Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Państwo narodowe - Katechon czy bękart rewolucji?

    Na szeroko pojętej prawicy reakcyjnej w Polsce co jakiś czas odżywa spór o państwo narodowe i jego właściwą interpretację z perspektywy tradycjonalistycznej. Chciałbym zatem w tym miejscu zaprezentować poglądy zwolenników utrzymania państwa narodowego a zarazem podjąć próbę odpowiedzi na argumenty jego oponentów.

    Reakcjonistyczni przeciwnicy état-nation podnoszą argument o jego antytradycyjności. Trudno w tym miejscu się z nimi sprzeczać, z ideowego punktu widzenia wydaje się bowiem, że jest to właściwa perspektywa. Pomimo tego sądzę,że państwo narodowe w najbliższej przyszłości powinno zostać utrzymane i nie należy go atakować. Skąd tak paradoksalna, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, postawa?  Kwestia jest banalnie prosta. Pomimo, że również uważam état-nation za swego rodzaju narośl na tradycyjnym ciele Europy (choć chyba nie jest też par exellance dzieckiem li tylko rewolucji) to w chwili obecnej jest to zarazem ostatni bastion broniący społeczeństwa przed kolejną wielką falą orgii lewicowo-postmodernistycznej. Przeprowadźmy eksperyment myślowy i zastanówmy się co by się stało, gdyby globalistycznym neoliberałom udało się zrealizować koncepcje Klausa Schwaba, polegającą na praktycznej likwidacji państw narodowych na rzecz wielkiego międzynarodowego kapitału nomadycznego i organizacji typu UE. Momentalnie doszło by do pauperyzacji ludności, demoralizacji dzieci i młodzieży ściekiem LGBTowskim, ostatecznej już atomizacji społeczeństwa i dekonstrukcji wszelkich pozytywnych wartości. Jakie państwo narodowe jest wszyscy wiemy, ale mimo wad należy mu oddać, że zapobiega oddaniu całej władzy jego zwolennikom. Chociaż jest nieślubnym dzieckiem rewolucji i tego co zostało ze starej Europy to POWSTRZYMUJE coś znacznie gorszego, czającego się tuż za rogiem. Można porównać je w pewnym sensie do... Napoleona, który samemu wyrastając z rewolucji jednocześnie cofa i zatrzymuje to co najgorsze w jej przejawach. I w tym właśnie, jako reakcjonista, widzę największą wartość państwa narodowego, jego KATECHONICZNOŚĆ. 

   Ktoś mógłby kontrargumentować, że przecież istnieje na współczesnym Zachodzie wiele państw narodowych, które, wbrew temu co napisałem, nie powstrzymują multikulturalizmu i globalizmu. To prawda, ale zastanówmy się jaką mamy alternatywę. Jeśli nie państwo narodowe, to co?  Chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że  jeśli upadną dzisiejsze państwa narodowe, zostaną one zastąpione nie przez wielobarwną mozaikę na wzór przedrozbiorowej Rzeczpospolitej czy renesansowych państw włoskich, ale w jednorodną, zatomizowaną, szarą i zglaszachtowaną masę napędzaną, masowymi ruchami migracyjnymi, gdzie nie ma już posłusznych swym państwom obywateli, a są pozbawieni wszelkich wartości wyższych konsumenci i wytwórcy. Taka jest realna alternatywa i uważam, że stwierdzenie, iż inną możliwością jest po prostu państwo Tradycji w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. Pamiętajmy, że konserwatyzm to nie tylko doktryna, przywiązanie do wielkich Idei pisanych dużą literą. To także metoda polityczna charakteryzująca się umiarkowaniem i realizmem ( zaznaczam, że rozumiem te pojęcia jako synonim przeciwstawiania się chaosowi rewolucyjnemu, a nie jako konserwatyzm "ciepłej kluchy", odmawiającej zdecydowanych działań, kiedy przychodzi na nie pora). A jakie są realia?  Zapewne każdy z nas doskonale rozumie, że świat może wyglądać znacznie gorzej, jeżeli postmodernistyczni ideolodzy zrealizują swoje plany: obumarcie państw, nasilenie ruchów migracyjnych, przechwycenie władzy politycznej przez struktury kontynentalne i międzynarodowe korporacje. I właśnie to jest  powstrzymywane przez państwo narodowe - nie to co już jest i dzisiaj rozkłada nas od środka, ale to co dopiero może nadejść i będzie znacznie gorsze. Cień totalnej uzurpacji. Na drodze tego zagrożenia stoi dziś właśnie państwo narodowe, które nasi wrogowie muszą zniszczyć aby zrealizować swoje plany. To właśnie état-nation, przy wszystkich swoich ułomnościach, których jestem świadom, jest naszym obrońcą. Dlatego też ze smutkiem muszę zauważyć, że jeśli dziś ktoś z nas uderza w państwo narodowe, nawet jeśli robi to w imię uniwersalizmu i kontrrewolucji, w istocie sprzyja interesom naszych globalistycznych oponentów. Oczywiście nie ma tu mowy o utożsamianiu się ze wspomnianymi oponentami, czy o zachodzeniu konwergencji. Nie zarzucam także reakcjonistom o odmiennych poglądach złych intencji, a wręcz przeciwnie – zazwyczaj są one bardzo szlachetne, choć mogą być obracane na naszą niekorzyść. 

   Ktoś mógłby na to wszystko co napisałem odpowiedzieć, że alternatywa: państwo narodowe - kapitał międzynarodowy to typowe dla dzisiejszej polityki uproszczenie dychotomiczne. Przykładowo w kwestiach gospodarczych sprowadzono debatę do rozróżnienia: wolnorynkowy kapitalizm czy socjalistyczny etatyzm. Że podobnie jak atakując kapitalizm za konsumpcjonizm i egoizm nie pomaga socjalistom, tak też atakując państwo narodowe za jego przywary wcale nie pomaga globalistom. Cóż, co do uproszczeń dychotomicznych  to w wielu przypadkach prawda, ale uważam, że akurat w kwestii ogólnej polaryzacji politycznej społeczeństwa Europy jest to po prostu fakt. Na stary podział prawica/lewica nałożył się nowy - kosmopolici/zwolennicy państwa narodowego.

    Reasumując - nie zarzucam swoim oponentom błędów natury doktrynalnej, ale zły "timing". O ile bowiem jestem w stanie wyobrazić sobie restaurację w ramach istniejących obecnie państw (choć przyznajmy - jest to niebywale trudne) to jednocześnie nie widzę sposobu na szybkie i pozbawione gwałtownych wstrząsów społecznych odejście od paradygmatu państwa narodowego. Piszący niniejsze słowa również nie znosi współczesnego, a biorącego swój początek z Oświecenia, scentralizowanego i zbiurokratyzowanego Lewiatana. Musimy jednak pozostać na gruncie realizmu i zachować daleko idącą powściągliwość starając się kreować otaczającą nas rzeczywistość, aby za wszelką cenę ustrzec się konstruktywizmu społecznego, "białego rewolucjonizmu", którym możemy nieumyślnie skrzywdzić wielu ludzi. Procesy cywilizacyjne zachodzą bardzo powoli, a to, co łatwo zniszczono odbudowywane będzie przez wiele pokoleń. Ludziom trzeba dać czas, aby oswoili się z nową sytuacją bo inaczej rzucą się sobie do gardeł jak w byłej Jugosławii.

   Chciałbym teraz krótko poruszyć jeszcze kwestię ewentualnej restytucji Rzeczypospolitej, co w oczywisty sposób łączy się z omawianym tutaj tematem. Być może w bliżej nieokreślonej przyszłości działanie takie będzie możliwe. Jestem jak najbardziej za, pod warunkiem, że będzie to robione rozważnie i w zgodzie z konserwatywnym paradygmatem. Żadnych wielkich ruchów migracyjnych. Każdy naród panem u samego siebie. Niech Rzeczpospolita jutra będzie konfederacją państw narodowych, a nie placem zabaw dla kosmopolitów i wielkiej finansjery. Póki co jednak musimy stąpać twardo po ziemi i przyznać, że nie ma na razie warunków do stworzenia takiego organizmu. Wyraźnie widać wybijające się na plan pierwszy problemy: litewski polonofobizm, ukraińska niestabilność wewnętrzna i  uwikłanie w działania wojenne na wschodzie, napięte relacje polsko-białoruskie. To ostatnie dotyczy bardziej sfery stricte politycznej bo społeczeństwa Polski i Białorusi są do siebie przychylnie nastawione, ale nasza polityka względem tego, kluczowego dla nas, sąsiada już od dekad jest po prostu jednym wielkim horrendum i z pewnością nie będzie łatwo odbudować dobrych stosunków. 

   Na marginesie rozważań o państwie narodowym chciałbym bardzo krótko, z uwagi na objętość niniejszego tekstu, odnieść się jeszcze do kwestii uniwersalistycznego Cesarstwa. Oczywiście jako reakcjonsta akceptuję je i wyobrażam sobie, że jego restytucja mogłaby być zwieńczeniem wielkiego dzieła Kontrrewolucji w Europie. Pamiętajmy jednak, że idea cesarska miała w swojej historii wiele różnych inkarnacji i, jeżeli miałaby odżyć, to Cesarstwo musiałoby być instaurowane od nowa. Warto zastanowić się nad następującym modelem: cesarz byłby wybierany przez monarchów Europy spośród siebie. Panowałaby dożywotnio i byłby primus inter pares pośród królów.

     Podsumowując zatem nasze rozważania: najpierw czas na kontrrewolucję. Pokonajmy naszych wrogów, wyrwijmy chwasty marksistowskie i demoliberalne, zabezpieczmy nasze państwa i społeczeństwa. Dopiero wtedy, po wiktorii, będziemy mogli pozwolić sobie na komfort dzielenia włosa na czworo i znajdziemy czas, aby spokojnie i cierpliwie wprowadzić  reformy także w omawianej tu kwestii. Kończąc, powiem krótko: monarchiści, nacjonaliści, konserwatywni liberałowie, katolicy i patrioci! Wszystkie ręce na pokład, brońmy państwa narodowego! Albowiem czas na jego rewizję nadejdzie dopiero po zwycięstwie. 

[Tekst został napisany przez osobę spoza redakcji. Zastrzegamy, że zawarte w nim poglądy nie muszą być w pełni zgodne z „redakcyjną dyscypliną”].

Autor: Damian Motyka alias Krakowski Królik Korekta: TG

Za: Facebook.com  / MyReakcja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.