W ramach struktur Novus Ordo odbywa się dziś tzw. Niedziela
Miłosierdzia Bożego. Miłosierdzie jest cnotą nadprzyrodzoną, aktem woli, w
którym chrześcijanin prowadzony miłością do Boga współczuje bliźniemu w jego
cierpieniach i pragnie je złagodzić, najpierw w dobrach duchowych, a dalej – w
materialnych. Prawda i sprawiedliwość są nieodłącznymi przy miłosierdziu
elementami. Moderniści, w duchu współczesnych antywartości i cywilizacji
śmierci (w najszerszym tego słowa znaczeniu), ośmielili się jednak targnąć na
tę „największą z cnót” (- św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiæ) i
całkowicie wypaczyć jej znaczenie. W oczach modernistów, dobro bliźniego zostało
przysłonięte, a na piedestale postawiona została tolerancja dla grzechu, z
nienawiścią do prawdy jako nieodłączną towarzyszką.
Nauczanie
Kościoła jasno wskazuje, że miłosierdzie jest owocem cnoty, prawdy i
sprawiedliwości. Nigdy nie może zostać od nich odłączone. Nie polega na
pobłażaniu grzechowi ani ignorowaniu Bożego prawa. Współczucie musi prowadzić
do pomocy w dobru, a nie utwierdzenia w złu. Taką postawę prezentowali
Apostołowie. W rozdziale drugim Dziejów Apostolskich, gdy na uczniów w
postaci języków ognia spływa moc Ducha Świętego, Piotr w swej mowie do
zgromadzonego tłumu zaczął od potępienia: „tego [Jezusa], naznaczoną radą i
przejźrzeniem Bożym wydanego, przez ręce niezbożników umęczywszy, zatraciliście”
(Dz 2; 23). Święty Piotr wyraźnie wskazuje na grzech, jakiego dopuścili się
Żydzi w wydaniu Zbawiciela na ukrzyżowanie. Nie pochwala w żaden sposób tego
grzesznego występku, nie dopuszcza do głosu innej perspektywy, choć oczami
Sanhedrynu czy Rzymian śmierć Jezusa była dobrą, ponieważ ratowała pokój w
Judei. Dopiero po naznaczeniu grzechu i potępieniu go przychodzi nauka: Mężowie
bracia! Niech się godzi bezpiecznie mówić do was o patriarsze Dawidzie, że
umarł i pogrzebion jest, i grób jego jest u nas aż do dnia dzisiejszego. Będąc
tedy prorokiem i wiedząc, że mu Bóg przysięgą przysiągł, iż z owocu biodry jego
miał siedzieć na stolicy jego, przeglądając, powiedział o zmartwychwstaniu
Chrystusowym, iż ani zostawion jest w piekle, ani ciało jego ujźrzało
zepsowania. Tego Jezusa wzbudził Bóg, czego my wszyscy jesteśmy świadkowie. (Dz
2; 29-32). Podsumowując, Święty Piotr gani pierw Żydów za popełniony
występek, a dopiero później podaje na niego remedium oraz naukę o
zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Celem takiego działania jest uświadomienie
Żydom ich grzechu, żeby świadomie mogli dostąpić jego odpuszczenia poprzez
pokutę, a w konsekwencji dostąpić wiecznej nagrody w niebie. Słusznie potem
Papież Pius XI napisze, że „Miłosierdzie, które nie wyrzeka się prawdy, jest
fundamentem chrześcijańskiego społeczeństwa.” (Caritate Christi compulsi,
1932).
Działania,
jakich dopuszczają się posoborowi okupanci Stolicy Piotrowej nijak się mają do
postępowania pierwszego Papieża. Ich gesty i myślenie prowadzone są fałszywie
pojmowaną tolerancją,
w rzeczywistości będącą akceptacją grzechu. W konsekwencji, grzesznicy są
utwierdzani w swoim odłączonym od łaski życiu, czego dalszym efektem jest
wieczne odłączenie od miłości Wszechmogącego Boga w otchłani piekielnej. Czym
bowiem było niesławne spotkanie międzyreligijne w Asyżu w 1986, zorganizowane
przez Karola Wojtyłę, czy też uhonorowanie Lutra przez Watykan w 500 rocznicę
protestanckiej rewolucji? Czy działania te doprowadziły lub chociaż miały
doprowadzić do nawrócenia kogokolwiek? Oczywiście, że nie. Ekumeniczny,
diabelski duch nakłania modernistów do akceptacji błędów jako równoważnych
temu, co uważają za prawdę. Nie powinno to jednak nikogo dziwić – w III wieku
po Chrystusie cesarz Aurelian wprowadził w całym Rzymie kult Sol Invictus jako
nadrzędnego bóstwa, z innymi bogami jako podrzędnymi, wykluczając jedynie
Jezusa Chrystusa; prawda nie może zostać pogodzona z kłamstwem, dlatego
wszystkie fałszywe religie owego okresu były w stanie się zjednoczyć – gdyż
miały jedno źródło, jakim był Szatan. Prawda zaś nie może dopuścić do siebie
choćby najmniejszego kłamstwa. Katolicyzm ma własność pionu i nie znosi
odchyleń, wszelki więc kompromis z fałszem „jest kompromitacją”,
parafrazując Henryka de Chambord.
Stwierdzić
więc można śmiało, iż modernistom brak jest miłosierdzia względem bliźnich, co
w obliczu wypierającego kult maryjny kultu „Bożego miłosierdzia” według s.
Faustyny Kowalskiej może wydawać się paradoxalne. O potępieniu i fałszywości
owego kultu nieraz wspomniane było na naszej stronie.
Warto jednak zauważyć jaki cel ma w modernistycznej działalności zmiana
definicji miłosierdzia, jak i promocja samych, fałszywych nabożeństw. A cel
jest prosty – wyprzeć z mentalności ludzi katolickich Świętych, prawdziwych
Świętych. Święty Mikołaj czy święty Walenty zostali już dawno zaliczeni w
poczet legend i „chrześcijańskiej mitologii”, jak już zaczęto na Okcydencie
określać prześmiewczo naszą Świętą Wiarę. Obecność Maryi jest jednak zbyt silna
by ot tak ją wyrugować. Dlatego nasza Święta Pani zastępowana jest rożnymi,
fałszywymi zamiennikami. Stąd tak gwałtowny rozrost fałszywych i szybkich
kanonizacyj w ramach antykościoła Novus Ordo i stąd wypierająca Różaniec tzw.
„koronka do Bożego Miłosierdzia”. Szatan boi się Maryi i podejmuje z nią
zaciętą walkę, która jednak z góry skazana jest na klęskę, ponieważ to
niewiasta „zetrze głowę” węża (Rdz 3; 15).