W drodze powrotnej z pogrzebu J.E. śp. Ks. Bpa Oliwera Oraveca miałem okazję być w Lipnicy Murowanej - malutkim miasteczku założonym w 1326 roku przez Władysława Łokietka, obecnie wioska gminna. Ta niewielka miejscowość w powiecie Bocheńskim słynie na cały kraj z wielu powodów. W Lipnicy znajduje się wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO zabytkowy drewniany kościół p.w. św. Leonarda z XV wieku - zabytek unikatowy w skali kraju, cudownie ocalony w czasie powodzi w 1997 r. przez mieszkańców. Również w Lipnicy co roku odbywa się słynny konkurs palm wielkanocnych, z których największe mają prawie.... 40 metrów!
Przede wszystkim jednak Lipnica bywa nazywana "miastem świętych i błogosławionych". Z niej to właśnie wywodzą się aż trzy osoby, z których co prawda do dziś dnia tylko jedna została uroczyście beatyfikowana, a proces beatyfikacyjny jednej z nich rozpoczął się już w 1947 r. Ale wszystkie trzy umarły w opinii świętości, i ich beatyfikacja jest tylko kwestią czasu, kiedy znów będziemy mieli katolickiego Papieża...
Mowa jest oczywiście o błogosławionym Szymonie z Lipnicy, oraz o Marii Teresie Ledóchowskiej oraz Urszuli Ledóchowskiej.
W Lipnicy Murowanej, w samym centrum, w otoczeniu rynku znajdują się aż trzy kościoły. Kościół parafialny p.w. św. Andrzeja Apostoła, gotycki z XIV wieku, kościół bł. Szymona z XVIII wieku oraz wyżej wspomniany, cmentarny kościół św. Leonarda z XV wieku, położony już za murami średniowiecznego miasta, w krypcie którego spoczywają rodzice Tresy oraz Urszuli Ledóchowskich...
Julia Urszula Ledóchowska przyszła na świat 17 kwietnia 1865 r. ( Poniedziałek Wielkanocny) w Loosdorf w Austrii, jako drugie dziecko Antoniego i Józefiny. W latach 1874 – 1880 uczęszcza na pensję Pań Angielskich w Sankt Polten, gdzie zamieszkali Ledóchowscy. W maju 1883 roku rodzina przenosi się do Lipnicy Murowanej, gdzie kupili niewielką posiadłość ziemską wraz z dworem.
Kiedy w 1885 r. zmarł ojciec Julia przejmuje zarząd majątku rodzinnego. Jednocześnie coraz silniej odczuwa pragnienie życia zakonnego. Uzyskawszy pozwolenie matki wstępuje 18 sierpnia 1886 r. do klasztoru sióstr Urszulanek w Krakowie. Rozpoczyna nowicjat, przyjmując imię zakonne Urszula. 28 kwietnia 1889 r. składa śluby wieczyste.
Teraz uzupełnia wykształcenie i równocześnie zajmuje się pracę nauczycielską i wychowawczą w pensjonacie sióstr Urszulanek w Krakowie. w 1896 wyjeżdża do Francji aby uzyskać dyplom nauczyciela języka francuskiego. Po powrocie z Francji pracuje dalej jako nauczycielka i zajmuje się pracę wychowawczą. W 1904 r. zostaje wybrana przełożoną klasztoru krakowskiego a dwa lata później otwiera żeński internat akademicki przy klasztorze i zakłada pierwszą w Polsce Sodalicję Mariańską krakowskich studentek. W roku następnym wyjeżdża do Rzymu aby uzyskać zgodę Papieża na zmiany w Konstytucjach oraz podjęcie pracy przez urszulanki w Rosji w stroju świeckim. W lipcu, po zakończeniu kadencji przełożonej wyjeżdża do Petersburga aby objąć kierownictwo internatu przy Gimnazjum św. Katarzyny. W styczniu 1908 r. zostaje konspiracyjną przełożoną klasztoru urszulańskiego w Petersburgu – współpracuje z Polonią, zakłada Sodalicję Mariańską Pań i przyjmuje pierwsze nowicjuszki. Jednocześnie uczy się języka fińskiego, aby otoczyć opieką religijną protestanckich Finów z okolicznych wiosek i umożliwić im modlitwę w ich własnym języku. Po wybuchu I wojny światowej zostaje usunięta z Rosji i przenosi się do Skandynawii; najpierw do Szwecji a później do Danii. Organizuje tu Instytut Języków Obcych dla młodzieży, szkołę gospodarczą i ochronkę dla sierot po polskich robotnikach – emigrantach. W Szwecji zakłada katolickie pismo, organizuje Sodalicję Mariańską i wchodzi w życie Polonii.
W czasie wojny podejmuje współpracę z Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny zorganizowanym m.in. przez H. Sienkiewicza. Wędruje po Skandynawii z wykładami o cierpiącej Polsce. Wygłosiła prawie 50 odczytów. Jej słowa budziły sumienia i jednoczyły w organizowaniu pomocy materialnej i moralnej dla Polski. Kiedy pewnego razu została zapytana przez pewnego dyplomatę, jaką formację polityczną reprezentuje, bez wahania odpowiedziała: „moją polityką jest miłość, miłość Boga i Ojczyzny.” Ta właśnie miłość nakazała jej wrócić do odrodzonej Polski i rozpocząć pracę „od podstaw”. Osiada w Pniewach pod Poznaniem, buduje dom macierzysty Zgromadzenia, organizuje pracę wychowawczą, szczególnie wśród dzieci i młodzieży. W 1930 r. otrzymuje aprobatę Stolicy Apostolskiej na utworzenie nowej gałęzi urszulańskiej. Od tej chwili rozpoczyna się żywiołowy rozwój Zgromadzenia, dzięki niespotykanej aktywności Założycielki. W Pniewach powstaje zakład opiekuńczo – wychowawczy, Małe Gimnazjum im. Piusa X dla chłopców, Małe Seminarium dla dziewcząt z powołaniem misyjnym, Szkoła Powszechna, Seminarium Gospodarstwa Domowego oraz internat przyszkolny. Równocześnie organizuje się kolonie letnie dla dzieci i młodzieży, rekolekcje dla inteligencji. Działa tu też drukarnia i gospodarstwo rolne.
Powstają nowe placówki w Sieradzu, Łodzi, Poznaniu, Czarnym Borze pod Wilnem i Warszawie. Liczne podróże zagraniczne bł. Urszuli owocują tworzeniem nowych placówek (Rzym, Francja) i realizowaniem nowych inicjatyw.
Praca Matki Urszuli zostaje doceniona przez władze Rzeczypospolitej i otrzymuje w 1927 r. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, w 1930 - Krzyż Niepodległości, a w 1937 – Złoty Krzyż Zasługi.
W 1939 buduje w Lipnicy ochronkę dla dzieci. W maju tegoż roku wyjeżdża do Rzymu. Tam choroba nowotworowa, na którą cierpiała, wchodzi w krytyczne stadium i 29 maja matka Urszula umiera. Był przy niej ojciec generał, który ze łzami w oczach do niej mówi: „Siostrzyczko moja kochana, Pan Jezus jest z Tobą i idziesz do Niego. Czeka tam na Ciebie Mamusia i Maria Teresa. Słodkie Serce Jezusa, mam ufność w Tobie”. Umiera w opinii świętości – takie było powszechne mniemanie w kręgach duchowieństwa, zakonów i osób świeckich, wśród których wielu było świadkami jej życia w służbie Boga i Kościoła. O świętości matki Urszuli przekonane były przede wszystkim Jej siostry ze Zgromadzenia przez nią założonego. Zostaje pochowana w grobowcu Zgromadzenia na cmentarzu Campo Verano.
Maria Teresa Ledóchowska urodziła się 29 kwietnia 1863 r. w Loosdorf (Austria), w rodzinie głęboko religijnej. Ojciec, hrabia Antoni Ledóchowski i matka, Józefina Salis – Zizers dali jej bardzo staranne wychowanie, rozwijając bogate zalety serca i umysłu. Maria Teresa była dzieckiem o okrągłej buzi z dużymi oczami, patrzącymi z zaciekawieniem na otaczający ją świat. Dziewczynka dojrzewała za wcześnie i być może dlatego nie była żywą i wesołą jak jej rówieśniczki ale sztywną i zamkniętą w sobie. Już jako dziecko odznaczała się wręcz fenomenalną pamięcią i wykazywała wybitne uzdolnienia literackie, muzyczne i malarskie. Wraz ze swoimi braćmi uczyła się dla rozrywki sztuki czytania i pisania, geografii i biologii. Mając 5 lat napisała maleńki utwór sceniczny dla rówieśników, a jako 9 – letnie dziecko układała wiersze i zagłębiała się w książkach naukowych. Interesowała się gwiazdami, grała na fortepianie i nie bardzo wiedziała kim ma zostać. Była raczej dzieckiem trudnym, skrytym ale ambitnym.
Maria Teresa uczęszczała do szkoły Pań Angielskich gdzie zwracała na siebie uwagę inteligencją i zdolnościami. Ukończyła szkołę w 1877 roku uzyskując wspaniałe świadectwo. Pierwszą spowiedź odbyła 27 grudnia 1873 r. a w roku następnym przyjęła I Komunię św. Sakrament Bierzmowania otrzymała w pałacu biskupim 15 lipca 1878 r.
W szesnastym roku życia była redaktorką i wydawczynią własnego pisma dla młodzieży i autorką książki „Moja Polska”. Systematycznie pogłębiała kulturę wewnętrzną, będąc równocześnie wierną Bogu i właśnie dla Niego zapragnęła uczynić „coś wielkiego”.
Po przyjściu do Lipnicy w 1831 r. pomagała ojcu w prowadzeniu gospodarstwa. W wolnych chwilach urządzała sobie dość dalekie spacery po pięknej, lipnickiej okolicy rozkoszując się widokami pięknej przyrody. Później utrwalała te widoki za pomocą pędzla i farb.
W roku 1885 Maria Teresa zachorowała na ospę. Choroba zostawiła ślady na jej ciele (twarzy) niszcząc na zawsze jej dziewczęcą urodę. Był to dla niej straszliwy cios. Bóg dopuścił go aby cierpieniem przeorać tę duszę, którą przeznaczył do wielkich celów. Zrozumiała Maria Teresa marność rzeczy światowych i zapragnęła odtąd więcej pracować dla Boga. Świadczą o tym słowa wypowiedziane w Lipnicy „Ja także pragnę uczynić coś wielkiego dla Boga”. W 1885 r. obejmuje stanowisko damy dworu u wielkiej księżnej Alicji w Salzburgu. pomimo, że była tam ceniona i kochana, życie dworskie jej nie odpowiadało. Tam po raz pierwszy spotkała się z problemem niewolników murzyńskich. Postanowiła pracować dla misji, dla ratowania tych, opuszczonych przez wszystkich, czarnych braci.
Praca misyjna
Zachęcona przez swojego stryja, Kardynała Ledóchowskiego poświęca się misjom. Pisze dramat misyjny „Zaida, dziewczę murzyńskie”, wydaje wiele artykułów szerząc wiedzę o misjach wśród ludności polskiej i europejskiej. W roku 1891 opuszcza dwór. Zapisała wtedy: „czuję, że Jezus chce mnie coraz więcej dla siebie”. Przez trzy następne lata pracowała sama, w ubogiej izdebce u Sióstr Szarytek koło Salzburga. Dawne otoczenie wyśmiewało i drwiło z jej kroku: „czy słyszeliście, że młoda Ledóchowska zrezygnowała ze stanowiska damy dworu wielkiej księżnej?”. ” Hrabina Maria Teresa Ledóchowska, nadworna dama dworu wielkiej księżnej toskańskiej, opuściła dwór i poświęciła się ” całkowicie zwariowanej idei” – tak wówczas o nie się wyrażano. Maria Teresa znosiła wszystko z pogodą ducha. Praca wzrastała a ponieważ siły jednej osoby już nie wystarczały, ułożyła więc Statut Stowarzyszenia Misyjnego Sodalicji św. Piotra Klawera. W 1894 r. przedłożyła Ojcu św. Leonowi XIII całą myśl. Po otrzymaniu pozwolenia i błogosławieństwa z entuzjazmem powraca do Salzburga i rozpoczyna, ze swą pierwszą siostrą Melanią Ernst pracę dla misji. Pisze artykuły i opowiadania, koresponduje z misjonarzami z jednej strony i dobroczyńcami z drugiej. Jednoczy swoje siostry dla pracy misyjnej zgodnie z życiową zasadą, że ” najbardziej boską, z rzeczy boskich jest praca nad zbawieniem dusz, na wypoczynek będzie cała wieczność”. Po założeniu pierwszej drukarni spełnia się jej marzenie noszone długo w sercu. Stąd wychodzą bezpłatne książki w językach afrykańskich, biblie, katechizmy, książki do modlitwy. środki finansowe na działalność wydawniczą czerpała z ofiar członków tzw. „Działa Prasy Afrykańskiej”. Pierwszym członkiem tego „Dzieła…”był papież Benedykt XV. Dzięki jej pracy wzrosło zainteresowanie Afryką. Ludzie modlą się za ten ląd, zaczynają napływać dary i zasiłki pieniężne. W ciągu wielu lat siostry obracają bajecznymi sumami lecz same żyją w największym ubóstwie. Maria Teresa pomagała wszystkim misjonarzom bez różnicy co do rasy, narodowości czy zgromadzenia. Ojciec Porte, dziękując za ofiarę jaką otrzymał od Marii Teresy powiedział: „Pani jest naprawdę … Matką Afrykanów, lub jak mówią oni „Naszą Matką”.
Radości i cierpienia
Nie jest łatwo opisać radość w życiu Marii Teresy. Jeżeli mówimy o radości chrześcijańskiej to zapewne płynie ona z miłości i posiadania Boga. Taką radość daje nam niekiedy odczuć Bóg podczas modlitwy, spowiedzi św. , gdy serce nasze wypełnione jest słodyczą i błogością. Jest jeszcze druga radość – ziemska. I ona jest bardzo ważna bo wypływa z chęci cieszenia się wszystkim co piękne, miłe i dobre na tym świecie. Jest jeszcze i trzecia radość, ale ona wypływa z grzesznych pobudek posiadania i zaspakajania własnych namiętności i zachcianek, co w konsekwencji prowadzi do moralnej pustki, samotności i nieszczęścia.
Maria Teresa z wyglądu poważna, surowa a nawet lodowata w rzeczywistości była bardzo pogodna, życzliwa i dobrotliwa. Jej serce przepełnione było prawdziwą radością. Cieszyła się z prezentów które dostawała jeszcze jako dziecko, cieszyła się również kiedy praca dla misji zaczęła owocować. Nowy rok 1900 rozpoczęła taką modlitwą: ” O Panie! Niech ten rok będzie dla mnie i dla moich bliskich prawdziwie świętym rokiem”. Kiedy jednak rok ten przynosi jej śmierć bliskich osób i inne niepowodzenia, odmawia swoją ulubioną modlitwę: „Boże mój to jest zrządzenie Twojej bezgranicznej dobroci! Całuję Twoje Ojcowskie ręce i pragnę nieść ten krzyż, aby ci się podobać i pełnić Twą Boską wolę”. Wielki optymizm Marii Teresy miał źródło w wierze i ufności Bożej Opatrzności. Codziennie dziękowała Bogu i na nowo cieszyła się tym, że to właśnie ją wybrał za narzędzie do ratowania dusz i zaludniania nieba. Miłość Boga i radość trzymają się za ręce; tam, gdzie jest radość tam na pewno jest miłość.
Radość jest z miłością nawet wtedy, gdy pojawi się cierpienie. A życie nie żałowało Marii Teresie cierpienia. Już od dzieciństwa Maria Teresa chorowała. W czasie pierwszej podróży do Polski zachorowała na tyfus. W trzecim roku pobytu w Lipnicy (styczeń 1885) zapada na ospę. W lutym tegoż roku umiera jej ojciec, Antoni. A później niemiłe doświadczenia życiowe związane z organizacją działalności misyjnej, wydawniczej nie zniechęcały jej lecz utwierdzał w przekonaniu o słuszności podejmowanych kroków. Swoją siłę do pokonywania wszelkich trudności czerpała z modlitwy i ufności Bogu. W kwietniu 1901 r. po przyjeździe do Rzymu zapisała sama: „Czuję się bardzo źle…”. W grudniu po ponownym przyjeździe do Rzymu lekarz stwierdza chorobę płuc i zaleca odpoczynek. Ona jednak nie porzuca pracy. W 1902 r. lekarz stwierdził u Marii Teresy gruźlicę płuc. W związku z tym zanotowała: ” Jak Bóg chce i kiedy chce, rozpocznie się ostatnia podróż”. Wycieńczona pracą i osłabiona nie mogła, pod koniec 1918 r., utrzymać się o własnych siłach. Trzeba ją było wozić na wózku. W 1922 r. dochodzi do zwykłych dolegliwości zapalenie jelit i zaziębienie. Choroba szybko postępuje a ona chyba świadoma końca pisze do arcybiskupa Riedera: ” Dziś mała niespodzianka. Przyjęłam Ostatnie Namaszczenie. Od tygodnia wlecze się u mnie zapalenie jelit. Bóle i dolegliwości bywają straszliwe – tak też do ostatniej nocy – lekarz obawia się, że serce nie wytrzyma. Tak więc znowu przygotowuję się na drogę do wieczności. Jestem Bogu dzięki spokojna i gotowa, dziękuję za wszystko w życiu otrzymane”. Od tego momentu Maria Teresa nie opuszcza już łóżka. 6 lipca 1922 r., w czwartek o godz. 5.25 lekarz stwierdził zgon.
Starania o beatyfikacje
Myśl, aby Marię Teresę ogłosić błogosławioną zrodziła się zaraz po jej śmierci. Z kontynentu afrykańskiego i z krajów Europy przychodziły prośby o beatyfikację. W 1929 Postulacja Generalna OO. Jezuitów opracowała i wydała tzw. Artykuły opisujące w sposób bardzo dokładny życie, cnoty, działalność i sławę świętości. Na tej bazie przeprowadzono w latach 1929 – 1935 trzy procesy informacyjne aby sprawdzić czy świętość, powołanie, miłość Boga i życie chrześcijańskie były w jej życiu praktykowane w sposób doskonały i wyjątkowy. Właściwy proces apostolski rozpoczął się w 1947 r.
Szymon, którego zwano później od miejsca jego urodzenia Szymonem z Lipnicy, przyszedł na świat w okresie trwania „złotego” wieku Lipnicy, to jest wieku XV-tego. Jego status społeczny określił Maciej Miechowita – jemu współczesny, jako homo plebeius.
Biografowie bł. Szymona z Lipnicy datują rok jego urodzenia na lata 1438 – 40. W miejscowej tradycji przechowywana jest pamięć o świątobliwym życiu Szymona od jego lat chłopięcych. Jego niezwykła postawa i szczególny kult do Matki Bożej wyróżniały Szymona spośród rówieśników, otaczało Go też powszechne uznanie i wiara w jego świętość.
„ … Cudami sławiłeś łan dzieciństwa swego …”
Rodzicami Szymona byli Grzegorz (Simon Gregorii de Lipnicza) oraz Anna, trudniący się na co dzień piekarstwem. Pierwszy jego biograf Ojciec Adam Miecznikowski zapisał: „Urodził się z uczciwych, a pobożnością i cnotą szlachetnych rodziców”.
Życzliwy stosunek Szymona do ubogich sprawiał, że przeznaczone do sprzedaży pieczywo rozdawał darmo potrzebującym materialnego wsparcia. Moc przekazu wiekowej tradycji sprawiła, iż dary Szymona i sprawiony z bożej przyczyny jego czynem cud, odtwarzany jest w Lipnicy rokrocznie. W dzień odpustu rozdaje się, jak to czynił za swych dziecięcych lat Szymon, darmowe bułeczki – bułeczki Szymona i odtwarza się sceny z jego życia.
Szymona otaczała też wiara w moc poskramiania żywiołów. Do dziś powtarzany jest w Lipnicy dwuwiersz ilustrujący wiarę w tę moc: „ Jak se Szymek z bicza trzasnął, to ogienek zaraz zgasnął”.
Pożar, który wybuchł w Lipnicy w roku 1634 został jak twierdzą świadkowie ugaszony przez Szymona. Lipniczanie pamiętają jak to za jego przyczyną „gasnął ogienek”, modląc się do niego w czas pożaru otrzymali pomoc. Ich Szymon unoszący się nad miastem tłumił swoim płaszczem ogniste języki.
Ukończywszy w Lipnicy szkołę parafialną (2-letnią) dalsze nauki, w latach 1454-57 Szymon pobierał w Krakowie. Według ustnej tradycji, Szymon wyposażony przez rodziców w pieniądze i błogosławieństwo, podążył do Krakowa traktem węgierskim, ku swemu przeznaczeniu i swej świętości. Miasto rodzinne Lipnicę, pożegnał na wzgórzu Lipczonki skąd po raz ostatni zobaczyć ją było można.
„ … opuścił Lipnicę drogą do Krakowa,
Na górze Lipczonce, łzy z oczu uronił,
W tym ostatnim spojrzeniu pamięć jej zachowa. …”
W Krakowie uczył się w szkole przy Kościele Mariackim, a następnie studiował na Akademii Krakowskiej na Wydziale Nauk Wyzwolonych, znany jest jego wpis na Akademię, Wydział Artium (wstępny) w roku 1454. Wśród 140 scholarów zapisanych wówczas na Akademię jako 102 figuruje Szymon „Simon Georgii de Lipnicza d. gr” (wpłata 1 grosza).
Wielki wpływ na Szymona miał w tym czasie franciszkanin Jan Kapistran, późniejszy święty.
Ten wędrujący po Europie wielki kaznodzieja porywał swymi płomiennymi kazania słuchaczy, tak było i z ludem Krakowa. Wielu się nawróciło i wielu doznało uzdrowień. Śladami św. Jana Kapistrana poszedł też Szymon z Lipnicy, a wraz z nim 10-ciu jego kolegów. Po 3-letnim studiowaniu w Akademii Krakowskiej, w roku 1457 otrzymał tytuł bakałarza, a po kilku następnych latach został wyświęcony (przed rokiem 1465) na kapłana w zakonie O.O. Bernardynów.
Na dworze królewskim znany był jako filozof, teolog, kaznodzieja, uzyskawszy poważanie swoją wiedzą i postawą, otrzymał zaszczytną funkcję spowiednika królewskiego. W swej kaznodziejskiej posłudze kierował się stworzoną na swój użytek zasadą wyrażając ją po łacinie: „ora, labora, despera” co znaczy „módl się, pracuj i rozpaczaj”.
Adorowana przez Szymona od najmłodszych lat Matka Boża, nabrała szczególnego znaczenia w jego życiu zakonnym. Napisze w swojej celi zakonnej znamienny dla jego postawy wobec Maryi wiersz – przesłanie dla współbraci zaczynający się od słów:
„ O ty, co na mieszkanie obierzesz te ściany, bądźże Maryi Matce jak dziecię oddany …”
Szymon był niezwykle czynny w swoim życiu kapłańskim, pełnił też wielorakie funkcje zakonne, pielgrzymował też do Rzymu (rok 1472 i 1474) i Ziemi Świętej (lata 1478 – 79).
Dał też poznać się ze swojej filantropijnej postawy na rzecz ludu krakowskiego, który miał w nim swego duchowego i moralnego przewodnika.
W roku 1473, kiedy to po długotrwałych suszach dotarła do Krakowa zaraza, pojawiał się jak anioł zbawienia wśród chorych krzepiąc ich na drogę wieczności, gdy już nie skutkowało ratowanie ciał. W 9 lat później, w czasie morowego powietrza przybyłego z Węgier, także nie opuścił chorych i najbardziej potrzebujących. Niósł im czynną pomoc i pociechę ducha. Jego czyny przedstawiają dziś płaskorzeźby i obrazy. Zmarł w Krakowie 18 VII 1482r. udzielając pomocy zadżumionym.
Swoim całym życiem, głosem i czynem dawał świadectwo miłości Boga i bliźniego, nie bez racji zwano go apostołem i bohaterem miłości.
Śmierć Szymona napełniła wielkim smutkiem lud Krakowa, dla którego wiele w swym świętym życiu uczynił. Do jego grobu spieszyli więc cierpiący, chorzy, potrzebujący, którym za swego życia niósł skuteczną pomoc. Zwracali się do swego Szymona o wstawiennictwo do Boga i za jego przyczyną otrzymywali łaski i pocieszenie. Znane są liczne łaski i cuda sprawione za przyczyną Szymona. Spisywał je gorliwie współtowarzysz Szymona, bł. Władysław z Gielniowa a po nim inni, dając świadectwo jego świętości.
Grób bł. Szymona z Lipnicy, jego relikwie, spoczywają w kaplicy w kościele p.w. św. Bernardyna z Sieny O.O. Bernardynów pod Wawelem, gdzie wystawiono Szymonowi marmurowy nagrobek – konfesję.
Nie spełniło się przeto marzenie ojca Szymona, by spocząć w pokorze pod progiem bernardyńskiej świątyni - „By po mnie jak po robaku deptano!”
U grobu Szymona modlił się król Władysław IV, wielki jego czciciel i orędownik beatyfikacji, życie Szymona nazwał żywotem anielskim i takimi słowami go czcił:
„Gdy żył między śmiertelnymi …. anielski żywot wiódł, a gdy zeszedł ze świata … plemię ludzkie różnemi dobrodziejstwy za współdziałaniem mocy Bożej obdarza”.
Również król Jana III Sobieski, pochylał się nad jego doczesnymi szczątkami przed wymarszem wojsk na odsiecz Wiedniowi.
W pierwszym etapie trwającego w latach 1640 – 51 procesu beatyfikacyjnego, przedstawiono świadectwa 10 wskrzeszeń umarłych, 28 wybawień od niechybnej śmierci oraz 156 uzdrowień dokonanych za przyczyną ojca Szymona.
Za wstawiennictwem Sobieskiego – a na podstawie starodawności sprawowanego przez wiernych kultu – Ojciec Święty Innocenty IX 24 lutego w 1685 r. zaliczył Szymona do grona błogosławionych stwierdzając świętość życia, cnoty, cudu i czci od niepamiętnych czasów oddawaną wielebnemu słudze Bożemu.