Św. Stanisław B.M. wzorem męstwa.
-------------------------
-------------------------
„Dobry pasterz duszę zwą daje za owce swoje”.
Jan X, 11.
Od samego początku napadają na owczarnię Chrystusową, to jest, na Kościół katolicki, drapieżne wilki, i jużto z rozwartemi paszczami rzucają się na owce, już przebrane za baranki, zdradą chcą się wedrzeć do wnętrz. Zajadłość ich jest straszną, a nie mniejszą ich chytrość, tak że owcom nieustanne grozi niebezpieczeństwo. Lecz z drugiej strony Najwyższy Pasterz, Jezus Chrystus, nie opuszcza Swej owczarni i nie tylko prowadzi owce na zdrowe pastwiska, gdzie się karmią słowem prawdy i Chlebem żywota, ale uzbraja je Swą mocą, by mogły czoło stawić wilkom. Nadto daje On owcom pasterzy widomych, ,,pełnych łaski i mocy", którzy przyrządzają pokarm niebieski i przewodzą w duchownej walce. Jak niegdyś Dawid rzucał się na lwy, czyhające na trzódkę, tak idą oni naprzeciw wilków z laską pasterską w ręku; a chociaż czasami padają pod ich kłami, to na to tylko, by śmiercią swoją przysporzyć Kościołowi chwały, owcom zaś zapewnić zwycięstwo.
Toż nie trwożyć się nam małodusznie, gdy patrzymy i dziś na srogą walkę owiec z wilkami, gdy widzimy Ojca św. w ucisku, wielu biskupów i kapłanów na wygnaniu, wielu wiernych we łzach, bo wszakże jeszcze przed 1600 laty powiedziano; Mori possumus, rinci non possumus - możemy umrzeć, ale nie możemy być zwyciężeni. Sprawdza się to słowo po wszystkie wieki, sprawdziło się też przed ośmiuset laty, to jest, w chwili męczeństwa św. Stanisława.
Najmilsi, znanem jest wam życie tego męża Bożego i zapewne wszyscy wiecie, że urodził się we wsi Szczepanowie ze szlachetnych rodziców Wielisława i Bogny, - że jako młodzieniec ze wszech miar wzorowy kształcił się w szkole gnieźnieńskiej i na wszechnicy paryskiej, - że wyświęcony na kapłana, zajaśniał tu wkrótce jużto głęboką nauką, już pełną namaszczenia wymową, już niezwykłą cnotą, tak że go biskup Lambert Zula mianował swoim pomocnikiem w urzędzie biskupim, a kapituła krakowska wybrała Lamberta następcą. Przyjąwszy nie bez oporu to wysokie dostojeństwo, stał się on wierną podobizną Tego, który powiedział: „Jam jest pasterzy dobry”; bo nietylko znał owce swoje i karmił je po Bożemu, ale dał za nie swe życie.
Pośród cnót, jakie go zdobiły, jedna szczególnym zajaśniała blaskiem, i tę właśnie pragnę dziś przedstawić Miłości waszej jako wzór do naśladowania. Jest nią męstwo w obronie prawa Bożego, męstwo niczem nie zachwiane, ni ponętą, ni groźbą, ni śmiercią samą. Męstwo takie i nam potrzebne, bo wszakże i na nas tyle czyha pokus, tylu grozi nam nieprzyjaciół; więc naucz nas takiego mięstwa i takiem męstwem natchnij, Mistrzu i Twórco cnót wszystkich, Chryste Jezu. Niech się wstawi za nami wszystek chór Męczenników, mając na czele Królową Niebieską, do której ślemy pobożne pozdrowienie Z.M.
I.
Bez oporu wszedł naród polski do owczarni Chrystusowej, lecz wielkiej potrzeba było pracy, a nawet krwi męczeńskiej ,by w nim ugruntować wiarę i obyczaj chrześciański. Wśród ludu zostały ślady bałwochwalstwa, książęta zaś lekceważyli zbyt łatwo prawo Boże i władzę duchowną, tak że za rządów Bolesława Śmiałego przyszło do starcia. Monarcha ten w rycerskiem rzemiośle biegły, o sławę narodu dbały, dla poddanych hojny, dobrze rozpoczął swe panowanie, bo i klasztory nowe ufundował i stolice biskupie Polakami obsadził i narodom ościennym moc oręża polskiego dał uczuć, tak że się zdawało, jakoby w nim odżył duch Chrobrego. Lecz piękne te zalety i czyny skaziła ohydna lubieżność, której z niepohamowanym szałem się oddał. Przyszło do tego, że porwał przemocą Krystynę, żonę Mścisława z Burzenina i zatrzymał ją na zamku. Przykład króla naśladowali poddani, a rozpusta nakształt zarazy szerzyła się po kraju.
Na tak gorszące występki nie mogli patrzeć obojętnie stróże zakonu, biskupi; ponieważ jednak arcybiskup gnieźnieński, Piotr Nałęcz, milczał małodusznie, lękając się króla, przeto biskup krakowski postanowił spełnić przykry obowiązek pasterza. Zapewne i św. Stanisławowi szeptała wówczas miłość własna do ucha: Po co się narażasz? - to rzecz arcybiskupa, albo wszystkich biskupów. Jeżeli ty sam wystąpisz, ściągniesz na siebie wszystek gniew króla i możesz to życiem przypłacić, bo król strasznie mściwy. Jeżeli zaś milczeć będziesz, pozyskasz jego łaski i nikomu się nie narazisz. Ale równocześnie odezwał się do niego głos inny: Idź do króla i strofuj go, jak strofował Eliasz Achaba, albo Jan Heroda: bo na to cię Bóg postawił pasterzem, abyś bronił Jego chwały i dbał o dobro ludu. Nie zdradzaj Króla niebieskiego dla króla ziemskiego i nie trwóż się przed człowiekiem, który co najwięcej może zabić twe ciało: ale raczej lękaj się Tego, który cię z duszą i z ciałem może zatracić na wieki.
Za którymże głosem poszedł Stanisław? Za głosem sumienia, i z apostolską iście odwagą upomniał króla.
Urok biskupiego majestatu i potęga słowa wstrząsnęły Bolesławem, ale nie na długo; wnet zabrnął znowu w szkaradną rozpustę, a do rozpusty przydał okrucieństwo. Nie byłto już król miłościwy, ale srogi tyran, którego nawet jawny cud wskrzeszenia Piotra Strzemieńczyka z Piotrowina nie zdołał przerazić.
Mógł teraz Stanisław uspokoić się tą wymówką: Już spełniłem obowiązek, - upomniałem króla; nic mi więcej nie pozostaje, jedno modlić się o jego nawrócenie; on jednak stanął ponownie przed królem i zagroził mu karami kościelnemi, pomnąc na słowa Zbawiciela: „Jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź a karz go między tobą i onym samym... Jeśli cię nie usłucha, weźmij z sobą jeszcze jednego albo dwu... A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz Kościołowi. A jeśliby Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik”. Lecz król nie upamiętał się; owszem, szalejąc ze złości, na strofowanie odpowiedział obelgami i groźbami, tak, że cny pasterz, acz z bólem wielkim, musiał nań rzucić klątwę, to jest, wykluczyć go ze społeczności Kościoła.
Najmilsi, i my w drodze do Boga natrafiamy na różne próby; bo sam Duch św. powiedział: „Synu przystępując do służby Bożej, przygotuj duszę swą na pokusę”. Z jednej strony lenistwo każe nam gnuśnieć w niecnym spokoju i nie imać się pracy, zwłaszcza, gdy takowa większego wymaga trudu. To znowu złe żądze radzą nam szukać szczęścia gdzieindziej, aniżeli w zachowaniu zakonu Bożego i spełnieniu obowiązków; żądzami zaś kieruje szatan, który jużto jako lew ryczący chce nasz rozszarpać, już jako wąż zdradliwy owija nas swemi sploty. Z drugiej strony ludzie, nie mający Boga w sercu, albo ponętą i namową ciągną nas do złego, albo groźbą i prześladowaniem odwodzą od dobrego. Wreszcie i Bóg sam doświadcza nieraz naszej wierności. Oto próby nasze, do których pokonani trzeba łaski z góry i męstwa naszego.
Nuże tedy, żołnierze Pańscy, proście o łaskę Bożą, a zarazem bierzcie broń duchowną i stawajcie do walki. Mianowicie, jeżeli szatan wyśle na was sprzymierzeńców swoich - złe żądze, i obiecywać będzie czy zaszczyt, czy zło, czy rokosz: zdepczcie zaraz pokusę, powtarzając za Chrystusem: Precz odemnie szatanie! Wolę być żebrakiem w łachmanach, niż na spodlonej skroni nosić koronę; wolę suchy kawał chleba polewać łzami, niż biesiadować przy rozkosznym stole; wolę całe życie przetrwać w twardej walce i ściskać me ciało wędzidłem, aniżeli grzechem ohydnym splamić tę żywą świątynię Bożą. Jeżeli ludzi wabić was będą ponętą, byście odstąpili Boga i zboczyli z drogi cnoty; wzgardźcie przyjaźnią ludzką, któraby was pozbawiła miłości Bożej i wołajcie z Prorokiem: „Cóż ja mam w niebie, albo czegom chciał na ziemi oprócz Ciebie, Boże serca mego i części moja Boże, na wieki”.
Jeżeli natomiast pogrążą was swą nienawiścią za to, iż nie chcecie iść drogą nieprawości: odtrąćcie mężnie pogróżkę, gotowi wszystko utracić i wszystko ucierpieć, byle się nie sprzeniewierzyć Bogu; a gdyby wtenczas serce zadrżało, mówcie z Psalmistą: „Pan twierdza moja i ucieczka moja i wybawiciel mój”, w Nim położę całkowitą nadzieję; „Pan oświecenie moje i zbawienie moje; kogóż będę się bał”. Bo i cóż wam zresztą ludzie zrobią potrafią? Mogą potwarzą poszarpać dobre imię, ale nie zmienią sądu Bożego. Mogą odebrać mienie, ale nie odbiorą łaski Chrystusowej i pokoju duszy. Mogą skrępować ręce, ale nie skrępują sumienia. Mogą wysłać na wygnanie, ale nie zamkną wrót Ojczyzny niebieskiej. Mogą wydrzeć życie przemijające, ale nie wydrą wiekuistego. Pełni zatem męstwa, nie lękajmy się niczego, i czy w pokoju czy w walce trwajmy przy Bogu, jako trwał św. Stanisław.
Na tak gorszące występki nie mogli patrzeć obojętnie stróże zakonu, biskupi; ponieważ jednak arcybiskup gnieźnieński, Piotr Nałęcz, milczał małodusznie, lękając się króla, przeto biskup krakowski postanowił spełnić przykry obowiązek pasterza. Zapewne i św. Stanisławowi szeptała wówczas miłość własna do ucha: Po co się narażasz? - to rzecz arcybiskupa, albo wszystkich biskupów. Jeżeli ty sam wystąpisz, ściągniesz na siebie wszystek gniew króla i możesz to życiem przypłacić, bo król strasznie mściwy. Jeżeli zaś milczeć będziesz, pozyskasz jego łaski i nikomu się nie narazisz. Ale równocześnie odezwał się do niego głos inny: Idź do króla i strofuj go, jak strofował Eliasz Achaba, albo Jan Heroda: bo na to cię Bóg postawił pasterzem, abyś bronił Jego chwały i dbał o dobro ludu. Nie zdradzaj Króla niebieskiego dla króla ziemskiego i nie trwóż się przed człowiekiem, który co najwięcej może zabić twe ciało: ale raczej lękaj się Tego, który cię z duszą i z ciałem może zatracić na wieki.
Za którymże głosem poszedł Stanisław? Za głosem sumienia, i z apostolską iście odwagą upomniał króla.
Urok biskupiego majestatu i potęga słowa wstrząsnęły Bolesławem, ale nie na długo; wnet zabrnął znowu w szkaradną rozpustę, a do rozpusty przydał okrucieństwo. Nie byłto już król miłościwy, ale srogi tyran, którego nawet jawny cud wskrzeszenia Piotra Strzemieńczyka z Piotrowina nie zdołał przerazić.
Mógł teraz Stanisław uspokoić się tą wymówką: Już spełniłem obowiązek, - upomniałem króla; nic mi więcej nie pozostaje, jedno modlić się o jego nawrócenie; on jednak stanął ponownie przed królem i zagroził mu karami kościelnemi, pomnąc na słowa Zbawiciela: „Jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź a karz go między tobą i onym samym... Jeśli cię nie usłucha, weźmij z sobą jeszcze jednego albo dwu... A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz Kościołowi. A jeśliby Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik”. Lecz król nie upamiętał się; owszem, szalejąc ze złości, na strofowanie odpowiedział obelgami i groźbami, tak, że cny pasterz, acz z bólem wielkim, musiał nań rzucić klątwę, to jest, wykluczyć go ze społeczności Kościoła.
Najmilsi, i my w drodze do Boga natrafiamy na różne próby; bo sam Duch św. powiedział: „Synu przystępując do służby Bożej, przygotuj duszę swą na pokusę”. Z jednej strony lenistwo każe nam gnuśnieć w niecnym spokoju i nie imać się pracy, zwłaszcza, gdy takowa większego wymaga trudu. To znowu złe żądze radzą nam szukać szczęścia gdzieindziej, aniżeli w zachowaniu zakonu Bożego i spełnieniu obowiązków; żądzami zaś kieruje szatan, który jużto jako lew ryczący chce nasz rozszarpać, już jako wąż zdradliwy owija nas swemi sploty. Z drugiej strony ludzie, nie mający Boga w sercu, albo ponętą i namową ciągną nas do złego, albo groźbą i prześladowaniem odwodzą od dobrego. Wreszcie i Bóg sam doświadcza nieraz naszej wierności. Oto próby nasze, do których pokonani trzeba łaski z góry i męstwa naszego.
Nuże tedy, żołnierze Pańscy, proście o łaskę Bożą, a zarazem bierzcie broń duchowną i stawajcie do walki. Mianowicie, jeżeli szatan wyśle na was sprzymierzeńców swoich - złe żądze, i obiecywać będzie czy zaszczyt, czy zło, czy rokosz: zdepczcie zaraz pokusę, powtarzając za Chrystusem: Precz odemnie szatanie! Wolę być żebrakiem w łachmanach, niż na spodlonej skroni nosić koronę; wolę suchy kawał chleba polewać łzami, niż biesiadować przy rozkosznym stole; wolę całe życie przetrwać w twardej walce i ściskać me ciało wędzidłem, aniżeli grzechem ohydnym splamić tę żywą świątynię Bożą. Jeżeli ludzi wabić was będą ponętą, byście odstąpili Boga i zboczyli z drogi cnoty; wzgardźcie przyjaźnią ludzką, któraby was pozbawiła miłości Bożej i wołajcie z Prorokiem: „Cóż ja mam w niebie, albo czegom chciał na ziemi oprócz Ciebie, Boże serca mego i części moja Boże, na wieki”.
Jeżeli natomiast pogrążą was swą nienawiścią za to, iż nie chcecie iść drogą nieprawości: odtrąćcie mężnie pogróżkę, gotowi wszystko utracić i wszystko ucierpieć, byle się nie sprzeniewierzyć Bogu; a gdyby wtenczas serce zadrżało, mówcie z Psalmistą: „Pan twierdza moja i ucieczka moja i wybawiciel mój”, w Nim położę całkowitą nadzieję; „Pan oświecenie moje i zbawienie moje; kogóż będę się bał”. Bo i cóż wam zresztą ludzie zrobią potrafią? Mogą potwarzą poszarpać dobre imię, ale nie zmienią sądu Bożego. Mogą odebrać mienie, ale nie odbiorą łaski Chrystusowej i pokoju duszy. Mogą skrępować ręce, ale nie skrępują sumienia. Mogą wysłać na wygnanie, ale nie zamkną wrót Ojczyzny niebieskiej. Mogą wydrzeć życie przemijające, ale nie wydrą wiekuistego. Pełni zatem męstwa, nie lękajmy się niczego, i czy w pokoju czy w walce trwajmy przy Bogu, jako trwał św. Stanisław.
II.
Spełnieniem ciężkiego obowiązku wywołał on srogi gniew króla, który też odtąd godził na jego życie. Wiedział o tem mąż Boży i mógł się ratować ucieczką, ale jako dobry pasterz oddał się Panu na ofiarę i pozostał pośród swojej trzódki. Gotując się codziennie na śmierć, odprawiał właśnie Mszę św, w kościele św. Michała na Skałce, gdy wtem rozległ się u drzwi szczęk oręża; - to król zbliża się z siepaczami. Co sądzicie, Najmilsi, uczyni św. Biskup? Zapewne przerwie Ofiarę i wybiegnie boczną furtą? Nie, - on nawet nie zadrżał w obliczu śmierci, lecz utkwiwszy wzrok w krzyżu Zbawiciela, modlił się spokojnie: Chwała Ci, Chryste Jezus i dzięki, iżeś mię uczynił godnym cierpieć dla Imieniego Twego. W ręce Twoje oddaję ducha mego i Tobie też polecam naród mój. Miej miłosierdzie nad nim i prowadź go drogami prawdy i cnoty, a królowi i sługom jego przebacz. W tej chwili nadbiegł król, niby tygrys rozżarty, i jednem cięciem rozpłatał głowę św. Biskupa, poczem siepacze wywlekli ciało z kościoła i porąbali w kawały. Tak zginął św. Stanisław, mężny, niezachwiany, nieustraszony aż do końca. Śmierć św. Stanisława to tryumf łaski nad słabością ludzką, to zwycięstwo sprawiedliwości nad siłą brutalną, wolności sumienia nad tyranią, ducha chrześcijańskiego nad pogańskim. Śmierć św. Stanisława to umocnienie potęgi duchowej i ustalenie zbawczego wpływu Kościoła, - to jakby drugi chrzest narodu, dokonany nie wodą rzek, ale krwią najszlachetniejszego z jego synów, - to ciągłe apostolstwo i nieustające kazanie, by naród stał wiernie przy prawdziwe i prawie, choćby mu przyszło ponieść męczeństwo.
Najmilsi, łaska męczeństwa jest przywilejem wybrańców Bożych, którym Kościół w każdym wieku się szczyci. Spojrzyjcie tylko na życie Kościoła, a zobaczycie nieprzeliczony szereg Męczenników, idących za swoim Królem - Chrystusem, wszyscy w szatach krwią zrumienionych i z palmami w ręku. Na czele kroczy poważny poczet Apostołów, cały zaś pochód zamykają chrześcijanie tonkińscy, pomordowani świeżo za wiarę, i chłopkowie w siermiędze polskiej - unici podlascy, którzy przed kilku laty zginęli od kul schizmatyckich. Cześć tym Męczennikom dziewiętnastego wieku, nam zaś zachęta, byśmy więcej cenili wiarę niż życie
Ale oprócz męczeństwa krwi jest jeszcze męczeństwo ciche, zależące na mężnem znoszeniu prześladowań i cierpień; taką zaś palmę wszyscy zdobyć sobie możemy. Wśród tej licznej rzeszy, która dziś otacza trumnę św. Stanisława, widzę pielgrzymów z dwóch innych dzielnic, gdzie Kościół ciężkiego doznaje ucisku, gdzie prawie wszystkie stolice biskupie ogołocone są z pasterzy, gdzie wiele parafij nie ma kapłanów; otóż tam o prześladowanie nie trudno. W kraju naszym panuje, dzięki Bogu, swoboda, ale za to można i tu doświadczyć krzywdy od własnych braci, bo wszakże powiedział Apostoł, że ci, „którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, prześladowanie będą cierpieć”. Otóż w prześladowaniach i cierpieniach trzeba nam przedewszystkiem okazać męstwo, jeżeli chcemy otrzymać wieniec zwycięstwa.
Pomnijmy tylko, że jesteśmy grzesznikami, a jako tacy zasługujemy na chłostę; toż miasto szemrać, mówmy z pokorą, jako owe pacholęta w piecu babilońskim: „W prawdzie i w sądzie przywiodłeś to wszystko dla grzechów naszych. Bośmy zgrzeszyli i źleśmy czynili, odstępując od Ciebie”. Pomnijmy, że jesteśmy uczniami Ukrzyżowanego, trzeba nam tedy krzyż dźwigać i piąć się za Nim i za Matką Bolesną na Kalwaryę; bo jeżeli z Nim cierpieć nie zechcemy, nie będziemy także z Nim uwielbieni. Pomnijmy, że słodko i zaszczytnie jest cierpieć dla sprawiedliwości, tak, że Chrystus Pan błogosławionymi tych nazywa, którzy tak cierpią, a jeden z wielkich Jego służ - św. Jan Chryzostom - woła: Wielką jest chwałą cierpieć dla Chrystusa, - większą, aniżeli być Apostołem, - większą, aniżeli być Doktorem i Ewangelistą, - większą, aniżeli być królem i stać na szczycie sławy, - większą, niż zatrzymać słońce w swym biegu, niż wypędzać czartów, niż siedzieć w niebie na prawicy Bożej i zajmować jedną ze stolic, na których siedzą Apostołowie. Pomnijmy wreszcie, że cierpienia tego życia nie są godne wiecznej chwały i że chwała ta tem będzie większa, im większem było męstwo w cierpieniach.
Patrzmy tylko na św. Stanisława, jaką on odzierżył chwałę. Oto zaledwie padł pod ciosami, aliści Bóg ukoronował go czcią w niebie i wsławił wielkiemi cudami na ziemi. W dziesięć lat po jego śmierci, biskup Lambert przenosi święte zwłoki do tej katedry, w 174 lat papież Innocenty IV dokonywa kanonizacyi w Assyżu; poczem biskup Prandota w obecności książąt, biskupów, możnych i ludu złożył kości Świętego na ołatrzu. Tu przed jego trumną modlili się później królowie w przededniu swej koronacyi, - tu wodzowie wieszali chorągwie, zdobyte na wrogach, i buńczuki tatarskie, - tu pielgrzymuje lud polski zdala i zbliska; a oto i dziś w takiej zeszliście się liczbie, że czcigodna ta świątynia pierś swoją rozszerza, aby was pomieścić, a echo pobożnych śpiewów wstrząsa skałą wawelską i leci aż gdzieś pod Tatry.
Słuszna zaiste, byście uczcili św. Patrona narodu, ale również sprawiedliwa, byście się od niego nauczyli cnoty męstwa. Bądźcież tedy mężnymi wszyscy i „potykajcie się potykaniem dobrem". Bądź mężnym, cały narodzie polski, i z jednej strony broń swojej wiary do ostatniej kropli krwi, z drugiej dźwigaj krzyż swój cierpliwie, upokarzając się przed Bogiem i pokutując za swe grzechy. Jeżeli zaś upał walki cię zmęczy, lub krzyż mocno przygniecie, spoczywaj w cieniu tej trumny i wołaj do św. Patrona, by ci niósł pomoc niebieską, jakiej niegdyś doznało rycerstwo nasze pod Grunwaldem; ale zarazem odmawiaj tu przyrzeczenie wierności. Odmówmy to przyrzeczenie i dzisiaj.
O Panie, Tyś Bogiem ojców naszych i naszym. W Ciebie my wszyscy wierzymy, w Tobie ufamy, Ciebie miłujemy, Tobie w życiu i wieczności służyć pragniemy. Choćbyś nas zabił, nie przestaniem mieć nadziei w Tobie; choćbyś nas chciał odrzucić, nie puścimy się Ciebie. Lecz Ty nas nie odrzucisz, o Panie, gdy się do Ciebie garniemy z pokorą; a jeśli my niegodni wysłuchania, niech mówi za nas krew naszych Męczenników, niech mówią kości i groby naszych Świętych, niech mówią przybytki Twoje i ten tron sakramentalny. O powstań, Panie, i pokaż nad nami moc miłosierdzia Twego, by się z nas nie urągali nieprzyjaciele nasi i nie mówili: gdzież jest Bóg wasz? Zmiłuj się nad nami według wielkości zmiłowania Twego. Amen
Bp. Józef Sebastian Pelczar, „Kazania o świętych patronach polskich” Cz.1 str 1-7
Najmilsi, łaska męczeństwa jest przywilejem wybrańców Bożych, którym Kościół w każdym wieku się szczyci. Spojrzyjcie tylko na życie Kościoła, a zobaczycie nieprzeliczony szereg Męczenników, idących za swoim Królem - Chrystusem, wszyscy w szatach krwią zrumienionych i z palmami w ręku. Na czele kroczy poważny poczet Apostołów, cały zaś pochód zamykają chrześcijanie tonkińscy, pomordowani świeżo za wiarę, i chłopkowie w siermiędze polskiej - unici podlascy, którzy przed kilku laty zginęli od kul schizmatyckich. Cześć tym Męczennikom dziewiętnastego wieku, nam zaś zachęta, byśmy więcej cenili wiarę niż życie
Ale oprócz męczeństwa krwi jest jeszcze męczeństwo ciche, zależące na mężnem znoszeniu prześladowań i cierpień; taką zaś palmę wszyscy zdobyć sobie możemy. Wśród tej licznej rzeszy, która dziś otacza trumnę św. Stanisława, widzę pielgrzymów z dwóch innych dzielnic, gdzie Kościół ciężkiego doznaje ucisku, gdzie prawie wszystkie stolice biskupie ogołocone są z pasterzy, gdzie wiele parafij nie ma kapłanów; otóż tam o prześladowanie nie trudno. W kraju naszym panuje, dzięki Bogu, swoboda, ale za to można i tu doświadczyć krzywdy od własnych braci, bo wszakże powiedział Apostoł, że ci, „którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, prześladowanie będą cierpieć”. Otóż w prześladowaniach i cierpieniach trzeba nam przedewszystkiem okazać męstwo, jeżeli chcemy otrzymać wieniec zwycięstwa.
Pomnijmy tylko, że jesteśmy grzesznikami, a jako tacy zasługujemy na chłostę; toż miasto szemrać, mówmy z pokorą, jako owe pacholęta w piecu babilońskim: „W prawdzie i w sądzie przywiodłeś to wszystko dla grzechów naszych. Bośmy zgrzeszyli i źleśmy czynili, odstępując od Ciebie”. Pomnijmy, że jesteśmy uczniami Ukrzyżowanego, trzeba nam tedy krzyż dźwigać i piąć się za Nim i za Matką Bolesną na Kalwaryę; bo jeżeli z Nim cierpieć nie zechcemy, nie będziemy także z Nim uwielbieni. Pomnijmy, że słodko i zaszczytnie jest cierpieć dla sprawiedliwości, tak, że Chrystus Pan błogosławionymi tych nazywa, którzy tak cierpią, a jeden z wielkich Jego służ - św. Jan Chryzostom - woła: Wielką jest chwałą cierpieć dla Chrystusa, - większą, aniżeli być Apostołem, - większą, aniżeli być Doktorem i Ewangelistą, - większą, aniżeli być królem i stać na szczycie sławy, - większą, niż zatrzymać słońce w swym biegu, niż wypędzać czartów, niż siedzieć w niebie na prawicy Bożej i zajmować jedną ze stolic, na których siedzą Apostołowie. Pomnijmy wreszcie, że cierpienia tego życia nie są godne wiecznej chwały i że chwała ta tem będzie większa, im większem było męstwo w cierpieniach.
Patrzmy tylko na św. Stanisława, jaką on odzierżył chwałę. Oto zaledwie padł pod ciosami, aliści Bóg ukoronował go czcią w niebie i wsławił wielkiemi cudami na ziemi. W dziesięć lat po jego śmierci, biskup Lambert przenosi święte zwłoki do tej katedry, w 174 lat papież Innocenty IV dokonywa kanonizacyi w Assyżu; poczem biskup Prandota w obecności książąt, biskupów, możnych i ludu złożył kości Świętego na ołatrzu. Tu przed jego trumną modlili się później królowie w przededniu swej koronacyi, - tu wodzowie wieszali chorągwie, zdobyte na wrogach, i buńczuki tatarskie, - tu pielgrzymuje lud polski zdala i zbliska; a oto i dziś w takiej zeszliście się liczbie, że czcigodna ta świątynia pierś swoją rozszerza, aby was pomieścić, a echo pobożnych śpiewów wstrząsa skałą wawelską i leci aż gdzieś pod Tatry.
Słuszna zaiste, byście uczcili św. Patrona narodu, ale również sprawiedliwa, byście się od niego nauczyli cnoty męstwa. Bądźcież tedy mężnymi wszyscy i „potykajcie się potykaniem dobrem". Bądź mężnym, cały narodzie polski, i z jednej strony broń swojej wiary do ostatniej kropli krwi, z drugiej dźwigaj krzyż swój cierpliwie, upokarzając się przed Bogiem i pokutując za swe grzechy. Jeżeli zaś upał walki cię zmęczy, lub krzyż mocno przygniecie, spoczywaj w cieniu tej trumny i wołaj do św. Patrona, by ci niósł pomoc niebieską, jakiej niegdyś doznało rycerstwo nasze pod Grunwaldem; ale zarazem odmawiaj tu przyrzeczenie wierności. Odmówmy to przyrzeczenie i dzisiaj.
O Panie, Tyś Bogiem ojców naszych i naszym. W Ciebie my wszyscy wierzymy, w Tobie ufamy, Ciebie miłujemy, Tobie w życiu i wieczności służyć pragniemy. Choćbyś nas zabił, nie przestaniem mieć nadziei w Tobie; choćbyś nas chciał odrzucić, nie puścimy się Ciebie. Lecz Ty nas nie odrzucisz, o Panie, gdy się do Ciebie garniemy z pokorą; a jeśli my niegodni wysłuchania, niech mówi za nas krew naszych Męczenników, niech mówią kości i groby naszych Świętych, niech mówią przybytki Twoje i ten tron sakramentalny. O powstań, Panie, i pokaż nad nami moc miłosierdzia Twego, by się z nas nie urągali nieprzyjaciele nasi i nie mówili: gdzież jest Bóg wasz? Zmiłuj się nad nami według wielkości zmiłowania Twego. Amen
Bp. Józef Sebastian Pelczar, „Kazania o świętych patronach polskich” Cz.1 str 1-7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.