Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

wtorek, 12 stycznia 2021

"Tradycyjni moderniści" – w odpowiedzi na materiał pana Macieja z Poznania (z 17 grudnia 2020 r.).

Obrazoburcza, bluźniercza grafika z materiału na YouTube,
w której św. Pius V Papież został umieszczony obok heretyka Monitniego.

Niedawno natknąłem się przypadkiem na pewien film w serwisie YouTobe, zatytułowany jak wyżej, w którym pewien człowiek wypowiada się na temat tzw. "tradycjonalistów". Film wiąże się w pewien sposób z osobą "księdza" Michała Woźnickiego, któremu ten sam autor poświęca jeszcze dwa inna filmy, warte zresztą obejrzenia. Autor w obydwu tych filmach zwraca uwagę na wiele szczegółów, które mogą nie być znane szerszym gronom "odbiorców" "księdza" Woźnickiego, oraz wyciąga dość klarowne wnioski, którym ciężko byłoby zaprzeczyć (dowodem na to jest fakt, że póki co "ksiądz" Woźnicki nie odniósł się w żaden sposób do tychże materiałów, podobnie jak zresztą nie odniósł się nigdy do listu, który do niego drogą elektroniczną jakiś czas temu napisałem, ani też nie raczył na tenże list odpowiedzieć mi w żaden sposób. Jak widać unika on "trudnych tematów"). 

W tym jednak materiale, który nas interesuje, a którego dotyczy niniejszy artykuł, pan Maciej z Poznania (jak się przedstawia w serwisie YouTube) zawarł obok bardzo wielu trafnych i logicznych wniosków i przemyśleń, wiele informacji dwuznacznych, niepełnych bądź nieprawdziwych, dlatego uznałem za właściwe odpowiedzieć na pewne niesprawiedliwe zarzuty i niedopowiedzenia, oraz skłonić autora, który, mam nadzieję, przeczyta ten tekst, do głębszych refleksji i zrozumienia tematu.

Pan Maciej podaje się za "tradycjonalistę", ale z jego wypowiedzi dość szybko wynika, że jest on raczej "konserwatystą novus ordo", który uznaje "sobór watykański II" oraz posoborowych "papieży" oraz "biskupów" novus ordo za prawowitą hierarchię Kościoła katolickiego, a jednocześnie wykazuje jakieś tam przywiązanie wyłącznie do zewnętrznej formy "tradycyjnej liturgii", którą określa jako "nadzwyczajną formę rytu rzymskiego" (mając oczywiście na myśli bękarcką mszę - czyli mszał Roncalliego z 1962 r. [właśnie tą mszę - a nie novus ordo - można określać mianem "bękarckiego rytu" (jak to określił abp. Lefebvre). NOM nie ma bowiem jakichkolwiek związków z Kościołem katolickim, podczas gdy mszał "świętego" JXXIII z '62 miał jeszcze jakiś tam związek z Mszałem św. Piusa V]).

Już na początku widać że autor nie zna nawet definicji modernizmu. Modernizm nie jest bowiem, jak twierdzi autor, odrzuceniem Urzędu Nauczycielskiego (Magisterium) Kościoła (tym jest w istocie każda herezja), lecz całkowitą zmianą znaczenia (ewolucją) Dogmatów. Wg. modernistów Dogmaty mogą ulec zmianie, tzn. może ulec zmianie ich znaczenie, tłumaczenie i pojęcie (nie zaś sama treść). Modernizm jest więc w istocie odrzuceniem samego historycznego Objawienia Bożego. Wg. modernistów Dogmaty i nieomylne Nauczanie (Magisterium) Kościoła nie pochodzą od osobowego Boga - naszego Pana Jezusa Chrystusa, ale są dziełem człowieka, zrodzonym z "uczucia religijnego", "potrzeby religijności" i osobistego "doświadczania Boga" w ciągu kolejnych, mijających wieków historii. Po drugie, co równie ważne, autor uważa (podobnie jak większość tzw. "tradycjonalistów", czy może lepiej "tradycyjnych modernistów") że TYLKO Dogmaty są nieomylne, a więc niezmienne. Nie wie on, że zwyczajne, powszechne Magisterium Kościoła (zwłaszcza zaś Magisterium Papieskie), również jest nieomylne, a więc niezmienne.

Autor utożsamia "tradycjonalizm" wyłącznie z "przywiązaniem do mszy trydenckiej" co oczywiście jest nonsensem, gdyż samo przywiązanie, do jakiegokolwiek rytu Mszy Św., nie czyni nikogo katolikiem, a więc nie powoduje że ta osoba przez ten tylko fakt się zbawi. Prawosławni są przywiązani do Boskiej Liturgii Św. Jana Chryzostoma, która jest starsza od "mszy trydenckiej" o ponad 1000 lat, co nie czyni ich automatycznie katolikami, ani nie powoduje że będą zbawieni (nawet jeśli uczestniczą, choćby i codziennie, w ważnie sprawowanej, tradycyjnej liturgii...). 

Następnie autor przechodzi do kwestii "papieży" modernistycznego neokościoła (czyli wg. autora wszystkich którzy nastąpili po "soborze watykańskim 2", co nie jest w pełni prawdą, gdyż do tego grona zalicza się również Anioł Roncallii [tzw. Jan XXIII"] który został wybrany przed "soborem" [po śmierci Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, w 1958 r.] a który dopiero zwołał tenże "sobór"). Wg. Autora "tradycyjni moderniści" twierdzą, że w związku z zaistniałymi obecnie wyjątkowymi okolicznościami (tzn. "sobór watykański 2"), tych "papieży" nie należy słuchać. Oczywiście, autor w tym miejscu ma rację, pod warunkiem że ma na myśli tych, którzy uznają tychże "papieży", i deklarują, że są z nimi w jedności. Wówczas są rzeczywiście modernistami, odrzucają bowiem, jak prawidłowo wskazuje autor, Dogmat o Nieomylności Papieskiej Soboru Watykańskiego [tzw. pierwszego], twierdząc jednocześnie że uznają cały czas ten dogmat, w rzeczywistości zmieniając, wypaczając do własnych potrzeb jego tłumaczenie i pojęcie. Wg. "tradycyjnych modernistów" można samemu oceniać sobie nauczanie i dokumenty tych "papieży", oraz podważać ich prawowierność, jednocześnie wciąż będąc katolikami, i deklarując "uznawanie" tych "papieży" (jak robi to m.in. FSSPX, ale również "ks." Michał Woźnicki, który nie wydał dotąd jasnej deklaracji w tej kwestii). 

Jest to rzeczywiście kwintesencja modernizmu - oto nagle bowiem zaistniały "pewne okoliczności" które "zmuszają nas" do tego aby nie trzymać się ściśle Dogmatu o Nieomylności Papieża. Autor słusznie zauważa że posłuszeństwo Papieżowi ma charakter powszechny, nie odnosi się więc jedynie do nadzwyczajnego Magisterium (jak chcieli by to widzieć "tradycyjni moderniści") ale do całego Magisterium Kościoła, tak zwyczajnego, powszechnego jak i nadzwyczajnego, uroczystego, oraz do kwestii liturgicznych, dyscyplinarnych i prawnych, w których to Kościół, w osobie Papieża, nie może wprowadzać aktów złych, szkodliwych i niebezpiecznych dla wiecznego zbawienia swych wiernych.

Tak to rzeczywiście wygląda w "teologii" lefebrystów, i innych "tradycyjnych modernistów" (w tym Michała Woźnickiego), którzy w praktyce odrzucają Dogmat o Nieomylności Papieskiej, gdyż nie są w stanie się do niego stosować, jednocześnie twierdząc, że uznają soborowych "papieży" i modernistyczną "hierarchię" za prawowitą hierarchię Kościoła katolickiego. Jest więc prawdą zdanie autora, że "tradycyjni moderniści to te osoby, który w imię walki o prawowierność Kościoła, nie będą uznawały prawowiernej władzy tego Kościoła" (prawowierną władzą Kościoła katolickiego mogą być oczywiście tylko katolicy, a uznawanie prawowiernej władzy, jeśli taka rzeczywiście jest, nie może się ograniczać wyłącznie do powieszenia portretu w zakrystii i wymieniania imienia w Kanonie Mszy). 

Następnie autor cytuje fragmenty dwóch dokumentów "papieży" Vaticanum II (Wojtyły i Ratzingera) na temat "mszy trydenckiej" oraz "tradycji" (Ecclesia Dei oraz Summorum Pontificum), z których to cytatów również wynika, że nie można odrzucać zwyczajnego, powszechnego Magisterium Kościoła (JP2), oraz że zasada modlitwy nie może być sprzeczna z zasadą wiary ("Lex orandi — Lex credendi"). Następnie autor wysuwa sprzeczny z tym co zacytował, fałszywy wniosek, że "jedna forma [rytu mszy] może być lepsza, a druga może być gorsza", oraz że forma mszy nie wpływa zasadniczo na to jaką wyznajemy wiarę, gdyż wg autora "różnica form wyrażania wiary nie może prowadzić do różnic w sprawach wiary" (co jest wprost sprzeczne z cytowaną wyżej maksymą Lex orandi — Lex credendi (łac. norma modlitwy, normą wiary). Wynika więc z tego że autor uznaje wprost, że nieomylny, Święty Kościół Matka nasza może wprowadzić gorszą, niedoskonałą czy ułomną formę kultu Bożego, która w ciągu następnych lat może ulegać kolejnym udoskonaleniom i poprawkom dokonanym przez ten sam Kościół... Autor odrzuca więc nieomylność Kościoła w powszechnym Magisterium (które stanowi również ustanawianie ogólnych, obowiązujących cały Kościół norm liturgicznych) a więc zaprzecza temu, co sam mówił kilka chwil wcześniej, o Nieomylności Papieskiej...

Autor uważa, że ryt Mszy Św. "nie ma nic wspólnego z kwestiami wiary" co jest oczywistym nonsensem, i stanowi jawną sprzeczność z wyżej przytoczoną maksymą ("Lex orandi — Lex credendi"). Otóż wystarczy sięgnąć do dokumentów Soboru Trydenckiego, aby mieć absolutną pewność że ryt Mszy Św. jest ściśle związany z prawdami wiary, i że te prawdy zostały określone dogmatycznie, a więc należą do nadzwyczajnego, uroczystego Magisterium Kościoła. Ryt Mszy Św., podobnie jak każda inna norma liturgiczna, dyscyplinarna czy prawna w Kościele katolickim (choć oczywiście wszystkie te kwestie podlegają zmianom), nie może być w żaden sposób sprzeczny z prawdami Wiary (a więc pod tym względem jest niezmiennym, jak niezmienne są prawdy Wiary, których dotyczy bezpośrednio). Nikt nie może zmienić Prawd Wiary, tak samo nikt nie może wprowadzić w Kościele katolickim rytu (ani żadnego innego aktu prawnego, liturgicznego czy dyscyplinarnego), który byłby sprzeczny z prawdami Wiary. Autor uważa że "nowa msza" ma wady, a więc że Kościół katolicki mógł wprowadzić wadliwy ryt, odrzuca więc tym samym nieomylność Kościoła w sprawowaniu zwyczajnego, powszechnego Magisterium. Autor błędnie uważa że ktoś kto nie uznaje NOM za  ważnie promulgowaną mszę katolicką jest ekskomunikowany. Otóż jest dokładnie odwrotnie, ktoś kto uznaje NOM za ważnie promulgowaną mszę katolicką, odrzuca tym samym nieomylność zwyczajnego, powszechnego Magisterium Kościoła, i jest ekskomunikowany.

W kolejnych fragmentach autor wypowiada się na temat języka liturgicznego (gdzie odwołuje się do używanej w starożytności greki) po czym przechodzi znowu do tematu "mszy trydenckiej", a zasadniczo jej wprowadzenia bullą "Quo Primum Tempore" św. Piusa V. Autor zwraca tu słuszną uwagę na dwa bardzo istotne fakty. Pomijając że autor znowu mówi nam przy okazji, iż "Dogmaty nie ulegają zmianom, bo prawda jest niezależna od mijającego czasu" (ale, hola hola, nie tylko Dogmaty, ale CAŁE Magisterium Kościoła, tak zwyczajne, jak nadzwyczajne! Czyżby autor znowu zapomniał, co zarzucił na początku "modernistycznym tradycjonalistom"?), a także że w przeciwieństwie do dogmatów "forma wyrażania wiary cały czas ulega zmianie, i będzie ulegała, aż do końca czasów" (znowu zapominając przy tym, że "forma wyrażania wiary" musi być zgodna z zasadami Wiary [czyli z Magisterium], do niej prowadzić i z niej wynikać, nie może być tu żadnej sprzeczności!). 

Po pierwsze autor zwraca uwagę na bardzo istotny fakt, że powodem takiego "obwarowania" Mszy Rzymskiej, jakie zostało dokonane przez bullę "Quo Primum Tempore" Papieża św. Piusa V, była rewolucja protestancka, a więc jeden z największych ataków na Kościół Święty w całej jego historii, będący atakiem głównie na Sakramenty Święte i Ofiarę Mszy Świętej. To bardzo istotne, gdyż autor zdaje się widzieć zagrożenie ze strony protestantyzmu, jednocześnie nie dostrzegając (lub nie chcąc dostrzegać) identycznego (jeśli nie znacznie gorszego) zagrożenia ze strony modernizmu, który tak samo, już w XIX wieku, zaczął tworzyć pewne nurty (również liturgiczne) których celem było rozbicie (tym razem jednak od wewnątrz, niczym koń trojański) Kościoła Świętego. Te nurty doszły do głosu w drugiej połowie XX wieku, a po śmierci ostatniego katolickiego Papieża Piusa XII przejęły dawniej katolickie urzędy, instytucje i obiekty, wprowadzając swój "nowy porządek", wzorowany dokładnie na "porządku" protestanckim, w istocie będący jego odbiciem. Twierdzenie że nie dostrzega się tutaj podobieństwa jest dowodem ogłupienia i ślepoty bądź demonicznego wręcz zaślepienia duszy i umysłu...

Drugim bardzo ważnym faktem, na który autor zwraca uwagę, a o którym zapomina większość "tradycyjnych modernistów" (lub wprost go neguje), to fakt, że bulla ta w aspekcie prawno-dyscyplinarnym, nie dotyczy w żaden sposób następnych Papieży (których zresztą nawet nie wymienia), gdyż żaden Papież nie może do niczego prawnie zobowiązać swych następców, gdyż mają oni taką samą władzę. Pisał o tym jasno śp. x. Antoni Cekada w swym tekście na temat bulli "Quo Primum Tempore" (pt. "Czy Papież mógłby to zmienić?"). Oczywistym faktem jest, że Mszał Rzymski był od 1570 r. zmieniany kilkanaście razy, pierwszy raz już kilkadziesiąt lat po śmierci św. Piusa V. Kolejni Papieże zmieniali Mszał, dodając nowe święta, lub zmieniając, lub znosząc już istniejące, dodając kolejnych świętych, zmieniając kalendarz liturgiczny etc. Ostatniej dużej zmiany dokonał Papież Św. Pius X, zaś nowa edycja topiczna, przygotowana za pontyfikatu Św. Piusa X, została wydana w roku 1920, za pontyfikatu Papieża Benedykta XV. Kolejne drobne zmiany wprowadzali kolejni Papieże, jak choćby Pius XII, który zmienił święto Matki Bożej Pośredniczki Wszelkich Łask na święto Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi (31 maja), oraz zmienił rangę święta Wniebowzięcia N.M.P. (wraz z ustanowieniem Dogmatu w 1950 r.). Nie liczę w tym miejscu zmian wprowadzonych przez komisję liturgiczną Hannibala Bugniniego w 1955 r., które należy już niestety zaliczyć do zmian bezpośrednio przygotowujących grunt pod Novus Ordo Missae (jednak nie były one same w sobie jeszcze w żaden sposób heretyckie, tak jak późniejszy NOM).

Nie może żaden Papież ograniczyć władzy przyszłych Papieży! Oczywiście, to czysta prawda. Bulla "Quo Primum Tempore" nie ogranicza w żaden sposób władzy następców św. Piusa V. Kto uważa inaczej, plecie zwyczajne bzdury, a wręcz herezje. Papież może dowolnie zmienić postanowienia tejże Bulli. Nie może jednak, jak już wyżej zostało wykazane, wprowadzić wadliwego, złego, niedoskonałego, niegodziwego, nieważnego, bluźnierczego, świętokradczego, heretyckiego obrzędu, który byłby w jakiejkolwiek sprzeczności z zasadami Wiary Kościoła katolickiego, wyrażonymi w nieomylnym, zwyczajnym (powszechnym) bądź też nadzwyczajnym (uroczystym) Magisterium. Nowa "msza" jest więc niekatolicka nie dlatego, że jest "nielegalna", "niezgodna" z bullą "Quo Primum Tempore", ale dlatego, że "tak w ogólności, jak i w szczególe, stanowi całkowite odejście od katolickiej teologii Mszy Św., wyrażonej na XXII sesji Soboru Trydenckiego", dlatego że jest "neoprotestancka" jak zostało to jasno określone i wykazane w "Krótkiej analizie krytycznej NOM", podpisanej przez kard. Ottavianiego i Bacciego. Właśnie dlatego jest również nielegalna, gdyż została wprowadzona przez heretyckich okupantów i uzurpatorów, a nie prawowitą hierarchię Kościoła katolickiego, i to nie dlatego, że tak ustanowił Św. Pius V w bulli "Quo Primum Tempore", której "nikomu nie wolno zmieniać" (Papieżowi jak najbardziej wolno!), ale dlatego, że Kościół jest nieomylny w swym Magisterium oraz ustanawianiu norm prawnych, dyscyplinarnych i liturgicznych, i prawdziwy Kościół  katolicki nie może wprowadzić złego, wadliwego, nieważnego i niebezpiecznego dla zbawienia wiecznego dusz wiernych rytu "mszy" czy innych sakramentów bądź przepisów. Liturgia może podlegać i podlega zmianie, podobnie jak dyscyplina i prawo Kościoła, ale nie mogą stać one w sprzeczności wobec niezmiennych i nieomylnych zasad Wiary i moralności Kościoła!

Następnie autor cytuje bullę św. Piusa V, i dokonuje "odkrycia", że bulla ta nie znosi starożytnych liturgii Kościoła katolickiego (mających wówczas nie mniej niż 200 lat nieprzerwanej, niezmiennej ciągłości), tak wschodnich jak i zachodnich, które następnie po kolei wymienia. Otóż wszystkie te liturgie (w przeciwieństwie do NOM) wywodzą się z Tradycji Apostolskiej, są uświęcone wiekami świętych, którzy na nich wyrośli, jak sam autor stwierdza niektóre z nich są wręcz bogatsze od liturgii rzymskiej, i nie mają one nic wspólnego z protestancką rewolucją, przed którą słusznie "obwarował" Mszę Św., Św. Pius V, a do której bezpośrednio nawiązuje i odwołuje się rewolucja liturgiczna Montiniego z 1969 r., której współautorami było sześciu protestanckich pastorów i mason Hannibal Bugnini... 

Z całego tego wywodu wynika, że autor próbuje zachować logikę i wyciągać wnioski, jednak jego wiedza teologiczna ogranicza się praktycznie do ostatnich 50 lat ery posoborowej, potrafi on przytaczać wypowiedzi Wojtyły i Ratzingera, niestety nie zna on jak widać Magisterium Papieży katolickich, sprzed Vaticanum II, lub zna jedynie wyrywkowe fragmenty, jak choćby przytaczanej bulli "Quo Primum Tempore". Jego wywód jest oczywiście konsekwentny i logiczny, o ile w jakikolwiek sposób uznaje się "papieży" Vaticanum II za prawowitych papieży Kościoła katolickiego. Wówczas nie można walczyć o świętość Kościoła, odrzucając jednocześnie władzę tych papieży, tak jak robi to FSSPX, neo-FSSPX, "FSSPX tradycyjnej obserwancji" (bp. Williamson, ruch oporu etc.) czy "księża" w rodzaju "ks." Michała Woźnickiego, którzy są "za a nawet przeciw", jednocześnie podważając prawowitość Bergolgio, ale uznając prawowitość całego systemu modernistycznego neokościoła (np. własnych "władzy zakonnych", którym mimo to odmawia posłuszeństwa, wciąż jednak tytułując ich "braćmi", "inspektorami", "dyrektorami" etc., podobną tytulaturę zachowuje też wobec "biskupów diecezjalnych" novus ordo, "proboszczów" etc., z czego wynika że ich uznaje).

Na końcu autor jak mantrę powtarza kilka razy absurdalne słowa Ratzingera o "dwóch formach rytu rzymskiego (zwyczajnej i nadzwyczajnej)" myśląc za pewne, że jeśli kilka razy to powtórzy (nie podając przy tym oczywiście żadnych argumentów) to w jakiś sposób przekona słuchaczy to tego nonsensu. Jak mówi pewne przysłowie: "kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą w opinii publicznej" (albo jak mówił Gebbels: "kłamcie tak długo, aż uwierzą wam, że mówicie prawdę..."). "Dwie formy tego samego rytu" - to w istocie tak jak "dwie formy małżeństwa" - jedna forma to mężczyzna i kobieta, a druga to jak komu pasuje. Antykościół wymyślił sobie nowy ryt, nie bardzo wiedząc co zrobić z rytem rzymskim (moderniści mieli nadzieję, że może sam zniknie z czasem, "niestety" przeliczyli się). Masońska, neoprotestancka sekta novus ordo nazwała swój ryt nowym, zwyczajnym, obowiązującym, a rzymskokatolicki nazwała perfidnie nadzwyczajnym. Powtarzanie tego kłamstwa jest wpisywaniem się w ohydną, modernistyczną nowomowę. Święty Kościół Rzymski ma tylko jeden zwyczajny ryt, tym rytem jest Ryt Rzymski (tzw. "trydencki"). Poza tym są też inne ryty, "nadzwyczajne", które autor wymienia w swoim materiale, jak choćby ryty zakonne czy ryty niektórych miast czy regionów, które zachowały się w Kościele rzymskokatolickim. Oprócz tego mamy też całą mozaikę kilkudziesięciu rytów wschodnich (niektóre z nich autor również wymienia), które świadczą o bogactwie i różnorodności Kościoła powszechnego. Wszystkie one wywodzą się z wielowiekowej tradycji, wyrażają jasno naszą Wiarę, są zgodne z niezmiennym, nieomylnym Magisterium Kościoła Świętego i od setek lat pozostają praktycznie niezmienne. 

Z materiału tego jednak jasno wynika, że jedynym logicznym, katolickim rozwiązaniem jest sedewakantyzm. Można oczywiście negować rzeczywistość, tak jak autor materiału, i wciąż twierdzić, że białe jest czarne, a czarne jest białe, że Vaticanum II nie jest heretycki, że "nowa msza" nie jest heretycka, że posoborowi "papieże" nie są heretykami etc., i że wszystko jest tak naprawdę w porządku, poza jakimiś tam "drobnymi niedoskonałościami", można też tak lefebryści czy "ks." Michał Woźnicki "uznawać" heretycką hierarchię na czele z tzw. "papieżem" za prawowitą, a jednocześnie nie uznawać ich władzy, odrzucać ich prawodawstwo i nauczanie, twierdzić że mylą się w swym "zwyczajnym, powszechnym magisterium", uważać że "nowa msza" jest co najmniej niegodziwa i nieprawowita, a mimo to cały czas utrzymywać, że broni się Świętości Kościoła... Obie te postawy oznaczają całkowitą duchową schizofrenię i sprzeczność, w obu przypadkach mniej lub bardziej skutecznie maskowaną. Oby Bóg zerwał zasłonę z ich serc!

Siódmego dnia w Oktawie Objawienia Pańskiego

Michał Mikłaszewski, Redaktor Naczelny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz