Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

czwartek, 2 września 2021

O zakazanych nabożeństwach po polsku i aresztowanym wizerunku Matki Bożej Jasnogórskiej, w rocznicę rozpoczęcia II wojny światowej, słów kilka.


Dziś minęło 82 lata od napaści hitlerowskiej III Rzeszy Niemieckiej, w sojuszu z stalinowskim ZSRR, na Polskę. Z tej okazji naszła mnie pewna refleksja, i pragnę poruszyć pewien wyjątkowo ważny, dla nas Polaków temat. Chodzi mi nie tylko o wydarzenia z czasów II wojny światowej, ale o to wszystko, co dzieje się z naszym dziedzictwem narodowym od ok. połowy XVIII wieku, co działo się przez cały czas zaborów, a co osiągnęło apogeum w ciągu 6 lat okupacji niemieckiej (1939-1945) i blisko 50 lat okupacji bolszewickiej (1945-1989). Chodzi mi o niszczenie, rugowanie i regularne zwalczanie polskości i polskiego, narodowego katolicyzmu, we wszelkich tradycyjnych, ludowych i narodowych przejawach, o wymuszoną germanizację (lub rusyfikację, albo czasem i sztuczną latynizację), tego co zawsze, od wieków było, jest i powinno być polskie, co stanowi nasze dziedzictwo i kulturę narodową i duchową.

Każdy z nas uczył się w szkole o tym, czym był niemiecki Kulturkampf. Była to walka z polskością, i Kościołem katolickim, który był wychowawcą Narodu, stróżem tej polskości. Dzięki Kościołowi katolickiemu, w tych trudnych czasach, zachowaliśmy nie tylko Wiarę, ale też język ojczysty i przynależność narodową. Jest to kolejny dowód na to, że Polska nie istniała by, gdyby nie Kościół katolicki i Chrześcijaństwo (wbrew kłamliwej propagandzie, którą wmawiali nam komuniści, a dziś środowiska lewackie i liberalne). Już dawno mówilibyśmy po niemiecku... Polityka kulturkampfu w czasach Bismarcka polegała m.in. na całkowitym podporządkowaniu Kościoła katolickiego władzom świeckim, na obsadzaniu stanowisk kościelnych niemieckimi duchownymi, i całkowitej eliminacji języka polskiego z kazań, lekcji religii oraz nabożeństw ludowych. Nabożeństwa mogły odbywać się wyłącznie po łacinie (lub po niemiecku), a kazania i lekcje religii miały być głoszone w języku niemieckim. Oczywiście, spotkało się to ze zdecydowanym oporem większości polskiego duchowieństwa (zwłaszcza niższego, biskupi niestety w większości byli dość ulegli, choć zdarzały się chwalebne wyjątki, jak chociażby ówczesny Prymas Polski, Arcybiskup gnieźnieński i poznański J. Emm. hrabia Mieczysław kard. Ledóchowski, uwięziony przez władze niemieckie w 1874 r., za sprzeciw wobec ustawy całkowicie uzależniającej Kościół katolicki od państwa).

Ołtarzyk polski katolickiego nabożeństwa. Poznań 1883 r.

Taką samą, jeśli nie większą nienawiść, mieli zaborcy (zwłaszcza protestanccy Prusacy, ale nie tylko, po w późniejszym okresie komuniści znacznie ich prześcignęli) do cudownego wizerunku Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. W zaborze niemieckim ten wizerunek był wręcz praktycznie zakazany. Na Górnym Śląsku, skąd pochodzę, Niemcy starali się całkowicie wyrugować kult Czarnej Madonny Jasnogórskiej, który był tu cały czas dość silny (m.in tradycja pielgrzymek na Jasną Górę z Rybnika i Gliwic, sięgająca XVII wieku). Zamiast tego, Niemcy (dość skutecznie) rozpropagowali tu kult św. Anny z nieodległego Sanktuarium na pod-opolskiej Górze św. Anny (niem. Annaberg). Oczywiście kult ten, jako kult lokalny, istniał już wcześniej, i zawsze był żywy u Ślązaków, natomiast celem Niemców było całkowite wyparcie kultu Matki Bożej Częstochowskiej, i zastąpienie go wyłącznie kultem św. Anny (stąd oficjalny zakaz pielgrzymek do Częstochowy, które zastąpiły pielgrzymki na Górę św. Anny). Podobnie zachowywali się zresztą Rosjanie, którzy także próbowali na terenie zaboru rosyjskiego zakazać pielgrzymek do Częstochowy, a w ostateczności posunęli się do bezczelnej kradzieży koron papieskich z wizerunku Najświętszej Panny w 1909 r. (w zamyśle miały one zostać zastąpione koronami podarowanymi przez Cara Mikołaja II, jednakże św. Pius X, Papież Polak, znając realia polityczne w okupowanej Polsce, ubiegł go, i jako pierwszy poświęcił i ofiarował nowe korony dla Najświętszej Maryi Panny).

Podobną ideologiczną politykę walki z polskością prowadzili zresztą wszyscy zaborcy. Nie było tu żadnego wyjątku (to samo robili także "katoliccy" Austricy). Chodziło o całkowite wyrugowanie polskości i polskiego, narodowego katolicyzmu, który jest najważniejszym spoiwem i fundamentem naszej tożsamości narodowej. Celem tego artykułu nie jest rozprawa historyczna i dokładny opis wydarzeń, jakie miały miejsce w przeszłości, ale raczej odniesienie do sytuacji obecnej, i bardzo smutnych i niepokojących sytuacji, jakie mają miejsce w naszych czasach, w wielu środowiskach uważających się za "katolickie" i "konserwatywne". Wstęp historyczny miał za zadanie uzmysłowić czytelnikom, że takie sytuacje nie są żadną nowością, oraz jaki jest ich prawdziwy cel, wbrew temu co próbują nam wmówić różni nadgorliwi likwidatorzy polskiej mowy, zwyczaju i tradycji narodowej. W dalszej części będę się oczywiście odwoływał do konkretnych, historycznych przykładów podobnych zachowań zaborców, nazistów, komunistów czy innych wrogów Wiary katolickiej i Narodu Polskiego. Tekst ten nie jest skierowany przeciwko żadnym konkretnym osobom, grupom czy środowiskom katolickim, ale przeciwko zjawisku i postawie, która mnie jako Polaka i katolika szczególnie boli, razi, a wręcz napawa obrzydzeniem, gdyż de facto stawowi powtórzenie tej antypolskiej (i antykatolickiej) polityki, często pod pozorem prawowitości, czy raczej formalizmu i idealizmu.

Mamy bowiem dziś do czynienia ze zjawiskiem nieco innym, choć w istocie podobnym do tego, by było pod zaborami, i w czasach niemieckiej okupacji po 1939 r., a więc zwalczaniem języka polskiego w kościołach!  Jest to szczególnie widoczne we wszelkich ruchach "tradycjonalistycznych", od indultciarzy poczynając, przez "niemieckie bractwo" [FSSPX], kończąc, niestety, na ruchu integralnie rzymskokatolickim [sedevacante] gdzie te tendencje także stały się widoczne. Oczywiście nie chcę tutaj generalizować, i muszę uczciwie przyznać, że nie dotyczy to wszystkich. Zwłaszcza w ruchu indultowym (który jest, póki co, najliczniejszy) mamy tutaj dużą różnorodność. Są owszem miejsca, w których, niczym w czasach zaborów i okupacji, język polski jest praktycznie nieobecny (choć i w tamtych czasach byli odważni kapłani, którzy mimo grożących im sankcji potrafili się temu przeciwstawić!). Są to te grupy, których nie można określić nawet mianem "skansenu" czy "rekonstrukcji historycznej", bo one tak naprawdę niczego nie rekonstruują, a jedynie "celebrują" "idealną", "wzorcową" (wg. nich) liturgię łacińską, jakiej na naszych ziemiach, ani przed soborem [Vaticanum II] ani nigdy wcześniej czy później w ogóle nie było. Mogą się przy tym powoływać na różne dokumenty i rubryki, ale nie mogą powołać się na realną praktykę, która kształtowała autentyczną pobożność naszych ojców i dziadów, na jakiej wychowało się i wyrosło setki świętych i błogosławionych, i dzięki której przetrwał przez lata zaborów nasz Naród. To co oni robią, jest więc całkowicie nowym tworem, tak samo jak modernistyczna, neoprostestancka "nowa msza", która w całości wyeliminowała łacinę i sacrum! Myślą oni naiwnie, że eliminując z liturgii jakiekolwiek polskie pieśni, naleciałości i zwyczaje (zastępując je wyłącznie łaciną), są antymodernistyczni, bo robię odwrotnie niż moderniści, gdy jednak w istocie, robią to samo co moderniści, bo wprowadzają coś nowego, obcego, czego nigdy u nas nie było. Niektórzy w ten sposób błędnie interpretują uniwersalność Kościoła, chcąc oby liturgia na całym świecie wyglądała dokładnie tak samo, była kalką liturgii rzymskiej, pozbawioną jakichkolwiek lokalnych zwyczajów i naleciałości. Kościół jest jednak Katolicki, tzn. powszechny, i celem Kościoła zawsze była asymilacja tych zwyczajów i pobożności ludowej, a nie ich zwalczanie. Gdyby Kościół w czasach zaborów prowadził taką politykę, to dawno już stracił by rolę nośnika i strażnika narodowej kultury i tożsamości. Jednak to właśnie w okresie zaborów powstały przepiękne polskie nabożeństwa, jak choćby ogromnie rozpowszechnione Gorzkie Żale, czy Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP. Te nabożeństwa były zawsze uroczyście sprawowane w kościołach, z wystawieniem Najświętszego Sakramentu i asystą kapłana. Podobnie jak nabożeństwo majowe, czerwcowe etc. Gdy zakazywano tych nabożeństw w kościołach, co robili zaborcy, to ludzie zaczynali odmawiać je przy kapliczkach lub przydrożnych krzyżach, stąd właśnie wziął się ten piękny obyczaj nabożeństw majowych, jednak ich zwyczajnym miejscem, jest kościół! Zarzutem modernistów już przed Vaticanum II było, że ludzie nie rozumieją liturgii, i dlatego śpiewają głośno polskie pieśni lub odmawiają Różaniec, aby "zagłuszyć" Mszę... Cóż to za bzdura. Takie jednak myślenie do dziś tkwi w głowach wielu "tradycjonalistów". Czy jednak ludzi ich zdaniem więcej "zrozumieją" ze śpiewanego przez scholę chorału gregoriańskiego? Czy Msza Św. ma być koncertem, na który ludzie przychodzą, aby wysłuchać popisów wokalnych (nie zawsze idealnych) garstki śpiewaków? A jeśli w parafii nie ma w ogóle scholii, to ludzie mają być tam "skazani" na same ciche Msze Św. także w niedziele i święta, ponieważ "nie wolno" (jak twierdzą niektórzy nadgorliwcy) śpiewać pieśni po polsku, podczas śpiewanej Mszy św.? Dodajmy do tego nabożeństwa, z których (z nieznanych mi całkowicie przyczyn) język polski jest również wyrugowany, i mamy dokładną powtórkę z tego, co chcieli nam zrobić, za zaborów i okupacji, Niemcy.

Są rzeczywiście ludzie, którzy mają jakieś wręcz chore, maniakalne obrzydzenie do mowy ojczystej, którzy chyba w ogóle nie czują się Polakami, bo nie potrafią się po polsku modlić. Widziałem już w życiu ludzi, także w katolickich kaplicach, którzy, gdy była śpiewana pieśń po polsku, milczeli, lub ostentacyjnie wychodzili z kościoła (mimo iż wcześniej, podczas śpiewów po łacinie, byli nader aktywni). Nie zauważyłem nigdy u nich najmniejszego ruchu warg, gdy kapłan jakąś modlitwę czy wezwanie po polsku wypowiedział, albo gdy była śpiewana pieśń. Nie byli to ludzie z poza naszego Kraju, niestety, których można by usprawiedliwić nieznajomością polskiej mowy. Byli to ludzie, którym raczej jakaś maniakalna myśl, chora idea zabraniała odezwać się po polsku do Wszechmogącego Boga. Jest to naprawdę zatrważające, jeśli pomyślimy, że za odmawianie pacierza po Polsku nasi Rodacy dawniej oddawali życie, albo przynajmniej cierpieli prześladowania... Po zajęciu Wilna, okupacyjne władze litewskie (będące w sojuszu na przemian albo z Niemcami, albo z Sowietami) nakazały skłuć z kaplicy Ostrobramskiej polski napis "Pod Twoją Obronę Uciekamy się", który następnie został zastąpiony napisem po łacinie ("Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix"). Było to bardzo wymowne, w tym samym czasie nakazano ustąpić polskiemu arcybiskupowi wileńskiemu Romualdowi Jałbrzykowskiemu, próbowano wymóc w Watykanie jego odwołanie, był on wielokrotnie zatrzymywany, więziony i internowany. Ostatecznie został przymusowo deportowany w lipcu 1945 r. z Wileńszczyzny na terytorium PRL, do Białegostoku na terytorium jego diecezji, gdzie odtworzył kurię metropolitalną, seminarium duchowne, sąd biskupi i kapitułę metropolitalną.

Jedynym chyba miejscem w Polsce, przynajmniej jedynym które znam, gdzie można zobaczyć jak liturgia łacińska wyglądała dawniej, w czasach przed soborowych, jest indult gliwicko-bytomski. Tutaj, zwłaszcza w kościele pw. św. Ducha w Bytomiu, trzeba to uczciwie przyznać, że "odprawiają" (lub przynajmniej "odprawiali" gdy jeszcze tam chodziłem, do ok 2012/13 r.) po staremu, tak jak było kiedyś, bez żadnych nowinek. Msza Św. (czy raczej, rekonstrukcja) w niedzielę i święta (tzw. Suma) była śpiewana, ale śpiewano po łacinie tylko części stałe, a resztę stanowiły pieśni polskie. Tak samo nabożeństwa były przepięknie śpiewane w języku polskim, przy akompaniamencie zabytkowych organów. W tygodniu i w różne święta często były śpiewane podczas Mszy, bardzo popularne dawniej na Górnym Śląsku i nie tylko, tak zwane cykle mszalne, czyli pieśni ludowe na jakąś popularną melodię (np. Boże, lud Twój czcią przejęty), ściśle związane tematycznie z częściami Mszy św., wykonywane zamiast części stałych. Czuć było rzeczywiście ducha polskiego i katolickiego, nieprzemijającej, stałej tradycji obecnej w tym miejscu, zaklętej w dźwięku starych organów, napędzanych tradycyjną, dmuchaną pompą. Niestety, była to jedynie rekonstrukcja, "teatrzyk tradycji", gdyż celebransem był kapłan posiadający nowe "święcenia" novus ordo, od "biskupa" novus ordo, aczkolwiek posiadający pewien szczególny talent i zmysł duszpasterski, którego brakuje wielu ważnie wyświęconym kapłanom... Do tego należy dodać wspaniałą służbę liturgiczną w tym miejscu, co zdecydowanie zawdzięczać można pewnemu ceremoniarzowi z Chorzowa, który wyjątkowo znał się na liturgii rzymskiej i dbał o dobre wyszkolenie ministrantów (to właśnie tam i od niego nauczyłem się "trydenckiej" ministrantury). Niestety, gdy zacząłem chodzić do FSSPX w Chorzowie, była to całkowita przepaść. FSSPX zupełnie nie dbało, przynajmniej w tamtym czasie, o jakość liturgii w kaplicach takich jak Chorzów, o szkolenie ministrantów czy dbałość o jakiekolwiek szczegóły, a zwłaszcza zwyczaje lokalne. Ogólnie widać było niedbalstwo i niechlujstwo ze strony osób odpowiedzialnych, w tym kapłanów. W przeoracie FSSPX w Warszawie natomiast widać było całkowitą sztuczność, oraz wprowadzanie na siłę obcych zwyczajów, francuskich czy niemieckich, całkowicie lekceważąc zwyczaje nasze, lokalne, rodzime, polskie. 

Co zaś tyczy się cudownego wizerunku Jasnogórskiej Pani, to wszyscy zapewne pamiętają, jak komuniści wypowiedzieli wojnę kopii tego Obrazu, która z okazji 1000'lecia Chrztu Polski peregrynowała przez nasz Kraj w latach 60'tych ubiegłego wieku. Ostatecznie obraz został zaaresztowany, odesłany do Częstochowy, i zamknięty w areszcie domowym. Po Polsce zaczęła wówczas wędrować pusta rama po obrazie, komuniści zostali w ten sposób skompromitowani, a Maryja osiągnęła po raz kolejny wielkie zwycięstwo. Była to chyba kwintesencja nienawiści naszych wrogów wobec tego cudownego wizerunku. Już w XV wieku heretyccy husyci zaatakowali Jasną Górę, porwali obraz, a gdy ich konie odmówiły posłuszeństwa, i nie chciały iść dalej, w wściekłości porąbali obraz mieczami, skąd do dziś na twarzy Najświętszej Panny znajdują się dwie rysy. W XVII wieku heretyccy, protestanccy Szwedzi zaatakowali i oblężyli klasztor Jasnogórski, grożąc jego zniszczeniem. Dzięki pomocy z Nieba i heroicznej obronie Jasnej Góry, kierowanej przez Ojca Kordeckiego, udało się obronić klasztor i obraz przed profanacją. W czasach zaborów, jak już pisałem, zaborcy zwalczali kult Matki Jasnogórskiej i skutecznie utrudniali życie pątnikom, zmierzającym do Częstochowy. W czasie okupacji hitlerowskiej były plany zbombardowania Jasnej Góry lub wysadzenia jej w powietrze jak Warszawy. Krążą do dziś opowieści o cudownym ocaleniu Jasnej Góry, o pilotach niemieckich którzy gubili się we mgle i nie mogli znaleźć celu, albo cudownie nawracali się podczas prób ataku. Jasno wynika z tego, że Jasna Góra od zawsze była pierwszym celem wrogów katolicyzmu i polskości, bowiem jest ona bijącym sercem duchowym naszego Narodu. Jeśli kiedykolwiek Jasna Góra by padła, wtedy nasz Naród przestanie istnieć. Stąd właśnie w naszych wrogach tak wielka nienawiść do wizerunku Najświętszej Maryi Panny Jasnogórskiej. Jednak nie tylko husyci czy protestanci, ale tak samo moderniści, a także niektórzy pseudo tradycjonaliści nienawidzą Jasnogórskiej Pani i zwalczają jej wizerunki. W ilu to dawniej katolickich kościołach i kaplicach wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej został usunięty, albo przynajmniej zdegradowany, z honorowego miejsca w głównym ołtarzu, i zastąpiony obrazem "świętego" Jana Pawła II, albo "Pana Jezusa Miłosiernego", pod fałszywym i czysto protestanckim zarzutem "oddania większej czci Chrystusowi", jak gdyby heretycy ci zapomnieli, że nie można oddać większej czci Chrystusowi, niż oddając cześć jego Najświętszej Matce. Zapomnieli oni, lub, o zgrozo, wyrzekli się tego, co pisali o Niej święci; św. Bernard z Clairvaux, Św. Alfons Maria Liguori czy św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, iż Ona jest Współodkupicielką rodzaju ludzkiego, i Pośredniczką Wszelkich Łask. Żadna prośba nie trafia do Chrystusa i Boga Ojca inaczej, niż przez ręce Maryi Niepokalanej! 

Co ciekawe i bardzo wymowne, w żadnej kaplicy czy kościele bractwa św. Piusa X [FSSPX] obraz ten, najświętszy i najważniejszy dla nas, Polaków, nie wisi w żadnym honorowym, eksponowanym miejscu, jak ołtarz główny. Jak widać, niemieckie bractwo = niemieckie obyczaje... Żaden kościół czy kaplica tego bractwa nie nosi wezwania Matki Bożej Częstochowskiej, czy Królowej Polski. Od samego początku obecności na naszych ziemiach, bractwo to zachowuje się niczym Krzyżacy (którzy też w nazwie mieli "Zakon Najświętszej Maryi Panny", podobnie więc wycierali sobie gębę Matką Przenajświętszą, jak dziś robią to różni niemieccy duchowni, którzy próbują uchodzić za "naśladowców o. Maksymiliana Kolbego"), zwalczając wszystko, co polskie. Pod pozorem wprowadzania nam "czystego" katolicyzmu, bez żadnych ludowych, "pogańskich" domieszek, wprowadzali nam oni tutaj katolicyzm niemiecki... Jako Polacy, i katolicy, powinniśmy jednak kultywować katolicyzm polski. Powinniśmy w naszych kościołach i kaplicach odmawiać nasze tradycyjne nabożeństwa, i śpiewać tradycyjne pieśni kościelne po polsku. Mamy ich przecież tak wiele, że nie starczyło by chyba dni w roku, aby wszystkie odmówić (nie jesteśmy pod tym względem tak ubodzy, jak niektóre narody, choćby Amerykanie, którzy jednak nie wstydzą się swych barw narodowych, i w bardzo wielu katolickich kościołach czy kaplicach w USA stoi amerykański sztandar. Czy w Polsce nie mógł by stać biało-czerwony? Skoro już tak bardzo chcemy małpować inne zwyczajne, to małpujmy te dobre!). Moderniści skutecznie usunęli tą ludową pobożność na zachodzie Europy, i zaczęli to robić już przed soborem, w ramach "ruchu odnowy liturgicznej", w celu rzekomego "przywrócenia liturgii jej właściwego wymiaru", jej unifikacji i relatynizacji etc. Po soborze odstąpiono całkowicie od łaciny, ale te stare nabożeństwa już nie wróciły, wszystko zastąpił NOM i nowa, neoprostestancka "pobożność". W Polsce zmiany nie były aż tak radykalne, i do dnia dzisiejszego wiele starych nabożeństw jest odprawianych, nawet u modernistów, w parafiach. Próżno szukać ich jednak w "niemieckim bractwie", ale i u wielu innych tradycjonalistów... Czyżby ta sama pokusa i chęć usunięcie z liturgii wszystkiego co "swojskie"?

Jako wierni Katolicy, żądamy przywrócenia cudownego Obrazu Pani Jasnogórskiej do każdego miejsca, z którego został on usunięty, zwłaszcza tam, gdzie był on szczególnie czczony, zwłaszcza zaś z kościołów i kaplic Jej poświęconych! Żądanie do kierujemy tak samo do modernistów, okupujących nasze katolickie świątynie, jak też do wszystkich innych, którzy dopuścili się, z różnorakich pobudek, podobnych aktów. Mamy w pamięci słowa naszego ostatniego wielkiego Prymasa, kard. Augusta Hlonda : "Jeśli zwycięstwo przyjdzie, to przyjdzie przez Maryję". Pamiętamy również, że nie wystarczy tej Panny Świętej czcić li tylko ustami, jak to czynili modernistyczni propagatorzy nowej religii, Wyszyński, Wojtyła etc. Trzeba być tej Pannie na wieki sługą, w codziennym, stałym i niezmiennym posługiwaniu! 

Jasnogórska Królowo Korony Polskiej - módl się za nami!

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz