gdyż abp. Lefebvre zbudował FSSPX w strukturach Novus Ordo i następcy Lefebvre'a ten sam program kontynuują. Lefebvre zrobił "doświadczenie tradycji", i taki sam eksperyment ma miejsce teraz. Jest więc jasne, dlaczego Bergoglio zniósł komisję Ecclessia Dei: Novus Ordo i folklorystyczny "tradycjonalizm" to ten sam, doktrynalny modernizm. Nie ma o czym dyskutować...


Co najciekawsze Bergoglio popiera krok, który Hounder ogłosił miesiące temu w liście do wybranej grupy kapłanów. Huonder rządził w diecezji Chur przez prawie dwanaście lat. Był typowym "konserwatystą", który czasami wygłaszał "konserwatywne" oświadczenia, ale z drugiej strony rządził radykalnie liberalną diecezją, promując antykatolickich "księży" na stanowiska kierownicze, jednocześnie odsyłając dobrych księży do marginalnych parafii. Podczas jego diecezjalnego rządu prawie 15 młodych i młodszych kapłanów, wszyscy należący do katolickiego skrzydła, opuściło jego diecezję. Kiedy liberalny proboszcz pobłogosławił homoseksualne "małżeństwo" w 2015 roku, Huonder nic z tym nie zrobił. Emerytowany kapłan, który publicznie oświadczył, że żyje w konkubinacie z kobietą, mógł świętować swój kapłański jubileusz bez interwencji Hundera. Profesorowie seminarium w Chur są liberalnymi ekstremistami. Niemal wszyscy zostali wyznaczeni przez Huondera. Nic dziwnego, że kiedy Hounder przedstawił swoją emeryturę w 2017 roku, Bergoglio przedłużył jego kadencję na kolejne dwa lata...

Bergoglio popiera krok "biskupa" Hounder'a

piątek, 18 stycznia 2019

18 stycznia, święto Stolicy Świętego Piotra w Rzymie.

18 stycznia, Katedry Świętego Piotra w Rzymie. Święto ustanowione przez papieża Pawła IV w 1558 r. przeciwko błędom protestantów, którzy podważali pobyt Świętego Piotra w Rzymie.


18 STYCZNIA

Stolicy Świętego Piotra w Rzymie.

Ryt zdwojony większy.   Szaty białe.

   Już w IV wieku obchodzili chrześcijanie rzymscy 22 lutego pamiątkę pasterzowania św. Piotra w ich kościele, czcząc Apostoła jako założyciela swego Kościoła i ojca całego chrześcijaństwa. Nieraz święto wypadało podczas postu, dlatego w Galii obchodzono je 18 stycznia ; stąd dwie daty święta. Ale św. Piotr zanim przybył do Rzymu, często przebywał w Antiochii, więc powstały dwie rocznice rządów Piotrowych : w Rzymie 18 stycznia, oraz w Antiochii 22 lutego. W liturgii podkreślana jest najwyższa godność i władza księcia apostołów ; Lekcja jest zaś jakby testamentem, w którym św. Piotr wskazuje na wielkie powołanie chrześcijańskie.

Źródło: Mszał Rzymski z dodaniem nabożeństw nieszpornych, o. G. Lefebvre, Benedyktyn, 1949 r.

Katedra Św. Piotra w Bazylice na Watykanie

P.P. PIUS XI - MORTALIUM ANIMOS - ENCYKLIKA "O popieraniu prawdziwej jedności religii".

ECCLESIAE MAGISTERIUM


ENCYKLIKA OJCA ŚWIĘTEGO PIUSA XI

Mortalium animos

(z 6 stycznia 1928 roku)

O popieraniu prawdziwej jedności religii (*)

–––––––

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Arcypasterzy, którzy żyją w zgodzie i łączności ze Stolicą Apostolską.

Czcigodni Bracia, 
pozdrowienie Wam i błogosławieństwo Apostolskie!

   Dusz ludzkich może nigdy jeszcze nie przenikało tak silne pragnienie wzmocnienia i spożytkowania ku dobru wspólnemu społeczeństwa ludzkiego tych węzłów braterstwa, które nas z powodu jednego i tego samego pochodzenia i tej samej natury jak najściślej łączą, jak to, które zauważyć możemy właśnie w naszych czasach. Ponieważ narody nie mogą jeszcze w całej pełni cieszyć się dobrodziejstwami pokoju, ponieważ, przeciwnie, tu i tam odżywają dawne i powstają nowe waśnie, powodujące powstania i wojny domowe, ponieważ nadto nie udaje się rozwiązać całego szeregu spraw spornych, dotyczących spokoju i dobrobytu narodów, o ile ci, w których ręku spoczywa kierownictwo i ster państw, nie poświęcą się zgodnie temu zadaniu, łacno zrozumieć – tym bardziej, skoro nie ma różnicy zdań co do jedności rodzaju ludzkiego – dlaczego tak wiele ludzi pragnie, by w imię tego braterstwa, które obejmuje wszystkich, rozmaite narody coraz to ściślej się zespoliły.

   Coś całkiem podobnego pragną pewne koła wytworzyć w zakresie porządku, ustanowionego przez Chrystusa Pana Nowym Testamentem. Wychodząc z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkie różnice zapatrywań religijnych nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie niektórych zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego, w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii, przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.

   Niektórzy tym łatwiej dają się uwieść złudnym pozorom słuszności, gdy chodzi o popieranie jedności wszystkich chrześcijan. Czyż nie jest rzecz słuszna – wciąż się to powtarza, – ba – nawet obowiązkiem, by wszyscy, którzy wyznają imię Chrystusa, zaprzestali wzajemnych oskarżeń i raz przecie połączyli się we wspólnej miłości? Gdyż, któżby się ośmielił powiedzieć, że miłuje Chrystusa, jeśli wedle sił swoich nie stara się urzeczywistnić życzenia Chrystusa, który prosi Ojca, by Jego uczniowie byli "jedno (unum)"? (1). A czyż ten sam Chrystus nie chciał, by Jego uczniów poznawano po tym, że się wzajemnie miłują i aby tym różnili się od innych: "In hoc cognoscent omnes quia discipuli mei estis, si dilectionem habueritis ad invicem (Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli będziecie się wzajemnie miłowali)"? (2). Oby – tak dodają – wszyscy chrześcijanie byli "jedno"! Mieliby przecież większą możność przeciwstawić się zarazie bezbożności, która z dnia na dzień coraz to bardziej się rozprzestrzenia i coraz to szersze zatacza kręgi i gotowa obezwładnić Ewangelię. W ten i podobny sposób rozwodzą się ci, których nazywają wszechchrześcijanami (panchristiani). A nie chodzi tu tylko o nieliczne i odosobnione grupy. Przeciwnie, powstały całe związki i rozgałęzione stowarzyszenia, którymi zazwyczaj kierują niekatolicy, chociaż różne wiary wyznający. Poczynania te ożywione są takim zapałem, że zyskują niejednokrotnie licznych zwolenników i pod swym sztandarem zgrupowały nawet potężny zastęp katolików, których zwabiła nadzieja unii, pojednania chrześcijaństwa, co przecież zgodne jest z życzeniem Świętej Matki, Kościoła, który wszak niczego bardziej nie pragnie, jak tego, by odwołać swe zbłąkane dzieci i sprowadzić je z powrotem do swego grona. W tych nęcących i zwodniczych słowach tkwi jednak złowrogi błąd, który głęboko rozsadza fundamenty wiary katolickiej.

   Ponieważ więc sumienie Naszego Urzędu Apostolskiego każe Nam nie dopuścić do tego, by owczarnia Pana uległa zgubnym złudzeniom, odwołujemy się do Waszego zapału, Czcigodni Bracia, byście nie omieszkali zwrócić baczną uwagę na to zło, ufamy bowiem, że przy pomocy słów i listów każdego z Was łatwiej do wiernego ludu dotrą i zrozumiane będą te zasady i rozważania, które wnet tu wyłuszczymy. Tak więc katolicy dowiedzą się, co mają sądzić i jak się mają zachować wobec poczynań, zmierzających ku temu, by wszystkich, którzy mienią się chrześcijanami, w jakikolwiek sposób zespolić w jedną całość.

czwartek, 17 stycznia 2019

370 lat temu Jan II Kazimierz Waza został koronowany na Króla Polski.

Koronacja Jana Kazimierza, obraz nieznanego polskiego malarza, 1649 r.

17 stycznia 1649 roku w Katedrze na Wawelu, arcybiskup gnieźnieński i Prymas Polski J. Exc. x Bp. Maciej Łubieński koronował Jana II Kazimierza Wazę na króla Polski.

Jan Kazimierz, z Bożej łaski król Polski,
wielki książę litewski, ruski, pruski,
mazowiecki, żmudzki, inflancki, smoleński,
siewierski i czernihowski, a także dziedziczny król
Szwedów, Gotów i Wandalów
Jan II Kazimierz Waza (ur. 22 marca 1609 w Krakowie, zm. 16 grudnia 1672 w Nevers) – król Polski i wielki książę litewski w latach 1648–1668, tytularny król Szwecji do 1660 z dynastii Wazów, kardynał S. R. E. w latach 1646–1648. Syn króla Polski i Szwecji Zygmunta III Wazy i Konstancji Habsburżanki, arcyksiężniczki austriackiej. Przyrodni brat Władysława IV Wazy. Kawaler Orderu Złotego Runa. Abdykował w 1668 roku, przerywając ciągłość dynastyczną. Był ostatnim członkiem rodu Wazów, po kądzieli spokrewnionym z Jagiellonami. W 1661 roku papież Aleksander VII przyznał mu i jego następcom tytuł rex orthodoxus.

środa, 16 stycznia 2019

O błędach portalu Polonia Christiana (PCh24) wobec Kościoła i Papieży.

W lipcu, ubiegłego już roku, "na łamach portalu PCh24" ukazał się całkiem popularny artykuł pana Michała Wałacha zatytułowany "Historia upominania papieży przez wiernych". Artykuł ten w świetle historii oraz poniekąd teologii opisuje błędy i herezję poszczególnych papieży i proces ich upominania przez wiernych czy też innych członków Kościoła. Wszystko pewnie byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż żaden papież w historii Kościoła nie głosił jakiejkolwiek herezji czy błędu w wierze i sam nie uznawał żadnych błędów. Artykuł ten jest oparty na wielkim kłamstwie, jakoby papież mógł głosić błędy w wierze czy wprost herezje. Niekompetentne są także fakty historyczne. Treść tego artykułu obiektywnie jest krzywdząca dla Kościoła i Papiestwa, choć oczywiście nie można przypisywać z góry złych intencyj autorowi. 

Redaktor PCh24 pan Michał Wałach nie zna, bądź nie uznaje nauczania Soboru Watykańskiego. Nieomylne nauczanie tego Świętego Soboru jasno mówi w rozdziale IV "O nieomylnym nauczaniu biskupa Rzymu": "Ojcowie bowiem Czwartego Soboru Konstantynopolitańskiego, idąc śladem swoich poprzedników, ogłosili następujące uroczyste wyznanie: Pierwszym warunkiem zbawienia jest zachowanie reguły wiary. Skoro nie można pominąć decyzji naszego Pana Jezusa Chrystusa, mówiącego: „Ty jesteś Piotr, i na tej skale zbuduję mój Kościół”, słowa te są potwierdzone swymi skutkami, ponieważ w Stolicy Apostolskiej zawsze była wiernie zachowywana religia katolicka i publicznie podawana święta nauka. Nie chcąc więc odłączyć się od tej wiary i nauki, mamy nadzieję, że osiągniemy trwanie w jednej wspólnocie, którą głosi Stolica Apostolska, i na której opiera się trwałość integralnej i prawdziwej religii chrześcijańskiej." Pan Michał Wałach, pisząc o tym, że niektórzy Papieże błądzili w sprawach wiary czy nawet głosili herezje (ostatecznie pisze tak przynajmniej o Janie XXII) obiektywnie przeczy, świadomie lub nie, nieomylnemu nauczaniu Soboru Watykańskiego. Jeśli by było tak jak pisze pan Michał Wałach, i papieże nauczali by błędów czy herezyj to nieomylny Sobór podawałby do wierzenia katolikom kłamstwo, a to jest niemożliwe. Nieprzerwane wyznawanie wiary katolickiej i podawanie zawsze i wiernie świętej nauki to fakty, które nie dadzą się pogodzić z jednoczesnym głoszeniem żadnych błędów czy herezyj. 

Już ów fragment nauczania Soboru Watykańskiego przeczy założeniom kłamliwego artykułu pana Michała Wałacha. Prawdziwi i prawowici papieże, a o takich pan Wałach pisze, nigdy nie głosili herezyj i błędów. Ponadto prawdziwi i prawowici Papieże zawsze wiernie zachowywali religię katolicką i publicznie podawali świętą naukę. To musi wiedzieć każdy katolik i powinien wiedzieć każdy kto się za katolika uważa.

wtorek, 15 stycznia 2019

Tradycjonaliści, nieomylność i Papież. X. A. Cekada.


Tradycjonaliści, nieomylność i Papież

(1995, 2006)

KS. ANTHONY CEKADA

Ci sami ludzie, którzy wydają się posiadać władzę w Kościele
głoszą błędy i nakładają szkodliwe prawa.
Jak to pogodzić z nieomylnością?

   Jeżeli obecnie uczestniczycie regularnie w tradycyjnej łacińskiej Mszy, znaczy to, że w pewnym momencie doszliście do wniosku, że dawne doktryny i Msza były dobre i katolickie, natomiast nowa "msza" i nauczanie w jakiś sposób już takimi nie są.

   Ale (podobnie jak ja) mieliście początkowo obawy: Co jeśli tradycyjna Msza na którą uczęszczam nie jest zatwierdzona w diecezji? Czy postępuję wbrew prawowitej władzy w Kościele? Czy jestem nieposłuszny Papieżowi?

   Jest to "problemem autorytetu władzy" i wydaje się stanowić prawdziwy dylemat. Kościół uczy, że papież jest nieomylny w sprawach wiary i moralności. Co więcej, dobrzy katolicy są posłuszni prawom stanowionym przez papieża i hierarchię kościelną. Źli katolicy sami wybierają, którym prawom chcą być posłuszni. Jednak człowiek, który jednocześnie zdaje się posiadać autorytet władzy w kościelnej hierarchii nakazuje nam przyjmować "mszę" i doktryny, które niszczą Wiarę i mają inne katastrofalne skutki. Co w tej sytuacji powinien robić katolik?

Dlaczego odrzucać zmiany?

   Aby rozwiązać ten dylemat powinniśmy w pierwszym rzędzie rozważyć, co wypłoszyło nas z naszych posoborowych parafii. W większości przypadków były to albo sprzeczności z ugruntowanym tradycyjnym katolickim nauczaniem albo narastający brak poszanowania w sprawowaniu obrzędów kościelnych. Innymi słowy, natychmiast dostrzegliśmy, że pewne elementy nowej religii są złe, albo zawierają doktrynalne błędy.

   I bynajmniej nie uważaliśmy, że nasze zastrzeżenia dotyczą zwykłych zmian w rzeczach drugorzędnych. Nowe doktryny wydawały się nam raczej zmianami w samej istocie – kompromisami, zdradami, czy też jawnymi sprzecznościami w stosunku do niezmiennego katolickiego nauczania. Zaczęliśmy uznawać nową liturgię za zło – uwłaczającą, będącą profanacją Najświętszego Sakramentu, odrażającą dla katolickiej nauki, czy wręcz całkowicie destrukcyjną dla wiary milionów katolickich dusz. Te i im podobne poważne powody – a nie zwykłe błahostki – skłoniły nas do oporu i odrzucenia zmian.

   Doszedłszy do tego punktu i zdawszy sobie sprawę, że pewne oficjalne wypowiedzi i prawa pochodzące od posoborowej hierarchii zawierają błędy i zło, jesteśmy już właściwie na najlepszej drodze do rozwiązania na pozór trudnego problemu autorytetu władzy w Kościele. Zbadajmy, dlaczego.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

TJK: Nowy świecki "święty" - Paweł Adamowicz.

Paweł Adamowicz - działacz PO, obrońca LGBT, prezydent Gdańska

Obok Geremka, Bartoszewskiego i innych, pojawił się kolejny kandydat na świeckie ołtarze - Paweł Adamowicz.

Święty bez biografii.
Któremu to PO - PiS zafunduje teraz pomniki, place, obiekty, ulice z jego imieniem.

Reszta się wystraszyła, nakręcając całą tę histerię strachu. Czyżby obywatele PO odebrali ten mord jako koniec opcji niemieckiej w Gdańsku? Coś ucichli i chyba się rozglądają nerwowo za siebie o ile wychodzą jeszcze sami z domów.

Ślady pewnie prowadzą teraz do Chin i do Iranu, za pośrednictwem rodzimych "ekstremistów".

Jerzy Owisak zrozumiał chyba intencję, skoro ogłosił abdykację z królestwa WOŚP. Przecież i tak, tę jego piramidę obsługują spółki jego rodziny. Nic nie traci, a wręcz zachowa - życie.

Już nikt nie będzie pytał o aferę mieszkaniową, Amber Gold i inne sprawy, zamknięte w solidnych gdańskich szafach.

A zamiast kary śmierci za zbrodnie z premedytacją, to czeka nas malowanie asfaltu i wyborcze pokazy niemocy, impotencji i bezsilności...

Tomasz J. Kostyła

Adamowicz na przesłuchaniu komisji ws. Amber Gold

OD REDAKCJI TENETE TRADITIONES: Czy ten, który już nie żyje zadbał o swoją duszę, gdy żył? Można w to wątpić... Czy PO i PiS pójdą razem do wyborów pod hasłem: Dość Przemocy? Bardzo możliwe. Naszym zdaniem mógł to być mord polityczny, wykonany na zlecenie PO, w celu ostatecznej rozprawy z PiS'em i nie tylko wygrania tegorocznych wyborów, ale także co najmniej 8 najbliższych lat rządów. Jak to się mówi, po trupach do celu. Poświęcili jednego ze swoich za cenę władzy. Nas jednak zbytnio to nie obchodzi, gdyż nie uważamy tych ugrupowań za jakąkolwiek alternatywę. PiS = PO - jedno zło! 

niedziela, 13 stycznia 2019

Nowy biskup katolicki - J. Exc. x Bp. Merardo Loya.

Jego Excelencja x Biskup Merardo Loya.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, wczoraj, w sobotę 12 stycznia, w święto Świętej Rodziny, J. Exc. x Biskup Juan José Squetino Schattenhofer konsekrował na biskupa xiędza Merardo Loyę w mieście Guadalajara w stanie Jalisco (Meksyk). Bp. Merardo jest już drugim biskupem związanym z FSVF - Fundacją Świętego Wincentego Fereriusza. Ad multos annos!


Niech Pan Bóg błogosławi nowego xiędza Biskupa!

Poniżej prezentujemy galerię zdjęć z konsekracji biskupiej:

piątek, 11 stycznia 2019

Wielka Schizma Zachodnia (1378–1415) - Podręczna Encyklopedia Kościelna - x. Andrzej Wyrzykowski


Wielka Schizma Zachodnia (1378–1415)

KS. ANDRZEJ WYRZYKOWSKI

   Po śmierci Grzegorza XI z 23 kardynałów 7 było nieobecnych: z tych 1 przebywał w Toskanii, a 6 Francuzów w Awinionie. Pozostałych 16 kardynałów udało się do konklawe. Z tych 11 było Francuzów, 4 Wło­chów i 1 Hiszpan. Francuzi, stanowiący większość kolegium, byli rozdarci na dwa stronnictwa. Limousins, którzy w cza­sie pobytu papieży w Awinionie największy wpływ wywierali, chcieli przez odpowie­dni wybór papieża ten wpływ jeszcze utrwa­lić. Reszta należała do opozycji.

   Podczas konklawe tłumy ludu, obawiając się wyboru Francuza, który zostawszy papieżem, mógłby wyjechać do Awinionu i porzucić Rzym na pastwę szar­piących się wzajemnie stronnictw, stawa­ły przed konklawe, wołając, że chcą mieć papieża rzymianina, albo przynajmniej Wło­cha. Część tłumu wdarła się nawet do konklawe. Takie same żądanie przedsta­wili kardynałom reprezentanci poważniejszej części mieszczaństwa.

   Z obawy przed rozruchami kardynałowie przy­spieszyli elekcję. Wybór padł na arcybiskupa z Bari, Bartłomieja z Prignano, z uro­dzenia Włocha, z usposobienia na poły Francuza. Działo się to w chwili, gdy tłumy zgromadzone przed konklawe bez ustanku wykrzykiwały: "Romano volemo". Ponieważ jednak elekta nie było w Rzymie, więc powstrzymano się na razie od ogłoszenia rezultatu wyborów. Tymczasem pomiędzy tłumem rozeszła się wieść, że papieżem został nielubiany przez rzymian kardynał Jan de Bar, Limou­sin. Podniecony tłum wdarł się do kon­klawe, a wystraszeni kardynałowie podsunęli mu cieszącego się powszechną sympatią kardynała Tebaldeski. Lud porwał go natych­miast, chcąc go intronizować, i sędziwe­mu kardynałowi ledwo się udało wytłumaczyć, że to nie on jest papieżem, lecz arcybiskup Ba­ri "Dominus Barensis". Lud dowiedziaw­szy się nareszcie prawdy, spokojnie rozeszedł się do domów. Tymczasem kardynałowie pochowali się gdzie mogli: 6 na zamku św. Anioła, 5 w swoich domach na mie­ście, a 4 uciekło nawet poza miasto.

   Na drugi dzień (9-go czerwca) gdy elekt przybył do Rzymu odbyła się koronacja i intronizacja. Nowoobrany papież przybrał imię Urbana VI (1378 – 1389). Wszyscy kardynałowie uznawali Urbana VI za prawowitego papieża i to nie tylko w wystąpieniach publicznych, lecz także w listach prywatnych, kiedy nie było potrzeby ukrywać się ze swym przekonaniem. Za­wiadomiono też o wyborze kardynałów pozo­stałych w Awinionie, którzy również uznali Urbana VI i rozkazali komendanto­wi zamku św. Anioła, aby klucze od zam­ku wydał nowemu papieżowi. Jednym sło­wem nikt nie wątpił o ważności wyboru Urbana VI.

   Niestety nowy papież swym nietaktownym postępowaniem wkrótce zraził do siebie wszystkich. Widział on wiele niewłaści­wości w życiu kościelnym i słusznie powstał przeciwko zbytkownemu życiu kardynałów, symonii, opuszczaniu diecezji przez biskupów, czynił to jednak w sposób nadzwyczaj szorstki, nie licząc się z tym, że kardynałowie przyzwyczajeni do wspaniałości dworu awiniońskiego z najżywszą niechęcią mieszkali w Rzymie, gdzie po 70-letnim opuszczeniu trudno było o odpowiednie mieszkanie, a lud niespokojny ciągłymi rozruchami zagrażał. Niebawem też za­czynają obiegać Rzym głuche wieści o ja­kichś tajemnych naradach kardynałów, o listach, o nieważności wyborów itp. Już w połowie maja opuścili papieża wszyscy kardynałowie nie Włosi. Poparcie znaleźli we Francji. Rząd francuski był wielce niezadowolony z przeniesienia Stolicy Apostolskiej do Rzymu. Ma­jąc bowiem papieża w Awinionie, mógł z nie­go wymuszać najrozmaitsze przywileje opłacające się zarówno pod względem politycznym jak i finansowym. Karol V przyobiecał opornym kardynałom, że w razie potrzeby przerwie wojnę z Anglią, a im dostarczy pomocy. Próby pojednania przedsięwzięte przez kardynałów włoskich, jak również listy św. Katarzyny Sieneńskiej pozostały bez skutku. Na próżno również kardynał Tebaldeski na śmiertelnym łożu (umarł 7 sierpnia) na swój siwy włos i na sąd Boży, przed którym niebawem miał sta­nąć, przysięgał, że Urban VI był ważnie wybrany. Czego nie zdołała dokonać przewrotność kardynałów francuskich, to swoją gwałtownością przyspieszył sam Urban VI. 15 sierpnia trzej pozostali kardynałowie Włosi prze­chodzą na stronę Francuzów, a 20 września 1378 r. w Fondi zbuntowani kardynałowie wy­bierają antypapieża w osobie Roberta hr. z Genewy, który przybrał imię Klemen­sa VII (1378 – 1394). Do dnia dzisiej­szego w katedrze w Fondi pokazują fotel marmurowy z XIV w., na którym miała się odbyć intronizacja Klemensa. W tymże kościele znajduje się fresk przedsta­wiający Madonnę z Dzieciątkiem, a u Jej stóp klęczącego Klemensa VII.

   Francja przyjęła obiór antypapieża z radością; ogół wiernych, nie doceniając na razie wielkości klęski – obojętnie. Jednostki przecież pobożniejsze lub głę­biej patrzące nie posiadały się z oburze­nia, przeklinano kardynałów, nazywano ich diabłami, a antypapieża antychrystem. Chrześcijaństwo zachodnie podzieliło się na dwa obozy – "obediencje". Niemcy, Węgry, Polska, Anglia, Szwecja, Flandria i Wło­chy północne pozostały wiernymi Urba­nowi; Francja, Neapol, Norwegia, Dania, Portugalia, Kastylia, a w jakiś czas po­tem i Aragonia oświadczyły się za antypapieżem. Niebawem jednak rozdwojenie sięgnęło głębiej i w każdym kraju, w ka­żdym zakonie, w diecezjach, a nieraz nawet i w rodzinach tworzyły się partie "urbanistów" i "klementynów", wzajem­nie się zwalczając, a często zmieniając obediencję stosownie do chwilowego interesu.

   Urban VI po wybuchu schizmy stworzył sobie nowe kolegium kardynalskie. Ufny w prawość swego wyboru z nikim się nie liczył i sposobu swego postępowania nie zmienił. Toteż, jakkolwiek udało mu się pozyskać Neapol, położenie jego nie poprawiło się, gdyż kardynałowie kreowani przezeń już po schizmie nie mieli doń przy­wiązania, a paru nawet go opuściło.

   W daleko lepszym był położeniu Kle­mens VII. Przy nim stali starzy kardynałowie jeszcze z czasów Grzegorza XI; miał też dar ujmowania sobie ludzi i był protek­torem sztuk pięknych. Nie mało powa­gi zyskał przez Piotra Luksemburskie­go, który umarł "in odore sanctitatis", a cuda jakie się nad jego grobem działy, klementyni uważali za dowód słu­szności swej sprawy. Lud francuski przyjął Klemensa VII zrazu obojętnie; uniwersytet paryski nawet niechętnie. Do­piero dzięki poparciu Karola V antypapież pozyskał zupełne uznanie we Fran­cji. Odwdzięczył się też królowi, nada­jąc mu nadzwyczajne przywileje w za­rządzie Kościoła.

   Nieoczekiwana, w skutkach swych zgu­bna i na długo zapowiadająca się schizma poczęła wreszcie niepokoić świat kato­licki. Ale jak ją usunąć? Takiego zadania mógłby się podjąć chyba tylko sobór powszechny. Tę myśl rzucił pierwszy kanclerz uniwersytetu paryskiego, Henryk von Langenstein w pismach: Epistola pacis i Consilium pacis. Za soborem oświadczyli się również kardynałowie Włosi i uniwersytet paryski. Król Jan Kastylijski na­wiązał w tej sprawie układy z królem francuskim Karolem V, a następnie z ksią­żętami niemieckimi. W 1387 r. zbioro­we poselstwo udało się do Urbana VI z propozycją zwołania soboru. Papież je­dnak o soborze ani słuchać nie chciał, uważał się bowiem za jedynego legalne­go naczelnika Chrześcijaństwa.

   Gdy 1389 r. 15 października umarł Urban VI, na dworze antypapieża poczęła się budzić nadzieja, że kardynałowie rzymscy, aby już na­reszcie zakończyć opłakaną schizmę wybiorą Klemensa VII. Tymczasem kardynałowie rzym­scy wybrali Piotra Tomacelli, który przy­brał imię Bonifacego IX (1389 – 1404). Myślał on usunąć schizmę drogą układów i do prowadzenia ich upoważnił Stefana księcia bawarskiego, niewiadomo jednak z jakim rezultatem.

   Usunąć opłakaną schizmę stało się jedynym pragnieniem świata katolickiego. Nie­zmordowanie pracował nad tym uniwersytet paryski; w uniwersytecie zaś największymi wpływami cieszyli się: Piotr d'Ailly, Jan Charlier, od miejsca urodzenia zwany Ger­sonem, Mikołaj Clemanges i Henryk Lan­genstein. Uniwersytet korzystając z posel­stwa Bonifacego IX do Karola V, do współki z duchowieństwem Paryża po­czął urządzać (od stycznia 1393 r.) procesje na ubłaganie jedności Kościoła. Procesje te, w których brało udział wielkie mnóstwo ludu, a nawet i dwór, były po­wodem, że i zacięty Klemens VII naka­zał w Awinionie uroczyste modły o usu­nięcie schizmy. Wreszcie pozyskał uniwersytet od króla upoważnienie do udzielenia swej rady w sprawie schizmy.

   Zwołano wielkie zgromadzenie wszyst­kich członków uniwersytetu i poddano spra­wę pod głosowanie (dnia 25 stycznia 1393 r.). Na podstawie tego głosowania Mikołaj de Clemanges ułożył memoriał do króla, w którym podaje trzy sposoby usunięcia schizmy. 1) "Via cessionis" tj. żeby obaj papieże zrzekli się swych godności. 2) "Via compromissi" tj. żeby papieże wybrali sę­dziów polubownych, a ten, który na mo­cy wyroku będzie uznanym za nielegalnego, aby ustąpił. 3) "Via concilii" tj. żeby sobór powszechny zwołać.

   Gdy Klemens VII dowiedział się o tym memoriale, poruszył wszystkie sprężyny, aby jego wykonaniu przeszkodzić. Dzię­ki to jego zabiegom król zabronił uniwersytetowi zajmować się tą sprawą.

   Gdy jednak Klemens VII umarł 16 listopada 1394 r. sprawa jedności Kościoła sama przez się narzuciła się uwadze chrześcijaństwa. A więc zarówno dwór jak i uniwersytet zażą­dali od kardynałów awiniońskich, aby w celu umożliwienia tej jedności powstrzymali się od wyboru następcy. Kardynałowie jednak nie poddali się dyrektywie, lecz, zobo­wiązawszy się ze względu na opinię pu­bliczną, że ten, który będzie obrany, zrzecze się godności papieskiej, jeśli tego będzie potrzeba dla jedności Kościoła, wybrali no­wego antypapieża, Piotra de Luna (1394 – 1417), który przybrał imię Benedykta XIII (a). Przy intronizacji powtórzył on przysię­gę, że zrzecze się godności, jeśli więk­szość kardynałów uzna to za konieczne. O tym, co zaszło zawiadomiono uniwersytet i dwór paryski, a poselstwo antypapieża gorąco za­pewniało wszystkich, że Benedyktowi nic tak na sercu nie leży jak jedność Kościoła. Nikt jednak nie dawał wiary tak gołosłownym zapewnieniom. W lutym więc 1395 r. pod prezydencją łacińskie­go patriarchy aleksandryjskiego odbyło się pierwsze wielkie zgromadzenie ducho­wieństwa francuskiego w celu obmyślenia środków dla przywrócenia jedności Kościoła. Benedykt przedstawił nowy plan pojednania: "via conventionis", polegają­cy na tym, żeby sprawę schizmy pozostawić wzajemnej ugodzie papieży. Zgromadzenie jednak uznało ten projekt za nieodpowie­dni i obstawało przy trzech opracowa­nych poprzednio przez uniwersytet, a za najpewniejszy uznało "via cessionis". Wysłano więc wielkie poselstwo do Awinionu, z odpowiednimi instrukcjami. Poselstwo 22 maja przedstawiło Benedy­ktowi pragnienie kleru francuskiego, lecz Benedykt upornie obstawał przy swoim planie. Poselstwo więc wróciło z niczym do Paryża.

Małżeństwo. Problemy z nowymi sakramentami. X. Rama P. Coomaraswamy.

OD RED. TENETE TRADITIONES: W związku z co najmniej dziwnymi teoriami na temat małżeństwa, które pojawiły się na pewnej stronie internetowej, dotąd związanej z ruchem sedevacante, nie opartymi na teologii katolickiej ani obowiązującym w Kościele katolickim Kodexie Prawa Kanonicznego z 1917 r., tylko na modernistycznym "kodexie" Karola Wojtyły z 1983 r. który obowiązuje w religii Novus Ordo, pragniemy przypomnieć zdezorientowanym czytelnikom katolicką naukę o Sakramencie Małżeństwa, jego warunkach i przeszkodach. 


PROBLEMY Z NOWYMI SAKRAMENTAMI (*)

Rozdział VII

Małżeństwo

KS. RAMA P. COOMARASWAMY

   Unieważnienie Sakramentu Małżeństwa jest praktycznie niemożliwe jeśli tylko obie zaangażowane strony posiadają prawidłową intencję. Dzieje się tak gdyż, jak to oświadczył Sobór Florencki "przyczyną sprawczą małżeństwa (tj. jako Sakramentu) jest w zwyczajnych warunkach wzajemna zgoda wyrażona słowami w chwili jego zawierania". Pius IX nauczał, że "wśród chrześcijan nie może być małżeństwa [zakładając istnienie właściwej intencji], które by jednocześnie nie było Sakramentem... w związku z tym Sakrament nie może być nigdy oddzielony od ugody małżeńskiej" (Alokucja z 27 września 1852). [podkr. od red. Tenete Traditiones]

   Według takich autorów jak: Pohle-Preuss, Bellarmin, Suarez, Sanchez i innych teologów dorównujących im autorytetem, "zarówno materia jak i forma Sakramentu zawarte są w samej ugodzie małżeńskiej będąc słowami zgody wypowiadanymi przez strony zawierające umowę lub używane znaki przyzwolenia. Słowa albo znaki stanowią materię Sakramentu o ile oznaczają wzajemne poddanie sobie ciał (traditio) oraz jego formę o ile oznaczają akceptację (acceptio) tegoż" (1).

   Upraszczając nieco tę kwestię można stwierdzić, że materią Sakramentu jest obopólna zgoda stron zawierających umowę na wzajemne oddanie się sobie (ugoda) natomiast formą jest zgoda wyrażona słowami w chwili jego zawierania. Jest to zgodne z nauczaniem św. Tomasza z Akwinu, iż "formą tego sakramentu są słowa ślubowania, wyrażające zgodę nowożeńców na małżeństwo, a nie błogosławieństwo kapłańskie, które należy do tzw. sakramentaliów" (2). (Ugoda jako taka jest nierozróżnialna od słów zgody).

   Jaka jest zatem rola kapłana? Według Pohle-Preussa "strony zawierające ugodę małżeńską udzielają sobie wzajemnie Sakramentu. Kapłan jest tylko wykonawcą (okolicznościowej) uroczystości oraz przedstawicielem i głównym oficjalnym świadkiem Kościoła. Wyjaśnia to dlaczego jego obecność jest wymagana prawem kanonicznym".

   Istnieją cztery warunki ważności. Nowożeńcy muszą być ochrzczeni, muszą być różnych płci, nie może być żadnej przeszkody unieważniającej małżeństwo (jak np. poprzednie ważne małżeństwo [Katechizm Rzymsko-katolicki podaje także: pokrewieństwo i powinowactwo aż do czwartego stopnia włącznie, duchowne pokrewieństwo, religia niechrześcijańska jednej lub drugiej osoby - przyp. od red. Tenete Trad.]) oraz muszą mieć intencję uczynienia tego, co czyni Kościół – tzn. zawarcia małżeństwa chrześcijańskiego. (Zazwyczaj małżeństwo musi być uroczyście zawarte przed kapłanem – jednakże jeżeli nie ma dostępu do kapłana i jest mało prawdopodobne by w długim okresie czasu taki kapłan był dostępny (jak się to zdarza na przykład w pewnych częściach Meksyku), to małżeństwo można zawrzeć bez niego, chociaż musi być uroczyście dopełnione jak tylko kapłan będzie dostępny).

   Właściwa intencja jest oczywiście wymagana od obu stron przyjmujących ten Sakrament. Intencja ta może być domyślna, jednakże nie może być intencji przeciwnej. Ważna ugoda małżeńska musi być "aż śmierć nas nie rozdzieli", musi uwzględniać podstawowy cel małżeństwa jakim jest zrodzenie potomstwa i wychowanie ich w wierze (3).

MAŁŻEŃSTWO POSOBOROWE

   Ograniczone ramy tego artykułu nie pozwalają na dogłębne rozważenie nowego nauczania o naturze małżeństwa. Zniesione zostały jednakże dwie fundamentalne zasady o doniosłości wystarczającej do tego by można było mówić, iż prawdopodobnie wypaczają ugodę małżeńską, a przez to wykluczają sakramentalną naturę związku. Co więcej, posoborowy szafarz (przewodniczący, kapłan?) musi poinformować o tych zmianach osoby mające zawrzeć związek małżeński zarówno przed jak i w czasie ceremonii (4).

1) HIERACHICZNA NATURA MAŁŻEŃSTWA

   Z piątego rozdziału listu do Efezjan jasno wynika, że małżeństwo jest strukturą hierarchiczną. Św. Paweł wyraźnie uczy, że małżonkowie powinni być "ulegli jedni drugim w bojaźni Chrystusowej". I dalej naucza: "Żony niech będą poddane swoim mężom jak Panu, ponieważ mąż jest głową żony, jak Chrystus jest głową Kościoła... jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony swoim mężom we wszystkim" (5). Ta zasada jest powtarzana niezliczoną ilość razy zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie; zbiega się to z nauką św. Piotra, który mówi "podobnie i żony niech będą poddane mężom swoim" (1 Piotr. III, 1). Również papieże wielokrotnie potwierdzali tę zasadę. Papież Pius XI uważał podległość żony wobec męża za fundamentalne prawo rodziny, ustanowione i utwierdzone przez Boga. Papież Pius XII zwrócił uwagę, że "przywrócenie hierarchii w rodzinie, czegoś tak niezbędnego dla jej jedności jak również dla jej szczęścia i wielkości było jednym z największych przedsięwzięć chrześcijaństwa, od dnia gdy Chrystus ogłosił przed faryzeuszami i ludźmi: «co Bóg złączył, człowiek niech nie waży się rozłączyć»".

   Nauczanie nowego Rzymu widać najpierw w konstytucji pastoralnej Gaudium et spes (uznanej przez Pawła VI za najwyższą formę zwyczajnego magisterium): "jak bowiem niegdyś Bóg wyszedł naprzeciw swemu ludowi z przymierzem miłości i wierności, tak teraz Zbawca ludzi i Oblubieniec Kościoła wychodzi naprzeciw chrześcijańskich małżonków przez sakrament małżeństwa. I pozostaje z nimi nadal po to, aby tak, jak On umiłował Kościół i wydał zań Siebie samego, również małżonkowie przez obopólne oddanie się sobie miłowali się wzajemnie w trwałej wierności". Oto mamy tu nauczanie do mieszkańców Efezu wydatnie okrojone. Wzięto z niego tylko to co jest przyjemne – a mianowicie "miłość". Podległość żon i odpowiadającą temu podległość Kościoła wobec jego Głowy po prostu pominięto. Wzorując się na tym stwierdzeniu Synod w Würzburgu oświadczył w 1975 roku, że małżonkowie powinni być postrzegani jako partnerzy oraz że "skorygowany został podział ról między mężem i żoną, który miał silnie patriarchalny charakter".

   Jest to również treść nauczania Jana Pawła II uważającego, że miłość tworzy równość. W swoim liście apostolskim Familiaris consortio wydanym w 1981 roku uczy, że "należy przede wszystkim podkreślić godność i odpowiedzialność kobiety, równe godności i odpowiedzialności mężczyzny... Stwarzając człowieka «mężczyzną i niewiastą» Bóg obdarza godnością osobową w równej mierze mężczyznę i kobietę, ubogacając ich w niezbywalne prawa i odpowiedzialne zadania właściwe osobie ludzkiej". Te same "odpowiedzialne zadania" mężczyzny i kobiety wykluczają męża jako głowę rodziny. Nawet jeszcze wyraźniej przedstawiono to w Karcie Praw Rodziny ogłoszonej przez Rzym w 1983 roku, w której stwierdza się, że "mąż i żona mają w małżeństwie tę samą godność i równe prawa". I jeszcze, w oświadczeniu opublikowanym w L'Osservatore Romano Jan Paweł II tłumaczy Pawłowy nakaz tym, że "autor [święty Paweł] nie waha się przyjąć tych idei, jakie były właściwe współczesnej umysłowości oraz formom jej wyrażania... Dzisiaj nasze odczucia są naturalnie odmienne, inna jest też nasza umysłowość i zwyczaje oraz inna jest wreszcie pozycja społeczna kobiety w odniesieniu do mężczyzny" (6). Wszystko to jest czymś bardzo odległym od oświadczenia niemieckich biskupów z 1953 roku:
"Każdy, kto z zasady neguje odpowiedzialność męża i ojca jako głowy kobiety i rodziny stawia się w opozycji do Ewangelii i nauki Kościoła" (7).
2) ZMIANY VATICANUM II W NAUCE DE FIDE O MAŁŻEŃSTWIE

   Druga zasadnicza zmiana w teologii małżeństwa dotyczy dwóch celów małżeństwa. Nauka de fide tradycyjnego Kościoła brzmi:
"«Pierwszorzędnym celem małżeństwa jest rodzenie i wychowanie potomstwa; drugorzędnym zaś – wzajemna pomoc i zaspokojenie (tłumaczone również "jako remedium dla") pożądliwości» (a). Drugi cel jest całkowicie podporządkowany pierwszemu".
   Stwierdzenie, że jest to nauka de fide (8), oznacza tyle, iż katolicy muszą uznać to za prawdę. Jednakże Vaticanum II stawia katolickich małżonków na stanowisku nie do utrzymania, ponieważ z tą samą powagą naucza, że obydwa cele małżeństwa są równe a do tego wymienia drugorzędny cel przed pierwszorzędnym (9). Zgodnie z tradycyjnym nauczaniem, małżonkowie, w których miłość z jakiejś przyczyny oziębła, nadal pozostają razem przez wzgląd na dzieci. Obecnie, gdy pierwszy wymieniony cel małżeństwa już się nie ostał to rozwód albo separacja są usprawiedliwione. Rodzenie i wychowanie dzieci już nie jest na pierwszym miejscu. I aby jeszcze bardziej ułatwić możliwość rozwodu, jednym z nowych, posoborowych oznak dopuszczonych przez Rotę (trybunał małżeński) jest "psychologiczna niedojrzałość". Zbytecznie dodawać, że tylko święty nie jest psychologicznie niedojrzały. [podkr. od red. Tenete Trad.]

Królowie Francji od świętokradczego mordu w dniu 21 I. 1793 r. na osobie Ludwika XVI do naszych dni.

Prof. JACEK BARTYZEL

DYNASTIA BOURBONÓW
(Robertyng-Capet-Bourbon)
Zbliża się smutna rocznica zamordowania przez rewolucjonistów arcychrześcijańskiego króla Francji Ludwika XVI. Opłakując Króla-Męczennika warto przy tej okazji przypomnieć kim są jego sukcesorzy, już to panujący faktycznie, już to posiadający niezbity tytuł do panowania.

1. Drugi syn Ludwika XVI, Louis-Charles de Bourbon, duc de Normandie, ur. 27 marca 1785 roku w Wersalu, od 21 stycznia 1793 roku król de iure LUDWIK XVII, więziony w Temple, a następnie oddany “na wychowanie” szewcowi Simonowi, który go maltretował i głodził, zmarł z wycieńczenia 8 czerwca 1795 roku. Nigdy nie panował.

2. Stryj tegoż, Louis Stanislas Xavier de Bourbon, comte de Provence, ur. 17 listopada 1755 roku w Wersalu, od 8 czerwca 1795 roku król de iure LUDWIK XVIII, po wieloletniej tułaczce na obczyźnie (Bruksela, Koblencja, Westfalia, Wenecja, Warszawa, Szwecja, Kurlandia) powrócił na tron przodków 6 kwietnia 1814 roku i (z przerwą na “Sto Dni” uzurpatora Bonapartego, 24 marca - 7 lipca 1815) panował aż do śmierci. Zmarł bezpotomnie 16 września 1824 roku w Paryżu.

3. Brat tegoż, Charles-Philippe de Bourbon, comte d’Artois, ur. 9 października 1757 roku w Wersalu, od 16 września 1824 roku król de iure i de facto KAROL X, ukoronowany w Reims 29 maja 1825 roku (ostatnia, jak dotąd, w dziejach monarchii francuskiej, koronacja), obalony przez rewolucję lipcową i zmuszony do abdykacji (nieważnej z mocy praw fundamentalnych) 2 sierpnia 1830 roku, odtąd na wygnaniu (Holyrood w Szkocji, Praga czeska, Gorycja w austriackiej Słowenii), zmarł na cholerę 6 listopada 1836 roku w Gorycji, gdzie został pochowany w tamtejszym kościele kapucynów.

4. Syn tegoż, Louis-Antoine de Bourbon et d’Artois, duc d’Angoulême, ur. 6 sierpnia 1775 roku w Wersalu, od 16 września 1824 roku delfin Francji, podczas rewolucji lipcowej zmuszony do abdykacji (nieważnej z mocy praw fundamentalnych) na rzecz swojego nieletniego bratanka, hr. d’Artois, 2 sierpnia 1830 roku, odtąd na wygnaniu wraz z ojcem, od 6 listopada 1836 roku król de iure LUDWIK XIX, zmarł 3 czerwca 1844 roku w Gorycji, gdzie został pochowany w tamtejszym kościele kapucynów.

czwartek, 10 stycznia 2019

W obronie Prawdy katolickiej! Przeciw błędom "teologa" [nie]katolickiego - Dariusza Olewińskiego.

Papież Św. Grzegorz VII, autor sławnego
dokumentu broniącego nauki katolickiej
o Prymacie i Nieomylności Papieża -
"Dictatus Papae"
Nie zajmowałem się dotąd postacią dość szeroko znaną w ogólnie pojętym "środowisku tradycjonalistycznym" w Polsce, podającą się za "teologa katolickiego", oraz "kapłana katolickiego" i prowadzącego stronę o nazwie "Teolog katolicki odpowiada", czyli niejakiego Dariusza Olewińskiego. Uznawałem to za zbyteczne, gdyż niejaki "teolog katolicki" jak powszechnie wiadomo, nie jest teologiem Świętej Teologii Katolickiej, lecz "teologiem" modernistycznym, "teologiem" nowej religii Novus Ordo, podobnie jak nie jest on Kapłanem katolickim, tylko "kapłanem" modernistycznego Neokościoła (sam o sobie pisze on, że jest inkardynowany w Archidiecezji Wiedeńskiej, a więc należy do oficjalnych struktur "kościoła" posoborowego). Tytuł "doktora teologii" przyznano mu w soborowej religii na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego "Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary", znanego modernistę, "kardynała" Novus Ordo Gerharda Müllera. Pan Olewiński ukończył modernistyczne seminarium duchowne i przyjął "święcenia kapłańskie" w nowym rycie, udzielone przez nieważnie konsekrowanego "biskupa" Novus Ordo, a więc z całą pewnością nie jest on w ogóle ważnie wyświęconym xiędzem, a już na pewno nie jest on Kapłanem Kościoła katolickiego. Nie krytykowałem go jednak aż dotąd publicznie, także z tego względu, że nie raz zdarzało mu się robić kawał dobrej pracy, w obalaniu błędów modernistycznych, jak również błędów niektórych ruchów i środowisk "tradycjonalistycznych" (zwłaszcza mam tu na myśli tzw. "tradiprzebierańców" [określenie D.O.], czyli zwykłych modernistów ubierających się w stare szaty i to wbrew wszelkim rubrykom. Jednak sam Olewiński także jest w istocie zwykłym "tradiprzebierańcem", gdyż nie posiada ważnych święceń, a więc nie sprawuje żadnych ważnych obrzędów liturgicznych).

Dziś jednak pan Olewiński jasno opowiedział się po stronie herezji koncyliaryzmu, atakując mój tekst, który napisałem wczoraj (czytaj tutaj - link), z identycznych antykatolickich pozycji "teologicznych", co sami autorzy tego ohydnego tekstu (wcześniej robił to już w różnych komentarzach ale nigdy nie w tak bezpośredni i otwarty sposób). Olewiński nie odniósł się wcale do oczywistego oszustwa zawartego w tekście, natomiast zarzucił mi rzekome błędy poznawcze i braki w wiedzy, oraz wyłożył po raz kolejny swoją teorię, o rzekomej możliwości potępienia Papieża przez Kościół, rozumiany jako "kolegium biskupów". Następnie Olewiński usunął moje komentarze, w których starałem się zwrócić mu uwagę, że popełnia i głosi błąd teologiczny tzw. koncyliaryzmu, rozpowszechniony w Kościele w XIV i XV wieku, w następstwie wielkiej schizmy zachodniej, i częściowo uznany i wprowadzony przez (de facto schizmatyckie, bo zwołane przez schizmatyków, i następnie częściowo tylko uznane przez Kościół Rzymski) sobory w Pizie (1409) i Konstancji (1414-1418), oraz wprost heretycki i nieważny sobór w Bazylei (1431, Papież Eugeniusz IV ogłosił nieważność soboru i 8 sierpnia 1438 zwołał nowy sobór w Ferrarze). Koncyliaryzm to heretycka doktryna twierdząca, że sobory powszechne są najwyższą władzą Kościoła, mającą nawet władzę sędziowską nad Papieżem. Praktycznie taką samą naukę w posoborowym "kościele" wprowadził tzw. kolegializm, czyli twierdzenie heretyckiego i nieważnego soboru Vatican. II, jakoby kolegium biskupów, obradujące pod przewodnictwem papieża, miało sprawować w pełni i powszechnie władzę nad całym Kościołem, a więc mieć de facto taką samą władzę w Kościele co sam Papież (a więc mogło by go osądzić / ogłosić heretykiem / zdjąć z urzędu). Jest to w zasadzie ta sama herezja koncyliaryzmu, nazywana tutaj przez modernistów "kolegialnością biskupów", i także tą herezje głosi pan Olewiński. Po kilkukrotnym usunięciu moich komentarzy (bez żadnej odpowiedzi) pan Olewiński zablokował mi możliwość komentowania na jego pseudokatolickiej grupie "Katolicy normalni". Zachowuje się więc dokładnie w ten sam sposób jak autorzy wspomnianego w moim wczorajszym tekście kłamstwa i oszustwa, co stawia go z nimi na równym poziomie. Pan Olewiński nie chciał prowadzić merytorycznej dyskusji, nie potrafił w żaden sposób odnieść się do stawianych mu zarzutów, więc wolał uniemożliwić mi stawiania niewygodnych dla niego wniosków. Jak widać "gdy fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów".

środa, 9 stycznia 2019

O kłamstwie i herezji "potępienia Papieża przez Sobór Powszechny" i jej szerzycielach.

Od pewnego czasu można zauważyć forsowanie przez różne środowiska czy osoby (w tym uchodzące w środowisku tradi za autorytety, podające się za "katolickich teologów", osoby duchowne etc.) dziwnej i w istocie heretyckiej tezy, wg. której Sobór Powszechny miałby prawo uznać urzędującego Papieża za heretyka, i zdjąć go z urzędu. Wg. tych osób jest to jedyna możliwość wykazania herezji człowiekowi podającemu się za Papieża, i tylko wówczas można by mu odmówić posłuszeństwa. Jak dotąd nie mieli oni żadnych argumentów historycznych ani teologicznych na poparcie tej absurdalnej i akatolickiej teoryjki. Niedawno (2 stycznia br.), na pewnej pseudotradycjonalistycznej, jak się okazuje heretyckiej i antykatolickiej stronie o nazwie Święta Tradycja versus ocean przeciwności. pojawił się artykuł, który już w samym tytule zawiera bardzo poważne kłamstwo i manipulację: 


Jan Hus podczas soboru w Konstancji na obrazie Václava Brožíka

Artykuł ten jest obrzydliwym kłamstwem i manipulacją, gdyż sugeruje on że wyrok Soboru w Konstancji  (który obradował od 16 listopada 1414 do 22 kwietnia 1418) dotyczy ważnego i legalnego (ważnie wybranego i pełniącego urząd) Papieża Kościoła katolickiego. Należy tutaj podkreślić, iż Kościół katolicki uznaje formalnie tylko te posiedzenia soborowe, które odbyły się po zatwierdzeniu Soboru przez Papieża Grzegorza XII. Poprzednie posiedzenia pod przewodnictwem Zygmunta Luksemburskiego i antypapieża Jana XXIII nie są uznawane przez Kościół. Sobór został bowiem zwołany przez antypapieża (obediencji pizańskiej) "Jana XXIII". W momencie zwołania Soboru istnieli trzej – uważający się za prawowitych – papieże: Benedykt XIII (obediencja awiniońska), Grzegorz XII (obediencja rzymska) i Jan XXIII (obediencja pizańska). Zgodnie z nieomylnym nauczaniem Kościoła, prawowitym Papieżem był zawsze ten, który jest w Rzymie [1], ponieważ Papież jest Biskupem Rzymu. Pozostali dwaj byli więc z całą pewnością antypapieżami. Tak naucza Kościół, takie są też oficjalne dane historyczne podawane w encyklopediach czy podręcznikach. Papieżem był więc nie kto inny jak Grzegorz XII (właśc. Angelo Correr; ur. ok. 1330 w Wenecji, zm. 18 października 1417 w Recanati – Papież w okresie od 30 listopada 1406 do 4 lipca 1415). To on w 1415 r. zatwierdził obrady Soboru w Konstancji, i od tego momentu był on prawowitym Soborem Powszechnym. Jego poprzednikiem był Papież Innocenty VII, który panował zaledwie dwa lata, zaś jego poprzednikiem był Papież Bonifacy IX (właśc. Pietro Tomacelli ur. ok. 1350 w Neapolu, zm. 1 października 1404 w Rzymie – Papież w okresie od 2 listopada 1389 do 1 października 1404). To właśnie w czasie jego Pontyfikatu, samozwańczym "papieżem" wybranym nielegalnie przez zbuntowanych przeciwko Rzymowi awiniońskich kardynałów został 28 września 1394 niejaki Piotr de Luna, ogłaszając się  "Benedyktem XIII". Nie ma więc najmniejszych wątpliwości że wybór ten był nielegalny, niekanoniczny, schizmatycki i nieważny. Jedynym Papieżem Kościoła katolickiego cały czas był Bonifacy IX. Natomiast artykuł wyraźnie sugeruje że wyrok z Konstancji dotyczy prawowitego, pełniącego urząd Papieża. Jest więc ohydnym kłamstwem i negowaniem faktów historycznych, oraz nieomylnego nauczania Kościoła.

Zasady sukcesji Korony podług praw fundamentalnych Królestwa Francji

Jacek Bartyzel

Prof. Jacek Bartyzel
Czym są „prawa fundamentalne królestwa” (les lois fondamentales du royaume)1? Wyrażenie to pojawia się wprawdzie po raz pierwszy dopiero w 1575 roku – w kontekście kryzysu politycznego i religijnego Francji oraz namysłu nad granicami suwerenności królewskiej2, ale stanowi ekspresję rzeczywistości istniejącej od wieków – królestwa, które jest „ukonstytuowane” (constitué) podług praw zwyczajowych, uświęconych tradycją. Prawa te nie były spisane, lecz kształtowały się w zwyczaju, który zostaje wyartykułowany i zdefiniowany teoretycznie dopiero w sytuacji politycznego kryzysu, kiedy zwyczaj jest przez kogoś kwestionowany. Pierwszy taki przypadek zaistniał w wieku XIV, po wygaśnięciu dynastii kapetyńskiej w linii prostej (1328), drugi — w związku z traktatem w Troyes (1420), wydziedziczającym prawowitego sukcesora tronu na korzyść króla Anglii, Henryka V. W kontekście obu tych zdarzeń juryści francuscy, broniący owych praw fundamentalnych, ukuli pojęcie „statutowej” (statutaire) natury prawa sukcesyjnego, charakteryzując je jako prawo stojące ponad królem (lex supra regem / loi au-dessus du roi). Najogólniej można to ująć w teoremacie, iż władza królewska (Korona w sensie abstrakcyjnym) jest „niedysponowalna” (indisponible), stanowiąc nie własność króla czy dynastii, lecz niematerialną własność narodu. Dystynkcję tę uwidacznia dobrze również stosowane wcześniej określenie praw fundamentalnych jako „praw królestwa” (lois du royaume) odróżnionych wyraźnie od „praw króla” (lois du roi).

Prawa fundamentalne są więc starodawną konstytucją „naturalną” (naturelle) i „zwyczajową” (coutumière) Francji, określaną również jako „prawo publiczne nakazane i uświęcone przez zwyczaj” (droit public impératifs et consacrés par l’usage). Nie jest to zatem „konstytucja” w sensie formalnym (spisany dokument o charakterze ustawy konstytucyjnej), lecz jest to konstytucja w sensie materialnym – jako organizacja władzy politycznej. Nigdy nieskodyfikowane w pełni – a tylko, jak wspomniano, okazyjnie definiowane w takim zakresie, jaki był konieczny dla ich obronienia – prawa fundamentalne posiadają sens i zakres szerszy oraz węższy – dotyczący zasad przekazywania (dévolution) korony francuskiej. Chociaż tu interesuje nas zasadniczo ów drugi, węższy sens, to jednak warto wspomnieć, że w sensie szerszym obejmują one również zasady dotyczące regaliów oraz rytu koronacyjnego i namaszczenia królów, a także wolności fundamentalnych i przywilejów osób oraz wspólnot (terytorialnych, religijnych, stanowych), podlegających koronie Francji. Zakładają się one na podwójnym rozróżnieniu: osoby fizycznej króla od korony Francji, w której dyspozycji znajdują się książęta należący do dynastii królewskiej (a nie na odwrót), tym samym zaś na prawnym rozróżnieniu domeny publicznej królestwa, w której panują prawa fundamentalne, od domeny prywatnej króla (podlegającej ogólnym zasadom dziedziczenia w prawie cywilnym), a także na rozróżnieniu całego wspólnego, mistycznego ciała politycznego (corpus mysticum politicum) Królestwa Francji od tworzących je części, tj. trzech stanów: kleru, szlachty i stanu trzeciego, rządzących się swoimi wewnętrznymi prawami i przywilejami. W konsekwencji tegoż do praw fundamentalnych należą także obowiązki Korony względem poddanych, takie jak: zobowiązanie do nieustanawiania nowych podatków bez zgody „ludu” (Stanów Generalnych); zobowiązanie do respektowania przywilejów osób, stanów i miast; zakaz zbywania dóbr Korony. Wspólnie prawa te fundują zatem „prawowitość polityczną prawa boskiego” (légitimité politique de droit divin) królestwa Francji, którego modelem jest biblijne królestwo Dawida. Adagium: „jedna wiara, jedno prawo, jeden król” (une foi, une loi, une roi), wskazuje, iż prawa królewskie (lois royales) są podporządkowane: po pierwsze, prawom boskim (lois divines), po drugie, prawom fundamentalnym (lois du royaume).

Zasady przekazywania Korony

Najogólniejszą zasadą dewolucji Korony jest, wspomniana już, jej niedysponowalność (indisponibilité), oznaczająca zasadniczo dwie rzeczy: a) nikt, łącznie z panującym królem, nie może wyznaczyć arbitralnie sukcesora, lecz Korona jest przekazywana mocą prostego zwyczaju: „Syn zastępuje ojca nie jako spadkobierca, lecz w charakterze następcy, na mocy niezastąpionego działania z góry określonego obyczaju”3; b) skoro król nie może scedować na nikogo władzy ani wydziedziczyć tego, któremu władza ta się zwyczajowo należy, nie ma on także prawa abdykować ani uchylić się od przyjęcia należnej mu Korony, bo nie on jest źródłem prawa sukcesyjnego, tylko Bóg i boskie upoważnienie, wyrażone w niezależnym od ludzkiej woli porządku przekazywania Korony. Dlatego w naturalnym porządku sukcesji, a nie w zwykłej dziedziczności, która może być modyfikowana (tam, gdzie jest dziedziczenie, można też wydziedziczyć), tkwi istota praw dewolucyjnych. Sukcesor jest „dziedzicem koniecznym” (héritier nécessaire), tj. desygnowanym przez zwyczaj, który też dlatego nie posiada władzy „wynalezienia” czy „wymyślenia” (inventer) dziedziczenia”: to on jest „znajdowany” przez zwyczaj. Jak konkluduje jeden z największych znawców tematu, prof. Jean Barbey, król nie jest panem ładu politycznego, lecz tylko jego regulatorem, podporządkowanym Boskiemu Autorowi tego ładu: „Władza królewska musi zawsze zawierać swoją akcję w wartościach czystych Prawa. Francja monarchiczna, Francja Starego Porządku jest na wskroś antywoluntarystyczna; ani instalacja króla, ani jego działanie, nie zawierają nawet ułamka subiektywnej woli. Monarchia to świat prawa obiektywnego, który nie ma w swojej zasadzie niczego «ludzkiego», który wyklucza samowolę [podkr. moje – J.B.]”4.