Cytaty

"Pogodnie przyjmuję krzyż, który mi został ofiarowany, (ale) będziemy walczyć nadal o honor Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła świętego i niepokalanego... i nigdy nie pomylimy go z nową religią, która głosi szczęście ziemskie, uciechy, rewolucję i wolność wszelkich uczynków, która obala mszę, kapłaństwo, katechizm i wszystko, co nadprzyrodzone: to antyteza chrześcijaństwa"
ks. Coache

„Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”
Arlindo Veiga dos Santos

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”
_________________________________________________

środa, 14 sierpnia 2019

Michał Mikłaszewski: Krótkie wspomnienia z minionej dekady i podsumowanie lefebryzmu.

"Piesza Międzynarodowa Pielgrzymka Tradycji Katolickiej na Jasną Górę"
Zdjęcie za: artykuł (o tytule j.w.) na ekai.pl, który był bezpośrednim
powodem napisania niniejszego tekstu.

Dziś w Kościele katolickim Wigilia Święta Wniebowzięcie N.M.P, jest to dzień, w którym tradycyjnie pielgrzymi idący z całej Polski wkraczają do Częstochowy i na Jasną Górę. W tym roku już po raz dwudziesty piąty wkraczają tam również pielgrzymi związani z FSSPX - Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X, które w przyszłym roku będzie obchodzić 50-lecie swojego istnienia (założone zostało w 1970 r. przez abp. Marcelego Lefebvra) a w tym roku obchodzi 25-lecie stałej obecności i działalności na ziemiach polskich. Pozwolę sobie z tej okazji na chwilę nostalgii i wspomnień, gdyż jest to po części także i moja osobista historia. W tym roku moja bowiem dokładnie 10 lat, od kiedy poznałem ogólnie pojętą Tradycję Katolicką. W 2009 roku zainteresowałem się tradycyjną liturgią rzymską (będąc wcześniej przez prawie sześć lat ministrantem w lokalnej parafii Novus Ordo). Wcześniej cała moja wiedza na ten temat ograniczała się do tego, co usłyszałem od rodziców i dziadków, a więc że kiedyś, za ich młodości, Msza była odprawiana po łacinie, i tyłem do ludzi. Nie miałem wówczas pojęcia, że w rzeczywistości było to coś zupełnie innego, tak odmiennego od znanego mi dobrze Novus Ordo Missae.

Kościół p.w. Ducha Świętego w Bytomiu.
W 2009 roku, jesienią (był to bodajże październik) z wielkim przejęciem, po raz pierwszy udałem się na post-indultową "Mszę trydencką", do kościoła p.w. św. Ducha w Bytomiu (było to wówczas jedyne miejsce w "diecezji gliwickiej", w którym odprawiana była "msza trydencka"). Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Po raz pierwszy w swoim życiu zobaczyłem, jak wygląda prawdziwy kult katolicki. Zobaczyłem to, co moderniści mi ukradli, i czego pozbawiony byłem przez pierwsze kilkanaście lat swego życia. Zobaczyłem w końcu "Oto co utraciliśmy" jako katolicy, po zbójeckim, tzw. Soborze Watykańskim II. Szczerze zakochałem się w tej Mszy od pierwszego wejrzenia, i już wtedy to wiedziałem z całą pewnością, że to jest piękne, dobre i właściwe, że to rzeczywiście jest chwała Boża, która wyraża Wiarę katolicką, w przeciwieństwie do ohydy spustoszenia Novus Ordo. Nie chciałem od tamtej pory chodzić już dłużej na NOM, który był tak niedoskonały. Zadziałała tu u mnie od razu zasada : "Lex orandi — Lex credendi" (łac. norma modlitwy, normą wiary) – starożytna chrześcijańska maksyma, wyrażająca przekonanie, że refleksja teologiczna wyraża się i jest normowana przez treści modlitwy liturgicznej Kościoła. Nie był to więc dla mnie nigdy jedynie pusty i sentymentalny zachwyt nad zewnętrzną formą, oraz przywiązanie do niej jako do "pewnego wyrazu" chrześcijańskiej pobożności, który jednocześnie uznawał by i tolerował inne, całkowicie sprzeczne z nią typy, jak np. "neokatechumenat" czy tzw. "msze oazowe". W tym to też czasie słyszałem już również o FSSPX, i poznawałem ich stanowisko, które od początku wydawało mi się czymś bardziej konkretnym i rzeczowym, niż miałkie i rozmyte teksty post-indultowców i "konserwatystów". Szybko dowiedziałem się, że zmiany liturgiczne to w rzeczywistości tylko wierzchołek góry lodowej, że tak naprawdę moderniści podmienili nam całą Wiarę, dokonali rewolucji która całkowicie zmieniła Kościół katolicki, niszcząc doktrynę i powodując, że obecny "Kościół soborowy" stał się heretycki i schizmatycki. Byłem wówczas pod wpływem literatury publikowanej na oficjalnej stronie FSSPX, głównie był to "Katechizm o kryzysie w Kościele" oraz Katechizm katolicki kard. Gasperriego. Z tego ostatniego dowiedziałem się czym tak naprawdę jest katolicka Wiara, wcześniej znałem ją wyłącznie z heretyckich, modernistycznych "katechez" szkolnych. Dotarło wtedy do mnie, że jest to całkowita sprzeczność, która jest absolutnie nie do pogodzenia. To niemożliwe!

Kaplica FSSPX w Chorzowie.
W kaplicy FSSPX w Chorzowie po raz pierwszy znalazłem się w czerwcu 2010 r. Byłem już wówczas ostatecznie przekonany do słuszności i prawdziwości "stanowiska bractwa". Był to też czas mojego osobistego wypowiedzenia wojny modernistom i ostatecznego pożegnania z moją "parafią" Novus Ordo. Moją nową "parafią" stała się chorzowska kaplica FSSPX. Jednak później pojawiałem się jeszcze przez dość długi czas na indulcie w Bytomiu. Nie było to wówczas jeszcze dla mnie problemem, nie wgłębiałem się za bardzo w kwestie ważności nowych święceń kapłańskich i innych sakramentów, wiedziałem natomiast że Novus Ordo Missae jest przynajmniej niegodziwy i nielegalny, i katolikowi nie wolno w nim uczestniczyć pod żadnym pozorem, gdyż jest to grzech ciężki. Wówczas takie było też stanowisko większości znanych mi xięży FSSPX, co wkrótce miało się zmienić. W Święto Bożego Narodzenia - dnia 25 grudnia 2010 r. po raz ostatni w życiu wziąłem czynny udział w  tzw. nowej "mszy" - Novus Ordo Missae, zrobiłem to bardziej aby zrobić przyjemność moim rodzicom, niż z jakiejkolwiek autentycznej potrzeby duchowej. Było to dla mnie straszne, traumatyczne przeżycie i wręcz musiałem się do tego zmusić. Od tego czasu nie skalałem się już więcej tą obrzydliwością.

W styczniu 2011 roku pierwszy raz w życiu usłyszałem więcej o tzw. "sedewakantyzmie", od jednego z wiernych, który uczęszczał wówczas jeszcze do kaplicy FSSPX. Byłem wówczas "świeży" w temacie, i nie miałem zbytniego rozeznania w tej tematyce. Jednak cały czas chciałem uczyć się, zdobywać i pogłębiać wiedzę. Byłem zawsze bardzo dociekliwy, chciałem dążyć do poznania Prawdy, nie zatrzymywałem się w miejscu. Czytałem artykułu publikowane w "Zawsze Wierni", książki, m.in. abp. Lefebvre ("Oni Jego zdetronizowali", "Oskarżam Sobór!", "List do zagubionych katolików") czy x. Stehlina ("W obronie Prawdy Katolickiej. Działo abp. Lefebvra"), a także Katechizm czy Dokumenty Magisterium Kościoła. Dzięki temu właśnie trafiłem wcześniej z kołka oazowego i parafii Novus Ordo na "Mszę trydencką" a niedługo później do FSSPX. W 2011 roku zaangażowałem się w tworzone przez tego właśnie wiernego pismo "Katolik - Głos Katolickiej Tradycji", które było jeszcze wówczas wewnętrznym pismem chorzowskiej kaplicy FSSPX. Wierny ten jest jedną z osób zaangażowanych w ruch Tradycji Katolickiej w Polsce prawie od samego początku, tj od połowy lat 90'tych. W czerwcu 2011 roku, będąc w Krakowie, poznałem natomiast osobiście Wiel. x. Rafała Trytka. Było to po jednej z manifestacji (chyba rocznica Marszu na Myślenice), organizowanych przez krakowskie środowisko nacjonalistyczne (NOP). Nie byłem jeszcze wówczas sedewakantystą, ale mimo to x. Rafał przyjął mnie bardzo gościnnie, i wyjątkowo spokojnie wytłumaczył mi wiele kwestii, o które się go pytałem. Był to wielki kontrast w porównaniu z reakcją x. Stehlina, kiedy zapytałem go, czy można chodzić na Msze Św. do x. Trytka - odpowiedział mi wówczas z wielkim wyrzutem, krzycząc : "Ty jesteś sedewakantystą??! To jest schizma!!". Niczego więcej się od niego nie dowiedziałem... Jak wiadomo, "pierwsze wrażenie" ma często decydujący wpływ na relację międzyludzkie. Zarówno w przypadku Wiel. x. Rafała, jak też ogólnej atmosfery panującej w krakowskiej kaplicy, to pierwsze wrażenie wypadło wyjątkowo pozytywnie, i chociaż nie przekonałem się wówczas od razu do sedewakantyzmu, to coś już na stałe pozostało we mnie. Nie miałem też wówczas żadnych oporów, aby uczestniczyć we Mszy Św. sprawowanej przez x. Rafała. Zwyczajnie nie uważałem już wówczas "Kościoła soborowego" za Kościół katolicki, tylko za heretycki i schizmatycki, nie chciałem być w żadnej jedności z tym fałszywym "Kościołem", byłem więc już podświadomie sedewakantystą, nie zdając sobie jeszcze z tego sprawy. Utożsamiałem się przy tym ze "starą" linią bractwa, linią abp. Lefebvra w tych okresach, kiedy był przychylny sedewakantyzmowi, i kiedy ostro przeciwstawiał się modernistycznemu Rzymowi.

W sierpniu 2011 uczestniczyłem w dwóch wydarzeniach, które ogromnie ugruntowały mnie duchowo - były to rekolekcje dominikańskie w Bajerzu, prowadzone przez ojców Dominikanów z Avrillé we Francji, oraz XVII Pielgrzymka Tradycji Katolickiej na Jasną Górę organizowana przez FSSPX z Warszawy. Łącznie prawie 3 tygodnie spędzone na modlitwie i rozważaniach. Wspaniałe chwile, które bardzo miło wspominam. Poznałem wówczas wielu wspaniałych ludzi (wiele z tych osób dziś należy do apostolatu x. Rafała, kilka poszło niestety w innych kierunkach). Był to czas w którym jednocześnie byłem bardzo silnie związany z FSSPX, z drugiej strony przyjmowałem je przez pryzmat tego, co znałem z artykułów czy książek z lat 90'tych i starszych, oraz od ludzi którzy znali bractwo od lat 90'tych. Miałem więc przed oczami bardzo wyidealizowany obraz FSSPX, które było bardzo radykalne, waleczne i anty-modernistyczne. Był to zresztą chyba ostatni rok, w którym xięża bractwa starali się sprawiać takie pozory... Dla mnie było to już wówczas jasne i pewne, że aktualny "papież" (wówczas był to x Józef Ratzinger) jest jawnym heretykiem, a więc że nie ma on żadnego autorytetu ani władzy nad katolikami. Starałem się na własną rękę wyjaśnić sobie tą sytuację, i doszedłem wówczas do wniosku, że Ratzinger jest co prawda ważnie wybrany na urząd papieski, jednak z powodu herezji nie posiada on jurysdykcji, jest więc "papieżem bez władzy". Przyjąłem też wtedy z entuzjazmem tezę bp. Williamsona o "unii personalnej na Watykanie" (Ratzinger jest jednocześnie Papieżem Kościoła katolickiego, oraz "papieżem" "Kościoła soborowego", które są w pełni odrębnymi bytami).

W lutym 2012 roku przyjąłem Sakrament Bierzmowania z rąk bp. Fellay'a. W tym samym czasie zapoznałem się z tekstem "O materialnym posiadaniu urzędu papieskiego" J. Exc. x. Bp. Donalda H. Sanborna. Była to dla mnie przełomowa lektura. Nie byłem w stanie zaprzeczyć w żadnym punkcie postawionym tam tezom. Niedługo po przyjęciu bierzmowania, w marcu 2012 roku, de facto przekonałem się do tezy, którą głosi bp. Sanborn (teza z Cassiciacum). W kwietniu tego roku miała miejsce ugoda, jaką podpisał bp. Fellay w celu pojednania się z modernistami (z której później się po cichu wycofano). W tym dokumencie bp. Fellay poszedł na zdecydowane ustępstwa, m.in. uznał ważność i godziwość nowej "mszy" i rytów wszystkich sakramentów, oraz stwierdził że Vaticanum II można i należy rozumieć "w świetle Tradycji". W mojej ocenie dokument ten był haniebny, i oznaczał kapitulację. Było mi wstyd, że przyjąłem od tego skompromitowanego człowieka Sakrament Bierzmowania. Mniej więcej wtedy dowiedziałem się o nieważności sakr biskupich w novus ordo, i ostatecznie zaprzestałem aktywnego uczestnictwa we Mszach, które były obiektywnie wątpliwe lub nieważne (czy to na indulcie, czy u kapłanów FSSPX, którzy przeszli z Novus Ordo). W wakacje 2012 roku byłem świadkiem katechezy, jaką wygłosił x. Łukasz Szydłowski FSSPX w Zaczerniu k. Rzeszowa, w której mówił on wiernym, że nowa "msza", o ile jest odprawiana pobożnie i zgodnie z rubrykami, jest ważna i godziwa, i wiernym można w niej uczestniczyć, jeśli nie mają możliwości uczestnictwa w Mszy tradycyjnej. Było to dla mnie wyjątkowym szokiem, bowiem było to całkowicie sprzeczne z tym, co mówili kapłani FSSPX jeszcze dwa lata wcześniej. Zrozumiałem własnie wtedy, że "stanowisko bractwa" jest zmienne, zależne od aktualnej sytuacji, od dialogu z modernistami i stosunku tychże modernistów do FSSPX, od kaprysu Przełożonego Generalnego, a wiec nie opiera się ono na niezmiennym Magisterium Kościoła, tylko na subiektywnych wyobrażeniach "guru" który rządzi i ma władzę absolutną, który w istocie jest dla bractwa "nad-papieżem" z Metizngen, ma bowiem władzę większą od papieskiej, może dowolnie zmieniać doktrynę...

W sierpniu po raz kolejny uczestniczyłem w Pielgrzymce FSSPX na Jasną Górę (XVIII), jednak nie było już tak, jak rok wcześniej. Kolejnym wielkim szokiem jaki wówczas przeżyłem było to, że x. Szydłowski nie miał najmniejszych oporów, aby odprawić Mszę na stoliku do novus ordo, w paskudnym modernistycznym bunkrze, gdzie w centralnym miejscu, nad stołem, wisiał wielki obraz "błogosławionego" JPII... Kiedy zapytałem go, czy FSSPX oficjalnie uznaje zatem "beatyfikacje" Jana Pawła II, dowiedziałem się tylko, że mam "tendencje sedewakantystyczne" i że "za dużo myślę" (sic!)... Nie uczestniczyłem wówczas w tej Mszy, nie chciałem modlić się do heretyka... Byłem już wówczas w jawnej opozycji wobec "głównego nurtu" FSSPX. Nie zgadzałem się z ugodową polityką prowadzoną przez Fellaya, solidaryzowałem się z bp. Williamsonem oraz tzw. sedewakantystami. Byłem już wówczas przekonany o wakacie Stolicy Apostolskiej, mimo to nie okazywałem tego publicznie, gdyż od września miałem rozpocząć edukację w liceum FSSPX w Józefowie, co było zaplanowane dużo wcześniej. Wiele osób wiedziało jednak o moich przekonaniach, od wiosny 2012 r. miałem kontakt z x. Rafałem oraz br. Krzysztofem, który wówczas wystąpił z FSSPX i przez pewien czas współpracował z x. Rafałem. Od chwili usunięcia bp. Williamsona z FSSPX nie ukrywałem się z poparciem dla jego osoby i krytyką linii głównej FSSPX, wyznaczonej przez Metzingen. Byłem więc przez pewien blisko związany z tzw. "Ruchem Oporu". Miałem nadzieję, że podobnie jak to było wcześniej, w przypadku xięży występujących z FSSPX lub wyrzucanych zeń, w tym przypadku również xięża ci, oraz sam bp. Williamson, pójdą w kierunku sedewakantyzmu, i z czasem przyjmą ten jedyny logiczny wniosek teologiczny. Niestety, tak się jednak do dziś nie stało. We wrześniu rozpocząłem naukę w Józefowie, gdzie praktycznie od początku większość xięży, nauczycieli i sama dyrekcja, wiedziała o moim stanowisku. Usłyszałem tam wówczas od x. Szydłowskiego, który był moim katechetą oraz "kapelanem" szkoły, oraz od pana Ryszarda Mozgola, który był jej dyrektorem znamienne zdanie: "możesz być sedewakantystą, ale nie mów o tym na głos". Nie było natomiast, co bardzo mnie zdziwiło,  żadnej próby przekonania mnie, że moje stanowisko jest błędne, że mylę się, i powinienem się nawrócić, aby ratować swą duszę... Cały czas była mowa tylko o zachowaniu (oficjalnie, na zewnątrz) lojalności i posłuszeństwa wobec "linii bractwa" i przełożonych, prywatnie mogłem zaś myśleć cokolwiek, i to nie stanowiło dla nikogo żadnego problemu.

Wybór pana Bergoglio w marcu 2013 roku nie był dla mnie właściwie żadnym zaskoczeniem ani przełomem. Spodziewałem się takiego obrotu sprawy, a wręcz mogę powiedzieć, że go przewidziałem. To było do przewidzenia, że moderniści po w miarę "konserwatywnym" Ratzingerze, postawią na skrajnie liberalnego, progresywnego i "egzotycznego" kandydata zza oceanu. Oglądając wtedy w tv jego wystąpienie na balkonie Bazyliki Św. Piotra, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że ten człowiek nie jest Papieżem Kościoła katolickiego, że jest heretykiem i jest poza Kościołem, podobnie jak jego pięciu poprzedników. Utwierdziło mnie to wówczas bardzo w moich przekonaniach, było niejako ich "przypieczętowaniem" i jednocześnie ogromnie zniechęciło mnie to do uczestnictwa w Mszach "una cum" do których podchodziłem od tej pory z takim wręcz obrzydzeniem, jak do Novus Ordo. Musiałem się wręcz zmuszać do tego, ze względu na to, że wciąż uczęszczałem do liceum w Józefowie, i nieobecność na mszach szkolnych mogła by się wiązać z konsekwencjami. Starałem się jednak nie brać czynnego udziału, aby nie mieć grzechu ciężkiego, z powodu uczestnictwa w schizmatyckich obrzędach. W czerwcu 2013 r. zakończyłem moją edukację w józefowskim liceum, i ostatecznie zakończyłem tym samym mój "związek" z FSSPX. Od tego momentu oficjalnie związałem się z apostolatem Wiel. x. Rafała Trytka. Wówczas też przekonałem się do tezy tzw. "czystego" sedewakantyzmu, nigdy jednakże nie odżegnując się ani nie potępiając  katolickiej tezy z Cassiciacum (zwanej błędnie "sedeprywacjonizmem"), której twórcą był o. [bp] Guérard des Lauriers OP, a prezentowanej obecnie głównie przez J. Exc. Bp. Donalda H. Sanborna, który wciąż pozostaje niewątpliwie jednym z największych teologicznych autorytetów katolickich na obecne czasy. 

Od tego czasu moje stanowisko nie zmieniło się. Natomiast "stanowisko Bractwa" zmienia się cały czas. 25 lat temu, gdy zaczynali w Polsce, byli określani przez modernistów (zwłaszcza tzw. hierarchię i "katolickie" media) mianem sekciarzy, schizmatyków i odszczepieńców. Dziś FSSPX wchodzi do głównego nurtu modernistycznego Neokościoła. W pozytywnym tonie mówią o nich oficjalne modernistyczne periodyki. Co więc zmieniło się przez te 25 lat? Czyżby moderniści nawrócili się na katolicką Wiarę? Wręcz przeciwnie, to FSSPX "nawróciło się" na modernizm, i niczym nie różni się od oficjalnych środowisk post-indultowych, "konserwatystów novus ordo". Stali się w pełni KONTROLOWANĄ (systemową) opozycją. Na modernistycznej stronie "eKAi" pojawił się artykuł  p.t. "Piesza Międzynarodowa Pielgrzymka Tradycji Katolickiej na Jasną Górę" traktujący o tegorocznej, XXV pielgrzymce FSSPX z Warszawy do Częstochowy. Cały artykuł jest napisany w tonie pozytywnym czy przynajmniej neutralnym. Autor traktuje FSSPX jako zwykłą, w pełni akceptowaną wspólnotę eklezjalną, nie ma żadnej niechęci ani epitetów. W latach 90'tych czy jeszcze długo później (aż do 2012 roku, czyli do podpisanej już przez bp. Fellaya ugody w której uznał w praktyce nową "mszę" oraz do usunięcia bp. Williamsona z FSSPX) takie teksty byłyby u modernistów całkowicie nie do pomyślenia. Chodzi więc o całkowitą zmianę stanowiska i języka po obydwu stronach. FSSPX przestało atakować modernistów, przestało w ogóle wypowiadać się o nich jasno negatywnie, jak to miało miejsce kiedyś, i podobnie też z drugiej strony moderniści przestali atakować bractwo. Nastąpiło więc już teraz w praktyce pełne porozumienie i pojednanie, bractwo nie jest już traktowane jak wcześniej, jako sekta czy ruch schizmatycki rozbijający jedność "kościoła", tylko jako sprawa wewnątrzkościelna, jako pozostające "w pełnej jedności". Pozostało tylko ustalenie szczegółów i kwestii formalnych, kanonicznych, to z reguły trwa dość długo, ale to stanowi najmniejszy problem. FSSPX już teraz skończyło tak samo, jak wcześniej diecezja Campos.

Tak się bowiem składa, że wiele osób (w tym również ja, może nie bezpośrednio, ale ze starych tekstów, relacji i opowiadań, od ludzi którzy na samym początku bardzo wspierali bractwo, a dziś widząc jak bardzo się ono zmieniło, i przestało walczyć, są często wiernymi x. Rafała) wie i pamięta jak to wyglądało jeszcze w latach 90'tych,  na początku, kiedy zaczynali oni swój apostolat w Polsce. Wówczas FSSPX stało na stanowisku że "Bycie publicznie kojarzonym z sankcją [ekskomuniki] będzie znakiem zaszczytu i ortodoksji w oczach wiernych, którzy mają bezwzględne prawo wiedzieć, że kapłani, do których się zwracają, nie pozostają w łączności z fałszywym Kościołem…" (List otwarty do kardynała Gantina z 6 lipca 1988 r., podpisany przez 24 przełożonych FSSPX, niewątpliwie za aprobatą arcybiskupa Lefebvre’a). Dziś za takie słowa zostało by się zapewne od razu oskarżonym o "tendencje sedewakantyczne" i wyrzuconym dyscyplinarnie z FSSPX. Teraz lefebryści mówią dużo o tym, że sama ich obecność i szeroko zakrojona praca wychowawcza, edukacyjna, wydawnicza, działalność i duszpasterstwo, są wystarczającym "atakiem" wymierzonym w modernizm. Tyle że o obecności i działalności edukacyjnej jako "pracy u podstaw" i recepcie na modernizm, od zawsze mówili jednak głównie indultowcy jak i inni "konserwatyści Novus Ordo". Natomiast postawa katolicka to nie tylko nauczanie i przekazywanie Prawdy, ale też jasne wykazywanie i potępianie błędów oraz ostrzeganie przed nimi. Samo prowadzenie działalności nie jest żadnym atakiem w modernistów, oni jak widać przestali czuć się zagrożeni przez FSSPX, i coraz przychylniej się o nim wypowiadają. Duch walki ustąpił duchowi porozumienia za wszelką cenę (już poniesioną ceną jest chociażby strata jednego z czterech biskupów i bardzo wielu księży i wiernych którzy odeszli od tego czasu z FSSPX, i to niekoniecznie do tzw. sedewakantystów, bo wielu z nich działa do dziś w tzw. ruchu oporu).

Po tych kilku latach uczęszczania do FSSPX (2010 - 2013) na własne oczy zacząłem dostrzegać, że oni coraz bardziej się liberalizują i łagodzą swoje wypowiedzi, robią wszystko aby dogadać się z modernistami, za cenę katolickiej Prawdy. Poza tym, co najważniejsze, poznając coraz bardziej Magisterium Kościoła, doszedłem też do całkowitej teologicznej niespójności tego stanowiska, i przede wszystkim do tego, że ono jest zmienne, zależne od aktualnej sytuacji i subiektywnej woli jednostki (Przełożonego Generalnego), a nie od obiektywnej, niezmiennej i nieodwołalnej, katolickiej Prawdy. Po ugodzie zawartej w kwietniu 2012 r. przez bp. Fellaya i wyrzuceniu bp. Williamsona tylko za to że nie zgadzał się z ugodową linią i był przeciwny porozumieniu z modernistycznym [neo]Rzymem, wiedziałem że nie mam tam dłużej czego szukać, nie ma dla mnie miejsca we wspólnocie jawnych heretyków i schizmatyków, którzy odrzucają w praktyce Prawdy i Dogmaty Wiary katolickiej, Nieomylność i Prymat Papieski, którzy położyli (po raz kolejny zresztą) Prawdę katolicką na szali "dogadywania się" z wrogami Chrystusa i Kościoła. Niczego nie żałuję, chyba tylko poza tym, że tak późno do tego doszedłem, i tak długo tam tkwiłem. Ale jak to mówią, lepiej późno, niż wcale. Dziś tak naprawdę tylko bp. Williamson kontynuuje linię FSSPX taką, jaka była ona pod koniec lat 80'tych i w latach 90'tych, a także na początku tego stulecia. Chociaż jest to wciąż to samo, teologicznie niespójne i nielogiczne stanowisko ("uznawanie" rzekomego "papieża" i jednoczesne lekceważenie go i traktowanie w praktyce tak, jakby nie istniał) to chociaż o nim można powiedzieć, że jest stały w swoich poglądach, wierny "staremu" stanowisku FSSPX i rzeczywiście kontynuuje to, co rozpoczął  kiedyś abp. Lefebvre. Może kiedyś dobry Bóg da, jemu albo chociaż któremuś z biskupów których konsekrował, łaskę nawrócenia i poznania pełni Prawdy katolickiej.

Kolejną i kluczową kwestią jest też uznawanie i wspieranie nowych święceń kapłańskich i sakramentów przez współczesne FSSPX. Oczywiście trzeba odróżnić ważność od godziwości sakramentów. Sakramenty ważne i godziwe są tylko w Kościele katolickim (czyli obecnie u tzw. "sedewakantystów", czyli katolików rzymskich integralnych, ultramontantów, niezłomnych, którzy wyznają integralnie tj w całości Wiarę katolicką, i w związku z tym wiedzą, że Stolica Apostolska obecnie wakuje, tzn jest pusta). Ważne a niegodziwe są poza Kościołem (głównie u schizmatyków wschodnich, starokatolików, oraz w FSSPX) a nieważne są głównie u protestantów, anglikanów, oraz w Novus Ordo. Sakramenty w FSSPX, odprawiane przez kapłanów FSSPX (wyświęconych przez biskupów FSSPX) są ważne, chociaż niegodziwe, bo w jedności (una cum) z jawnym heretykiem - fałszywym pseudo-papieżem. Sakramenty w Novus Ordo, które do ważności wymagają kapłana, sprawowane przez "kapłanów" novus ordo ("konsekrowanych" przez "biskupów" novus ordo) są nieważne. Nie zmienia się to w sytuacji, gdy taki "kapłan" nagle zaczyna używać starego rytu, ani nawet wtedy, gdy przechodzi do FSSPX. Jedyną możliwością zmiany są warunkowe (sub conditione) święcenia kapłańskie. Abp. Lefebvre stał początkowo dokładnie na tym samym stanowisku. Uważał że nowe święcenia kapłańskie są wątpliwe, zaś nowe sakry biskupie są nieważne. Dopiero pod koniec lat 70'tych zmienił stanowisko pod wpływem x. Schmidbergera (gdy była szansa na porozumienie FSSPX z Watykanem, po wyborze Wojtyły).  W przedmowie do książki opowiadającej się za tezą o nieważności NOM, autorstwa ojca Guérarda des Lauriers (Écône, 2 lutego 1977) pisał : "Radykalne i rozległe zmiany dokonane w rzymskim Obrzędzie Ofiary Mszy Świętej i ich podobieństwo do modyfikacji dokonanych przez Lutra obligują katolików lojalnych swej wierze do zakwestionowania ważności tego nowego obrzędu. Kto lepiej od wielebnego ojca Guerarda des Lauriers zdoławnieść przemyślany wkład w rozwiązanie tego problemu...?". Ponadto arcybiskup Lefebvre osobiście wyświęcił warunkowo wielu kapłanów, którzy byli wyświęceni w rycie z 1968 roku i ponownie bierzmował tych przypuszczalnie bierzmowanych w nowym obrzędzie albo przez konsekrowanych w nowym rycie biskupów. Widać więc że FSSPX nie po raz pierwszy zmienia swoje stanowisko, i że te zmiany miały miejsce już w czasach abp. Lefebvra. Wiadomo że abp. Lefebvre był człowiekiem zmiennym i niestałym, który początkowo w ogóle nie chciał angażować się w ruch tradycjonalistyczny, do 1975 r. jego stanowisko było bardzo umiarkowane i ostrożne, bał się jakiejkolwiek konfrontacji z modernistami, i dlatego nie podpisał nawet "Krótkiej analizy krytycznej NOM" stworzonej przez o. [bp] Guérarda des Lauriers OP, a podpisanej przez kardynałów Ottavianiego i Bacciego. W latach 1976 - 1978 arcybiskup się "zradykalizował", aby już w 1978 r., po wyborze Wojtyły, znowu odpuścić, i próbować się dogadać, prosząc Wojtyłę o "eksperyment Tradycji". Nie trwało to jednak długo, bo już w latach 80'tych arcybiskup wrócił do ostrzejszej retoryki. Próbował dogadać się raz jeszcze, w 1987 / '88, przed konsekracjami biskupimi, również bezskutecznie, po czym ostatecznie wrócił do retoryki zdecydowanie radykalnej, w której pozostał do śmierci. Pokazuje to więc najlepiej, że zmienność stanowiska nie jest niczym nowym w FSSPX, i że czerpią oni przy tym od swojego założyciela. Jednak pytanie, co zrobił by abp. Lefebvre dziś, gdyby widział to co teraz się dzieje, jest otwarte, i pozostawia wiele możliwości. Wskazówką powinny być jednak słowa Lefebvra wypowiedziane na niedługo przed śmiercią, czyli będące niejako jego testamentem duchowym: 
Nie pojmujemy w ten sam sposób pojednania. Kardynał Ratzinger widzi je w znaczeniu sprowadzenia nas, przyprowadzenia nas do Soboru Watykańskiego II. My, my widzimy je jako powrót Rzymu do Tradycji. Nie rozumiemy się. To dialog głuchych. Nie mogę dużo mówić o przyszłości, ponieważ moja jest [już] za mną. Ale jeśli jeszcze pożyję trochę, i zakładając, że w rok od dziś Rzym zawoła, że będą chcieli znowu się z nami spotkać, ponownie porozmawiać, wówczas to ja będę stawiał warunki.(*) 
Nie zgodzę się już być w sytuacji, w której znajdowaliśmy się podczas rozmów. Koniec z tym! Zadam pytanie na płaszczyźnie doktrynalnej: „Czy zgadzacie się z wielkimi encyklikami wszyskich papieży, którzy was poprzedzili? Czy zgadzacie się z Quanta Cura Piusa IX, Immortale Dei, Libertas Leona XIII, Pascendi Piusa X, Quas Primas Piusa XI, Humani generis Piusa XII? 
Czy wy jesteście w pełnej komunii z tymi papieżami i ich twierdzeniami? Czy jeszcze przyjmujecie przysięgę antymodernistyczną? Czy zgadzacie się ze społecznym królowaniem Pana Naszego Jezusa Chrystusa? Jeśli nie przyjmujecie doktryny waszych poprzedników rozmawianie jest bezużyteczne. Dopóty, dopóki nie zaakceptujecie zreformowania soboru, biorąc pod uwagę doktrynę tych papieży, którzy was poprzedzili, nie ma możliwości dialogu. To bezużyteczne.” 
[...]
† Marceli Lefebvre, wrzesień 1988
Za: Fideliter nr 66 (wrzesień-październik 1988), s. 12-14.

Od 1988 r. wszystko było więc jasne, „warunek” jeden: albo Rzym się nawróci na doktrynę tradycyjną, albo w ogóle nie ma sensu dyskutować. Nie ma najmniejszej mowy o porozumieniu praktycznym. Po prostu nawet żadnej dyskusji. Współczesne [Neo]FSSPX zdradziło więc swego założyciela, i nie jest już nawet godne tej nazwy. Jest w pełnym znaczeniu tego słowa "hańbą Tradycji" ; towarzystwem obłudników, hipokrytów, zdrajców i ignorantów, zmiennych jak chorągiewki na wietrze, dopasowujących się do otoczenia, i kolaborujących z śmiertelnym wrogiem Wiary. Jest to to środowisko o charakterze stricte sekciarskim, w którym nie liczy się obiektywna Prawda, a jedynie aktualne stanowisko i linia organizacji, która rości sobie prawo do bycia "surogatem Magisterium Kościoła", jak słusznie określił to Wiel. x. Antoni Cekada (tekst tutaj). Subiektywne zdanie "guru" (czyt. Przełożonego Generalnego) jest w tym systemie ważniejsze od nauczania rzekomo uznawanych przez nich "papieży". To władze FSSPX decydują, kiedy i w jakim zakresie należy słuchać "papieża", a kiedy nie. To oni czynią sami siebie urzędem nauczycielskim Kościoła, którego zadaniem jest przesiewanie nauki rzekomych "papieży" (a więc tych do których należeć powinna prawdziwa władza i autorytet w tym zakresie). Historia Kościoła nie zna chyba drugiego przykładu takiej zaciekłej przewrotności, obłudy i hipokryzji, takiego jawnego fałszowania rzeczywistości.

W sumie w tej perspektywie bardzo pocieszającym zdaje się być fakt, że już wkrótce FSSPX zostanie wchłonięte, wessane i przetrawione przez modernistyczny Neokościół, stając się jego integralną częścią. De facto dzieje się to już od kilku lat, w ostatnim czasie jest potwierdzone coraz bardziej oficjalnie przez rzymskich "hierarchów" na czele z panem Bergoglio, który przyznał im władzę odpuszczania grzechów oraz błogosławienia małżeństw, a więc zwyczajną jurysdykcję, co w praktyce oznacza uregulowanie ich statutu kanonicznego, i zniesienie suspensy (choć nie zostało to wyrażone bezpośrednio). Czekam jednak wciąż na prawną-kanoniczną regulację i oficjalne - de jure - nadanie im statusu w Neokościele, czyli wciśnięcie ich w struktury Novus Ordo, co będzie ostatecznym i oficjalnym nałożeniem im kagańca (szczekać przestali już dawno, więc to będzie już tylko formalność). Może wówczas, część zwiedzionych przez nich ludzi - xięży i wienych - którzy im zaufali i do dziś, mimo tych wszystkich faktów, cały czas im ufają, przejrzy wreszcie na oczy i nawróci się na pełnię integralnej, niezmiennej i nieodwołalnej Prawdy katolickiej. Daj dobry Panie Boże, tak jak kiedyś dałeś  tą łaskę mnie!

Michał Mikłaszewski
14 sierpnia 2019 r. - w wigilię Wniebowzięcia N.M.P.

2 komentarze:

  1. Oryginał (opu. 10 sierpnia br.):
    https://radioplus.com.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=39766&Itemid=798

    Przedruk (opu. 12 sierpnia br.):
    https://ekai.pl/radom-150-osob-idzie-w-pieszej-miedzynarodowej-pielgrzymce-tradycji-katolickiej-na-jasna-gore/

    No ale to przecież moderniści się ciepło wyrażają o Bractwie. Nieważne, że relację dokonał i ją opublikował świecki dziennikarz ze świeckiego Radia Plus, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż to za różnica czy się coś napisało, czy tylko przedrukowuje. Kiedy ja coś umieszczam na moich stronach, to znaczy że się z tym utoższamiam, no chyba że zamieszczam wyraźny komentarz, w którym wyrażam moje zdanie, wykazuje błędy i ostrzegam. Jeśli nie, to znaczy że uważam coś za dobre i chwalebny. Inaczej bym tego nie promował, bo Religia Katolicka zabrania mi promowania błędu. Poza tym Radio Plus wcale takie świeckie nie jest. Od dawna wiadomo że jest związane z modernistami. Skoro eKAI to przedrukowało bez żadnych zmian ani komentarza od redakcji, tzn że się z tym utoższamia, a więc że TAK : wyraża się pozytywnie o bractwie. No chyba że redakcja eKAI ma schizofrenię, i co innego myśli, a co innego robi. Zresztą u modernistów jak i lefebrystów to jest norma, więc w sumie to mnie to nie dziwi...

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.