Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

niedziela, 20 marca 2022

Kolejna propozycja oddania nam Lwowa?

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow stwierdził w sobotę, że propozycja Polski dotycząca rozmieszczenia sił pokojowych NATO na Ukrainie jest „demagogiczna”. „Propozycja jest demagogiczna, członkowie NATO zrozumieją, że muszą być realistami” – powiedział. Dodał, że „podstawą takich sił pokojowych byłby polski kontyngent, który przejąłby kontrolę nad zachodnią Ukrainą, na czele z Lwowem. I pozostałby tam długi okres”. Chodzi o propozycję, o której mówił podczas niedawnej [rzekomej] wizyty w Kijowie wicepremier Jarosław Kaczyński. Cześć sceny publicznej w Polsce uznała to za dowód, że Jarosław Kaczyński chce zająć Lwów, wspólnie „z Orbanem i Putinem”. Chodzi m.in. o komentarz Romana Giertycha, który napisał: „Cały pomysł na misję pokojową NATO, to pomysł na wejście polskich wojsk do zachodniej Ukrainy. Stąd brak entuzjazmu do tego pomysłu zarówno po stronie NATO jak i Ukrainy”. „Ten plan dogadał Orban z Putinem na spotkaniu, które się odbyło po rozmowach z Kaczyńskim i Morawieckim. Z „misją pokojową” dotarłyby pewnie wojska węgierskie do granic Rusi Zakarpackiej”. Wpisy wywołały falę prześmiewczych komentarzy w sieci.

Jednak czy słusznie?

Nie wykluczam, że gdyby nagle taka decyzja zapadła, to zakładałaby, że podstawą takich sił pokojowych byłby polski kontyngent, który przejąłby kontrolę nad zachodnią Ukrainą, na czele z Lwowem. Pozostałby tam długi okres. Wydaje mi się, że tak właśnie jest – stwierdził szef rosyjskiego MSZ, cytowany w sobotę przez agencję TASS.

Rosyjski minister tym samym proponuje rozbiór tzw. Ukrainy, by cześć należała do Polski , a część do Rosji  –  patrząc perspektywicznie, propozycja godna uwagi.

Pisaliśmy o tym już miesiąc temu, jeszcze przed rozpoczęciem "specjalnej operacji militarnej", w tym tekście: Czy Polska (znowu) odmówi przyjęcia Lwowa?

Oczywiście, jak stwierdził Ławrow, propozycja z „misją pokojową” jest demagogiczna, bo żeby mówić o jakiejkolwiek misji pokojowej, zgodnie z definicją tego słowa, najpierw musi być zawarte, między dwiema stronami konfliktu porozumienie pokojowe (czyli rozejm, zawieszenie broni), a następnie obie strony muszą wyrazić zgodę na taką misję pokojową, której celem byłoby dbanie o realizację postanowień porozumienia, o zachowanie rozejmu i brak eskalacji, a dopiero później prowadzi się rozmowy pokojowe, których celem jest ostateczne zawarcie traktatu pokojowego. W obecnej chwili nie ma jeszcze tego pierwszego warunku, czyli porozumienia o zawieszeniu broni, a więc nie może być mowy o żadnej misji pokojowej. Jakakolwiek interwencja NATO czy państw członkowskich byłaby odebrana przez Rosję jako włączenie się do wojny, i bez wątpienia spowodowała by wybuch III wojny światowej, na czym niektórym bardzo zależy...

Najbardziej możliwy w najbliższym czasie podział tzw. Ukrainy.

Jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jeśli rzeczywiście istnieje jakiś plan "rozbioru" tzw. Ukrainy, jakiś tajny pakt Orban – Putin, w który "III RP" została by, chcąc lub nie, wciągnięta. Wówczas rzeczywiście wysłanie „misji pokojowej” byłoby majstersztykiem. Nikt nie mógłby nam zarzucić agresji na tzw. Ukrainę ani wojny napastniczej. Oficjalnym powodem interwencji byłaby przecież pomoc dla tzw. Ukrainy, ratowanie cywilów, dóbr kultury etc. Jeżeli byłoby to (oczywiście zakulisowo) "dogadane" z Federacją Rosyjską, mielibyśmy gwarancje, że Rosjanie w żaden sposób na to nie zareagują, że zignorują ten fakt, i przestaną interesować się ziemiami, na które wkroczyło Wojsko Polskie. Nie wiem czy możliwe jest odzyskanie od razu ziem polskich aż do Zbrucza (czyli całości ziem prawnie należących do Państwa Polskiego na mocy traktatu ryskiego i późniejszych postanowień), czy być może był by to początkowo "wariant B" Linii Curzona (ze Lwowem, ukr. obwód lwowski) ewentualnie rozszerzony np. o zachodnią część Wołynia (ukr. obwód łucki). Węgrzy w tym układzie zajęli by Zakarpacie. (p. mapa)

Oczywiście najgorszy, ale również możliwy scenariusz jest taki, że PiSowski [nie]rząd zamiast zacząć przywracać integralność terytorialną Polski, zamiast te ziemie reintegrować i repolonizować, stworzyłby tam jakiś nowy sztuczny twór, marionetkowe quasipaństwo – "Ukrainę Zachodnią" z stolicą we Lwowie, gdzie przeniósł by się z Kijowa "rząd" Zieleńskiego, tworząc jakiś "rząd na uchodźstwie" i roszcząc sobie cały czas "prawo" do terytorium całej tzw. "Ukrainy" (oraz do Przemyśla i Zamościa). Byłby to twór skrajnie nazistowski, nowa "III Rzesza", taki banderowski potworek, a jeśli została by przyłączona do UE i NATO, byłaby wówczas poważnym zagrożeniem dla polskiego bytu narodowego. Jest to scenariusz równie tragiczny (a może nawet bardziej), jak również możliwe, niestety zbombardowanie Lwowa przez wojska rosyjskie, w przypadku tworzenia się tam jakieś banderowskiej partyzantki... Jednak ratunkiem może być wymóg i warunek ze strony rosyjskiej, że owszem zgodzą się oni na „misję pokojową” i wkroczenie wojsk polskich i węgierskich na terytorium tzw. Ukrainy, pod warunkiem że zajęte tereny będą włączone do Polski i Węgier. Wówczas Kaczyński nie miałby wyjścia, i jedyne co mógłby zrobić, to dać później Ukraińcom jakąś tam autonomię... 

Musimy pamiętać, że tzw. III RP wielokrotnie już odrzucała propozycję zwrotu naszych Kresów Wschodnich. Pierwsza taka propozycja miała miejsce w roku 1989, kiedy "prezydentem" był Wojciech Jaruzelski a ZSRR chylił się ku upadkowi, i Michaił Gorbaczow chciał rozdać wszystkie zagarnięte przez Stalina tereny... Jaruzelski przyjął wstępnie propozycję Moskwy, jednak nie dopuściły do tego, dopuszczone już do władzy przez komunistów środowiska żydo-solidarności, które wolały podlizywać się "sojusznikom" z tzw. Ukrainy i Litwy. Pojechali oni w tym celu specjalnie do Moskwy i wybłagali Gorbaczowa, aby nie oddawał nam Lwowa i Wilna... Od tego momentu na tym właśnie zdradzieckim i antypolskim micie założycielskim funkcjonuje cała polityka zagraniczna "III RP" do dnia dzisiejszego.

Więcej o tej i innych podobnych propozycjach można poczytać tutaj:

SENSACJA! POLSKA KILKA RAZY ODRZUCAŁA ZWROT NASZYCH KRESÓW

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że tzw. III RP nie jest Państwem Polskim, suwerennym i niepodległym. W pierwszej kolejności winniśmy się starać o odzyskanie niepodległości przez Polskę, a dopiero później o odzyskanie integralności terytorialnej. Jednakże, zarówno niepodległość, jak też integralność państwa nie spadnie nam przecież z nieba. Będziemy musieli ją budować na strukturach, które obecnie istnieją, tak samo jak wyglądała odbudowa państwa po odzyskaniu niepodległości 7 października 1918 r.; na strukturach państw zaborczych. Dlatego dużo łatwiej by nam było się o to starać, gdyby przynajmniej część bezprawnie zagarniętych terenów Polski powróciło już wcześniej do struktur tego, co obecnie jest nazywane i przez większość utożsamiane z państwem polskim. Tak samo jak w przyszłości, jak Bóg da, odbudowa świętego Kościoła katolickiego będzie postępować na strukturach obecnie należących do "kościoła" modernistycznego, bo w istocie są to przecież nasze, katolickie struktury, bezprawnie nam zagarnięte i okupowane przez wrogów. Dlatego w obu przypadkach powinno nam zależeć na zachowaniu integralności, a w razie utraty jakiegoś elementu, na reintegracji tych (materialnych) struktur: terenów, własności etc.

Rozumiem również obawy przedstawione przez Pana Krzysztofa Zagozdę w jego (bardzo ciekawej i godnej polecenia!) analizie z dnia 17 marca br., na temat obecnej sytuacji na tzw. Ukrainie: https://zagozda.info/ukraina.html

Pan Zagozda pisał po raz pierwszy o możliwym scenariuszu z podziałem tzw. Ukrainy już 2 miesiące, 23 stycznia. W prologu do swojego tekstu pisze on: 

Kiedy 23 stycznia br. napisałem, że Rosja bez większych problemów zajmie całą Ukrainę, a potem - wypełniając postanowienia paktu zawartego dużo wcześniej z Sanhedrynem - odda Polsce Lwów ze Stanisławowem, otrzymałem kilkanaście rozemocjonowalnych epistoł. Pomijając te wypełnione samymi inwektywami zauważyłem, że z grubsza panowała ilościowa równowaga między tymi ucieszonymi wizją "triumfalnego powrotu na ziemie naszych przodków", a tymi zbulwersowanymi "haniebnym partycypowaniem w rozbiorze Ukrainy". Nie kryję, że mocno mnie one zabolały (notabene najmniej te ze słowem "głupek" powtarzanym we wszystkich przypadkach zależnych). Z jakiego powodu? Ano głównie dlatego, że gros tych korespondentów artykułowało dotąd trzeźwe osądy i dość sprawnie poruszało się w obrębie pogmatwanej politycznej rzeczywistości. Tym razem, z nieznanych mi powodów, osoby te uznały samodzielność kompetencyjną rządu warszawskiego i jego prawdopodobnych decyzji w sprawie "zagospodarowania" tzw. zachodniej Ukrainy. Zmusza mnie to do udobitnienia prawdy oczywistej o marionetkowej naturze kolejnych rządów III RP, będących jedynie dyspozycyjnym pasem transmisyjnym pomiędzy rzeczywistym, zewnętrznym ośrodkiem władzy, a nami. Bezsporną konsekwencją tego stanu rzeczy jest następująca konstatacja: jakikolwiek by nie był udział Polski w rozstrzygnięciach dotyczących Ukrainy, będzie on realizacją wyłącznego interesu Sanhedrynu, a nie polskiej racji stanu. Wachlarz możliwości "zagospodarowania" nowej Ukrainy przez Sanhedryn jest bardzo szeroki. Ścieżka dojścia do formalnie polskiego patronatu nad częścią jej obszaru jest już najpewniej wyznaczona, a kolejne etapy będą stopniowo odsłaniane przed opinią publiczną, przygotowywaną na tę okoliczność zintensyfikowanymi akcjami propagandowymi. W ciągu następnych tygodni przekonamy się, czy przypisano nam początkowo rolę ONZ-owskich błękitnych hełmów, czy może wyznaczono bardziej spektakularne nawiązanie do sowieckiej akcji z 1939 roku, kiedy to Armia Czerwona wzięła "pod opiekę" ludność zachodniej Ukrainy. Jakkolwiek by się nie stało, cały ten obszar z Lwowem, Stanisławowem i Łuckiem stopniowo będzie zrastał się administracyjnie najpierw z III RP, a potem z Polin.

Odpowiem na to tak: jeśli Sanhedryn chce oddać nam Lwów, to niech oddaje. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że będzie to robił w swoim, no bo przecież nie w naszym interesie. Ale jest to jednocześnie, mimochodem w polskiej racji stanu, jeśli Polska kiedykolwiek odzyska niepodległość, aby odzyskała też Lwów. Tak więc "triumfalny powrót na ziemie moich przodków" odebrał bym, mimo wszystko, rozumiejąc zawiłości obecnej sytuacji, z dużą radością i nadzieją. Tak jak napisałem w jednym z komentarzy u Pana Zagozdy: "Lepiej dla Lwowa, żeby był w Polin, niż w nazistowskim banderlandzie", lub tym bardziej, aby był zniszczony przez rosyjskie rakiety... Jako wnuk rodowitego lwowiaka i prawnuk obrońcy Lwowa z 1918 r., czuję się zbyt mocno historycznie i emocjonalnie związany z tym miastem, aby jego los mógł mi być obojętny, abym mógł się zgodzić na całkowite jego zniszczenie...

Dla mnie nie istnieje pytanie: "czy Lwów będzie znowu polski?" tylko "kiedy?"!

Lwow zawsze był, jest i będzie Polski!

Leopolis Semper Fidelis Tibi Poloniae.

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz