Przed ponad tygodniem, 9 stycznia 2014 r., po przeciętnym dniu, wszedłem sobie z ciekawości na tzw. "Wiadomości Tradycji", aby zobaczyć co nowego słychać w bractwie fellay'owców. Niczego ciekawego się w sumie nie spodziewałem, a tu niespodzianka. Na głównej stronie FSSPX podana taka informacja: "Powstanie dystrykt FSSPX Europy Środkowej i Wschodniej". Początkowo pomyślałem, że nasz drogi ksiądz przełożone, Her Stehlin, otrzymał kolejny awans, i jeszcze dumniej będzie patrzył na nas Polaków z góry, swoim germańskim wzrokiem. A tu nie! Oto co przeczytałem:
"15 sierpnia br. istniejący dotąd Dom Autonomiczny FSSPX Europy Środkowej i Wschodniej (obejmujący Polskę oraz kraje Europy Wschodniej: Białoruś, Estonię, Litwę, Łotwę, Rosję i Ukrainę) zostanie podniesiony do rangi dystryktu, a jego przełożonym zostanie ks. Łukasz Weber ze Szwajcarii. Dotychczasowy przełożony Domu Autonomicznego, ks. Karol Stehlin, zastąpi ks. Daniela Couture’a jako nowy przełożony dystryktu Azji."
za http://news.fsspx.pl/
Była to na prawdę wielka radość! I nie dlatego, abym miał jakiś osobisty problem z osobą x. Stehlina, czy z powodu jakieś niechęci do Niemców. Nie. Po prostu ciesze się, że ten człowiek nie zrobi więcej szkód w naszym Kraju, co do tej pory. I nie chodzi tu nawet tak bardzo o jego działalność sprzed kilkunastu lat, kiedy rzeczywiście zakładał tutaj podwaliny pod katolicką Tradycję, a bractwo twardo trzymało się anty-modernistycznej linii abp. Lefebvre, od której w ciągu ostatnich lat odeszło. Chodzi mi właśnie przede wszystkim o okres najnowszy, o ostatnie lata. Polityka x. Stehlina jest oczywista. Idzie on wraz z bp. Fellay'em na porozumienie z modernistami. Zdradził on dzieło abp. Lefebvra, które choć nigdy nie było w pełni doskonałe, to jednak chwalebne.
Jednak nie tylko o samą doktrynę tutaj chodzi (jest bowiem dalece wątpliwe, aby nowy przełożony różnił się pod tym względem znacząco od x. Stehlina), ale i o postawę Her Karla wobec nas Polaków, jaką prezentuje on nieprzerwanie od kilkunastu lat swego pobytu. Ks. Stehlin, traktuje Polską nie jako Kraj, w którym jest on gościem, ale jako swój prywatny folwark! Jest to typowa postawa wielu Niemców, mamy tu normalny przykład. Jednak katolickiemu [?] duchownemu takie zachowanie po prostu nie przystoi, niezależnie od narodowości. Będąc gościem w jakimś kraju powinien on odnosić się do nas, gospodarzy, z wielkim szacunkiem, a nie prezentować postawę "pana na majątku", który wszystkim rozkazuje, i traktuje jak swoich podwładnych.
Każdy, kto nie zgadzał się z zdaniem księdza przełożonego, był przezeń przykładnie dyskredytowany. Taki los spotykał Polskich Nacjonalistów, którzy chcieli jeszcze w latach 90-tych współpracować z Bractwem, wszystkie środowiska i osoby myślące niezależnie, nie będące ślepo posłuszne zdaniu Her Stehlina, a już szczególnie sedewakantystów (lub osoby podejrzewane o sedewakatnyzm). Kończyło się to wyrzucaniem ludzi z kościołów i kaplic FSSPX, odmawianiem sakramentów i Komunii św., nie udzielaniem rozgrzeszenia, oczernianiem i obmawianiem za plecami, albo publicznym piętnowaniem w kazaniach i tekstach..
Znam osobiście bardzo wiele osób, których takie rzeczy spotkały, a które współpracowały z bractwem czasami od samego początku, przez wiele lat, poświęcając przy tym wiele swojego czasu, wysiłku i często również środków finansowych, aby wspomóc działalność bractwa. Księdza Stehlina to nigdy nie interesowało, on chciał żeby wszyscy byli mu ślepo posłuszni, jeśli było inaczej, to dla takiej osoby nie było już miejsca w fsspx. Oczywiście sytuacje, w których ktoś był bezpośrednio wyrzucany z kościoła lub kaplicy, zdarzały się stosunkowo rzadko, w porównaniu do takich, w których osoby zaangażowane, były po prostu całkowicie lekceważone bądź oczerniane za plecami, tak że w efekcie same odchodziły.
Kto wie, ten wie, na jakie rzeczy pozwalał sobie tutaj x. KS. Często nie miał żadnych hamulców, aby zrealizować swoje cele. Wykorzystywał naiwność i dobroczynność polskich wiernych, aby za ich pieniądze stawiać kolejne przeoraty, kościoły, kaplice i szkoły. Jednocześnie jeździł po całym świecie, i żebrał, narzekając jaka to w Polsce jest bieda i jak mało ma pieniędzy. Część środków przez niego uzyskanych najprawdopodobniej nie była w pełni znana nawet przez Metzingen, dlatego teraz wysyłają oni tu ks. Webera, speca od finansów, aby uporządkować sprawy majątkowe bractwa w Polsce.
Cała ta działalność, biorąc pod uwagę ogół ostatnich prawie 20 lat, patrząc na to z boku, dość obiektywnie, przypomina nam jako żywo działalność Krzyżaków na ziemiach Polskich w XIII, XIV i XV wieku. Tak własnie skwintował to pewien starszy człowiek, niezwiązany w ogóle z ruchem Tradycji, kiedy (będąc jeszcze wtedy wiernym fsspx, i opowiadając tą historię dość subiektywnie, z punktu widzenia bractwa) opowiedziałem mu o przejęciu przez bractwo szkoły w podwarszawskim Józefowie. Krzyżackie metody! Taką usłyszałem odpowiedź... Wtedy zaprotestowałem, dziś po ponad dwóch latach, muszę przyznać że to prawda... Patrząc na to wszystko, mimowolnie nasuwa mi się zdanie z Sienkiewiczowskiej Trylogii, z "Potopu", które wypowiedział Pan Zagłoba...
Pozostaje mi jedynie współczuć biednym Azjatom, tego co czeka ich przez najbliższe kilka, a może i kilkanaście lat...
Znam osobiście bardzo wiele osób, których takie rzeczy spotkały, a które współpracowały z bractwem czasami od samego początku, przez wiele lat, poświęcając przy tym wiele swojego czasu, wysiłku i często również środków finansowych, aby wspomóc działalność bractwa. Księdza Stehlina to nigdy nie interesowało, on chciał żeby wszyscy byli mu ślepo posłuszni, jeśli było inaczej, to dla takiej osoby nie było już miejsca w fsspx. Oczywiście sytuacje, w których ktoś był bezpośrednio wyrzucany z kościoła lub kaplicy, zdarzały się stosunkowo rzadko, w porównaniu do takich, w których osoby zaangażowane, były po prostu całkowicie lekceważone bądź oczerniane za plecami, tak że w efekcie same odchodziły.
Kto wie, ten wie, na jakie rzeczy pozwalał sobie tutaj x. KS. Często nie miał żadnych hamulców, aby zrealizować swoje cele. Wykorzystywał naiwność i dobroczynność polskich wiernych, aby za ich pieniądze stawiać kolejne przeoraty, kościoły, kaplice i szkoły. Jednocześnie jeździł po całym świecie, i żebrał, narzekając jaka to w Polsce jest bieda i jak mało ma pieniędzy. Część środków przez niego uzyskanych najprawdopodobniej nie była w pełni znana nawet przez Metzingen, dlatego teraz wysyłają oni tu ks. Webera, speca od finansów, aby uporządkować sprawy majątkowe bractwa w Polsce.
Cała ta działalność, biorąc pod uwagę ogół ostatnich prawie 20 lat, patrząc na to z boku, dość obiektywnie, przypomina nam jako żywo działalność Krzyżaków na ziemiach Polskich w XIII, XIV i XV wieku. Tak własnie skwintował to pewien starszy człowiek, niezwiązany w ogóle z ruchem Tradycji, kiedy (będąc jeszcze wtedy wiernym fsspx, i opowiadając tą historię dość subiektywnie, z punktu widzenia bractwa) opowiedziałem mu o przejęciu przez bractwo szkoły w podwarszawskim Józefowie. Krzyżackie metody! Taką usłyszałem odpowiedź... Wtedy zaprotestowałem, dziś po ponad dwóch latach, muszę przyznać że to prawda... Patrząc na to wszystko, mimowolnie nasuwa mi się zdanie z Sienkiewiczowskiej Trylogii, z "Potopu", które wypowiedział Pan Zagłoba...
Pozostaje mi jedynie współczuć biednym Azjatom, tego co czeka ich przez najbliższe kilka, a może i kilkanaście lat...
Michał Mikłaszewski