Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

poniedziałek, 13 września 2021

Stefan Wyszyński – nowy patron endekokomuchów, tzw. realistów i komunistycznych pseudo-patriotów.

Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński, październik 1978 r.

Wczoraj odbyła się tzw. "beatyfikacja" Stefana Wyszyńskiego. Wywołało to, jak można się było spodziewać, ogromną radość i euforię środowisk antykatolickich i antypolskich, strojących się z jednej strony na "Rzymskich Katolików", a nawet "tradycjonalistów", a z drugiej na "prawicę", "patriotów" a nawet "narodowców". Nie dziwi nas szczególnie, że wszelkiej maści konserwatyści Novus Ordo, uznający autorytet "Jego świątobliwość papieża Franciszka", indultowcy czy inni pseudotradycjonaliści będący częścią modernistycznego neokościoła, wyjątkowo cieszą się z tej "beatyfikacji", gdyż Wyszyński był "ich człowiekiem". Był on takim właśnie "konserwatystą", aktywnym na Vaticanum II i wprowadzającym jego "reformy", zwłaszcza "reformę liturgiczną". Oczywiście, wg. "konserwatystów", wprowadzał on te reformy bardzo rozważnie i spokojnie, hamując nadużycia i wypaczenia. Problem polega jednak na tym, że zła jest sama "reforma", a nie "błędne interpretacje". Wyszyński w żaden sposób nie sprzeciwił się niszczeniu katolickiej Wiary i apostazji jaka nastała po Vaticanum II, wręcz przeciwnie, był on więc modernistą, tak samo jak x. Ratzinger, i inni "konserwatyści" nowej religii. 

Z drugiej strony "beatyfikacja" ta wyjątkowo połączyła we wspólnej radości i euforii całkowicie różne środowiska pseudo prawicowe, "patriotyczne" i "narodowe", na co dzień wzajemnie się zwalczające, w tym jednak przypadku, co jest wyjątkowo znamienne, przemawiające jednym głosem. Poczynając od środowisk obecnej partii rządzącej (PiS), środowiska Solidarności i Związkowców, dawnej Opozycji antykomunistycznej, poprzez Ruch Narodowy, różnych konserwatystów a nawet "tradycjonalistów" (w sensie politycznym), kończąc na środowiskach rożnych endekokomuchów czy innych "realistów" i "patriotów" (jak sami siebie określają), skupionych m.in. wokół pisma "Myśl Polska", "Klubu Myśli Polskiej" czy portalu "Konserwatyzm.pl" (a także inni, w tym uważający się za integralnych katolików...). Wszyscy oni, jednym głosem, chwalą Wyszyńskiego, jednak wszyscy za pewne za coś zupełnie innego. Dla wszystkich jest on "ojcem narodu" i "mężem stanu", jednak pierwsi upatrują w nim zaciekłego antykomunisty, który ocalił Kościół i Naród przed okupacyjnym reżimem, który nie złamał się, wypowiedział słynne "Non possumus" (i rzeczywiście za tymi słowami szły konkretne czyny...), nie poszedł na współpracę, który był Interrexem, "niekoronowanym Królem Polski" etc. Bardzo bym chciał, żeby to była prawda, niestety, są to mity, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Prymas Wyszyński nie był "polskim Mindszentym". Jego postawa wobec komunistycznego reżimu nie była heroiczna i bezkompromisowa, jak próbuje się to obecnie przedstawiać w oficjalnej propagandzie. Wykazaliśmy to już w wielu tekstach na naszych stronach internetowych i nie tylko. Mimo ogromnej agresji i fali hejtu jaka wylała się na nas w ostatnich dniach, nikt nie był w stanie nam wykazać, że się mylimy, że to o czym piszemy, nie miało miejsca. Nasi główni oponenci, czyli środowisko endekokumunistów, wręcz dostarczyło nam w ostatnich dniach kolejnych dowodów na to, że jednak mamy rację. W pewnym artykule na portalu "Konserwatyzm.pl" pojawiła się "odpowiedź" na nasz artykuł z 10 września. Oczywiście w artykule tym nie znajdziemy zaprzeczenia faktom historycznym, które przytoczyliśmy, a jedynie zupełnie inna jest tam ocena tych faktów, które dla autora są czymś chwalebnym. Autor tego artykułu nie ukrywa że jest osobą niewierzącą, jednak bardzo chętnie wypowiada się na tematy związane z Wiarą katolicką i Kościołem, które jednak nie dotyczą go osobiście, i na których się on po prostu nie zna (dlatego też są to dla niego "bzdury"). Autor w swym tekście w ogóle nie odnosi się do potępienia współpracy z komunistami przez Stolicę Apostolską. Ocenia on Kościół jedynie w kontekście polskim, jak gdyby nie był on Powszechny, a biskupi nie podlegali nieomylnym orzeczeniom i niepodzielnej władzy Stolicy Świętej. Jest to typowe myślenie komunistów, którzy chcieliby "kościoła" narodowego, maksymalnie odizolowanego od wpływów zewnętrznych, zwłaszcza Stolicy Apostolskiej, która ma się "nie mieszać" w "wewnętrzne" sprawy kraju i Kościoła... 

Wyszyński dokładnie wpisuje się w ich wizję, dlatego ich radość jest w pełni uzasadniona, i wcale nas nie dziwi. Dziwić może jedynie nie zrozumienie tego faktu przez prawdziwych patriotów, narodowców, nacjonalistów, monarchistów, tradycjonalistów i konserwatystów, którzy nie znają lub nie chcą znać tych faktów, lub próbują je wypierać ze świadomości, albo zasłaniać i usprawiedliwiać "wyższą koniecznością". Mają cały czas w głowie ten wizerunek "Prymasa-Interrexa", "antykomunisty", podczas gdy Wyszyński, gdyby żył, nie był by zapewne zadowolony z tych określeń, i zganił by ich za to, podobnie jak Polonię w NRF za modlitwę o o "wolną Polskę" i "Polskę, która byłaby Polską" a nie komunistyczną tyranią pod rosyjskim protektoratem. Był on bowiem ideowym socjalistą, popierającym socjalistyczny ustrój państwa, w tym tzw. reformę rolną, czyli zwyczajną, obrzydliwą grabież majątku narodowego, przede wszystkim majątku Kościoła, ale także szlachty i włościan, brutalnie wywłaszczonych i wyrzuconych z swych odwiecznych siedzib rodowych, doprowadzenia do ruiny dorobku wieków, niszczenia prawdziwego ducha polskości, której ostoją był zawsze szlachecki dworek. W PRL prześladowano i mordowano ludzi za Wiarę katolicką, za patriotyzm, za walkę o wolność i suwerenność, sączono równocześnie demoralizującą, liberalną propagandę. Wyszyńskiemu to wszystko nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Sprzeciwiał się jedynie systemowej ateizacji. Dlatego też możemy mieć pewność, że w przypadku Wyszyńskiego nie była to jedynie realistyczna, zdroworozsądkowa polityka, jaką prowadził np. jego poprzednik na stolicy prymasowskiej, August kard. Hlond, czy xiążę arcybiskup krakowski Adam Stefan kard. Sapiecha, ale że Wyszyński rzeczywiście przyjmował i popierał system bezbożnego socjalizmu, potępiony nieomylnie przez Kościół, przez Papieży w wielu oficjalnych i ostatecznych dokumentach (jest on wymieniony i potępiony m.in. w Syllabusie Błędów i wielu Encyklikach Papieży Leona XIII, Piusa XI i Piusa XII). Przykładów można by mnożyć, weźmy więc kilka z brzegu: 

Myśli Stefana Wyszyńskiego – PRL'owskiego "realisty" i "patrioty" :

“Tę czerwoną krew braci naszych podnosimy dziś do Ojca wszelkiej krwi, aby chciał ja przyjąć i okazał Ojcowskie Serce nad Narodem udręczonym (…) Kościół od początku modlił się za Powstańców, bez różnicy światopoglądowej i orientacji politycznych. Przecież wszyscy wylewali krew czerwoną: i ci z Armii Krajowej, i ci z Batalionów Chłopskich i ci z Armii Ludowej.”

Zapiski Więzienne, Paryż 1982.

O majątkach kościelnych …

Nie domagamy się zwrotu majątków kościelnychich strata stanowi dobrodziejstwo. Księża przestają być latyfundystami, są bliżej ludu” [sic! - główny postulat modernistów i komunistów]

Rozmowa z Januszem Zabłockim “Znak”, 1965.

Podczas mszy dla Polonii w RFN (1978 r.), gdy jej uczestnicy zaśpiewali „Boże coś Polskę” ze słowami – „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” [czyli tak jak należy śpiewać do dziś], Wyszyński powiedział zebranym: 

Niewłaściwie śpiewacie tę pieśń. Zalecamy w naszych kościołach śpiewanie w  oryginalnej  treści:  Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”. Sens tłumaczył tak – „Choć nie wszystko nam się w tej Ojczyźnie podoba, ale jest to nasza Ojczyzna” (...)

Marzec 1981, rozmowa z "generałem" Jaruzelskim w Aninie.

„Nie mam powodu do adorowania partii. Ale w tym ustroju, w tym bloku jest ona realnością, po prostu musi istnieć.  Aby  tak  było,  partia musi być na poziomie, musi być zdrowa,  silna.  Inaczej  zniknie, a blok da nam inną. Gierek w tej sprawie nic nie zrobił. A przecież można było uniknąć wielu zapalnych punktów. Można było uniknąć  niezadowolenia  społecznego (...) 

Sierpień 1980 rok, o Solidarności ...

„Żądania mogą być słuszne i na ogół są słuszne, ale nigdy nie jest tak, aby mogły być spełnione od razu, dziś. Ich wykonanie musi być  rozłożone  na  raty.  Trzeba więc rozmawiać: w pierwszym rzucie wysuwamy żądania, które mają podstawowe znaczenie, w drugim rzucie następne. Takie jest prawo życia codziennego... Musimy mieć roztropność kierowniczą ... Brońmy się przez wypełnianie swoich obowiązków. Gdy je wypełnimy, będziemy mieli tym większy  tytuł  do  postulowania naszych praw”... 

„Pamiętajcie, jesteśmy narodem na dorobku. Doszliśmy do wolności przez gruzy. Jeszcze jako nowo mianowany biskup Warszawy szedłem do swojej katedry, prokatedry po stertach gruzów. Polska odrodzona przez cierpliwość i pracę odbudowała sprawnie Warszawę, Gdańsk, Wrocław, Poznań i tyle innych miast zrównanych z ziemią. Ale nie nastąpiło to od razu. Dużo pozostało do zrobienia. Trzeba ciągle zwielokrotniać wysiłek pracy, pogłębiać jej poziom moralny, poczucie odpowiedzialności zawodowej, ażeby nastąpił należyty ład i porządek”

Sierpień 1980, o porozumieniu narodowym ...

„Osiągnięte porozumienia poparte odpowiednimi gwarancjami,  powinny  zakończyć strajki, aby normalne funkcjonowanie gospodarki narodowej i  życia  społecznego  w  pokoju stało się możliwe. Porozumienia powinny być dotrzymane przez obie strony w myśl zasady: Pacta sunt servanda”.

„Nawet w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się naród, trzeba unikać wszystkiego, co mogłoby nas doprowadzić  do  krwawych  po-rachunków wewnętrznych i do interwencji obcej. Wolę utrzymywać, że interwencja obcych sił – tanków sowieckich – jest możliwa, choćbym miał się omylić, niż narazić się na to, by choć jeden chłopiec  Polski  zginął  podniecony pewnością, że Moskale nie naruszą granic Polski"

"Jednym się wydawało, że za mało Prymas mówi >pod rząd<, innym znów, że za mało mówi >pod stoczniowców<. Prymas nie mówi ani pod rząd ani pod stoczniowców,  tylko  do  rozumnych dzieci narodu. Narodowi na tym etapie wystarczyło spokojnie, bez złudzeń powiedzieć tylko tyle”.

Stycznia 1980, „Pro memoria"

 „Nie trzeba zmniejszać czujności Narodu i nie uzbrajać go w awanturniczą gotowość do wszelkich porywów, by nie dopuścić do przelewu krwi. Moskale, dla obrony Bloku i wygodnej linii strategicznej, gotowi są uczy-nić wszystko, a nawet poświęcić Polskę. Istnieje atawizm historyczny,  mający  swoją  siłę,  nie dający się okiełznać. Słowem, nie wolno ryzykować życia młodych Polaków  w  beznadziejnej  wal-ce ze wschodnim mocarstwem, a z pewnością nie należy niczego czynić co mogłoby prowadzić do takiej sytuacji.”

Marzec 1980, rozmowa z "generałem" Jaruzelskim ...

„Jeżeli człowiek stoi w jakimś pomieszczeniu, to nie może jednocześnie opierać się o dwie przeciwległe ściany. Kraj nasz znajduje się jak gdyby między dwiema ścianami – germańską i słowiańską. Polska w tej sytuacji powinna opierać się o ścianę słowiańską [tj. sowiecką]”.

Te kilka cytatów wystarczająco dobrze pokazuje jakie naprawdę poglądy miał Stefan Wyszyński. Są one całkowicie nie do pogodzenia zarówno z Wiarą katolicką, jak też zdrowym, polskim nacjonalizmem czy konserwatyzmem, z ideą tradycjonalistyczną, która kategorycznie odrzuca wszelki alians z komunizmem i socjalizmem czy liberalizmem i kapitalizmem. Te idee są całkowicie sprzeczne z tradycyjnym porządkiem świata. Nie można zwalczać jednej zarazy drugą. Wyszyński pisał ładne teksty w oparciu o katolicką naukę społeczną, o potępieniu przez Kościół krwiożerczego kapitalizmu, zapomniał jednak (lub raczej celowo pomijał), że Kościół Święty z taką samą mocą potępił również bezbożny socjalizm (a nie istnieje "socjalizm pobożny" [podobnie jak nie istnieje "katolicki kapitalizm"], bo taki zawsze będzie stał w sprzeczności z Magisterium Kościoła, i może co najwyżej stroić się dla niepoznaki w "pobożne" szaty, i wycierać sobie gębę Ewangelią). Postawa Wyszyńskiego jest również przykładem zdrady narodowej i zaprzaństwa, pójścia na współpracę z wrogiem i okupantem naszej Ojczyzny, jakim była tzw. PRL w latach 1945-1989 (a obecnie jej kontynuatorka i spadkobierczyni, tzw. III RP). Oczywiście trzeba dostosować się do panującej rzeczywistości, i jeśli nie ma możliwości kontynuowania walki zbrojnej, próbować w inny sposób odzyskać niepodległość. Można w państwie okupacyjnym lub zaborczym żyć, pracować, uczyć się, płacić podatki, odbywać służbę wojskową, działać politycznie etc., i samo w sobie nie jest to zdradą. Zdradą jest natomiast porozumiewanie się z okupantem i aktywne wspieranie go, oraz potępianie i krytykowanie tych, którzy za niepodległość walczą. 

Wyszyński sprzeciwił się wyraźnie (choć może nie bezpośrednio) Papieżowi Piusowi XII, który prowadził jednoznacznie antykomunistyczną politykę. Jak wiadomo, Stolica Apostolska, w czasach pontyfikatu Piusa XII, nie nawiązała żadnych stosunków dyplomatycznych z PRL, natomiast cały czas prowadziła stosunki dyplomatyczne z legalnym prawowitym Rządem Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie. Watykan, jako jedno z niewielu państw (m.in. obok katolickiej i antykomunistycznej Hiszpanii gen. Franco) nie wycofał swojego poparcia dla Rządu "londyńskiego", i nie udzielił go komunistom. Papież do końca nie uznawał konsekwentnie nielegalnej, post-jałtańskiej grabieży Polskiej ziemi na tzw. Kresach Wschodnich, stąd uznawano cały czas formalną przynależność Wilna i Lwowa do Polski, nie zmieniając granic archidiecezji lwowskiej i wileńskiej, a jedynie ustanawiając tymczasowe administratury apostolskie w Białymstoku i Lubaczowie. Konsekwentnie, podobna sytuacja była na granicy zachodniej, gdzie Papież również nie uznawał pojałtańskiego zagrabienia przez sowietów terytoriów Niemieckich, ze Szczecinem i Wrocławiem. Ostatecznie Papież mógłby uznać włączenie tych ziem do Polski, gdyby jednak odbyło się to na zasadach legalnych i prawowitych, zgodnie z międzynarodowymi traktatami i za zgodą państw narodowych, a nie przez brutalną napaść armii czerwonej, wrogie przejęcie i wypędzenie ludności. Papież widział ogromne krzywdy zarówno Polaków wypędzanych z ich odwiecznych terenów w Małopolsce Wschodniej, Grodzieńszczyźnie i Wileńszczyźnie, jak również Niemców [i Ślązaków] wypędzanych z terenów Pomorza czy Górnego i Dolnego Śląska. 

Polska racja stanu i interes narodowy nie pozwala nam zapomnieć o naszych ziemiach i naszym dziedzictwie na wschodzie, bezprawnie zagrabionym i okupowanym najpierw przez komunistów, a obecnie przez państwa powstałe w wyniku rozpadu ZSRR. Jednocześnie, nie ma mowy o tym aby cokolwiek "oddawać" Niemcom, bo ostatecznie to oni byli agresorem w czasie II wojny światowej (razem z ZSRR). Dlatego też, my jako Polacy, strona zaatakowana i pokrzywdzona, z zgodnie z zasadami wynikającymi z międzynarodowych traktatów, niczego nie tracimy, a wszystko zyskujemy (dlatego należą nam się zarówno ziemie zachodnie, jak i wschodnie). Ewentualnie, można by się zastanowić nad "wymianą" z Niemcami, gdyby zdecydowali się oni nam wypłacić wreszcie, również prawnie należne nam, a do dziś nie wypłacone, reparacje wojenne, wraz z odsetkami... Być może wówczas należało by rozważyć zwrot Szczecina i Wrocławia, które nigdy w historii (może poza okresem wczesno-piastowskim) prawdziwie polskimi miastami nie były. Nie należy jednak nigdy oddawać Górnego Śląska z Opolem, Warmii i Pomorza Gdańskiego, które zgodnie z tzw. Linią Dmowskiego, miały należeć do Polski, gdyż są to ziemie rdzennie Polskie, dokładnie tak samo jak Małopolska Wschodnia ze Lwowem, Stanisławowem i Tarnopolem, Grodzieńszczyzna i Wileńszczyzna! 

Zupełnie inne było jednak myślenie i polityka Wyszyńskiego. On chciał, aby Stolica Apostolska uznała jałtański rozbiór Polski i nowy "porządek" stalinowski. On chciał by Kościół podobnie jak większość powojennego świata, uznał tą nową, komunistyczną "Polskę", w której tkwiła sowiecka armia, w której zwalczana była Wiara katolicka i Patriotyzm Polski, a Polacy walczący z nowym okupantem byli bestialsko mordowani, tak samo jak wcześniej przez Niemców (jeśli nie gorzej, choćby w Katyniu, czy wcześniej w czasie Operacji Polskiej, na Syberii, w wywózkach i łagrach sowieckich). Sowietom podobnie jak Niemcom zależało na stopniowej eliminacji Narodu Polskiego, zwłaszcza jego elity, a z chłopów i robotników polskich uczynić zamierzali tanią siłę roboczą, tylko chcieli zrobić to nieco innymi metodami. Niemcom się to ostatecznie nie udało, sowietom owszem, uczynili sobie z Polski własną kolonię, a z Polaków wyrobników, wymordowali większość naszej elity narodowej i uczynili z nas swoich niewolników na prawie 50 lat, grzebiąc jakiekolwiek nadzieje naszego Narodu na rzeczywiste odrodzenie naszej umiłowanej Ojczyzny i odzyskanie wolności po II wojnie światowej. Wyszyński zrealizował swój plan bardzo szybko, po śmierci ostatniego katolickiego Papieża, Piusa XII. Już w grudniu 1958 r., niedługo po śmierci Papieża, doprowadził on do obniżenia rangi oficjalnego przedstawiciela dyplomatycznego Rządu RP na uchodźstwie przy Stolicy Apostolskiej. Następnie, niedługo po swoim "wyborze", antypapież Jan XXIII (Anioł Roncalli), na prośbę Wyszyńskiego, ustanowił nowe granice diecezji na terenie okupowanej Polski, dostosowując je do nowych "granic" pojałtańskich, i oficjalnie uniezależnił archidiecezję wrocławską od Niemiec, za co komuniści postawili mu zresztą we Wrocławiu szkaradny pomnik nieopodal katedry, na Ostrowie Tumskim. Pomnik został ufundowany przez Komitet Wojewódzki PZPR [sic!] i miał stanowić "wyraz hołdu społeczeństwa polskiego dla pierwszego zwierzchnika Kościoła katolickiego, który miał uznać w ten sposób prawa Polski do Wrocławia i całych ziem zachodnich odzyskanych po stuleciach".

Ostatecznie, po Vaticanum II, neomodernistyczny i neomarksistowski neokościół – okupowana przez modernistę Jana Montiniego (tzw. Pawła VI) Stolica Apostolska wycofała swoje uznanie dla Rządu RP na uchodźstwie dnia 19 października 1972 r. Tym samym zakończyła się misja Kazimierza Papée, choć Prezydent RP Stanisław Ostrowski odwołał go z funkcji ambasadora dopiero 24 maja 1976 r. Było to ostatecznym zwycięstwem antykatolickiej i antypolskiej działalności Stefana Wyszyńskiego i jego frakcji (m.in. Karola Wojtyły), doszło bowiem do oficjalnego uznania i zbliżenia neo-Watykanu z władzami PRL. W lipcu 1974 r. doszło do spotkania bp'a Agostino Casarolego z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej z wiceministrem spraw zagranicznych PRL Józefem Czyrkiem. W jego wyniku powołany został Zespół ds. Stałych Kontaktów Roboczych między PRL a Stolicą Apostolską. Od jesieni 1974 r. rząd PRL wysyłał swoich przedstawicieli do Watykanu, którzy rezydowali w ambasadzie PRL przy Republice Włoskiej.

Zatrważające jest, że dziś, po ponad 30'stu latach od rzekomego "upadku" komunizmu i końca PRL (czy raczej jego przepoczwarzenia w tzw. III RP i system kapitalistyczny na usługach równie zdemoralizowanego "zachodu"), wciąż są w Polsce ludzie którzy wierzą w propagandę tamtego, słusznie minionego sytemu i powtarzają podobne brednie, fałszując przy tym historię Polski (powtarzając kłamstwa komunistyczne, w tym nawet negację zbrodni katyńskiej!), robiąc ze zbrodniarzy bohaterów, a z prawdziwych Bohaterów i Męczenników zbrodniarzy...

Czy jako Polacy możemy żyć w takiej dwuznacznej schizofrenii, z jednej strony uznając za naszych Bohaterów Narodowych; Inkę, Łupaszkę, Zagończyka, Warszyca, Burego, Ognia i innych, walczących o wolną, katolicką i godziwą Polskę, Żołnierzy Niezłomnych, przez komunę i Wyszyńskiego "wyklętych", a z drugiej strony, stawiać w naszym narodowym panteonie chwały tego samego Wyszyńskiego? Tego samego Wyszyńskiego, który nie miał problemu siadać z komunistami przy jednym stole, rozmawiać z nimi, porozumiewać się, i prowadzić taką samą jak oni retorykę? Tego samego Wyszyńskiego, któremu nie zależało wcale na autentycznym dobru Kościoła i Polski, tylko na dobrych układach z rządzącą partią, partią komunistyczną, partią narzuconą nam i kontrolowaną przez sowieckich okupantów, za współpracę z którą, zgodnie z nieomylnym nauczaniem Papieży, grozi ekskomunika? Wyszyński, zamiast potępić "księży patriotów" współpracujących aktywnie z komunistami, zamiast potępiać milicjantów strzelających do stoczniowców, czy UB'ków mordujących w katowniach najwierniejszych synów polskiej ziemi, wolał potępić niezłomnych Polaków walczących o Wiarę Ojców i wolność Ojczyzny... Sam na siebie zaciągnął potępienie!

Oby Bóg zlitował się nad jego duszą, a historia osądziła sprawiedliwie...

Michał Mikłaszewski, red. naczelny

5 komentarzy:

  1. Warto dodać, że nawoływał do głosowania na Gomułkę, co moderniści chętnie tłumaczą po swojemu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnych faktów i niezbitych dowodów na komunistyczne sympatie Wyszyńskiego można by przytoczyć wiele...

      Usuń
  2. Jestem człowiekiem "wiekowym" i doskonale pamiętam czasy komuny i czas w którym przyszło prowadzić Kościół Święty w Polsce Kardynałowi Wyszyńskiemu. Czytając artykuł podejrzewam autora o dość młody wiek i nikłą własną znajomość tamtych realiów. Łatwo jest na podstawie dokumentów czy wyrwanych z kontekstu słów wysnuwać daleko idące wnioski. Zanim rzucisz kamieniem zastanów się ile zrobiłeś sam dla Prawdy - tej która woła o miłosierdzie a nie o ofiarę. Miłosierdzie ma dużo bardziej głębsze znaczenie niż ofiara. Kardynał Mindszendy złożył ofiarę i chwała mu za to. Modliłem się u Jego grobu w Austrii i dziękowałem za Jego osobę Bogu. Kardynał Wyszyński wybrał inny sposób. Na szczęście Bóg już rozsądził ich obu a ja cały czas mimo swego dojrzałego wieku uczę się naśladować Pana swego który pisał na piasku i patrzył jak inni odchodzą. Oj, skorzy jesteśmy do oceny ale czy ta ocena mieści się bardziej w miłosierdziu czy ofierze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Anonimowy! Argument mojego młodego wieku jest dość subiektywny, i mógłbym obrócić go przeciwko Szanownemu Panu. Otóż Pan opiera się na własnym doświadczeniu, na swoim postrzeganiu rzeczywistości, które może być subiektywne, nacechowane emocjami, sentymentami etc. Prosty przykład - wielu dobrych, prawych Polaków, żyjących w czasach komuny, dało się nabrać na mit Solidarności, na osobę Lecha Wałęsy (ps. Bolka), na mit Jana Pawła II etc. Wyszyński był blisko związany z Karolem Wojtyłą, przyjaźnili się. Podobnie jak doprowadzili do ruiny Kościoła i katolicyzmu wprowadzając herezję modernizmu i "reformy" antysoboru Vaticanum II (Wojtyła w skali globalnej, a Wyszyński lokalnej), tak samo mieli oni dobre stosunki z możnymi tego świata, z tą masońską kliką (na zachodzie kapitalistyczną, na wschodzie komunistyczną...). Wyszyński był znanym charystą, członkiem pół-tajnego ruchu wprowadzającego po cichu modernizm w polskim Kościele już przed Vaticanum II. Poza tym był socjalistą, co wynika z wielu jego tekstów, i nie są to cytaty wyrwane z kontekstu... Mój młody wiek pozwala mi na rzetelną i obiektywną ocenę tych faktów, bez żadnych sentymentów i emocji, gdyż nie żyłem w tamtych czasach i nie pamiętam ich, a więc oceniam po prostu chłodne fakty, i wyciągam wnioski. Natomiast ludzie starsi, z całym szacunkiem, myślą często emocjami, własnymi doświadczeniami, przeżyciami, wyobrażeniami... Ilu Polaków nabrało się na te mity, Piłsudskiego, Wyszyńskiego, Wojtyły, Wałęsy etc. Fakty jednak mówią jasno, jaka była prawda. I proszę nie nadużywać słowa "miłosierdzie", bo to jest typowe dla modernistów. Napisał Pan "Miłosierdzie ma dużo bardziej głębsze znaczenie niż ofiara". To zakrawa wręcz o herezję. Nasz Pan Jezus Chrystus, który jest drogą, PRAWDĄ, i życiem, odkupił nas swoją przenajdroższą Ofiarą na Krzyżu. Inaczej nikt nie mógłby być zbawiony, gdyby nie Ofiara Krzyżowa Chrystusa! Nie ma miłosierdzia bez Ofiary! Ofiara Męczenników, w tym Kard. Midszentego, to po prostu heroiczność cnót. Nie każdego było stać na męczeństwo, ale ugadywanie się z wrogami Chrystusa i jego Kościoła, jest zdradą. Nie każdy musi być męczennikiem, ale katolik nie może być Judaszem. Oczywiście ja nie chcę w tym miejscu rzucać kamieniami i osądzać duszy kard. Wyszyńskiego, gdyż ten sąd należy do Boga, i do nikogo innego. Nigdy nie napisałbym, że kard. Wyszyński (albo bp. Wojtyła) jest w piekle, bo nie wiem tego, Bóg to wie. Ja mam nadzieję, że zdążyli przed śmiercią się nawrócić, i dostąpili chociażby czyśćca. Modlę się o Boże miłosierdzie dla ich dusz. Ale jednocześnie, jako katolik, mam obowiązek mówić Prawdę. A Prawda czasem boli, i w oczy kole, ale nie przestaje być Prawdą, a tylko Prawda (jakakolwiek by ona nie była...) ostatecznie nas wyzwoli!

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.