OD REDKACJI TENETE TRADITIONES: Niedawno x dr. Karl Stehlin z modernistycznego [Neo]FSSPX w sposób bardzo niemerytoryczny (jak słusznie zauważył jeden z naszych czytelników, nie będący sam sedewakantystą) skrytykował podczas jednego ze swych wykładów oraz w kazaniu wygłoszonym 3 listopada br. w Warszawie (chyba z powodu powstania tam wreszcie katolickiej kaplicy z prawdziwą katolicką Mszą Św. bez una cum z heretykami) stanowisko sedewakantystyczne - czyli po prostu integralny Rzymski Katolicyzm (przy okazji zastanawiamy się, gdzie her Stehlin zdobył tytuł doktora, i z jakiej dziedziny? Czyżby z neo-teologii w modernistycznym Neokościele? W takim przypadku na pewno nie jest on Doktorem Świętej Teologii [Rzymskokatolickiej], a co najwyżej "teologii" modernistycznej). Zamiast odpowiadać na te powtarzane od ponad 20 lat bajeczki Stehlina o "dobrym i złym tatusiu", przedstawiamy poniżej dokładny, wyczerpujący i merytoryczny tekst, oparty na teologii katolickiej, o dzisiejszym kryzysie w Kościele i dokładnie wyjaśniający czym jest tzw. sedewakantyzm. Mamy nadzieję że dr. Stehlin wpierw przeczyta i się douczy, zanim po raz kolejny postanowi zaatakować nas i się skompromitować (wszak przecież doktorowi nie wypada opowiadać bzdur).

Nieprawdopodobny kryzys
JOHN DALY
––––––––
Poniższy tekst po raz pierwszy opublikowano w odcinkach w czasopiśmie "The Four Marks" (począwszy od kwietnia 2009). Jest to zapis wykładu, który wygłosił John Daly podczas seminarium zorganizowanego w miejscowości Rome, w stanie Nowy Jork, w roku 2002.
––––––
Czcigodni Księża, Panie i Panowie.
Niniejsza konferencja jest poświęcona przedstawieniu argumentów świadczących na rzecz sedewakantyzmu. Zanim rozpocznę, chciałbym się upewnić, że wszyscy wiemy, czym sedewakantyzm jest, a czym nie jest. Sedewakantyzm to przekonanie, że Stolica Apostolska jest pusta. Jeżeli uważacie, że Kościół katolicki nie ma dzisiaj papieża – prawdziwego, ważnego i prawowitego następcy św. Piotra – to jesteście sedewakantystami; w przeciwnym razie nimi nie jesteście.
Podkreślam, że sedewakantyzm nie jest ruchem. Są sedewakantyści, którzy chodzą tylko na Mszę kapłanów sedewakantystów; są tacy, którzy chodzą gdzie indziej i są wreszcie tacy, którzy w ogóle nie chodzą na Mszę. Oczywiście, są ponadto ludzie, którzy chodzą na Mszę u księdza sedewakantysty sami nie będąc sedewakantystami. A zatem, sedewakantyzm nie dotyczy tego z kim jesteście związani, tak jak nie chodzi w nim o to jaki macie pogląd na to czy niewiasty powinny nosić spodnie, albo co sądzicie na temat "chemtrails", albo o stanie uzębienia arcybiskupa Thuca – rzecz dotyczy tego czy uznajecie Jana Pawła II za widzialną głowę Kościoła Chrystusowego.
A skoro jest to pogląd, a nie ruch, to jako taki nie stawia on sobie żadnych celów ani nie prowadzi żadnej właściwej mu działalności. Jeżeli przyszliście tu dzisiaj w nadziei, że dowiecie się od nas jaki jest najskuteczniejszy sposób przywrócenia katolickiego porządku, lub zwiększenia liczebności tradycyjnych katolików, albo pozyskania większej ilości prenumeratorów tradycyjnych wydawnictw – to się rozczarujecie. Zakres tematyczny dwóch wykładów, jakich będziecie mogli dziś wysłuchać nie dotyczy kwestii tego czy sedewakantyzm jest pożyteczny. Ograniczy się tylko do odpowiedzi na pytanie czy sedewakantyzm jest zgodny ze stanem faktycznym. A jeżeli jest prawdą, że Jan Paweł II nie jest papieżem, to prawda ta będzie nadal niewzruszenie prawdziwa bez względu na to czy będzie nam się to podobać czy też nie i to zupełnie niezależnie od tego co w związku z tym uczynimy. Jeden z czołowych autorów publikujących w piśmie Remnant powiedział ostatnio, że sedewakantyzm doprowadzi do zniszczenia ruchu tradycjonalistycznego. Nie jest to prawdą – a co ważniejsze – jest to nieistotne. Nieistotne, jeśli miłujecie prawdę.
Istnieje wiele mało znanych i bardzo niewygodnych faktów, które mimo to nie przestają być faktami. Jeżeli odkryjecie pod pachą guz nowotworowy, albo zauważycie, że wasze miesięczne wydatki przewyższają dochody, lub usłyszycie podczas jazdy dziwny hałas i zapach wydobywający się z silnika samochodu... to zazwyczaj nie zastanawiacie się czy rak, bankructwo lub zniszczony silnik są pożądane czy powszechne: chcecie znać prawdę, nie zważając na to jak niewygodna by ona nie była. A prawda będzie się opierać na materiale dowodowym. W przypadku katolickiej prawdy, będzie bazować na tym, co Kościół głosi nam przez swoje nauczanie, swoje prawa, swoich teologów, itd.
Wyraz sedewakantysta jest oczywiście neologizmem – słowem wynalezionym w późnych latach siedemdziesiątych. Jest to wygodna etykietka, tak samo jak słowo tradycjonalista – osoby postronne zawsze przyczepiają poręczne etykietki, aby zidentyfikować grupy i owe etykietki często się przyjmują. Sedno sprawy znajduje się jednak poza etykietą i dotyczy zrozumienia tego, co ona oznacza. A oto test: jeżeli poprawnie zrozumieliście co oznacza słowo sedewakantysta, to uświadomicie sobie, że każdorazowo po śmierci papieża, cały katolicki świat jest sedewakantystyczny. A jeżeli jeszcze nie jesteście sedewakantystami, to znaczy, że jesteście sedeplenistami (sede-occupantist) – jedno z dwóch.
I oczywiście sedewakantyzm nie ma nic wspólnego z odrzucaniem papiestwa. Uznajemy wszystkich papieży, ale nie sądzimy, aby Karol Wojtyła był jednym z nich. To przeświadczenie opieramy na nauce i prawach Kościoła katolickiego.
Usłyszycie dziś dwa wykłady o sedewakantyzmie z których każdy ma inną podstawową przesłankę, ponieważ istnieją dwa zasadniczo odmienne sposoby wykazania tego, że Jan Paweł II nie jest papieżem. Chciałbym, żebyście wyraźnie rozróżnili je w swoich umysłach.
Załóżmy, że ktoś oferuje wam złoty pierścień, który w rzeczywistości jest imitacją. Możliwe są dwa sposoby wykazania, że jest to oszustwo. Pierwszy sprowadza się do wykazania, że przedmiot ten nie posiada jakiejś właściwości, którą musi mieć złoto – charakterystycznego ciężaru właściwego albo braku reakcji z kwasem azotowym. Drugi polega na wykazaniu, że w rzeczywistości jest to coś innego, zupełnie odmiennego od złota i nie do pogodzenia z tym aby było złotem. Na przykład, przesuwając magnes nad pierścieniem, spostrzegamy iż skacze on do góry i przyczepia się do magnesu. Orientujemy się natychmiast, że mamy do czynienia z żelazem, a więc nie ze szczerym złotem.
Przypatrując się działalności Jana Pawła II, pan Lane będzie argumentował, że jest on publicznym heretykiem, a publiczny heretyk w żadnym wypadku nie może być papieżem. Przesunie on nad Karolem Wojtyłą magnes herezji i Karol Wojtyła poderwie się i przylgnie do niego, pokazując tym samym, że jest fałszywy, zażelaziony i podatny na korozję. Nie mam nic więcej do powiedzenia na temat tej argumentacji, którą bardzo kompetentnie przedstawi pan Lane.
Moim zadaniem nie jest wykazanie, że Karol Wojtyła jest heretykiem. Nie zamierzam nawet zagłębiać się w to dlaczego nie jest on papieżem. Zamierzam po prostu wykazać, że prawdziwy papież ciesząc się asystencją Ducha Świętego, jest zabezpieczony przed czynieniem tego co czyni Karol Wojtyła, i że z tej przyczyny K. Wojtyła nie może być papieżem.
Znaczna część moich rozważań będzie także poświęcona omówieniu religijnej organizacji, której przewodzi Karol Wojtyła: instytucji, która sama przyjęła miano kościoła soborowego. Zamierzam dowieść, iż tenże kościół wykazuje zarazem zasadniczą niezgodność z katolicyzmem – że, oficjalnie i formalnie zaadoptował on nauki, zasady moralne, prawa i ceremonie, jakich Kościół katolicki nie tylko nie powinien, ale także nie mógłby przyjąć.
Pozwolę sobie zatem pokrótce wyłożyć moje rozumowanie.
Twierdzę, że sam Kościół nas uczy, iż jest nieomylny i wolny od błędu, nie tylko w naukach Magisterium nadzwyczajnego, ale również w swym Magisterium zwyczajnym i powszechnym; w swoich prawach i liturgii oraz w powszechnym nauczaniu codziennie przekazywanym wiernym wszelkimi środkami przez które Kościół uzewnętrznia swą wiarę. W żadnym z nich nie może głosić błędów choćby tylko pośrednio przeciwnych Boskiemu objawieniu, nigdzie nie może w nich zaprzeczyć temu, czego już wcześniej nauczał, nigdzie nie może się w nich znaleźć nic co by prowadziło wiernych w kierunku błędu i grzechu względnie oddalało od prawdy i świętości.
Utrzymuję ponadto, że kościół soborowy dopuszcza się tego wszystkiego czego Kościół katolicki w żadnych okolicznościach nie mógłby uczynić. Soborowa liturgia, prawa, zwyczajne jednomyślne codzienne nauczanie i praktyki są niezgodne z katolicką doktryną i wiodą niezliczone rzesze dusz na drogę herezji bądź apostazji i wiecznego potępienia.
Ze ścisłej logicznej konsekwencji wynika, że soborowy kościół nie jest Kościołem katolickim, a jego głową nie jest papież.
Przedstawionej powyżej argumentacji moglibyście zapewne postawić kilka zarzutów, ale nie ma wątpliwości co do tego, że najbardziej rozpowszechniony zarzut pochodzi od tych, którzy zajmują stanowisko zasadniczo zgodne z linią FSSPX. Sprzeciw ten sprowadza się do tego, że moje stwierdzenie rzekomo wyolbrzymia zakres nieomylności i niezawodności Kościoła, a rzeczy, które są tylko niepożądane i nietypowe przedstawia jako niemożliwe, choć nie są wyraźnie sprzeczne z żadną Boską obietnicą.
Właśnie to – jak sądzę – jest głównym punktem spornym między tradycjonalistami sedewakantystami a tradycjonalistami sedeplenistami. Dlatego też zamierzam przytoczyć wypowiedzi kilku uznanych autorytetów dotyczących właśnie tej kwestii.