Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

niedziela, 26 lutego 2023

Cześć: Jestem Sedewakantystą

Cześć: Jestem Sedewakantystą

22 Luty, 2023

Tłumaczenie polskie za:


Cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięte z Biblii Wujka (1962)

Formatowanie tekstu nieznacznie zmienione


Kilka tygodni temu na Twitterze dżentelmen o imieniu Matthew (połowa Poniedziałkowych Poranków z Mattem i Kevinem - Monday Mornings with Matt and Kevin - w Catholic Family Podcast) ubolewał nad stopniem, w jakim „komentatorzy Novus Ordo / apologeci FSSPX dominują w katolickim krajobrazie mediów społecznościowych”.

To słuszna obserwacja, zwłaszcza biorąc pod uwagę rosnącą popularność tradycyjnych osobowości i mediów, które bytują gdzieś pomiędzy. Rozwiązanie zaproponowane przez Matthew było dość proste:

„Potrzebujemy więcej sedewakantystycznych głosów docierających do tych samych mediów”.

Niedawno jeden z komentatorów na Twitterze zapytał mnie, czy jestem „oficjalnie sedewakantystą”.

Moja odpowiedź brzmiała (i dzięki łasce Bożej zawsze będzie), że oficjalnie jestem katolikiem.

Nawet jeśli ta odpowiedź mogła wydawać się sarkastyczna, a może nawet wymijająca, nie była ani jednym, ani drugim, a w tej dyskusji jest to o wiele więcej niż tylko semantyka.

Prosty fakt, że istnieje wiele podgrup plemiennych działających w przestrzeni, która jest ogólnie uważana za katolicką, czy to w mediach społecznościowych, czy w inny sposób – posoborowianie Novus Ordo, lefebryści FSSPX, liberałowie, postępowcy, konserwatyści, tradycjonaliści itp. – jest dowodem na to, że środowisko, o którym mowa, nie jest prawdziwie katolickie. Namiotem, pod którym wszystkie te różne grupy żyją, poruszają się i istnieją, jest soborowy fałszywy kościół, którego jedną z podstawowych cech jest całkowity brak jedności chrześcijan.

Mówiąc o jedności, mam tu na myśli bardzo konkretnie więzy wiary i miłości, które zawsze istnieją między członkami Świętego Kościoła Rzymskokatolickiego.

Nie oznacza to, że podgrupy fałszywego kościoła nie posiadają żadnych jednoczących zasad, z pewnością posiadają. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę ich genezę w fałszywym kościele, „jedność”, którą się cieszą, jest w dużej mierze kpiną lub odwróceniem autentycznej jedności katolickiej.

Na przykład można zauważyć, że grupy te łączy pewna jedność anty-miłości, z braku lepszej terminologii, etos zdefiniowany w dużej mierze przez wrogość, jaką każda z nich żywi do drugiej. To właśnie brak komunii stanowi wspólną płaszczyznę, na której każda z nich stoi, i przejawia się na różne sposoby, być może najbardziej godne uwagi w szerokiej różnorodności liturgii, które sprawują (np. tradycyjne, charyzmatyczne, ludowe, tęczowe itp.)

Co więcej, te odmienne grupy dzielą również to, co można nazwać jednością anty-wiary.

W tym przypadku wspólna płaszczyzna, na której każda z nich stoi – od najdalszych zakątków liberalnej lewicy do skrajnych prawicowych obrzeży tak zwanego „ruchu tradycjonalistycznego”, w tym FSSPX – może zostać zredukowana do odrzucenia dwóch całkowicie podstawowych, fundamentalnych i niezmiennych doktryn katolickich: tożsamości i nieomylności Kościoła (tradycyjnej katolickiej eklezjologii, szerzej mówiąc) oraz natury i prerogatyw papiestwa.

Do każdego, kto może naiwnie wierzyć, że status „mniej niż pełnej komunii” FSSPX gruntuje ich mocno w odwiecznej wierze poza fałszywym namiotem kościelnym:

Wzywam was, abyście bronili postawy Bractwa wobec bergogliańskiego Watykanu, przytaczając choćby jeden cytat ze Świętego Magisterium, ostrzegający wiernych, aby mieli się na baczności przed trującymi błędami autorytatywnie wydawanymi przez Rzym, Świętego Biskupa Rzymskiego lub ważny sobór powszechny.

PRO TIP: Nie trać czasu. Nie ma takich ostrzeżeń. [„pro tip” – „professional tip” – rada profesjonalisty – przyp. tłum.]

Czy nam się to podoba, czy nie, FSSPX stoi ramię w ramię z liberałami, postępowcami i konserwatystami, którzy mocno wierzą, że Kościół i Wikariusz Chrystusa mogą, zaprzeczali i rutynowo zaprzeczają w naszych czasach temu, czego wcześniej nauczano przez wieki. Podczas gdy ci na lewicy świętują to zerwanie, ci z prawicy (np. FSSPX i inni tak zwani „tradycjonaliści”) wierzą, że to do nich należy zidentyfikowanie tych błędów i przeciwstawienie się im - a koncepcja taka nigdzie nie występuje w tradycji katolickiej.

Gdzie więc tak zwani „sedewakantyści” pasują do tej matrycy?

Myślę, że dla wszystkich jest bardzo jasne, że samozwańczy sedewakantyści nie powinni być zaliczani do tych, którzy koczują pod soborowym fałszywym namiotem. Mimo to w sedewakantystycznym pokoju znajduje się słoń, któremu poświęca się zbyt mało uwagi, a mianowicie stopniu, w jakim wydaje się, że brakuje jedności wiary i miłości nawet w ich szeregach.

Można na przykład zauważyć, jak często samoidentyfikujący się sedewakantyści czują się zmuszeni do powiedzenia: „Nie wszyscy sedewakantyści wierzą w to lub trzymają się tamtego...”

Obserwator może nawet odnieść wrażenie, że jest to wspólna płaszczyzna, na której stoją wszyscy, którzy maszerują pod sztandarem sedewakantystycznym. Jest to zasadniczo – tylko pozornie, jak wyjaśnię – milczące przyznanie, że „nie jesteśmy zjednoczeni w wierze”.

Jeśli chodzi o miłość, chociaż wydaje się, że istnieje pewien stopień komunii między samoidentyfikującymi się sedewakantystami, istnieją również poważne rozbieżności w odniesieniu do rzeczy takich jak Msza „una cum” i spory, których Mszału używać, żeby wymienić tylko kilka.

Ten pozorny brak jedności jest problematyczny i powinien niepokoić wszystkich, którzy identyfikują się jako „sedewakantyści”, choćby z tego powodu, jak tylko z przesłania, które wysyła, słusznie lub niesłusznie, do tych, którzy poszukują jedynego prawdziwego Kościoła, społeczeństwa, którego członkowie są zawsze zjednoczeni widzialnymi więzami wiary i miłości.

W tym miejscu można zapytać, czy problem ten jest endemiczny dla sedewakantyzmów, czy tylko przypadkowy. Dobrą wiadomością, moim zdaniem, jest to, że to drugie.

Jak więc doszło do tej sytuacji?

Podobnie jak ich świeccy odpowiednicy, religijni moderniści są mistrzami w manipulowaniu językiem. Zbyt często ci, którzy stoją w opozycji do ich diabolicznego programu, zamiast z miejsca odrzucić zwodniczy leksykon lewicy, dokonują do niego własnych wpisów. Czyniąc to, nieumyślnie uwiarygodniają oszustwo.

W tym przypadku ten, kto przedstawia się innym, jakby chciał powiedzieć w jakiejś formie lub w jakiś sposób: „Cześć, jestem sedewakantystą”, nieświadomie pozwolił wrogom Chrystusa wywierać wpływ na narrację.

Jakże to?

Powiedziałbym, że sprzeciwianie się soborowemu oszustwu, z jego mnóstwem niejednolitych powiązań plemiennych, a jednocześnie identyfikowanie się jako „sedewakantysta” – jak robi to rutynowo wielu ludzi, których bardzo szanuję – jest podobne do walki z agendą LGBT, podczas gdy jednocześnie nazywamy siebie „cisgender”.

Oczywiście nie ma czegoś takiego jak cisgender, transgender lub [tu wstaw swój ulubiony zaimek]; są po prostu mężczyźni i kobiety.

Podobnie, nie ma czegoś takiego jak postępowy katolik, konserwatywny katolik czy tradycjonalistyczny katolik, ani też nie ma czegoś takiego jak „sedewakantysta”.

Są po prostu katolicy i niekatolicy. Kropka.

A skąd wiemy, kto jest, a kto nie jest katolikiem?

Święte Magisterium nigdy nie wahało się co do wymogów członkostwa w Mistycznym Ciele Chrystusa: zewnętrzne manifestowanie i wyznawanie prawdziwej wiary; udział w świętych obrzędach, które zostały przekazane; uczestnictwo w tej samej Najświętszej Ofierze i praktyczne przestrzeganie tych samych praw.

Spośród wszystkich osób i podgrup plemiennych wymienionych w tym artykule tylko jedna obiektywnie spełnia te kryteria, to znaczy ci błędnie nazywani „sedewakantystami”.

Każda z pozostałych skutecznie odrzuciła przynajmniej te wspomniane wcześniej dogmaty katolickiej eklezjologii i doktryny Kościoła dotyczące boskich prerogatyw papiestwa.

Św. Paweł ostrzegał Koryntian przed wpadnięciem w pułapkę tożsamości:
Dano mi bowiem znać o was, bracia moi, przez ludzi Chloi, że są spory między wami. To zaś powiadam, że każdy z was mówi: Ja właśnie jestem Pawła, ja zaś Apolla, a ja Kefy, ja znów Chrystusa. Rozdzielony jest Chrystus? Czy Paweł był za was ukrzyżowany? Albo w imię Pawła jesteście ochrzczeni?

(1 Kor 1:11-13)
Nie spotkałem żadnego samozwańczego sedewakantysty, który by się nie upierał, i to rozsądnie: „Jestem Chrystusa, dlatego jestem katolikiem”. A jednak ich wizytówka bardzo często brzmi inaczej.

Jeśli chodzi o „sedewakantyzm” i związane z nim wyrażenia, takie nazwy odnoszą się nie do tego, kim jest dana osoba, ale raczej do zestawu wniosków, które katolik wyciągnął.

Przykłady pozornego braku jedności wśród tak zwanych sedewakantystów (słoń w pokoju) są właściwie rozumiane jako różnice zdań w sprawach otwartych na uprawnioną debatę wśród katolików, którzy pozostają zjednoczeni w wierze i miłości.

W naszych czasach jest wiele takich spraw pod ręką i nikt nie ma wszystkich odpowiedzi, nikt. Nie oznacza to, jak sugerują niektórzy, że cały obecny kryzys kościelny jest tajemnicą, na którą nie ma konkretnych odpowiedzi. Święta Matka Kościół dała nam każdą odpowiedź, której naprawdę potrzebujemy, aby być i pozostać katolikami.

Na przykład, zgodnie z niezmiennym nauczaniem Świętego Magisterium, przedstawionym w czcigodnych katechizmach, przez licznych świętych, świętych papieży i doktorów, Kościół katolicki „zwycięsko zawsze odpierał od siebie zarazę herezji i błędów” (por. papież Pius XI, Quas primas). Jako takie, jego autorytatywne nauczanie – nawet to, które nie jest nieomylnie zdefiniowane – zapewniają wiernym „nieomylne bezpieczeństwo, gdyż są bezpieczne dla wszystkich”. (por. kard. Franzelin, De divina Traditione et Scriptura, Thes. XII, schol. 1).
Na tej podstawie katolik nie może nie dojść do wniosku, że wspólnota religijna obecnie okupująca Watykan, o ile rutynowo udziela doktryn, których przyjęcie jest niebezpieczne, nawet w tekście soboru twierdzącego, że jest ekumeniczny, nie może być Kościołem katolickim. Musi to być zatem fałszywy kościół.

Jest to bardzo poważny wniosek, który może i powinien być zbadany i zakwestionowany przez każdego szczerego poszukiwacza prawdy katolickiej, aby ustalić, czy może ona wytrzymać intensywną analizę doktrynalną.

Niestety, wnioski takie jak ten są w dużej mierze odrzucane z bardzo niewielkim, jeśli w ogóle, badaniem doktrynalnym, nawet ze strony osób, które poświęcają wiele czasu i energii na badanie i omawianie spraw teologicznych.

Dlaczego?

Po pierwsze, ponieważ zbyt często przypisuje się je komentatorowi, który identyfikuje się jako „sedewakantysta”.

Czy to jest sprawiedliwe? Rozsądne? Nie, oczywiście, że nie, ale wina nie należy całkowicie do plemion fałszywego kościoła.

Jak mogę powiedzieć coś takiego?

Jak wspomniano, plemienność jest endemiczna dla fałszywego kościoła, w dużej mierze antropocentrycznego społeczeństwa wzorowanego na świeckim świecie, w którym plemienność jest również endemiczna. Wszędzie tam, gdzie istnieje trybalizm, wyśmiewanie i odrzucanie niektórych członków innych plemion, w szczególności tych, które składają się z niewielkiej kontrowersyjnej mniejszości, jest powszechną praktyką.

Prawda jest taka, że samoidentyfikujący się katolicy w naszych czasach są w przeważającej mierze odmianą fałszywego kościoła, co nieuchronnie oznacza, że są w przeważającej mierze plemienni, a zatem skłonni do unikania tych, którzy otwarcie identyfikują się jako członkowie innego plemienia, w szczególności takiego, które jest małe i powszechnie uważane za kontrowersyjne.

Skoro tak jest, kiedy „sedewakantysta” jest skutecznie przedstawiany i ukazuje się, nawet bez zamierzonej intencji, jako tożsamość plemienna, jest to na rękę architektom soborowego fałszywego kościoła. W takich warunkach praktycznie zachęca się i należy oczekiwać, że zostanie odrzucony bez sprawiedliwego procesu.

Jest to jeden z powodów (między innymi, które zostaną zachowane na inną dyskusję), dlaczego, w mojej ocenie, tak zwane „głosy sedewakantystyczne” (lepiej rozumiane jako głosy katolickie) walczą o zwiększenie swoich przepustowości w mediach społecznościowych i wszędzie indziej.

Trzeba przyznać, że odkręcenie tego będzie w najlepszym razie trudne, a może nawet niemożliwe, ale mimo to, od tego momentu, zachęcam wszystkich, którzy mają zwyczaj identyfikowania się jako „sedewakantyści”, aby odtąd przedstawiali dokładniejszą wizytówkę:


[Cześć, Jestem Katolikiem]

ZA: https://novusordo-pl.blogspot.com/2023/02/czesc-jestem-sedewakantysta.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.