![]() |
"Miłosierny" Bergoglio znowu karci. |
Liberalizm czy modernizm tych „papieży” miałby wyrażać się w tym właśnie braku zamiaru wypełniania obowiązków należących do ich „papieskiego” urzędu, który mimo to (według lefebrystów) piastują.
Jak ktoś już słusznie zauważył a propos afery z „tradycyjnymi” Franciszkanami Niepokalanej (w 2013 roku), a potem z usunięciem „kard.” Burke z jego funkcji (na początku b.r.), owe wydarzenia pokazują dobitnie, że Bergoglio rzeczywiście chce rządzić Kościołem, działa jak gdyby miał władzę w Kościele, jak gdyby był w posiadaniu autorytetu Chrystusowego. Jego kroki są stanowcze i celowe, co stanowi zewnętrzny dowód jego wewnętrznej intencji.
Podobnie rzecz się ma z najnowszymi doniesieniami z Watykanu, według których Franciszek „ojcowsko upomniał” swego podwładnego, „kard.” Sarę, który stoi na czele Kongregacji Kultu Bożego. Chodzi mianowicie o interpretację motu proprio Magnum principium dotyczącego tłumaczeń Novus Ordo z łaciny na języki pospolite, a które daje w zasadzie wolną rękę „episkopatom” lokalnym. „Kard.” Sarah wydał konserwatywną interpretację tego motu proprio, a Franciszek go skorygował, udzielając interpretacji właściwej, czyli oczywiście luźniejszej. Widać, że ma jednak intencję rządzenia.
Przy okazji, francuski dystrykt FSSPX tytułuje tę wieść następująco: „Papież ‘szorstko’ upomina kard. Sarę”. Niedawno temu to bp Fellay z grupą konserwatywnych zwolenników Novus Ordo „upominał” Franciszka, ale wtedy FSSPX nie zaopatrzyło tytułu żadnym „szorstkim” przymiotnikiem…
Bądź, co bądź, tego rodzaju wydarzenia, a jest ich znacznie więcej, dobitnie pokazują, że moderniści działają na szkodę Kościoła celowo i systematycznie. Nie jest to jakiś bałagan, wypadki przy pracy, nieporadność czy po prostu liberalna niemoc. Rewolucja w Kościele czyni postępy właśnie za sprawą odgórnie sprawowanej de facto władzy. Obiektywnie jednak władza ta sprawowana jest dla złych celów, przeciwnych dobru wspólnemu Kościoła (zbawieniu dusz i chwale Boga), czyli nieprawowicie, nie jest władzą de iure. Działanie na szkodę Kościoła nie jest bowiem do pogodzenia z władzą Chrystusową i urzędem Wikariusza Chrystusa na ziemi. I na tym właśnie polega teza z Cassiciacum.
Pelagiusz z Asturii
Przypis (*): Pogląd ten zdaje się wywodzić się od samego abpa Lefebvre’a, według którego Jan Paweł II miałby nie być nieomylny, bowiem nie ma intencji korzystania z tej prerogatywy, w którą nawet nie wierzy (wypowiedź z 18 września 1989 roku, cf. pismo dominikanów z Avrillé „Le sel de la terre”, nr 42 z jesieni 2002).
P.S. Przy okazji pokazuje to też jak daleko posunął się gallikańsko-jansenistyczny (schizmatycki) stan umysłów indultowców i innych konserwatystów z Novus Ordo. Nie tak dawno temu anglojęzyczna strona internetowa „Rorate Caeli” wydała wyrok śmierci na ultramontanizm, postawę katolików integralnych w obronie Papieża i papiestwa przeciwko liberałom, masonom, rewolucjonistom, gallikanom, jansenistom, stwierdzając, że nawet jeśli (sic!) ultramontanizm mógł ewentualnie się sprawdzać w czasach normalnych, w obecnych jest już „wewnętrznie sprzeczny i absurdalny”. Komentując zaś najnowszy konflikt znienawidzonego przez nich „papieża” z konserwatywnym „kardynałem” ta sama strona internetowa podaje wręcz, że Bergoglio wyraził zamiar „uzurpowania” władzy Prefekta Kongregacji Kultu Bożego poprawiając go publicznie i wymagając odeń, aby tę korektę dał do publikacji wszędzie, gdzie jego własna (restrykcyjna) interpretacja została opublikowana. A od kogo ma władzę „kard.” Sarah, jeśli nie właśnie od Bergoglio? Na co wobec tego Papież, skoro korygowanie podwładnych kardynałów jest „uzurpacją” jego (najwyższej, przypominam), władzy?
Podobne
2017/10/25
2016/01/22
2013/09/03
"Kościół dzisiaj"
Błędy indultowe, Błędy lefebryzmu, Franciszek („Papa Buongiorno”),
Rajmund „kardynał” Burke, Robert „kard.” Sarah.
Ale przecież warunkiem objęcia urzędu papieskiego jest intencja sprawowania władzy papieskiej m. in. w materii nieomylnego nauczania. Do tego każdy obejmujący urząd papieża jest prawnie, automatycznie i nieodwracalnie zobligowany, to nie jest jego widzimisię. To jest integralny, nierozerwalny element jurysdykcji papieskiej, wynikający z prawa Boskiego.
OdpowiedzUsuńDla katolików jest to oczywiste. Dla lefebrystów czy williamsonowców, jak widać już nie... Łatwiej im uwierzyć w coś tak absurdalnego i nonsensownego, niż w to, że po prostu nie mamy obecnie papieża.
UsuńA jeśli chodzi o ruch oporu to problem jest w tym, że trudno w nim określić jakieś wspólne, jednolite stanowisko. To konglomerat różnych poglądów, od lefebryzmu po zadeklarowanych lub de facto sedewakantystów, których łączy głównie utożsamianie się z dawnym radykalnym skrzydłem FSSPX i nie narzucanie innym swojego stanowiska, często powściągliwość w kwestii fundamentalnych pytań dla sedewakantyzmu. Takie założenia grożą anarchizacją teologiczną ruchu oporu.
OdpowiedzUsuńZadeklarowanych sedewakantystów tam raczej nie ma, bo taka deklaracja musi być publiczna (jak deklaracja x. Rafała Trytka z 2 lutego 2006 r.), a u nich wszystko jest ukryte. Dlatego nie wystarczy że jakiś ksiądz lub biskup tzw. ruchu oporu będzie mówił swoim wiernym, że jest non una cum, jeśli nie zadeklarował tego nigdy publicznie i oficjalnie, to jest to tylko jakieś prywatne zdanie wygłoszone tylko wobec konkretnej grupy. Innej grupie równie dobrze może wmawiać coś innego... A tzw. ruch oporu jest rzeczywiście takim konglomeratem, jest na scenie ogólnie pojętego "tradycjonalizmu" tym samym czym na polskiej scenie politycznej tzw. Konfederacja. Znajdziesz tam liberałów, zwolenników autonomii Śląska, aborcji czy związków homo (sic!), konserwatywnych liberałów, konserwatystów, narodowców, monarchistów etc. Każdy może tam być, byleby nie narzucał innym swojego stanowiska, ani nie był zbyt radykalny i "kontrowersyjny". Takich się pozbywają (kiedyś Kaja Godek, później Korwin, teraz Braun). Rzeczywiście, coś takiego prowadzi do anarchizacji, która na polu religijnym jest dużo groźniejsza i bardziej zabójcza dla dusz, niż na polu politycznym... Prowadzi do indyferentyzmu i obojętności...
UsuńDla mnie problemem jest zagadka jak zareagują biskupi sede vacante po erze Bergoglio, Tzw. "kardynałowie" sekty posoborowej nie mając ważnych święceń biskupich, nie mogą przecież zwołać ważnego konklawe i nie mogą wybrać prawowitego papieża dla Kościoła katolickiego. Czy to nie jest czas aby ogłosić wspólną deklarację, że sekta posoborowa nie reprezentuje Kościoła katolickiego, nie ma żadnej władzy nad katolikami i nie tworzy żadnej prawowitej hierarchii ?
OdpowiedzUsuńMyślę że niewiele się zmieni po erze Bergoglio, która właściwie to już dobiegła końca, a kwestia jego śmierci lub abdykacji to kwestia najbliższych miesięcy, tygodni a może nawet dni. Sytuacja zasadniczo nie jest inna niż 12 lat temu, w marcu 2013 r., po abdykacji Ratzingera. Tzw. "kardynałowie" sekty posoborowej przede wszystkim nie zostali mianowani kardynałami przez katolickiego Papieża, bo ostatni zmarł w 1958 r. Wszyscy kardynałowie mianowani przez Piusa XII już dawno nie żyją. Samo posiadanie lub nie ważnych święceń biskupich nie ma w ogóle w tym momencie znaczenia, pamiętajmy że kardynałami mogli być i zawsze byli również prezbiterzy i diakoni (stąd mamy trzy stopnie kardynalskie: kardynał-biskup, kardynał-prezbiter i kardynał-diakon), a więc zdarzało się, że kardynałami zostawali także mężczyźni nie posiadający nawet święceń prezbiteratu (ostatnim kardynałem bez święceń kapłańskich był watykański prawnik, diakon Teodolfo Mertel, którego do godności kardynalskiej wyniósł w roku 1858 papież Pius IX). Nie trzeba być biskupem aby wybierać Papieża. Jednak trzeba mieć ważną nominację kardynalską. Moderniści z sekty Novus Ordo nie są kardynałami, a więc nie mogą zwołać ważnego konklawe i nie mogą wybrać prawowitego papieża dla Kościoła katolickiego. Co do tego, że że sekta posoborowa nie reprezentuje Kościoła katolickiego, nie ma żadnej władzy nad katolikami i nie tworzy żadnej prawowitej hierarchii; wszyscy sedewakantyści są zgodni, nie trzeba tu wydawać żadnej (kolejnej) deklaracji, bo ta sprawa jest oczywista dla wszystkich sedewakantystów. Problemem jest to, że niektórzy wciąż opierając się na tezie z Cassiciacum, twierdzą że jednak moderniści mają prawo wybierania, że modernistyczni "kardynałowie" są ważnymi elektorami i że taki wybór jest ważny. Jak długo będą się tego trzymać, tak długo będzie istnieć ta różnica między sedewakantystami, bo część będzie mówić, że wybór jest nieważny (a w zasadzie to żadnego wyboru w ogóle nie ma, bo co nas obchodzi teatrzyk urządzany przez bandę przebierańców okupujących Watykan?), a część będzie twierdzić, że jednak ten wybór jest ważny, ale wybrany "papież-elekt" lub też "papież materialny" nie może ważnie objąć urzędu, ze względu na wadliwą intencję, czyli chęć działania na szkodę Kościoła...
UsuńByli nawet kardynałowie, którzy nie mieli żadnych święceń, byli świeckimi osobami.
Usuń"Tzw. "kardynałowie" sekty posoborowej przede wszystkim nie zostali mianowani kardynałami przez katolickiego Papieża, bo ostatni zmarł w 1958 r."
UsuńA jak to aktualnie jest ze zwolennikami tezy z Cassiciacum? Uznają nominacje kardynalskie Bergoglio? O. Guerard des Lauriers z tego, co gdzieś przeczytałem uznawał ważność nominacji kardynalskich tylko do Piusa XII i jego teoria miała zastosowanie tylko do Wojtyły. Inni z kolei uważają, że do Bergoglio też ma, a inni z kolei podobno twierdzą, że ostatnim do którego miała zastosowanie był Ratzinger (czyli taki "beneprywacjonizm").
Tak, podobnie jak żeby zostać wybranym na papieża, wystarczy, że jest się ochrzczonym mężczyzną zdrowym na umyśle i w wieku używania rozumu, tak samo wystarczy to, aby zostać kardynałem. Choć w obu przypadkach jest wymagana przynajmniej intencja (wola) przyjęcia święceń (w przypadku papieża - biskupich, w przypadku kardynała, przynajmniej diakonatu), oraz brak przeszkód kanonicznych do przyjęcia tych święceń. Podobnie w dawniejszych czasach można było objąć np. probostwo czy biskupstwo mając np. tylko niższe święcenia lub nie mając żadnych. Urząd proboszcza pełnił np. Jan Kochanowski; o czym mówią źródła, jak np. wizytacja jego parafii. W sprawozdaniu z kontroli czytamy: „Plebanus dominus Joannes Cochanowski praepositus Posnaniensis non est in sacris, nec in sua parochiali residet, nec est [notum], ubi resideat, neglecta enim est dos plebanalis, licet sit bene provisus plebanus”, co w tłumaczeniu brzmi: „Pleban pan Jan Kochanowski, prepozyt poznański, nie ma święceń i nie rezyduje w swoje parafii; nie ma wiadomości, gdzie przebywa, uposażenie plebańskie jest bowiem zaniedbane, chociaż pleban jest dobrze opatrzony”. Biskupem został mianowany, nie będąc wówczas jeszcze nawet ochrzczonym, jako katechumen, św. Ambroży z Mediolanu.
UsuńPrzede wszystkich zacznijmy od tego, że nie mamy dziś (jak sam Anonimowy dostrzega) jednej tezy z Cassiciacum, a tak naprawdę mamy różne wariacje na temat tej tezy, które próbują ją dopasować do obecnej sytuacji. I tak można wyróżnić tezę biskupa Sanborna i jego Instytutu Rzymskokatolickiego; tezę Instytutu Matki Bożej Dobrej Rady z Włoch; i różne tezy które twierdzą że ostatnim "materialnym papieżem" był Ratzinger, czyli właśnie ten wspomniany "beneprywacjonizm" (wyznawcą tej ostatniej tezy jest np. biskup-mecenas Michał Stobnicki, co wprost mówił mi osobiście, na przełomie 2021/22 roku, jeszcze nie będąc biskupem, i gdy jeszcze normalnie ze mną rozmawiał). Najbardziej logiczne z tych wszystkich (jeżeli już bierzemy pod uwagę tą tezę jako jedno z możliwych rozwiązań obecnej sytuacji w Kościele) jest natomiast twierdzenie o. Guerard des Lauriers, czyli że ważne są wyłącznie nominacje kardynalskie Piusa XII, a więc ostatnim który mógł by zostać ważnie wybrany (zakładając że ważni kardynałowie stanowili jeszcze wówczas większość, i że to ich głosy przeważyły) był Karol Wojtyła. Choć bardziej prawdopodobne jest raczej, że ostatnią ważną elekcją (dokonaną większością głosów ważnych kardynałów) była elekcja Montiniego, a nawet, Roncalliego. Są to oczywiście rozważania czysto teoretyczne, bo konklawe jest tajne, głosy są palone, i żaden ślad po nich nie zostaje, a więc nigdy się tego nie dowiemy. Na pewno ani Ratzinger, ani Bergoglio, nie mogli już być ważnie wybrani, bo nie było już ani w 2005, ani w 2013r. ważnych kardynałów, mianowanych przez ostatniego papieża, Piusa XII.
UsuńNiektórzy zwolennicy tezy z Cassiciacum uważają, że nawet nieochrzczony mężczyzna może zostać ważnie wybrany na papieża, choć to już dość odważne twierdzenie. Swoją drogą ciekawi mnie, czy Stobnicki uzna następcę Bergoglio za papieża materialnego uznając, że głosy żyjących "kardynałów elektorów" nominowanych przez Wojtyłę i Ratzingera przeważyły nad ważnością wyboru, czy też uzna, że skoro większość elektorów była nominowana przez Bergoglio to wybór będzie nieważny. Chyba, że dożyje i nie abdykuje do lat 30, gdy wszyscy, których on nie nominował przekroczą wiek 80 lat (co jest mało prawdopodobne, bo najmłodszy nominowany przez Ratzingera jest z 1959 roku, więc Bergoglio miałby wtedy 103 lata, chyba że oni wcześniej umrą).
UsuńOgólnie teza z Cassiciacum jest też dlatego tak różnorodna w swoich wariacjach, bo tak naprawdę nie ma jednej powszechnej definicji tej tezy. Sam do niedawna kompletnie jej nie rozumiałem, wydawała mi się niedorzeczna. Żeby ją zrozumieć, trzeba mieć dużą wiedzę teologiczną i rozumieć jej założenia, co dawniej utrudniał brak dostępu do polskojęzycznych źródeł na ten temat stąd powstał termin "sedeprywacjonizm" błędnie zakładający, że jest odrębny od sedewakantyzmu (na stronie poświęconej o. Lauriers polskiej Wikipedii napisano, że najpierw był sedewakantystą, potem stworzył sedeprywacjonizm i wszedł w konflikt z sedewakantyzmem). Więc niektórzy tezę z Cassiciacum rozumieją na sposób bliższy nawet lefebrystycznemu, czy też williamsonowemu niż sedewakantystycznemu. Raz ktoś mi tłumaczył tezę z Cassiciacum jako analogię do obecnych prawosławnych patriarchatów. Śp. Pelagiusz z Asturii kiedyś zresztą napisał kilka artykułów prostujących nieścisłości w różnych podanych definicjach tej tezy.
UsuńGeneralnie jeśli zastosować tezę z Cassiciacum to faktycznie chyba najprawdopodobniejsze byłoby zastosowanie do wyboru Roncalliego, bo wtedy wszyscy kardynałowie byli z przedsoborowych nominacji, ale na to też składa się szereg czynników, czy Roncalli był w stanie być ważnie wybrany, trzeba wziąć pod uwagę spekulacje o wyborze "papieża materialnego" Siriego lub Tedeschiniego. To jest pole do szerokich interpretacji.
UsuńRzeczywiście, jest to twierdzenie odważne, ale nie jest to całkowicie niemożliwe. Skoro nieochrzczony katechumen mógł zostać wybrany na biskupa Mediolanu (św. Ambroży) to dlaczego nie mógłby być wybrany na biskupa Rzymu? Co prawda teolodzy i kanoniści są zgodni co do tego, że do ważnego wyboru kandydat musi być "rzeczywistym członkiem Kościoła", a do Kościoła włącza Chrzest, to z drugiej strony, piszą oni, że wykluczeni są jedynie : "wszystkie kobiety, dzieci, które jeszcze nie doszły do wieku dojrzałości, dotknięci nieuleczalną choroba umysłową, heretycy i schizmatycy.” Nie ma mowy o nieochrzczonych. Wynika to najprawdopodobniej z odwiecznej wiary Kościoła w coś co nazywamy "chrztem pragnienia", a więc katechumeni, którzy naprawdę pragną chrztu i przygotowują się do jego przyjęcia, są już de facto rzeczywistymi członkami Kościoła, zanim jeszcze przyjmą sakrament Chrztu z wody (zgodnie z nieomylnym nauczaniem Kościoła, nt. chrztu krwi i chrztu pragnienia, gdyby zmarli w tym stanie, zanim przyjęli chrzest z wody, mogą liczyć na zbawienie, tak samo jak wszyscy członkowie Kościoła). Jeśli chodzi o Stobnickiego i "beneprywacjonizm", to przecież skoro on nie uznaje już ważności wyboru Bergoglio, mimo iż ten wybór został dokonany wyłącznie przez "kardynałów" nominowanych przez, jego zdaniem, ważnie wybranych "papieży materialnych" - Wojtyłę i Ratzingera, to dlaczego miałby uznać wybór następcy Bergoglio? To już byłby totalny nonsens (choć samo zatrzymywanie się na Ratzingerze już jest nonsensem bez żadnego poważnego, teologicznego uzasadnienia).
UsuńKiedyś już wyraziłem taką opinię, że teza z Casiciacum, jeśli w ogóle uznamy że jednak można oddzielać formę i materię w papiestwie, z czym wielu wybitnych teologów, np. x. dr Piotr Semenenko (kapłan ze Zgromadzenia Zmartwychwstania P. N. J. Chr., Doktor świętej Teologii, Konsultor świętej Kongregacji Indeksu, Rektor Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie), kategorycznie się nie zgadzało, można zastosować wyłącznie do Roncalliego, bo tylko wobec niego możemy mieć pewność, że został legalnie wybrany przez większość kardynałów, mianowanych przez prawdziwego, katolickiego Papieża. Wybór Montiniego był już co najmniej wątpliwy, podobnie obie elekcje w 1978 r. Natomiast rok 2005 i 2013 nie pozostawia już żadnej wątpliwości, bo w tych elekcjach nie brał już udziału żaden kardynał. Dlatego też uważam że podtrzymywanie dziś na siłę tej tezy to takie trochę pudrowanie trupa, czy jak to mówią w terminologii medycznej, bezsensowne kontynuowanie "uporczywej terapii", czyli sztuczne i uporczywe utrzymywanie funkcji życiowych zwłok.
Usuń"Choć w obu przypadkach jest wymagana przynajmniej intencja (wola) przyjęcia święceń (w przypadku papieża - biskupich, w przypadku kardynała, przynajmniej diakonatu)"
UsuńByli też tacy kardynałowie, którzy nigdy nie przyjęli święceń, nawet diakonatu. Np Jules Mazarin.
"Jeśli chodzi o Stobnickiego i "beneprywacjonizm", to przecież skoro on nie uznaje już ważności wyboru Bergoglio, mimo iż ten wybór został dokonany wyłącznie przez "kardynałów" nominowanych przez, jego zdaniem, ważnie wybranych "papieży materialnych" - Wojtyłę i Ratzingera, to dlaczego miałby uznać wybór następcy Bergoglio?"
Myślę, że wytłumaczyliby sobie to w taki sposób, że Ratzinger nadal pozostawał papieżem materialnym. Jeśli chodzi o ważność wyboru papieża, teza z Cassiciacum myślę, że faktycznie wszyscy jej zwolennicy będą zgodni dopiero gdy zaczną "wyświęcać" kobiety. Mam pytanie, jak wygląda sytuacja w przypadku papieża, który w okresie sprawowania urzędu zapadł w chorobę umysłową uniemożliwiającą mu rozumowe sprawowanie urzędu? Czy nadal pozostaje papieżem?
"I tak można wyróżnić tezę biskupa Sanborna i jego Instytutu Rzymskokatolickiego; tezę Instytutu Matki Bożej Dobrej Rady z Włoch"
UsuńCzym się różni wersja tezy z Cassiciacum bp Sanborna i ICR od wersji IMBC?
1. Jeśli tak było, to jednak było to już nadużycie, gdyż mamy trzy stopnie kardynalskie: kardynał-biskup, kardynał-prezbiter i kardynał-diakon, natomiast nie mamy stopnia "kardynał-świecki". Jednak urzędy kościelne powinni pełnić duchowni, a nie świeccy, a więc posiadający przynajmniej niższe święcenia, prawo do noszenia stroju duchownego etc.
Usuń2. Jeśli Ratzinger był "papieżem materialnym" i mógł ważnie mianować "elektorów", to również wybór Bergoglio był ważny, i również Bergoglio jest "papieżem materialnym". Ale jednak wg. "beneprywacjonistów" to Ratzinger był ostatni. Ale w jaki sposób oni to uzasadniają?
3. Jeśli papież zapadł by w poważną chorobę umysłową całkowicie uniemożliwiającą mu rozumowe sprawowanie urzędu, to byłoby to równoznaczne z utratą urzędu. Natomiast na pytanie, kto miałby prawo to stwierdzi, nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi. Podobnie jak nie da się stwierdzić kto może orzec o utracie urzędu w przypadku herezji, dlatego bezpieczniej (i zgodnie z prawdą) jest mówić, że modernistyczni heretycy nigdy tego urzędu nie objęli, gdyż byli heretykami już przed rzekomym wyborem. Bo tak naprawdę ciężko stwierdzić kto może mieć prawo do orzekania o utracie urzędu przez Papieża, czy to w przypadku herezji, czy choroby umysłowej, bo nie ma na ziemi żadnej władzy wyższej od Papieża.
Nie jestem w stanie wykazać teraz dokładnych różnić między interpretacją tezy Cassiciacum wg. bpa Sanborna (czy też, jak niektórzy mówią, tezą Sanborna, która miałaby być już całkowicie nową tezą, jedynie odwołującą się do tezy o. Guerard des Lauriers) a interpretacją IMBC. Nigdy aż tak bardzo się w to nie wgłębiałem. Chodzi po prostu o to że wszystkie te Instytuty dodają pewne rzeczy od siebie do pierwotnej tezy, wyjaśniają różne rzeczy na swój sposób, tak aby tezę dopasować do obecnej sytuacji, która jest zgoła odmienna od tej, jaka była w latach 70'tych, gdy powstała pierwotna teza o. Guerard des Lauriers. Np. bp. Sanborn wymyślił sobie tych "elektorów". Nie nazywa on już "kardynałów" Novus Ordo kardynałami, a właśnie "elektorami". Widocznie z jednej strony rozumie on, że tylko prawdziwy Papież może mianować kardynałów, ale z drugiej strony, trzeba jakoś podtrzymać tezę, więc są "elektorzy"... Nigdzie indziej nie spotkałem się z tym określeniem, Włosi chyba go nie używają.
Usuń"jeśli w ogóle uznamy że jednak można oddzielać formę i materię w papiestwie, z czym wielu wybitnych teologów, np. x. dr Piotr Semenenko kategorycznie się nie zgadzało"
UsuńW zasadzie mamy jeden przykład historyczny, gdzie materia i forma w papiestwie została rozdzielona nie z winy samego papieża-elekta, ale z przyczyn naturalnych. Stefan II został ważnie wybrany papieżem, jednak nie mógł objąć urzędu papieskiego, bo zmarł 4 dni po wyborze, przed przyjęciem konsekracji biskupiej.
"Jeśli tak było, to jednak było to już nadużycie, gdyż mamy trzy stopnie kardynalskie"
Najczęściej świeckimi kardynałami stawali się jacyś ważni dostojnicy państwowi państw katolickich, niektórzy otrzymywali święcenia niższe lub byli przypisywani do zakonów.
"Ale jednak wg. "beneprywacjonistów" to Ratzinger był ostatni. Ale w jaki sposób oni to uzasadniają?"
W ostatnim czasie krąży teoria spiskowa, że Ratzinger został zmuszony do abdykacji i x. Vigano opublikował list rozpowszechniany m. in. przez dohnalowców, w którym domaga się od administracji Trumpa odtajnienia rzekomych dokumentów mających być dowodem, że CIA zorganizowała operację mającą na celu zmuszenie Ratzingera do abdykacji, która jak twierdzą była nieważna: https://vkpatriarhat.org/pl/?p=23242 Ale to już wchodzenie w teorie spiskowe.
"Jeśli papież zapadł by w poważną chorobę umysłową całkowicie uniemożliwiającą mu rozumowe sprawowanie urzędu, to byłoby to równoznaczne z utratą urzędu."
A czy przypadek księcia Fryderyka Hanowerskiego, który został wyznaczony na urząd biskupa Osnabrück w wieku 6 miesięcy i 11 dni można zaklasyfikować jako ważne wybranie na urząd biskupi?: https://en.wikipedia.org/wiki/Prince_Frederick,_Duke_of_York_and_Albany
Nie pytam nawet o święcenia biskupie, bo w takim wieku to chyba całkowicie wykluczone, żeby taka konsekracja była ważna. Inny przypadek Hugo z Vermandois dotyczył dziecka, które zostało wyznaczone na urząd biskupi w wieku 5 lat: https://pl.wikipedia.org/wiki/Hugo_z_Vermandois
Nie uważam, aby był to przykład gdzie materia i forma w papiestwie została rozdzielona. Wg. wielu teologów, wystarczy sama intencja, wola przyjęcia święceń w chwili wyboru, aby wybór był ważny i skuteczny, a dana osoba objęła ważnie urząd papieskie. Choć rzeczywiście, niektórzy teolodzy są zdania, że dopiero w chwili przyjęcia święceń biskupich (a nie w chwili wypowiedzenia słów "akceptuję wybór") taka osoba zostaje Papieżem. Jest to więc kwestia sporna, dyskusyjna. Jednak jak można przeczytać na Wikipedii, w średniowieczu rzeczywiście Stefan II nie był traktowany jako papież, jednak od XV/XVI wieku, aż do 1960 r., Stefan II był (czyli jest) zaliczany w poczet papieży. Dopiero w 1960 r. moderniści z jakiegoś powodu stwierdzili że jednak, ich zdaniem, papieżem nie był. Nas obowiązuje to co było do śmierci Piusa XII w 1958 r., a więc uznajemy, że Stefan II był pełnoprawnym i prawdziwym Papieżem, a nie "papieżem materialnym" lub "papieżem-elektem". Takiego pojęcia w tradycyjnej, katolickiej terminologii prawno-kanonicznej po prostu nigdy nie było.
UsuńJednak co do zasady jego wybór był ważny. To, że nie objął skutecznie władzy, bo zmarł zanim przyjął święcenia biskupie (jakby nie patrzeć musiał przyjąć, bo papież to w końcu biskup Rzymu, zresztą sprawowanie władzy jest cechą sakramentalną biskupstwa, w końcu słowo biskup wywodzi się z greckiego episkopos - nadzorca). Teza z Cassiciacum również mówi, że wybór jest ważny, objęcie władzy, jurysdykcji (aspektu formalnego) nieważne.
UsuńCo do zasady ja zgadzam się z tym co pisał x. dr Piotr Semenenko : "Papa semper idem sit formaliter qui et materialiter" (Papież zawsze ten sam jest formalnie, co i materialnie). Wybór był ważny, przyjął urząd, został powszechnie uznany przez Kościół, a więc był papieżem, koniec kropka. Objęcie władzy następuje w momencie uznania wyboru przez elekta, a więc w chwili wypowiedzenia "tak"; "akceptuję kanoniczne dokonany wybór". Zgodnie z zasadą "umarł król niech żyje król", wg. prawa legitymistycznego królestwa Francji, w momencie śmierci poprzedniego króla, prawowity następca tronu automatycznie obejmuje urząd, tak samo, w Kościele katolickim, ważnie wybrany kardynał automatyczne staje się papieżem (o ile nie jest kobietą, dzieckiem przed używaniem rozumu, niepoczytalnym psychicznie chorym, albo heretykiem lub schizmatykiem) w momencie akceptacji wyboru, a wszystkie późniejsze ceremonie, jak święcenia czy konsekracja biskupia (jeśli wcześniej jej nie było) czy koronacja papieska, są tylko potwierdzeniem tego faktu.
UsuńJednak nie wyobrażam sobie sytuacji gdyby dany kardynał został ważnie wybrany na papieża i nigdy nie przyjął konsekracji biskupiej, nawet po wyborze. To po prostu zaprzeczenie istoty papiestwa.
UsuńTak, to byłoby zaprzeczenie istoty papiestwa. Podobnie jak papież-heretyk. Dlatego, wg. teologów, ktoś kto notorycznie, nagminnie odmawiał by przyjęcia konsekracji biskupiej, straciłby urząd, czy raczej, należałoby stwierdzić, że nigdy go nie objął, jeśli od początku miał taką intencję, aby nie przyjmować sakry. Podobnie w przypadku heretyka, ktoś kto od początku (jeszcze przed wyborem) był heretykiem, i co gorsza, zamierzał te herezje narzucać Kościołowi, nie może ani być ważnie wybranym na urząd, ani objąć urzędu papieskiego. Nigdy w historii nie było takiej sytuacji, aby ktoś po wyborze na papieża notorycznie odmawiał przyjęcia sakry. Papież który zmarł 4 dni po wyborze, z całym prawdopodobieństwem chciał przyjąć sakrę, a po prostu nie zdążył. Dlatego był papieżem, bo miał wolę przyjęcia sakry.
Usuń"Papież który zmarł 4 dni po wyborze, z całym prawdopodobieństwem chciał przyjąć sakrę, a po prostu nie zdążył. Dlatego był papieżem, bo miał wolę przyjęcia sakry."
UsuńCo do tego nie ma żadnych wątpliwości.
No właśnie. Więc nie używamy wobec niego modernistycznej nowomowy "papież elekt" lub "papież materialny". Papież, po prostu. Stefan II był Papieżem, w przeciwieństwie do Ratzingera czy Bergoglio.
UsuńA co z Sukcesją Apostolską ? Czy ktokolwiek z modernistów ją posiada ?. Jeżeli nie, to mają taki sam status jak "kościół" anglikański, i podobne prawa wyboru Papieża Kościoła Katolickiego⁷
OdpowiedzUsuńO ile mi wiadomo, w modernistycznym neokościele nie ma już ważnie konsekrowanych biskupów, a przynajmniej, na pewno nie ma takich w Polsce. Jeśli na całym świecie żyje jeszcze kilku, dwóch lub trzech, to już niczego nie zmienia. Soborowy "kościół" ma taki sam status jak "kościół" anglikański, i podobne prawa wyboru Papieża Kościoła Katolickiego. Choć jak pisałem wyżej, to nie zależy tak naprawdę w ogóle od ważności konsekracji biskupów. Bo cerkiew prawosławna czy inne schizmatyckie "kościoły" wschodnie może posiadać ważną sukcesję, może mieć ważnych biskupów, a mimo to ich status niczym się nie różni od anglikanów czy modernistów. Podobnie niektórzy starokatolicy (nie wyświęcający kobiet etc.) również mogli zachować ważną sukcesję. Samo w sobie, nic im to nie daje, gdyż są poza Kościołem. Podobnie zresztą FSSPX i inne sekty neo-gallikańskie, jansenistyczne, starokatolickie etc. odrzucające w praktyce dogmat o nieomylności papieskiej i prymat jurysdykcji Biskupa Rzymu.
UsuńWydaje się zatem, że sytuacja jest nierozwiązywalna, jedyną grupą która zachowała integralną Wiarę katolicką i Sukcesję Apostolską jest duchowieństwo sede vacante, ale wśród nich są również pewne podziały. Czy należy więc oczekiwać na jakieś wydarzenie poprzez które Pan Bóg może udzielić pomocy do rozwiązania tej sytuacji ?
OdpowiedzUsuńDokładnie, właśnie tak bym to określił. Nie chodzi tu wcale o bezpośrednią Boską interwencję rozumianą jako jakiś spektakularny cud, zstąpienie na ziemię św. Piotra który wskaże swojego następcę, czy coś w ten deseń, czego być może niektórzy oczekują. Chodzi o to, że Pan Bóg przez jakieś szczególne wydarzenie, lub splot wydarzeń, może wpłynąć na to, że wszyscy biskupi i duchowieństwo sede vacante dojdą do porozumienia, a być może nawróci się także kilku "biskupów" czy "kardynałów" Novus Ordo, którzy szczerze nawróciwszy się, i przyjąwszy ważne święcenia, zyskają zaufanie i miłość wszystkich. W ten sposób Pan Bóg może doprowadzić nie w sposób spektakularny, lecz w normalny, tak jak Boża Opatrzność działała zawsze, w zdecydowanej większości przypadków, kierując dziejami historii (pamiętajmy, że to nasz Pan jest Panem historii, a nie szatan). Pan Bóg nie musi się posługiwać spektakularnymi cudami aby mieć wpływ na to co się dzieje. Być może czymś takim będzie wydarzenie tragiczne, jak wojna czy jakiś straszny kataklizm, tego nie wiemy. Pan Bóg jest w stanie wszystkie możliwe środki wykorzystać aby wyciągnąć z nich większe dobro, lub uniknąć większego zła. Czas próby, ten okres Armagedonu, w jakim przyszło nam żyć, być może powoli dobiega już końca, w końcu sam Chrystus Pan zapowiedział, że zostanie on skrócony, aby nawet wybrani nie utracili wiary...
UsuńNiewola Babilońska trwała 70 lat, a św. Augustyn naucza: "Novum Testamentum in Vetere latet, Vetus in Novo patet" ("Nowy Testament kryje się w Starym, a Stary wyjaśnia się w Nowym"), tak że możemy się spodziewać prawowitego Papieża rzymskiego już za niecałe cztery lata, ale trzeba coś w tym kierunku zrobić.
OdpowiedzUsuńRównież zawsze uważałem, że liczba 70, lub 77 jest symboliczna (tej drugiej użył Pan Jezus w Ewangelii). Więc możliwe, że właśnie tyle będziemy czekać na Papieża. Ale z drugiej strony, nie można się też jakoś przywiązywać do tej liczby, aby nie popaść w rozpacz i zwątpienie, gdyby jednak po tym czasie wciąż Papieża nie było. Tylko Bóg to wie!
UsuńProrocy prorokowali, że królestwo izraelskie będzie trwało na wieki, że tron Dawida będzie miał swoich następców na zawsze. Jeremiasz 33;17. Niedługo po tej obietnicy Izrael wpadł w niewolę babilońską, gdzie ostatni król Sedecjasz zmarł. Ta obietnica wypełniła się w Jezusie Chrystusie - Łk1;32. Było to pierwsze przyjście Chrystusa. Obecnie jesteśmy pod kolejną niewolą babilońską, która trwa już prawie 70 lat. Myślę, że teraz to możemy się spodziewać tylko i wyłącznie drugiego przyjścia Chrystusa.
OdpowiedzUsuńZe zbytnim naciskiem na treści apokaliptyczne, liczby itd. katolik powinien uważać.
Usuń