Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

piątek, 31 stycznia 2014

Największy dowód przeciwko sedewakantyzmowi „Kościoła teoretycznego”. by Pelagius Asturiensis

“Una cum papa nostro Francisco”??? Wiara mówi, że to nie jest katolik, a tak wielu “tradycjonalistów” wyznaje, że to najbardziej prawowierny ze wszystkich biskupów

Trudno nie przypisać głównej winy za obecny stan katolicyzmu brakowi znajomości podstaw wiary wśród wiernych i duchowieństwa. Ponieważ znaczna większość wygodnych katolików lat pięćdziesiątych nie znała dobrze katechizmu w latach sześćdziesiątych zastała ich soborowa rewolucja, za którą wygodnie poszły prawie wszystkie owieczki. Tak było łatwiej. Obecnie widać lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej, do czego prowadzi brak znajomości wiary. Ani schizma Focjusza, ani herezja protestancka czy anglikańska nie osiągnęły tak dalekosiężnych skutków, jak Sobór Watykański II.

Pozostali jednak tacy katolicy, którzy pojęli oczyma wiary, że herezje głoszone od czasów tego soboru w imieniu Kościoła są nie do pogodzenia ze świętością wiary i nieomylnością Mistycznego Ciała Chrystusa, a w szczególności jego widzialnej głowy, jaką jest Biskup Rzymu. Powszechne nauczanie błędu, niegodziwej moralności i promulgowanie heretyckiej dyscypliny kościelnej Kościołowi powszechnemu jest niemożliwe dla tego, który posiada Boski autorytet Wikariusza Chrystusa na ziemi.

Każdy katolik jest w stanie to rozpoznać i zgodnie z tym poznanym stanem żyć. Wynika to z naszej świętej wiary, która zawarta jest w sposób najprzystępniejszy dla wiernych w zatwierdzonych przez Kościół katechizmach.

Inaczej rzecz się ma z zawiłościami prawa kanonicznego, którego dostateczną znajomość posiadają duchowni wykształceni w seminariach, gdzie lata spędzone na studium prawd Boskich i pogłębianiu życia duchowego mają owocować w pełnej ofiary i wysokich wymagań pracy duszpasterskiej. Nie każdy jednak kapłan jest od razu kanonistą, tym bardziej więc i od wiernych nie wymaga się (ani spodziewa) szczegółowej wiedzy dotyczącej prawa kanonicznego i jego interpretacji, zwłaszcza w kwestiach spornych czy nadzwyczajnych sytuacjach. Od tego zawsze były kompetentne organy diecezjalne czy rzymskie. Tym zajmowali się „zawodowi” kanoniści.

Powstali ostatnio w polskojęzycznej przestrzeni wirtualnej (i realnej) pewni świeccy katolicy, którzy znajomość prawa kościelnego zaczerpnęli z prywatnego zgłębiania konkretnych kanonów i stosowania ich do obecnej sytuacji wakatu Stolicy Apostolskiej. W ten sposób i do naszej Ojczyzny zawitał „Kościół teoretyczny” czystego prawa. Wyznawcy bowiem tego „Kościoła” starają się wiernie strzec integralnej wiary katolickiej potępiając jednak nawet swoich braci w wierze za „herezję sedewakantyzmu”.
“Papież” liberałów, modernistów, sodomitów, muzułmanów, lefebrystów…

Lefebrystom słusznie zarzucają dualizm eklezjalny (uznawanie za prawowitego okupanta Stolicy Apostolskiej przy jednoczesnym notorycznym niepodporządkowywaniu mu się). Choć jednak wierni „Kościoła teoretycznego” nie uznają autorytetu Bergoglio, bowiem ten kłóciłby się z wiarą katolicką, wpadli na pomysł uznawania sedewakantystów za heretyków. Powodem miałyby być konsekracje biskupie bez mandatu apostolskiego praktykowane przez dzisiejszych katolickich biskupów uznających wakat. Pomijając już oczywisty absurd wynikający z braku autorytetu kompetentnego do wydania takiego mandatu (przecież mamy sedem vacantem), herezją tych ostatnich miałoby być pomijanie konieczności takiego mandatu na podstawie zasady epikei.


W największym skrócie, epikeia lub nadprawność jest cnotą, która polega na pominięciu litery prawa, gdy zaistniała sytuacja jest tak wyjątkowa, iż niemożliwym lub szkodliwym jest zastosowanie danego prawa stanowionego. Epikeia pomija w konkretnym przypadku, w konkretnej sytuacji, nie zawsze ani wszędzie, konkretny przepis prawa w imię prawa wyższego. Jest to kazuistyczne rozwiązanie praktyczne należące ściśle do dziedziny wykonawczej, nie zaś interpretacyjnej, mające na celu swego rodzaju stosowanie się do intencji prawodawcy, do którego w danym momencie nie można się zwrócić o autorytatywną wykładnię (por. św. Tomasz, Suma teologiczna II-II, q. CXX oraz komentarz jednego z najlepszych tomistów XX wieku, O. Edwarda Hugona OP, o epikei: De Epikeia et Æquitate, Revue Angelicum 1928 pp. 359-367 (volume v, n. 3), Ad q. cxx secundæ secundæ partis Summæ Theologicæ divi Thomæ Aquinatis).

Skoro stanowisko sedewakantystyczne polega na stwierdzeniu faktu wakatu Stolicy Apostolskiej z racji herezji, schizmy czy apostazji okupujących ją modernistów, jasną tego konsekwencją jest fakt dalszych konsekracji biskupich dokonywanych przez duchowieństwo nie uznające zwierzchności obecnego faworyta dewiantów. A to po to tylko, aby zachować sakramenty katolickie nieskalane ręką czy imieniem (w kanonie Mszy świętej) heretyków. Nic nie jest nam w stanie zastąpić sakramentów, doskonałych kanałów łaski ustanowionych przez naszego Pana Jezusa Chrystusa podczas Jego ziemskiego życia. Nie ma najmniejszej wątpliwości, iż zasada epikei znajduje swe zastosowanie w obecnej sytuacji (ponieważ nie mamy Najwyższego Prawodawcy).

Jednym z głównych kanonistów owego „Kościoła teoretycznego”, może nawet jego legatem na wszystkie polskie diecezje jest Szymon Klucznik. W pewnym komentarzu tak oto przedstawił on największy dowód przeciwko sedewakantyzmowi:

I jeszcze jedna kwestia. W przytoczonej książce ksiądz teolog Lawrence Joseph Riley stwierdza również, iż „w odniesieniu do spraw, które dotykają istoty sakramentów, zastosowanie zasady epikei jest zawsze wykluczone.”

Oraz. Co bardzo ważne. „Nie można stosować epikeji, gdy idzie o prawa ludzkie Irritantes.”

LEGES IRRITANTES = prawa zawierające postanowienia, wedle których orzeka się nieważność pewnej czynności (C. j. c. 11).
IRRITANS – unieważniający x. Jougan – SŁOWNIK kościelny łacińsko-polski, Gniezno 1948, s. 331.

Przytoczony tekst, jest największym dowodem na Operację Trast (sic!) pod nazwą: sedewakantyzm.

(Definicja ze Słownika kościelnego łacińsko-polskiego rzeczywiście się zgadza. Przytoczony cytat z pracy x. Riley również jest prawdziwy. – Pelagiusz)

Jak zatem widać, x. Riley w wymienionej pracy pisze, że epikeia nie stosuje się do istoty sakramentów ani do tego, co stanowi o ich ważności czy nieważności (kościelne prawairritantes). Innymi słowy, nie można powoływać się na epikeię, aby uczynić nieważny sakrament ważnym, czy odwrotnie. W zasadzie sprowadza się to wszystko do jednego: ingerencji w materię i formę sakramentu.
Pius XII, “Pastor Angelicus”


Otóż, niemożność zmiany czegokolwiek w istocie sakramentów potwierdza uroczyście Pius XII, którego „Kościół teoretyczny” i sedewakantyści uznają za bezspornego papieża, w konstytucji apostolskiej Sacramentum ordinis o święceniach diakońskich, kapłańskich i biskupich następującymi słowami:

„władza Kościoła nie sięga istoty sakramentów, tj. tego, co w znaku sakramentalnym, w świetle źródeł boskiego objawienia, pochodzi z ustanowienia Chrystusa. Nie zmieniając istoty sakramentu kapłaństwa – czego nikt z katolików nie kwestionuje – w ciągu wieków w różnych okolicznościach dodawano w czasie święceń różne ceremonie. W tym należy szukać przyczyny dociekań teologicznych, jakie obrzędy przy udzielaniu święceń kapłańskich są istotne a jakie nie. Stąd wyrosły również wątpliwości i zastrzeżenia w sporadycznych wypadkach. I dlatego niejednokrotnie zwracano się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o ostateczne rozstrzygniecie przez najwyższą powagę Kościoła, co przy udzielaniu święceń decyduje o ich ważności.” (Sacramentum ordinis 1-2).

Istotą każdego sakramentu, która decyduje o ważności i jest z ustanowienia Chrystusowego jest forma i materia. W przypadku święceń kapłańskich, naucza dalej Pius XII:

„Jedyną materią święceń diakońskich, kapłańskich i biskupich jest włożenie rąk a jedyną formą słowa określające użycie tej materii: oznaczają one skutek sakramentu, tj. władzę kapłańską i łaskę Ducha św.: Kościół tak je rozumie i w tym celu stosuje. [...] Przy święceniach kapłańskich materię stanowi pierwsze włożenie rąk przez biskupa bez wypowiedzenia żadnych słów [...]. Forma składa się ze słów prefacji, z których następujące są istotne i konieczne do ważności: «Da, quaesumus, omnipotens Pater, in hunc famulum tuum Presbyterii dignitatem, innova in visceribus eius spiritum sanctitatis, ut acceptum a Te, Deus, secundi meriti munus obtineat censuramque morum exemplo suae conversatianis insinuet».” (ibid. 4) (dlatego też obrządek novus ordo używany do święcenia prezbiterów jest co najmniej wątpliwy – Pelagiusz)

W przypadku zaś konsekracji biskupiej tenże sam Papież naucza, że:

„przy święceniach czyli konsekracji biskupa materią jest włożenie rąk przez biskupa konsekratora, formą zaś słowa prefacji, z których istotne i dlatego do ważności potrzebne są następujące: „Comple in sacerdote tuo ministerii tui summam, et ornamentis totius glorificationis instructum coelestis unguenti rore sanctifica”.” (ibid.5) (dlatego też nowy ryt sakry jest z pewnością nieważny – Pelagiusz)

Ani zatem misja kanoniczna, która kapłanowi daje uczestnictwo w jurysdykcji Kościoła, ani mandat apostolski, który taki sam skutek wywołuje u biskupa, nie należą do istoty sakramentu święceń czy sakry biskupiej (nie są ani jego materią ani formą). Wobec tego zasada epikei, z zachowaniem wszystkich innych przepisów kościelnych, z uwagi na prawo zbawienia dusz, które jest najwyższym prawem Kościoła, znajduje swe zastosowanie w obecnej nieszczęsnej sytuacji wieloletniego wakatu Stolicy Piotrowej.

Widać zatem siłę „największego dowodu na Operację Trust pod nazwą: sedewakantyzm” naszych domowych kanonistów „Kościoła teoretycznego”. Sprowadza się ona do czystej ignorancji spraw najbardziej podstawowych. Cóż wobec tego można powiedzieć na ich pozostałe, niższego rzędu, dowody?

Skoro więc to miał być „największy dowód”, pozwolę sobie tylko pobieżnie podejść do innych mniej rozsądnych sofizmatów, w które obfituje przestrzeń wirtualna ambony polskiego legata „Kościoła teoretycznego”. Tenże, opierając się na autorytecie znanego podręcznika do teologii moralnej dwóch dominikańskich zakonników (i tu daje świadectwo swej ignorancji, nazywając tych znanych autorów „panami”), słusznie zauważa, po pierwsze, że epikei „nie stosuje się do tych przepisów, których powszechne przestrzeganie jest wymagane przez dobro wspólne” oraz po drugie, że „może być stosowana tylko w stosunku do prawa ludzkiego”. A wiadomo, w normalnych czasach konieczność mandatu apostolskiego wymagana jest dla dobra wspólnego, jakim jest jedność Kościoła, co zresztą orzekł Pius XII, w encyklice Ad apostolorum principis.

Ad primum. Ponieważ modernistyczny neokościół nie jest Kościołem katolickim, wyższe dobro wymaga zachowania nieskażonych błędem sakramentów dla dobra dusz potrzebujących łaski, jakiej im nie da modlitwa prywatna. Chodzi tu zwłaszcza o kontynuowanie oblationis mundae bez zbrudzenia jej imieniem heretyka (jak to czyni FSSPX i inni „tradycjonaliści”). Dalej, zakaz konsekracji bez mandatu ma na celu dobro wspólne, jakim jest w tym przypadku jedność Kościoła, co konkretnie oznacza uniknięcie wszelkiej schizmy. A że na Watykanie zasiada uzurpator odszczepieńca, sedewakantyści po prostu przekazują to, co otrzymali, nie mając na celu żadnej schizmy z żadnym znanym katolickim hierarchą.

Ad secundum. Faktem jest, że mandat apostolski w formie, jaką ją znamy, nie należy do prawa Boskiego. Św. Paweł konsekrując św. Tymoteusza nie miał żadnego papierka od św. Piotra. Z prawa Boskiego Kościół jest hierarchiczny i wszelka jurysdykcja pochodzi od Boga za pośrednictwem Następcy św. Piotra. Tam jednak, gdzie się jej nie uzurpuje, nie można powiedzieć, że łamie się prawo Boskie.

W ostatecznym rozrachunku to, czego samozwańczy kanoniści „Kościoła teoretycznego” nie wiedzą lub nie pojmują to to, że

„Także dyscyplina prawa kanonicznego ukierunkowana jest na zbawienie dusz i celem wszystkich jego norm i praw jest to, by ludzie żyli i umierali w świętości udzielonej im z Bożej łaski” („Etiam iuris canonici disciplina ad animarum salutem dirigitur et omnibus normis legibusque suis in id denique potissimumque tendit, ut homines gratia Dei sancti effecti vivant et moriantur”, Pius XII, przemówienie do rzymskich kleryków z 24 czerwca 1939 roku, za: AAS 31-248).

Ów swoisty kanoniczny kantyzm („tak musi być zawsze i wszędzie”, niezależnie od okoliczności) połączony z prywatnymi interpretacjami objawień prywatnych („Kościół będzie zaćmiony”, „Rzym będzie stolicą Antychrysta”, etc.) nieuchronnie prowadzi do absurdalnego postulatu teoretycznej „hierarchii na wygnaniu”, której nikt ani nie widział, ani nigdy nie słyszał.

A poszukiwanie ukrywającego się po strychach i piwnicach „Papieża” może okazać się wyczerpującym i żmudnym zadaniem. Tym bardziej żmudnym i wyczerpującym, że nawet gdyby znalazł się jakiś japoński rybak czy irlandzki farmer nikt nie miałby pewności, że to akurat głowa „hierarchii na wygnaniu”. Papa dubius, papa nullus.

Wówczas z „zaćmionego Kościoła” pozostanie tylko „Kościół zaćmionych”.

Pelagiusz z Asturii