"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa" ks. Coache
„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos
„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
Luter Marcin tak od r. 1517 zwany, przedtem Luder albo Ludher, twórca pseudoreformacji, ur. 10 listopada 1483 r. w Eisleben, gdzie też po burzliwym życiu umarł 18 lutego 1546 r. Syn biednych wieśniaków z Mora posiadających ośmioro dzieci, Jana i Małgorzaty z Lindemann'ów. Jako półroczne dziecko, zabrał ojciec Lutra do Mansfeld, gdzie z rolnika stał się górnikiem. W twardym posłuszeństwie dla ojca wychowywany Luter wyrobił w sobie okrucieństwo, był bity przez ojca. Początkowo chodził Luter do szkoły łacińskiej w Mansfeld, a od r. 1497 w Magdeburgu; od r. 1498 uczy się Luter w Eisenach, gdzie przez śpiew pode drzwiami bogatych ludzi umożliwia sobie trudny żywot. Wreszcie żona jednego z bogatych mieszczan Urszula Cotta zaopiekowała się młodym śpiewakiem. 1501 r. jest już Luter na Uniwersytecie w Erfurcie na wydziale prawnym i zapoznaje się z humanistami niektórymi. 1502 r. zdaje bakalaureat, a 1505 r. magistraturę filozofii. W tymże roku w życiu Lutra następuje wielki zwrot ku ascetyzmowi; przerażony gwałtowną śmiercią przyjaciela i osobistym niebezpieczeństwem śmierci wstępuje bez powołania przeciw woli swego ojca i przyjaciół do klasztoru Augustianów w Erfurcie (17 lipca 1505 r.). Tu zaczynają się dla niego męki wewnętrzne. Zwątpienie o własnym zbawieniu wkrada się do jego duszy, niepewność przyszłości męczy go. Rogata dusza pragnęła złamać wszystko i o własnych siłach dojść na wyżyny, gdzie łaska Boża prowadzi. Namiętności brały górę i dopominały się o swoje prawa. Luter nie mógł im sprostać. Uciekanie się do umartwień nadzwyczajnych, o których tyle mówi, jest pewną przesadą (1). 1507 r. wyświęcony na kapłana. Staupitz, prowincjał Augustianów przedstawił Lutra na profesora Uniwersytetu w Wittemberdze, gdzie dialektykę i etykę według Arystotelesa wykładał, ucząc się dalej jednocześnie teologii, zaczętej w Erfurcie. 1509 r. złożył bakalaureat teologii, powołany napowrót do Erfurtu, wysłany został do Rzymu 1510 r. albo 11, by załatwić sprawy połączenia się prowincji saskiej augustiańskiej z reformowanymi Augustianami (2). Mimo, iż cenił dotąd Rzym, jednak złe wrażenie wywarł na nim pobyt w wiecznym mieście. Powrócił do Wittembergi i 18 października 1512 r. otrzymał doktorat teologii. 1515 r. mianowany prowincjałem dla Turyngii, nie porzucając katedry. Wykładał (1513-16 r.) Pismo św. (Psalmy i listy św. Pawła do Rzymian, Galatów, Żydów i Tytusa) zachwycając swoich słuchaczów jędrnością wymowy, pewnością siebie i zabarwieniem zjadliwym przeciwko utartej nauce Kościoła, co zwykle pociąga młode umysły.
Przywódca posoborowej sekty Novu Ordo (nazywającej siebie samą Kościołem katolickim) antypapież i arcyheretyk Jorge Bergoglio (zwany "Franciszkiem") oraz przywódcy sekt luterańskich, podpisali wspólną deklarację w związku z obchodami 500-lecia herezji protestanckiej, twórcy pseudo-reformacji Marcina Lutra.
Deklarację podpisano w czasie wizyty antypapieża w Szwecji. Podpisał ją zresztą sam "Franciszek", jak również przewodniczący "Światowej Federacji Luterańskiej" - Munib Younan.
Napisano tam między innymi, że 50 lat "owocnego dialogu ekumenicznego" pomogło obu "Kościołom" "przezwyciężyć wiele różnic i pogłębić wzajemne zrozumienie i zaufanie".
Jednocześnie, zgodnie z deklaracją, "Kościoły" "zbliżyły się do siebie przez wspólną posługę bliźnim - często w okolicznościach cierpienia i prześladowania".
"Przez dialog i wspólne świadectwo nie jesteśmy już sobie obcy. Nauczyliśmy się, że tt co nas ączy, jest większe niż to co nas dzieli" - podkreślano.
Wskazano, że "Kościoły" są "głęboko wdzięczne za duchowe i teologiczne dary przyjęte dzięki Reformacji", a jednocześnie wyrażono żal przed Chrystusem [sic!], że luteranie i katolicy "zranili widoczną jedność Kościoła".
"Teologicznym różnicom towarzyszyły uprzedzenia i konflikty, a religia była instrumentalizowana do celów politycznych".
Przywódcy podkreślili potrzebę modlitwy o "uzdrowienie ran wspomnień" wpływających na wzajemne postrzeganie się.
Odrzucili "nienawiść, przemoc i konflikt" i wezwali do większej społeczności "zakorzenionej w chrzcie" w czasie, gdy starają się "usunąć pozostałe przeszkody, które wstrzymają nas przed osiągnięciem pełnej jedności".
Deklaracja wyraziła również nadzieję, że "katolicy i luteranie będą w stanie wspólnie świadczyć ewangelii, jak również współpracować na rzecz sprawiedliwości, godności ludzkiej i pokoju".
"Zbliżając się w wierze w Chrystusa, wspólnie się modląc, słuchając siebie nawzajem, żyjąc miłością do Chrystusa w naszych stosunkach, my, katolicy i luteranie, otwieramy się na moc trójjedynego Boga" - oświadczono.
Oba wyznania chcą teraz "wspólnie dzielić się Bożą miłością z całą ludzkością"...
Poniżej wideo z podpisania deklaracji przez "papieża" Bergoglio i Muniba Younana;
Źródło: Catholic Nevs Agency, The Guardian.
1. Dlaczego „papież Franciszek” nie jest papieżem Kościoła katolickiego?
Posoborowi „papieże” nie mogą być papieżami Kościoła katolickiego ponieważ głoszą błędną naukę, przeciwną wcześniej zdefiniowanej nauce katolickiej – jednym słowem głoszą herezje.
2. Dlaczego „papież-heretyk” nie jest papieżem Kościoła katolickiego?
Ponieważ przeczy to nieomylności Kościoła oraz formie rządów ustanowionej przez Chrystusa, która z jednej stronie nakazuje Kościołowi nauczającemu naukę ewangelii głosić, z drugiej strony zobowiązuje słuchających do przyjęcia tej nauki jako nauki samego Boga, pod groźbą utraty zbawienia.
Gdyby domniemany papież, heretyk nauczający błędnej nauki, był papieżem Kościoła katolickiego, wtedy posiadałby prymat jurysdykcji św. Piotra i tym samym z prawa bożego mógłby zobowiązać cały Kościół do przyjęcia błędnej nauki, jako nauki Chrystusa.
Pius XI, Mortalium animos:
„W rzeczywistości Jednorodzony Syn Boga polecił swym Apostołom, by nauczali wszystkich ludzi; po wtóre wszystkich ludzi zobowiązał, by z wiarą przyjmowali to wszystko, co im podane będzie „przez świadków od Boga wyznaczonych”, a rozkaz swój przypieczętował słowami: „Kto uwierzy i da się ochrzcić, zbawiony będzie, kto jednak nie uwierzy, będzie potępiony”. Oba te rozkazy Chrystusa, rozkaz nauczania i rozkaz wierzenia, które muszą być wypełnione dla zbawienia wiecznego, byłyby niezrozumiałe, gdyby Kościół nie wykładał tej nauki w całości i jasno, i gdyby nie był wolny od wszelkiego błędu”.
Leon XIII, Satis cognitum:
„Jezus Chrystus ustanowił w Kościele żywą, autentyczną, a tym samym wieczną władzę nauczania, którą swoją władzą utwierdził, podbudował Duchem Prawdy, potwierdził cudami i mocno nakazał, aby były przyjęte jako Jego własne, zasady tej nauki. Ile razy więc mocą tego urzędu stwierdza się, że dana prawda jest częścią doktryny objawionej przez Boga, każdy winien bez wahania wierzyć, ponieważ jeżeli miałaby być ona fałszywą – co jest jawnie niedorzeczne – to wynikałoby chyba, że sprawcą błędu w człowieku jest Bóg”.
Pius IX, Inter gravissimas, 28/10/1870:
„Podobnie wszyscy winni herezji i schizmy, fałszywie chełpią się, że zachowali starą wiarę katolicką, podczas gdy obalają same fundamenty wiary i doktryny katolickiej. Uznają Pismo Święte i Tradycję za źródła Boskiego Objawienia; lecz odmawiają posłuchu zawsze żywemu Magisterium Kościoła, mimo iż jasno pochodzi ono z Pisma Świętego i z Tradycji, a ustanowione zostało przez Boga jako wieczny stróż ukazywania i wyjaśniania nieomylnych dogmatów przekazanych przez te źródła. Następnie, opierając się na swej fałszywej nauce, niezależnie, a nawet na przekór autorytetu tegoż Magisterium z Boskiego ustanowienia, sami siebie ustanawiają za sędziów dogmatów zawartych w źródłach Objawienia”.
Sobór Watykański (Denz. 1792):
„Wiarą boską i katolicką w to wszystko należy wierzyć, co jest zawarte w słowie bożym pisanym lub podanym (traditio) i przez Kościół czy to uroczystym sądem (solemni iuditio), czy to zwyczajnym i uniwersalnym nauczaniem, jako przez Boga objawione, do wierzenia jest podane”.
Katechizm kard. Gasparriego. 148. Jaki jest nasz obowiązek względem prawd wiary i obyczajów, które Kościół podaje wszystkim do wierzenia jako objawione od Boga?
„W prawdy wiary i obyczajów, które Kościół podaje wszystkim do wierzenia jako objawione od Boga, czy to przez zwyczajne i powszechne nauczanie, czy też przez uroczyste orzeczenie, winniśmy wierzyć wiarą Boską i katolicką”.
Ks. Grabowski – Prawo Kanoniczne wedlug nowego kodeksu, Lwów 1927, s. 29-30:
„Chrystus dał Kościołowi władzę nauczycielską, mocą której zwierzchnicy Kościoła mają naukę ewangelii głosić i tłumaczyć oraz domagać się jej przyjęcia. To prawo nauczania jest częścią władzy jurysdykcyjnej. Słowy: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie ewangelię wszemu stworzeniu” (Mar. 46, 16), ustanawia Chrystus urząd nauczycielski, (magisterium vivum personale), złożony z ludzi, których wyposażył powagą nadprzyrodzoną nauczania tego, w co należy wierzyć i co czynić. Jest to officium, które daje zwierzchnikom kościelnym prawa, lecz także wkłada na nich obowiązek głoszenia ewangelii. Nakaz ten, dany Apostołom, jest równocześnie nakazem także dla słuchaczy, aby przyjęli głoszoną naukę (magisterium auctoritativum)”.
Ks. Sieniatycki, Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna, Kraków, 1932; str. 277-284:
„Mówi Chrystus, że bramy piekielne (szatan) nie zwyciężą Kościoła. Zwyciężyłyby go, gdyby Piotr i jego następcy byli omylni i błędu cały Kościół nauczali, bo jako fundament Kościoła mieliby prawo wymagać od całego Kościoła uznania za prawdę swej nauki, a Kościół miałby obowiązek przyjąć tę ich naukę, która byłaby w rzeczywistości fałszem. (…)
Piotr i jego następcy otrzymali klucze królestwa niebieskiego (Kościoła) z pełną władzą związywania i rozwiązywania tak, że cokolwiek zwiążą będzie związane i przez Boga (Mat. 16. 19). Otrzymali tedy władzę jurysdykcji w całej rozciągłości. Ponieważ władza nauczania stanowi część władzy jurysdykcji, przeto mogą własną władzą, nie oczekując przyzwolenia Kościoła, nakładać całemu Kościołowi obowiązek wierzyć w to, czego nauczają, a Bóg ten obowiązek potwierdza. Ponieważ zaś jest wykluczone, by Bóg błędną naukę podaną całemu Kościołowi do wierzenia, swą boską powagą sankcjonował, przeto z koniecznością trzeba przyjąć, że Piotr i jego następcy, nauczając definitywnie danej prawdy i obowiązując do jej przyjęcia cały Kościół, nie mogą błądzić, czyli są nieomylnymi”.
Ks. St. Bartynowski T.J. Apologetyka podręczna. Obrona wiary katolickiej z odpowiedziami na zarzuty., Kraków 1918 rok, s. 494-498:
„Gdyby wszyscy biskupi zjednoczeni z papieżem byli omylni w rzeczach wiary, natenczas sam Chrystus wprowadziłby w błąd swój Kościół i wiernych. Wszakże on sam nakazał Apostołom oraz ich następcom, aby wszystkie narody nauczali (Mat. 28, 19), a na ludzi nałożył obowiązek słuchania ich nauki pod karą potępienia: Kto was słucha, mnie słucha, — kto wami gardzi, mną gardzi (Łuk 10, 16), a kto nie wierzy, będzie potępiony (Mrk 16, 15). — Jeżeliby zatem biskupi razem z papieżem mogli błędnie pouczać, to Chrystus byłby współwinnym ich błędu”.
Oto największa tajemnica III RP - Wilno, Lwów, Stanisławów, Krzemieniec, Grodno i Tarnopol mogły od przeszło 20 lat być znów w granicach Polski. W 1989 roku było to możliwe! Należące do Polski przed II wojną światową wschodnie tereny, te same, które zabrał nam Józef Stalin w ramach porozumień jałtańskich, chciał nam oddać Michaił Gorbaczow tuż przed upadkiem Związku Radzieckiego. Nie mamy ich tylko dlatego, że Solidarność ich nie przyjęła.
Rok 1989 r. był u nas gorący. Także w polityce. Dużo się wtedy działo. Wtedy właśnie Michaił Gorbaczow (na zdjęciu), ówczesny Przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, zaproponował ówczesnemu prezydentowi Polski Wojciechowi Jaruzelskiemu zwrot naszych Kresów. Przedstawił dwie możliwości. Jedna była taka: ZSRR oddaje nam Wilno, Lwów i Krzemieniec z przyległymi ziemiami. W ramach drugiej wersji miały do nas wrócić: okręg grodzieński z Puszczą Białowieską (całą) i okręg lwowski z zagłębiem naftowym. Generał Jaruzelski przyjął tę propozycję w imieniu Polski, ale, niestety, została ona zablokowana przez polityków solidarnościowych. Nie wiadomo, czy to tylko plotka czy też prawda, ale w różnych internetowych komentarzach powtarza się wiadomość, że wtedy właśnie Bronisław Geremek, Adam Michnik, Jacek Kuroń i Tadeusz Mazowiecki nie zgodzili się na to i pojechali do Moskwy, by odmówić Gorbaczowowi.
Tak właśnie ta sprawa została opisana w prasie polonijnej. Do dzisiaj kwestia powrotu Kresów wschodnich jest wciąż zmiatana pod dywan przez nasze władze. A przecież politycy ze wschodu już kilka razy ponawiali swoje propozycje oddania nam naszych wschodnich ziem.
Bp. Fellay i jego "idol". Zdjęcie od redakcji Tenete Traditiones
PETRUS
––––
"Tanta est haereticorum calliditas, ut falsa veris malaque bonis permisceant, salutaribusque rebus plerumque erroris sui virus interserant, quo facilius possint pravitatem perversi dogmatis sub specie persuadere veritatis". (S. Isidorus Hispalensis, Sententiae, III, 12).
"Taką jest przebiegłość heretyków, iż prawdę z fałszem, a złe z dobrem mieszają, do rzeczy zbawiennych jad swojego błędu wlewają, aby tym łatwiej mogli przekonać, że prawdę mówią, gdy tymczasem nieprawość sieją". (Św. Izydor z Sewilli, Sentencje, 3, 12)
(Cytat od red. Ultra montes)
––––––
Podczas gdy Synod o rodzinie otwiera drogę do komunii rozwiedzionym, żyjącym w nowych związkach, udzielając tym samym błogosławieństwa publicznym grzesznikom, związkom cudzołożnym, gdy potwierdza godność sodomitów, którzy nie powinni być dyskryminowani i zachęca do interwencji kobiet "w procesie decyzyjnym" kościoła soborowego, pośrednio otwierając drogę do diakonatu, a wręcz kapłaństwa kobiet, przełożony generalny Bractwa (FSSPX) napisał: "z pewnością można w nim (w raporcie końcowym Synodu) znaleźć doktrynalne odwołania do małżeństwa i rodziny katolickiej, ale dostrzega się również kilka niejasności i pominięć godnych pożałowania". To co jest ohydą nie do opisania, pogwałceniem przykazań Bożych, hańbą, dla Bernarda Fellaya jest zaledwie "niejasnościami i pominięciami godnymi pożałowania". Po prostu żałosne! Zważywszy, że Bractwo znajduje się w końcowym etapie zupełnego połączenia z [modernistycznym] Rzymem, słowa winny być ważone z dokładnością do milimetra zarówno po to, by nie szokować własnych wiernych mową nazbyt życzliwą w stosunku do Watykanu, ani też nie zrazić Franciszka, z którym Przełożony Generalny jest za pan brat.
Bp Fellay pisze także: "Idąc za radą Chrystusa vigilate et orate, modlimy się za Papieża: Oremus pro Pontifice nostro Francisco, i czuwamy: non tradat eum in manus inimicorum ejus, aby Bóg nie wydał go w ręce jego wrogów. Błagamy Maryję, Matkę Kościoła, aby mu wyjednała łaski, które pozwolą mu być wiernym zarządcą skarbów Jej Boskiego Syna".
Aby Bóg nie wydał go w ręce jego wrogów! Czy my śnimy! Przecież powszechnie wiadomo, że Franciszek chce ażeby rozwiedzieni żyjący w nowych związkach mogli przystępować do Komunii, chce ażeby publiczni sodomici byli mile widziani i dzierżyli urzędy w obrębie instytucji soborowej, której przewodzi! Każdy wie, że taka jest wola Franciszka, który zresztą wcale się z tym nie ukrywa, a nawet zadaje sobie trud, by dołączyć czyny do słów pozwalając z wesołą miną fotografować się z sodomitami i zdeklarowanymi, roszczeniowymi transseksualistami, dumnymi z tegoż stanu!
Gdyby ludzie zachowali minimum zasad, wyczucia moralnego i uczciwości intelektualnej, to wymiotowaliby na tę fellayańską mowę, pełną zakłamania, hipokryzji, fałszu, zwodzenia, relatywizmu i dwuznaczności; taki człowiek ma diabła za ojca (cf. J. 8, 44: "vos ex patre diabolo estis"). (2)
Ustanowione przez papieża Piusa XI w 1925 roku, obchodzi się w ostatnią niedzielę października, bezpośrednio przed uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym, aby uwydatnić zjednoczenie się w Chrystusie trzech części Jego Królestwa: Kościoła walczącego, triumfującego i cierpiącego.
Zdaniem ukraińskiego eksperta wojskowego Wojsko Polskie osiągnęłoby przedwojenne granice w ciągu pięciu dni, a okupacja mogłaby cieszyć się poparciem lokalnej ludności.
W rozmowie jaką opublikował ukraiński portal vgolos.com.ua, rozważany jest możliwy atak Polski na Ukrainę. Zdaniem redaktorów portalu, zarówno polska polityka związana z dążeniami do uznania rzezi wołyńskiej za ludobójstwo, jak i pojawianie się filmów takich jak "Wołyń" wskazuje, że Polska moża dążyć do wojny z Ukrainą. Redaktorzy sugerują również związki niektórych polskich polityków, takich jak chociażby Janusz Korwin Mikke, z Rosją.
Portal zaprezentował także dyskusję pomiędzy dziennikarzem Ołeksijem Arestowyczem, wykładowcą Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Ołeksijem Kurinnyjem oraz ekspertem wojskowym Olegiem Żdanowem. Kurinnyj stwierdził, że dążenie Polski do uznania rzezi wołyńskiej za ludobójstwo jest wstępem do wystąpienia przez nasz kraj o odszkodowanie. Zdaniem wykładowcy żądanie poprzedzone będzie widocznymi już teraz działaniami propagandowymi. Jak twierdzi, później zostaną wysunięte roszczenia finansowe bądź terytorialne.
Dalej rozmówcy rozpatrywali realność scenariusza polskiego ataku mającego na celu przyłączenie terenów dawnej II Rzeczypospolitej aż po rzekę Zbrucz. Według Olega Żdanowa, chociaż na razie Polska pozostaje w bloku NATO-wskim, który nie pozwali na atak na sąsiada, można wyobrazić sobie sytuację w której nasz kraj opuści Sojusz Północnoatlantycki i skieruje swoją agresję na Zachodnią Ukrainę.
Rozmówcy nie zgadzają się jednak ze sobą w rozważaniach nad wynikim takiego starcia. Według Arestowicza, wojna taka przyniosłaby łatwe zwycięstwo armii Ukrainy, posiadającej znaczące doświadczenie bojowe zdobyte podczas wojny w Donbasie. Przeczy temu jednak Żdanow, który podkreśla, że Wojsko Polskie, chociaż jest mniej liczne, jest dużo nowocześniejsze od ukraińskiego, dostosowane do standardów NATO. Według eksperta wojskowego polskie uderzenie w ciągu dwóch do pięciu dni osiągnęłoby granice z 1939 roku i tam przeszło do defensywy, skutecznie broniąc zajętego terytorium.
Żdanow podkreśla, że ludność ukraińska mogłaby powitać z radością polską armię, widząc w Polsce szansę na wejście do prawdziwego Zachodu, cywilizowanego świata i Unii Europejskiej. Zdaniem eksperta bardzo dużo zależałoby od tego jaki model okupacji przyjęłoby Wojsko Polskie, ale według niego nie można byłoby liczyć na rozbudowane podziemie antypolskie.
OD REDAKCJI TENETE TRADITIONES : No cóż pierwszy raz się zgadzamy z ukraińcami, owszem odbilibyśmy nasz Lwów spod waszej okupacji, w 5 dni albo i nawet znacznie szybciej. I wierzcie nam, prędzej czy później, na 100 % to zrobimy!!!
Jednym z najbardziej namacalnych wyrazów wszechogarniającego kryzysu Kościoła rozpętanego na ostatnim Soborze stanowi poniżająca dla katolickiej Wiary praktyka i idąca w ślad za nią doktryna tzw. meaculpizmu. Polega ona na ukazywaniu przez posoborową hierarchię wszystkiego tego, co piękne i wzniosłe w minionych dziejach Oblubienicy Chrystusowej, jako czegoś wstydliwego, co należy ze wzgardą odrzucić i wyprzeć ze zbiorowej świadomości katolików. Jest to postawa, która musi zatrważać każdego wiernego nie tylko ze względu na jej zupełną niezgodność z prawdą historyczną, lecz przede wszystkim pośrednie uderzenie w dogmaty o bezgrzeszności i nieomylności Kościoła oraz jego nadprzyrodzonej, boskiej genezie. Meaculpiści, w sposób nierozumny i bezprzykładny, pozbawiają wierzących ich uzasadnionej katolickiej dumy, mozolnie wynajdując rozmaite, wyimaginowane „grzechy” w przeszłości Kościoła, co w takiej optyce czyni wręcz przynależność doń, niezbędną przecież do osiągnięcia zbawienia, rzeczą zawstydzającą i niewłaściwą. Jednakże ich przeinaczenia, osobliwe interpretacje historii oraz jawne kłamstwa, nie zdołają zamazać rzeczywistości. A jest ona w tym względzie banalnie prosta i nieskomplikowana – nie ma i nigdy nie będzie bardziej zaszczytnego, bardziej świętego, bardziej godnego, bardziej szlachetnego, bardziej drogiego na tym ziemskim padole imienia, niż imię rzymskie, katolickie i apostolskie, honor bycia członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa i przynależności do jedynej Arki Zbawienia, poza którą są jedynie odmęty potopu, występku i niewiary. Dla nich, wedle pogardliwego określenia nowej, modernistycznej teologii, to jakiś retrogradyczny, feudalny tryumfalizm, dla nas, zawsze wiernych prawdzie katolickiej i jedynej, niezbita oczywistość.
Ile dla Nas zrobili tego nie trzeba mówić. Historia pokazała, że gdy inne kraje zostawiały NAS na pastwie losu, Węgrzy byli zawsze z Nami. Prawdziwa Przyjaźń!
Rewolucja węgierska 1956, masowe wystąpienia ludności węgierskiej przeciwko stalinowskiemu reżimowi komunistycznemu.
Powstanie wybuchło 23 października 1956 i trwało do 10 listopada 1956, kiedy to zostało ostatecznie stłumione przez zbrojną interwencję Armii Radzieckiej. Naród węgierski próbował tym powstaniem uwolnić się spod dominacji sowieckiej.
Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki
Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát
Ugrupowanie Kukiz'15 w swoim filmie wskazuje, dlaczego przyjęta przez Sejm i Radę Najwyższą Ukrainy deklaracja godzi w polskie interesy.
Kontrowersyjna uchwała, w której można odczytać pochwałę dla ludobójczej UPA, została wczoraj przyjęta przez Sejm. Przeciw głosował jedynie klub Kukiz'15 i koło poselskie założone przez Kornela Morawieckiego. Sama uchwała miała zostać przyjęta w jednobrzmiącej wersji przez Radę Najwyższą Ukrainy, jednak okazało się, że przegłosowana przez Sejm wersja starała się ukryć pochwałę dla UPA, która jest obecna w ukraińskiej wersji tekstu.
Ołeh Musij były minister zdrowia i deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy opublikował projekt uchwały, która ma upamiętnić „ofiary ludobójstwa dokonanego przez Państwo Polskie na Ukraińcach w latach 1919–1951”.
Była to obrzydliwa i prowokacyjna reakcja Ukraińców na uchwałę polskiego Sejmu dotyczącą ustanowienia dnia 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwadokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.
Uchwała, którą ustanowił Sejm Rzeczypospolitej spotkała się z bardzo negatywnym odbiorem na Ukrainie, co najdobitniej świadczy o stosunku Ukraińców do ludobójstwa na Wołyniu. Ukraińcy nadal czczą i gloryfikują Stepana Banderę, Romana Szuchewycza i innych bandytów z UPA, którzy mordowali Polaków. Ukraina gloryfikuje zbrodniarzy z SS- Galicja, organizując im uroczyste pochówki i oddając salwy honorowe. Nie ma w narodzie ukraińskim żadnej refleksji, żadnej pokory. Jestem pewien, że nic się w tej materii już nigdy nie zmieni.
Rząd polski powinien ostro zareagować w sprawie ukraińskiego projektu uchwały o „ludobójstwie dokonanym przez Polaków”. To bezczelne kłamstwo propagowane przez faszystę i deputowanego Ołeha Musija godzące w dobre imię naszych rodaków.To bezczeszczenie pamięci bestialsko pomordowanych Polaków, mężczyzn, kobiet i dzieci. Tymczasem polski MSZ wyraził tylko zdziwienie, z powodu ukraińskiego projektu uchwały. Nie było żadnej właściwej reakcji. Nie tego się spodziewałem po rządach PIS, na który oddawałem swój głos w wyborach parlamentarnych. Polityka zagraniczna dotycząca Ukrainy mnie rozczarowywuje, podobnie jak wielu innych patriotów.
Osobiście uważam, że Polska powinna zerwać wszelkie stosunki dyplomatyczne z Ukrainą i zażądać oficjalnych przeprosin od Rady Najwyższej Ukrainy za ludobójstwo Polaków na Wołyniu. Do dzisiaj Ukraińcy nie pochylili z pokorą głowy nad tą zbrodnią. Ponadto powinniśmy bezwzględnie żądać reperacji wojennych od Ukrainy za mordy, jakich dokonywało na Polakach UPA i SS-Galicja. Pozostaje jeszcze kwestia zwrotu polskich ziem i miast bezprawnie należących do Ukrainy, takich jak: Lwów, Stanisławów (Iwanofrakowsk), Łuck, Borysławów, Tarnopol i wielu innych. Nie godzę się na to, aby polskie miasta nadal należały do tego nazistowskiego kraju czczącego essemsanów i banderowców. W miastach, które wymieniłem mieszkają nasi obywatele, Polacy z dziada pradziada, którzy chcieliby, aby Lwów i inne miasta wróciły w końcu do Polski. O takiej polityce wobec Ukrainy marzę…
Kiedy szczęśliwa wiadomość dotarła do Rzymu lubiący i szanujący Węgrów papież zarządził, by następnego dnia, po oddaniu oznajmiającego południe strzału armiatniego z Zamku Anioła, wszystkie dzwony Rzymu dzwoniły do godziny pierwszej.
Do czasu reformy kalendarza rzymskiego w latach sześćdziesiątych XX wieku Kościół powszechny czcił świętego Stefana, pierwszego króla Węgier, 2 września, chociaż na Węgrzech święto to zawsze obchodzono 20 sierpnia, kiedy to przypada rocznica jego kanonizacji. Kanononizacja Stefana odbyła się przed wiekiem XII, czyli zanim takie wydarzenia zostały scentralizowane, więc jego kult nie rozpowszechnił się poza Węgry i okolice. Dlatego po reformach soboru trydenckiego święto to nie trafiło do ogólnego kalendarza rzymskiego, co było normą stosowaną wobec wszystkich Kościołów lokalnych. Co jeszcze i kiedy wpłynęło na fakt, że poza Węgrami ten ważny święty czczony jest 2 września, poza tym, że dzień ten poświęcony jest już św. Bernardowi z Clairvaux?
Niewiele wskazywało na to, że urodzony 17 sierpnia 1887 roku Karol Franciszek Józef Ludwik Hubert Jerzy Maria Habsburg zostanie kiedyś cesarzem. Na tronie zasiadał od prawie czterdziestu lat Franciszek Józef. Następcą tronu był jego syn, arcyksiążę Rudolf, a kolejnymi książętami w kolejności dziedziczenia byli: Karol Ludwik (młodszy brat cesarza) oraz jego dwaj synowie - Franciszek Ferdynand i Otton, którego synem był Karol.
Trudno było również spodziewać się, że Karol zostanie świętym. Jakkolwiek bowiem dynastia Habsburgów (poza nielicznymi wyjątkami) pozostawała wierna Bogu i Kościołowi, a sędziwy Franciszek Józef prowadził wzorowy tryb życia, to arcyksiążę Otton był swoistą czarną owcą w rodzinie. Ten utracjusz, zwany „pięknym Ottonem", zasłynął z licznych skandali, w tym notorycznych zdrad swej żony. Na szczęście istotniejszy wpływ na religijną formację Karola wywarła jego matka, pobożna księżniczka saksońska, Maria Józefa, oraz pierwszy katecheta, o. Norbert Geggerle OP. Z biegiem lat coraz więcej uwagi edukacji stryjecznego wnuka poświęcał sam Franciszek Józef. Karol kształcił się w renomowanych szkołach; od szesnastego roku życia służył w armii, słuchał także wykładów na praskim uniwersytecie, ale – na wyraźne życzenie cesarza – nie podchodził do regularnych egzaminów. Sędziwy monarcha uważał za niewłaściwą sytuację, w której ewentualny następca tronu rywalizowałby z przyszłymi poddanymi.
STANISŁAW PIÓRO PS. „EMIR” I KS. WŁADYSŁAW GURGACZ PS. „SEM”, ZIMA 1948/1949 R.
Żyje o nim pamięć jako o człowieku świętym, choć nie zaznał jeszcze chwały ołtarzy. Miejscem pamięci o nim jest Hala Łabowska – między Nowym Sączem a Krynicą. Ksiądz, kapelan szlachetnej, patriotycznej młodzieży, pozbawionej szans w konfrontacji z NKWD-UB – niewielkiej grupy partyzantki antykomunistycznej na ziemi sądeckiej – Polskiej Podziemnej Akcji Niepodległościowej – został skazany na śmierć przed komunistycznym „sądem” i zamordowany w sidzibie NKWD-UB na ulicy Montelupich w Krakowie.
Zachowane wypowiedzi ks. Władysława Gurgacza (*2 IV 1914 †14 IX 1949) każą w nim widzieć nie tylko kapelana partyzantki antykomunistycznej, ale i w pełni świadomego męczennika narodowej Sprawy niepodległości Rzeczypospolitej. A to wszystko z głębokim przekonaniem, że służy w ten sposób i Polsce, i Bogu.
W dniu dzisiejszym (czwartek, 20 X 2016 r.) sejm "III RP", zdominowany przez pro-amerykańskich i pro-banderowskich syjonistów z PiSu, większością 367 głosów [sic!] przyjął skandaliczną ustawę o przyjęciu polsko-ukraińskiej "Deklaracji Pamięci i Solidarności", stworzonej przez stronę ukraińską, w której jest zawarta deklaracja uciszenia środowisk Kresowych, przypominających o Polskich Kresach Wschodnich, oraz o pomordowanych przez banderowców Polakach! Deklaracja nazywa ich "siłami, które prowadzą do sporów w naszych państwach”. Mówi też o konieczności "bezstronnych" badań historycznych... oraz przeprasza Ukraińców za "wzajemne krzywdy" i gloryfikuje bandytów z UPA jako "bohaterów, walczących o niepodległość Ukrainy"!
Przypomnieć również należy, że nie tak dawno temu, w lipcu br., na tzw. ukrainie powstał projekt uznania polskiej okupacji Chełma, Przemyśla i Rzeszowa! Prawnik Aleksiej Kuriennoj, przedstawiciel ukraińskiej, neo-banderowskiej partii Svoboda, jednego z czołowych filarów Majdanu oświadczył, że rozpoczyna prace nad projektem ustawy, która przewiduje uznanie tzw. Zakerzonia za terytorium etnicznie ukraińskie i okupowane przez Polskę. Kuriennoj oświadczył, że po zakończeniu prac projekt zostanie wniesiony pod obrady ukraińskiego parlamentu - Rady Najwyższej. Jeśli zostanie przyjęty, będzie stanowił podstawę do żądanie przez Kijów zwrotu tych przygranicznych terenów. Zakerzonie obejmuje ziemie od Białej Podlaskiej, przez okolice Chełma, Hrubieszowa, Przemyśla, aż po Bieszczady. Projekt zakłada też uznanie deportacji Ukraińców z tych terenów jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
Jest to szczyt obłudy i hipokryzji, i dowód na to że banderowcom całkowicie poprzewracało się w głowach i mylą fakty... My wiemy bowiem doskonale, że to obecna tzw. ukraina okupuje ziemie Rzeczpospolitej Polskiej. Województwa II RP: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie i wołyńskie to integralna część Polski, ziemie rdzennie Polskie, przed wojną zamieszkiwane w większości przez Polaków. Są to ziemie których nie utraciliśmy w wyniku wojny czy też przez zasiedlenie przez Ukraińców, ale w wyniku zbrodniczego układu, tzw. "traktatu pokojowego" w Jałcie, w wyniku "widzimisię" Józefa Stalina, który obecne granice Polski narysował sobie ołówkiem na mapie! Te ziemie zostały nam zwyczajnie skradzione, a Polacy stamtąd wysiedleni rzeczywiście przeżyli zbrodnie przeciwko ludzkości. Mamy pełne prawo, domagać się od obecnej tzw. "ukrainy", która nie utożsamia się PONOĆ ze Związkiem Radzieckim, zwrotu tych ziem!
Mając na uwadze powyższe, oświadczam, że Kresy Wschodnie II RP to ziemie Polskie, obecna granica wschodnia jest nieważna i żadna, jako Polak nie uznaje jej i będę całkowicie ignorował jej istnienie. Granica wschodnia Państwa Polskiego to granica z dnia 1 września 1939 r. Innej granicy wschodniej RP nie było i na chwilę obecną nie ma. Nie wyklucza się jednak w przyszłości poszerzenia granicy dalej na wschód. Nadto uważam każdego, kto swą własność i Ziemię Ojczystą za którą nasi przodkowie przelewali swą krew i oddawali swe życia, bezprawnie skradzioną przez komunistów, wrogowi oddaje, i każe o niej zapomnieć, za zdrajcę Narodu i Państwa Polskiego. Tak więc wszystkich 367 posłów głosujących za przyjęciem "Deklaracji", a także wszystkich podzielających ich poglądy, nieważne z jakiego by byli ugrupowania, równo uznaję za zdrajców i wrogów Ojczyzny, zasługujących jedynie na karę śmierci za zdradę Ojczyzny.
ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY!
Michał Mikłaszewski Redaktor naczelny strony Tenete Traditiones
W dniu 13 października 2016 roku [99 rocznica ostatnich objawień w Fatimie, Cud Słońca - przypomnienie - redakcja Tenete Traditiones], [tzw.] Franciszek NIE powiedział nawet jednego słowa ku czci Matki Bożej Fatimskiej. Zamiast tego, zdecydował się on na przyjecie tego właśnie dnia tysiąca luteranów w Auli Pawła VI w Watykanie.
Z okazji tej imprezki NAKAZAŁ on aby pomnik Marcina Lutra został wzniesiony na scenie, na honorowym miejscu, tak , żeby przewodniczył spotkaniu, ( zdjęcia poniżej). Następnie otrzymał od luteran oprawiony egzemplarz 95 tez, z którymi to tezami Luter ZACZĄŁ swą protestancka rewoltę.
Podczas spotkania ów anty-papież miał na szyi DWIE wstęgi , jedną żółtą, symbolizująca papiestwo, a drugą jasno- niebieską, reprezentująca luteranizm.
Te dwie wstęgi były ze sobą powiązane, co miało oznaczać ZWIĄZEK, (unie) między Kościołem soborowym i protestanckimi heretykami.
Odnosząc się do heretyka Lutra, Bergoglio powiedział: „W Kościele największym reformatorami są święci, innymi słowy, mężczyźni i kobiety, którzy podążają za Słowem Pana i praktykują je. Jest to droga, którą musimy podjąć, bo ona reformuje Kościół i to są wielcy reformatorzy.
Oni może nie są teologami, może nie są uczonymi, mogą być pokornymi, ale dusze tych ludzi są przesiąknięta Ewangelią, są wypełnieni nią, i to oni są tymi, którzy z powodzeniem reformują Kościół. Zarówno w Kościołach luterańskich jak i katolickich są ŚWIECI, mężczyźni i kobiety o świętym sercu, którzy podążają za Ewangelią: oni są reformatorami Kościoła.”
Czyż nie są te słowa wypowiedziane w kontekście tej ceremonii uhonorowania Lutra, niejawna KANONIZACJA Lutra? Zastanawiamy się, co jeszcze jest przed nami… Nawet jeśli nie byłoby nic innego aby oskarżyć po-soborowy Kościół, czyż sama ta ‚uroczystość’ nie jest wystarczającym dowodem na to, że ta sekta całkowicie PORZUCIŁA wiarę katolicka?
Od tłumacza: Należy pamiętać, że wszelkie „kanonizacje ” czy ‚błogosławieństwa” dokonywane przez apostackich anty-papieży z sekty Watykan-2, NIE SA WAŻNE!!! Tak zresztą jak większość innych rzeczy, które ta sekta głosi czy czyni.
Żaden obecny katolik nie może być w owej satanistycznej sekcie. Mówi o tym nawet Apokalipsa św. Jana; „I usłyszałem inny głos z nieba mówiący: „Ludu mój, WYJDŹCIE Z NIEJ, byście NIE MIELI udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli: bo grzechy jej narosły – aż do nieba…..” (Ap 18:4).
18 października AD 1928 w Warszawie zmarł Tadeusz Jordan Rozwadowski herbu Trąby – feldmarschalleutnant cesarskiej i królewskiej Armii, generał broni Wojska Polskiego.
Generał walczący o wolną i suwerenną Polskę w I wojnie światowej.
Szef Sztabu Generalnego 1918 - 1921.
Obrońca Lwowa 1918/1919
Twórca zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku.
Więziony przez rok jak pospolity przestępca w II Rzeczpospolitej.
Bohater, który miał odejść i zostać wymazany z historii Polski.
Bardzo dobry wykład x. prałata Romana Kneblewskiego. Polecamy.
To Kościół Katolicki - i nikt inny (a już na pewno nie współcześni Żydzi!) - jest Ludem, czyli Narodem Wybranym. W pewnym sensie narodem wybranym mamy szansę się stać również my, Polacy...
Po zeszłorocznych manifestacjach, których celem było wyrażenie sprzeciwu wobec przyjmowania imigrantów do Polski, coraz więcej zachodnich sąsiadów na forach internetowych wyraża przychylność Polsce. Nie brakuje również wsparcia duchowego w walce przeciwko rozporządzeniom p. Angeli Merkel i chęci zamieszkania w naszym kraju. Niewątpliwie opór społeczeństwa w tej sprawie przynosi rezultat, podobnie jak kolejne edycje Marszu Niepodległości, który dzięki sprzeciwom wobec imigrantów stał się coraz chętniej obserwowanym wydarzeniem na świecie. Należy jednak zwrócić uwagę, że mimo pochwał kreowany jest idealistyczny obraz Polski. Nadal często można spotykać młodych ludzi „śmieszkujących” z wartości katolickich czy to samej naszej ojczyzny. Głównym ściekiem takich rzeczy są portale społecznościowe. Mimo to, coraz częściej można spotkać młodych ludzi z koszulkami patriotycznymi. Nie brakuje również bardziej dojrzałych postaw takich jak np. chęć obrony kraju w razie wojny.
15 pażdziernika 1959 zdechł ukraiński cwel i pedał stefan bandera. W 1950 roku, ukrywając się w Niemczech pod nazwiskiem Poppel, pisał: „Żeby zrzucić z siebie okupację Moskali to ukraińscy mężczyźni powinni poznawać jeden drugiego. Jest to droga do wolności, droga do niezależności…”..bandera pochodził z rodzin żydowskich, wychrzczonych na greko-katolicyzm. Ojciec Andrian bandera to greko-katolik z mieszczańskiej rodziny Moishe i Rozalii (z domu Bielecka, polska żydówka).Stepan (Sztefan) był drugim dzieckiem, po starszej siostrze Marcie. (urodził się w 1909 roku w wiosce Uhrynów) w rodzinie unickiego kapłana Andriana i prostytutki Mirosławy. Mąż zachęcał żonę do prostytucji ponieważ przynosiła ona dużo większy dochód niż jego kazania.Status biernego sodomity towarzyszył ukraińskiemu przywódcy przez prawie całe życie. W 1936 roku Banderę, za zamach terrorystyczny, skazano na karę śmierci a następnie zamieniono mu ten wyrok na karę dożywotniego więzienia .Według zeznań jego towarzyszy z celi, Kaczmarskiego i Karpinca, Bandera był w więzieniu zdecydowanie nie szanowaną osobą, wypinając swój zad , zastępował więźniom kobietę.
Ascetyczna czerń okładki, pośrodku biało-czerwony płomień w funkcji emblematu, z którego prawie wykwitają „bezwstydne” słowa: POD ZNAKIEM NACJONALIZMU. To wystarczy, aby doprowadzić do spazmów oburzenia każdy umysł wyćwiczony w politycznie poprawnym reagowaniu na „złe”, „zionące nienawiścią”, „ksenofobiczne” i jakie tam jeszcze słowa. I nie dziwota: kto wzrastał w przeświadczeniu, że prawdziwym wrogiem wolności i prawdy nie jest komunizm czy w ogóle socjalizm, tylko „totalitarny nacjonalizm, którego przedstawiciele znajdują się zarówno w partii komunistycznej, jak i w antykomunistycznej opozycji” (dogmat ogłoszony i podany do wierzenia przez p. Jacka Kuronia bodajże w 1978 r.), ten wprost nie mógłby reagować inaczej niż odrazą i negacją na treści zawarte w antologii tekstów „Prawicy Narodowej” przygotowanej przez pp. Krzysztofa Kawęckiego i Rafała Mossakowskiego. Ów odruchowy antynacjonalista wie przecież z góry i raz na zawsze, że nacjonalizm, każdy nacjonalizm, to pestis perniciosissima, zło najgorsze, przy którego ocenie niepotrzebne jest nawet wysłuchanie argumentów przeciwnej strony. Co innego w stosunku do komunizmu. O, tu można i trzeba prześcigać się w dialektycznych cieniowaniach, w dystynkcjach tak subtelnych, że chyba zrozumiałych już tylko dla tych, którzy je wymyślili; aby tylko przypadkiem nie popaść w błąd na równi z nacjonalizmem ohydny: błąd „zoologicznego antykomunizmu”. Finezja anty-antykomunistów nie zna granic: jeszcze niedawno (w 1989 r.) słyszeliśmy na przykład p. Michnika głoszącego z przejęciem, że skompromitował się na zawsze komunizm „typu koszarowego”. Logicznie zatem biorąc, komunizm „typu niekoszarowego” może uchodzić nadal za powabny jak Primavera Botticellego!
Pozostawmy jednak anty-antykomunistów ich upodobaniom i dyzgustom, a zapytajmy, do jakich to wędrówek umysłowych zapraszają nas ci reakcjoniści z czarnym podniebieniem z „Prawicy Narodowej” (dla wyjaśnienia dodajmy, że jest to tytuł niskonakładowego pisma redagowanego przez K. Kawęckiego w latach 1990-1991 i z niego pochodzi większość zamieszczonych w antologii tekstów). Wypada tedy naprzód rozszyfrować prawdziwy sens ideowy pojęcia „nacjonalizm” w tym rozumieniu, jakie ponad wszelką wątpliwość afirmują autorzy antologii. Szczęśliwie, nie jest to zadanie trudne, ponieważ klarowna odpowiedź na powyższe zagadnienie dana została na pierwszych stronach przedmowy, obudowana nadto równie wyrazistym wskazaniem patronów tego nacjonalizmu.
"Jeżeli bowiem wolność jest dla nas przestrzenią usprawiedliwiającą niszczenie innych ludzi, wszyscy zasługujemy na niewolnictwo."
Niewiele jest rzeczy, których przy okazji czarnego protestu i – szerzej rzecz ujmując – sporu o aborcję dziennikarze i komentatorzy jeszcze nie napisali.
By nie być gołosłownym: argument o tym, że przeciwnicy aborcji są jak najbardziej dalecy od pomysłu, by zabronić kobiecie decydować o własnym ciele, ponieważ ich dziecko nie jest ich ciałem, jest już zużyty i – mimo niezaprzeczalnej precyzji – trudno uwierzyć w coś więcej niż jego przeciwskuteczność.
Podobnie nie ma już chyba potrzeby przypominać, że tak intensywne pojawienie się w mediach tematu aborcyjnego z reguły jest zwiastunem wielkiego fermentu, jaki dzieje się między wierszami, a może raczej: za parawanem tego sporu. Do tego dochodzi znany prolajferski mem o ekstremalnie trudnej sytuacji rodzinnej, zdrowotnej i ekonomicznej rodziców Beethovena i analogiczna historia poczęcia i narodzin Andrei Bocelliego, które również przekonać mogą już chyba tylko przekonanych. A o sytuacji, dzięki której jeden z najlepszych piłkarzy w dotychczasowej historii tej dyscypliny, Cristiano Ronaldo, miał możliwość w ogóle się narodzić za sprawą lekarza, który odmówił matce aborcji, nie ma potrzeby nawet wspominać, bo to historia niemal równie popularna jak sam zawodnik.
Tych prawdziwych – choć nużących przy kolejnym spotkaniu – argumentów i historii jest oczywiście dużo więcej. Do kogo miały trafić, pewnie już trafiły, kogo miały przekonać – przekonały. I choć jestem ogromnym fanem prostoty takich przemierzających internet historii, choć jestem szczerym wyznawcą ich efektywności i siły oddziaływania przerastającej nawet najmądrzejsze podręczniki, są bariery, których takie dzieła nie przekroczą. To granice własnych przeżyć.
W tym tygodniu byłem na filmie "Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Idąc na ten film, miałem już pewne informacje, często sprzeczne, na temat jego fabuły. Jedni twierdzili że film jest bardzo słabej jakości, że za długi wstęp, że wątki zbyt chaotyczne, że za mało pokazane, że główna rola żeńska kiczowata, że to negatywna, bo z Ukraińcem, bo przed ślubem, bo męża zdradzała... Inni zaś twierdzili że w filmie zbyt dużo jest okrucieństwa, zbyt dużo krwi. Albo też że jest nieobiektywny, że pokazuje obraz wyłącznie z polskiej strony.
Muszę przyznać, że film zaskoczył mnie i to bardzo pozytywnie. Otóż został nakręcony, moim zdaniem, fachowo i profesjonalnie. Nie wiem jak niektórzy, ale ja cały czas doskonale łapałem się w fabule, i wiedziałem co w danej chwili się dzieje, i dlaczego. Film jest właściwie jednowątkowy, pokazuje historię konkretnej osoby, głównej bohaterki, i wszystko cały czas kręci się wokoło niej... Jest to pokazanie następstw wydarzeń, od początku wojny. Przeskoki o kilka miesięcy są łatwo wyczuwalne i naturalne. Fabuła jest wręcz nad wyraz prosta i zwięzła.
Bohaterka jest po prostu zwykłą osobą. Nie jest to jakaś postać historyczna, którą należało by pokazać jako czystą i idealną, pokazując wyłącznie jej heroiczne cnoty. Jest to postać fikcyjna, która ma nas po prostu przybliżyć w epokę, pomóc nam wczuć się, i postawić na jej miejscu... Dlatego jest ona zwykłą, normalną osobą, taką jak my wszyscy, która jak każdy błądzi, grzeszy, żyje i po prostu zwyczajnie chce przeżyć w tych jakże ciężkich czasach. Pokazanie w takim filmie osoby sztucznie wyidealizowanej mijało by się całkowicie z celem.
Wyjątkowo dobrym posunięciem reżysera było pokazanie tak długiego wstępu, jakim jest wesele. Te wszystkie zwyczaje, symbole, relacje między ludzkie, doskonale wprowadzają nas w tamte lata. Pokazują jak pięknie przed wojną funkcjonowały Polskie Kresy, i jednocześnie jak wielkie były dążenia wśród dużej części Ukraińców aby ten ład i harmonię zburzyć... Jak wiele było powtarzanych kłamstw, pomówień, siania nienawiści między ludźmi... Jednocześnie widzimy Polskie, katolickie duchowieństwo wzywające do miłości i pojednania, do wspólnego trwania obydwu nacji obok siebie, tak jak to było od wieków...
Dalsza część filmu rozwija cały wątek, pokazuje kolejne etapy podjudzania konfliktu, najpierw przez sowietów, a potem przez Niemców (którzy jednak jak widzimy byli znacznie bardziej cywilizowani od banderowców). Ostatecznie dochodzi do eskalacji nienawiści, i rzezi na masową skalę, którą widzimy w ostatniej scenie. Ale i tam widać, że wśród Ukraińców zdarzały się jednostki, nieliczne wyjątki potwierdzające ogólną regułę, które pomagały Polakom, ratowały ich, często z narażeniem własnego życia. Podobnie wśród grekokatolickiego duchowieństwa byli banderowcy, którzy święcili kosy i widły, oraz prawdziwi Duchowni Kościoła Katolickiego, wzywający do pojednania.
Film pozostaje obiektywny, pokazując także odwetowe akcje dokonywane przez Polaków na ludności ukraińskiej, jednakże pokazuje jasno, że skala tych aktów zemsty była nieporównywalnie mniejsza, do ilości zbrodni ukraińskich, podobnie jak skala ich okrucieństwa. Nie jest to więc, jak twierdzą ukraińcy, tragedia obu narodów, tylko jest to wyłącznie zbrodnia ludobójstwa dokonana przez ukraińców na Narodzie Polskim, za którą do dziś dnia nie usłyszeliśmy nawet zwykłego słowa "przepraszam".
Jakkolwiek nie oceniać by tego filmu, to był on niezmiernie potrzebny. Pokazuje bowiem cienką granicę między cnotą Nacjonalizmu - czyli miłości do własnego Narodu, a szowinizmem, czyli chorą nienawiścią do innych nacji. Tam gdzie brakuje Boga i jego Prawa, tam najczęściej rodzi się nienawiść - nazizm, komunizm, czy szowinizm. W dzisiejszych czasach, gdy chaos i lewactwo święci swój tryumf, głosząc prawdziwą "mowę nienawiści" wobec wszystkiego co prawdziwie Polskie i Katolickie, odrzucając przy tym wszelkie prawa Boskie, moralne i naturalne, szczególnie należy o tym pamiętać i innym przypominać.
Prawdziwy Polak i prawdziwy Katolik nie chce zemsty. Naszym celem nie jest zniszczenie nacji ukraińskiej. My chcemy po prostu usłyszeć słowa "Przepraszamy. Tak to było ludobójstwo. Jest nam wstyd i prosimy o wybaczenie.". Wtedy, i tylko wtedy, możemy mówić o jakimkolwiek pojednaniu. Oczywiście za taką deklaracją muszą też iść konkretne czyny, inaczej będą to tylko puste słowa. A więc po 1. Ukraińcy musieliby całkowicie zaprzestać kultu wobec oprawców Polaków, musieliby zburzyć u siebie wszystkie pomniki Bandery i innych morderców, oraz potępić banderyzm i wszelkie ruchy neo-banderowskie. Po 2. musieliby uznać, że Kresy Wschodnie, a więc dawne województwo lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie i łuckie, to ziemie Polskie, i dążyć do ostatecznego zwrotu tych ziem, zawłaszczonych przez związek radziecki, Polsce, lub przynajmniej, w okresie przejściowym, do zagwarantowania wszelkich praw mniejszości Polskiej na tych ziemiach. Po 3. musieliby oczywiście zrzec się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski.
Możemy raczej wątpić że to nastąpi, bo wszelkie głosy i znaki mówią nam że jest dokładnie przeciwnie. Ukraińcy nie tylko nie chcą zaprzestać kultu Bandery i banderyzmu, ale i posuwają się do roszczeń terytorialnych wobec Polski [sic!] a nawet plotą o "konieczności zburzenia Cmentarza Obrońców Lwowa"! Jest to całkowitą kpiną z ich strony i splunięciem nam, Polakom, w twarz. Nie dość wspomnieć, że po obejrzeniu filmu "Wołyń" młodzi Ukraińcy stwierdzili, że "są dumni że swojej historii"...
Oby ten film otworzył oczy jak największej ilości naszych rodaków, zwłaszcza tych zaślepionych pro-ukraińską i rusofobiczną retoryką syjonistycznego PiSu, którzy liczą na pojednanie z Ukraińcami, bez wcześniejszego rozliczenia win... Ci którzy to głoszą, są zdrajcami polskiej racji stanu, zasługującymi tylko na to, aby ich powiesić na szafocie! "Wołyń" można różnie oceniać, ale ten film był nam potrzebny. I uważam, że każdy prawdziwy Polak powinien go zobaczyć!
Organizatorzy Marszu Niepodległości ujawnili, że tegoroczne zgromadzenie 11 listopada w Warszawie odbędzie się pod hasłem „Polska bastionem Europy”. Zgromadzenie zostało oficjalnie zgłoszone i potwierdzono, że na czele Marszu pojedzie konna husaria.
Informacja o oficjalnym haśle tegorocznego Marszu Niepodległości została podana na dzisiejszej konferencji prasowej organizatorów. Potwierdzono, że zgromadzenie rozpocznie się 11 listopada o godz. 14:00 na rondzie Dmowskiego w Warszawie. Trasa przemarszu ma przebiegać tak samo jak w roku ubiegłym. Wiec kończący zgromadzenie odbędzie się na błoniach pod Stadionem Narodowym. Obok okolicznościowych przemówień, odbędą się też koncerty.
Organizatorzy zapewnili, że podobnie jak w latach ubiegłych, nad bezpieczeństwem uczestników czuwać będzie Straż Marszu Niepodległości. Dopytywani przez dziennikarzy, bagatelizowali informacje na temat potencjalnej kontrmanifestacji Komitetu Obrony Demokracji. Zapewnili, że trasy obydwóch zgromadzeń nie pokrywają się.
Marsz Niepodległości jest największym tego typu zgromadzeniem w Polsce. W zeszłym roku manifestacja organizowana przez ONR i MW odbyła się pod hasłem „Polska dla Polaków. Polacy dla Polski”. Wtedy Marsz zgromadził ok. 100 tys. uczestników.
Kilka miesięcy po obchodach 1050. rocznicy rozpoczęcia chrystianizacji ziem polskich Sejm znaczną większością głosów odrzucił obywatelski projekt ustawy zakazującej zbrodni zabójstwa dzieci nienarodzonych. Stało się tak między innymi pod wpływem manifestacji proaborcyjnych, które odbyły się na ulicach wielu miast. Widok tych prawdziwie piekielnych hord w wulgarny i nieraz bluźnierczy sposób domagających się „prawa” do zabijania osób najbardziej bezbronnych, jakimi są nienarodzone dzieci, autentycznie przerażał. Stopień zawłaszczenia dużej części społeczeństwa przez kulturę mordu i pogardy dla człowieka, przez obsceniczność i wrogość do objawionej religii jest większy, niż do niedawna mogło się wydawać. O ile postępowanie partii rządzącej było łatwe do przewidzenia, o tyle warto jednak przypomnieć, że w Klubie Parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości obowiązywała dyscyplina podczas głosowania nad zakazem uboju rytualnego zwierząt, nie było jej natomiast w trakcie decydowania o kwestii dla życia narodu fundamentalnej. Po głosowaniu w prorządowych mediach dało o sobie znać zacietrzewienie środowisk pseudoprawicowych, myślących jedynie kategoriami kampanii wyborczych i niewahających się zarzucać obrońcom życia, że są „prowokatorami” i „agentami Moskwy”.
O wiele większą winę zaciągnęli jednak ci, którzy urzędowo zobowiązani są do obrony wiary i moralności. Ludzie powołujący się na autorytet naszego Pana Jezusa Chrystusa i mieniący kościelną hierarchią odżegnali się bowiem od zamysłu karania kobiet za dokonanie aborcji! Niesłychane: jedna z najcięższych zbrodni, jaką sobie można wyobrazić, według odstępców od moralności katolickiej nie powinna być karana! Zgodnie z autentyczną nauką Kościoła katolickiego dokonanie aborcji powoduje ekskomunikę wszystkich osób biorących w niej udział i bezpośrednio pomagających. Również prawo państwowe winno ścigać zbrodnię dzieciobójstwa i jak najsurowiej karać jej sprawców. W debacie publicznej całkowicie pomija się straszliwy aspekt aborcji: pozbawienie pomordowanych sakramentu Chrztu i wizji uszczęśliwiającej w Niebie, a zatem skazanie ich na szczęśliwość wyłącznie naturalną w limbus puerorum. Co więcej, ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik tzw. Konferencji Episkopatu Polski, prezentując argumentację przeciwaborcyjną, wyraźnie zaznaczył, że punktem odniesienia w tej sprawie nie jest wiara katolicka, lecz są nim prawa człowieka! Otóż Kościół Święty jest właśnie Nauczycielem katolickiej moralności, a potępienie dzieciobójstwa ma przede wszystkim religijny charakter. Aborcja jest złem dlatego, że oznacza złamanie piątego przykazania. Względy ludzkie są drugorzędne.
W tę dziwną pobłażliwość dla ludobójców wpisuje się postępowanie człowieka błędnie uznawanego za prymasa Polski. Ks. Wojciech Polak potrafił nazwać nacjonalizm herezją (chociaż Kościół w swoim Magisterium potępił wyłącznie jego skrajną postać), a nigdy nie znalazł równie mocnych słów pod adresem środowiska aborcyjnego. Zapowiedział za to swój udział w „święcie” reformacji, czyli pięćsetnej rocznicy największej – do czasów rewolucji modernistycznej w XX wieku – eskalacji herezji i apostazji. Nie tego Kościół Święty uczył Polaków przez tysiąc lat, trudno więc o poważniejsze dowody na odstępstwo od Wiary katolickiej ludzi błędnie uznawanych za hierarchię kościelną.
Za narodowe grzechy musimy zadośćuczynić Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, poświęcając Mu samych siebie, Ojczyznę i cały rodzaj ludzki. W ostatnią niedzielę października obchodzimy tradycyjnie święto Chrystusa Króla. Odmówimy wtedy – jako polscy wierni Kościoła rzymskokatolickiego – poświęcenie Kraju i narodu Najświętszemu Sercu Pana Jezusa z roku 1951. Chcemy Chrystusa za Króla!