Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Michał Mikłaszewski: Kilka słów na kolejną rocznicę... Wolna Polska - marzenie, czy rzeczywistość? O co walczymy?

Takie granice mogła by mieć Polska (w federacji z Czechosłowacją),
gdyby rzeczywiście znalazła się w obozie zwycięzców po II WŚ.

Powyższa mapa idealnie odwzorowuje co by było, gdyby idea geopolityczna Rządu RP w Londynie oraz Władysława Sikorskiego (co ciekawe nawet przez jakiś czas wspierana przez UK) weszła w życie... Tak mogło by być, ale niestety nie było (co nie oznacza przecież, że nie może być w przyszłości). Co ważne, mogło by do tego dojść gdyby nie Jałta - IV (lub wg. niektórych V) rozbiór Polski (Pakt Ribbentrop-Mołotow niektórzy nazywają IV rozbiorem, jednak był to niejawny dokument, niezaakceptowany przez inne mocarstwa światowe, który doprowadził do wybuchu wojny światowej, Jałta zaś była oficjalnym aktem międzynarodowym kończącym wojnę, uznanym przez większość państw świata, dlatego tu bardziej pasuje określenie "rozbiór". Tak więc to Jałta powinna być określana mianem IV rozbioru). Jutro obchodzimy rocznicę rozpoczęcia II wojny światowej, która dla nas Polaków nie skończyła się do tej pory. Skończyły się tylko działania zbrojne, ale nie skończyła się okupacja naszej Ojczyzny. 1 września 1939 r. zaatakowali nas Niemcy, a 17 września Sowieci, przy całkowitej obojętności i zdradzie ze strony alianckich "sojuszników" - Francji i Wielkiej Brytanii. Jedna okupacja zakończyła się ok roku 1944, ustępując drugiej okupacji (gorszej od tej pierwszej, bo zabijającej nie tylko ciało, ale i duszę Narodu), która trwała aż do roku 1989, kiedy ustąpiła (a raczej przekształciła się) kolejnej, euro-atlantyckiej, która trwa do dziś (która z tych dwóch ostatnich jest gorszą, to akurat ciężko jednoznacznie stwierdzić, obie powodują demoralizację i całkowitą degrengoladę Narodu Polskiego, obie nas zniewalają, upadlają i tworzą z nas bezmózgą masę podludzi, pozbawionych prawdziwie polskiej i katolickiej duszy, nie będących już właściwie Narodem a raczej szarą masą, "społeczeństwem" bez wyrazu i bez tożsamości). Dlatego każdy kto dziś sugeruje, że Jałta była czymś pozytywnym, że ma jakiekolwiek dobre strony, że pojałtańskie "granice" są dla nas "optymalne i korzystane" i należy pogodzić się z obecną rzeczywistością (braku niepodległości i odcięcia od Ojczyzny połowy naszych, rdzennie polskich ziem na wschodzie), jest zwykłym zdrajcą i wrogiem Ojczyzny. Każdy kto uważa, że Polska w 1945 roku znalazła się w obozie zwycięzców, jest zwykłym ignorantem i pożytecznym idiotą, nie mającym pojęcia o historii. Czy państwo będące w obozie zwycięzców traci ponad połowę swego przedwojennego terytorium, ludność jest siłą przesiedlana na obce ziemie, a w okupowanym przez obcą armię kraju zostaje zainstalowany marionetkowy, niesuwerenny, całkowicie zależny od obcego mocarstwa "rząd"? To są pytania retoryczne.


Należy oczywiście jasno podkreślić, że polityka polskiego Rządu przed wybuchem II wojny światowej była błędna, nieodpowiedzialna i ostatecznie doprowadziła do tragedii. W 1938 r. wydawało się, że sanacja przyjęła dobry kierunek, zajmując Zaolzie i kilka wiosek i dolin Tatrzańskich na Podhalu, Orawie i Spiszu (co wcale nie kolidowało by w przyszłości ze zrealizowaniem planu stworzenie federacji z tymi państwami, w obliczu wspólnych zagrożeń, i realizacji wspólnych celów, zwłaszcza Zaolzie było zamieszkiwane w większości przez Polaków, i odzyskaliśmy po prostu to, co Czesi nam zrabowali w 1920 r., kiedy byliśmy zajęci wojną z bolszewikami). 

W 1939 r. należało przyjąć tą samą strategię, i wejść do obozu państw Europy Środkowej, razem z Węgrami, Rumunią, Włochami, Słowacją etc., nie z powodu miłości do Hitlera i nazizmu, ale z miłości do Polski, z poczucia odpowiedzialności i realizmu. Realizm polityczny nakazywał w 1939 r. iść wspólnie z Niemcami na bolszewików. Uniknęlibyśmy wówczas masakry jaka spotkała nas w 1939 r., zniszczonych miast, mordowanej ludności cywilnej, profesorów i uczonych, bolszewickiej agresji 17 września, okupacji niemiecko-bolszewickiej, uniknęlibyśmy zarówno Auschwitz jak i Katynia, polska inteligencja nie została by wyrznięta, nie usunięto by z polskiego krajobrazu dworów szlacheckich, prawdziwej ostoi polskości, nie okradziono by polskiej szlachty, mieszczan, a zwłaszcza Kościoła Świętego z ich majątków i posiadłości ziemskich, za to pozbylibyśmy się z Polski (i to nie naszymi rękami) "polskich" komunistów, anarchistów i nastawionych antypolsko Żydów, czyli elementu najbardziej destrukcyjnego dla naszego Narodu.

piątek, 28 sierpnia 2020

Św. Augustyn: O wrogach imienia Chrystusowego, którym barbarbarzyńcy przy burzeniu miasta Rzymu darowali życie dla Chrystusa.

Księga I 

Rozdział I

O wrogach imienia Chrystusowego, którym barbarbarzyńcy przy burzeniu miasta Rzymu darowali życie dla Chrystusa.

ksPiotr 🇵🇱 בטוויטר: "Św. #Augustyn "Niespokojne jest #serce człowieka,  dopóki nie spocznie w Bogu" Warto rozważyć: o św. #Augustyn.ie i św. Edycie  #Stein https://t.co/oVZBskaERL Obraz: #Bartolome #Esteban #Murillo…  https://t.co/GwzdXLuizm"

 To właśnie państwo ziemskie dostarcza nieprzyjaciół, przeciwko którym bronić mamy Państwa Bożego, chociaż wielu spośród tych nieprzyjaciół, poznawszy błąd bezbożności swojej, staje się wcale godnymi obywatelami Państwa Bożego. Ale wielu pała też bardzo gwałtownym ogniem nienawiści a ci zbyt są niewdzięczni swemu odkupicielowi za jawne od niego dobrodziejstwa, gdyż dzisiaj ani by przeciw Państwu Bożemu językiem ruszyć nie mogli, gdyby nie to, że uchodząc przed mieczem nieprzyjacielskim do miejsc temuż Zbawicielowi poświęconych, tam zachowali życie swoje, którym się tak chełpią. Bo czyż nie są nieprzyjaciółmi imienia Chrystusowego i owi Rzymianie, którym barbarzyńcy dla imienia Chrystusowego życie oszczędzili? Świadczą o tym miejsca uświęcone śmiercią męczenników oraz bazyliki Apostołów, które podczas owego spustoszenia miasta  przyjęły w swe łono i swoich, i obcych. Aż do progów tych świątyń srożył się okrutny najeźdźca; tu była miedza, gdzie się kończył szał srogiego mordowania ludzi; tu przyprowadzali litościwsi nieprzyjaciele tych, którym nawet poza tymi miejscami życie oszczędzono, aby nie wpadli w ręce mniej litościwych spośród nieprzyjaciół. Bo nawet ci, co gdzieś indziej zawzięci byli i srodzy, jako zwykle nieprzyjaciele bywają, gdy dotarli do tych miejsc, gdzie nie wolno było czynić tego, co w innych miejscach prawem wojny czyniono, wnet powściągali w sobie dziką żądzę zabijania ludzi i wnet się w nich załamywała chciwość zdobycia jeńców. W ten sposób wielu cało uszło, którzy teraz uwłaczają czasom chrześcijaństwa, przypisując Chrystusowi nieszczęścia, co miasto owo nawiedziły; ale doznanego przez się dobrodziejstwa, że żyją, zawdzięczając to czci Chrystusowej, nie przypisują naszemu Chrystusowi, lecz losowi swemu. Tymczasem gdyby dobrze rzecz rozumieli, powinni by raczej wszystkie te przykrości i wstręty od wroga poniesione przypisać owej Opatrzności Bożej, co często zepsute obyczaje ludzi przez wojnę naprawia i niszczy i za pomocą takiej chłosty zaprawia ludzi do życia uczciwego i chwalebnego, a tak wypróbowanych bądź przenosi do lepszego życia, bądź tu jeszcze na ziemi zostawia dla innych dobrych celów. Natomiast ten objaw, że czyniący rzeź barbarzyńcy wbrew zwyczajom wojny oszczędzili im życie bądź to w jakimkolwiek miejscu dla imienia Chrystusowego, bądź w miejscach imieniu Chrystusa poświęconych, a przestronnych, bo z pobudki wielkiego miłosierdzia na to wybranych, by jak największą liczbę ludzi pomieścić mogły - ten objaw przypisać chrześcijaństwu powinni, za to Bogu dziękować, za to ku Jego imieniu garnąć się powinni, aby uniknąć kar ognia wieczystego; ku temu imieniu, do którego wielu z nich kłamliwie się przyznawało, by uniknąć doczesnej tylko zguby. Bo pomiędzy tymi, co dziś w oczach wszystkich bezwstydnie a zuchwale urągają sługom Chrystusowym, jest bardzo wielu takich, co by nie uszli zagłady owej i klęski, gdyby się nie byli kłamliwie podawali za sługi Chrystusowe. A teraz w niewdzięcznej pysze swej i bezbożnej głupocie wrogo i zawzięcie występują przeciw imieniu Jego, by być skazani na karę ciemności wiecznych, choć do tego imienia uciekali się wtedy, przyznając się doń usty nawet kłamliwymi, aby nie być pozbawionymi tylko doczesnego świata.

Państwo Boże, str.21-22

środa, 26 sierpnia 2020

Święto Najświętszej Maryi Panny Jasnogórskiej.


26 sierpnia

W Polsce

Święto Najświętszej Maryi Panny Jasnogórskiej - Częstochowskiej (Święto rytu zdwojonego (duplex) II klasy)

Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką,
Polski Tyś Królową i najlepszą Matką.
Spójrz na polskie domy, na miasta i wioski.
Niech z miłości Twojej słynie naród polski.

Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką,
Polski Tyś Królową i najlepszą Matką.
Weź w opiekę młodzież i niewinne dziatki,
By się nie wyrzekły swej niebieskiej Matki.

Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką,
Polski Tyś Królową i najlepszą Matką.
Niech i Kościół święty, dzieło Twego Syna,
U Bożego tronu wspiera Twa przyczyna.

Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką,
Polski Tyś Królową i najlepszą Matką.
Pomocników rzesze racz powołać, Pani.
Niech w służbie Kościoła będą Ci oddani.

Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką,
Polski Tyś Królową i najlepszą Matką.


Jasnogórska Królowo Polski - módl się za nami!

sobota, 22 sierpnia 2020

Czy rozumiemy wielkość daru, jaki otrzymujemy z dobroci Bożej?

Czy rozumiemy wielkość daru, jaki otrzymujemy z dobroci Bożej?

Najdroższą istotą dla każdego człowieka jest matka.

Prawda ta została wielokrotnie potwierdzona przykładami, 
wziętymi z życia. Widziano nieraz ludzi, tak nisko upadłych, że już nie było dla nich żadnej świętości, ani niczego, co byłoby zdolnym wywrzeć na nich jakikolwiek wpływ.

Jednakowoż widok matki, jakaś po niej pamiątka, lub samo 
jej wspomnienie wystarczało, aby tych ludzi, zeszłych już prawie do rzędu zwierząt, poruszyć i obudzić w nich uczucia najszlachetniejsze.

Z Ewangelii św. wiemy, jak Pan Jezus za życia czcił i miłował Swoją Matkę. Była Mu najdroższą istotą na ziemi. 

A i teraz w niebie Maryja, Pośredniczka wszystkich łask, jest nam dowodem, że Jezus nie potrafi Swojej Matce niczego odmówić.

Czyż obdarzając nas Jej Sercem Niepokalanym, nie daje 
nam tym samym dowodu najpewniejszego Swojej ku nam miłości?

Obraziliśmy Boga grzechami, może najcięższymi i najliczniejszymi, 
jakie kiedykolwiek ziemia oglądała. Nie uznaliśmy się dotychczas winnymi tak, jak jesteśmy, raczej występowaliśmy z buntem, z zarzutami i z pretensjami do Pana Boga, czym zasłużyliśmy sobie od dawna na odrzucenie i na karę. Tymczasem nasz najlepszy Ojciec Niebieski wstrzymuje Swoją sprawiedliwość, by spróbować ostatniego środka, jakim jest ten objaw Jego największej a zarazem najczulszej ku nam miłości.

Złość ludzka przebrała miarę. Bóg leczy ją przebraniem niejako miary w Swojej miłości i miłosierdziu ku nam. Daje nam to, co ma najlepszego, najświętszego, najdroższego: Niepokalane Serce Swojej Najświętszej Matki! Zaprawdę Sam Bóg nie mógł się zdobyć na dar wspanialszy.

Niegdyś dał nam Ojciec Syna, by odkupił świat, a teraz Syn daje nam Matkę, by ocaliła świat. Bo Maryja jest przede wszystkim Matką Naszą o Sercu wybitnie matczynym, ta cecha jest na równi z Jego niepokalaną czystością.

Matka zaś, gdy chce krnąbrne dzieci doprowadzić do porządku, zabiera się do tego raczej miłością, aniżeli gniewem lub srogością. Pozyskując sobie zupełne ich zaufanie, doprowadza je powoli do uznania swojej winy, a wówczas pokuta i poprawa Stają się potrzebą ich serca. Oby i nas doprowadziło do tego nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi.

Oby poruszyło drzemiące, na dnie każdej polskiej duszy, 
struny wdzięczności względem Boga za Jego dobroć, miłość, opiekę, teraz, zwłaszcza podczas wojny.

Oby nas pobudziło do odwdzięczenia się czynem, który 
w obecnej chwili, nie będzie i nie może być niczem innym, jak pokutą, czyli zmianą życia i to w każdym stanie, bez wyjątku. Wszyscy potrzebujemy odrodzenia, gdyż gangrena zepsucia wcisnęła się wszędzie.

Umiejmy patrzeć i zrozumiejmy, że dla nas nigdzie i znikąd 
niema ani ratunku, ani pomocy. Nikt nam ręki nie poda, jedynie Bóg nam ją podaje. Czyż jej nie chwycimy ? Czyż wolimy marnie zginąć, byle trudu i gwałtu sobie nie zadać? Czyż aż tak dalece brak nam ducha? Chyba mamy dość dowodów, że rozum ludzki bez Boga prowadzi na manowce upadku, pod każdym względem.

Wszelkie systemy i najlepsze organizacje nie ostoją się, 
jeżeli nie będą oparte na Bogu i Jego prawie. Może nam się wydaje, że już za późno zapobiec złu, że ono zbyt wiele się rozpanoszyło, wciskając się we wszystkie komórki życia społecznego, jak jad trucizny, któremu nic oprzeć się nie zdoła. Ludzkie sposoby i wymysły rzeczywiście, nic nam już pomóc nie zdołają, to pewne, ale pozostał Bóg ze Swoją Wszechmocą i Miłosierdziem.

Nie łatwo nam się dzisiaj do Niego zwrócić po dawnemu, 
samorzutnie, jak dzieci słabe i bezradne do Najlepszego Ojca. Wszak chcieliśmy się obejść bez Niego, wszak usunęliśmy Boga i Jego prawo z życia społecznego, rodzinnego i osobistego.

Podobały nam się najnowsze zasady, które z człowieka 
czynią rodzaj bóstwa i wprowadzają życie ludzkie na zupełnie inne tory, na których najwyższa kultura i cywilizacja święcą największe triumfy, bo nareszcie udało im się wyzwolić z więzów, krępujących swobodę człowieka na każdym kroku. Tymi więzami, które zamieniły życie ludzkie w nieznośną niewolę, były przykazania boskie i kościelne.

Spójrzmy w oczy prawdzie i zapytajmy się z całą szczerością
: jakie są wyniki tej próby? Czy nie wykazała ona z przeraźliwym realizmem, że człowiek, pozostawiony sam sobie, nic nie potrafi? Mamy już chyba dosyć dowodów, przekonywujących nas, o konieczności z zawrócenia z obranej drogi. Próba zawiodła w całej pełni. Nie szukajmy już na ziemi środków zaradzeniu złu, bo ich nie znajdziemy. Uznajmy z całą prawdą, a zarazem pokorą, że jedynie Bóg może nas wydobyć z tego położenia, po ludzku mówiąc, beznadziejnego.

Tymczasem Bóg nie tylko może, ale chce nam przyjść z pomocą. Czyż będziemy tak ślepi i ograniczeni, że tej pomocy nie przyjmiemy, że z niej nje skorzystamy, że ją odrzucimy? Jeżeli zdajemy sobie sprawę, co otrzymujemy, jak wielki dar jest nam przez Opatrzność Bożą ofiarowany nie tylko, że go nie zlekceważymy, ale obawiać się będziemy, by go nam Bóg nie odebrał. Dlatego zrobimy wszystko, co leży tylko w naszej mocy, by się uzdolnić do przyjęcia tego niesłychanego, niezmierzonego i nieskończonego dobrodziejstwa Bożego.

Ono ma zaspokoić wszystkie pragnienia i łaknienia i głód 
naszych dusz za odrodzeniem, za pokojem, za ładem, za pewnym porządkiem społecznym. Niepokalane Serce Maryi ma nas tym wszystkim obdarzyć, gdyż w tym celu Bóg daje Je światu.

W nim, a raczej, Ono, lekarstwem na wszystkie nasze bolączki; 
karnością, która wprowadza unormowanie stosunków społecznych, przez powrót do zdrowia moralnego każdej poszczególnej jednostki, zapewnieniem naszego szczęścia, przez świadectwo dobrego sumienia, tutaj i w wieczności. Jeżeli rozważymy wielkość dobra, jakie nam przynosi nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi, nie zawahamy się, ani na chwilę, by je przyjąć spełnieniem wszystkich warunków, żądanych przez Matkę Najświętszą w Fatimie.

Czy zastanawialiśmy się nad tem, jak ten dar jest zastosowany do potrzeb obecnej chwili?

Kult Niepokalanego Serca Maryi, to nie nabożeństwo jak każde inne, to coś głębszego, sięgającego dna duszy ludzkiej. Ono ma być źródłem odrodzenia. W jaki sposób ? Jaka jest największa obecnie bolączka rodzaju ludzkiego? Aby móc odpowiedzieć na pierwsze pytanie, musimy najpierw dać odpowiedź na drugie.

Największą bolączką naszą obecną, która jest przeważnie 
źródłem wszystkich innych, to zmysłowość. Nie potrzeba wyliczać jej objawów, aż zbyt dobrze je znamy, aż nadto dały się nam one we znaki. Ta zmysłowość dzisiejsza, odmienna od dawnej, bardziej wyrafinowana i usiłująca ukryć się, co prawda niezgrabnie, pod pozorami ujęcia czystości w ten sposób, że się w niczym nie widzi nieczystości, czyli nie nazywa się rzeczy po imieniu, stała się rodzajem trądu, zarazy, wciskającej się wszędzie, nie oszczędzającej nikogo.

Wskutek tego dusza dzisiejszego człowieka jak gdyby zstępiała, w dziedzinie skromności Straciła jej poczucie i nie zna już granic w tym, co wypada lub nie wypada

Musimy z bólem przyznać, że w tym wypadku kobieta odgrywa bardzo smutną rolę, przez hołdowanie nieszczęsnej modzie, względem której jest jak niewolnica, w stosunku do królowej. Byłoby to śmiesznym, gdyby nie było niesłychanie bolesnym. Jakże smutnym jest fakt, iż na tyle milionów niewiast na całej kuli ziemskiej, nie znalazły się takie, któreby zaoponowały i postawiły sprzeciw wymaganiom mody, obrażającym skromność chrześcijańską.

Jakież ślepe posłuszeństwo dla wszelkich rozkazów tej władczyni, która wzięła nieomal wszystkie, z małymi wyjątkami, niewiasty, na całym świecie, pod berło swojego panowania A przecież wiemy, jak się to odbywa, jaki dwór ta królowa posiada i kto do niego należy. Jakie to poniżające dla katoliczek, które na rozkaz, wydany stamtąd, zaprzedają duszę i ciało modzie i ubierają się wprost nieprzyzwoicie, li tylko dlatego, że taki rozkaz, rozporządzenie, nie licząc się pod tym względem z żadnym prawem, ani boskim, ani kościelnym.

Przez modę wciska się gangrena do rodziny i dzisiaj widzimy 
wszyscy, jak straszne spustoszenia tam wyrządziła. Spójrzmy dookoła, jak nieliczne są prawdziwe, w całym tego słowa znaczeniu, rodziny katolickie. Z tej boskiej instytucji, opartej na sakramencie, zrobiła się karykatura. Stamtąd płyną grzechy najbardziej poniżające, upadlające godność ludzką i które tak straszliwie Boga obrażają. One wystarczą, by ściągać na świat największe kary zagniewanej sprawiedliwości Boskiej i powstrzymać oraz tamować wszelkie usiłowania jednostek, by powrócić do tego co powinno być.

Tutaj musi nastąpić zmiana masowa. Jeżeli Polska ma zawrócić z drogi, po której idzie i wejść na inną prawdziwą, prowadzącą do Boga, do niewiast należy rozpocząć ten zwrot. Jak niegdyś Ewa w raju była powodem grzechu pierworodnego, tak druga Ewa, Matka Najświętsza sprowadziła na świat Odkupiciela. Dzisiaj rodzaj ludzki potrzebuje ocalenia, bo zalewa go potop zmysłowości, gorszy od pierwszego potopu, bo niosący ze sobą śmierć duszy oraz wszelkiemu życiu nadprzyrodzonemu. Ta, Która niegdyś przyniosła nam ’odkupienie, przychodzi teraz nas ratować. Pragnie zalać ziemię Swoją czystością niepokalaną. Obiecuje swoją pomoc szczególną tym wszystkim, którzy będą Ją czcić odmawianiem Różańca i rozpoczną inne życie, a za dawne będą pokutować. Niepokalane Serce Maryi przemieni ich serca tak, że łuski spadną z ich oczu, poznają w całej prawdzie, jak daleko odeszli od prawdy i jak bardzo ugrzęźli w tym błocie, które ich sprowadza do rzędu zwierząt.

Matka Najświętsza nie tylko oświeci, ale i wyzwoli biedne dusze z tych strasznych pęt i kajdan, dając im łaskę do powstania z grzechów i do poprawy. Pan Bóg w tym okazuje nam Swoje zmiłowanie, że Niepokalanemu Sercu Swojej Matki powierza dzisiejszy świat, tym samym pomoc Jej staje się wyjątkowo skuteczna, jako wypływająca z pewnego Boskiego posłannictwa

Niepokalane Serce Maryi zbawi świat,  str. 6-10

czwartek, 20 sierpnia 2020

Św. Bernard: O szukaniu mądrości

Saint Bernard of Clairvaux – Vultus Christi

1. Co robimy na tym świecie; o bracia, albo raczej co zrobimy z tym światem? Jeśli chcemy być wybawieni od tego świata, pełnego nieprawości; czemuż się jeszcze nie zaprzątamy? Jeśli wyjść zeń chcemy, dla czegoż z trudem wleczemy za sobą kajdany jego? Dajmy, że one są złote: lecz stokroć lepiej nas, bez nich być wolnymi; aniżeli przez nie, w niewoli tego świata zostawać. Nie zważajmy na ich cenę, lecz na przeszkodę, którą nam czynią; ażebyśmy prócz samych warunków bytu naszego, który bez tego dość jest uciążliwy; powabem żądzy nie byli znęceni do świata, i próżnymi troskami nie byli uwikłani w jego sieci. Cóż bowiem czyni ten co w więzach zostaje? ale jak można pytać co czyni; gdy ludziom narzucają więzy nie dla tego, żeby coś czynili, ale żeby cierpieli: więzy przeszkodą są do działania, pomocą do męczenia. A jednak czynić pokutę: powyższe zaś więzy zdają się służyć raczej do cierpienia, niżeli do czynności. Pomimo to, powinniśmy mieć tutaj coś do czynienia; nie z tym światem, ale na tym świecie. Bo gdy czytamy, że Adam od początku postawiony był w sadzie rozkoszy, aby go sprawował: któż ze zdrowo myślących może przypuścić, żeby synowie jego pomieszczeni byli na tym padole na to, żeby nic nie robili? Czyńmy więc, ale nie pokarm, który ginie: czyńmy dzieło zbawienia naszego. Pracujmy w winnicy pańskiej, ażebyśmy otrzymali pieniądz za naszą dzienną robotę. Pracujmy w mądrości, która mówi: którzy się mną sprawują, nie zgrzeszą. Świat jest polem, powiada Prawda. Kopmy to pole, bo w niem skarb jest ukryty; trzeba nam go wydobyć. Skarb ten jest samą mądrością, która się zdobywa z ukrycia. Wszyscy go szukamy, wszyscy pożądamy.

 2. Ale darmo szuka ten, który w łożu swoim szuka; gdyż nie w ziemi rozkosznie żyjących skarb ten się znajduje. To łóżko: a ty na niem, chcesz olbrzyma znaleźć. To twoje; a ty chcesz znaleźć na nim tego, który się zwykł tułać po kątach. Chcieli szukać, powiada Prorok, szukajcie: nawróćcie się; a przyjdźcie. Chcesz wiedzieć skąd masz przyjść? od łóżka twego. Skąd się nawrócić? Od chęci twojej, powiedziano, powściągaj się. A jeśli w chęci mojej, powiesz, nie znajduję mądrości, gdzież ją znajdę? Bo mocno pożąda jej dusza moja: a jeśli ją znajdę, nie przestanę na tym: ale nie pierwej zadowolony będę, aż nim miarę dobrą, natłoczoną i opływającą, dadzą na łono moje. Słusznej rzeczy pożądasz. Albowiem szczęśliwy człowiek, który znajduje mądrość, i obfituje w roztropność. Szukaj więc, a znajdziesz: wzywaj jej, bo niedaleko ciebie. Chcesz wiedzieć jak daleko? Oto: blisko jest słowo w uściech twoich, i w sercu twojem, powiada Apostoł; tylko szukaj jej prawem sercem. Wznieść twe serce: powstań z łoża twego, i słuchaj pilnie tego, który cię napomina; żebyś podniósł w górę twe serce. A tak sercem znajdziesz mądrość; ustami w roztropność obfitować będziesz: staraj się tylko obfitować, ale nie szafować nią, lub z ust swych wyrzucać.

 3. Albowiem miód znalazłeś, gdy znalazłeś mądrość: tylko miodu tego jedz wiele, ażebyś przesycony, nie wyrzucił go z ust swoich. Jedz tak, abyś zawsze łaknął; gdyż ona sama powiada: którzyby mię jedli. bardziej łaknąć będą. Nie wynoś się z tego, że posiadasz wiele; ani też nasycaj się do zbytku; ażebyś nie wyrzucił: i żeby to, co zdajesz się posiadać, nie było odjęte od ciebie; gdy przedwcześnie zaprzestaniesz starać się o więcej. Albowiem dopóki można ją znaleźć, dopóki blisko nas jest; potrzeba jej szukać, i wzywać. Bo inaczej jako jeść wiele miodu, nie jest rzecz doba; jak powiada tenże Salomon; tak ten, kto nadto pilnie dośledza dróg pańskich, upadnie pod ogromem chwały. Po cóż ty Piłacie pytasz na osobności Pana, ażeby ci szepnął na ucho, co jest Prawda? Za wiele to dla ciebie: nie daje się psu świętego, ani perły wieprzowi. Proś raczej o zasmakowanie w wierze: nasycenia rozumu jeszcze żądać nie możesz. Słusznie, bracia moi, odepchniętym został; bo się zuchwale wspinał do rzeczy wyższych, i przechodzących pojęcie jego: a nie otrzymawszy odpowiedzi, wyszedł do Żydów.

 4. Przeto szukajmy mądrości w sercu; a mądrości, która jest z wiary, jako Apostoł powiada: aby każdy więcej nie rozumiał, niżeli potrzeba rozumieć: ale żeby rozumiał wedle wierności. Wedle mierności zaś rozumienie zależy na żalu za grzechy przeszłe, na pogardzie dóbr doczesnych, na pożądaniu nagrody w przyszłości. Znalazłeś już mądrość, gdy opłakujesz grzechy przeszłe, gdy lekceważysz sobie dobra tego świata, gdy całym sercem pożądasz szczęśliwości wiecznej. Znalazłeś mądrość, jeśli wspomnione przedmioty, wedle wartości ich oceniasz: to jest, jeśli pierwszemi się brzydzisz i uciekasz nich: jeśli drugie za wątłe i przemijające poczytujesz; ostatnich zaś, jako dóbr doskonałych, całym sercem pożądasz; i w głębi twej duszy napawasz się ich słodyczą. To właśnie jest skromna mądrość, która nie zwykła być z ust wyrzucaną; i w której zimno bojaźni z rozpamiętywania grzechów, i gorąco miłości z pożądania obietnic pańskich, usuwa tę obojętność, jaka wynika z zatrudnień światowych: i wtedy, ani wyrzucisz mądrości, ani będziesz wyrzuconym od niej. Bo jako szczęśliwy człowiek, który znajduje mądrość; tak równie szczęśliwy mąż, a nawet stokroć szczęśliwszy, który trwa w mądrości: i to bez wątpienia znaczy obfitować w roztropności.

 5. Zaiste, we trzech rzeczach obfitujesz usty mądrością, czyli roztropnością: to jest, gdy usty czynisz wyznanie własnej nieprawości; gdy oddajesz dziękczynienie i pieśń chwały; gdy opowiadasz słowo, dla zbudowania innych. Albowiem sercem wierzono bywa ku sprawiedliwości, ale się usty wyznanie dzieje ku zbawieniu. Gdyż na początku mowy swojej sprawiedliwy oskarża samego siebie; później daje chwałę Panu: naostatek jeśli obfituje w mądrość, powinien się przyczyniać ku zbudowaniu bliźniego. Ażaliż obfitość mądrości zależy na działaniu? Bez wątpienia. Szukajmy więc, i w działaniu potrójnej obfitości; jak dawniej już od pewnego mędrca powiedziano: że mądrość na trzech rzeczach zawisła. Sądzę tedy, że co się tyczy działania, każdy z was obfituje w mądrość, który wstrzemięźliwie, cierpliwie i posłusznie żyje; tak, ażeby wierne posłuszeństwo własną wolę poskramiało; pokorna wstrzemięźliwość, żeby cielesną i świecką rozkosz wykorzeniała; pogodna cierpliwość, żeby cielesne i świeckie przykrości równie mężnie znosiła.

Pisma św. Bernarda (1850 rok, Wilno), str. 205-209

środa, 19 sierpnia 2020

O "katolickich" endekokomuchach słów kilka.

Wiek XVI jest nazywany złotym wiekiem dziejów Polski. W połowie tego wieku państwo polsko-litewskie obejmowało prawie 1 mln km² powierzchni i miało ok. 11 milionów mieszkańców, będąc jednym z największych (obok Rosji oraz Imperium Osmańskiego) państw Europy, potęgą polityczną, militarną i ekonomiczną. Rozwijało się także rzemiosło i handel, wzrastała liczba i wielkość miast.

Pewna strona internetowa, podająca się za katolicką (kiedyś być może rzeczywiście taką była, gdy zajmowała się wyłącznie duchowością, pobożnością, teologią etc.) zaczęła w ostatnim czasie (w ciągu kilku ostatnich miesięcy) angażować się również w sprawy polityczne i historyczne. Samo w sobie nie jest to jeszcze nic złego, gdyż nie powinno się, ba, nie można oddzielać religii od polityki etc. Na naszej stronie również pojawiają się teksty polityczne, historyczne, ideologiczne itp. Gorzej jednak gdy w ten sposób występuje się wyłącznie przeciwko innym katolikom, atakując ich, i zaczyna się w ten sposób kompromitować katolicyzm. Lepiej było by dla niektórych, gdyby na pewne tematy po prostu się nie wypowiadali... 

Otóż osoba/osoby prowadzące tamtą stronę, wzięły sobie za punkt honoru krytykować wszystko (lub prawie wszystko) co jest publikowane na naszej stronie, próbując narzucić nam w różnych sprawach swój punkt widzenia. Zaczęło się od wiadomości e-mail wysyłanych na adres naszej redakcji, później pojawiały się różne złośliwe komentarze, a teraz już są pisane artykuły na nasz temat. Przypomina to nam dokładnie sytuacje sprzed dwóch lat, gdy to samo robił niejaki Łukasz Paczuski. Przy okazji warto nadmienić, że osoba która obecnie nas atakuje, jest byłym współpracownikiem pana Paczuskiego. To wiele nam wyjaśnia, jak widać u niektórych osób pewne nawyki pozostają... Miejmy tylko nadzieję, że za plecami tej osoby nie stoi bezpośrednio sam Paczuski, lub ktoś z jego bezpośredniego otoczenia.

Nie zamierzam w tym miejscu robić reklamy tej osobie i owej stronie internetowej, nie zamieszczę więc (póki co) żadnych linków, screenów ani odnośników. Każdy może poszukać, lub domyślić się sam. W niedawnym tekście na tej stronie zostałem jednak niejako "wywołany do tablicy" (a raczej personalnie zaatakowany), więc po krótce odpowiem na stawiane mi "zarzuty". Autor stawia "wniosek" że Polska Jagiellońska to nie ideał ("w przeciwieństwie do Polski Piastów"), gdyż "zbytnio kierowała się na wschód". Oczywiście jest to bzdura, czysto komunistyczna propaganda, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. Czyżby Piastowie nie kierowali się na wschód? Czy król Bolesław Chrobry nie zdobył dla Polski Grodów Czerwieńskich (z Przemyślem i Lwowem)? Czy nie wyprawił się na Kijów? 

wtorek, 18 sierpnia 2020

X. Benedykt Hughes CMRI: Korzenie problemów: Vigano dotyka źródła posoborowych błędów.


Korzenie problemów:

Vigano dotyka źródła posoborowych błędów

KS. BENEDICT HUGHES CMRI

Redaktor "The Reign of Mary"

––––––––

     Czytelnicy "The Reign of Mary" dobrze znają nasz pogląd na Vaticanum II – a mianowicie, że był to heretycki sobór, który dał początek nowej religii. W szczególności, wskazaliśmy konkretne błędy w jego dekretach. (Zob. np. "The Reign of Mary", nr 148). Kongregacja Królowej Maryi Niepokalanej, która wydaje to czasopismo, zawsze podkreślała, że Vaticanum II był heretycki i należy go całkowicie odrzucić jako "zbójecki sobór".

     Bez wątpienia zdajecie sobie również sprawę z faktu, że konserwatywni apologeci soborowego kościoła, zauważając herezje i świętokradztwa, które miały miejsce w ciągu ostatnich 50 lat w imię Vaticanum II, starali się zawsze przekonywać, iż te obrzydliwości to tylko i wyłącznie rezultat liberalnej "interpretacji" dokumentów Vaticanum II. Innymi słowy, upierają się, że same dokumenty są całkowicie ortodoksyjne, nawet jeśli są niejednoznaczne.


     Jednym z takich apologetów Vaticanum II był nie kto inny jak Joseph Ratzinger. Jako młody kapłan był teologiem na soborze i pomagał w sporządzaniu dokumentów. Później, jako Benedykt XVI, często bronił tych dokumentów, twierdząc, że tak naprawdę nie ma sprzeczności między nimi a wcześniejszym nauczaniem Kościoła i aby bronić tego przekonania wymyślił pojęcie "hermeneutyka ciągłości". W swoim ostatnim przemówieniu do duchowieństwa Rzymu – zanim ustąpił ze stanowiska "papieża" – w żałosny sposób zrzucił winę na media, którym zarzucił szerzenie fałszywej interpretacji Vaticanum II.

      Śladami ks. Josepha Ratzingera poszli liczni pisarze R&R (Recognize and Resist – uznawać i sprzeciwiać się), którzy potępiają nadużycia po Vaticanum II, ale wciąż twierdzą, że był to prawdziwy sobór Kościoła katolickiego i że fałszywi papieże soborowego kościoła są prawdziwymi papieżami, pomimo tego, że propagowali błędy. Dlatego miłym zaskoczeniem było przeczytanie, że "arcybiskup" Carlo Maria Vigano wystąpił niedawno z oświadczeniem kwestionującym ortodoksję dekretów Vaticanum II. Jest to pierwszy znany mi przypadek, w którym członek soborowej hierarchii zakwestionował legalność samego "soboru".

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Michał Mikłaszewski: Zew wolności, pod znakiem Pogoni. Kilka słów o wydarzeniach na Białorusi.

Biało-czerwono-biała flaga i herb Pogoni były symbolami narodowymi
powstałej w 1918 roku Białoruskiej Republiki Ludowej. Zostały one ponownie
 przywrócone w 1991 r. W 1995 r. prezydent Łukaszenka doprowadził do
przywrócenia symboliki bezpośrednio kopiującej wzory sowieckie.
Tydzień temu na Białorusi odbyły się tzw. "wybory prezydenckie". Była to oczywista farsa i kpina z ludzkiego rozumu, nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że wybory te były sfałszowane, w typowo komunistyczny sposób, a więc nawet bez żadnego udawania, że jest inaczej. Łukaszenka był tak pewny siebie, że przyznał sobie zwycięstwo na poziomie 80 % (żydostwo w Polsce przyznaje sobie max 51 %, co pokazały ostatnie "wybory prezydenckie" w Warszawie). Nie martwi mnie sam fakt "zamachu na demokrację", gdyż nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę demokratą w żadnym znaczeniu tego słowa. Głowa Państwa (nie ważne czy jest to Prezydent, Król, Naczelnik czy Wódz) nie może być wybierana w powszechnych, demokratycznych wyborach, ale na specjalnie określonych zasadach, przez wąskie, elitarne grono (np. przez Organizację Polityczną Narodu, lub przez szlachtę), lub (najlepiej) przez wyznaczenie poprzednika lub wprost, przez dziedziczenie. 

W przypadku Łukaszenki mogę więc powiedzieć, że nie przeszkadza mi to, że jest on dyktatorem. Przeszkadza mi natomiast to, że jest komunistą. Tego faktu absolutnie nie wolno akceptować nikomu, kto się uważa za katolika, gdyż Kościół katolicki zabrania pod groźbą ekskomuniki jakiejkolwiek współpracy z komunistami. Łukaszenka podobnie jak Putin (który był dawniej funkcjonariuszem KGB, a jak wiadomo z tego się od tak nie wychodzi...), jest człowiekiem wyrosłym w systemie komunistycznym, który stara się tenże system, w miarę możliwości, konserwować, czyli zachowywać i utrwalać. Jest to typowy przykład homo sovieticus, człowieka całkowicie wypaczonego ideologicznie i niereformowalnego. Z takimi ludźmi nie wolno dyskutować ani starać się o jakiekolwiek porozumienie, ich trzeba po prostu konsekwentnie zwalczać i likwidować. Białoruś nie odzyskała niepodległości po rozpadzie ZSRR, podobnie jak Polska. My znaleźliśmy się w demoliberalnej, zachodniej, atlantyckiej strefie wpływów, Białoruś zaś, zwłaszcza po zwycięstwie Łukaszenki w 1994 r., pozostała w strefie moskiewskiej - postsowieckiej. 

Czy któraś z tych dwóch była lepsza lub gorsza? Nie wiem, to osądzi historia. Żadna z nich nie była jednak dobra, jedna i druga ma plusy i minusy, jedną i drugą uznać można co najwyżej za "mniejsze zło". Żadna z nich nie oznacza odzyskania niepodległości i suwerenności. Osobiście dostrzegam u nas (w naszym Narodzie, a ściślej w środowisku konserwatywno-narodowo-prawicowym) dwie skrajne postawy, obydwie błędne i niebezpieczne. Jedna z nich to (reprezentowana zazwyczaj przez zwolenników PiS'u) postawa walki z wiatrakami, czyli z mityczną "komuną" w Polsce AD 2020, gdzie w rzeczywistości głównym wrogiem jest kapitalizm, masońska UE, USA, NATO etc., które jakoś dla tych środowisk nie stanowią problemu, lub jest to dla nich problem drugorzędny bądź marginalny. Z drugiej strony mamy środowisko endekokomuchów, którzy twierdzą, że za komuny było znacznie lepiej niż jest teraz, i chyba marzy im się powrót do roku 1970 (kiedy byli małymi dziećmi albo jeszcze nawet nie było ich na świecie) i stosunków politycznych właśnie takich, jakie widzimy obecnie na Białorusi. Obie te postawy uznaję za równie antypolskie, sprzeczne z naszym interesem narodowym, cywilizacją łacińską i polską tradycją ideowo-polityczną Ruchu Narodowego. 

niedziela, 16 sierpnia 2020

X. Rafał Trytek: Wniebowzięta Królowa Polski.


     W sobotę 15 sierpnia A.D. 2020, w Święto Wniebowzięcia N.M.P., obchodziliśmy setną rocznicę zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. W oratoriach: warszawskim i krakowskim, po uroczystych mszach świętych odśpiewaliśmy Te Deum wraz z modlitwą dziękczynną, przepisaną reskryptem Stolicy Apostolskiej dla Polski, a pomieszczonym w rytuale katowickim (1927). Kontynuując Dziękczynienie, dołączamy prośbę o uwolnienie Polski od nowego bolszewizmu, czyli ideologii LGBT, oraz modernizmu, które plugawią nasze świątynie - od zewnątrz i wewnątrz.

Boże błogosław Polsce!

ks. Rafał Trytek ICR

sobota, 15 sierpnia 2020

Abp. Józef Teodorowicz: O Ducha Narodu Polskiego.

X. ARCYBISKUP TEODOROWICZ

O DUCHA NARODU

POLSKIEGO

PRZEMÓWIENIE WYGŁOSZONE W ROSSOWIE
15 SIERPNIA 1927 ROKU

Konferencja naukowa poświęcona lwowskiemu arcybiskupowi Józefowi ...


 Kto nie pamięta tych strasznych przeżyć, które władały każdym w Polsce w przeddzień 15 sierpnia przed siedmiu laty?

 Czy oprze się Polska najazdowi bolszewickiemu, czy też m u ulegnie?

 Oto było niepokojące pytanie, z którem się wiązało zaraz drugie: O stanie się Polska, czy też nie ostanie? Bo każdy to rozumiał, że owładnięcie przez komunistów Warszawą, a przez Warszawę Polską i użycie Polski za pomost do opanowania świata, równało się wówczas niechybnej ruinie narodu.

Ale z wypadków, rozgrywających się pod Warszawą, niepodobna było wykrzesać chociażby słabego promienia nadziei.

 I pozostało już tylko jedynie., wejrzenie — wejrzenie ku niebu, i tam skierowane pytanie: Żalibyś, Boże! na to wskrzesił Polskę, ażeby ją znowu w rozbiciu pogrążyć i to stokroć gorszeni niźli pierwsze?

 I istotnie: analiza krytyczna szczegółów bitwy pod Warszawą była tylko potwierdzeniem i usprawiedliwieniem obaw i przeczuć najgorszych. Wybitny sprawozdawca komisji sejmowej, badając później szańce obronne pod Warszawą, nie taił się z tern w gronie swych przyjaciół, że pierwszy rozpęd nieprzyjaciela zdołałby je wszystkie zniszczyć i obalić. I niem a się czemu dziwić, ani też można oskarżać o niedbałość wodzów. Przygotowanie zarówno planów strategicznych, jak i obrony, było czynione w największym pośpiechu, wobec nieprzewidywanych następstw klęski rozbicia frontu polskiego. — A i co do oceny planów strategicznych były zdania bardzo podzielone. Pamiętam, kiedy w Paryżu odwiedziłem wysokiego oficera francuskiego, któremu przypisywano autorstwo planów strategicznych obrony Warszawy, i kiedy mu dziękowałem, iż się tak skutecznie przyczynił do tej obrony, on odparł ze znaczącym uśmiechem i ruchem: „Nie! przenigdy! to nie były moje plany; nigdybym nie mógł wziąć odpowiedzialności choćby tylko za współudział w planach bitwy pod Warszawą,“ Reszty już można się było domyślić.

 Ale gdyby nawet plany te były najlepsze, to co znaczy plan strategiczny wobec zdemoralizowanej armji?

 A armja polska po wielkiej przegranej pod Kijowem, gnana bez tchu na olbrzymich przestrzeniach, nękana odcinanemi przez nieprzyjaciela taborami, przybita klęską, rozbita i dziesiątkowana, przedstawiała najsmutniejszy obraz zaniku i upadku ducha.

 Żołnierz, który w dniu 15 sierpnia począł się w jednym oddziale cofać z pola walki w popłochu, zanim jeszcze rozegrała się bitwa, był wymownym obrazem tego, co się działo w duszy pobitej armji polskiej.

A o ile upadał na duchu po klęsce żołnierz polski, o tyle rósł w poczuciu swej siły i w przeświadczeniu swej pewnej wygranej zwycięski wróg. Był on tak pewny siebie, że w telegramach, rozesłanych do agencyj prasowych świata, już oznajmiał, że Warszawa wziętą została. Ówczesny nuncjusz Ratti, który chciał pozostać w Warszawie, by dzielić razem z umiłowaną przezeń Polską najgorszą nawet dolę, zapytał w przeddzień 15 sierpnia generała Weygand’a, jakie wedle niego są szanse walki jutrzejszej. Generał, który znał najlepiej sytuację, odpowiedział w tym sensie, że po ludzku — nadziei żadnej mieć nie można, chyba że Bóg zechce uczynić cud, i prosił nuncjusza o modlitwę za Polskę.

czwartek, 13 sierpnia 2020

Św. Tomasz z Akwinu: Czy mamy obowiązek upomnieć naszego przełożonego? (2-2, qu.33, art. 4)



MIŁOŚĆ
(2-2, qu. 23-46)


ZAGADNIENIE 33

O BRATNIM UPOMNIENIU


Artykuł 4

CZY MAMY OBOWIĄZEK UPOMNIEĆ NASZEGO PRZEŁOŻONEGO? 


Wydaje się, że nie, ponieważ:
 1. W księdze Wyjścia czytamy (19,13): „bydlę, które się dotknie góry ma być ukamienowane”, a w 2 księdze Królów (6,6-7) czytamy o Ozie, że Pan Bóg go zabił, bo dotknął się arki przymierza. Otóż góra i arka oznaczają przełożonego; tak więc podwładni nie powinni upominać przełożonych.
 2. Do słów Apostoła w liście do Galatów (2,11): „sprzeciwiłem mu się w oczy”, Glossa dodaje: „jako równy mu”. A ponieważ podwładny nie jest równy przełożonemu, nie powinien go upominać.
 3. Według Grzegorza, „by się odważyć na poprawianie życia świętych, ktoś musi uważać się za lepszego”. Lecz człowiek nie powinien uważać się za lepszego niż jego przełożony, a więc nie powinien go upominać.

 Jednakże coś przeciwnego mówi Augustyn: „miejcie litość nie tylko nad sobą, lecz także nad nim”, tj. przełożonym, „który narażony jest na tym większe niebezpieczeństwo, im wyższe stanowisko wśród was zajmuje”. Lecz upomnienie bratnie jest dziełem miłosierdzia, a wobec tego nawet przełożonym trzeba dawać upomnienia.

 Odpowiedź: Upomnienie poprawcze, które czyni się na podstawie sprawiedliwości z dodaniem poprawczej kary, nie należy do podwładnych w stosunku do przełożonego. Natomiast upomnienie bratnie, jako objaw miłości, przysługuje każdemu w stosunku do jakiejkolwiek osoby którą ktoś ma obowiązek miłować, jeśli znajdzie w niej coś, co trzeba naprawić upomnieniem. Uczynek bowiem, pochodzący od jakiegoś usprawnienia lub uzdolnienia, rozciąga się na wszystko, co zawiera się w przedmiocie tej sprawności lub zdolności; np. widzenie obejmuje wszystko, co należy do przedmiotu widzenia.

 Jednakże, z uwagi na ton że uczynek cnotliwy powinien być ładzony należnymi okolicznościami, dla tego upominając przełożonych podwładni winni to czynić we właściwy sposób, a więc nie zuchwale i grubiańsko, lecz grzecznie i z szacunkiem. Pisze o tym Apostoł w 1 liście do Tymoteusza (5,1): „człowieka starszego nie strofuj surowo, ale proś jak ojca”. Dlatego Dionizy zganił mnicha Demofila za to, że pewnego kapłana upomniał bez uszanowania, bijąc go i wyrzucając z kościoła.

Ad 1. „Dotknięcie się” przełożonego jest niewłaściwe wtedy, gdy go ktoś gani bez szacunku, lub czyni mu ujmę. I to wyraża kara Boża za dotknięcie góry i arki przymierza.
 Ad 2. „Sprzeciwić się komuś w oczy wobec wszystkich” wykracza poza granice upomnienia bratniego; w ten sposób Paweł nie byłby zganił Piotra, gdyby pod pewnym względem nie był mu równy, mianowicie pod względem obrony wiary Natomiast upomnieć po cichu i z szacunkiem może nawet ten, kto nie jest równy. I taki sposób upomnienia zaleca Apostoł w liście do Kolosan (4,17): „powiedzcie Archippowi: bacz, abyś wypełnił posługę”.
 Z drugiej jednak strony trzeba wiedzieć, że w wypadku zagrożenia dla wiary, podwładni powinni upominać przełożonych nawet publicznie. I tak nawet Paweł, który był podwładnym Piotra, strofował go publicznie, a powodem tego było grożące zaburzenie w sprawach wiary. I tak to rozumie Glossa Augustyna20) do listu do Galatów (2,14) mówiąc: „sam Piotr dał przykład przełożonym, by w wypadku zejścia z prostej drogi nie oburzali się na upomnienia podwładnych”.
 Ad 3. Uważanie się wprost za lepszego niż przełożony wydaje się być pyszałkowatym zarozumialstwem. Nie jest jednak zarozumialstwem uważać się za lepszego pod pewnym względem, bo nie ma na świecie człowieka bez jakichś braków. Trzeba tu zauważyć, że upomnienie przełożonego z miłości nie dowodzi, że się upominający ma przez to za kogoś lepszego, bo okazał pomoc temu, który, według Augustyna, „im wyższe zajmuje stanowisko, na tym większe jest narażony niebezpieczeństwa”.

wtorek, 11 sierpnia 2020

O Nabożeństwie do Świętej Filomeny.

ROZDZIAŁ IV

O NABOŻEŃSTWIE DO ŚWIĘTEJ FILOMENY.


 Od czasu zjawienia się tej nowej Cudotwórczej Panny i męczenniczki we Włoszech, gdy niezwłocznie jej odgłos, szybkim lotem rozniósł się po wszystkich częściach królestwa Neapolitańskiego, nabożeństwo do niej w tych okolicach, rozkrzewiło się do tego stopnia, iż począwszy od miast aż do najmniejszej wioski, żadnego prawie kościoła nie ma, w którymby jej obraz nie odbierał czci, i jeden dzień w roku nie był po święcony do uroczystego jej uwielbienia, samym nawet Rzymie publiczne nabożeństwo do świętej Filomeny codziennie się pomnaża. Dwa tameczne Kościoły, to jest Najświętszej Panny od zwycięstwa, i świętej Marty, wsławione jej obrazami, lud pobożny nieustannie prawie zapełnia, odprawianiem nowenny, lub trzy dni owego nabożeństwa zajęty. Ojciec święty Leon XII, okazał już dawniej swój szacunek dla dzieła tęj ś. męczenniczkę opisującego; nazywając ją wielką swojego czasu świętą; a Ojciec święty Grzegorz XVI teraźniejszy Papież, poświęcił niedawno jeden z jej obrazów, Xiążęta Kościoła, Arcybiskupi, Biskupi, osoby najznaczniejsze w Duchowieństwie tak świeckich jak zakonnem, z największą gorliwością przykładali się, i dotąd przykładać nie ustają w upowszechnieniu tegoż nabożeństwa . Nade wszystko lud w królestwie Neapolitańskim, doznający lub świadkiem będący łask cudownych, które z każdym dniem coraz więcej się pomnażają, im bardziej wzrasta wiara i pobożność; z największą oka załością obchodzi uroczystość tej świętej, często odwiedza Świątynie, w których są wystawione jej figury czyli obrazy. Nie sąż to gruntowne dosyć dowody, tak wielowładnej u Boga mocy świętej Filomeny? jako też wielkich zamiarów boskiej względem niej Opatrzności, a razem i prawdy przedziwnych cudów, od ludzi wszelkiego stanu, Wieku i płci, powszechnie jej przyznanych?

 Jeżeli tedy kto pragnie, niechaj przychodzi i napawa się. Źródło przez Pana zastępów otworzone zostało wśród domu Jakóba, którym jest święty kościół katolicki, Apostolski i rzymski; nieco wiary, jak ziarno gorczyczne, może go uczynić największych łask uczestnikiem. Proście a weźmiecie, szukajcie przez ś. Filomenę, a znajdziecie, kołatajcie za pomocą tego świętego narzędzia, do drzwi Ojca powszechnego, a otworzą wam. Gdyż wyczytawszy niezliczone Cuda przez tę świętą zdziałane, zdaje się, że mogłaby powiedzieć nam to, co Zbawiciel nasz Chrystus wyrzekł o sobie: Wszystko, o co tylko prosić będziecie Ojca mojego w imię moje, da wam.

 I ta jeszcze uwaga, za bodźca wierze naszej posłużyć może: iż Bóg zlewając na ziemię za pośrednictwem świętej Filomeny tak Wielką obfitość nadzwyczajnych darów, chce być uwielbionym w pośród skażonego i przewrotnego narodu; a przytem i pocieszyć razem swój kościół, wystawiony w dzisiejszych czasach, na łup tak wielkich spustoszeń, błagać Go zatem o łaski w imię tej świętej, jest to samo, co z Jego zamiarami zgodnie działać, a tem samem podać mu sposobność, do okazania potęgi Jego, ku jedynej i najukochańszej oblubienicy swojej, którą jest święty kościoł Jezusa Chrystusa.

 Nie bądźcież więc bojaźliwemi, ludzie obojej płci, i małej wiary! Pospieszajcie, a bez złota i srebra, za pomocą żywej ufności waszej, nabędziecie darów niebieskich które Bóg dla was nagotował, i za pośrednictwem ś. Filomeny, chce wam udzielić.

Wiadomość o cudownej wieku XIX świętej Filomenie pannie, str. 45-48

niedziela, 9 sierpnia 2020

Mario Derksen: "Jako owce, nie mające pasterza". Sześćdziesiąt lat Sede vacante.


"Jako owce, nie mające pasterza"

Sześćdziesiąt lat Sede vacante

Referat wygłoszony na Konferencji Fatimskiej 11 października 2018

MARIO DERKSEN, M.A.

––––––––


     Kiedy 9 października 1958 roku zmarł papież Pius XII, nikt nie mógł przewidzieć jakie nieszczęścia spadną na Kościół w nadchodzących latach. To, czego byliśmy świadkami w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat jest bezprecedensowe i gdyby komuś wówczas powiedziano, że w ciągu zaledwie kilku lat świat ujrzy rzekomy Kościół katolicki, który pogodził się z błędami współczesnego świata i przekształcił Mszę Świętą w protestanckie nabożeństwo, to by mu z pewnością nie uwierzył. Gdyby mu jeszcze powiedziano, że tak zwany "Kościół katolicki" w ciągu kilku następnych dekad będzie indoktrynował dzieci i dorosłych naturalizmem i tak zwanymi "prawami człowieka" oraz zaangażuje się w poszukiwanie prawdy wspólnie z heretykami, żydami, muzułmanami i poganami, to uznałby taką przepowiednię za szaloną.


     Tak wyraźny jest kontrast między Kościołem katolickim znanym aż do śmierci papieża Piusa XII, a instytucją, która odtąd zaczęła się pod niego podszywać, że w 1968 roku – zaledwie dziesięć lat po śmierci Piusa XII – australijski pisarz Frank Sheed wydał książkę o wymownym tytule: Czy to ten sam Kościół? (Is it the same Church?) (1) Karol Wojtyła – kardynał Novus Ordo, który nazwie się później "papieżem Janem Pawłem II", napisał w książce z 1977 roku Znak sprzeciwu, że "podczas Drugiego Soboru Watykańskiego Kościołowi udało się ponownie zdefiniować swą naturę" (2). Najwyraźniej było to również stanowisko Watykanu, albowiem zastępca sekretarza stanu, kardynał Novus Ordo Giovanni Benelli w 1976 roku jako pierwszy użył terminu "Kościół soborowy" w odniesieniu do nowej religii jaką wprowadził Vaticanum II. A monsignor Joseph Clifford Fenton, wybitny amerykański teolog uhonorowany przez papieża Piusa XII, który uczestniczył w Vaticanum II jako doradca teologiczny kardynała Alfredo Ottavianiego, napisał w swoim prywatnym dzienniku, że sobór oznaczał "koniec religii katolickiej, jaką znaliśmy" (3).


     W 1976 roku kardynał Novus Ordo Giovanni Benelli jako pierwszy użył terminu "Soborowy Kościół" odnosząc się do nowej religii, którą przyniósł  Vaticanum II.

      Szybka analiza krajobrazu kościelnego Anno Domini 2018, ukazuje nam instytucję, która nazywa się Kościołem katolickim, ale z wyjątkiem niektórych zewnętrznych atrybutów nie zachowała już praktycznie niczego z istoty Kościoła Papieża Piusa XII i jego poprzedników. Po prawie sześćdziesięciu latach błędów, herezji, skandali, antykoncepcji i rozluźnienia moralnego, liturgicznej anarchii, architektonicznych bluźnierstw, chaosu doktrynalnego, filozoficznego i teologicznego bankructwa oraz intensywnego wspomagania ducha tego świata, "kościół soborowy" – jeśli chcemy używać tego terminu – sam znalazł się teraz w rozsypce, zmiażdżony ciężarem własnej nieistotności i skutkami własnej doktrynalnej, sakramentalnej i rozrodczej bezpłodności. Wszystko to jest rzeczywistością tego kościoła, nie wspominając już o moralnym zepsuciu wielu – w żadnym wypadku wszystkich, lecz wielu – członków jego duchowieństwa.

     Zastanówcie się, co to oznacza w świetle mniej więcej 1900 lat historii Kościoła: To czego nie były w stanie osiągnąć prześladowania żydowskie i rzymskie, herezje Ariusza, Pelagiusza, Nestoriusza, Eutychesa, Sergiusza i Leona Izauryjczyka, schizma Focjusza i Michała Cerulariusza, Wielka Schizma Zachodnia, Marcin Luter i protestancka "reformacja", wojna trzydziestoletnia, jansenizm, rewolucja francuska, komunizm oraz pierwsza i druga wojna światowa razem wzięte, tego w ciągu zaledwie kilku lat dokonał Vaticanum II i powstały na jego fundamentach "kościół soborowy".

     Za ewangelicznym siewcą możemy jedynie wywnioskować, że: "Nieprzyjazny człowiek to uczynił" (4). To, co mamy przed sobą, to nic innego jak Wielkie Odstępstwo, "bunt" zapowiedziany przez św. Pawła Apostoła (5), który musi poprzedzić panowanie Antychrysta przed końcem świata.

     Co się stało?

     Aby wyjaśnić skutki o takiej naturze i rozmiarach, musimy przyjąć zaistnienie równie poważnej przyczyny; i tylko jedna przyczyna może wyjaśniać tak piekielne i niszczące dusze spustoszenie: po śmierci papieża Piusa XII doszło do przejęcia tronu papieskiego przez jego rzekomych następców uzurpatorów – oszustów, którzy stworzyli nowy kościół i nadali mu fałszywą teologię, fałszywą liturgię, fałszywe magisterium, fałszywe sakramenty, fałszywych świętych, fałszywe zasady karności – krótko mówiąc, fałszywą religię.


     Biorąc pod uwagę fakt, że w strukturach katolickich Rzymu panuje teraz nowa, fałszywa religia, to jest absolutnie pewne, że rzekomi papieże odpowiedzialni za jej stworzenie i rozpowszechnianie są oszustami, ponieważ katolicka nauka mówi nam, że tron św. Piotra (urząd papieski),  dopóki jest obsadzony przez prawowitego papieża, nie może popaść w błąd:
"Jak dobrze wiecie, najbardziej zajadli wrogowie religii katolickiej zawsze toczyli zaciętą wojnę – jednakże bez powodzenia – przeciwko temu Tronowi; zawsze mieli świadomość, że sama religia nigdy się nie zachwieje ani nie upadnie, jeśli ten Tron pozostaje nietknięty, Tron spoczywający na skale, której pyszne bramy piekielne nie mogą obalić i w którym znajduje się cała i doskonała trwałość chrześcijańskiej religii" (6).
     Ponieważ papiestwo posiada niezniszczalne Boskie gwarancje i obietnice, a Bóg nie może ani błądzić, ani oszukiwać, to żaden inny wniosek nie jest możliwy: Tron św. Piotra jest pusty – non habemus Papam! (7) Innym bardziej sugestywnym stwierdzeniem byłoby: Jeśli Franciszek jest prawdziwym Papieżem, to Jezus Chrystus nie jest Bogiem! To nie przesada – sprawa naprawdę jest aż tak poważna.

piątek, 7 sierpnia 2020

Ks. prof. Józef Kruszyński: Dlaczego występuję przeciwko żydom?


Z PRZEDMOWĄ

DYREKTORA TOWARZYSTWA »ROZWÓJ«

EDWARDA ZAJĄCZKA

Nakładem Dyrekcji T-wa »Rozwój« na wojew. kieleckie.
Skład główny: T-wo »Rozwój«, Warszawa, ul. Żórawia 2.

K I E L C E 1923

PRZEDMOWA

Rozpocząwszy w roku 1918 nowy okres życia, przepojeni nadmiarem radości, zapomnieliśmy o tym, że otrzymana wolność nie jest jeszcze wolnością. Odpędziwszy bowiem zewnętrznych najeźdźców, zabraliśmy się do pracy twórczej nad ugruntowaniem tej wolności.

I na progu odrodzeniowej pracy stanęliśmy wobec nowego niebezpieczeństwa, idącego ku nam, od wroga, którego nie będziemy szukali w sąsiednich państwach, bo go mamy wśród siebie, z nim żyjemy, i, niestety, większość społeczeństwa polskiego go popiera. Wrogiem tym jest całe żydostwo. Powiadam – całe, bo jeżeli chodzi o wrogi stosunek do Polski, to cechuje on wszystkich bez wyjątku żydów na całym świecie.

Społeczeństwo polskie jednak choć późno, ale dojrzało. Niema w Polsce zakątka, gdzieby sobie nie zdawano sprawy z ogromu tego niebezpieczeństwa. Pomimo szykan i ubliżających Polsce represyj, stosowanych przez niektóre czynniki rządowe do organizacyj, mających na celu bądź pośrednio, bądź bezpośrednio za cel walkę z żydostwem, a raczej samoobronę, organizacje te dochodzą do zenitu rozwoju.

Po całej Polsce powstają co raz to nowe oddziały Towarzystwa »Rozwój«, a półki księgarskie zasilane są stale nowymi dziełami, broszurami, omawiającymi tę »sprawę — spraw«, jak to słusznie kwestię żydowską nazwał jeden z narodowych publicystów. Dzieła, broszury, prasa, wiece, konferencje i odczyty budzą powoli, ale stale drzemiącego ducha w narodzie, który się ocknął i staje w szeregu zastępu, liczącego już miliony.

Miliony te, które potrafiły zdusić molocha wschodniego i poskromić hydrę krzyżacką, stają obecnie jako karni szermierze wolności do walki o byt Polski i o Jej przyszły charakter. Kierowników tej armii jeszcze mało, ale wybitni. Na grobie niezapomnianych postaci, jak: śp. Jeleński, Niemojewski, Teodor Jeske – Choiński i Wiktor Czajewski, których nazwiska na równi z tymi, co prowadzili walkę orężną powinny być zapisane złotymi zgłoskami w dziejach naszych, widzimy nowe jednostki, które poświęcają wszystko, by tak palącą kwestię we właściwym świetle przedstawić. Do tych zaliczyć muszę autora niniejszej broszury ks. prof. Józefa Kruszyńskiego, którego dzieła o kwestii żydowskiej cieszą się wielką popularnością w całej Polsce. Do szeregu prac przybywa i ta, w której czcigodny Autor odpowiada na pytanie »Dlaczego występuję przeciwko żydom ?« Chcąc zaznajomić ogół z osobą znanego i zasłużonego Autora, przytaczam króciutki życiorys, który będzie niejako uzupełnieniem tych licznych prac o kwestji żydowskiej.

Ks. Józef Kruszyński urodził się dnia 18-go marca 1877 r. Lata dziecięce przepędzał w domu rodzicielskim na wsi w Piotrkowskim. Otrzymawszy średnie wykształcenie, w r. 1894 wstąpił do Seminarjum Duchownego we Włocławku. W r. 1899 ukończył seminarium i udał się tego samego roku na wyższe studja do Akademji Duchownej w Piotrogrodzie. W roku 1903 otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Jerzego Szembeka. W tymże roku ukończył akademję ze stopniem Magistra św. Teologji. W sierpniu 1923 roku otrzymał nominację na wikarjusza w Radomsku przy kościele parafjalnym i pozostawał na tem stanowisku do maja 1904 roku. W tym samym roku został powołany na profesora do Seminarium Duchownego we Włocławku, gdzie objął katedrę Pisma św. Na stanowisku profesora pozostaje do tego czasu. Odczuwając potrzebę zetknięcia się ze światem naukowym zagranicznym, tudzież pogłębienia studjów nad Pismem świętem, przedsiębrał wiele podróży naukowych. W roku 1905 wyjeżdża na trzymiesięczny pobyt do Londynu, gdzie oddaje się gorliwie studjom orjentalistyki w Muzeum Brytyjskiem. W czasie swego pobytu w Anglji odwiedza uniwersytety i styka się z życiem naukowem w Oksfordzie» Dublinie, Cambridge, Maynooth College w Irlandji i w innych miejscowościach Anglji. W roku 1906 wydaje pierwszą książkę p. t. »Ewangelja według św. Marka« : jest to krótki komentarz na wzór szkolnych podręczników wydawanych w Anglji. W roku 1907 po raz wtóry odwiedza Anglję, gdzie przepędza sześć tygodni na wytężonej pracy w tymże Muzeum Brytyjskiem.

Ponieważ przedmiot, któremu się poświęcał, wymagał znajomości kultury Wschodu, przeto pod koniec 1907 roku udaje się na półroczny pobyt na Wschód. Przybywa najprzód do Bejrutu w Syrii na uniwersytet św. Józefa. Przez jeden semestr studiuje pod kierunkiem znanych orientalistów, jak Rozenvalle, Cheiks i innych, archeologię wschodnią, napisy fenicko-syryjskie, tudzież egzegezę. W ciągu dwóch następnych miesięcy odbywa podróże naukowe po Syrii, Palestynie i Egipcie. W r. 1909 wydaje obszerną historię biblijną Starego Testamentu. Tegoż roku w czasie wakacji udaje się po raz trzeci w celach naukowych do Londynu. W roku 1912 odbył podróż naukową pod nazwą: »Śladami św. Pawła« na Bałkanach, w Grecji i Azji Mniejszej. W roku 1914 stanął na czele wycieczki nauczycielskiej do Palestyny i Egiptu, zorganizowanej przez kuratora okręgu naukowego w Warszawie.

W czasie wojny napisał dwa poważne dzieła z zakresu Biblji, a mianowicie: »Wstęp ogólny do Pisma Świętego« i »Wstęp szczegółowy do Ksiąg Świętych Nowego Testamentu«. Wydał nadto kilkanaście drobniejszych prac oraz wiele artykułów, zwłaszcza z dziedziny Pisma św., umieszczonych w czasopismach naukowych. Po skończonej wojnie, gdy kwestia żydowska w Polsce zaciążyła całym swoim ogromem nad naszymi stosunkami politycznymi, ks. prof. Kruszyński rozpoczął pracę na polu żydoznawczym, popularyzując ową kwestię i zapoznając społeczeństwo z ukrytymi planami żydostwa. Studiom tym zawdzięczamy kilka prac, które w pokaźnej liczbie rozeszły się po kraju, zapoznając wszędzie sfery społeczne z dążeniami żydów.

Niniejsza broszura jest, jak już wspomniałem, odpowiedzią a zarazem usprawiedliwieniem, dlaczego ks. Kruszyński odstąpił od prac naukowych, poświęcając się życiu społecznemu i publicystyce, ujawniając groźne niebezpieczeństwo, jakie idzie ku nam ze strony żydostwa. Na tem polu życzyć musimy Szanownemu Autorowi dużo wytrwałości w pracy, a z pewnością, jeżeli nie u całego społeczeństwa polskiego, to przynajmniej u licznych zastępów »Rozwojowców polskich« zyska sobie uznanie.

Bp. Bousset: O Przemienieniu Pańskim


 Ta jest fundamentalna Ewangelii nauka: że wierny Chrystusa w tem, co do wiary należy, nie powoduje się zmysłami , ani naturalnym rozumem; lecz polega we wszystkiem na powadze wiary: wedle tego, jak mówi św. Paweł: sprawiedliwy żyje z wiary. Przeto ze wszystkich zmysłów, których natura nam udzieliła, podobało się Bogu jeden tylko słuch obrać: dla poświęcenia go służbie swojej. Słucha mię lud uchem. In auditu aurus obedivit mihi.. ( ps. XVII.) Chrystus Jezus w Ewangelii mówi (Jan. X, 27) że jego owce, głosu jego słuchają: że za nim idą: abyśmy to znali, że w Szkole Chrystusowej, nie trzeba radzić się zmysłów: ani podług naturalnego rozumu sądzić: ale tylko słuchać i wierzyć.

 Nie dziwujcie się tedy, że dziś potężny głos zabrzmiał w uszach Apostolskich — Ten jest Syn mój u podobany: jego słuchajcie. Ipsum audite. to jest: że po Jezusie Chrystusie, już nam nic więcej nie potrzeba. Nobis curiositate opus non est, post Christum Jesum: nec inquisitione post Evangelium. mówi Tertulian. (libr de praescr) Skoro do nas przemówił Boski ten nauczyciel  powinna się wstrzymać wszelka ciekawość rozumu ludzkiego, i nie myśleć tylko o podległości Boskiemu głosowi. Ipsum audite. Lecz abyście lepiej poznali, co ten wyrok znaczy oraz dlaczego? dał go słyszeć niebieski Ojciec w chwalebnem przemienieniu Zbawiciela naszego; zważcie naprzód: że na to nam zesłał swojego Syna: żeby nam podał trzy Słowa: których nam koniecznie słuchać należy: słowo swojej nauki to jest: jak wierzyć: słowo swego rozkazu, jak czynić: i słowo swej obietnicy: czego się za to spodziewać.

 Wedle Adama stary człowiek , ma zmysłów pięć: nowy człowiek to jest: przez Chrystusa odnowiony, nie ma tylko jeden zmysł, a ten jest słuchu. Nie sędzi wierny Chrystusów podług swego Widzenia. Bo mu Bóg co do wiary, oczy niejako odjął. Non contemplantibus nobis, quae videntur; sed quae non videntur. Toż mówić o innych zmysłach, wyjąwszy jeden słuch: i to na słuchanie jego tylko Jezusa Chrystusa. Na słuchanie jego nauki w prostej wierze, wedle jego świadectwa: nie zaś na dworne jakie i światowe roztrząsanie onej. Bardzo się bowiem obłąkał rozum ludzki w sądzeniu swojem z niewiadomości: w obyczajach swoich, z nieporządnej żądz: w wyszukiwaniu swojego szczęścia, w zawodnej nadziei. Na uchylenie więc tego trojakiego złego, potrzeba było aby Boski nasz Nauczyciel sprostował nasz rozum, pewnością swojej nauki: nasze obyczaje zepsute, słusznością Swoich przykazań: nasze żądze, wiernością swych obietnic. Otóż do czego zmierza głos niebieski w chwalebnem przemienieniu Pańskiem. Dla czego to zaś i takim sposobem? zaraz da się widzieć w krótkości. 

czwartek, 6 sierpnia 2020

Ks. Zygmunt Golian: Cóż to jest? O niczem dzisiaj nie mówią tylko o Papieżu, skądże się to wzięło?

I

Cóż to jest? O niczem dzisiaj nie mówią tylko o Papieżu, skądże się to wzięło?



 Ztąd, że Papież jest od pewnego czasu zagrożony, a nawet już pogwałcony w swych starożytnych i świętych prawach; ztąd, że nieprzyjaciele katolickiej religii sprzysiągłszy się na jej zagładę, chcą tego dzisiaj dokonać przez zagładę Papiestwa, a Papiestwo kuszą się zagładzić przez ograbienie go z doczesnej władzy, przez zdarcie z jego skroni potrójnej korony. Około osoby Papieża formują się dwa obozy: jeden obóz wrogów krzyczących hura! i chcących na Papieża poburzyć świat cały; drugi obóz wiernych, silnych, prawdziwych katolików, błogosławiących świętą stałość Ojca chrześcijaństwa, i błagających go, aby ich wzmacniał swem błogosławieństwem. W obozie niekatolickim mnóstwo krzyków, ale nie wszystkie jednakie. Jedni wprost bez ogródki wołają: Śmierć Kościołowi, śmierć Papiestwu, śmierć Papieżowi, śmierć „katolikom! Drudzy albo niedość odważni, albo z faryzeuszowską mówią miną: Dajcie pokój Kościołowi, dajcie pokój Papieżowi — święte to rzeczy — ale zabierzcie mu wszystko, co mu dały wieki wiary. — Zostawcie mu Namiestnictwo Chrystusowe, ale go rozbierzcie z królewskiej szaty — ale go wyzujcie z doczesnego panowania, i ulżyjcie mu tego ciężaru, który religii jest niepożyteczny a nawet szkodliwy! — Inni jeszcze oględniejsi chytrością wężową, ale próżni gołębiej prostoty, chcą nas katolików uspokoić— mówią tedy: O co chodzi? „któżby chciał Papieża z doczesnej władzy wyzuwać? — Owszem, dziś idzie o to, aby go na tronie doczesnym ustalić; żeby go przeciw rewolucyi zabezpieczyć; od wpływów niebezpiecznych uwolnić. Prawda, że mu Romanię zabrali, ale Papież bez Romanii będzie mocniejszy, swobodniejszy! Prawda, że go zniewalają do ustąpień, do reform, ale to właśnie dla tego, żeby się mógł wydobyć z dotychczasowych trudności! — Inni jeszcze umiarkowansi, udają zdziwienie, iż katolicy usiłują ścieśnić swe szeregi, że wyrażają coraz głośniej swe obawy, że o sprawie Papieskiej mówić nie przestają. Ci tedy z udaną pokorą i słodyczą mówią do nas: Ale czyż „się to zgadza z duchem Ewangelii ta tak zbytnia obawa o rzeczy doczesne? — Może źle robią, że Ojcu Świętemu jakąś część państwa zabierają, ale czyż on dla tego przestanie być Ojcem Świętym? Dajmy na to, że wypadnie dla szczęścia Włoch odstąpić wszystkiego, czyż Kościół dla tego zginie? Czyż ten Kościół nie był w najświetniejszym stanie wtenczas właśnie, gdy nic nie posiadał? Czyż to z resztą nie Chrystus czuwa nad Kościołem; czyż On mu nie przyobiecał, że Bramy piekielne nie przemogą go? I po cóż te spory, po co rozprawy, po co wywoływać przeciwników? Nie lepiej że w cichości i w pokorze służyć kościołowi, niżeli tak się ujadać o jego władzę doczesną? Nie lepiej że czekać spokojnie, a tymczasem w duchu Ewangielii postępować, rozdrażnień unikać, miłość zachować?... itd. itd.

 K a t o l i c y ! baczność, bo wszystkie te słodkie słówka to samo dziś znaczą, co i owe bisurmańskie hura na Kościół! Nieprzyjaciel otwarty mniej jest niebezpieczny niż przyczajony, lepszy z przekleństwem w ustach i z toporem w ręku, niż z miodem na ustach, po którym skrycie sączy w serca jad śmiertelny! Miłość i pokora, to rzeczy święte, to nasze prawo — to fundament i dusza spraw naszych — ale pokorą nie jest ustępowanie tam, gdzieśmy niewzruszenie jako mur stać winni; ale miłością nie jest dawanie pocałunku zgody i pokoju tym, którzy szarpią łono matki, lub którzy występują w obronie i z pochwałami jej wrogów. Nikt nie miał i mieć nie będzie większej miłości i pokory, jak nasz Boski Zbawiciel, a On obłudnikom wojnę wypowiedział i nieraz Biada wam powtórzył — i wyraźnie powiedział: że między nim, a Księciem ciemności żadnej spółki niema; że Książę tego świata precz wyrzucony będzie; że, którzy przez walkę dla sprawy Bożej Zbawcę w swych sercach podniosą, tych On wszystkich pociągnie ku sobie! — On też z całą swoją miłością i pokorą, znieważających Kościół biczmi precz wyrzucił — łotrów łotrami nazwał — a choć Judaszowski pocałunek przyjął — pocałunkiem mu przecież nie oddał — tylko z politowaniem dla tej nędznej dusz — a ze zgrozą dla jej postępków: Po coś przyszedł, zapytał, i całującemu nie wachał się wyrzec tego słowa: Zdradzasz!

 Nie! dziś katolikom w układy wchodzie nie wolno, milczeć się nie godzi — dziś chwila dowieść, że ogień, który przyniósł Zbawiciel, w duszach się naszych świętą, żarliwością, zajął! Dziś nietylko ten nieprzyjacielem, który otwarcie przeciw sprawie Papieskiej powstaje, ale i ten, który tę sprawę potłumić usiłuje, który nam fałszywy, niecny pokój doradza w chwili, kiedy cały Kościół w walce.

 To zdrada — a zdrada od napadu otwartego gorsza. Katolicy, którzy się dzisiaj spokojnie bawić umieją, którzy powszechnej Kościoła obawy nie dzielą, którzy się na uboczu trzymają — albo sami są dla Kościoła niechętnymi, albo drugich zapał zamyślają przystudzić.

X. Zygmunt Golian ,,Baczność Katolicy i Słowo O Prawdziwem Zjednoczeniu" str.3-6