O. M. Stanisław Gillet,
generał zakonu dominikańskiego.
Jednym z zarzutów, który najczęściej czynią katolicyzmowi i to nie kiedy w imię religji, jest, że on tłumi życie wewnętrzne, wycieńcza i na koniec niweczy je, przesłaniając je mnóstwem obrzędów religijnych, zaciemniając je gęstą chmurą modłów i praktyk, których racji by tu nie można od razu dostrzec.
I gdy nam czynią ten zarzut, modlitwą, o której myślą, będzie z pewnością Różaniec.
Dlaczego? —Ponieważ patrzące mu na tę modlitwę powierzchownie i z zewnątrz, wydaje się ona najmniej inteligentnem a zatem najbardziej nie dorzecznem nabożeństwem.
Nierzadko zdarza się widzieć katolików, którzy uważają Różaniec za modlitwę dla dzieci, zdolną co najwyżej faworyzować nabożeństwo uczuciowe, z przyzwyczajenia niektórych kobiet, a w żadnym razie niezasługujące na to, by je praktykowali mężczyźni.
Pomyślcie Mężczyźni i to jest umysły stworzone do żywienia się najbardziej podniosłemi myślami, mieliby się zniżyć do szeptania Zdrowaśków! Mężczyźni, których wola stworzona do tego, by ich parła do porywania się na wielkie czyny, na dzieła świetne i sławne, mieliby ograniczyć swoją czynność do drobiazgowości przesuwania paciorków różańca.
Czyż nie byłoby to poniżeniem ich godności i to w oczach tych, którzy mają o rellgji wysokie wyobrażenie, albo też tych innych, którzy używają wszystkich środków, żeby ją w złem świetle przedstawić.
Bo, jeżeli niewątpliwem jest, że religja powinna być
sprawą duszy, życiem wewnętrznem; jeżeli — jak to powiedział i powtarzał Pan nasz —nadszedł czas uwielbiania Ojca w duchu i prawdzie, po cóż więc — proszę mi wybaczyć słowo, bywa ono teraz w użyciu — te komedje, to ciągłe przesuwanie paciorków koronki?
Takim jest, streszczony w kilku słowach, zarzut czyniony Różańcowi. Nie wydaje mi się, żebym przesadził, albo też złagodził jego wyraz. Prawda, że ci, którzy z nim występują, nie zawsze czynią to w sposób tak brutalny. Ukazuje się on czasem w przybranej pozie, wciela się w gest, wślizguje w uśmiech, ukrywa się w żarcie. Lecz im więcej ten zarzut zamaskowany, ukryty, tem więcej zdradziecki i niebezpieczny.
Podniósłszy zarzut, odpowiadam:
Różaniec, dobrze zrozumiany, jest najinteligentniejszem nabożeństwem.
I.
Na czem polega Różaniec.
Jeżeli jest prawdą, że wiara jest daleką od tego, by miała być wyrzeczeniem się rozumu spętanego nie zrozumiałą służalczością, że jest ona przeciwnie rozszerzeniem do nieskończoności jego świateł, widzeniem wszystkiego pod rozleglejszym horyzontemi w bardziej przenikącem świetle; jeżeli jest prawdą jeszcze, że wiara mówi nam ostatnie słowo o świecie, o naszem przeznaczeniu, o Bogu, jeżeli jest prawdą na koniec, że wiara przy spotkaniu się z rozumem, daje zadowalające rozwiązanie na najbardziej gnębiące, jakie tylko mogą się przedstawić umysłowi ludzkiemu, problemy, — zrozumie się bez trudu, że ze wszystkich modlitw najinteligentniejszą jest ta, która z samego swego założenia sprzyja rozrastaniu się tej wiary.
Otóż, dokładnie takim jest Różaniec, gdy się go dobrze rozumie, chcę przez to powiedzieć, że, zamiast patrzeć na niego z mniejszej strony, ze strony zewnętrznej, przeniknie się go z jego większej strony, strony wewnętrznej, gdy zamiast się zatrzymywać na korze, sięgnie się do rdzenia.
Korą tutaj jest koranka, niech będzie z drzewa, czy perłowej masy, czy ze srebra, obojętne; korą jest jeszcze odmawianie ustne Ojcze nasz i Zdrowaś...
Gdzież jest rdzeń? Są nim tajemnice Różańca, które on, przy każdym ze swoich dziesiątków, podaje nam do rozmyślania. Czem są te tajemnice, jeżeli nie przedmiotem naszej wiary?
Tajemnice Różańca tworzą trzy serje, umiejętnie ułożone, w każdej z nich jest głównym punktem jeden
z wielkich dogmatów naszej wiary, służących za podstawę katolicyzmowi.
Pierwsza serja, tajemnice radosne, której głównym punktem jest tajemnica Wcielenia, przesuwająca się począwszy od dnia, gdy ta wielka nowina została objawioną pokornej Dziewicy za pośrednictwem anioła przez całą serję, aż do pierwszego dnia publicznego nauczania Jezusa Chrystusa w świątyni.
Druga serja, tajemnice bolesne, ma za główny punkt tajemnicę Odkupienia. Zaczyna się w Ogrodzie Oliwnym, ażeby się skończyć na Kalwarji, przechodząc przez wszystkie tortury biczowania, cierniem ukoronowania i ukrzyżowania.
Trzecią część, tajemnice chwalebne, z głównym punktem ,tajemnicą Zmartwychwstania; przechodzi ona od złożenia do grobu Boga ukrzyżowanego, aż do ukoronowania Jego świętej Matki w niebie.
Jasnem jest, że gdy użyjemy czas, w którym przesuwamy piętnaście dziesiątków paciorków naszego różańca na postępowanie w myśli — że tak powiem — krok za krokiem za tą wspaniałą epopeą chrześcijańską, jeżeli spróbujemy zmierzyć jej doniosłość, poznać jej świetność, podziwiać jej harmonję, wtedy nie będziemy utrzymywać, że różaniec jest modlitwą dla dziecka.
Och, bez wątpienia, Różaniec jest modlitwą dziecka, ale wtem znaczeniu, że nawet dziecko może się nim posługiwać i korzystać z niego. Lecz to właśnie jest cudownem w środkach, które Bóg do naszej dyspozycji oddał dla osiągnięcia Go; każdy może używać ich owocnie, począwszy od dziecka, które zaledwie zaczyna mówić, do ludzi dojrzałych, o umysłach najgłębszą mądrością przeniknionych.
Ja jednak utrzymuję, że szczególnie Różaniec jest nabożeństwem dusz dojrzałych, umysłów jasnych, gorliwej woli. Bo, jeszcze raz, jeżeli świat wiary jest światem rzeczywistymi przewyższającym świat rozumu i jeżeli Różaniec niema innego celu, jak tylko ten, by nas weń nieustannie wprowadzać, stawiając nam ustawicznie przed oczy boskie prawdy, które są jego istotą i ozdobą, któż więc lepiej niż dusza wyborowa, będzie mógł użyć podobnej modlitwy?
Wierzymy czy nie wierzymy, że Bóg wcielił się w osobie Jezusa Chrystusa? Wierzymy czy nie wierzymy, że ten sam Jezus Chrystus umarł na krzyżu, żeby nas odkupić? Wierzymy czy nie wierzymy, że po trzech dniach, przeznaczonych na śmierć, zmartwychwstał? Oto cały problem religijny, innego niema.
I dobrze ,jeżeli w to wierzymy — i nasza wiara zobowiązuje nas do tego —trzeba przyznać, że ten problem jest zadziwiająco umieszczony w Różańcu, którego zadaniem jest, ciągle go przed nasze oczy nasuwać i prowadzić nas powoli do przeniknięcia i rozwiązania.
Ten punkt widzenia, okazuje nam Różaniec, jako modlitwę najinteligentniejszą.
I.
Jak należy posługiwać się różańcem?
Jeżeli na przykład, wyobrażamy sobie — i takich jest aż nadto, niestety, którzy sobie to wyobrażają — że wystarczy przesuwać paciorki różańca i odmówić ustami sto pięćdziesiąt Zdrowaś Marjo, ażeby mieć prawo nazwać się duszą „pobożną" i utrzymywać, że praktykuje religję Chrystusową„w duchu i prawdzie, "gdyby to niemiało innego rezultatu, jak tylko wyprowadzić nasze życie chrześcijańskie z wewnątrz, z głębin duszy na powierzchnię, byłbym pierwszym, żeby poradzić, ominąć tę pobożność i pozostać przy najniezbędniejszem, szukać w czem innem pożywienia bardziej materjalnego dla naszej duszy.
Ta metoda zewnętrzna, powierzchowna, nazwij myją po imieniu, ta gadatliwość duchowa jest metodą Tybetańczyków. Jeżeli uwierzymy misjonarzom, którzy głoszą ewangelję w stronach, przez nich zamieszkiwanych, ci maniacy spędzają czas na powtarzaniu pobożnych formułek, im więcej przesunęli w swoich chudych palcach ziam kokosowych, tem więcej, sądzą, zadowolili swoich bożków.
Czy potrzebuję przypominać tutaj, że my nie jesteśmy Tybetańczykami i że nasz Bóg nie jest ich bożkiem? Nasz Bóg jest duchem i życiem a modlitwa, którą do niego przemawiamy, powinna być także duchem i życiem.
Toteż nie tylko ustami, machinalnie trzeba nam odmawiać Różaniec, żeby z niego wyciągnąć owoce życia. Metoda, którą należy przyjąć jes to wiele głębszą; wymaga ona użycia wszystkich sił, któremi dysponujemy, inteligencji i serca.
Otóż pierwsza rzecz, która uderza inteligencję, jak wskazałem to przed chwilą, gdy się rozważa środki podane przez Boga do naszej dyspozycji, aby Go osiągnąć i rozmawiać z Nim, to ich skromny wygląd zewnętrzny, ich prostota i ich małość. Gdyby jakiś filozof stworzył dogmat katolicki, czy sądzicie, że, aby ułatwić jego rozpowszechnienie, aby nakłonić do przyjęcia go i pokochania, byłby on stworzył Różaniec? Byłby napisał grube tomy, możliwe do przyjęcia jedynie dla uczonych. Aby pojąć stosunek jaki istnieje między nie wy powiedzianym światem wiary i tą małą, ubogą modlitwą, trzeba było więcej niż spojrzenia i mocy filozofa; trzeba było spojrzenia i wszechmocy Boga.
Z niczego stworzył Bóg świat,; z niczego stwarza dla nas, dla każdego z nas świat wiary nieporównanie piękniejszy. „Nic“ jest początkiem wszystkiego, oto marka fabryki Boga, niezaprzeczalny znak Jego wszechmocy.
Gdy się to pojęło, można zaczynać odmawiać Różaniec i rozmyślać tajemnice; bo pojęło się prawdziwą metodę. Metoda ta polega na pokornem poddaniu się na wstępie szkole Boga, na słuchaniu Jego głosu, który podczas gdy usta odmawiają Ojcze nasz i Zdrowaś, mówi wewnątrz nas; jednem słowem stąć się małemi nie oświeconem dzieckiem w Jego obecności. Bo, gdy chodzi o poznanie Boga, niema mądrości ludzkiej, która by wystarczyła, najmądrzejsi będą jeszcze zawsze na a, b, c. Jedynie od samego Boga, jak z błyszczącego słońca promieniuje w nas światło. Przyjąwszy tę postawę, należy pozwolić mówić swemu sercu, dać mu czas do zachwycania się, rozgrzewania się w promieniowaniu tych prawd boskich, które Różaniec nam przypomina i wyciągać z tego wnioski dla życia praktycznego. Wtedy życie nasze nie będzie byle jakiem, nie będzie szło na oślep, wszędzie gdzie go popchnie wiatr kaprys uczy namiętności. Będzie to świetlane życie i owocne, bo nasycone wiarą i miłością, będzie ono żywym różańcem nieustającym, którego dziesiątki będziemy kształtować ze składanych danin, naszych codziennych, pokornych, skromnych prac i uczynków.
Nie pozwólmy tylko wpływać na nas i zrażać nas niejasności omi trudnościom początku. Świat wiary tak jest zbudowany, że chcąc go przeniknąć, żeby czuć naszą inteligencję rozszerzającą się odpowiednio, serce rozgrzewające się jak trzeba, niezbędnem jest przebycie tunelu, który do niego prowadzi. Nie inaczej, jak po posuwaniu się przez jakiś czas w ciemnościach i jakby po omacku, wyciągając pokornie rękę do Boga, który nas woła, żeby się nie potknąć; orjentując się według dźwięku Jego głosu, żeby nie zbłądzić, oczy nasze otworzą się na koniec na światło, którem On lubi olśnić szukających Go w prostocie. Szukajmy więc a znajdziemy; pukajmy a będzie nam otworzono.
Róża Duchowna R. 35 n. 4, str. 102-106; R.35 n. 5, str. 135-137
Proszę poprawić " nie dorzeczne" - błąd ortograficzny. Pozdrawiam czytelnik.
OdpowiedzUsuńDawne wydanie, pozdrawiam.
UsuńCo się tyczy ortografii polskiej, to poza niektórymi wyjątkami (jak pisanie słowa "ksiądz", a czasem również innych, jak "książka", "książę", czy "indeks" w formie tradycyjnej, czyli przez "x" - xiądz, xiąże, xiążka etc.) stosujemy się raczej do zasad współczesnej pisowni (po reformie z 1936 r.). Natomiast jeśli chodzi o przepisywanie starych tekstów, przepisujemy je zawsze dosłownie, bez żadnych zmian i "uwspółcześnień".
Usuń