"Blisko godz. 16 Franciszek pojawił się w oknie. Wśród pielgrzymów wybuchła euforia. "Do widzenia" - powiedział po polsku. W tym momencie uderzył piorun i niebo rozbłysło. Następnie rozpętała się burza. Jeszcze chwilę ludzie stali pod parasolkami, potem bardzo szybko zaczęli opuszczać Franciszkańską. Część z nich schroniła się w auli pobliskiej bazyliki franciszkańskiej".
Za: PAP/bp
Dokładnie taki widok zobaczyłem wczoraj na własne oczy, kiedy po katolickiej Mszy św. bez una cum z heretykiem Bergoglio, na ul. Sarego 18/2, w Rzymsko-katolickim oratorium Matki Boskiej Królowej Polski, udałem się najpierw na niedzielny obiad ze znajomymi, na Stare Miasto, a następnie, z czystej ciekawości, poszliśmy na ul. Franciszkańską, na plac przed bazyliką św. Franciszka z Asyżu, na przeciwko Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Udaliśmy się tam aby na własne oczy zobaczyć największego heretyka naszych czasów, postać bez wątpienia wyjątkową i historyczną, która zapisze się niczym Luter czy Kalwin na czarnych kartach historii świata...
Widać było od razu przede wszystkim pogardliwe wręcz podejście modernistów do swoich wiernych... Ludzie gromadzili się na placu już ok godz. 13, kiedy jeszcze szliśmy na obiad. Cały teren był ogrodzony barierkami i strzeżony przez policję i wojsko. Kraków wyglądał w tym dniu niczym oblężone, lub okupowane miasto... Aby dojść przed Bazylikę, trzeba była zrobić dużą pętlę przez planty, i przejść przez policyjną kontrolę, prawie jak przy wejściu na stadion czy inne tego typu miejsce... Wejście frontowymi drzwiami do bazyliki było w ogóle nie możliwe, aby móc wejść się pomodlić należało iść przez krużganki klasztorne, wejściem od strony pl. Wszystkich Świętych.
My przyszliśmy na plac przed pałacem ok godz. 15 , gdyż w telewizji sugerowali że o tej porze Bergoglio powinien się pojawić w oknie... Jednakże moderniści jak zwykle mieli gdzieś wiernych oczekujących swojego "papieża"... Mimo okrzyków, klaskania i innych oznak, którymi tłum próbował wywabić swego idola, nie było przez dłuższy czas żadnej reakcji. Zresztą wielkich tłumów nie było. Krakowianie byli widocznie całkowicie nie zainteresowani spotkaniem z arcyheretykiem. Plac nie był wypełniony nawet w połowie. Było tam może z tysiąc osób, może nawet mniej. Wyglądało to jak festyn dożynkowy w remizie strażackiej, a nie jak spotkanie z rzekomą Głową Kościoła... Gdyby to był prawdziwy Papież, wierni oczekiwali by na niego w modlitwie i zadumie, ewentualnie na śpiewie pobożnych pieśni religijnych, a atmosfera tam panująca przypominała raczej mecz piłkarski. Na środku stał prowadzący, niczym jak na stadionowej żylecie, który skandował okrzyki, a cała reszta darła się za nim jak opętana. Ciężko było w ogóle stwierdzić co oni krzyczą, przez dobre pół godziny wrzaski były całkowicie nie zrozumiałe, tak że trzeba było się domyślać, z marnym skutkiem, ich treści...
Za każdym razem, kiedy ludzie ze zniechęcenia zaczynali się rozchodzić, moderniści robili jakiś głupi gest żeby ich zatrzymać. Najpierw w oknie obok zaczęli rozstawiać kamery, potem pokazał się na chwilę Dziwisz, później zapalili światło, a następnie, gdy już powoli zaczynało kropić, otwarli okno... Łącznie moderniści przeciągali akcję aż do godz. 16, kiedy już padało, Luter naszych czasów pokazał się łaskawie w oknie. Kiedy tylko się pokazał, deszcz zaczął lać coraz mocniej, a pioruny grzmiały w całej okolicy. Jak zwykle nie powiedział nic ciekawego, łącznie mówił ok 2 minuty, i ani razu w jego wypowiedzi nie padło słowo "Bóg"... Kiedy udzielał "błogosławieństwa", żaden z wiernych, którzy uznają go za "papieża", nawet nie przyklęknął... Na koniec Bergoglio oczywiście nie pożegnał się po katolicku, tradycyjnym, polskim "Szczęść Boże", czy "Z Panem Bogiem", lecz jak poganin, powiedział "do widzenia"... W tym samym dokładnie momencie, w sam środek Pałacu Arcybiskupów Krakowskich uderzył piorun, jasna błyskawica rozświetliła całe niebo, a ogromny huk rozległ się po całej okolicy. Wokół zapadła totalna cisza, a z nieba zaczęła lać się struga deszczu. Tłum zaczął w pośpiechu uciekać z Placu Franciszkańskiego, a deszcz stawał się coraz silniejszy. W parę minut zmienił się w burzę stulecia, która rozpętała się w całej południowej Polsce, i zakończyła się podtopieniem wielu miast i miasteczek, zalanymi drogami i budynkami, połamanymi drzewami, i wieloma innymi zniszczeniami....
Tylko ślepy lub głupi nie widział by tych oczywistych znaków Bożego gniewu... Za wszystkie świętokradztwa i bluźnierstwa popełnione w czasie ŚDM, za demoralizacje i ogłupianie młodzieży, za robienie z Rzymskiego Katolicyzmu fałszywej, heretyckiej, modernistycznej, liberalnej, ekumeniackiej, katolicko-reformowano-rozrywkowej sekty Novus Ordo, która z katolicyzmem nie ma nic wspólnego poza nazwą... Za te wszystkie tańce w kościele, i w czasie tzw. "mszy" novus ordo, za demoralizacje i zgorszenie moralne, popieranie zboczeń i dewiacji, za relatywizm moralny, niszczenie tradycyjnego, nierozerwalnego małżeństwa i ideału rodziny katolickiej, namawianie do przyjmowania imigrantów i szerzenie multikulturalizmu oraz marksizmu i innych zboczeń dzisiejszego świata... Dzisiejszy zepsuty, zachodni, liberalny świat zalewa fala islamu. Nie jest mi ani trochę żal zachodniej Europy. Odrzuciła Chrześcijaństwo, czyli fundament na którym wyrosła, a więc teraz zaleje ją islam. Jest to miecz Bożej sprawiedliwości za jej grzechy... Oby ta sama kara nie spadła jednak również i na nas, i naszą Ojczyznę, za to że gościliśmy tutaj największego obecnie heretyka, i wroga Kościoła Chrystusowego i całego Chrześcijaństwa. Oby jednak Bóg zlitował się nad nami, gdyż nie są winni ci biedni, młodzi, ogłupieni ludzie, którzy przyszli tam w dobrej wierze, lecz fałszywa hierarchia, wilcy w owczych skórach, którzy ich ogłupili i zwodzili... Niech ten mały przedsmak Bożego gniewu, jaki mogliśmy wczoraj zobaczyć w Krakowie, będzie dla nas czytelnym znakiem, i przestrogą, czym może skończyć się zaprzaństwo całych Narodów przeciw Wierze Świętej Katolickiej i prawdziwemu, Świętemu Kościołowi. Nie ma bowiem przypadków, są tylko znaki... To że Bergoglio dwa razy przewrócił się, raz na Jasnej Górze, kiedy "nie potrafił" przyklęknąć przed Naszą Panią w Jej cudownym wizerunku, i raz podczas odprawiania "mszy", kiedy "nie potrafił" przyklęknąć przed ołtarzem, to również był wyraźny znak od Pana Boga, który sam rzucił go na ziemię przed swym Majestatem! Tak samo z tym piorunem i burzą, ktoś może powiedzieć: "przypadek", "przecież to tylko burza...". Jednak człowiek taki jest człowiekiem małej wiary... My wiemy bowiem, że nie ma czegoś takiego jak "przypadek". Wszystko dzieje się tylko z woli Bożej lub z dopustu Bożego. Bez Jego woli lub dopustu nic na tym świecie nie mogło by się wydarzyć... Pan Bóg przez takie znaki jasno pokazuje nam swoją Świętą Wolę. Ewangelia jasno mówi nam, że kiedy przyjdzie wielkie odstępstwo od wiary, będą też liczne znaki na niebie i na ziemi. Nie wątpliwie te czasy własnie nastały, a my jesteśmy świadkami tego. Musimy wytrwać w prawdzie, bo jak mówi Chrystus Pan - "kto wytrwa do końca, ten zbawiony będzie". Zbawiciel zastanawiał się, czy "gdy przyjdzie Syn Człowieczy, czy znajdzie Wiarę na Ziemi.". Mówił też, że "zwiedzeni zostaną, jeśli być może, także i wybrani...". Módlmy się, aby te słowa nie nas dotyczyły, trwajmy w Świętej Wierze i Tradycji Katolickiej, nie dajmy się zwieść modernistycznej sekcie, podszywającej się pod nasz Święty, Katolicki Kościół!
Niech Najświętsza Maryja Panna, nasza Pani i Królowa, która "wszystkie herezje sama zniszczyła na całym świecie", wstawia się za nami u Boga, i nie pozwoli naszemu Narodowi na całkowite odejście od Wiary Świętej i Kościoła Bożego! A Bóg Wszechmogący niech się da przebłagać za wszystkie świętokradztwa i bluźnierstwa, jakie miały miejsce w naszym Kraju w ostatnich dniach.
Kyrie eleison !!!
Michał Mikłaszewski