Przeciwko „nowemu papiestwu” Piotra Kwasniewskiego
Tłumaczenie polskie za:
Przerabianie papiestwa, aby Bergoglio doń pasował...
[Ten post jest kontynuacją Rethinking Peter Kwasniewski: A Sedevacantist Critique of his Anti-Papal Traditionalism.]
4 stycznia 2023 r. amerykański filozof dr Peter Kwasniewski opublikował artykuł w One Peter Five zatytułowany „Porzucenie Kościoła nie przemawia do tradycjonalistów” i w tym wpisie na niego odpowiemy. Przez „tradycjonalistów” rozumie on ludzi w Kościele posoborowym, którzy uznają Franciszka za prawowitego papieża, ale opierają mu się we wszystkim, co osobiście zdecydują, że jest „niezgodne z Tradycją”.
Wolimy nazywać takie dusze – z których wiele jest prawdziwie pobożnymi i dobrymi ludźmi, którzy kochają naszego Pana ponad miarę – „półtradycjonalistami”, ponieważ, niezależnie od tego, czy jest to zamierzone, czy nie, ich przywiązanie do Tradycji katolickiej jest tylko częściowe: po pierwsze, nie uznają tradycyjnego nauczania dotyczącego papiestwa i Kościoła, które jest nie do pogodzenia z ideą, że publiczny apostata Jorge Bergoglio („Papież Franciszek”) mógłby być następcą św. Piotra.
W rzeczywistości Bergoglio nieustannie robi rzeczy, których prawdziwy papież nie mógłby robić przez boską ochronę, takie jak nauczanie jako część jego oficjalnego magisterium, że Komunia Święta może być udzielana nieskruszonym cudzołożnikom, jeśli „rozeznają”, że „wolą Boga” jest dla nich pozostawanie w cudzołóstwie; takie jak deklarowanie, że Bóg pozytywnie chce różnych religii jako wyraz Jego woli i „ubogacenie” dla ludzkości ; i takie jak kanonizacja potwornego publicznego grzesznika Giovanniego Battisty Montiniego („papieża Pawła VI”) jako świętego godnego czci i naśladowania.
Chociaż wyraźnie naucza, rządzi i „uświęca” swoich wyznawców w wiecznej nędzy (obiektywnie rzecz biorąc), Franciszek jest jednak ważnym papieżem dla prof. Kwasniewskiego, a instytucją, którą kieruje, jest jednak Kościół rzymskokatolicki, jak nalega. Ucieczka przed publicznym heretykiem Bergoglio i opuszczenie tego podmiotu, za który jest on odpowiedzialny, byłaby jedyną rozsądną rzeczą dla każdego, kto chce być katolikiem, ale dla „Kwasa”, jak pieszczotliwie nazywają go niektórzy z jego byłych studentów, byłoby to „porzucenie Kościoła”.
Dlatego od lat pisze artykuł za artykułem, aby przekonać ludzi do pozostania przywiązanymi do Franciszka (uznając go za papieża), jednocześnie odrzucając i walcząc z jego herezjami, fałszywymi naukami, fałszywymi świętymi i złymi prawami. Nie tak dawno temu kompilacja wielu jego artykułów na ten temat została opublikowana w wersji papierowej jako The Road from Hyperpapalism to Catholicism. Od tego czasu Kwasniewski ciężko pracował, aby przekonać ludzi, że konieczne jest „przemyślenie papiestwa” w świetle ostatnich 10 lat „Chaos Franka” w Watykanie.
Aby ta niebezpieczna nowa narracja nie zyskała jeszcze większej popularności niż ma już wśród pół-tradycjonalistów, wydajemy mocne odparcia błędów Kwasniewskiego. Oto niektóre z nich:
Zacznijmy teraz naszą krytykę artykułu dr K. „Porzucenie Kościoła nie przemawia do tradycjonalistów”.
Po pierwsze, zauważcie, że tytuł jest „naładowany” założeniami. Założenia niekoniecznie stanowią problem, o ile są prawdziwe i uzasadnione. Dla jasności przynajmniej je wskażemy. Tytuł zakłada, co następuje:
- że kościół, którego głową jest Franciszek, jest Kościołem rzymskokatolickim
- że półtradycjonaliści są częścią tego kościoła
- że odrzucenie roszczeń Franciszka do papiestwa stanowiłoby porzucenie Kościoła rzymskokatolickiego
Na razie zostawimy te założenia w spokoju i skupimy się na treści artykułu. Uwaga spoiler: Tekst Kwasniewskiego jest kolejną pozbawioną teologii próbą „obrony wiary” poprzez zmuszenie Bergoglio do papiestwa i zapewnienie zniechęconych posoborowych dusz, że powodem, dla którego są kuszeni, by stracić wiarę, jest to, że po prostu nie rozumieją papiestwa tak dobrze jak on - dlatego teraz przybył, aby wyprowadzić ich z łatwowiernego przekonania, że papież faktycznie musi być katolikiem i nauczać prawdziwej wiary.
Kwas otwiera w następujący sposób:
Podczas niewoli bergogliańskiej słyszy się, że katolicy tracą lub kwestionują swoją wiarę, ponieważ myślą: „Jeśli papież może się tak bardzo mylić, to religia katolicka nie może być prawdziwa”.Z pewnością powinniśmy być zrobieni z bardziej surowego materiału. Dlaczego konieczne jest postrzeganie papieża jako wszystko i cel katolicyzmu? Jako jedyną miarę tego, w co wierzy Kościół i jak mamy żyć i oddawać cześć? Ten pogląd powinien nas szczerze uderzyć jako dziwaczny. Jesteśmy spadkobiercami 2000 lat tradycji kościelnej. Mamy Pismo Święte, które pomimo swoich niejasności i subtelności, bardzo wyraźnie naucza ważnych podstaw. Mamy świętą liturgię, lex orandi, która z nasion apostolskich wyrosła organicznie w wielkie ryty Wschodu i Zachodu, dając znamienne świadectwo lex credendi. Mamy pisma i świadectwo wielu świętych, w tym Ojców Kościoła, Doktorów i mistyków (pomyślcie np. o Dialogu Katarzyny ze Sieny!); mamy setki wzajemnie spójnych katechizmów sprzed soborowego krachu. Prawie każdy papież, jakiego kiedykolwiek mieliśmy, czcił te źródła i czerpał z nich własne nauczanie.(Peter A. Kwasniewski, „Abandoning the Church Has No Appeal for Traditionalists”, One Peter Five, 4 stycznia 2023; kursywa w oryginale, hiperłącza usunięte.)
Kwasniewski może tak mówić tylko dlatego, że ignoruje, nie traktuje poważnie lub po prostu nie wierzy w to, co ta 2000-letnia Tradycja kościelna ma do powiedzenia na temat papiestwa. W rzeczywistości ta Tradycja nie dotarłaby do naszych czasów, gdyby papieże – prawdziwi papieże – nie czuwali starannie, nie przekazywali i nie szerzyli każdej joty naszej świętej wiary. Sam dr K przyznaje to w cytowanych powyżej liniach i już samo to pokazuje niezwykle ważną funkcję papieża.
Papież jest gwarancją tego wszystkiego – że święci są świętymi, że Tradycja jest Tradycją, że Pismo jest prawdziwie Boskim Pismem, że właściwie rozumiemy Ojców Kościoła, że katechizmy są ortodoksyjne i spójne, że nasi biskupi są prawowitymi pasterzami, że Kościół pozostaje w jedności i że Święta Liturgia jest autentycznie katolicka i nie jest zachętą do bezbożności, herezji lub świętokradztwa. Wyjmijcie papiestwo z tego obrazu, a zostaniecie z wieloma opiniami i prawdopodobieństwami, ale bez gwarancji.
W pierwszej encyklice swojego pontyfikatu papież Benedykt XV (1914-1922) nauczał jasno:
... Skoro zatem prawa władza co ściśle nakaże, nie wolno nikomu tego nakazu nie wykonać dlatego, że się mu nie podoba, lecz niech każdy swoje mniemanie podda pod powagę tego, komu podlega i niech mu z obowiązku swego sumienia będzie posłuszny. Również niech nikt niepowołany czy to przez rozpowszechnianie książek czy też czasopism lub przez publiczne mowy, niech się w nauczyciela Kościoła nie bawi. Wszyscy wiedzą, komu urząd nauczycielski Kościoła od Boga został zlecony: jemu zatem musi być zostawione nienaruszone prawo przemawiania wedle swego uznania wtenczas, gdy uzna za stosowne; wszystkich zaś innych jest obowiązkiem, mówiącemu w imieniu Kościoła, być posłusznym i jego słowom być uległym.(Papież Benedykt XV, Encyklika Ad beatissimi, n. 22)
Są to słowa walki z Piotrem Kwasniewskim, ponieważ potępiają go, tego który ośmiela się przewyższać władzą „papieża” w sprawach doktryny, liturgii i ogłoszonej świętości. Nieźle jak na kogoś, kto nie został powołany do żadnej roli w kościele i kto nie ma nawet dyplomu z teologii! (W naszym poprzednim poście pokazaliśmy, że miał nawet czelność oskarżać papieża św. Piusa X o modernizm!)
Co więcej, jasne jest, że Kwasniewski musi minimalizować autorytet papieski tak bardzo, jak to możliwe, nie tylko dlatego, że ten autorytet potępia jego, ale także dlatego, że w przeciwnym razie nie może wcisnąć publicznego apostaty Bergoglio w rolę papieża – a nawet wtedy, oczywiście, naprawdę nie może, ale może sprawiać wrażenie, że zrobił to skutecznie.
[Wybierz jedno: Franciszek/Papiestwo]
Niestety, Kwas wybrał źle...
Nawiasem mówiąc, musimy zakwestionować sposób, w jaki Kwas formułuje omawianą kwestię, już na samym początku. Mówi, że ludzie lamentują: „Jeśli papież może się tak bardzo mylić, to religia katolicka nie może być prawdziwa”. Czy problem naprawdę polega na tym, że rzekomy papież po prostu się myli? Czy nie jest raczej tak, że ten „mylący się papież” naucza swoich błędów nie tylko prywatnie wobec otaczających go ludzi, ale całego Kościoła? Czy nie zanieczyszcza katechizmów, nie zamyka kwitnących zakonów, nie tłumi starożytnego rzymskiego rytu Mszy, nie wprowadza świata w błąd swoimi publicznymi przemówieniami, nie kanonizuje fałszywych świętych i nie wywołuje wszędzie zgorszenia swoimi oficjalnymi aktami?
Omawiany problem jest o wiele gorszy niż po prostu to, że papież się myli.
Kwasniewski kontynuuje:
Jeśli zatem mieliśmy kilku mniej-niż-świetnych papieży, którzy odmówili czerpania swej orientacji ze źródeł i pomników, na które katolicy zawsze patrzyli, czy nie oznaczałoby to, że po prostu po królewsku nadużywają swojej władzy we wszystkich dziedzinach, w których papieże mogą być nieroztropni i omylni? Nie rozumiem, jak to zmienia religię katolicką, chyba że religia ta jest utożsamiana z bezmyślnym przyjmowaniem każdej opinii, oświadczenia czy kaprysu panującego papieża.(kursywa w oryginale)
Tutaj znowu autor nadmiernie formułuje kwestie w sposób, który faworyzuje jego stanowisko. „Papieże” po Piusie XII nie byli „mniej-niż-świetni” – to tak, jakby powiedzieć, że aborcjoniści są mniej-niż-świetnymi pediatrami. To po prostu nie oddaje rzeczywistości.
Podobnie, błędem jest formułowanie sprawy wyłącznie w kategoriach (nie)omylności. Papieże cieszą się boską pomocą nawet w sprawach, które, ściśle mówiąc, nie są nieomylne. Papież Pius XI powiedział to dokładnie w odniesieniu do zakazu antykoncepcji, co którego najwyraźniej niektórzy twierdzili, że nie muszą go przestrzegać, ponieważ nie jest to nieomylna definicja:
Niech więc wierni mają się na baczności, by także w zagadnieniach małżeńskich, szeroko dziś omawianych, nie ufali zbytnio własnemu sądowi i fałszywie pojętej wolności rozumu czyli tzw. autonomii uwieść się nie dali. Nie można bowiem pogodzić się z mianem prawdziwego chrześcijanina, by ktoś tak zuchwale rozumowi swemu ufał, że niczego za prawdę uznać nie chce, czego sam z istoty rzeczy nie poznał, a Kościół, powołany przez Boga do nauczania i rządzenia wszystkich narodów, uważał za mniej obeznany w nowoczesnych kwestiach i prądach; albo z uległością przyjmował tylko te prawdy, które Kościół, jak wspomnieliśmy, uroczyście ogłosił, jak gdyby poza tym wolno mu było słuszne mieć przekonanie, że pozostałe dekrety albo błędy zawierają, albo też względami prawdy i obyczajów nie dość są uzasadnione. Przeciwnie, znamieniem prawdziwego chrześcijanina, uczonego czy nieuczonego jest, że we wszystkich sprawach wiary i obyczajów chętnie kieruje się i orientuje świętym Kościołem Bożym przez Najwyższego Pasterza jego, Rzymskiego Papieża, którym znowu kieruje Pan Nasz, Jezus Chrystus.(Papież Pius XI, Encyklika Casti connubii, n. 104; podkreślenie dodane).
Papież Pius XII również odrzucił argument, że nieomylne nauki nie są wiążące:
Nie wolno też sądzić, że treści Encyklik nie wymagają same przez się uległości, skoro w nich Papieże nie sprawują swej najwyższej władzy nauczania. Uczą one bowiem na podstawie zwyczajnego posłannictwa Urzędu Nauczającego, do którego również odnoszą się słowa: “Kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10,16). Najczęściej też to, co Encykliki wykładają i uwydatniają, już skądinąd należy do doktryny katolickiej.(Papież Pius XII, Encyklika Humani generis, 20)
Ponadto, tylko dlatego, że dana nauka nie jest nieomylna, nie oznacza, że może być heretycka, to znaczy, że może być sprzeczna ze znaną Wiarą. Zbyt wielu ludzi popełnia ten błąd w rozumowaniu. Uważają, że jeśli coś nie ma gwarancji, że jest wolne od wszelkiego błędu, to nie ma gwarancji, że będzie wolne od jakiegokolwiek błędu. Ale to oczywista nieprawda.
Gdybyśmy mieli utrzymywać, jak to czyni prof. K., że papieże są zdolni do nauczania najohydniejszych herezji i godnych potępienia błędów, z wyjątkiem jednego razu na ruski rok, kiedy to formułują nieomylną definicję lub gdy wszyscy biskupi świata już nauczają tej samej doktryny, to papiestwo w ogóle nie byłoby bezpiecznym przewodnikiem do nieba, oznaczałoby to bowiem, że nie możemy mieć żadnej pewności, poza tymi niezwykle rzadkimi oświadczeniami ex cathedra, że to, czego naucza sam papież, jest prawdziwe lub przynajmniej jest w harmonii z ortodoksyjną wiarą, a zatem bezpieczne do przyjęcia.
Wtedy codzienne, zwyczajne nauczanie Biskupa Rzymskiego nie służyłoby żadnemu celowi, poza utrzymywaniem wiernych zajętych badaniem i sprawdzaniem, czy Wikariusz Chrystusa nie wślizgnął się w rolę Wikariusza Szatana. Byłoby to kompletną kpiną z nauczycielskiego autorytetu następcy św. Piotra! Jak nauczał papież św. Pius X, „dla ochrony prawdy katolickiej jest sprawą najwyższej wagi naśladowanie i posłuszeństwo okazywane Następcy św. Piotra z największą wiarą” (List apostolski Tuum illud). Kwasniewski rozumie więc to na odwrót: to trzymanie się nauczania papieża gwarantuje ortodoksję wszystkich innych; a nie konformizm papieża wobec wszystkich innych.
Papież nie jest jedyną miarą katolicyzmu, to prawda; ale jest on ostateczną miarą i gwarancją tego: „A przecież najbliższą i powszechną normą prawdy dla każdego teologa w dziedzinie wiary i obyczajów ma być Urząd Nauczycielski Kościoła, bo Jemu powierzył Chrystus Pan zachowywać, strzec i tłumaczyć cały depozyt wiary, tj. Pismo św. i Tradycję Boską.” (Pius XII, Humani generis, n. 18).
To powiedziawszy, po prostu nie jest prawdą, że „papieże” po Piusie XII nigdy nie naruszyli ścisłych granic nieomylności, jak insynuuje Kwas.
Na przykład herezja Bergoglio na temat kary śmierci, która jest obecnie nauczana w całym jego kościele przez praktycznie wszystkich jego „biskupów”, w materii wiary i moralności i jak objawiona przez Boga, jest sprzeczna z nieomylnością powszechnego zwyczajnego Magisterium (patrz Denz. 1792). Innymi słowy, gdyby Bergoglio był prawdziwym papieżem, Bóg uniemożliwiłby mu zmianę Katechizmu w ten sposób.
Innym przykładem może być zła dyscyplina zawarta w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 r. i Kodeksie Kanonów dla Kościołów Wschodnich z 1990 r., oba uroczyście promulgowane przez „władzę apostolską” „świętego” Jana Pawła II, zgodnie z którymi ochrzczeni niekatolicy mogą przyjmować Komunię Świętą pod pewnymi warunkami, nawet poza niebezpieczeństwem śmierci i bez pokuty lub nawrócenia się na katolicyzm, nawet pośrednio:
Zgodnie z nauką katolicką, powszechne prawa dyscyplinarne ogłoszone przez papieża są nieomylne, to znaczy nie mogą zawierać niczego heretyckiego, błędnego, złego, świętokradzkiego, szkodliwego itp.:
W każdym razie św. Matka nasza [Kościół] jaśnieje wolna od wszelkiej skazy w Sakramentach, którymi rodzi i karmi dzieci swoje, we wierze, którą zawsze nienaruszoną chowa w najświętszych przykazaniach, które chować każe, w radach ewangelicznych, które zaleca, w niebieskich darach i charyzmatach, rodząc przez nie w niewyczerpanej płodności swojej, niezliczone zastępy męczenników, dziewic i wyznawców.(Papież Pius XII, Encyklika Mystici Corporis, n. 66; podkreślenie dodane).
Teraz pytanie brzmi: czy dr Kwasniewski nie wie o tych rzeczach, czy też ignoruje je celowo? Jeśli ich nie zna – a nie jest trudno je sprawdzić – co zatem robi, pouczając innych o tym, jak „źle rozumieją” papiestwo?
Wróćmy jednak teraz do eseju profesora:
Nadal jestem zdumiony, że są ludzie, którzy traktują rozróżnienie między omylnym a nieomylnym nauczaniem jako czysto akademickie. Rozróżnienia między poziomami władzy są w rzeczywistości intuicyjne i przestały być intuicyjne dopiero dlatego, że mistyfikowaliśmy Magisterium. Nasza doktrynalna sytuacja z papieżem Franciszkiem jest taka, jak wtedy, gdy byliście dziećmi, a wasz ojciec dużo krzyczał i wściekał się, gdy nie robiliście tego, co lubił, ale rzadko wydawał jasne rozkazy lub kładł cały ciężar swojego autorytetu na szali, wiążąc lub zakazując jednoznacznie. To chaotyczna sytuacja, ale nie jest obca innym dziedzinom ludzkiego życia, w które zaangażowana jest władza i podporządkowanie.
Nie, doktorze K, nie ma mowy o „mistyfikacji” Magisterium. Błąd polega na tym, że określa Pan tę kwestię jako kwestię nieomylności, a nie autorytetu. Jak jasno wynika z cytowanego już i powiązanego nauczania papieskiego, różnica między tym, co omylne, a tym, co nieomylne, nie jest naprawdę istotna w praktyce, ponieważ w obu przypadkach wierni katoliccy muszą zgodzić się: „... nawet jeśli komuś pewne deklaracje Kościoła mogą nie wydawać się udowodnione przez przedstawione argumenty, jego obowiązek posłuszeństwa im nadal pozostaje” (Pius XII, Alokucja Magnificate Dominum).
Zauważcie, że jak dotąd Kwasniewski nie przedstawił żadnego świadectwa z magisterium na swoje liczne opinie. A teraz, aby dolać oliwy do ognia, używa wymyślonej analogii opartej na tym, jak prawdopodobnie zachowywał się wasz ojciec, gdy byliście mali. To żałosne, naprawdę. Teologicznie ten człowiek strzela z biodra, i czasami tylko ślepakami.
Kwas kontynuuje:
Zdaję sobie sprawę, że można znaleźć przesadne wypowiedzi niektórych posoborowych papieży (np. Piusa X), które praktycznie sprowadzają się do „L’Eglise c’est moi” [„Kościół to Ja”]. Ale ponieważ to stanowisko samo w sobie nie jest czymś autorytatywnie nauczanym lub wiążącym dla nas, należy ono do kategorii „oficjalnej teologii”, a nie ustalonej doktryny katolickiej, a tym bardziej dogmatu – a oficjalna teologia z pewnością może zawierać błędy lub pominięcia, jak Thomas Pink wyjaśnia tak dobrze.
Ach, w końcu autor przyznaje, jakkolwiek pogardliwie, że dowody magisterialne są przeciwko niemu! I co on z tym robi? Czy przyznaje się do błędu i porzuca projekt „ponownego przemyślenia” papiestwa? Oczywiście, że nie!
Zamiast tego potępia doktrynalne wypowiedzi papieży po Soborze Watykańskim I – nawet wymieniając św. Piusa X z imienia! — jako „przesadne” i „niewiążące”! Powołuje się na dr Thomasa Pinka, którego własne badania są najwyraźniej bardziej autorytatywne i wiążące niż nauki papieży! Pycha tego człowieka jest oszałamiająca! Kto potrzebuje papieży, kiedy macie Kwasa? (Nawiasem mówiąc, zajmiemy się tezą dr Pinka w kolejnym poście.) Możemy dodać, że również dla ekskomunikowanego modernisty George’a Tyrrella to Pius X się mylił – nie on sam, naturalnie! Każdy dysydent i heretyk jest przekonany, że to on ma rację, a papież się myli.
Krok po kroku Kwasniewski „broni Tradycji”, odłupując kawałek po kawałku tradycyjną (przedsoborową) doktrynę katolicką. Nie zdziwcie się, jeśli w końcu zgodzi się z tak zwanymi prawosławnymi i Josephem Ratzingerem, który napisał, że papieski prymat honoru, a nie jurysdykcji, może być prawdą – co jest herezją przeciwko Vaticanum I (patrz Denz. 1831)! Dr K faktycznie przywołuje prawosławia nieco później i wtedy będziemy mieli więcej do powiedzenia na ten temat.
Wracając do eseju:
Publikacja moich pism na temat hiperpapalizmu spowodowała wiele ujawnień stopnia, w jakim niektórzy ludzie – zwłaszcza ci, którzy kwestionują wiarę lub już opuścili Kościół – po prostu utożsamiają katolicyzm ze zdaniem papieża, jak gdyby sama jego istota nie była w żaden sposób poznawalna poza tym, co mówi obecny papież. Nadal uważam to za zdumiewające.
(kursywa w oryginale)
To również jest mylące. Nikt nie twierdzi, że katolicyzm nie ma obiektywnej treści i jest tworzony od zera, że tak powiem, za każdym razem, gdy przemawia papież. Przeciwnie, obiektywnie poznawalna treść katolicyzmu jest koniecznie ratyfikowana i potwierdzana przez każdego papieża, a tak oczywiście nie jest w przypadku Jorge Bergoglio. To właśnie tworzy dysonans poznawczy u ludzi, który musi zostać rozwiązany, ponieważ wiara katolicka nie wymaga ani nie zezwala na zawieszenie rozumu.
Autor kontynuuje:
Co by było, gdyby papież w swoim „zwyczajnym Magisterium” zaprzeczył nicejskiemu wyznaniu wiary? Czy odrzucilibyśmy Credo, czy potępilibyśmy papieża za zaprzeczanie mu? Co by było, gdyby zaprzeczył jasnemu nauczaniu Pisma Świętego, co do którego zawsze istniała jednomyślność? Co by było, gdyby odrzucił jeden z czcigodnych i odwiecznych rytów liturgicznych Kościoła, czy to łaciński, czy grecki? Wydaje mi się, że nie powinno być nawet chwili wahania co do tego, czego powinniśmy się trzymać. W chwili, gdy mówicie, że papieżowi wolno odejść od autorytatywnego świadectwa tradycji (w której zawiera się wszystko, co posiada Święta Matka Kościół, w tym Pismo Święte) lub że jego zdanie i wola obezwładniają to świadectwo do tego stopnia, że staje się całkowicie plastyczne w jego rękach, już podważyliście twierdzenie, że katolicyzm jest zawsze i na zawsze prawdziwy. To koniec.
Najwyraźniej doktorowi Kwasniewskiemu nie przychodzi do głowy, że opisane przez niego scenariusze nie są możliwe. Gdyby były możliwe, możemy przypuszczać, że miałyby miejsce już dawno temu. Cały sens tego, że Chrystus dał Swojemu Kościołowi papiestwo, polega na tym, aby wiara była niezwyciężenie chroniona, a nie podważana: „... sama religia nigdy nie może się zachwiać i upaść, póki ten Tron [Piotrowy] pozostaje nienaruszony, Tron, które opiera się na skale, którego dumne bramy piekielne nie mogą obalić i w którym jest cała i doskonała solidność Religii chrześcijańskiej” (Papież Pius IX, Encyklika Inter Multiplices, 7). Ale znowu my, cytujemy jednego z tych przesadnych hiperpapalistów, którzy nie czytali Thomasa Pinka!
Przy okazji: nikt nie mówi, że papieżowi „wolno” odejść od wiary – raczej nie może, a przez to rozumiemy, że nie jest możliwe, że może, a nie, że po prostu nie powinien i musimy mu się opierać, kiedy to robi.
Następnie dr K rozważa sprzeciw: „Dlaczego więc nie zostać prawosławnym?”
Odpowiedź, której udziela, jest przerażająco odkrywcza. Wymienia następujące powody, dla których nie został prawosławnymi (podsumowane przez nas):
- kocha tradycyjny rzymski ryt Mszy (którego prawosławni nie mają)
- jest uczniem św. Tomasza z Akwinu
- kocha muzykę sakralną Zachodu
- nie wiedziałby, któremu z samorządnych patriarchów prawosławnych się podporządkować
- Kościół rzymskokatolicki jest jego domem
Cóż za kompletna intelektualna katastrofa! Żaden z powodów, które podaje, nie ma nic wspólnego z obiektywną prawdą Rzymskiego Katolicyzmu. Oznacza to, że nic, o czym wspomina, nie jest związane z faktem, że katolicyzm jest jedyną prawdziwą religią ustanowioną przez Boga, a tylko Kościół katolicki jest Jego Kościołem, i że można to dostrzec na podstawie badań tego, co nazywamy „motywami wiarygodności”. Kwasniewski nawet nie próbuje obiektywnie usprawiedliwić katolicyzmu. Zamiast tego robi to w oparciu o swoje osobiste upodobania!
Aby być uczciwym, tuż przed podniesieniem zarzutu o prawosławie, Kwasniewski napisał: „Jedynym sposobem, w jaki wiara może być postrzegana jako prawdziwa, dla tych, którzy podchodzą do niej racjonalnie, jest to, że jest ona konsekwentna i spójna przez wieki” (kursywa w oryginale). Jednak to nie dowodzi, że wiara jest prawdziwa: może ona pokazywać konsekwencję i spójność w odniesieniu do tego, czego się naucza, ale nie mówi nic o jej prawdzie. Prawdy tej i tak nie można było udowodnić, ponieważ wiara opiera się na autorytecie Boga, a nie na naszych własnych światłach, czyniąc oczywistym dla naszych umysłów to, w co wierzymy: „Przeto trzymać tę Wiarę mamy bez wszelakiej wątpliwości, nie żądając w niej dowodów żadnych”, jak mówi Katechizm Rzymski (T. I, s. 14; podkreślenie dodane).
Nawet jeśli chcemy przyjąć spójność i konsekwencję jako motyw wiarygodności, sam Kwasniewski torpeduje to w tym samym akapicie: „Właśnie tej konsekwencji i spójności zbyt często brakowało w nieomylnym nauczaniu i praktyce duszpasterskiej ostatnich papieży” (kursywa Kwasniewskiego). Bingo! Innymi słowy, Kościołowi posoborowemu brakuje podstawowej konsekwencji i spójności, a zatem wiarygodności. Nic dziwnego, że dr K postanowił zamiast tego skupić się na swoich osobistych upodobaniach!
Patrząc na podane przez Kwasniewskiego powody „pozostania katolikiem”, prawosławny apologeta mógłby z łatwością obalić je jeden po drugim, w następujący sposób:
- No i co z tego? Jeśli religia rzymskokatolicka jest fałszywa, twoje preferencje liturgiczne nie mają znaczenia
- No i co z tego? Jeśli religia rzymskokatolicka jest fałszywa, lepiej przestań być uczniem św. Tomasza
- No i co z tego? Nadal można słuchać muzyki Zachodu; ale tak czy inaczej, musisz kochać Boga i Jego Prawdę bardziej niż swoje muzyczne preferencje
- No i co z tego? To nie usprawiedliwia pozostawania w fałszywej religii
- No i co z tego? Jeśli jest to fałszywa religia, to nie powinna już być twoim domem! Co byś powiedział protestantowi, który mówi, że się nie nawróci, ponieważ kościół luterański jest jego domem?!
To całkowicie zdumiewające, jak ktoś intelektualnego kalibru Piotra Kwasniewskiego – człowiek ten ma doktorat z filozofii i w przeszłości tytułował się teologiem tomistycznym – mógł udzielać tak głupich odpowiedzi.
Być może uprzedzając taką krytykę, pisze: „Podaję te różne przykłady nie po to, aby zredukować wiarę do kultury, ale aby mówić o całym ‘fenomenie’ Kościoła rzymskiego. Jest to całość życia, kultury, literatury, teologii, kultu, hagiografii”. To miłe, ale faktem jest, że żaden z podanych powodów – czy to indywidualnie, czy razem wziętych – nie stanowi nawet jednego obiektywnego powodu, który mógłby usprawiedliwić bycie katolikiem.
Udzielając tych odpowiedzi, Kwasniewski przyznał, że powody, dla których (rzekomo) jest katolikiem, są subiektywne i oparte na różnych osobistych preferencjach i doświadczeniach. Przypomina to skandaliczną „ripostę” ateizmu dr Taylora Marshalla w jego słynnej książce Infiltracja, którą zdemontowaliśmy w długim artykule tutaj, a także w TRADCAST 027 i TRADCAST 028. Chociaż Marshall ma doktorat z filozofii tomistycznej na Uniwersytecie w Dallas, nie przyszło mu do głowy, aby obalić ateizm, wskazując swoim czytelnikom potężne argumenty św. Tomasza z Akwinu, zawarte zwłaszcza w Summa contra Gentiles i Summa Theologica. Zamiast tego Marshall odwołał się do swojego osobistego doświadczenia Boga jako powodu, dla którego nie był ateistą! Nie ma nic bardziej nie-tomistycznego niż to! Szczerze mówiąc, osobiste doświadczenie Marshalla jest nieistotne i nie może obalić ateizmu, tak samo jak osobiste doświadczenie ateisty nie może usprawiedliwić ateizmu.
Wydaje się, że Kwasniewski podąża tutaj bardzo podobną drogą do Marshalla, ponieważ on również podaje wszelkiego rodzaju nieistotne subiektywne powody dla tego, co powinno być bardzo obiektywną sprawą: trzeba być katolikiem nie z powodu Mozarta lub doświadczenia liturgicznego czy dlatego, że ktoś nie wiedziałby, jak wejść w inną religię, ale dlatego, że tylko religia katolicka jest prawdziwa.
Aby bronić katolicyzmu jako jedynej prawdziwej religii przed niewierzącym, katolicki apologeta przedstawia motywy wiarygodności, które ukazują, że Kościół katolicki jest rozpoznawalny jako prawdziwy Kościół, a katolicyzm jako religia założona przez Jezusa Chrystusa.
Przysięga Antymodernistyczna, przepisana przez papieża św. Piusa X (znowu on!) dla duchownych katolickich, profesorów seminaryjnych, a przypuszczalnie także dla samozwańczych „napominaczy” papieskich, mówi:
... Po wtóre: przyjmuję zewnętrzne dowody Objawienia tj. dzieła Boże, a zwłaszcza cuda i proroctwa i uważam je za najpewniejsze znaki Boskiego początku religii chrześcijańskiej, a zarazem za znaki najzupełniej dostosowane do stanu umysłowości wszystkich wieków i ludzi – nie wyjmując współczesnych.(„Przysięga Antymodernistyczna”, 1910)
Nie ma tam nic o pięknie tradycyjnej Mszy, chorału gregoriańskiego czy byciu uczniem św. Tomasza jako ważnych kryteriach określania prawdziwej religii.
Dla racjonalnej obrony wiarygodności katolicyzmu jako jedynej prawdziwej religii dostępne są liczne prace apologetyczne. Wśród nich wymienić można wymienić Laying the Foundation Mgr. Josepha C. Fentona (dawniej zatytułowaną We Stand with Christ), The Church of Christ ks. Sylvestra Berry’ego, The Faith of Our Fathers kardynała Jamesa Gibbonsa, The Catholic Controversy św. Franciszka Salezego, The Faith of Millions ks. Johna O’Briena (oczywiście tylko przedsoborowe wydania), Defense of the Catholic Church ks. Francisa Doyle’a, Credentials of the Catholic Church kanonika Johna Bagshawe’a, What Say You? Davida Goldsteina, oraz znakomitą serię Radio Replies ojców Leslie Rumble i Charlesa Carty’ego (pomińcie tom 5, zatytułowany Pytania, które ludzie zadają, który został opublikowany w 1972 roku), wśród wielu innych. (Nota: Novus Ordo Watch korzysta z zakupów dokonanych za pośrednictwem tych linków Amazon.)
Niestety, Kwasniewski jeszcze nie skończył i podbija swoje skazane na porażkę podejście kilka akapitów później:
Pozwolę sobie na porównanie. Wszyscy wiemy, że Stany Zjednoczone są głęboko skorumpowane w swoim rządzie i kulturze. Autentyczne chrześcijaństwo jest tutaj nieustannie atakowane przez liberalny protestantyzm, wolnorynkowy kapitalizm i przebudzoną ideologię [oryg. ang. „woke ideology” – przyp. tłum.], by wymienić tylko kilku przeciwników. Powiedzmy teraz, że było miejsce na świecie, które było wolne od takiego zła; gdzie życie było, ogólnie rzecz biorąc, lepsze. Przyjaciel mógłby mi powiedzieć: „Zawsze wskazujesz, jak skorumpowany jest twój kraj. Dlaczego po prostu nie odejdziesz i nie przeniesiesz się do [nazwa miejsca] i nie skończysz z tym? Byłbyś tam o wiele szczęśliwszy”. Jaka byłaby moja odpowiedź? „Nie mam nic przeciwko odwiedzeniu [nazwa miejsca] i podziwiam go z daleka, ale Ameryka jest moją ziemią, moim krajem, moim narodem. To miejsce, z którego pochodzę i gdzie czuję się jak w domu. To część tego, kim jestem w głębi duszy. Jestem oddany temu krajowi z chrześcijańskim patriotyzmem. Chcę tu zostać i zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby mu pomóc. Zostanie emigrantem, niezależnie od tego, jaki ma urok, nie jest dla mnie. Rzeczywiście, wierzę, że mam dany mi przez Boga obowiązek trzymania się mej ziemi i walki z wrogami”.
Znowu to samo. Żadnej teologii, żadnej filozofii, żadnego argumentowania na podstawie obiektywnej prawdy. Zamiast tego rysuje analogię – nazywa to „porównaniem”, ale w rzeczywistości jest to analogia i powinien znać różnicę – od świeckiego życia. Powód, dla którego jest katolikiem, sprowadza się do: „To po prostu to, kim jestem”. Każdy anglikanin mógłby powiedzieć to samo o swojej religii; każdy prawosławny o swojej; każdy Żyd lub muzułmanin o swojej.
Apologia Kwasniewskiego za to, że jest katolikiem, jest tak niewiarygodnie antytomistyczna i oczywiście błędna, że zaczynamy się zastanawiać, czy nie oferuje on celowo tak słabej „obrony” właśnie po to, aby wiara ludzi została przez nią uszkodzona, nawet jeśli tylko podświadomie, i ostatecznie porzuci wszelkie pragnienie, aby w ogóle być katolikiem. Może się to wydawać nieco surowe i jest to tylko podejrzenie, a nie oskarżenie; ale trudno zrozumieć, dlaczego ktoś z doktoratem z filozofii tomistycznej – kto ośmiela się poprawiać nawet kanonizowanych papieży! – tak bardzo popełniłby błąd w tak prymitywnie czarno-białej sprawie, zwłaszcza gdy twierdzi, że broni Tradycji katolickiej!
Najważniejsze jest to, że jeśli powody, dla których Kwasniewski przyjął katolicyzm jako prawdziwą religię, są po prostu kwestią osobistego gustu i skłonności, to otworzył on szeroko drzwi modernizmowi i pokazał, że jego gmach jest wyraźnie zbudowany na piasku (por. Mt 7:26-27). W rzeczywistości możemy powiedzieć, że oferując tak wyjątkowo słabą obronę swojej religii, ogłosił otwarty sezon polowań na katolicyzm.
Oczywiście nie powstrzymuje to Kwasa przed potępieniem „strasznie złych apologetów”, którzy „znacznie przeceniają rolę papieża i papiestwa” i „kończą praktycznie zrównując katolicyzm z papiestwem”. I dodaje:
To niezdrowa przesada. Papiestwo jest kluczowym składnikiem wiary katolickiej, ale jest tylko jednym z wielu. Papież jest narzędziem w rękach Boga; ale tak samo jest z liturgią, świętymi, nabożeństwami, katechizmami, Ojcami i Doktorami Kościoła oraz wspólnotami wierzących katolików, których jesteśmy częścią, od rodziny przez parafię po diecezję.
I znowu on ze swoją minimalizacją papiestwa – tak jakby niektórzy niekatolicy, tacy jak prawosławni, nie mieli również „liturgii, świętych, nabożeństw, katechizmów, Ojców Kościoła i Doktorów” i własnych wspólnot „wierzących”.
Kwasniewski nie chce zaakceptować, że katolicyzm opiera się na papiestwie, ponieważ „silnym i skutecznym narzędziem zbawienia jest nic innego jak Pontyfikat Rzymski”, jak nauczał papież Leon XIII (Alokucja z 20 lutego 1903 r.; fragment w Papal Teachings: The Church, n. 653). Dlatego św. Augustyn mógłby powiedzieć: „Nie możesz uważać, że trzymasz się prawdziwej wiary katolickiej, jeśli nie uczysz, że trzeba zachować rzymską wiarę” (Leon XIII, Encyklika Satis Cognitum, n. 13).
Papież nie jest tylko jednym z wielu biskupów, który może zawieść jak wszyscy inni biskupi, a kiedy to robi, po prostu wyłączamy go i skupiamy się na innych rzeczach, które katolicyzm ma do zaoferowania. „Papież — mówi Pius XII — ma Boże obietnice; nawet w swoich ludzkich słabościach jest niezwyciężony i niewzruszony; jest posłańcem prawdy i sprawiedliwości, zasadą jedności Kościoła; jego głos potępia błędy, bałwochwalstwa, przesądy; potępia nieprawości; sprawia, że miłość i cnota są kochane” (Przemówienie Ancora Una Volta, 20 lutego 1949 r.). Jeśli to nie brzmi tak, jakby pasowało do Jorge Bergoglio, to nie dlatego, że papiestwo jest fałszywe, ale dlatego, że Bergoglio jest fałszywy.
Prof. K. cytuje następnie św. Wincentego z Lerynu, który wzywa nas do wytrwałości w starożytnej wierze. Czyniąc to, Kwasniewski uważa, że znalazł tekst dowodowy przeciwko tym „papieskim maksymalistom”. Ale to nonsens z kilku powodów.
Po pierwsze, nie ma sensu mówić, że możemy i powinniśmy odrzucać to, co papieże Pius IX, Leon XIII, św. Pius X, Benedykt XV, Pius XI i Pius XII nauczali w swoim oficjalnym magisterium wiele dziesięcioleci temu, ale potem w jakiś sposób jesteśmy związani tym, co św. Wincenty z Lerynu lub inni Ojcowie Kościoła napisali w 5 wieku.
Po drugie, św. Wincenty nie oferował swojej reguły wiary jako alternatywy dla nauczania Stolicy Apostolskiej, a tym bardziej takiej, która mogłaby ją unieważnić. Omówiliśmy to dość długo w poprzednim poście:
Po kilku filozoficznych rozważaniach na temat „holizmu” i „mechanistycznych założeń”, które możemy szczęśliwie zignorować jako nieistotne, Kwasniewski zniża się do nowego dna. Twierdzi on:
Jeśli jest coś skrajnie niezdrowego w hiperpapalizmie, czy nie byłoby całkowicie zgodne ze znanymi sposobami Bożej Opatrzności organizowanie historii w taki sposób, aby odzwyczaić od niej katolików obrządku łacińskiego, nawet jeśli oznaczało to wiele bólu i trudności? Wszelkiego rodzaju uzależnienia są szkodliwe, więc powinniśmy chcieć się ich pozbyć; jednak bolesne jest uwolnienie się od uzależniającej substancji. W końcu dobrze było kibicować papieżowi („Janie Pawle II, kochamy cię!”) i pocieszająco łatwo było uderzyć w znak równości między nim a wiarą.
To koniec: sam Bóg poprzez wydarzenia historii koryguje fałszywe nauczanie swoich wikariuszy! To dopiero jest „bóg niespodzianek”! Z taką bluźnierczą tezą Kwasniewski może dołączyć do modernistycznych teologów Nouvelle Théologie (Nowej Teologii) i ich wiary w wydarzenia historyczne – „znaki czasu” – jako źródło doktryny. Witamy w teologii autorstwa Marie-Dominique Chenu, doktorze K!
Kwasniewski kończy swój artykułu-wrak, wzywając czytelników do obrony „przeciwko strażnikom-klawiszom tradycji”. A jednak okazał się jednym z bardziej zapracowanych strażników-klawiszów, tłumiąc lub wyśmiewając doktrynę znajdującą się w oficjalnym papieskim magisterium i w pracach teologicznych przed Soborem Watykańskim II jako „przesadne oświadczenia”, które nieoświeceni katolicy tamtych dni naiwnie łyknęli.
I tak ten amerykański filozof rozwija obecnie swoją własną wersję tradycyjnego katolicyzmu, swoją własną „rzeczywistość”, że tak powiem, w której nie tylko Vaticanum II i posoborowe magisterium muszą być zwalczane i korygowane, ale nawet rzeczy sprzed Soboru Watykańskiego II. Hej, co jest dobre dla gęsi, jest dobre dla gąsiora, prawda?
Prof. Kwasniewski postanowił wyjaśnić, dlaczego „porzucenie Kościoła” nie jest atrakcyjne dla pół-tradycjonalistów. Ale porzucenia Kościoła można dokonać na różne sposoby, a jednym z nich jest porzucenie katolicyzmu: „Albowiem nie każdy grzech, choćby i ciężką był zbrodnią, jest już tej miary, aby z samej natury swojej wyłączył człowieka z Ciała Kościoła, jak to robi schizma, herezja lub apostazja” (Papież Pius XII, Encyklika Mystici Corporis, n. 23).
„Przemyślając” papiestwo, Piotr Kwasniewski w rzeczywistości się go zapiera; a zapierając się go, porzuca je. A porzucając papiestwo, porzuca Kościół katolicki.
Wszystko dlatego, że odmówił porzucenia Bergoglio.
ZA: https://novusordo-pl.blogspot.com/2023/02/przeciwko-nowemu-papiestwu-piotra.html
Zaparł się już wiele razy, teraz pora się nawrócić na "hiperpapiestwo"...
OdpowiedzUsuńkwaśniewszczyna, lefebvreszczyzna, stehlinszczyzna, bańkowszczyzna, co za czasy ...
OdpowiedzUsuń