Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

poniedziałek, 7 stycznia 2019

80 rocznica pogrzebu największego Polaka ostatnich kilku wieków.

Romanie Dmowski, dziękujemy Ci za Polskę!!!

R.I.P.


„Coście wyszli widzieć? Trzcinę chwiejącą się od wiatru, człowieka w miękkie szaty obleczonego? Oto którzy w miękkie szaty się obleczą w domach królewskich są… Proroka i więcej niż proroka”. Łuk. 12.7.8. Przez Polskę całą poszedł zew. Serca drgnęły przerażeniem. Dusze zatrzepotały się i zastygły w żalu głębokim. Wieść żałobna, straszna w swej formie, okrutna w treści, poszła po duszach polskich, wżarła się w umysły, objęła serca. Umarł Roman Dmowski! Jak to, więc umarł Budziciel duszy polskiej do wspólnego życia? Odszedł spośród żyjących Stróż czystości sumienia polskiego? Od zarania świadomy Ofiarnik aż do ostatnich chwil? Więc zastygła myśl twórcza Wielkiego Kanclerza Narodu? Tak! Bo był to Budowniczy życia duchowego, Kapłan, co z przygasłych, pokrytych popiołem nieszczęść dziejowych zaledwie tlejących nikłym zarzewiem węgli, rozdmuchał Swym tchnieniem ognisko narodowe, wzniecił płomień miłości Ojczyzny. Płomień, co obudził ospałych, podniósł gnuśnych, ożywił oziębłych, ba! więcej, co do życia z wiekowego zapomnienia obudził nowe siły w ludzie polskim i pasował ten lud na Naród, na świadomych współobywateli pracy wspólnej, obrońców wolności i twórców przyszłości Polski, odpowiedzialnych swymi wysiłkami za życie i wielkość Ojczyzny. Odszedł wielki i wierny aż do chwili Sługa drogiej nam wszystkim i ponad wszystko ziemskie – Ojczyzny. Niegdyś na przełomie wieków wielki Papież w sporze o wyższość Kościoła wschodniego z zachodnim nazwał się „Sługą sług bożych”. Tytuł Pierwszego Sługi Polski najbardziej, ponoć przysługuje Temu, któremu w zamian Polska świadoma i uczciwa, Polska moralna i pracowita, Polska ofiarna w swych sługach składa hołd, jako swemu Symbolowi, Wskazicielowi na rozstaju wieków, kultury i cywilizacji europejskiej, drogi ku wielkiej przyszłości. Pochodził z rodu szlacheckiego, majątkowo podupadłego, a urodził się na Kamionku, na Pradze, z ojca kamieniarza Walentego i Józefy z Lenarskich. Z ojca, jak sam z wielkim szacunkiem mawiał, „Człowieka, uznającego religię i więź rodzinną serio, z którym nie było żartów”. I z matki „głęboko wierzącej kobiety”. Te dwa Duchy Opiekuńcze wykołysały młodą duszę i uskrzydliły ją do wysokiego lotu. Jako młode wątłe pacholę biegał do trzeciego gimnazjum przez most, przez most, po którym przejdzie dziś na spoczynek, wierzymy czasowy, i hartował się na zmiennej pogodzie. Śp. Hojko, wspólny nasz nauczyciel łaciny, opowiadał mi rok temu o Wielkim Zmarłym, jako o chłopcu spokojnym, ciągle zamyślonym, głęboko ujmującym przedmiot, o niebywałej pamięci. Do czasów uniwersyteckich należał do rodziny. Na Uniwersytecie Warszawskim przeszedł na służbę Narodu Polskiego i wytrwał na niej aż do ostatniego tchnienia z górą pół wieku. Nie brał żadnej zapłaty dla siebie, po zaszczyty nigdy nie sięgał, wyrzekł się nawet założenia własnego ogniska rodzinnego, szczęście osobiste zespolił ze szczęściem i przyszłością Narodu tak ściśle, że gdy się go słuchało, to się czuło, że zanika różnica pomiędzy człowiekiem, a Ideą Wielkiej Drogi, u której kresu widniał wspaniały wyśniony i wymarzony gmach Polski. Chrystus Pan powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię”. Wszyscy, co jakiejś wielkiej sprawie chcą służyć, muszą mieć przed oczyma duszy te święte słowa. Roman Dmowski traktował swe posłannictwo bez zastrzeżeń. Ogień miłości Ojczyzny palił się w Jego piersi, błyskał w głęboko osadzonych oczach, płonął w słowach, przezierał z licznych pism, wreszcie rozgorzał w sercach milionów. Ogień wielki, widocznie rodzimy, bo ogarnia nie tylko tych, co z przeszłości chcą czerpać silę więzi narodowej, ale i tych, co tak długo, tak nieubłaganie chcieli go zniszczyć i zniweczyć, poczyna brać w swe władanie, co daj Boże niech się stanie na pożytek miłej nam wszystkim bez różnicy obozów Ojczyzny. A jak rozumiał tę misję Swoją, to pozostawił w księgach pisanych: Jestem Polakiem, więc całą rozległą stroną swego ducha żyję życiem Polski, Jej uczuciami i myślami, jej potrzebami, dążeniami i aspiracjami. Im więcej nim jestem, tym mniej z Jej życia jest mi obcym i tym silniej chcę, żeby to, co w mym przekonaniu uważam za najwyższy wyraz życia, stało się własnością całego Narodu”. I w tym pojęciu tkwi służba dziejowa śp. Romana Dmowskiego dla Narodu Polskiego. „Niech słowa wasze będą tak – tak, nie – nie” przykazał Zbawiciel świata Swym Apostołom, a w nich wszystkim żyjącym, aż do Sądu Ostatecznego. Wielki Polak, jak Zmarłego nazwano powszechnie, tak rozumiał życie. I szedł drogą prostą. Nie potrzebował nic poprawiać, nic zmieniać, nic zatajać. Po Jego śmierci potomni nie będą usiłowali nic z Jego spuścizny niszczyć, nic przeinaczać, bo nie tylko Jego słowa, ale i życie było: „tak – tak, nie – nie”. Życie to było służbą wierną, wszechstronną i wytrwałą nie tylko dla obecnego, ale i przyszłych pokoleń. Dla młodzieży stało się ono ewangelią w swej spuściźnie pisanej. Jeśli ta młodzież chce żywot Ojczyzny opromienić świetnością i tężyzną – musi pracować w myśl słów Chrystusowych: „tak – tak, nie – nie”, bo innej drogi w życiu jednostki i Narodu nie ma. Taki umysł i takie serce jak Zmarłego, musiało się objawić nie tylko w treści wielkiej swojego żywota, ale i w formie słowa. Trzeba obejmować dzieje ojczyste i uznawać postacie wartościowe z przeszłości, jako bliskie sercu pełnemu podziwu, umiłowania i hołdu, ale nie trzeba zapominać, że wielki Naród posiada swój język ojczysty, wiekowym tchnieniem dziejów wyrzeźbiony. Mowa nasza uformowana w swej składni na wzorach klasycznych rzymskich, ma prawo domagać się od świadomych rodaków znajomości, szacunku, miłości, powagi i zastanowienia. Śp. Roman Dmowski był bodaj największym i najświetniejszym klasykiem mowy ojczystej w ostatniej dobie. Najbardziej zawiłe trudności myślowe rozstrzygał w zdaniach prostych, polszczyzną czystą i zwięzłą. Był Człowiekiem wielkiego serca, co w szczególności najbliżsi stwierdzić mogą. Był jednak zarazem Człowiekiem potężnej myśli i niepospolitego rozumu. Ten rozum zdyscyplinowany, jasny, posługujący się nieugiętą logiką i wiedzą rozległą, pozwolił Mu widzieć rzeczy przyszłe w kształtach realnych i ścisłych. Jego rzadki geniusz polityczny, zdumiewający swoją siłą i jasnością sprawił, że należy Go zaliczyć do najświetniejszych mężów stanu świata i oddać Mu palmę pierwszeństwa wśród polityków polskich. Jego nieśmiertelne zasługi w dziele odbudowy Państwa zapiszą się trwale w pamięci Narodu, który z Jego imieniem złączy historię epoki walk o Niepodległość i Zjednoczenie. Jego duch wielki i jasna przenikliwa myśl w chwilach najcięższych wzgardziły pokusą Polski małej, pozornie niepodległej, w rzeczywistości zaś zależnej. Prowadził On Naród przez walki i wysiłki drogą trudną i ciężką do Polski rzeczywiście niezależnej, zjednoczonej, opartej o morze i wewnętrznie zwartej. Wielkość Polski Bolesławów, Kazimierzów, Zygmuntów i Władysławów bliższą Mu była, niż romantyczna legenda Polski porozbiorowej i to stanowi o Jego politycznej Wielkości, a zarazem o właściwym kierunku jaki pragnął nadać Swojemu Narodowi, kiedy się znajdzie w warunkach życia Odrodzonego Państwa. Kto w myśli się i wczuje w życie i czyny Romana Dmowskiego, ten pojmie, że Bóg, zamierzając wskrzesić Polskę, zesłał Jej Męża Niepospolitego, który naprostował drogi i w sposób jasny postawił przed Narodem jego cele i zadania. Przenikliwość niezwykła, nakazująca zastanawiać się nad wielkimi zagadnieniami, nie mogła pominąć sprawy zasadniczej dla Narodu i Państwa Polskiego – stosunku Kościoła katolickiego, do naszego życia wewnętrznego. Według zmarłego: Synowie społeczeństw katolickich, oderwani przez wychowanie od katolickiego gruntu, skazani są na uschnięcie, a w końcu końców na zgnicie”. „Bez tego co zrobił chrystianizm i Kościół rzymski w dziejach, nie istniałyby narody dzisiejsze”. „Od rozbicia narodowego, na skutek rozbicia religijnego ocaliła nas reakcja katolicka”. Bo „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie”. Tym się tłumaczy „walka masonerii przeciwko Kościołowi, walka której nie było w krajach protestanckich, gdzie masoneria dla wyznań i sekt stała się rodzajem nadkościoła”. „Naród szczerze, istotnie katolicki musi dbać o to, żeby prawa i urządzenia państwowe, w których żyje, były zgodne z zasadami katolickimi”. Taki testament zostawił Zmarły pokoleniom, które się wyzwoliły z bezwyznaniowości wieku XIX. Testament ważny, bo stanowiący o duszy, charakterze i sile Narodu. Nadszedł kres. Ten Wielki syn Ojczyzny, Ten Sługa Wiemy swego Narodu nie miał czasu pomyśleć o sobie nigdy. Choć bronił się od wpływów wieku XIX, to jednak należał z wychowania do kierunku pozytywistycznego. Było to pokolenie dzielne, nieugięte i pracowite, ale religijnie obojętne. Wielu jednak wracało z czasem na drogę Ojców. Roman Dmowski zbyt wiele poświęcił dla idei i Bóg nie mógł pozostawić Go z dala od Siebie. W łaskawości wielkiej zważył pracę zbożną, uznał trud nad trudy i promieniem łaski swojej przenajświętszej ogarnął Tę Duszę wielką, przebogatą, wziął Ją w swe władanie potężne już na długo przed śmiercią. Wreszcie ten Król – Duch Narodu Polskiego począł świadomie iść ku Bogu. Ciało wiotczało z dnia na dzień i zmierzało ku zniszczeniu, duch dumał o życiu w zaświatach. Za przykładem Ojców swych schylił Zmarły w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia roku pozaprzeszłego dumne swe czoło przed Panem. Kajał się w sakramencie pokuty, a w Wigilię odświętnie się przybrał, ukląkł na środku pokoju, złożył ręce jak ubogi pielgrzym, co kresu dobiega i przyjął Najświętszy Sakrament. W stalowych oczach błysnęły dobre łzy, a w nich widniała modlitwa matki i świeciły promienie łaski Bożej… I tak już szedł ku śmierci, o której mówił bez bojaźni, a ona zbliżała się krokiem nieubłaganym. W dzień Patrona swojego znów przed Bogiem się kajał; na progu życia wiecznego przytomny jeszcze zasilił duszę swą ostatnim namaszczeniem. Runął jak dąb prastary, a dusza załopotała wiecznymi skrzydły w nieznaną dla nas wielką dal… Oczyma wiary widzimy ten lot i drogę wieczną. Naprzeciw wyszły duchy z przeszłości naszej z Chrobrym na czele i witały swego Wielkiego Rodaka. Wyszedł korowód świętych polskich z Wojciechem i Jackiem, i pacholęciem Kostką, i ostatnim Andrzejem, i otoczyły Go jasnością z Boga wziętą… i poprowadziły ku podwojom niebieskim… A prorok Polski Skarga, „Ubogi Kmiotek” rozpoczął prośbę u Stóp Pańskich: „Przebacz Mu Panie winy, bo ukochał wiele, bo spracowany tu przybył służbą życia całego w Ojczyźnie miłej, boś Go łaską swą w przedśmiertnej drodze napełnił. Nie był ci On trzciną chwiejącą się od wiatru i za miękkimi szatami nie gonił, prorokiem i więcej niż prorokiem Ci naszym na ziemi był…”. A i my wszyscy przyłączamy się w modlitwie wspólnej: Puść Panie sługę swego – Romana do przybytków świętej szczęśliwości, sługę plemienia naszego… A my strzec będziemy przykazań Twoich, Ojczyzny naszej i Kościoła Twojego. Amen." 

Kazanie z 7 stycznia 1939 roku, wygłoszone w archikatedrze Warszawskiej przez x. prałata Marcelego Nowakowskiego na uroczystościach pogrzebowych Romana Dmowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.