Michał Woźnicki – ciężko określić go jednym słowem. Dla jednych człowiek chory psychicznie, niezrównoważony emocjonalnie, nienormalny, "wariat". Dla innych wyrachowany, wyrafinowany, cyniczny, "podły typ", który wszystko co robi, robi w pełni świadomie i celowo, będąc przy zdrowych zmysłach. Czasem patostreamer, czasem kabareciarz, zawsze celebryta, stawiający samego siebie w centrum wydarzeń, któremu wydaje się, że cały świat kręci się wokół niego, jakby to nie wiadomo kim był. A kim jest? Starym kawalerem, bez żony i dzieci, któremu się wydaje, że jest księdzem, który całą energię poświęca na jakieś bezsensowne "zmaganie" (nie wiadomo tak naprawdę z kim i o co, a w rzeczywistości ze wszystkimi i o wszystko, nawet ze swoimi najbliższymi, w tym z własną Matką, którą nie raz już publicznie obrażał, łamiąc tym samym IV. Przykazanie Boże) i budowanie swojej sekty, tego kółka wzajemnej adoracji, gdzie kilka leciwych pań, oraz pan ministrant, są zapatrzeni w swojego guru niczym w Święty Obraz. Człowiek ten ewidentnie przegrał życie, choć jednocześnie jest zupełnie tego nie świadomy, i ma poczucie jakieś powierzonej tylko jemu specjalnej "misji" którą musi wypełniać.
W ostatnim czasie uwaga tego patostreamera skupiła się zwłaszcza na mojej skromej osobie. Jak pisałem w tekście na temat p. Marcina Kulpy, który został usunięty przez administrację Bloggera, z grudnia zeszłego roku, takie obsesyjne zachowania, mówienie cały czas o tym samym, o jednym człowieku, oznacza najczęściej w psychologii strach przed tym człowiekiem. Woźnicki z jakiegoś powodu się mnie boi. Odczuwa wyraźny lęk, stąd też agresja z jego strony, nie tylko słowna, ale wręcz groźby użycia siły wobec mnie, pobicia, uderzenia mnie "w łeb, w gębę lub w tyłek" [sic!]. Jednocześnie Woźnicki sugerował wcześniej, że to on czuje się zagrożony fizycznym atakiem z mojej strony, że "biłbym go pałką lub gazował niczym Bielski", mimo iż jakkolwiek niczego takiego nigdy nie sugerowałem, ani nie nawoływałem do agresji fizycznej ani słownej wobec niego (w przeciwieństwie do niego, on wyraźnie i to już kilkukrotnie nawoływał do agresji fizycznej wobec mnie, sugerując, że to x. Rafał Trytek powinien mnie "ukarać" fizycznie, choć nie mam zielonego pojęcia za co? Tego już Woźnicki wytłumaczyć nie potrafi...). W praktyce, podczas przerwy między Mszą św. a wykładem x. Risslinga w Warszawie, we wrześniu ubiegłego roku, to ja starałem się załagodzić sytuację i łagodzić konflikt, jaki powstał między paniami od Woźnickiego a jednym wiernym, który starał się nie wpuścić tych ludzi na wykład, zgodnie z wolą x. Risslinga. Woźnicki w tym czasie udawał że się modli, a tak naprawdę robił po prostu wszystko aby uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z kimkolwiek z obecnych na tym wydarzeniu (czy to organizatorami, czy x. Risslingiem, czy, zwłaszcza, ze mną). Po prostu bał się stanąć do otwartej konfrontacji. A przecież nikt by go tam nie pobił, ani nawet nie zwyzywał, po prostu grzecznie acz stanowczo zostało by mu wytłumaczone, że nie jest w tym miejscu mile widziany, nie został zaproszony, i powinien opuścić salę.
Właściwie to nie powinienem w ogóle odpowiadać na te ciągłe ataki i zaczepki słowne ze strony tego człowieka. Wstydem jest w ogóle słuchanie (dawanie wiary) człowieka, który jest notorycznym kłamcą i publicznym oszczercą, zwykłym patostreamerem obrażającym wszystkich przed kamerą podczas tzw. "kazań" (czy raczej seansów nienawiści) urządzanych w tzw. "kaplicy" w Baranowie. Pierwszy raz odpowiedziałem publicznie na jego kłamstwa blisko cztery lata temu, w artykule : Kłamstwa pana Woźnickiego o sedewakantyźmie. Dwa lata temu odpowiadałem na jego kłamstwa i oszczerstwa rzucane przeciwko ostatniemu, katolickiemu Papieżowi : Przeciw oszczerstwom! W obronie Jego Świątobliwości, Papieża Piusa XII. Przy okazji, warto przypomnieć, z jaką szatańską nienawiścią, w wręcz odrażający sposób, ten człowiek odnosił się do członków własnej grupy quasi-religijnej, w czasie tzw. "pielgrzymki" w 2022 r.: Czy to już koniec sekciarstwa z Wronieckiej?