Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

poniedziałek, 1 marca 2021

Kiedyś Wyklęci, dzisiaj Niezłomni. I pamiętani.


1 marca 1951 roku o zmierzchu komuniści zamordowali na Rakowieckiej 37 w Warszawie 7 członków IV ZG WIN

Andrzejku! Pamiętaj, że istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka” – Łukasz Ciepliński w liście do synka…

1 marca z roku na rok coraz mocniej kojarzy się w naszym kraju z trudną, brutalną, bezwzględną ale godną historią. W ten dzień 70 lat temu dokonano mordu w ramach tzw. „kary śmierci” na sześciu przywódcach organizacji „Wolność i Niezawisłość”. Wśród nich był m.in. urodzony w wielkopolskim Kwilczu Łukasz Ciepliński, ps. „Pług”. Kilkanaście lat temu przyjęto tę datę jako symbol zbrodni, których dokonywały komunistyczne, okupacyjne, antypolskie władze. Stąd Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych po raz kolejny przebiegł właśnie dzisiaj. I ponownie mogliśmy oddać hołd i modlitwy poległym, gnębionym, torturowanym i skrzywdzonym Bohaterom naszej umiłowanej Ojczyzny. 

Wbrew przyjętej w tamtym czasie kłamliwej, sowieckiej propagandzie (którą niektórzy uprawiają po dzień dzisiejszy), Polska po II wojnie światowej nie odzyskała niepodległości, nie odrodziło się wówczas suwerenne Polskie Państwo, a tylko jedna okupacja zmieniła się w inną, jeszcze gorszą. Stalinowski terror przybyły z sowieckiej Rosji powodował nowe bolączki, dramaty i tragedie na polskich ziemiach. Jedni Polacy decydowali się na emigrację, inni starali się przeczekać zły czas. Byli również ludzie, którzy wybrali aktywną walkę z nowym okupantem. To oni stali się zbrojnym podziemiem antykomunistycznym, który przez kilkanaście lat siał popłoch wśród sowieckich namiestników. Kiedyś pogardliwie nazywano ich „karłami reakcji”, ale na szczęście walka o wolną i niepodległą Polskę, jako ich dzieła życia, nie zostało zmarnowane, i zostało zapamiętane przez potomnych.

Cześć i Chwała Niezłomnym Bohaterom!

Msza św. odprawiana przez x. Władysława Gurgacza SI, Kapelana Wyklętych

"Stali się ziarnem Ci, o których miano zapomnieć"

Jakakolwiek rozbieżność zdań na temat Niezłomnych wynika tylko i wyłącznie z różnicy w pojmowaniu historii, w tym czy przyjmujemy prawdę historyczną, czy też tkwimy w fałszu, kłamstwach i propagandzie. Jeśli bowiem zgodnie z sowiecką, kłamliwą propagandą, stwierdzimy że wroga Armia Czerwona (ta sama która zaatakowała nas, wspólnie z Hitlerem, 17 września 1939 r.) wkraczająca w 1945 r. (po raz kolejny) na ziemie polskie, mordująca, gwałcąca i paląca wszystko na swej drodze, to byli "wyzwoliciele", a stworzone tu przez nich na rozkaz Stalina, marionetkowe "państwo" zarządzane z Moskwy, było Państwem Polskim, jeśli uznamy że wojna rzeczywiście skończyła się w 1945 r., że byliśmy w "obozie zwycięzców", a Katyń to była zbrodnia niemiecka, i jedyne, czym Polacy powinni się teraz zająć, to odbudowa Kraju z wojennych zgliszczy, i spokojne życie w "nowej, lepszej, ludowo-demokratycznej rzeczywistości", to rzeczywiście, wówczas tych, którzy negowali ten "nowy wspaniały świat", należy uznać za bandytów, za wichrzycieli etc. Jeśli jednak staniemy w prawdzie, co jest naszym obowiązkiem jako katolików, musimy stwierdzić, że było dokładnie odwrotnie. Agresor nie był "wyzwolicielem", lecz okupantem, katem i mordercą, i trzeba było mu postawić opór zbrojny. Wojna dla nas Polaków nie skończyła się. O wolną Polskę wciąż trzeba było walczyć (i tak jest właściwie do dnia dzisiejszego). Nie było żadnego innego wyjścia. 

Niesamowite jest wręcz perfidne, ohydne zakłamanie ogólnie pojętej lewicy (w tym również tzw. "lewicy narodowej" w tym także, o zgrozo, tzw. "katolickiej", a nawet "tradycjonalistycznej") w kwestiach historycznych. Ci sami ludzie, dla których bohaterami są mordercy, ciemiężyciele i ideolodzy spod znaku czerwonej gwiazdy oraz sierpa i młota (zwani przez nich eufemistycznie "wyzwolicielami"), próbują nam dzisiaj – w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych dyktować (niczym komunistyczni okupanci), które postacie mamy obierać za swoich narodowych Bohaterów, a które nie. Ci ludzie nie uznają żadnych wyższych wartości, nie mają krzty moralności, dlatego potrafią niszczyć pomniki choćby takich osób jak Danuta Siedzikówna "Inka" czy mjr. Zygmunt Szendzielarz "Łupaszko" i bronić tych dewastacji w debacie publicznej. Z jednej strony powinien boleć nas fakt, że dziś jeszcze żyją w Polsce ludzie, którzy gardzą własną Ojczyzną tak bardzo, że opluwają i występują przeciwko Jej najznamienitszym postaciom. Z drugiej natomiast powinniśmy lewicę trochę zrozumieć (nie jest to bowiem żadna nowość). 

Ci ludzie patrzą na historię Polski bardzo często przez pryzmat prywatnych doświadczeń ich rodzin. Przecież w przeważającej większości osoby, które dla nas są Bohaterami walczącymi wytrwale o Wolną i Niepodległą Polskę, ludźmi wymierzającymi sprawiedliwość okupantom, kapusiom, zdrajcom i sowieckim sługusom, dla nich są mordercami ich dziadków i ojców. No cóż – rodowodu zmienić nie można i nie powinniśmy żywić żalu akurat za to. Możemy jednak apelować o opamiętanie i zerwanie z nie przynoszącymi chluby tradycjami rodzinnymi. Przez całe dziesięciolecia próbowano zamilczeć, a potem zniesławić wszystkich tych, których dzisiaj wspominamy jako Żołnierzy Wyklętych. Jeszcze kilka, może kilkanaście lat temu taki Michnik czy inny "redaktor" mógł swobodnie wypisywać na łamach Wyborczej bluzgi i paszkwile o "bandytach i mordercach", bez większego sprzeciwu ogółu społeczeństwa. Dziś osoby pokroju Urbana czy Michnika mogą jedynie poszczekiwać, próbować uderzać w pojedyncze osoby. 

Nie łapmy się na to. Nie pozwólmy, aby ludzie, którzy nienawidzą Polski dyktowali nam co możemy a co nie.

Niech żyje Łupaszko!
Niech żyje Bury!
Niech żyje Ogień!

Redakcja "Tenete Traditiones"

6 komentarzy:

  1. Skoro teraz nie ma papieża, kto może rozgrzeszać kapłanów ze złamania tajemnicy lub kto może orzec nieważność sakramentu małżeństwa skoro zostało tak niewielu katolickich biskupów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedno z tych pytań, na które nie ma jasnej i oczywistej odpowiedzi. Z jednej strony, wg. zwolenników tezy z Cassiciacum nie ma obecnie nikogo, kto mógłby tego dokonać (moderniści nie mogą, ale są jedynymi, którzy ich zdaniem mogliby, gdyby się nawrócili). Natomiast wg. "zwykłego" sedewakantyzmu, ta władza należy obecnie do katolickich biskupów, tych nielicznych którzy obecnie są. Tylko oni mogą obecnie to czynić, i Kościół uzupełnia im wszelką niezbędną jurysdykcję, tak samo jak przy sprawowaniu sakramentów, gdyż chodzi tu o zbawienie dusz.

      Usuń
    2. Skąd ta różnica, skoro ci od Tezy też uznają koncepcję epikei ?

      Usuń
    3. Należało by zapytać "tych od Tezy". Myślałem że jakiś przedstawiciel tego stanowiska raczy odpowiedzieć, ale cóż, szkoda. Ja osobiście dostrzegam tu pewną niekonsekwencje (delikatnie mówiąc). Z jednej strony zwolennicy Tezy powołują się na zasadę epikei, decydując się na odprawianie np. obrzędów Wielkiego Tygodnia wg. Rytu sprzed 1955 r. (gdzie nie istnieje przecież żadne zagrożenia dla Wiary czy wiecznego zbawienia dusz, bo nowy ryt nie jest w żaden sposób heretycki), a z drugiej strony nie chcą powołać się na tą zasadę przy unieważnieniu małżeństwa, gdzie sprawa jest znacznie poważniejsza i dotyczy bezpośrednio zbawienia wiecznego dusz. Jeśli nasi księża i biskupi mają władzę udzielania (błogosławienia) małżeństwa (a przypominam że do tego potrzeba zwyczajnej jurysdykcji) to tak samo winni mieć (i moim zdaniem mają, bo ktoś w Kościele MUSI ją mieć) władzę orzekania o nieważności.

      Usuń
  2. Takie przypadki mogą się zdarzać, że strona katolicka (czyli z naszego punktu widzenia - sedewakantystyczna) bierze ślub ze stroną niekatolicką (tzn. z osobą nie będącą sedewakantystą) przed księdzem lub "księdzem" niekatolickim (czyli wg naszych poglądów - przed księdzem lub "księdzem" nie-sedewakantystą) oraz przed świadkami zwykłymi. Jeśli zakładamy, że nasi księża nie są proboszczami, ani biskupami ordynariuszami miejsca, czyli że nie mają jurysdykcji zwyczajnej, to wtedy tym samym konsekwentnie przyjmujemy, że dzisiaj wszystkie małżeństwa są zawierane wg formy nadzwyczajnej, czyli wg kan. 1098 CIC z 1917 roku. A to oznacza, że jeśli wyżej wspomniana para bierze ślub przed księdzem lub "księdzem" nie-sedewakantystą i przed świadkami zwykłymi, to - zgodnie z wyżej przyjętym założeniem - taki związek jak najbardziej należy uważać za zawarty zgodnie z przepisami prawa kanonicznego (CIC z 1917 roku) i tym samym - jeśli nie ma innego tytułu jego nieważności – jak najbardziej takie małżeństwo trzeba uznawać za zawarte w sposób ważny i legalny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem nasi księża asystują przy ślubie nie na podstawie kan. 1094 CIC (Kodeksu Prawa Kanonicznego) z 1917 roku (czyli nie wg formy zwyczajnej), ale w oparciu o kan. 1098 (to znaczy wg formy nadzwyczajnej). Wobec tego uważam, że nasi księża nie są świadkami urzędowymi podczas zawierania małżeństwa jako proboszczowie, ordynariusze miejsca czy też jako księża, którzy od proboszcza lub od ordynariusza miejsca otrzymali upoważnienie (delegację) do asystowania na ślubie.
    Kan. 1098 CIC z 1917 roku można przetłumaczyć na j. polski w taki sposób:
    "Kan. 1098. Jeśli proboszcz, ordynariusz lub kapłan delegowany, którzy mogą asystować przy zawieraniu małżeństwa według przepisu kanonu 1095 i 1096, są nieosiągalni lub nie można się do nich udać bez poważnej niedogodności:
    1° W niebezpieczeństwie śmierci ważne i godziwe małżeństwo jest zawierane wobec samych świadków [czyli bez obecności kapłana]; jak również poza niebezpieczeństwem śmierci jedynie wtedy, gdy roztropnie się przewiduje, że te okoliczności będą trwały przez miesiąc;
    2° W obydwu przypadkach, gdyby był osiągalny inny kapłan, który może być obecny, powinien być poproszony i powinien wraz ze świadkami asystować przy zawieraniu małżeństwa, z zachowaniem zasady ważności małżeństwa wobec samych świadków".
    To, że nasi księża asystują przy ślubach na podstawie kan. 1098, a nie w oparciu o kan. 1094, ma istotne znaczenie dla stwierdzenia ważności zawarcia tych małżeństw, w których jedna osoba jest katolicka (a więc z naszego punktu widzenia – sedewakantystyczna), a druga osoba nie jest katolicka (a więc z naszego punktu widzenia jest np. modernistyczna lub np. lefebrystyczna). Jeśli taka mieszana para nie ma dostępu do kapłana z jurysdykcją zwyczajną (czyli do proboszcza, ordynariusza miejsca lub do kapłana przez nich delegowanego), to – zgodnie z naszym stanowiskiem – ważne małżeństwo może zawrzeć na podstawie kan. 1098, czyli wobec samych świadków zwykłych. Jeśli kapłan zostanie zaproszony do asystowania na takim ślubie, to – zgodnie z naszą perspektywą – takie małżeństwo też będzie ważne, bez względu na to, czy uczestniczący na takiej ceremonii ksiądz czy też "ksiądz" będzie sedewakantystą czy też nie.
    Gdybyśmy natomiast przyjęli, że nasi księża mają jurysdykcję zwyczajną i że wobec tego takie mieszane wyżej pary są zobowiązane do zawierania związku wg kan. 1094 (czyli wg formy zwyczajnej) i gdybyśmy mieli do czynienia z sytuacją, że nie byłoby niebezpieczeństwa śmierci, a przy tym kapłan sedewakantysta byłby dostępny, a mimo to taka para miałaby ceremonię ślubną np. przed księdzem lub "księdzem" modernistą albo np. przed księdzem lub "księdzem" lefebrystą, to wtedy konsekwencją takiego stanowiska byłoby to, że takie małżeństwo uznalibyśmy za nieważne z powodu braku formy kanonicznej. To stwierdzenie wynika z kan. 1099, § 1, 2° CIC z 1917 roku. Dwa pierwsze punkty kanonu 1099, § 1 można przetłumaczyć na j. polski w taki sposób:
    "Kan. 1099. § 1. Do zachowania wyżej przepisanej formy są zobowiązani:
    1°. Wszyscy, którzy zostali ochrzczeni w Kościele katolickim i którzy się do niego nawrócili z herezji lub schizmy, choćby później od Kościoła katolickiego odpadli, kiedy tylko zawierają małżeństwo między sobą.
    2° Wszyscy, o których mowa wyżej, jeśli zawierają małżeństwo z niekatolikami, czy to z ochrzczonymi, czy to z nieochrzczonymi, również po uzyskaniu dyspensy od różnego wyznania lub różnej religii".

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.