Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

niedziela, 21 stycznia 2024

231 lat temu... – ostatnie chwile Ludwika XVI.

 21 stycznia 1793 roku, 231 lat temu w Paryżu ścięty został Ludwik XVI 
– król Francji i Nawarry, prawnuk króla Polski Stanisława Leszczyńskiego oraz Augusta III.  

 21 stycznia 1793 r. skrócono o głowę Jego Królewską Mość króla Francji i Nawarry Ludwika XVI. Cztery dni wcześniej, o poranku, dowiedział się, że w toku farsowego postępowania skazano go na ścięcie. "Śmierć mnie nie przeraża, mam ogromne zaufanie do Bożego miłosierdzia" - miał wówczas rzec. Poprosił o przyniesienie egzemplarza "Historii Anglii" Hume'a, w którym uważnie studiował opis egzekucji Karola I Stuarta. Na wieści o możliwych spiskach i rewoltach mających na celu jego uwolnienie stanowczo się im sprzeciwił, argumentując, że pociągały by one niepotrzebne ofiary. 20 stycznia król wręczył ministrowi sprawiedliwości nazwiskiem Garat notę, w której domagał się trzydniowego odroczenia egzekucji, możliwości kontaktu z wybranym xiędzem i z rodziną, drugą prośbę spełniono.

 Do Bastylii przybył xiądz Edgeworth de Firmont, z którym Ludwik odbył długą rozmowę, po czym spotkał się z rodziną. Bliskim opowiedział przebieg procesu, delfinowi udzielił ostatnich instrukcji, a następnie miało miejsce pożegnanie. Król z apetytem zjadł kolację, bardzo dobrze spał do 5, a xiądz de Firemont dzięki przedmiotom sprowadzonym z pobliskiego kościoła kapucynów odprawił mszę. O 9 przybyli przedstawiciele Komuny w asyście gwardzistów. Monarcha wręczył jednemu z obecnych testament z prośbą, by przekazano go jego żonie.

 W zakrytym powozie, w którym Ludwikowi towarzyszył spowiednik i dwóch oficerów, król czytał psalmy z brewiarza xiędza Firemont. Przejazd w otoczeniu bardzo silnej eskorty zakłócił jedynie zryw barona de Batz, który w akcie desperacji próbował zmobilizować tłum do odbicia więźnia - bez żadnego skutku, choć samemu rojaliście udało się uniknąć kary. Baron wszedł do kanonu francuskiej literatury jako archetypiczny rojalista i wierny sługa.

 Po godzinnej podróży przekazano króla w ręce kata, a gdy chciał przemówić, motłoch zagłuszył go okrzykami, ponaglając wykonanie egzekucji. Ludwik wzbraniał się przed skrępowaniem dłoni, ale xiądz Firmont go uspokoił. O godzinie 10.22 kat Samson, przedstawiciel kolejnego pokolenia słynnej "katowskiej dynastii", zaprezentował zgromadzonym oddzieloną od ciała głowę, a tłum rzucił się by dotknąć monarszej krwi, przypisując jej magiczne właściwości. "Nie chodziło o fizycznie ciało Louisa Capeta, lecz o mistyczne ciało królestwa. Robespierre wyraził to dostatecznie jasno: <Ludwik musi umrzeć, żeby Francja mogła żyć!>" (H. Gebhard, Wolność, równość, morderstwo s. 69). Tak do wieczności, 21 stycznia 1793 r., przeszedł Ludwik XVI, arcychrześcijański król Francji i Nawarry.

 Opłakujemy nie tylko śmierć człowieka, który wolał zginąć, niż podnieść rękę na własnych poddanych. Opłakujemy upadek ancien regime'u, sojuszu ołtarza i tronu, którego miejsce zajęły terror, chaos i zepsucie. Król nie udźwignął jarzma epoki, w której przyszło mu żyć. Zawinił tylko, jak zauważył hrabia d'Allonville, tym, że był królem. Nie był krwiożerczym tyranem, jakim mienili go republikanie. Z pokorą podjął się wykonania, misji, którą los powierzył mu jeszcze przed narodzinami. W biografii monarchy prof. Baszkiewicz napisał: "Wolno współczuć losowi tego przeciętnego człowieka, dobrego ojca rodziny, władcy pozbawionego demonicznych wad i wybitnych zalet. Prawa sukcesji dynastycznej odebrały mu szansę powodzenia na miarę jego możliwości. Mógł być przecież bardzo dobrym kartografem, zegarmistrzem albo ślusarzem".

 Oto fragmenty testamentu króla spisanego 25 grudnia 1792 r. w wieży Temple:

 "Powierzam moją duszę Bogu, memu Stwórcy. Modlę się do Niego, aby w swoim miłosierdziu przyjął ją, aby nie sądził jej według jej zasług, ale wedle zasług Pana naszego Jezusa Chrystusa, który ofiarował się Bogu Swemu Ojcu za nas ludzi - jakkolwiek wszyscy byliśmy niegodni, ja jako pierwszy. Umieram w jedności z naszą Świętą Matką, Kościołem Katolickim, Apostolskim i Rzymskim, który czerpie swą władzę przez nieprzerwaną sukcesję od św. Piotra, któremu władza ta została powierzona przez Jezusa Chrystusa. [...] Z całego serce przebaczam tym, którzy uczynili się moimi nieprzyjaciółmi, chociaż nie dałem im ku temu żadnego powodu. Modlę się do Boga aby im przebaczył, modlę się również za tych, którzy, powodowani fałszywą lub źle rozumianą gorliwością, uczynili mi wiele zła. [...] Kończę oświadczając przed Bogiem, gotów stanąć przed nim, że nie zarzucam sobie żadnych zbrodni, o jakie jestem oskarżony", /tg (2023)

Źródło: https://www.facebook.com/MyReakcja

W ROCZNICĘ MĘCZEŃSKIEJ ŚMIERCI KRÓLA LUDWIKA XVI

          Pomocnicy kata Samsona podchodzą do Ludwika XVI i chcą związać mu ręce.

          Nie, nigdy się na to nie zgodzę – przerywa im.

               Xiądz szepcze do niego:

           – Panie, w tej nowej zniewadze widzę tylko ostatni ślad podobieństwa między tobą a Bogiem, który będzie twoją nagrodą.

               Te wzniosłe słowa kapłana zachęciły króla do pobożności. Ludwik XVI wyciągnął ręce.

          – Rób, co chcesz!

               A poplecznicy Samsona – bardzo godni rewolucji, w której służyli jako wspólnicy – związali ręce króla. I tak właśnie, zamierzając naśladować naszego Pana Jezusa Chrystusa, którego boskie ręce zostały związane przez jego katów podczas Męki, król wspiął się, szczebel po szczeblu, po stopniach szubienicy i zdecydowanie podszedł do gilotyny.

               Następnie daje znak bębnom stojącym przed nim. Pod wrażeniem żołnierze przestają grać:

          „Francuzi”, krzyczy król głosem słyszalnym do końca placu, „umieram niewinny, wybaczam sprawcom mojej śmierci i modlę się do Boga, aby krew, która zostanie przelana, nigdy nie spadła na Francję! A wy, nieszczęśnicy...” .

               Król zamierza kontynuować swoją naganę, ale mężczyzna na koniu, ubrany w mundur gwardii narodowej, wymachuje mieczem nad jednym z bębnów i zmusza go do zablokowania głosu króla swoim hałasem. W tym najwyższym momencie, o krok od gilotyny, rewolucjoniści wciąż obawiają się, że słowa władcy poruszą tłum i cały proces rewolucyjny zostanie cofnięty!

Mort a la Révolution ! Vive le Roi ! Vive le Christ Roi !

(Śmierć rewolucji! Niech żyje król! Niech żyje Chrystus Król!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz