Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

sobota, 9 maja 2020

8 / 9 maja: Dzień zwycięstwa... komunistów!


Święto Klęski Narodowej

Nie od dziś wiadomo, że Polacy mają dziwne upodobanie, przynajmniej od zakończenie zaborów, czyli od ok 100 lat, do świętowania największych klęsk i porażek, zamiast zwycięstw i momentów chwały, których przecież nie brakowało w ponad tysiącletnich dziejach naszego niegdyś dumnego i potężnego Narodu. Tak więc zamiast świętować np. Wiktorię Wiedeńską czy Warszawską, której w tym roku obchodzić będziemy okrągłą setną rocznicę, Polacy woleli już w latach międzywojennych świętować nieudane i często wywoływane wbrew interesom narodowym, XIX-wieczne powstania. Znacznie większą wagę przywiązywano do rocznic tak haniebnych jak ruchawka listopadowa, czy powstanie styczniowe, niż do zrywów autentycznych i udanych, jak choćby Powstanie Wielkopolskie, trzy Powstania Śląskie czy bohaterska Obrona Lwowa w 1918/19 r. Mało kto też pamiętał o świętowaniu powstania co prawda nieudanego, ale chyba najszlachetniejszego w naszych dziejach – Konfederacji Barskiej, w obronie naszej Wiary i wolności. Wszyscy natomiast pamiętali o "bohaterze" (raczej amerykańskim jak już, a nie polskim) Kościuszce i jego "walce o wolność naszą i waszą". Ostatecznym przykładem takiego świętowania klęsk jest ustanowienie daty Święta Niepodległości na dzień 11 listopada – rocznicę przekazania władzy nad Wojskiem Polskim brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu, co było jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii II RP, oznaczało bowiem koniec marzeń o przywróceniu Monarchii w Polsce, i budowie Wielkiego, Katolickiego państwa Narodu Polskiego.

Tą samą sytuację widzimy w czasie trwania jak i po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Polska podzieliła się na dwa główne obozy, obóz komunistyczny – czyli zdrajców, targowiczan, którzy sprzedali się Moskwie i poszli na układy z żydo-bolszewikami, tworząc na okupowanych przez Armię Czerwoną ziemiach polskich marionetkowe państwo – PRL, czyli nowy "kraj nadwiślański", oraz ogólnie pojęty obóz tzw. opozycyjny, patriotyczny, niepodległościowy, związany (przynajmniej na początku) z Polskim Państwem Podziemnym w Kraju oraz legalnym Rządem Polskim i Prezydentem RP na emigracji w Londynie, jednak zbytnio osłabiony, rozbity i podzielony przez obu naszych głównych wrogów i agresorów (nazistowską III Rzeszę niemiecką od 1 września i żydo-bolszewicki ZSRR od 17 września 1939 r.) w czasie wojny, by móc podjąć jakiekolwiek skuteczne działania, w celu ponownego odzyskania niepodległości i całkowitego zwycięstwa nad komunistami, którzy od 1944 r. okupowali nasz Kraj. W obozie niepodległościowym, który porównać można by mentalnie do przedwojennego polskiego społeczeństwa, z którego się wywodził, wciąż oczywiście zachował się ten kult porażek i klęsk, dodatkowo doszły też nowe klęski, jak choćby nieudane i niepotrzebne Powstanie Warszawskie.

Propaganda komunistyczna natomiast od 1945 r. utrzymywała stalinowską wersję "historii", wg. której udało się dokonać "wielkiego, wspólnego zwycięstwa nad faszyzmem". Rzeczywiście, w ich mniemaniu, to było zwycięstwo. Zwyciężył komunizm, przy pełnej aprobacie zachodnich mocarstw – USA i Wielkiej Brytanii. W ostatniej chwili na doczepkę dołączyła się także Francja. O Polsce i Polakach nikt wtedy nie myślał. Zachód sprzedał nas Stalinowi w Jałcie. Rząd Polski w Londynie został zdradzony przez "sojuszników". Winę za to że okupowana Polska znalazła się w komunistycznej "strefie wpływów" ponoszą bezpośrednio Angole i Jankesi. Czy jakikolwiek reprezentant Polski (nawet tej marionetkowej, "ludowej") był obecny podczas podpisywania aktu kapitulacji III Rzeszy Niemieckiej w nocy z 8 na 9 maja w gmachu szkoły saperów w dzielnicy Karlshorst w Berlinie? Przecież to Polska została jako pierwsza zaatakowana we wrześniu 1939 r. i poniosła największe straty podczas tej wojny! Gdybyśmy rzeczywiście byli w "obozie zwycięzców" jak do dziś bezczelnie twierdzą polskojęzyczni komuniści, to Polska była by główną stroną w tym akcie, a bez podpisu reprezentanta Polskiego Rządu (TEGO Rządu który był w Londynie, bo to był jedyny legalny rząd TEGO państwa, które zostało zaatakowane w 1939 r., III Rzesza nie zaatakowała PRL'u tylko II RP!) byłby on nic nie znaczący.

Na nic się zda przypominanie przez polskojęzycznych komunistów sentymentalnych bzdur o tym, jak "pięciu polskich żołnierzy" zawiesiło 2 maja 1945 r. polską flagę na gmachu Reichstagu i kolumnie zwycięstwa w Berlinie. Czy ten fakt ma jakiekolwiek znaczenie militarne albo formalno-prawne? Czy przyczynił się on do odzyskania niepodległości, wyrwania się spod radzieckich wpływów, powrotu Rządu Polskiego z emigracji i odbudowy rzeczywiście Polskiego, suwerennego Państwa? Oczywiście są to pytania retoryczne. Jak wiemy z historii, wywieszenie polskiej flagi tak bardzo nie spodobało się sowieckim "sojusznikom", że zastrzelili pierwszego Polaka, który zawiesił biało-czerwoną flagę na berlińskiej kolumnie. Na postument weszli zaraz kolejni żołnierze, którzy dokończyli wieszanie flagi. Polacy, wywieszając flagę, narazili się władzy radzieckiej i zostali za to aresztowani, jednak wkrótce potem ich wypuszczono, bo sytuacja ta obrosła w legendę, i należało ją wykorzystać do celów komunistycznej propagandy... Jednak polska flaga nad Berlinem nie powisiała długo, bo radzieccy "towarzysze broni" szybko zdjęli polski sztandar i zamienili go na francuski, gdy delegacja tego kraju pojawiła się w Berlinie. Tyle o faktach.

Dla nas Polaków wojna nie skończyła się w 1945 roku. Gdy cały świat świętował zwycięstwo nad nazizmem i zakończenie wojny, tu w sercu Europy, w Polsce (ale i w innych krajach siłą wcielonych do bolszewickiego imperium zła) wojna dopiero się zaczynała, nowa wojna z nowym okupantem, innymi już metodami, bez regularnej armii i dowództwa, ale walczyliśmy nadal. 3 maja 1945 r. na Śląsku Cieszyńskim, konspiratorzy z kpt. Henrykiem Antonim Flame vel Flamme, ps. „Grot”, „Bartek” na czele zdecydowali o kontynuowaniu walki zbrojnej z nowym okupantem komunistycznym. Decyzja ta dała początek tworzenia największego w powojennej Polsce Zgrupowania Partyzanckiego Narodowych Sił Zbrojnych. Polacy nie złożyli więc broni, nie skapitulowali, nie poddali się, ale postanowili walczyć dopóki Polska nie będzie prawdziwie wolna. Regularne walki trwały na ziemiach polskich aż do połowy lat 60'tych. Józef Franczak ps. „Lalek” ostatni członek i partyzant polskiego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, poległ w walce z grupą operacyjną ZOMO/SB w październiku 1963, po 24 latach w zbrojnej konspiracji.

Na nic więc komunistyczne fałszowanie historii, Polacy muszą wiedzieć jaka jest prawda, podobnie jak cały świat musi się wreszcie o tym dowiedzieć, że nie skapitulowaliśmy, mimo ohydnej zdrady zachodnich "sojuszników" i całkowitego przemilczenia kwestii polskiej na arenie międzynarodowej od 1944 r. Państwa które najdłużej pozostały lojalne wobec prawowitego rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, będącego reprezentacją legalnych władz Rzeczypospolitej, i konsekwentnie odmawiały uznania legalności okupacyjnych i nielegalnych, komunistycznych "władz" PRL, to Watykan (do 1972 r.), Hiszpania (do 1968 r.), Irlandia (do 1957 r.) i Liban (do 1956 r.). Stany Zjednoczone i Wielka Brytania oficjalnie uznawały Polski Rząd do 5 lipca 1945 r., choć jak wiadomo już dużo wcześniej go zdradziły i sprzedały Polskę Stalinowi w Jałcie, Teheranie i Poczdamie. [Stolica Apostolska aż do śmierci ostatniego katolickiego Papieża – Piusa XII w 1958 r. uznawała wyłącznie za legalny Rząd londyński oraz przedwojenny podział administracyjny i granice II Rzeczpospolitej, nie tworząc nowych diecezji na okupowanych przez ZSRR kresach wschodnich RP, podobnie jak na nielegalnie odebranych Niemcom (bez udziału strony Polskiej jako i podpisania traktatu pokojowego z Niemcami) ziemiach zachodnich. Dla każdego katolicka powinien być to ostateczny argument, katolik ma postępować tak, jak postępuje Rzym.]

Przede wszystkim musimy dokonać w naszym Narodzie i mentalności całkowitej, prawdziwej dekomunizacji. Musimy wyzbyć się wspominania tego okresu, jako jakkolwiek nieszczęśliwego, ale jednak normalnego okresu funkcjonowania naszego kraju. Wojna nigdy nie jest normalnym okresem, a dla nas Polaków wojna trwa nadal, choć dziś już nie z karabinem (przynajmniej na chwilę obecną), ale wciąż nie odzyskaliśmy niepodległości, wciąż nic się nie zmieniło od 1945 r. Świętowanie więc czegoś takiego jak "dzień zwycięstwa" i to w rocznicę tak tragicznych wydarzeń, związanych ze zmianą okupacji w naszym Kraju z nazistowskiej na bolszewicką (wcale nie lepszą, a gorszą, bo niszczącą i zabijającą duszę, a nie tylko biologiczne ciało Narodu, jak słusznie zauważył jakiś czas temu pan Profesor Jacek Bartyzel), jest dla Polaków symbolem największego narodowego  zaprzaństwa, zdrady i hańby, jaki możemy sobie tylko wyobrazić. Na nic się zdała fasadowa zmiana nazwy i dnia obchodów tego "święta" z 9 na 8 maja, dokonana przez PiSuarowski [nie]rząd 5 lat temu, w 2015 roku, z okazji 70 rocznicy, gdyż przecież w rzeczywistości chodzi o dokładnie to samo wydarzenie, a różnica w dacie obchodów wynika tylko i wyłącznie z różnicy strefy czasowej między Berlinem i Moskwą (kiedy w Berlinie była 23:01, w Moskwie była już wtedy 1:01, stąd i cała różnica). To "święto" należy całkowicie wymazać z polskiego kalendarza i historii, bo świętowanie tego dnia jest jak świętowanie daty rozbiorów Polski, kiedy trzy obce mocarstwa podzieliły między sobą wpływy, nad głowami Polaków, ustaliły sobie granice i sposób zarządzania okupowanym terytorium... Można o tym dniu pamiętać tak jak o dacie 1 czy 17 września, przypominać rocznicę tej tragedii, ale nigdy nie nazywać tego "zwycięstwem", bo w ten sposób pluje się w twarz setkom tysięcy Polaków zamordowanych przez komunistów. To jest ich, a nie nasze, zwycięstwo!

Za Redakcja Tenete Traditiones:
Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny




Osuszył czas mokradła krwi,
Czerwone słońce znów w zenicie...
Czy warto było w wojny dni
Za taki kraj oddawać życie?

Słychać pokoleń drwiący śmiech,
To komuniści mają święto,
Lecz Mądry Bóg w Osobach Trzech
Pojmuje, za co Was wyklęto.

Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...

Ujada sztab lewackich szmat
I wściekle wrzeszczy swołocz UBecka
Że tamtą Polskę uznał świat,
Gdy armia tkwiła w niej sowiecka.

Amerykański pisze Żyd
O Waszej za holocaust winie,
Obce Żydowi słowo "wstyd",
Choć w polskiej chował się rodzinie.

Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...

Wystawę oto macie dziś,
Skoro najlepszą bronią pamięć
I groźna tej wystawy myśl
- Że wolnych ludzi nic nie złamie.

Niech się prostuje nieszczęść splot
I niechaj drżą moskiewskie karły.
Hańba wierzącym w Sierp i Młot,
Chwała za niepodległość zmarłym.

Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy.

Leszek Czajkowski "Żołnierzom wyklętym"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz