KS. KEVIN VAILLANCOURT
Redaktor "The Catholic Voice"
––––––––
Bliżej obznajomieni z wewnętrznymi procedurami papieskiego konklawe wiedzą, że gdy w końcu kandydat otrzyma wymaganą liczbę kwalifikowanych głosów i po tym jak przyjmie dokonany wybór, to stawia mu się bardzo ważne pytanie: Jakie imię sobie wybierasz? W tym momencie papież-elekt staje przed pierwszą poważną decyzją, gdyż uważa się, że wybór imienia może nam dużo powiedzieć o sposobie myślenia nowego papieża oraz o tym, czego należy oczekiwać po nim w przyszłości.
Cel mojej pracy nie dotyczy spekulacji na temat wyboru imienia Benedykta XVI, którego dokonał "kardynał" Ratzinger. Chciałbym raczej dokonać przeglądu określeń nadawanych mu przez religijne i świeckie media na całym świecie, z którymi on sam niekoniecznie mógłby się zgodzić, a które jednakże "przylgnęły" do niego od chwili, gdy jego nazwisko zaczęto wymieniać w kontekście jego wyboru na następcę Jana Pawła II. Czytelnik zapewne słyszał, jak raz po raz określano go jako tradycjonalistę i konserwatystę. U niektórych tytuły te wzbudzały obawę, nienawiść i pogardę, ponieważ w ich mniemaniu nowy Benedykt XVI miał oznaczać koniec ich własnych postępowych działań. Z drugiej strony, istnieje wielu takich, którzy oczekują po następcy Jana Pawła II postawy "twardej ręki" wobec "liberałów" w Kościele. "Ostatecznie Benedykt XVI jest konserwatystą" – mówią. Jeszcze inną grupę te określenia napawają nadzieją, że być może będzie to człowiek, który odnowi Kościół i przywróci Jego tradycyjne nauczanie i liturgię. "Ostatecznie jest on tradycjonalistą" – mówią. Nie chciałbym dla tych wszystkich kategorii ludzi okazać się heroldem złych wiadomości, ale nowy Benedykt XVI nie spełni żadnego z tych oczekiwań, a opieram swoje twierdzenie na znajomości jego licznych publicznych przemów i pism powstałych od czasu rozpoczęcia jego kariery w Rzymie. Dobrze obrazują to słowa wypowiedziane do Piotra na dziedzińcu Kajfasza podczas przesłuchania Pana Jezusa przed sanhedrynem: "Mowa twoja cię zdradza" (Mt. 26, 73).
Dla nadania odpowiedniego tonu reszcie mojego artykułu pozwolę sobie zacytować fragment artykułu wstępnego, jaki ukazał się 30 września 2003 roku, w dzienniku The Washington Times:
"Kardynał Joseph Ratzinger, drugi z najpotężniejszych urzędników Watykanu, był podczas Soboru (Vaticanum II) radykalnym lewicowym teologiem, ale teraz jest uznawany za najbardziej konserwatywnego z kardynałów. Jego Eminencja przyznał, że w ciągu czterech dekad nie przesunął się na prawo, lecz że to świat na tyle skręcił w lewo, że nawet ktoś o tak postępowych jak on przekonaniach może uchodzić za tradycjonalistę. To samo dotyczy wszystkich kardynałów nominowanych przez Jana Pawła II, z tą różnicą, że są oni nawet bardziej liberalni niż kardynał Ratzinger. To właśnie to kolegium dokona wyboru następnego papieża" (s. A20).
Ten pochodzący ze świeckiej gazety opis jest bardzo odkrywczy – dowiadujemy się z niego może nawet więcej niż spodziewalibyśmy się przeczytać lub usłyszeć o tym człowieku. Swoimi własnymi słowami nowy Benedykt XVI przyznaje, że nie jest "konserwatystą" w powszechnym rozumieniu tego słowa, jakie ma ono w politycznych a nawet religijnych sferach. Nie jest także "tradycjonalistą" według tych samych standardów. Wydaje się, że musimy zdefiniować pojęcia "konserwatywny" i "tradycyjny" zgodnie z powszechnym religijnym (nie politycznym) rozumieniem tych terminów, aby nie pogubić się próbując zrozumieć ogromną ilość pochwał, jakimi media zarówno świeckie jak i kościelne obsypały nowego lidera neokościoła. Musimy zdefiniować te słowa właściwie, podkreślam to z naciskiem, ponieważ sam fakt, że w kółko powtarza się je by bardziej łatwowierni wchłonęli je w siebie, podpowiada mi, że wkrótce wielu raczej naiwnych katolików uwierzy we wszystko, co słyszy i następnie wpadnie w niezwykle przemyślną pułapkę zastawioną przez modernistów – pułapkę, która uwięzi ich w modernistycznym kościele, daleko poza Kościołem rzymskokatolickim.
Jeżeli chodzi używanie przez środki masowego przekazu pojęć "konserwatysta" i "tradycjonalista" wobec nowego Benedykta XVI, to dość łatwo określić w jakim rozumieniu funkcjonują one w powszechnej świadomości. Jednakże fakt, że możemy powiedzieć w jakim sensie powszechnie funkcjonuje definicja tych terminów ukuta przez środki masowego przekazu, to jeszcze nie oznacza to, że doszliśmy do ich właściwej definicji, gdyż użycie słów "konserwatysta" i "tradycjonalista" różni się od tego, jakie zwykle bywa stosowane w kołach religijnych. Świeckie media, pozostające pod wpływem modernistów, z którymi przeprowadzają wywiady, nigdy nie mogą przedstawić poprawnej, nie-politycznej, nie-modernistycznej definicji tych terminów i jest to w wielkiej mierze spowodowane tym, że są świeckie i przykładają mało uwagi do spraw religii. Na przykład, kiedy słyszymy słowo tradycyjny przywołane w kontekście życia "kardynała" Ratzingera i doktryn przez niego głoszonych, to środki masowego przekazu twierdzą, że jest on "tradycjonalistą", ponieważ opowiada się "za życiem": w znaczeniu, że jest przeciwny przerywaniu ciąży i eutanazji, a nawet karze śmierci. Włączają także w tę definicję jego publiczne stanowisko wobec takich problemów jak homoseksualizm, "małżeństwa homoseksualne", a nawet święcenia kobiet. Mówi się nam, że jest on reprezentantem "twardej linii" (myślę, że można by tu użyć słowa konserwatywnej) pozostając w opozycji do "liberałów" neokościoła, co wywołuje spekulacje, że będzie być może, "silnym papieżem" w stylu Jana Pawła II. I jeżeli czytelnik myśli, że Jan Paweł II był "konserwatystą" albo "tradycjonalistą", to znaczy, że uległ złym wpływom świeckich mediów i nie zna zbyt dobrze tradycyjnych doktryn Kościoła rzymskokatolickiego.
Ratzinger oficjalnie pojawił się w Rzymie podczas Drugiego Soboru Watykańskiego. Działał wtedy jako peritus (teologiczny "ekspert") przy boku niemieckiego kardynała Josefa Fringsa z Kolonii. Liczni autorzy wspominają o jego wpływach podczas Vaticanum II, przejawiających się w sterowaniu kierunkami publicznych dyskusji, jak również samych dokumentów soborowych. John Mallon, pisząc w internetowym wydaniu Inside The Vatican z 18 kwietnia 2005 roku, dokonuje następującej obserwacji:
"Można spotkać ludzi, którzy twierdzą, że Jan Paweł II i kardynał Joseph Ratzinger «zahamowali» «otwartość» «zapoczątkowaną przez Sobór». To także jest nonsens. Młody biskup Wojtyła i młody ksiądz Ratzinger byli jednymi z architektów Soboru, a Wojtyła miał niemały wkład w napisanie dokumentów Vaticanum II".
"Biskupi są następcami Apostołów, a zatem są właściwie ukonstytuowani kolegialnie jako kolegium biskupów oraz jako sukcesorzy kolegium apostolskiego... Prymatu Papieża nie należy rozumieć na wzór monarchii absolutnej, jak gdyby Biskup Rzymu był niczym nieograniczonym monarchą nadprzyrodzonego wspólnotowego bytu, Kościoła nie posiadającego centralnej konstytucji".
Kłopot w tym stwierdzeniu polega na tym, że Jezus Chrystus założył na Piotrze Swój Kościół jako absolutną monarchiczną społeczność i Tradycja uczy, że Apostołowie w praktyce uznali ten fakt. Co więcej, zarówno Sobór Florencki jak i Sobór Watykański z 1870 zawyrokowały, że prawda o monarchicznej strukturze Kościoła jest doktryną de fide – tj. nauką wiary (Denzinger 694 & 1822). Ratzingerowska "doktryna" "kolegialności" jest sprzeczna z dogmatem naszej Wiary, a zatem jest heretycka. Jednakże właśnie to ratzingerowskie pojęcie "kolegialności" dominuje w nauczaniu Vaticanum II oraz dzisiejszego neokościoła.
Przechodząc do późniejszego okresu, gdy "kardynał" Ratzinger przewodniczył Kongregacji Nauki Wiary (dawne Święte Oficjum), zauważamy, że wykorzystał on okazję by jeszcze wyraźniej zademonstrować swoje modernistyczne, postępowe inklinacje:
- 28 maja 1992 roku, Kongregacja Nauki Wiary wydała oficjalny komunikat, ogłoszony z rozporządzenia Jana Pawła II, potwierdzający (błędną) "teologię Wcielenia", która została rozwinięta przez soborowe dokumenty Lumen gentium i Gaudium et spes, a później została wyłożona w pierwszej encyklice Jana Pawła II, Redemptor hominis. "Teologia Wcielenia" uczy, że cały ród ludzki, niezależnie od jego stanu duszy, pozostaje w niewidzialnej wspólnocie z Ojcem, przez Chrystusa i w Duchu Świętym. Do tej "niewidzialnej łączności" dochodzi, dlatego, że wszyscy, którzy posiadają ludzkie ciało są zjednoczeni z Chrystusem na mocy faktu, że sam Chrystus przybrał ludzkie ciało w momencie Wcielenia. Wynikiem tego jest, że wszyscy ludzie są "nosicielami boskiej natury", czegoś, co ustala "związek między niewidzialnymi i widzialnymi elementami kościelnej wspólnoty". W Liście do biskupów Kościoła Katolickiego o niektórych aspektach Kościoła pojętego jako komunia w 7 paragrafie "kardynał" Ratzinger definiuje Kościół Chrystusa w taki sposób: "Kościół Chrystusowy, który w Symbolu Apostolskim wyznajemy jako jeden, święty, katolicki i apostolski, jest powszechnym Kościołem, tzn. ogólnoświatową wspólnotą uczniów Pana, uobecniającą się i działającą pośród różnych osób, grup, czasów i miejsc". A w paragrafie 9 mówi się nam, że "Kościół powszechny jest więc ciałem kościołów". A zatem dokument ten nie utożsamia Kościoła powszechnego wyłącznie z Kościołem rzymskokatolickim, lecz uważa go za pewien rodzaj "super-kościoła", do którego należą wszystkie inne, wśród których jedne posiadają więcej prawdy niż inne. Właśnie tę doktrynę wykorzystano do usprawiedliwienia (w 11 paragrafie) poglądu, że ta "jedność" kościołów jest "zakorzeniona w eucharystii" nawet, jeśli odnajdujemy ją tylko w "połowicznym" kształcie w niekatolickich kościołach. Sugerowałbym moim czytelnikom by zapoznali się z prawdziwą doktryną Mistycznego Ciała Chrystusa studiując encyklikę Papieża Pius XII o tym samym tytule, aby nie paść ofiarą modernistycznych błędów.
- W sierpniu 2000 roku, ta sama kongregacja wydała dokument Dominus Jesus, który do dzisiaj jest uznawany za przykład "tradycyjnego" stanowiska Ratzingera, że katolicki Kościół jest jedynym środkiem zbawienia. W rzeczywistości, dokument ten wykłada nowoczesną wersję "teorii kościołów siostrzanych" ("branch theory"): "Kościoły partykularne, choć odseparowane od siebie, są jednym z uwagi na wspólną relację do jedynego, prawdziwego Kościoła lub Mistycznego Ciała Chrystusa i przez ich związek z nim". Święte Oficjum, 16 września 1864 roku, zakazało katolikom brania udziału we wszelkich organizacjach promujących tę herezję. Deklaracja Dominus Jesus wyjaśnia nową teorię następująco: "Kościół ten (uniwersalny «super-kościół» opisany powyżej – przyp. ks. KV), ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, trwa w (subsistit in) Kościele katolickim, rządzonym przez następcę św. Piotra i przez biskupów pozostających z nim we wspólnocie" (podkreślenie – ks. KV). Deklaracja Dominus Jesus definiuje Kościół jako zwykłą organizację, w której Kościół Chrystusa trwa, podobnie jak gałąź drzewa żyje, ponieważ istnieje wraz z pniem całego drzewa. Zapomnij o wszystkim cokolwiek jeszcze mógłbyś w tym dokumencie przeczytać, a co mogłoby się wydawać "konserwatywne" i "tradycyjne"; tego do głębi błędnego nauczania deklaracji Dominus Jesus o Kościele Chrystusowym nie da się objaśnić za pomocą tradycyjnych katolickich pojęć. Z tej przyczyny, prawdziwy katolik musi ją całkowicie odrzucić jako nie mającą żadnej wartości.
- 20 lipca 2001 roku, ta sama kongregacja wydała dokument zatytułowany Wytyczne dla dopuszczenia do eucharystii pomiędzy kościołem chaldejskim a kościołem wschodnim asyryjskim. Można tutaj przeczytać, że "kardynał" Ratzinger, z pełną aprobatą Jana Pawła II, uznaje za ważną "liturgię" asyryjskiego (nestoriańskiego) kościoła i stwierdza, że Chaldejczycy (unici, którzy opuścili kościół nestoriański) mogą teraz brać udział w tej "liturgii", pomimo tego, że przez wieki była ona uznawana za nieważną, ponieważ nie zawierała w swojej anaforze (kanonie) żadnego odniesienia do słów Konsekracji. To pogwałcenie wszelkich elementów tradycyjnej teologii sakramentalnej usunęło doktrynalną naukę o tym, co jako minimum jest konieczne dla sprawowania Świętej Eucharystii. To orzeczenie nie zostało uchylone.
"Pragnę mocno potwierdzić moją determinację by kontynuować zaangażowanie we wprowadzanie w życie postanowień Drugiego Soboru Watykańskiego wzorem moich Poprzedników i w wiernej ciągłości 2000-letniej tradycji Kościoła (!?). W tym roku przypada 40 rocznica zakończenia sesji soborowych. Z upływem lat dokumenty soborowe nie utraciły swojej aktualności; wręcz przeciwnie, nauki w nich zawarte okazują się szczególnie adekwatne w stosunku do nowych potrzeb Kościoła i obecnego zglobalizowanego społeczeństwa".
Jakie zatem słowa będą nam opisywać Benedykta XVI? Czyż o wiele bardziej adekwatne nie będą: "modernista", "postępowiec" i "deprawator Wiary milionów"?
Ks. Kevin Vaillancourt
P.S.
Czy krytykowanie jest niewłaściwe?
The Catholic Voice otrzymało wiele sygnałów od czytelników, proszących o wyrażenie naszej opinii na temat, jaki wpływ będą miały rządy Benedykta XVI na Tradycję i przywrócenie łacińskiej Mszy na świecie. Niektóre publikacje zdecydowanie wskazują na problemy podobne do tych, które naszkicowaliśmy w niniejszym artykule. Inne zalecają, by tradycyjni rzymscy katolicy nie "krytykowali" otwarcie Benedykta XVI, obawiając się zapewne, że zwracanie uwagi na fakty świadczące o tym, jakim to rzekomo Ratzinger był wielkim "Obrońcą Wiary" rozgniewa zarówno jego jak i "watykańską machinę", a przez to stracimy grunt w bitwie o Tradycję. Prawda jest taka, że jeżeli jako katolicy, nie będziemy umieli zidentyfikować błędu bez względu na to gdzie by on nie był i przez kogo by nie był głoszony, to wtedy narażamy na niebezpieczeństwo nasze własne zbawienie, a jednocześnie dajemy gorszący przykład słabym, którzy naprawdę pragną znać tradycyjne katolickie stanowisko wobec takich zagadnień. Czyniąc tak, nie "krytykujemy" po to by wzbudzać niepokój; lecz raczej, jesteśmy uczciwymi ludźmi, którzy pragną trwać u boku Chrystusa i nauki Jego Kościoła.
Artykuł powyższy po raz pierwszy ukazał się w "The Catholic Voice" z czerwca 2005 r., P.O. Box 130, Mead, WA 99021 USA.
Z języka angielskiego tłumaczył Mirosław Salawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.