Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

sobota, 15 września 2018

Ks. Anthony Cekada: Pułapka mszy Motu proprio

Pułapka mszy Motu proprio

KS. ANTHONY CEKADA


Ratzinger "uwalnia" Mszał ′62 roku. Witajcie w jego wielobarwnej tęczy...

"...oznaka tożsamości... ten sposób spotkania ...najlepiej do niego dopasowany..." "...sfera sacrum, która tak ich przyciąga..."
Benedykt XVI, List do Biskupów z okazji publikacji Motu proprio

"Uprawniona różnorodność i odmienne wrażliwości, zasługujące na szacunek... Ożywione Duchem, który łączy w jedno wszystkie charyzmaty"
Jan Paweł II, wypowiedź na temat tradycyjnej Mszy, skierowana do Bractwa Św. Piotra

"...wszystko w ich systemie wyjaśniają dwa słowa: potrzeba i konieczność"
Papież św. Pius X, o modernistach i sakramentach, Pascendi

7 lipca 2007 Benedykt XVI wydał Summorum Pontificum, długo oczekiwane Motu proprio zezwalające na szersze niż dotychczas używanie tradycyjnej łacińskiej Mszy w wersji z 1962 roku. Nie było to z jego strony żadną niespodzianką. Jeszcze jako kardynał, Joseph Ratzinger wielokrotnie wypowiadał się w przychylnym tonie na temat starej Mszy.

Oto kilka znamiennych postanowień zawartych w Motu proprio i towarzyszącym mu liście:

• Nowa Msza ogłoszona przez Pawła VI jest "zwyczajnym" wyrazem zasady modlitwy (Lex orandi) natomiast wersja starej Mszy Jana XXIII jest jej "nadzwyczajnym" wyrazem. Są to "dwie formy tego samego Rytu Rzymskiego". (Motu proprio, Art. 1).

• Każdy ksiądz może używać Mszału Rzymskiego ogłoszonego przez "bł. Jana XXIII" w mszach prywatnych. (Motu proprio, Art. 2).

• W parafiach, w których istnieje stabilna grupa wiernych "przywiązanych do wcześniejszych tradycji liturgicznych" proboszcz powinien chętnie przyjąć ich prośbę o odprawianie Mszy w rycie Mszału Rzymskiego ogłoszonego w 1962 (Motu proprio, Art. 5, par. 1).

• Takie celebracje mogą mieć miejsce w dni powszednie, „podczas gdy w niedzielę i święta może odbywać się jedna taka Msza”. (Motu proprio, Art. 5, par. 2).

• Czytania mogą odbywać się w języku narodowym. (Motu proprio, Art. 6).

• Na prośbę wiernych można używać starych rytów podczas ślubów i pogrzebów (Art. 5, par. 3), a proboszcz może wyrazić zgodę na użycie starego rytuału również przy sprawowaniu innych sakramentów. (Art. 9, par. 1).

• Biskup diecezjalny może erygować "parafię personalną" dla celebracji według starej formy rytu. (Art. 10).

• Nowa i stara Msza to nie "dwa ryty", lecz raczej podwójne użycie jednego i tego samego rytu. (List do Biskupów).

• Stary Mszał nie został "nigdy prawnie zniesiony i w konsekwencji, co do zasady, był zawsze dozwolony".

• Obie formy rytu mogą się "wzajemnie ubogacać".

• Nowi święci i niektóre z nowych prefacji "powinny zostać uwzględnione w starym Mszale".

• Nie ma "żadnej sprzeczności" pomiędzy starym a nowym wydaniem Mszału Rzymskiego.

• Kapłani wspólnot przywiązanych do starszej Formy "nie mogą z zasady wykluczać odprawiania liturgii zgodnie z nowymi księgami".

Tak więc, gdy nastała w końcu "Msza Motu proprio", cóż nam z nią zatem czynić wypada?

Oto kilka wstępnych przemyśleń.

I. Aspekty pozytywne

1. Przyznanie się do porażki

Będąc w latach sześćdziesiątych seminarzystą, z rewolucją liturgiczną zetknąłem się od wewnątrz i od tego czasu zapoznałem się z wieloma komentarzami na temat reformy autorstwa tych, którzy byli jej twórcami (Bugnini, Jungmann, Braga, Wagner, Patino, Botte, Vaggagini, Brandolini oraz wielu innych).

W tamtym okresie nie istniała dla tych ludzi w ogóle żadna kwestia zezwolenia na przetrwanie przedsoborowej Mszy, nawet w jakiejś ograniczonej postaci. Nowy ryt Mszy z wydanego w 1970 roku Mszału Pawła VI miał się stać Mszą rytu rzymskiego – kropka – miał to być dla Kościoła wielki krok naprzód.

Było to intencją samego Pawła VI. W listopadzie 1969 roku, na krótko przed tym jak jego Nowa Msza miała zostać wprowadzona do kościołów całego świata, rozwinął ten temat podczas dwóch Audiencji Generalnych:

"[reforma liturgiczna] stanowi dla prawdziwej tradycji [Kościoła] krok naprzód. Jest wyraźną oznaką wierności i żywotności... To nie fanaberia, szybko przemijający bądź alternatywny eksperyment, wymysł jakiegoś dyletanta... Ta reforma będzie kresem wszelkich niepewności, dyskusji i samowolnych nadużyć. Doprowadzi nas z powrotem do tej jednolitości obrządków i postaw, która jest właściwa Kościołowi katolickiemu..."

"Zasadniczy rys Mszy jest wciąż tradycyjny, nie tylko pod względem teologicznym, lecz również duchowym. W rzeczy samej, jeśli ryt zostanie zrealizowany we właściwy sposób, to okaże się, iż jego duchowy aspekt będzie obfitował w jeszcze większe bogactwa..." "Nie mówmy zatem o «nowej Mszy», lecz o «nowej epoce» w życiu Kościoła".

Nowa epoka właśnie się skończyła. Cztery dekady "większego bogactwa" doprowadziły w Stanach Zjednoczonych do spadku liczby wyświęcanych księży o 72%, wstępujących do seminariów o 90%, ilości seminariów o 66%, nauczających sióstr o 94%, przyjęć do szkół katolickich o 55% oraz uczestnictwa we mszy o około 60%.

W latach dziewięćdziesiątych nowe pokolenie duchownych zaczęło odwracać się od rytu Pawła VI i z utęsknieniem spoglądać w kierunku Mszału trydenckiego. Absolwenci najprzeróżniejszych seminariów diecezjalnych poszukiwali starodawnych szat, studiowali przedsoborowe rubryki, po kryjomu odprawiali tradycyjną Mszę i w ogólności z nadzieją oczekiwali na coś bardziej katolickiego niż to, co można było znaleźć w nowym rycie.

Jeśli Nowa Msza byłaby sukcesem, to nic z tego co powyżej przypomniałem nie miałoby miejsca. "Msza Motu proprio" jest przyznaniem, że eksperyment Novus Ordo zakończył się fiaskiem.

2. Usuwanie piętna

W latach 1964 – 1984 modernistyczna hierarchia uważała wiernych pragnących starej Mszy za wyrzutków, dziwaków czy troglodytów.

Indult z 1984 oraz ustanowienie komisji Ecclesia Dei w 1988 roku, przyczyniły się jednakże do usunięcia w pewnej mierze piętna, jakie przylgnęło do promowania "łacińskiej Mszy".

W oczach wielu ludzi "Msza Motu proprio" Ratzingera to dalsza "legitymizacja" przedsoborowych praktyk liturgicznych.

3. Przyczyna podziałów we wrogim obozie

Pomimo rozbudowanych środków bezpieczeństwa, jakie Ratzinger zawarł w swoim dokumencie, "Msza Motu proprio" niechybnie spowoduje powstanie konfliktu wśród popleczników Vaticanum II.

Nie wiem jak w innych częściach świata, ale mogę chyba przewidzieć jak się to rozegra na amerykańskiej prowincji, gdzie obecnie zamieszkuje większość tutejszych katolików Novus Ordo. Tam to właśnie, w kościołach nie różniących się pod względem architektonicznym od nowoczesnych restauracji czy banków, działają komitety "wyposażonych w uprawnienia" agresywnych świeckich kobiet – zarówno pobierających stałe wynagrodzenie jak i wolontariuszek, sporadycznie wspomagane przez wyzwolone "zakonnice". Komitety te sterują obecnie polityką i praktykami parafialnymi. Parafialne działaczki, podobnie jak ich sąsiedzi z prowincji, lubią łatwą i przyjemną Mszę oraz religię Vaticanum II właśnie w takiej formie, jaka teraz istnieje.

Jeśli neo-konserwatywny pasterz (typowy "Father Bob") zapowiedziałby, iż dzięki Motu proprio, wprowadzi cały stary liturgiczny ekwipunek zakupiony na aukcji eBay i zacznie odprawiać starą Mszę po łacinie o 10 rano w niedzielę, kobieca rada (sowiet) wznieciłaby w parafii insurekcję, uzupełnioną protestami do biskupa oraz kampanią medialną.

Przemnóżcie to przez kilka parafii w każdej diecezji, a będziecie mogli wyobrazić sobie konflikt, jaki "Msza Motu proprio" może wywołać w obozie wroga. Rozdarty konfliktem dom nie może się ostać i podziały poprzedzające rozkład nowej religii mogą tylko przyspieszyć przywrócenie starej – quod Deus det!

4. Race ostrzegawcze dla zaangażowanych tradycjonalistów

Większość starych tradycjonalistów nie cierpi jakiegokolwiek majstrowania przy Mszy. Jednakże Ratzinger, przebąkuje coś o kilku zmianach, które mogłyby się pojawić w ich lokalnej "Mszy Motu proprio": nowi święci, nowe prefacje i czytania w języku narodowym – pozostawiono nawet niewyjaśnionym czy ma być używany lekcjonarz Bugniniego.

Wspaniale! Igranie w ten sposób ze starą Mszą niezwykle zaniepokoi weteranów, zaalarmuje ich, co do machinacji Ratzingera (mamy nadzieję) i być może nawet sprawi, iż zaczną myśleć, że dla prawdziwych katolików to moderniści tacy jak Ratzinger są problemem, a nie rozwiązaniem.

5. Nieustanne przypominanie kapłanom o Nowej Mszy

Od 1988 roku Jan Paweł II i Ratzinger zaaprobowali dużą liczbę quasi-tradycjonalistycznych wspólnot religijnych (Bractwo Św. Piotra, Instytut Chrystusa Króla, Instytut Dobrego Pasterza, itd.), którym pozwolono używać Mszału ′62 i innych przedsoborowych obrzędów. Odizolowało to dużą część duchowieństwa, która nie cierpiała Nowej Mszy od przymusu odprawiania jej.

To już przeszłość. Ratzinger posyła im rakietę: "Zbędnym jest dodawać, że by doświadczyć pełnej jedności, kapłani wspólnot przywiązanych do starszej Formy nie mogą z zasady wykluczać odprawiania liturgii zgodnie z nowymi księgami. Całkowite wykluczenie nowego rytu stałoby w sprzeczności z rozpoznaniem go jako cennego i świętego".

Znów, fantastyczna wiadomość! Im bardziej kapłani tych wspólnot będą osobiście konfrontowani ze złem Nowej Mszy, tym szybciej zrozumieją nierozwiązywalne sprzeczności swej własnej postawy.

6. Wprowadzenie do prawdziwych problemów

Chociaż autoryzowana przez Ratzingera Msza Jana XXIII jest ogołoconą wersją integralnej tradycyjnej liturgii, to zachowuje jeszcze dość starych cech by ukazać, że w porównaniu z nią Nowa Msza Pawła VI przedstawia całkowicie nową religię – "zogniskowaną na człowieku" jak się miał o niej butnie wyrazić jeden z jej twórców, ks. Martin Patino.

Dla wielu katolików, droga do stania się tradycjonalistami rozpoczęła się, gdy po raz pierwszy zetknęli się z tradycyjną łacińską Mszą i porównali ją z neoprotestanckim obrzędem odprawianym w swoich parafiach. Z nastaniem "Mszy Motu proprio" okazja do takich konfrontacji rośnie wykładniczo.

Bez wątpienia skłoni to wiele szczerych i zatroskanych dusz do sięgnięcia wzrokiem poza kwestie liturgiczne w kierunku większego problemu doktrynalnego – herezji Vaticanum II i posoborowych papieży – i ostatecznie do przyjęcia jedynej logicznej dla wiernego katolika postawy, jaką jest sedewakantyzm.

II. Aspekty negatywne

1. Wchłonięci przez modernistyczny subiektywizm

Ponieważ rozumują oni nadal według starych katolickich kategorii, tradycjonaliści, którzy promowali "Mszę Motu proprio" będą traktować jej uwolnienie jako spektakularną klęskę modernizmu.

Lecz w rzeczywistości wydarzyło się coś innego: wraz z "Mszą Motu proprio" moderniści dokooptują teraz do swojego własnego subiektywistycznego programu niczego nie podejrzewających tradycjonalistów.

Papież św. Pius X potępił modernizm, ponieważ (między innymi) odrzucał on dogmat i wywyższał "religijny zmysł" indywidualnego wiernego. Wszystkie watykańskie oświadczenia autoryzujące używanie tradycyjnej Mszy – począwszy od Indultu z 1984 roku – opierają się na takich przebiegłych i subiektywnych modernistycznych kategoriach jak: "różne wrażliwości", "odczucia", "prawowita różnorodność", "radość", różne "charyzmaty", "kulturowe ekspresje", "przywiązanie" etc. (1)

Ratzinger teraz wielokrotnie powtarza ten refren: "przywiązanie", "sympatia", "kultura", "osobista zażyłość", "oznaka tożsamości", "drogocenne dla nich", "atrakcyjność", "forma spotkania", i "sfera sacrum, która przyciąga".

Wszystko zostaje zredukowane do subiektywnego odczucia.

Niech tradycjonaliści, którzy to promowali mówią sobie, co chcą. Dla Ratzingera "Msza Motu proprio" czyni z nich tylko jeszcze jeden kolor więcej w jego tęczowym Vaticanum II.

2. Boczna kaplica w ekumenicznym kościele

Jak wielokrotnie wskazaliśmy przy innych okazjach, osobistym wkładem Józefa Ratzingera do długiej listy błędów Vaticanum II jest jego herezja kościoła - monstrum („Frankenchurch”). Kościół jest dla niego "wspólnotą" – rodzajem ekumenicznego, ogólnoświatowego kościoła, do którego należą wszyscy katolicy, schizmatycy i heretycy, z których każdy posiada "elementy" Kościoła Chrystusowego bądź to "w pełni" bądź też "częściowo". Według jego Katechizmu, wszyscy są częścią jednego, wielkiego szczęśliwego "Ludu Bożego".

Pod takim wspólnym dachem, jedni cieszą się luterańskimi chorałami, mszami gitarowymi, śpiewem gregoriańskim, komunią na rękę, ministrantkami, świeckimi szafarzami, hinduską i afrykańską "zinkulturowaną" liturgią czy meksykańską muzyką mariachi. Innych (będących w "częściowej jedności" z Ratzingerem) cieszą posępne prawosławne śpiewy, muzyka rockowa, kapłanki, anglikańskie kadzidła i dzwony, kanony z brakującymi słowami konsekracji, wezwania typu: przyjmij-Jezusa-za-swojego-osobistego-zbawiciela oraz Credo bez Filioque.

Dlatego zupełnie nie dziwi, że Ratzinger potrafi zaoferować tradycjonalistom "Mszę Motu proprio", a wraz z nią obszerną, wygodną boczną kaplicę w jego ekumenicznym kościele. Ot, jedna opcja więcej...

I faktycznie, ks. Nicola Bux, watykański urzędnik, który był zaangażowany w przygotowanie Motu proprio nazwał to właśnie "rozszerzeniem opcji".

I oczywiście, jest cena, jaką trzeba za to zapłacić.

Zgodnie z Motu proprio Ratzingera i towarzyszącym mu listem, Novus Ordo – ekumeniczne, protestanckie, modernistyczne świętokradztwo, które zniszczyło wiarę katolicką na całym świecie – jest "zwyczajnym wyrazem prawa modlitwy katolickiego Kościoła". Wasza "Msza Motu proprio" – prawdziwa Msza, jak ją sobie możecie nazywać – jest tylko sposobem "nadzwyczajnym". Nowa i stara są tylko dwiema formami tego samego Rytu Rzymskiego.

Jeżeli przyjmujesz "Mszę Motu proprio", akceptujesz wszystkie powyższe konsekwencje i stajesz się entuzjastycznym członkiem Ratzingerowskiego Ogólnoświatowego Ekumenicznego Kościoła.

3. Katolickie rytuały, modernistyczne doktryny

Przez dziesięciolecia tradycjonaliści łączyli się w jednym zawołaniu "Najważniejsza jest Msza!"

Ale ostatecznie jest to tylko hasło. Do nieba możesz się dostać nawet jeżeli masz trudność z dostępem do katolickiej Mszy, ale nie możesz się tam dostać bez katolickiej Wiary.

Ratzinger da ci teraz Mszę Motu proprio – ale co z wiarą? Czy ci, którzy przyjmą jego wspaniałomyślną ofertę będą mogli potępić Novus Ordo, błędy Vaticanum II i fałszywe nauczanie posoborowych papieży?

By odpowiedzieć na to pytanie wystarczy tylko popatrzeć na Bractwo Św. Piotra, Instytut Chrystusa Króla i inne organizacje odprawiające już starą Mszę pod patronatem watykańskiej komisji Ecclesia Dei. Wszystko, na co było stać ich duchowieństwo, to sporadyczne wyrażanie układnej krytyki dotyczącej "braków" lub "dwuznaczności" nowej religii. Wszyscy oni teraz zostali wykiwani.

Ich główną troską będzie teraz, na podobieństwo z anglikańskim skrzydłem High Church, utrzymywanie pozorów katolicyzmu, szczególnie jego liturgii. Lecz serce katolicyzmu – wiara – uleciało.

Dlatego więc gdy neo-konserwatywny kapłan odprawiający "Mszę Motu proprio" może uważać za bardzo ekscytujące intonowanie starożytnych kolekt z ich "negatywnym" językiem mówiących o piekle, Boskiej karze, żydach, poganach, heretykach itp., to powinien pamiętać, że Vaticanum II obalił doktrynalne podstawy, na których opierał się ten język (2).

Dla tego poczciwego księdza i jego zgromadzenia lex orandi, którego przestrzegają (tradycyjna Msza) nie ma absolutnie żadnego związku z ich oficjalnym lex credendi (religią Vaticanum II).

Począwszy od swych dziewiętnastowiecznych początków, modernizm usiłował stworzyć religię odseparowaną od dogmatu, która niemniej jednak będzie zaspokajać "religijny zmysł" człowieka. Ironią losu jest to, że ta wewnętrznie sprzeczna i bezdogmatyczna religia realizuje się teraz w pełni w "Mszy Motu proprio" Ratzingera.

4. Pseudo-kapłani odprawiający nieważne msze

"Kiedy nie będzie już ważnie wyświęconych kapłanów, wtedy uwolnią łacińską Mszę".

Tak przewidywał w połowie lat siedemdziesiątych kapucyn, O. Carl Pulvermacher, sędziwy tradycjonalistyczny kapłan, który współpracował z Bractwem Św. Piusa X i był redaktorem amerykańskiego czasopisma Angelus.

Jego prognozy okazały się też prorocze. W 1968 roku, moderniści stworzyli nowy, nieważny ryt konsekracji biskupich – jego stosowanie sprawia, że nie dochodzi do wyświęcenia prawdziwego biskupa (3). Ktoś, kto nie jest prawdziwym biskupem oczywiście nie może wyświęcić prawdziwego kapłana i wszystkie Msze – czy to tradycyjne, łacińskie czy też Novus Ordo – odprawiane przez nieważnie wyświęconych księży są również nieważne.

Tak więc, niemal czterdzieści lat później – gdy dzięki posoborowemu obrzędowi biskupich konsekracji pozostało niewielu ważnie wyświęconych księży – modernista Ratzinger (sam nieważnie konsekrowany na biskupa w nowym rycie) uwalnia tradycyjną Mszę.

A zatem, jako rezultat Motu proprio szeroko po całym świecie zaczną być odprawiane tradycyjne, łacińskie Msze: dźwięki chorału i Palestriny będą odbijać się echem w murach wyznaczonych kościołów, lśnić będą złociste ornaty, obłoki kadzidła wypełnią barokowe absydy, kaznodzieje w koronkowych komżach ogłoszą powrót sacrum, duchowni w podniosłych nastrojach będą odprawiać nabożeństwa wypełniając przepisy rubryk z tak wielką perfekcją, na jaką tylko pozwalają okrojone ryty Jana XXIII.

Ale "Msza Motu proprio" będzie jedynie pustym spektaklem. Bez prawdziwych biskupów, nie ma prawdziwych kapłanów; bez prawdziwych kapłanów nie ma Rzeczywistej Obecności; bez Rzeczywistej Obecności nie ma Boga, który byłby przyjmowany w Komunii św. i adorowany – będzie tam tylko... chleb.

III. Powiedz NIE dla Motu!

W dłuższej perspektywie "Msza Motu proprio" przyczyni się do stopniowego upadku posoborowej religii oraz do ostatecznego zgonu Vaticanum II – tego diabelskiego dzidziusia Ratzingera, dzidziusia, dla którego Limbus nigdy nie był alternatywą. Wszystko to może nas tylko cieszyć.

Na krótką metę jednak, "Msza Motu proprio" zwabi wielu naiwnych tradycjonalistów, a to ze względu na wygodę lub perspektywę "przynależności do czegoś większego".

Negatywne aspekty faktycznego wspierania Motu proprio to czysta trucizna. Występują tu dwa kluczowe punkty warte zapamiętania:

1) W większości wypadków, wasza lokalna "Msza Motu proprio" będzie nieważna, ponieważ odprawiający ją kapłan został wyświęcony przez nieważnie konsekrowanego biskupa. Już teraz, nawet niektórzy indultowi parafianie unikają z tego powodu mszy księży z Bractwa Św. Piotra.

2) "Msza Motu proprio" jest elementem fałszywej religii. Bez wątpienia, macie swoją "zatwierdzoną" łacińską Mszę, a być może nawet swój Baltimore Catechism. Lecz wasi współwyznawcy z kościoła Vaticanum II również mają swoją Mszę i swój Katechizm, wszystko także stosownie "zatwierdzone".

Uczestnicząc we "Mszy Motu proprio" stajecie się częścią tego wszystkiego i przyznajecie, że różnice między wami a ludźmi w drodze do "św. Teilharda" są tylko kosmetyczne. – "Uprawniona różnorodność i odmienne wrażliwości, godne szacunku... ożywiane Duchem" jak na temat apostolatu Bractwa Św. Piotra związanego z odprawianiem starej Mszy wypowiedział się Jan Paweł II.

Ale jeśli jako wierny katolik jesteś zdegustowany myślą o układaniu się z herezją i o stawaniu się kolejną barwą na modernistycznej liturgicznej i doktrynalnej tęczy, to masz tylko jeden wybór:

Powiedz NIE dla Motu!

(7 lipca 2007)

Ks. Anthony Cekada

www.traditionalmass.org

Tłumaczył Mirosław Salawa

––––––––––––––––––

Przypisy:

(1) Indult 1984: Katolicy, którzy są "przywiązani" do Mszy trydenckiej.

List Ecclesia Dei Jana Pawła II (1988): Stara Msza stanowiąc część "różnorodności charyzmatów, tradycji duchowości i apostolstwa jest w Kościele nie tylko uprawniona, lecz także stanowi jego bogactwo, decydujące o pięknie jedności w różnorodności (o owym «współbrzmieniu, które pod działaniem Ducha Świętego z ziemskiego Kościoła wznosi się ku Niebu»)... ponadto wszędzie należy uszanować nastawienie tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską...".

Przemówienie Jana Pawła II do benedyktynów z Le Barroux 1990: Tradycyjna Msza jest dozwolona, ponieważ Kościół "szanuje i pielęgnuje wartości i talenty różnych ras i narodów... To zezwolenie ma na celu umożliwić kościelną jedność osobom, które czują się przywiązane do tych liturgicznych form".

List kardynała Mayera do amerykańskich biskupów, 1991: "różnorodność" i respektowanie "odczuć".

Przemówienie kardynała Ratzingera do tradycjonalistów w Rzymie, 1998: "Różnorodne duchowe i teologiczne akcenty... to bogactwo, które przynależy do tej samej, jednej wiary katolickiej".

Kardynał Castrillon Hoyos, maj 2007: "liturgiczna ekspresja podzielana przez niektórych... ta wrażliwość". Zob. też przemówienie Jana Pawła II do Bractwa Św. Piotra, październik 1998.

(2) I rzeczywiście, kiedy tylko zaczęły krążyć pierwsze pogłoski o Motu proprio, Żydzi zgłosili protesty przeciw przywróceniu starych modlitw w intencji ich nawrócenia. Dlaczegóżby nie? Czyż Vaticanum II nie zapewnił ich już o zwycięstwie?

(3) Zob. "Absolutely Null and Utterly Void" (Całkowicie nieważne i pozbawione znaczenia), "Why the New Bishops are Not True Bishops" i "Still Null and Still Void" na stronie www.traditionalmass.org. Reformatorzy kompletnie zmienili zasadniczą formę sakramentalną – jedno zdanie obrzędu zawierające to co jest konieczne i wystarczające do konsekrowania prawdziwego biskupa. Usunęli zasadniczą ideę: moc Święceń, którą otrzymuje biskup. Jeśli sakramentalna forma zostaje zmieniona w taki sposób by usunąć zasadniczą ideę, forma staje się nieważną.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl) 
Kraków 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.