Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

środa, 16 stycznia 2019

O błędach portalu Polonia Christiana (PCh24) wobec Kościoła i Papieży.

W lipcu, ubiegłego już roku, "na łamach portalu PCh24" ukazał się całkiem popularny artykuł pana Michała Wałacha zatytułowany "Historia upominania papieży przez wiernych". Artykuł ten w świetle historii oraz poniekąd teologii opisuje błędy i herezję poszczególnych papieży i proces ich upominania przez wiernych czy też innych członków Kościoła. Wszystko pewnie byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż żaden papież w historii Kościoła nie głosił jakiejkolwiek herezji czy błędu w wierze i sam nie uznawał żadnych błędów. Artykuł ten jest oparty na wielkim kłamstwie, jakoby papież mógł głosić błędy w wierze czy wprost herezje. Niekompetentne są także fakty historyczne. Treść tego artykułu obiektywnie jest krzywdząca dla Kościoła i Papiestwa, choć oczywiście nie można przypisywać z góry złych intencyj autorowi. 

Redaktor PCh24 pan Michał Wałach nie zna, bądź nie uznaje nauczania Soboru Watykańskiego. Nieomylne nauczanie tego Świętego Soboru jasno mówi w rozdziale IV "O nieomylnym nauczaniu biskupa Rzymu": "Ojcowie bowiem Czwartego Soboru Konstantynopolitańskiego, idąc śladem swoich poprzedników, ogłosili następujące uroczyste wyznanie: Pierwszym warunkiem zbawienia jest zachowanie reguły wiary. Skoro nie można pominąć decyzji naszego Pana Jezusa Chrystusa, mówiącego: „Ty jesteś Piotr, i na tej skale zbuduję mój Kościół”, słowa te są potwierdzone swymi skutkami, ponieważ w Stolicy Apostolskiej zawsze była wiernie zachowywana religia katolicka i publicznie podawana święta nauka. Nie chcąc więc odłączyć się od tej wiary i nauki, mamy nadzieję, że osiągniemy trwanie w jednej wspólnocie, którą głosi Stolica Apostolska, i na której opiera się trwałość integralnej i prawdziwej religii chrześcijańskiej." Pan Michał Wałach, pisząc o tym, że niektórzy Papieże błądzili w sprawach wiary czy nawet głosili herezje (ostatecznie pisze tak przynajmniej o Janie XXII) obiektywnie przeczy, świadomie lub nie, nieomylnemu nauczaniu Soboru Watykańskiego. Jeśli by było tak jak pisze pan Michał Wałach, i papieże nauczali by błędów czy herezyj to nieomylny Sobór podawałby do wierzenia katolikom kłamstwo, a to jest niemożliwe. Nieprzerwane wyznawanie wiary katolickiej i podawanie zawsze i wiernie świętej nauki to fakty, które nie dadzą się pogodzić z jednoczesnym głoszeniem żadnych błędów czy herezyj. 

Już ów fragment nauczania Soboru Watykańskiego przeczy założeniom kłamliwego artykułu pana Michała Wałacha. Prawdziwi i prawowici papieże, a o takich pan Wałach pisze, nigdy nie głosili herezyj i błędów. Ponadto prawdziwi i prawowici Papieże zawsze wiernie zachowywali religię katolicką i publicznie podawali świętą naukę. To musi wiedzieć każdy katolik i powinien wiedzieć każdy kto się za katolika uważa.

Przypomnijmy także dwa twierdzenia ze słynnego Dictatus papae Papieża Grzegorza VII: "Kościół rzymski nigdy nie pobłądził i po wszystkie czasy, wedle świadectwa Pisma św. w żaden błąd nie popadnie" jak też "Nikt nie może uważać się za katolika, kto nie zgadza się z Kościołem Rzymskim". 

Zajmiemy się zatem przeanalizowaniem artykułu pana Michała Wałacha w celu wykrycia błędów i ukazania prawdy o tak ważnych aspektach historii Kościoła, Papiestwa i teologii katolickiej. Sprawa to bowiem nader ważna. 

Pan Wałach rozpoczyna artykuł fragmentem następującym: 
"Wbrew niebezpiecznym mitom, Kościół dopuszcza teoretyczną możliwość popełnienia przez biskupa Rzymu ludzkich błędów. W historii Kościoła to się zdarzało, a wierni jako swój obowiązek pojmowali upomnienie papieża. Wielu z upominających zostało później świętymi. Tak jak niektórzy upominani, którzy pokornie przyjęli słuszne uwagi braci w Chrystusie". 
Fragment zawiera w sobie jak ufamy jedynie "nieporozumienie", jakoby papież mógł podawać błąd czy herezję do wierzenia. Temu przeczy dokładnie Sobór Watykański, a nie jakieś "niebezpieczne mity". "Kościół dopuszcza teoretyczną możliwość popełnienia przez biskupa Rzymu ludzkich błędów." - Kościół nie dopuszcza takiej możliwości. Jest święty i nieomylny, gdyż takim go założył Kościół i żaden Papież prawowity, a takich mieliśmy zwykle bez dłuższych wakatów aż do tzw. soboru watykańskiego II. Także widzialna głowa Kościoła nie może głosić publicznych herezyj, bo w takim wypadku przestała by być papieżem, jak poświadcza teologia katolicka (w tym Doktorzy Kościoła tj. św. Robert Bellarmin czy św. Franciszek Salezy). Papież może popełnić każdy grzech, ale nie herezję czy apostazję bo w takim wypadku przestaje być Papieżem, tracąc urząd ipso facto, bez deklaratywnego orzeczenia. Owe, jak to pan Michał Wałach napisał, "ludzkie błędy" niewątpliwie oznaczają właśnie błędy w wierze czy bezpośrednio herezje, gdyż o takich właśnie rzekomych przypadkach pisze pan Wałach w dalszej części artykułu. Tego typu "ludzkie błędy" nie mogą się przytrafić prawowitym papieżom katolickim, a to o nich będzie pisał redaktor PCh24 i to niestety w sposób nieuczciwy wobec prawdy. "W historii Kościoła to się zdarzało, a wierni jako swój obowiązek pojmowali upomnienie papieża. Wielu z upominających zostało później świętymi. Tak jak niektórzy upominani, którzy pokornie przyjęli słuszne uwagi braci w Chrystusie." - jeśli się zdarzało upominać Papieża na przestrzeni wieków, to absolutnie nie dlatego, że obiektywnie przeczył on wierze: o tym świadczy prawdziwa historia Kościoła i najsampierw Sobór Watykański. To "Kościół nauczający" (czyli Papież wraz z biskupami) jest od nauczania "braci w Chrystusie" i to nauczanie nie jest rolą wymienną, a trwale jednostronną - zawsze, w każdym momencie dziejów. 

Przyjrzyjmy się dalszemu fragmentowi artykułu: 
"Przebywający później w Antiochii święty Piotr traktował nawróconych pogan zgodnie z postanowieniami soboru, jednak po przybyciu do gminy byłych żydów zmienił zachowanie. Z tego też powodu Apostoł Narodów publicznie upomniał pierwszego papieża, bowiem – zdaniem świętego Pawła – niejednoznaczna postawa świętego Piotra wprowadzała wśród wiernych zamęt! Apostoł z Tarsu tak opisuje tę historię w Liście do Galatów:  
„Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?”. (Ga 2, 11-14).  
Tak więc jeden wielki święty upomniał innego wielkiego świętego, gdy dostrzegł, że jego zachowanie nie było – przez brak konsekwencji – wzorcowe. Nie zrodziło to jednak wzajemnych zarzutów dotyczących schizmy, herezji czy niewierności wobec papieża. Piotr był człowiekiem pokornym i mimo szczególnej misji powierzonej mu osobiście przez Chrystusa, przyjął i zastosował się do uwag Pawła. Dzięki temu ludzie przyjmowani do ówczesnego Kościoła nie musieli (i wciąż nie muszą) poddawać się np. obrzezaniu." 
Negatywnie trzeba ocenić już samo cytowanie modernistycznego przekładu Biblii Tysiąclecia, która nie ma rzeczywiście katolickiego imprimatur. Autorowi nie powinny być obce liczne błędy, które są słusznie wytykane tłumaczom tego nieszczęsnego przekładu. Pisząc o tej kwestii należało się odnieść do Tertuliana, który dokładniej wyjaśniał tę sprawę w rozdziale XXIII Perskrypcji przeciw heretykom: 
"Celem więc wmówienia, że Apostołowie nie posiadali pełnej wiedzy, przytaczają fakt, że Paweł udzielił nagany Piotrowi i tym, którzy z nim byli. Do tego stopnia odczuwali ten brak wiedzy, jak powiadają i z tego budują argument, że później kiedy Paweł wyróżniający się pełnią wiedzy boskiej udzielił im nagany, zmuszeni byli się dokształcać. Możemy i tu odpowiedzieć tym, którzy odrzucają Dzieje Apostolskie: „Najpierw powinniście wykazać, kim był ów Paweł, kim był zanim został Apostołem, w jaki sposób stał się Apostołem”. Bardzo często bowiem posługują się nim w dyskusjach. Nie ma bowiem konieczności wierzyć, jeśli on sam oświadcza, że stał się z prześladowcy wyznawców Chrystusa Apostołem, skoro nawet sam Pan nie dawał o sobie świadectwa. Lecz niech wierzą bez Pisma św. przeciw Pismu św., byleby tylko udowodnili z tego co przytaczają, że Paweł upominając Piotra, inną w swych zarysach głosił Ewangelię, niż tą, którą głosił Piotr czy inni Apostołowie. Co więcej, kiedy nawrócił się z prześladowcy na głosiciela ewangelii, wówczas przez braci został doprowadzony do braci jako jeden z braci i przez tych do tych, którzy przyjęli wiarę od Apostołów. Następnie jak sam opowiada, udał się do Jerozolimy, aby zobaczyć Piotra, jako urzędowego i mającego prawo głosić ewangelię wiary. Tutaj wcale by się nie zdziwiono, jeśliby ten, który będąc prześladowcą, stał się ewangelizatorem, głosił jakąś inną ewangelię i nie chwaliliby Pana z tego powodu, że przybył Jego przeciwnik Paweł. A jednak podali mu rękę na znak zgody i pojednania i podzielili się obowiązkami a nie różnicami w głoszeniu Ewangelii, tak, że nie każdy uczył co innego, ale aby każdy przepowiadał tę samą ewangelię komu innemu, Piotr żydom, Paweł zaś narodom pogańskim. Zresztą, jeśli Piotr został zganiony, to tylko dlatego, że kierując się względami ludzkimi, raz przebywał z poganami, kiedy indziej zaś stronił od nich, był to więc błąd postępowania a nie przepowiadania. A więc nie dlatego, że głosił: inny jest Bóg niż Stworzyciel, inny jest Chrystus niż ten zrodzony z Maryi Dziewicy, inna jest wreszcie nadzieja niż zmartwychwstanie."  
I oczywiście, pan Michał Wałach w tym fragmencie nie oskarża o herezje św. Piotra, ale tej sytuacji nie można przedstawiać jako preludium do sytuacji rzekomo analogicznej z "błądzącym w wierze Papieżem" o jakiej będzie później. 

Nie zmienia to jednak faktu, że pan Michał Wałach wprost twierdzi, że św. Piotr chociażby w pewnym stopniu moralnie zbłądził, skoro "jego zachowanie nie było - przez brak konsekwencji - wzorcowe". Jest to nieprawda. Fragment z podręcznika do dogmatyki fundamentalnej księdza dr Michała Sieniatyckiego sprawę wyjaśnia właściwie: 
„Nawróconym z żydów chrześcijanom wolno było przez pewien czas zachowywać także i przepisy prawa Mojżeszowego, co też oni skrupulatnie przestrzegali. Skoro wielu takich chrześcijan przyszło z Jerozolimy do Antiochii św. Piotr, chociaż przed ich przybyciem nie stosował się w pożywaniu pokarmów do przepisów prawa Mojżesza, począł się do nich stosować i żyć po żydowsku. Czynił to dlatego, by nawróconym z żydów, którzy byli jeszcze słabej wiary i byli zarażeni wieloma przesądami religijnymi z żydostwa wyniesionymi, nie dawać zgorszenia i nie odstręczać ich od wiary chrześcijańskiej, a także, by nie zmniejszać sobie powagi i wpływu u żydów w Judei, którzy byli terenem jego pracy apostolskiej. Z drugiej strony św. Paweł, który jak najgorliwiej propagował wolność od przepisów prawa Mojżeszowego dla nawróconych, uważał stosowanie się św. Piotra do tych przepisów, choćby tylko ze względów taktycznych, za szkodliwe dla swej propagandy i wywołujące zamieszanie sumienia także i u chrześcijan z pogan nawróconych, dlatego tak surowo wystąpił przeciw postępowaniu św. Piotra. Jak się z tego okazuje obydwaj Apostołowie, każdy ze swego punktu widzenia i ze względu na swe prace apostolskie, mieli rację i roztropnie działali. Dlatego św. Piotr i po naganie ze strony św. Pawła, nie odstąpił od swego sposobu postępowania, ale przez swe milczenie na naganę dał poznać chrześcijanom z pogan, że nie są obowiązani do zachowania prawa mojżeszowego. Św. Paweł nie dlatego tak ostro wystąpił przeciw św. Piotrowi jakoby nic nie wiedział o prymacie Piotra, lecz raczej przeciwnie dlatego, że wiedział, iż Piotr dla swej prymasowskiej godności ma wielką powagę, przeto może wielu nawet z pogan nawróconych pociągnąć do naśladowania. Św. Piotr z pokory nie reagował przeciw tej naganie odwołaniem się do swego prymatu”. 
Idąc dalej: 
"Upomnienia zdarzały się i później. Wartym wspomnienia jest przypadek zagubionego papieża Liberiusza, którego pontyfikat przypadł na okres rozprzestrzeniania się herezji ariańskiej. Biskup Rzymu nie sprzyjał herezji i – co więcej – opierał się błądzącemu cesarzowi, który wymagał od następcy świętego Piotra tylko potępienia stanowczo walczącego z arianizmem Atanazego Aleksandryjskiego (dziś świętego). Potępienie takie byłoby jednak równoznaczne z poparciem antytrynitarskich błędów. Gdy jednak papież został wygnany z Rzymu, a w azjatyckiej niewoli spotkał się z długotrwałymi prześladowaniami, jego opór zmalał i w końcu doszło do ekskomunikowania Atanazego.  
Później Liberiusz podpisał formułę wiary niezawierającą słowa homoousios. To bardzo istotne, gdyż oznaczało, iż według papieża Chrystus, Syn Boży, nie jest współistotny Ojcu. Formuła niezawierająca słowa homoousios sama w sobie nie była heretycka, ale pozbawienie jej niezwykle precyzyjnego określenia (a więc de facto rozmycie jej) było korzystne dla heretyków i ariańskiego cesarza. Ten, dopóki żył, domagał się od Liberiusza – który po podpisaniu formuły mógł już powrócić do Rzymu – milczenia. Odwagi nabrał dopiero po śmierci władcy, jednak okres chwilowej słabości osłabił autorytet papiestwa. Ostatecznie w całym Kościele zwyciężyły racje Atanazego, dziś czczonego jako wielki święty i Doktor Kościoła. To on miał wtedy rację, a nie ówczesny papież." 
Czytając ten fragment, należy odnieść wrażenie, że prawdopodobnie pan Michał Wałach naczytał się protestanckich, bądź modernistycznych treści. Nie jest prawdą, że podpisanie semiariańskiego wyznania wiary oznaczało, iż "według papieża Chrystus, Syn Boży, nie jest współistotny Ojcu". Nie jest także prawdą, że to osłabiło autorytet papiestwa. Tym bardziej, iż po powrocie do Rzymu Liberiusz był witany jako nieugięty bohater. Liczni autorzy, takich jak Sokrates, Teodoret i Sulpicjusz Sewer świadczy na korzyść Liberiusza. Można próbować ganić Liberiusza za niestanowczość i milczenie, ale nie za błędy w wierze. Czystość jego wiary pozostała nietknięta, tak, że zdanie "on miał wtedy rację, a nie ówczesny papież" jest nie na miejscu. 

Przechodząc do następnego fragmentu czytamy: 
"W VII wieku zaistniał w Kościele chrystologiczny spór między patriarchą Jerozolimy Sofroniuszem (dziś świętym), a patriarchą Konstantynopola Sergiuszem. Ten drugi, chcąc dokonać pojednania ze zwolennikami monofizytyzmu (heretyckiego poglądu o wchłonięciu ludzkiej natury Jezusa Chrystusa przez naturę Boską) stworzył równie heretyckie rozwiązanie „kompromisowe” – monoteletyzm. Z przyczyn politycznych wspierał go w tym cesarz Herakliusz, pragnący za wszelką cenę pokoju wśród chrześcijan. Błędom monoteletyzmu (zakładającego, że Chrystus ma dwie natury, ale jedną wolę – co wyklucza wiarę w znanej nam formie, zgodnie z którą Pan Jezus jest i prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem) sprzeciwił się właśnie Sofroniusz.
W tym czasie papieżem był Honoriusz. Nie wspierał on herezji, ale odpisując na list konstantynopolitańskiego patriarchy nie przyjrzał się zagadnieniu wystarczająco dokładnie, zaś odpowiedzi brakowało precyzji, na czym skorzystali wyznawcy błędnej nauki. 
Zaskoczony takim rozwojem sytuacji patriarcha Sofroniusz wysłał swoich przedstawicieli do biskupa Rzymu, by pouczyli papieża. Ten jednak nie wsłuchał się w głos ludzi znających z własnego doświadczenia problemy Wschodu i wysłał do heretyka Sergiusza kolejny, równie niejednoznaczny list, przyczyniając się w ten sposób w rozwoju błędów.  
Honoriusz zmarł w roku 638. 11 lat później, za pontyfikatu jednego z jego następców – Marcina I – odbył się w Rzymie synod (zwołany jeszcze przez poprzednika Marcina) poświęcony potępieniu monoteletyzmu i patriarchy Sergiusza. Postawę samego Honoriusza jednak grzecznościowo przemilczano. Oburzony owym synodem cesarz wpadł we wściekłość i wysłał do Rzymu armię, która dostarczyła do Konstantynopolu papieża. Nie ugiął się on jednak przed przemocą, nie wyparł się poprawnej wiary i zmarł na Krymie.  
Dopiero po kilkunastu latach, gdy w stolicy Imperium władzę objął katolik, zwołano III Sobór Konstantynopolitański, który ostatecznie potępił monoteletyzm i papieża Honoriusza, nazwanego wprost heretykiem. Papież Leon II odstąpił od tej formy mówiąc, że jego poprzednik nie był heretykiem, ale był winny szerzenia herezji, i dlatego należy go potępić. Od tego momentu Kościół zaczął przywiązywać wielką wagę do precyzyjnego formułowania doktryny, by poprzez brak jednoznaczności nie wspierać żadnych błędów. " 
Sobór Konstantynopolitański III ostatecznie nie potępił Papieża Honoriusza jako heretyka. Akta Soborowe wraz z pismem synodalnym i listami cesarza przesłane zostały do Rzymu, a Leon II potwierdzając je, widzieliśmy, jak wyłożył i jeśli się podoba, zmienił rzeczywiście wyrok klątwy rzuconej na swojego poprzednika. Akta Soboru zawierały potępienie Honoriusza jako heretyka tylko wtedy kiedy były jeszcze niezatwierdzone przez Papieża. Ostateczne akta nie nazywają Honoriusza heretykiem, którym nie był. Kościół także od zawsze wyraża swą naukę precyzyjnie, co jest spowodowane asystencją Ducha Świętego przy nauczaniu prawd wiary. 

Kolejny fragment: 
"Błędną doktrynę dotyczącą losów dusz po śmierci głosił z kolei papież Jan XXII. Uważał on, niezgodnie z nauką katolicką, że dusze po śmierci nie mogą oglądać Pana Boga w wizji uszczęśliwiającej (twarzą w twarz). Jego zdaniem ta łaska zostanie udostępniona zbawionym dopiero po sądzie ostatecznym.  
Papież za swoje błędne poglądy był powszechnie krytykowany, a król Francji Filip VI miał nawet zadeklarować (w obliczu prób narzucenia herezji Wydziałowi Teologicznemu na Sorbonie), że jeśli Jan XXII przybędzie do Paryża to… zostanie spalony na stosie jako heretyk! Spośród duchowieństwa wyraźny opór wobec tez biskupa Rzymu prezentował cysters Jacques Fournier. Ostatecznie biskup Rzymu na łożu śmierci wyrzekł się przed wezwanymi kardynałami swoich błędów i wyraził skruchę. Przyznał też, że pogląd prezentował jako teolog, a nie jako papież.  
Jego następcą został wspomniany wyżej cysters, który przeszedł do historii jako Benedykt XII. Jedną z decyzji papieża było ogłoszenie ex cathedra dogmatu o duszach, które umierając w świętości bez oczekiwania na sąd ostateczny dostępują wizji uszczęśliwiającej. W ten sposób oficjalnie Kościół potępił błędną koncepcję głoszoną przez… jednego z poprzednich papieży." 

Jest to poważne kłamstwo i herezja! Jan XXII nie głosił herezji o tym, że po śmierci dusze muszą czekać aż do zmartwychwstania ciał i Sądu Ostatecznego, żeby uczestniczyć w wizji uszczęśliwiającej w Niebie. Wypowiedział się jedynie w formie dysputy w trakcie kazania i nie definiował żadnej herezji. Orzeczenie doktrynalne w tej kwestii teologicznej wydał następca jego - Benedykt XII. W 1333 roku dwudziestu trzech doktorów z Sorbony zaświadczyło, że Jan XXII nie uznawał poglądu, o który był oskarżany. Tym bardziej nie narzucał go Kościołowi. Jeszcze bardziej niedorzeczne jest pisanie: "Papież za swoje błędne poglądy był powszechnie krytykowany, a król Francji Filip VI miał nawet zadeklarować (w obliczu prób narzucenia herezji Wydziałowi Teologicznemu na Sorbonie), że jeśli Jan XXII przybędzie do Paryża to… zostanie spalony na stosie jako heretyk!" Oczywiście, Jan XXII był powszechnie krytykowany jako heretyk, ale to dlatego, że król Filip VI podle kłamał na jego temat, rozpowszechniając fałszywe pogłoski, że Papież głosi, iż dusze zbawionych nie otrzymują jeszcze wizji uszczęśliwiającej. 

Autor kontynuacji Kroniki Wilhelma Nangii napisał: "Jednakże podczas jednego z kazań wytłumaczył samego Papieża z zarzutu popełnienia wspomnianego błędu mówiąc, że Papież w żadnym razie nie przyjmował, ani nigdy nie przyjął nauki, która głosi, że dusze świętych nie będą oglądać Boga aż do dnia Sądu Ostatecznego". 

Ostatni fragment tekstu: 

"Miłość do Kościoła nie oznacza milczenia wobec błędów  
Mimo, że w Kościele nie ma możliwości osądzenia urzędującego papieża, to na wiernych, zarówno świeckich jak i hierarchach, spoczywa obowiązek dbania o czystość nauczania. To jedno z głównych zadań biskupów, gdyż każdy z nich powinien być nauczycielem wiary i w ten sposób wyraźnie świadczyć o jedności w Kościele.  
Interwencja konieczna jest zawsze w sytuacji gdy biskup Rzymu naucza tez niezgodnych z Prawdami Wiary, bądź – poprzez posługiwanie się nieprecyzyjnym językiem i niejednoznacznymi gestami – może przyczyniać się do zamętu lub rozprzestrzeniania się fałszywych doktryn. Papieży pouczali w historii nawet święci, czyli ludzie, którym nie sposób zarzucić podejmowania działań o charakterze schizmatyckim lub motywowanej pychą niewierności wobec Wikariusza Chrystusowego." 
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na pierwsze zdanie tytułujące ów fragment. Czy autorowi chodzi o błędy Kościoła nauczającego? Należy wiedzieć, iż Kościół jest nieomylny w nauczaniu, dlatego, że Jezus do Apostołów, oraz do ich następców, powiedział: "Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi." Dlatego Kościół nauczający ma w pewnym sensie autorytet Samego Jezusa. Wierni nie są od korygowania nauczania prawowitej hierarchii, gdyż prawowita hierarchia nie błądzi, gdy mówi jednogłośnie. Pojedynczy hierarcha jednak gdyby dopuścił się herezji straciłby tym samym faktem urząd. Stąd obecna hierarchia generalnie katolicka nie jest i stanowi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. 

Artykuł zakończony jest zdaniem: "Człowiek może popełnić błąd. Kościół jednak nie może sobie na to pozwolić." 

W kwestiach wiary, moralności, praw i dyscypliny Kościół jest nieomylny. Posłuszeństwo Papieżowi, co czytamy choćby w bulli Unam Sanctam, jest konieczne do zbawienia. Stąd jasne, że prawowity Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. 

Artykuł pana Michała Wałacha zawiera liczne błędy, nieścisłości i bazuje na jednej poważnej herezji - jakoby Papież kiedykolwiek popadł w herezję. Powinien był na początku wyjaśnić w czym Papież może się mylić, a w czym jest nieomylny. Ostatecznym rezultatem rozważań jego artykułu dla zwykłego czytelnika jest uznanie, że we wszystkim Papież może być upominany i to nawet nie przez biskupów. Jest to oczywisty nonsens, gdyż to Papież jest głową Kościoła i gdyby był heretykiem to przestałby być Papieżem. Stąd wyjaśnienie błędów i nieścisłości tak teologicznych jak i historycznych było konieczne, także do rozpatrzenia dzisiejszej sytuacji Kościoła.

Redakcja Tenete Traditiones

4 komentarze:

  1. No dobrze, ale skoro ojcowie soborowi na Soborze Konstantynopolitańskim III w w ogóle brali się za stworzenie dokumentu mającego potępić papieża Honoriusza, tracąc przy tym mnóstwo energii, należy domniemywać że ich poglądy na temat nieomylności papieskiej nie są tożsame z waszymi poglądami. To oznacza, że Kościół nigdy tak radykalnie nie podchodził do tematu, jak wy, że papieże absolutnie nigdy, przenigdy nie popełniają błędów doktrynalnych, nie tylko w Magisterium zwyczajnym i nadzwyczajnym ale i jako osoby prywatne, o każdej porze dnia i nocy... Gdyby tak było, wszelkie kłamstwa na temat papieży i papiestwa nie miałyby racji bytu, wszelkie dysputy na Soborach powszechnych nie miałby sensu, bo przecież obok siedzi papież, który wszystko wie i zaraz wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż uporządkujmy najpierw fakty. To że ojcowie na Soborze Konstantynopolitańskim III za coś się brali, to o niczym jeszcze nie świadczy. Na częściowo tylko uznawanym Soborze w Konstancji ogłoszono herezje koncyliaryzmu, ale o niczym to nie świadczy, jak tylko że dokumenty soborowe (a tym bardziej ich projekty), bez akceptacji i podpisu Papieża, nie mają żadnej mocy w Kościele, i mogą być błędne.
      Nikt nigdy żadnemu Papieżowi nie wykazał ani nie udowodnił formalnej i uporczywej herezji. To są zwyczajne mity i kłamstwa. Nigdy żaden Papież nie był jawnym heretykiem. Gdyby tak się stało, to automatycznie przestałby być Papieżem, gdyż przestał by być członkiem Kościoła, a więc nie mógłby nadal być jego głową (tak zgodnie nauczają teolodzy i Doktorzy Kościoła).
      Sprawy Wiary i Kościoła to nie są kwestie żadnych "poglądów", tylko obiektywnego nauczania. Poglądy czyjekolwiek nie mają tu żadnego znaczenia. Liczy się jedynie Magisterium Kościoła. I ono jest tożsame z tym, co my mówimy, a raczej należało by powiedzieć, że my mówimy dokładnie to, co wynika z Magisterium. Kościół jasno orzekł czym jest nieomylność Papieska i co do niej należy. Są to orzeczenia dogmatyczne (Sobór Watykański), a więc nie podlegające żadnej dyskusji.
      Nikt z nas jednak nigdy nie twierdził, że Papieże ABSOLUTNIE NIGDY, PRZENIGDY nie popełniają (jako osoby prywatne) żadnych błędów doktrynalnych. Było by to twierdzenie absurdalne, zresztą z samego powyższego tekstu wynika, że takie błędy Papieżom się zdarzały, nie było to jednak nigdy jawne (publiczne) głoszenie herezji z urzędu, czyli nauczanie Kościoła herezji. Tego żaden Papież nigdy nie czynił, to absolutnie niemożliwe. Kościół odrzuca także możliwość popadnięcia Papieża w jawną herezję nawet jako osoba prywatna, bo będąc formalnym heretykiem, nie byłby on członkiem Kościoła, nie mógłby więc być jego Głową. Może więc co najwyżej prywatnie uznawać on jakiś pogląd, nie będący jeszcze oficjalnie zdefiniowany przez Kościół, nie wiedząc o tym, że jest to błąd. Wówczas jest co najwyżej materialnym heretykiem, i to jest (hipotetycznie) możliwe. Natomiast nauczanie błędów i herezji przez Papieża jest niemożliwe.
      Nieomylność Papieska właśnie na tym polega, że Papież jest nieomylny ZAWSZE w swym oficjalnym Magisterium, tak samo zwyczajnym jak i nadzwyczajnym. A więc wtedy, kiedy podaje całemu Kościołowi do wierzenia jakąś naukę w sprawach Wiary i moralności, mocą swojego najwyższego autorytetu, a więc sprawując władzę Apostolską - z katedry. Czyli Papież jest nieomylny zawsze, gdy np. podpisuje dekrety soborowe, gdy wydaje obowiązujące cały Kościół encykliki, dektrety, dykasteria, mottu propria etc., kiedy formułuje normy prawne, dyscyplinarne czy liturgiczne dla całego Kościoła, oraz gdy kanonizuje Świętych. W tych przypadkach Papież jest nieomylny, ponieważ sprawuje najwyższy Urząd namiestnika Chrystusowego i widzialnej Głowy Kościoła, jest więc nieomylny dlatego, że Kościół Chrystusowy jest nieomylny, i nie może nikogo w błąd wprowadzać, gdyż "głos Kościoła jest głosem Boga", i gdyby Kościół miał mylić się w swym oficjalnym, publicznym nauczaniu, oznaczało by to że sam Bóg się myli.

      Usuń
  2. Cieszę się zatem, ze absurd ten został wyjaśniony. Zakładając zatem ułomność ludzką osób będących wybranymi legalnie na Namiestników Chrystusa, przyjrzyjmy się zatem przypadkom soborowej i posoborowej hierachii. Jeśli np. Jan XXIII zwołuje SW II, chce reformować kosciół w duchu modernistycznym, wydaje encykliki niezgodne z wcześniejszym Magisterium(?) popada ipso facto w herezje, przestaje być prawowitym papieżem, nie ma władzy w Kościele. Powstaje zatem fałszywe magisterium. Intencje nie interesują nas. Czy to z przyczyny grzechu pychy, może braku wiedzy, może z powodu słuchania złych doradców. Nie interesuje nas jego świadomość, czy wie że zbłądził czy nie. Zgadzamy się do tej pory. Jest to prawda obiektywna. Powtarzam prawda obiektywna, niezależna od jakichkolwiek poglądów. Czy możemy sądzić zatem takiego osobnika? Możemy. Czy osobnik ten, legalnie wybrany na Urząd papieski, ma prawo do obrony, do odwołania swoich decyzji? Logicznym się wydaje, że ma do tego absolutne prawo. Dlaczego więc integralni rzymscy katolicy, nie stawiają mu jawnych zarzutów do których mógłby się na forum odnieść? I druga sprawa, jakie znaczenie DLA PRAWDY OBIEKTYWNEJ, ma to że katolicy posoborowi, wyznający Credo, orientujący się mniej więcej w katolickiej nauce, często bez studiów teologicznych, uznają, częściowo uznają, bądź nie uznają autorytetu Papieży posoborowych? Czy mają prawo krytykować, jeśli czują intuicyjnie,że coś jest nie tak z tym "Magisterium"? Mają. Jaki sens zatem, dla prawdy obiektywnej, jest tworzenie, pozornie logicznych, sztucznych warunków: "Skoro uznajecie, to go słuchajcie, a jak nie, to co z was za katolicy?" Czy "papież" Franciszek zdobędzie w ten sposób władze w Kościele?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są sztuczne argumenty. To wynika wprost z Magisterium Kościoła. Jeżeli się uznaje, że ktoś jest prawdziwym Papieżem Kościoła katolickiego, to należy mu być posłusznym i uznawać jego Magisterium. Jeżeli w zgodzie z Wiarą katolicką uznaje się że dana osoba nie może być Papieżem, gdyż głosi jawne herezje, należy go odrzucić i potępić jego "Magisterium". Tu nie ma żadnej trzeciej drogi. Nie ma innego wyjścia. Tak albo nie. Co do stawiania zarzutów, wszyscy katoliccy biskupi, kapłani i wraz z nimi wierni, stawiają jasne i jawne zarzuty wszystkim pseudopapieżom od Roncalliego do Bergoglio włącznie. Problem w tym że oni nie zamierzali nigdy się do tego odnieść, twierdząc że wszystko jest w porządku, i ignorując jakąkolwiek krytykę.. Choć należy jasno stwierdzić, że jedynym z nich, który został legalnie wybrany na Urząd papieski, był Roncalli (Jan XXIII). Później prawo wyboru papieża zostało (bezprawnie - przez osoby nie będące prawdziwymi Papieżami) zmienione, tak że kolejne elekcje nie mogły już być ważne.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.