Wielki Brat, kadr z filmu „1984”, reż. Michael Radford |
“When a man cannot choose, he ceases to be a man.” - Anthony Burgees, “Mechaniczna Pomarańcza”
Tydzień temu rozprawiałem o „demonkracji”, dziś czas omówić zagrożenie wychodzące z, teoretycznie, drugiej strony - totalitaryzm. Od łacińskiego totalis - całkowity; oznacza system, w którym jednostka jest bezwzględnie podporządkowana aparatowi państwa w każdym aspekcie życia. Państwo w takim przypadku sprawuje kontrolę nad psyche obywateli, będącymi de facto niewolnikami rządzącej kliki. Totalitaryzm również jest systemem obcym zarówno religii katolickiej, jak i cywilizacji łacińskiej. Sztandarowymi wręcz przykładami państw totalitarnych są nazistowskie Niemcy oraz komunistyczny ZSRR. Totalistyczne zapędy widać gołym okiem również we współczesnych państwach demokratycznych, a i po naszej stronie znajdzie się „katotaliban”, o szczerze totalistycznych zapędach.
Nazistowskie Niemcy miały, rzeczywiście, ogromne zapędy totalistyczne. Naziści dążyli do podporządkowania sobie każdego aspektu życia obywateli, choć kontrola nie zdążyła posunąć się tak daleko, jakby tego chcieli. Udało się m. in. stworzyć potężną policję polityczną i wykorzystywać środki masowego przekazu do manipulacji. Nie stworzono jednak zunifikowanego i podporządkowanego ciała (nawet pod koniec wojny wciąż istniały w Niemczech silne indywidua, nie utożsamiające się z Hitlerem - jak chociażby Goerdeler czy Jünger). W ZSRR (z perspektywy totalistów) sytuacja wyglądała dużo lepiej - indywidualne myślenie było tępione przez NKWD a do „ewaporowania” wystarczało nieraz zwykłe podejrzenie ze strony partii. Przeciwnicy systemu musieli uciekać za granicę lub znosić straszliwe represje. Oba te przykłady obrazują świetnie, że zarówno komunizm, jak i nazizm, prowadzą do jednego - właśnie totalizmu, który został potępiony encykliką „Mit Brennender Sorge” Papieża Piusa XI.
Ciekawiej rzecz wygląda w przypadku współczesnych demokracyj, które stawiają się niejako w opozycji do wyżej wymienionych. Według oficjalnej narracji Ministerstwa Prawdy są one wręcz bastionem wolności. Ludzie w końcu mogą robić co chcą, dopóki nie łamią prawa. Ba, mają wręcz wpływ na władzę, którą przy wyborach mogą odwołać. Nigdy w historii człowiek nie miał tylu praw i władzy! W rzeczywistości jednak jedyną różnicą między ZSRR a współczesną demokracją jest poziom propagandy, który wmawia dziś ludziom rzekomą wolność. Jesteśmy uzależnieni od urzędników państwowych jak nigdy przedtem, na wszystko potrzebne są koncesje i pozwolenia, a podatki są wyższe niż kiedykolwiek wcześniej. Momentami państwo nawet za oddychanie domagało się zapłaty (5zł w maseczce, 500zł - bez). Rządy są nieudolne jak nigdy, co kryją pod płaszczem solidnej propagandy rodem z Orwellowskiego „Roku 1984”. Twierdzenie, iż inflacja spada kojarzy mi się z tym, jak przydział czekolady dla obywateli Oceanii wzrósł z 30 gramów do 20. Polityka to bal maskowy, a państwa totalitarne przyodziane są jedynie w piękne maski rzekomej wolności. Co gorsza, ten totalitaryzm pogłębia się i pogłębia, aż w końcu dojdzie do ogromnego ucisku, jakiego świat dotąd nie znał i tylko boska interwencja nas ocali. Ale tak być musi.
Wszyscy jesteśmy obywatelami, równymi sobie. Żyjemy w społeczeństwie, w którym znaczymy cokolwiek tylko jako element całości, jako fragment jednego, wielkiego mechanizmu technicznego. Trybiki w maszynie. Nie wolno nam się wychylać i wychodzić z własną inicjatywą, bo całe społeczeństwo się zawali. Dobry argument na zwalczanie groźnych indywiduów w zarodku. Rzeczywistość jest jednak zgoła inna - to indywidua kształtują historię: to legiony szły za Cezarem, nie odwrotnie; to wojsko szło za Napoleonem, nie odwrotnie; czy wreszcie - to chrześcijanie idą za Chrystusem, nie odwrotnie! Multikulturalizm niszczy kulturowe różnice, możni tego świata dążą do zuniformizowania społeczeństwa, by wyeliminować zagrożenie silnych jednostek. Śmiem wysunąć tezę, że Orwell się mylił - nadzieja nie leży w prolach, leży w jednostkach, które są wstanie pociągnąć proli za sobą!
Na naszych oczach Hiper-Robociarz rzuca termos. Jeśli go nie powstrzymamy, jakiekolwiek próby oporu będą dalej niemożliwe i tylko Ręka Boża będzie w stanie nas wyzwolić - koniec Ery Syna.
Warto wspomnieć o, choć sporadycznych, indywiduach, marzących o totalistycznym państwie katolickim, w którym aparat państwowy zaglądać będzie ludziom do mieszkań i karać za nieprawe myśli. Totalizm, choćby określony mianem „katolickiego”, pozostaje wrogi chrześcijaństwu i naszej cywilizacji łacińskiej, mocno ceniącej sobie wszak wolność. Faktem jest, że należy karać za zło. Ale czy należy zmuszać do dobra? Czy człowiek, zmuszony do czynienia dobra, rzeczywiście jest dobry? Czy nie kłóci się to z Bożym planem i daną nam wolną wolą? Odpowiedź daje nam Ukrzyżowanie naszego Pana - mógł zejść z krzyża, pokazać wszystkim, że jest Bogiem i wszyscy by w Niego uwierzyli. Dlaczego więc tego nie zrobił? Bo co warta jest wiara wymuszona przez cuda! Św. Łukasz powiada, iż w rodzinnych stronach Jezus nie uczynił wielu cudów z powodu niedowiarstwa ludu. Najpierw musi być wiara, potem cuda. Bo wiara jest aktem woli i Bóg w żaden sposób nas do niej zmuszać nie chce - czy to siłą, czy przez cuda. Oczywiście, publiczne szerzenie fałszywych wierzeń jest przestępstwem i powinno być karalne - ale nie mamy mocy wpływać na prywatną sferę życia ludzi.
Totaliści twierdzą, że zarówno sfera publiczna, jak i prywatna powinny znajdować się pod kontrolą. Liberałowie twierdzą, że ani sfera publiczna, ani prywatna nie powinny znajdować się pod kontrolą. Katolik wie, że sfera publiczna powinna być pod kontrolą zgodnie z Bożym Prawem, zaś sfera prywatna jest podległa naszej, ludzkiej, wolnej woli, w którą Pan raczył nas wyposażyć i nie bez powodu jej nie ogranicza.
Bartosz Edward Koniewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.